#1 2014-12-23 16:59:37

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Rozdział 13 - Na granicy śmierci

Rozległ się spory huk. Jaruga miał plan jak pozbyć się niepotrzebnych świadków. Wystrzelenie każdego było wyjściem, lecz nie poszło zgodnie z planem. Celował w Mathiasa, głównego i najważniejszego wroga, który znał prawdę i był powiązany z zabitymi. Osłonił go Osa, który przeczuwał, że jeniec czegoś spróbuje, by uciec. Osa został postrzelony w lewe ramię, ale przez nagły przypływ adrenaliny, nie czuł bólu. Odruchowo wziął do dłoni swoją strzelbę i strzelił oponentowi prosto w głowę. Hałas był na tyle głośny, że ludzie za oknami wpatrywali się w nie oczekując, że wyjaśni się, co się stało. Ula przekazała Roksanie by uciekała głównym wejściem, a owa trójka ucieknie tylnym. Zostawili ciało na podłodze i skorzystali z przejścia. Po przebiegnięciu przez nie, Ula zastawiła drzwi starą komodą. Tylne wyjście doprowadziło ich za budynek, gdzie ludzie zachowywali się inaczej, niż przed mieszkaniem, bali się, że wychodzący z bloku dokonali morderstwa. Ekipa udała się biegiem do swoich kwater, a im bardziej oddalali się od miejsca zabójstwa, tym byli bardziej bezpieczni. Od razu Osa usiadł przy stole z Ulą, Mathias stał przy drzwiach, a Iza była w tym czasie w innym mieszkaniu z Wiktorią i innymi.
(Osa) - rozebrał się do pasa - Będzie bolało?
(Mathias) - do Osy - Jak cholera - żartobliwie
(Osa) - Co ma brzuch do ramienia... To inna warstwa...
(Ula) - położyła komponenty lecznicze - Mathias miał gorszą ranę. Ledwo zatamowałam krwawienie. Trzeba to obejrzeć, co Ty masz.
(Osa) - delikatnie wyprostował rękę - I jak?
(Ula) - patrzyła na sączącą się krew - Kula przebiła ci ramię na wylot... Spróbuj poruszać...
(Osa) - poruszył - Kurwa... - z bólem
(Ula) - A palcami możesz?
(Osa) - ruszył palcami - Daję radę... - zacisnął zęby - Kurwa, jak to kurwa boli...
(Ula) - Wydaję mi się, że żaden nerw nie ucierpiał, choć było blisko. Jaki to kaliber?
(Osa) - Nie miałem czasu patrzeć na to, czym do mnie strzela... - poczuł większy ból
(Ula) - przyłożyła gazę nasączoną wodą utlenioną - Dobrze sobie radzisz...
(Mathias) - spojrzał na kapiącą krew - Zatamuj też potok z tyłu...
(Ula) - trzymała gazę przy przednim ramieniu - Nie mam więcej rąk, może pomożesz?
(Mathias) - Zwykle wolałem mieć kontakt tylko ze swoją krwią... Pamiętacie smarowanie?
(Ula) - A jakby Iza była ranna, nie pomógłbyś? No chodź, bierz gazę, polej trochę wody utlenionej i przytrzymaj w miejscu krwawienia. Potem sama go zawinę.
(Mathias) - podszedł do stołu - polał na gazę trochę wody
(Ula) - do Osy - Trzymasz się?
(Osa) - Jak na gościa z dziurą w ramieniu... Zajebiście...- spojrzał na czerwoną gazę - Mathias, jak było z tobą? Pierw jest omdlenie?
(Mathias) - Pierw jest osłabienie... Potem tracisz świadomość...Blyat, straciłem sporo krwi...
(Ula) - Mathias, podaj to - wyciągnęła rękę
(Mathias) - podał nasączoną gazę - Obfite krwawienie...
(Ula) - Jak zatamujesz z tyłu, pójdzie szybciej...
(Mathias) - powtórzył czynności - przyłożył gazę do tylnej części ramienia
(Osa) - Kurwa... - poczuł ból - Ogień piekielny...
(Mathias) - Co teraz?
(Ula) - Tak przez kilka minut musimy go tamować. Potem owinę ranę i powinno się goić. Nic więcej na te warunki nie zrobię. Normalnie to jeszcze jakąś maść się daje na opatrunek, ale nie mam jej.
(Osa) - Jest ok... Przeżyję...
(Ula) - Szczęście, że mieliśmy jeszcze resztki starych zapasów, plus to co Alona, jak spotkałam ją w mieście.
(Osa) - Spotkałaś ją, wtedy jak Ciebie nie było? To wszystko jasne...
(Ula) - Nie jest jej łatwo, mało kto rozumie jej język... Planują opuścić Gdańsk, tylko nie powiedziała kiedy...
(Mathias) - Była z tobą Wiki?
(Ula) - Zgadłeś. Alona pytała czy gdyby coś, czy byśmy pomogli im uciec.
(Mathias) - Nie mogą odejść?
(Ula) - Można wejść, ale wyjść za pozwoleniem. Chcą przynajmniej do końca roku zostać. Ja bym pomogła, ale nie wiem jak.
(Osa) - żartobliwie - Mamy im podkopać tunel pod miastem?
(Ula) - Chodziło im pewnie, by pod pretekstem wyprowadzić ich.
(Mathias) - Joanna gadała o wyprawie, może wtedy?
(Ula) - Za szybko, to jeszcze w tym roku zapewne... Pomyślimy potem. Mamy coś ważniejszego. Nie przeczuwałam, że do tego dojdzie...
(Osa) - Ja przeczuwałem... Ociągał się i próbował wykorzystać jak najwięcej czasu, by przygotować broń i naboje. Słyszałem jak ładował po kryjomu amunicje. Dokładnie trzy kule, mieliśmy tam zginąć wszyscy. On zapewne wymyśliłbym jakąś bajeczkę, że chcieliśmy go zabić... Mathias, starałem się... Widzisz do czego się musiałem posunąć...
(Mathias) - Nie musiałeś, przyjąłbym na siebie cios... To o mnie chodziło...
(Osa) - Możliwe, ale nie mogłem tak tego zostawić...
(Ula) - Przestało u mnie krwawić, Mathias?
(Mathias) - Jeszcze krwawi...
(Ula) - wstała - sięgnęła opatrunki z bandażem
(Osa) - odetchnął - Mathias, jest ok... Możesz odejść...
(Ula) - zaczęła owijać ramię Osy
(Mathias) - wstał
(Osa) - zaczął widzieć niewyraźnie - Kurwa... Nic nie widzę...
(Ula) - Nie, to szok... To przejdzie... Organizm się osłabił...
(Osa) - Pomóżcie mi wstać...
(Ula) - Mathias, otwórz drzwi, zabiorę go do siebie. Ty zostań tutaj i nie mów nic Izie co się stało... - pomogła Osie wstać
(Mathias) - otworzył drzwi - Sama się zorientuje.
(Ula) - Ja jej to powiem. Mi to wypada powiedzieć - wyszła
(Mathias) - usiadł na łóżku - do siebie - Możecie spoczywać w spokoju. On już nikomu nie zagrozi. Żałuję, że sam tego nie zrobiłem... Jednak powstrzymała mnie przyjaźń, coś czego mi za młodu brakowało, a teraz ją zyskałem... Byłem krok od śmierci, uniknąłem jej znowu. Oni dla mnie walczą. Naprawdę uważają mnie za kogoś więcej niż zwykłego człowieka. Coś, czego nie doświadczyłem także wcześniej - zaśmiał się - Uśmialiby się teraz ci kretyni, co wprowadzili mnie w depresję w gimnazjum. Uśmialiby się, że dałem radę. Okrutna prawda w Apokalipsie dała mi chęci, aby walczyć. Dała chęci innym, by walczyli za mnie. Teraz nie mam prawa niczego żałować. Tak Mathias... Nichevo blyat ne zheleyu, shto bylo...
(Iza) - Przeszkadzam w rozmyślaniach? - po cichu podeszła
(Mathias) - Jak zwykle, nic takiego. Już wiesz o Osie?
(Iza) - Trochę zrozumiałam, że czegoś nie... Żelujesz co było...?
(Mathias) - spojrzał na Izę - "Niczego nie żałuję, co było".
(Iza) - Co znaczy "blyat"?
(Mathias) - irytacja - Kurwa...
(Iza) - foch - No wiesz... - odwróciła głowę - Musiałeś tak wprost do mnie?
(Mathias) - To słowo to oznacza...
(Iza) - Wybacz, zbyt często słyszałam słowo na K, no i mi się źle kojarzy. Więc, Nichevo blat ne zhelu, shto bylo?
(Mathias) - odetchnął - No... Powiedzmy...
(Iza) - Wracając do Osy, Ula wspomniała, że był postrzał... Coś ci się stało?
(Mathias) - Fajnie, że dopiero w tym momencie pytasz. Mi nic nie jest. Przynajmniej wszyscy żyjemy. Widziałaś Roksanę, ta laska, która była z nami. Uciekała inną drogą.
(Iza) - Nic nie wiem. Nie widziałam Joanny odkąd ją widziałam... Tej dziewczyny tak samo nie widziałam. Może ty powiesz mi co się tam zdarzyło po kolei...
(Mathias) - Mieliśmy go doprowadzić do gościa, co rządzi obozem. Mieliśmy go posadzić za wielobój... Nie przewidzieliśmy, że miał dwa pistolety... Szedł ostatni i wtedy strzelił. Osa mówił, że celował we mnie... Pieprzył cały czas, że facet, co mu kazał jest groźny i się go boi... Nie zdążył powiedzieć kto to... Utknęliśmy w martwym punkcie... Miał racje co do jednego... Martwi nie zdradzają tajemnic...
(Iza) - Morderca twoich dziadków i siostry... Nie żyje, prawda?
(Mathias) - Osa wpakował mu kulkę... Ale to i tak mi nie pomaga... Nie ułatwia mi to życia. Wiem, normalnie powinienem się cieszyć. Sprawiedliwość nastała... Ale nie wiem czemu, nie potrafię uznać tego za skończone...
(Iza) - Lekko się pogubiłeś w swojej zemście. Pewnie chodzi o znalezienie tego dupka, co was wrobił. Chodzi o niego? Kiedy i jego znajdziesz, będziesz jak dawniej? Nie będziesz szukał zemsty? Widziałeś jaki był Mariusz, nie popełniaj jego błędów.
(Mathias) - Nie wiem, co ma być... Wiesz, teraz mi trochę przypominasz Ją...
(Iza) - Natalię?
(Mathias) - Też chcesz bym się zajął czym innym niż tylko ganianiem za jedną rzeczą... Obiecywałem jej wtedy, że wyjdziemy ze wszelkich kryzysów razem. Nic nas miało nie rozdzielić... Miałem zostać ojcem jej dziecka... Godnie żyć do końca, by syn lub córka wiedział wiedziała, jak bardzo ojciec się starał i jakich dziecko mogło mieć dobrych dziadków... - zamknął oczy
(Iza) - Nie wiedziałam... Przepraszam, może za bardzo się staram... Nie chciałam urazić...
(Mathias) - Nie uraziłaś... To miłe, że się przejmujesz mną tak bardzo, jak nikt inny.
(Iza) - Taka rola... Dziewczyny? Mogę się tak już zwać...?
(Mathias) - zdjął chustę - pocałował Izę w usta - Dobra odpowiedź?
(Iza) - odwzajemniła - Tak... Jak sądzisz, jaką byłabym matką? To głupie, ale chciałbym, byś ty był ojcem naszego dziecka... - uśmiechnęła się
(Mathias) - Czy ty jesteś...?
(Iza) - Nie... Jeszcze nie. Nie w tej sytuacji... Jak to się wszystko skończy. Wrócimy do Płocka, zaczniemy od nowa, z naszą dziecinką...
(Mathias) - poleciały łzy - Iza...
(Iza) - Hm?
(Mathias) - To nie ty... Tylko tak to pięknie ujęłaś... A Osa z Ulą zostaną chrzestnymi... - zaśmiał się
(Iza) - A czemu nie? Mi by pasowało.
(Mathias) - Kiedy się wszystko skończy... Oby jak najszybciej. Bym mógł się nacieszyć moją nową rodziną jak najdłużej...
(Iza) - Obiecuję ci, że będzie jak powiedziałam. Przetrwamy oboje, nic nam nie będzie. Wystarczy, że będziemy się trzymać razem. Głupie rozdzielenie sprawiło, że traciliśmy swoich przyjaciół w apokalipsie.
(Mathias) - Życie... Powinienem iść do gościa przyznać się do zabójstwa... Osa nie musi być wyrzucony przez to...
(Iza) - Wtedy odejdziesz ty, a także razem ze mną... Jak ty odejdziesz, ja też...
(Mathias) - Jak Osa się przyzna, wykopią go... Więc Ula za nim pójdzie... Jaki wybór?
(Iza) - Idź razem z nim. Powinno być inaczej, niż byś poszedł sam. Jeśli jest wyrozumiały, pomoże wam nawet może dorwać tego, kogo szukacie.
(Mathias) - Dobrze myślisz, tylko Osa musi leżeć póki co. Audiencję trzeba przełożyć na inny termin...
(Iza) - Poczekamy tyle, ile będzie trzeba - zrobiła żółwika
(Mathias) - odwzajemnił - Innej opcji nie mamy...
02.10.2014, przed siedzibą Dowódcy Gdańska.
Osa wydobrzał na tyle, by móc razem z Mathiasem stawić się na wizycie u założyciela Największego Obozu w Polsce. Przestrzelony w ramię miał grubszą warstwę opatrunków, wychodzących z kurtki, specjalnie ramię nie było nadużywane, aby uraz się nie odnowił. Mathias musiał założyć kaptur od skórzanej kurtki, gdyż śnieg nawracał i pojawił się silny wicher, znany taki jak z sprzed miesiąca. Na złość, kiedy Mathiasowi zagoiła się całkowicie rana na dłoni, Osa musiał być w trakcie leczenia, nieugięty chłopak znów mógł poczuć, że w pełni żyje. Stanęli obaj przed siedzibą dowództwa. Przy wejściu musieli zostać przeszukani przez obstawę, po czym zostali pozostawieni obaj w poczekalni, gdzie musieli czekać na sygnał, by wejść do pokoju, gdzie przebywał tajemniczy głównodowodzący.
(Osa) - Mają bardzo... Dokładne metody przeszukiwań... Niektórych się nawet sam nie spodziewałem. Oby te upokorzenie było warte spotkania z tym bufonem.
(Mathias) - Przynajmniej nie zabrali mi jednego - pokazał ostrze w rękawie
(Osa) - Sądziłem, że sprawdzali wszystko...
(Mathias) - Zapomnieli o jednym miejscu. Jak nastrój?
(Osa) - Do dupy? Gdyby nie te sprawa, siedziałbym z Ulką w pokoju, a nie rozbierał się publicznie przed jakimiś pedofilami...
(Mathias) - Nie zdążyłem ci powiedzieć, ale dzięki...
(Osa) - Za tarczę? Zrobiłbyś to samo... Możesz czuć się zbawiony, jednego kłamcy mniej na świecie. A jak mnie zabraknie, będziesz miał co wspominać dzieciom.
(Mathias) - Czyim?
(Osa) - Twoim... Waszym z Izą...
(Mathias) - Skąd ty to... Ula?
(Osa) - Owszem... Jak ty wylizywałeś rany psychiczne, Iza z Ulą plotkowały, jak to laski... Nie chcąc tego, po prostu usłyszałem. Życzę wam, byście przeżyli, oboje... Byście przetrwali i opowiedzieli kolejnemu pokoleniu jakie trudy znosili ich rodzice. Mniejsza o mnie, mniejsza o pozostałych. Chodzi o ciebie.
(Mathias) - Nie pieprz. Przeżyjesz także. Jeszcze będziesz opowiadał swoim własnym jak to było - klepnął w ramię
(Osa) - odczuł ból - Kurwa...
(Mathias) - Wpadka...
(Osa) - Należało mi się. Miła odmiana, kiedy Ulka mnie nie bije, bo ranny niby jestem.
(Mathias) - Szczerze, co myślałeś jak przyszliśmy do obozu pierwszy raz, chodzi o rodzinę...
(Osa) - Że nikogo nie spotkam, bo nikt nie miał jak się dostać... Złość świata, że nikt z grupy nie odnalazł bliskich... Przynajmniej nikt się nie przyznał, że było inaczej. Mi było prościej myśleć. Mniej się martwiłem, bo wiedziałem, że więcej osób z rodziny nie mogę stracić, bo wszystkich straciłem. Teraz szczerze zostałeś mi Ty i Ulka. Jak stracę ją lub ciebie, to będę miał załamkę...
(Mathias) - Bez szans, Ty i załamka? Ten, co omal nie przypłacił życiem kłótni jeszcze kilka miesięcy temu? Znany byłeś z ryzyka, teraz mniej ryzykujesz?
(Osa) - Nie zauważyłeś tego? Przejąłeś trochę moją rolę. Stałeś się lekko niestabilny. Nie muszę przypominać, że przyłożyłeś ostrze do gardła kolesiowi i byłeś gotowy go zabić. Domyślałem się, że bez litości pozbawisz go oddechu, lecz powstrzymałeś się. Cieszę się, że dobiłem go ja, a nie ktoś inny. To było przeznaczenie. Ja to musiałem zrobić, czyż nie?
(Mathias) - Ja nie zdążyłbym zareagować...
(Osa) - Uznaj to za podwójne szczęście...
(Konrad) - otworzył drzwi - przerwał rozmowę - Ehem?
(Osa) - Czego kurwa?
(Konrad) - Czekacie tutaj na audiencję?
(Mathias) - Mamy pilną sprawę, tylko dowódca może to usłyszeć.
(Konrad) - To pewnie usłyszy to.
(Osa) - Strażnicy gadali, że straszny nerwus i kawał gnoja, który nie potrafi ustąpić.
(Konrad) - Owszem, tak o mnie mówią. Zapraszam - wskazał na wejście
Weszli do pokoju dowódcy obozu, usiedli na ozdobnych antycznych krzesłach, Konrad Wodzisz zasiadł w swoim fotelu. Odruchowo schował do szuflady zdjęcia prostytutek. Wziął do ręki kubek z kawą i upił trochę. Pierwsze spojrzenie skierował na Mathiasa, rozmówcy nawet się nie dziwili z takiego początku konwersacji.
(Konrad) - Tak więc, uznam, że nie jesteście żadnymi bandytami, pozorując się tylko wyglądem jednego z was...
(Mathias) - Nie każdy z zakrytą twarzą jest zły.
(Konrad) - Możliwe, tylko powiedz, po co ci to? Aż tak tu zimno? Normalnie tu dziewczyny przychodzą zabawić ludzi i robią to zwykle w skąpym stroju...
(Osa) - Ma swoje powody, czy to ważne? Powodzi się tobie tutaj... Kawa, dziwki... Bezprawie... Władza dyktatorska...
(Konrad) - Z pierwszymi się zgadzam. Co do bezprawia, praktycznie go nie ma. Mam ludzi, którzy o to dbają. Może świat się zmienił, ale prawo musi być przestrzegane. Nigdy nie próbuj nazywa mnie Dyktatorem, nie znasz mnie na tyle...
(Mathias) - Jesteśmy w sprawie, zabójstwa...
(Konrad) - Z takim czymś to do straży. Ja nie zajmuję się śledztwem. O jakie zabójstwo chodzi, tak z ciekawości...?
(Osa) - Nie pamiętam dokładnie, ale gościu handlował prądem na Starym Mieście...
(Konrad) - Kojarzę, ostatnimi dniami wzrósł piorytet tej sprawy.
(Osa) - Posłuchaj człowieku, to nas wrobiono w to gówno... Ktoś się zemścił na nas, a morderca jest na wolności, z każdym dniem staje się bardziej bezkarny...
(Konrad) - Więc to wy uciekliście z więzienia... Mathias Nosarensky i Mateusz Chmielewski jak mniemam?
(Mathias) - Dużo o nas wiesz.
(Konrad) - Wcale. Tylko tyle, co powinienem. Dla wielu ludzi jesteście zagrożeniem. Czemu mam wierzyć, że was wrobiono i co może mnie powstrzymać przed wywaleniem was za mury?
(Osa) - Chcemy dowieść naszej niewinności. Znajdziemy zabójcę.
(Konrad) - Chcecie się bawić w mataczenie śledztwa? Ostrzegam, to karalne...
(Mathias) - Posadzona nas za coś, czego nie zrobiliśmy. Mieliśmy zgnić w lochu, bo morderca okazał się być sprytniejszy od ciebie, smutne...
(Konrad) - Pogrywasz sobie ze mną... Zresztą... Więc chcecie zapolować i przeprowadzić własne śledztwo... Ciężko mi to zrozumieć. Nie często domniemani zabójcy sami chcą się uniewinnić...
(Osa) - Daj nam wolną rękę, a doprowadzimy oszusta przed twój majestat.
(Konrad) - A mam jakąś gwarancję, że wrócicie w ogóle?
(Mathias) - Nie. Kwestią jest zaufanie. Jeśli złapiemy człowieka, uniewinnisz nas i nie będziemy poszukiwani.
(Konrad) - Ciekawe, a jak zawiedziecie?
(Mathias) - Możesz szykować na nas wyrok.
(Konrad) - Cóż, przekonałeś mnie. Cyrograf mało kto ze mną podpisywał. Cóż, jest osoba, która może wam pomóc. Nie zna was, ale zna waszą sprawę. Ze względu na sprawę, nie mogliśmy podać mu waszych danych, ale też prowadzi śledztwo. Może od niego się czegoś dowiecie.
(Osa) - Czemu nie wspomniałeś na początku?
(Konrad) - Byłem ciekawy, czy będziecie chcieli walczyć do końca.
(Mathias) - Kim jest ten informator...?
(Konrad) - Jego danych też nie mogę podać. Ściany mają uszy. Powinniście spotkać go przy targu, dziś powinien tam być. Rozpoznacie go po kurtce bez kaptura, z automatem na plecach i szramą poziomą na nosie. Skoro chcecie się uniewinnić, macie okazję.
(Mathias) - Czemu nam pomagasz?
(Konrad) - Skoro upieracie się, że was wrobiono, to czemu nie. Macie zakazane mordy i pełne złej przeszłości, ale wam wierzę. Jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć?
(Osa) - Domniemamy, że mordercy mógł pomagać Adrian Jaruga, jeden z twoich ludzi.
(Konrad) - Nie miałem na niego skarg. Bez problemu wypełniał swoje zadania.
(Mathias) - Wielobójstwo mojej rodziny nazywasz zadaniem?
(Konrad) - Co wy mi tu gadacie... Kolejne zabójstwa? Ja mu nie zlecałem nigdy zabójstw... Jak wiecie coś więcej, to mówcie. Postaram się jak najszybciej go ukarać.
(Mathias) - To nie on był winny naszego wrobienia. Pomagał oszustowi w zatarciu śladów. Tyle się dowiedzieliśmy.
(Osa) - Już raczej z nim nie pogadasz...
(Konrad) - wziął oddech - Serio? Zabiliście go?
(Osa) - Bez krętactw. Ja to zrobiłem. Przyszliśmy do niego, by wypytać go, w sprawie zabójstwa rodziny Mathiasa. To było dla niego ważne. Żule spod bramy gadały, że byli ugryzieni, a w więzieniu akta mówiły o zastrzeleniu...
(Konrad) - Nic o tym nie wiem... Nigdy nie kazałem nikomu nikogo zabić... Ale żeby potrójne zabójstwo... Znam akta tej rzezi, ale to było przedstawiane jako humanitarne dobicie ugryzionych, a nie zaplanowany mord.
(Mathias) - To nie było zaplanowane. Mord był przypadkowy. Po prostu byli niewygodnymi świadkami. Czemu? Nie dowiemy się już...
(Konrad) - Trochę rzuciliście mi światła na waszą sprawę... Nic nie obiecuję wam, ale pierw znajdźcie mordercę handlarza, potem pogadamy o uniewinnieniu. Nie możecie opuszczać obozu, inaczej każdy strażnik ma prawo was zaaresztować.
(Osa) - A jak byśmy chcieli wyjść z inną grupą pozbierać zapasy?
(Konrad) - Póki nie oczyścicie swojej opinii, nie możecie wyjść za mury. Po wyjaśnieniu sprawy, róbcie co chcecie. A kto organizuje wyprawę?
(Mathias) - Jedna z naszych koleżanek. Mamy trochę osób w grupie, skład wybierzemy.
(Konrad) - Nie obchodzi mnie po co idziecie. Póki nie narażacie miasta, możecie chodzić gdzie chcecie. Tylko jak sprowadzicie trupy pod obóz, będziecie odpowiedzialni za przyszłe straty w ludziach i zapasach.
(Osa) - Pierdalamento. To koniec rozmowy, idziemy do tego zgreda. Jeszcze tu wrócimy.
(Konrad) - Liczę na to - uśmiechnął się
(Mathias) - Możemy mieć pozwolenie na chodzenie z bronią?
(Konrad) - Nie ma w obozie żadnego zarażonego. Dbamy o to. Nie ma potrzeby. Przymknąłbym oko na pistolety i noże, dla obrony własnej, ale szczególnie wy uważajcie na większe spluwy, za bardzo rzucicie się w tłumie.
(Osa) - Jeszcze jedno, zanim pójdziemy... Kojarzysz kogoś z danymi Natalia Miotk? Ta osoba jest nam znana, szukamy jej od pewnego czasu.
(Konrad) - Nie znam wszystkich osób z obozu. Są randomowi. Jak jest głośno o kimś, wtedy go znam, tak jak poznałem was. Jeśli jej nie znaleźliście, tu nie znajdziecie. Coś jeszcze?
(Osa) - Uznam rozmowę za zakończoną, Mathias, idziemy... - wyszedł
(Mathias) - Dowiedziemy ile nasze słowa są warte - poszedł za Osą
Chłopaki wyszli z siedziby, Osa wreszcie odetchnął po rozmowie z rozmówcą, który nie przypadł mu do gustu. Dwójka miała trop, związany z kimś, kto bada anonimowo sprawę uciekinierów, choć nie znając ich, chce rozwikłać sprawę. Prawdopodobnie chodzi o zapłatę, gdyż za złapanie mordercy, winny może być wart kilkaset naboi. Chęć zarobku nie zmalała w nowym świecie, a wręcz wzrosła w porównaniu do przeszłych czasów złotówki i groszy. Mathias lekko posunął chustę ku dołowi, by na chwilę wciągnąć świeże powietrze, po czym powróciła ona na stałe miejsce. Mathias z Osą skierowali się w stronę targu, gdzie wcześniej przehandlowali pomoc niewieście za kilka naboi. Na miejscu tłumy, każdy szedł w drugą stronę, tak jakby Apokalipsy nie było, jakby świat za murami rozwijał się normalnie. W pewnym momencie zauważyli kogoś stojącego opartego o kolumnę w zimowej czapce. Cień padał na jego twarz, tylko blask lufy broni automatycznej zdradził, że poszukiwaną osobą jest właśnie on. Spojrzał na patrzących z kilkunastu metrów, początkowo ich nie poznał, nie wiedział jak wyglądali ci posądzani o morderstwo. Zbliżyli się trochę, chłopak zrobił tak samo. Wyszedł z cienia. Obie strony wpadły w osłupienie. Mathias spojrzał na niego, wyostrzył mu się wzrok błyskawicznie, nie był przygotowany na to spotkanie. Osa wręcz przeciwnie, czuł złość i niezadowolenie. Nieznajomym obserwatorem okazał się być Mariusz. Człowiek, którego jakiś czas temu grupa zostawiła na szlaku przy Malborku. Wpadł w amok i próbował zgładzić Mathiasa i Wiktorię, lecz został ogłuszony i pozostawiony samemu sobie na zimnej zamkowej płycie z krwawiącą raną i uszkodzonym nosem. Pierwsze co próbował zrobić Osa, to dołożyć staremu znajomemu w twarz, Mathias go powstrzymał.
(Mariusz) - Nie może być...
(Osa) - Jeszcze ciebie tu brakowało...
(Mariusz) - Spodziewałem się, że tak reagujecie... To wy macie problem?
(Osa) - Zaraz ty będziesz go miał... Fucker...
(Mariusz) - Źle zrozumiałeś. Byliście w więzieniu, wrobiono was. Ja tropię tego chuja, od momentu, odkąd tu trafiłem.
(Mathias) - Tropisz, czyli wiesz gdzie jest?
(Mariusz) - Nie... Ale wiem kto to...
(Mathias) - ...
(Mariusz) - Safe Zone...
(Osa) - To ten skurwiel, co go dwa razy postrzeliłem?
(Mariusz) - Ten sam... Muszę wam podziękować za tamto. Przez przypadek go znalazłem jak pałętał się z jakimś kolesiem po polach, jakby się znali. Śledziłem ich aż do Gdańska. Potem przez formalności przed wejściem, zgubiłem trop...
(Mathias) - Więc mamy wspólny cel. Chcesz nam pomóc?
(Mariusz) - Jeśli mi ufacie...
(Osa) - Co zrobimy? Chcemy znów przez to przechodzić?
(Mathias) - Zabierzmy go do reszty. Wszyscy zdecydują. Jeśli większość się zgodzi... Witaj ponownie... Jak nie wyjdzie, będziesz nam pomagał na odległość, czyli tak jak teraz. Nie chcemy linczu, rozumiesz. Mi dopiero co się pamiątka zagoiła po ostatnim...
(Mariusz) -  To przez ten headshot przed kościołem... Po przebudzeniu zrozumiałem, że nie musiałem tego robić... Zjebałem sprawę. Zabiłem zastraszoną dziewczynę, która się o mnie martwiła...
(Osa) - Panie smutas. To do ciebie nie jest podobne...
(Mariusz) - Skupimy się na zadaniu?
(Osa) - Nie. Pierw załatwimy sprawę z tobą. Jak inni Cię zaakceptują, to nie myśl, że będziemy znów kolegami. Wciąż pamiętam co zrobiłeś...
(Mathias) - Dość... - rozdzielił Osę z Mariuszem - Wracamy do mieszkania. We trójkę.
(Osa) - Myślałem, że gdzieś w ustronne miejsce przyjdziemy wszyscy... Twoja wizja wydaje się być lepsza. To chodźmy - do Mariusza - Wiedz, że mam Cię na oku...
15 minut później, przed blokiem mieszkalnym, Orunia.
Wszyscy z grupy zebrali się przed budynkiem. Jak kaci stanęli po jednej stronie, Mathias z Osą przy byłym znajomym po drugiej. Nawet zjawił się Dima i Alona, namówieni przez Wiktorię, by byli także przy rozmowie. Oprócz wymienionych byli także, Iza, Ula, Maks, Lucy, Klaudia, Marta i Gustaw. Część patrzyła na Mariusza z pogardą, część nie pokazywała emocji. Obłąkany przez samego siebie chłopak usiadł na ławce, nie wiedząc co robić, co powiedzieć na widok dawnych braci i sióstr z grupy.
(Ula) - Więc? - rozłożyła ręce
(Osa) - Kretyn chce wrócić. Miłosierny Samarytanin Mathias każdemu wybacza...
(Mathias) - Bo czasem trzeba...?
(Osa) - Czasem okazuje się, że podejmuje się złe wybory... Niektórym nie warto dowierzać. Mu raz to zrobiliśmy i wiecie jak się to skończyło.
(Iza) - Zrobił coś złego, ale my też nie jesteśmy święci... Też robiliśmy złe rzeczy...
(Mariusz) - To odruch...
(Osa) - odwrócił się - To zaraz ja odruchowo ci...
(Mathias) - chwycił Osę za przedramię - Nic nie zrobisz...
(Osa) - zmienił zdanie - Czyżby...?
(Ula) - Bo będziesz miał ze mną do czynienia...
(Wiktoria) - Możemy to jakoś rozegrać? Nie jesteśmy tu, by się kłócić. Chodzi o znalezienie tego, co wrobił Mathiasa i Osę. Kto to właściwie jest?
(Osa) - Wiecznie Żyjący Skurwiel Safe Zone...
(Ula) - Nie miał zginąć gdzieś w śnieżycy?
(Osa) - Wszystko się połączyło w całość. Z kimś uciekał. Tego drugiego palanta znaleźliśmy u tych psycholi... Chciał coś powiedzieć. Może gdzie się skierował jego kolega, ale nie zdążył. Teraz trop, że jest w tu, w Gdańsku, chcąc się zemścić na nas, że zniszczyliśmy jego stary dom i uwolniliśmy tych ,którzy byli tam nie z własnej woli... To pan Napierdalacz Mariusz zaczął tamtejszą rewolucję. Mam propozycję, oddajmy naszemu stróżowi prawa go, może wtedy nas zostawi w spokoju.
(Ula) - Byłam i jestem przeciwko Mariuszowi i jego szaleństwu, ale nie możemy go wydać tamtemu na śmierć. Pewne to, że go zabije...
(Wiktoria) - Utrudniał nam życie, ale to nie powód, by go oddać jak psa... Myślisz, że tamten czubek się odczepi? Nie... Dalej będzie na nas polował, aż w końcu przez niego stracimy tu schronienie. Osa skończ swoje pierdolenie... Teraz!
(Dima) - kaszlnął znacząco - Nu ladno... Zazhalneyu konchit etu skazku, tolko pochemu My zdes? Na povodu?
(Alona) - Mathias, skazhi shto to... Uzhe my seperatskie gruppy... Vy eto Vy, My eto My...
(Mathias) - Blin eto... Mne tozhe povod ne znakomyy... Wiki, to przecież sprawa grupy, a oni w niej już nie są...
(Wiktoria) - Chciałam by powiedzieli co sądzą...
(Alona) - O chem govorite? Vozmozhnoe eto?
(Mathias) - Uznali vy Maryusha? Govorili my ob etom, znaesh... Ubil svoyu devochku...
(Dima) - Ponyatno... Etot ublyudok sdelal eto? Malchik s priznachnom klinkom na rukoy... No i chyo tam bolshe?
(Mathias) - Shto takoy mozhesh skazat dlya nevo... Shto to sdelat... Shto to...
(Dima) - Ne znayu evo tak dolgo kak vy... tolko mogu skazat, sdelate shto hotite dlya svoevo budeshevo... Ponyatno? Ne budu reshit kak Bog, patomu shto Boga net...
(Alona) - Tozhe ne poymula ya... Mathias, vse?
(Mathias) - Spasiba... Konechna mozhno proyti otsyuda...
(Dima) - Pomniy i ne zabud eto... Vash chelovek, vashe rieshenne... Vashe Rasterzanne... Horosho tebe snovo videt kak ty zhyv. Nadelus shto my yesho pogovorim, skoro potom... Bye... - odeszli
(Wiktoria) - Przepraszam... Sądziłem, że coś pomogą...
(Mathias) - Nie są już z nami. Mają swoją grupę, my swoją.
(Osa) - To co robimy, głosowanie? Jak zwykle...
(Iza) - Wypadałoby, zwykle pomagało...
(Osa) - Mój głos i Mathiasa wykluczam, zbyt mamy wyrobione zdania.
(Ula) - Jestem za tym, by wrócił, zrobię ci na złość.
(Wiktoria) - Omal nie zabił mnie, gdyby nie Mathias... Wybacz Mariusz, ale to dla mnie za trudne, by znów ci zaufać...
(Maks) - Ja z Lucy się wstrzymujemy. Nie znamy go na tyle, by oceniać.
(Iza) - Skoro Mathias chciał poprzeć, to też poprę.
(Klaudia) - Już miałam zaprzyjaźniać się z Paulą, a ty ją zamordowałeś... Nie chcę ciebie wśród nas...
(Marta) - Nie udzielam się. Znam go tylko z waszych opowieści.
(Gustaw) - Stary dobry Mariusz - podszedł do niego - Sam miałeś się za wielkiego pana, a teraz sam jesteś w dupie. Warto było wysługiwać się ludźmi? Wiecie czemu on z wami łaził?
(Mariusz) - Nie odważysz się...
(Gustaw) - Teraz cicho, a wcześniej morda ci się nie otwierała... Od początku waszej ucieczki... Chciał dorwać Mateusza. Wy mieliście go formalnie chronić, a potem chciał odejść w dobrym momencie, gdy znajdzie faceta i pomści samego siebie...
(Osa) - Co? - do Mariusza - Od początku byliśmy dla ciebie tylko darmową obstawą. O niego ci tylko chodziło tak? Nie zważałeś na ryzyko... - próbował uderzyć - To przez ciebie się rozdzielaliśmy...
(Mathias) - chwycił Osę za kurtkę - Dość agresji. To było wtedy. Teraz jego cel jest naszym. Chcecie, proszę bardzo możemy zerwać kontakt, ale jest nam potrzebny... Zapomnijcie przez chwilę o tym, co zrobił... Wierzę, że znajdziemy winowajcę i skończymy temat.
(Mariusz) - Skąd wiedzieliście, że ja go szukam tutaj, zanim jeszcze wam powiedziałem...?
(Osa) - Widzieliśmy się z dowódcą tego obozu. W sumie spoko człowiek, gdyby nie ten policyjny żargon w tle... Masz nam pomóc odnowić nasze opinie, potem sam rozumiesz, tak jakbyśmy ciebie nie znali.
(Iza) - To w końcu jaka decyzja?
(Ula) - Mathias, byłeś u tego herszta... Powołał się na Mariusza?
(Mathias) - Zatwierdził, że to nasza ostatnia szansa, by naprawić wszystko w naszej sprawie. Już straże mają nasze wytyczne. Wyjście z miasta zakończy się aresztowaniem.
(Ula) - To uznam że nie mamy wyjścia. Zgoda, niech zostaje... Ciekawa jestem tej wyprawy Joanny, toteż załatwimy wasze problemy, potem dołączymy do ekspedycji.
(Osa) - To po kij było głosowanie...? Gdzie chcecie go zakwaterować? Chyba nie u nas...
(Mariusz) - wstał - Bez obaw... Mam swoje lokum... Mną się nie przejmujcie. Jeśli pozwolicie, wrócę do siebie, a jak coś znajdę, przyjdę tu i wam powiem...
(Mathias) - Idź i pamiętaj kim jesteś w tej chwili, nigdy nie zapominaj...
(Mariusz) - Naprawie przeszłość... Możesz tego być pewny - odszedł
(Osa) - To mamy siedzieć na dupach i czekać aż nasz łowca coś znajdzie?
(Iza)  - Możemy wpadniemy do bazy Joanny?
(Mathias) - Nie mieszka ona obok nas?
(Ula) - Też... Ale spotkania ze swoimi ma w innym miejscu. Powiedziała nam to. Wiemy, gdzie to jest. Możemy w każdej chwili pójść. Lecz nie wszyscy... By się nie przestraszyli nas. Ile osób mieliśmy na wyprawę wybrać?
(Mathias) - Pięć...
(Ula) - Jako, że Mathias, ja i Osa to logiczne. Brakuje dwóch osób. Kto się zgłasza?
(Iza) - Mogłabym?
(Osa) - Jesteś potrzebna na miejscu.
(Mathias) - Marta, dobrze posługujesz się bronią na odległość?
(Marta) - Ujdzie. Podejmę się wyzwania, skoro o tym mówisz.
(Osa) - Bierzemy ją...
(Mathias) - Iza, nie ryzykujmy. Ty masz wiele do stracenia, ja już mniej. Wyprawa jeszcze nie rusza. Bądź spokojna. Może Mariusza?
(Osa) - Pozamieniałeś się mózgami z trupami? Wystarczająco, że na siłę nam pomaga... Jeszcze chcemy go brać, gdzieś w teren? A masz gwarancję, że nie zaszlachtuje nas jak tylko wyjdziemy za granice obozu?
(Ula) - Podejmiemy się ryzyka w tej postaci. Będę miała na niego oko, niech tylko spróbuje...
(Marta) - Chodźmy więc. Chyba na razie koniec zebrania?
(Mathias) - Na jakiś czas tak...
(Iza) - Będę czekała... - posłała buziaka z dłoni
(Mathias) - do siebie - Mówisz to jakbym już miał ruszać. Wrócę... Jestem żywym dowodem, że nie tak łatwo mnie zabić - poszedł z Ulą, Osą i Martą
30 minut później, przy granicy z Orunią, opuszczone domostwo.
Miejscówka stowarzyszenia mieściła się w normalnym miejscu, gdzie ludzie chodzą codziennie, w starym miejscu, gdzie dawniej mieściła się w lokalu organizacja zwąca się domem publicznym. Okna zabite deskami do połowy, drzwi zamknięte od środka, otwierające się tylko na znaczący znak, jakim jest zdanie "Kruki krążą po północy". Dzięki temu znakowi, członkowie organizacji oraz przyjaciele mogli wchodzić do środka. Początkowo nikt nie wiedział jak wejść do środka, nikt nie znał wtedy hasła. Na szczęście goście trafili w dobry moment, gdyż przez wizjer spojrzała akurat Joanna i wpuściła znajomych, po czym zamknęła za nimi drzwi, by nie zwracało to niczyjej uwagi. Środek budynku wyglądał antycznie, skromnie umeblowany z świecami na stołach i półkach. Baza składała się z parteru i podziemi, miejscem, gdzie chłód nie był tak odczuwalny, przez stała się piwnica sypialnią dla obozujących. Czwórka usiadła na krzesłach, Joanna zawołała pozostałych członków jej organizacji, którzy byli obecni. Wszyscy w znaczących kapturach z orłem wyszywanym na zwieńczeniu.
(Joanna) - do przybyłych - Poznajcie moją załogę. Nie jest nas dużo, ale nie ilość się liczy, lecz ambitność.
(Osa) - Czuć od ciebie tą ambitność...
(Joanna) - Ta... Roksanę już poznaliście... Oraz zostawiliście samą sobie tamtego dnia, ale to nic. Dzięki niej mogłam dowiedzieć się co z wami, bo nikt z was nie rad był mi powiedzieć. Wiem, nie traktujecie mnie jak swoją dobrą koleżankę, ale zrozumcie, że też się martwiłam.
(Ula) - Nic im nie jest. Nic czym można byłoby się martwić - spojrzała na Osę
(Joanna) - uśmiechnęła się - Właśnie z moją ekipą zabieram się na wyprawę. My wraz z waszą piątką. Mniemam, że już wybraliście? Brakuje wam kogoś?
(Mathias) - Jeden jest nieobecny.
(Osa) - Jest problem, co raczej opóźni wyjście. Mianowicie nasza sprawa. Mamy kogoś, kto jest na jego tropie. Poza tym gadaliśmy z tym gburem głównodowodzącym... Póki nie złapiemy gnoja, nie możemy opuścić obozu, inaczej znów trafimy do paki.
(Klaudia G) - Fascynujące... Wiedziałam, że tak będzie... Mówiłaś, że nie będzie problemów. Im bardziej opóźniamy akcję, tym trudniej będzie się wydostać.
(Joanna) - Nie przewidziałam, że tak będzie. Spokojnie, znajdziemy rozwiązanie.
(Roksana) - Możemy opóźnić wyjście. Sądzę, że bez nich sobie nie poradzimy, zależy od zapasów znalezionych na miejscu.
(Karina) - Z jednej strony spoko, tylko nie możemy przeciągać tego do grudnia. Moje zdanie jest takie. Jeśli do określonego czasu nie uda wam się dołączyć do nas, ruszamy bez was.
(Osa) - Domyślam się jak działa ten świat, ale czy nie po to nam pomogliście, byśmy dołączyli do was tak czy inaczej? Bo jeśli nie jesteśmy potrzebni, możemy odejść...
(Joanna) - Spokój... Karina niefortunnie się wyraziła... Przepraszam za nią. Mamy w was dobrego sojusznika. Nie to co poprzednie grupy, a uwierzcie, sporo ludzi poznałyśmy. Jesteście inni. Widać, że walczycie o swoje i jesteście sobie rodziną. Jednak nas też zrozumcie. Czekanie dłuższe może nam utrudnić wszystko.
(Osa) - Nie mamy wpływu na śledztwo, dobrze o tym wiesz. To nasz... Ciężko mi to przechodzi przez gardło... Przyjaciel... Szuka jego pozycji od dawna, my nie mamy jak go znaleźć. Chodzi swoimi ścieżkami.
(Aneta) - Skoro wymknęliście się śmierci, uda się też wam znaleźć dupka i posłać go w zaświaty, a przynajmniej za kraty, gdzie pozostanie do końca życia, a potem umrze.
(Ula) - O co chodzi z tą kryjówką? Po co się chować? Tak zmieniając temat.
(Joanna) - Ludzie są ciekawscy, zwłaszcza ci pod komendą Konrada. Węszą i szukają haków na nas. Sytuacja taka jak z dziś musi być dla bezpieczeństwa. Znacie hasło, możecie wejść. Nie znacie, nie uda się wam wejść..
(Mathias) - Jak poznać moment, kiedy powiedzieć wasze hasło, jakiekolwiek by ono nie było...?
(Joanna) - Wystarczy, że zapukasz i powiesz "Kruki krążą po północy". Tylko my to znamy, od teraz także wy. Wykorzystajcie to. Jeśli wpadniecie w kłopoty i szukalibyście kryjówki, macie tu azyl, to mogę zagwarantować. Powiedzcie mi teraz coś jeszcze, kim jest wasz kolega, o którym nie chcecie gadać, a nie mógł tu przyjść?
(Ula) - Nazwiesz to ironią losu... Ten, o którym myśleliśmy, że dawno jest martwy. Na złość losu jeszcze trochę gadaliśmy o nim wcześniej.
(Joanna) - Ten, który was zdradził. Chodzi o śmierć jego dziewczyny...? To ten problem?
(Osa) - Nie widziałaś tego, miałabyś od razu wątpliwości, gdybyś zobaczyła całą scenę...
(Mathias) - Można było obejść się bez ofiar. Safe Zone potrafi omotać każdego. Nie wiedzieliśmy co nas miało czekać. Paulina wiedziała. Od początku ucieczki, aż do ruin. Nie chciałem jej krzywdzić. Chciałem wybaczyć, zrozumieć... Ludzie ze strachu robią różne rzeczy, nawet te najgorsze... Ona wedle reguł zdradziła nas, tak to Mariusz ujął. Nie zdradziła... Popełniła błąd, była zapewne zastraszana... Przemogła się, powiedziała jak było... Co dostała na pożegnanie...? Strzał w potylicę. Nawet nie widziała co ją czeka. Odchodziła z przeświadczeniem, że któregoś dnia wróci do nas, wierzyłem, że dałaby radę...
(Ula) - Pamiętam jak prawie złamałeś mu nogę po tym... To wyglądało strasznie. Przez chwilę stałeś się prawie taki jak on.
(Joanna) - Innymi słowy, mieliście pecha. Ubolewam nad każdą osobą, która umarła, nawet za obcą, choćby ktoś z nas miał znać kogoś takiego.  Masz rację, Mathias. Jej śmierci mogło nie być. Mogła z wami być tutaj, bezpieczna. Mówi się trudno, już jej nie ma.
(Ula) - Jak pojawił się przed naszą grupą, był zupełnie inny. Nie czuć było w nim tej agresji do każdego. Lecz jego motywacja się nie zmieniła. Miał swój osobisty cel. Dla niego byliśmy dla niego kimś...
(Osa) - Tym celem jest skurwiel z Safe Zone... Bydlak, który ma na sumieniu wiele osób... Kiedy byliśmy w więzieniu znaleźliśmy z Mathiasem akta zabójstwa jego dziadków, Jaruga później przyznał się do sfałszowania. Przyznał się, że ktoś mu to zlecił. Do końca był pewny, że się nie dowiemy. Prawdopodobnie zginął za tą prawdę. Ta sama osoba, która nas ścigała zabiła tak wiele osób, a teraz my ścigamy jego.
(Joanna) - Wiele śmierci, to o czym mówisz to za mało...
(Osa) - Nie znam wielu przypadków... W tamtej chacie, już za Płockiem... Zostawił postrzeloną dziewczynę, była z jego grupy. Nie chciał jej ratować, po prostu zostawił.

Offline

 

#2 2014-12-23 17:12:05

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Re: Rozdział 13 - Na granicy śmierci

(Joanna) - Co się z nią stało?
(Ula) - Nie wróciliśmy tam już później.
(Joanna) - Demon, nie człowiek... Takiemu powinno się odrąbać łapy, by więcej nie mógł nikogo zabić...
(Mathias) - Przez niego właśnie Mariusz stracił rękę...
(Karina) - What the fuck...?
(Osa) - Nie chcecie znów słuchać historii o tym... Nam to zbrzydło. Dlatego ten Napierdalator Mariusz chce go dopaść. Zemsta nim kieruje.
(Klaudia G) - Tak mu ufacie, że pozwoliliście, aby sam szukał celu?
(Osa) - Wcale mu nie ufamy. Przynajmniej ja mu nie ufam. Było parę momentów, że traktowałem go jak równego, ale to było zanim stało się to, co się stało.
(Joanna) - Macie nasze wsparcie. Jeśli trzeba będzie kogoś posadzić, macie nasze wsparcie. Oczywiście jeśli nie kłóci się ono ze świadomym zabójstwem.
(Ula) - Kiedy planujecie wyprawę? Musimy wszystko przygotować.
(Joanna) - Dużo nie trzeba. Plecaki, broń obowiązkowa, latarki i kilka pełnych magazynków. Jak wspominałyśmy wcześniej, do grudnia możemy poczekać. Więc jak nie macie wszystkich potrzebnych rzeczy, to zdobądźcie jakoś, pamiętając najpierw o waszej sprawie.
(Mathias) - Nie mamy dużo naboi. Nawet wydaliśmy ostatnio. Ledwie na dostanie się do obozu starczyło, Dimie jeszcze musieliśmy odpalić część.
(Joanna) - Dimie?
(Ula) - Grupa Rosjan, przyszli z nami... To znaczy nawet spotkaliśmy ich wcześniej. Z nimi to skomplikowana historia.
(Joanna) - Dobrze widzieć jak narody się łączą. Mieszka w Gdańsku aktualnie tylko kilku obcokrajowców. W tym największy odsetek stanowią niemcy, a ich traktowanie nadal pozostawia wiele do życzenia. Jednak katastrofa jedna ludzi. Nie ma już takich rasistów jak kiedyś. Postęp ludzkości nastał.
(Mathias) - Ludzkość zapłaciła za to wysoką cenę.
(Roksana) - Nadal płaci. Płacić będzie do samego końca.
(Joanna) - Sądziłyśmy z dziewczynami, że jak to się skończy, a nam będzie dane przeżyć, to wyjeżdżamy na wieś, w moje strony, gdzie będziemy żyć dalej na nowo. Możecie wszyscy zabrać się z nami, oczywiście jak doczekamy tego dobrego dnia. Nigdy więcej miast, spokojne życie do później starości, doczekać się momentu gdy dzieci nasze dorosną i poznają prawdę. Myśleliście o tym? Jak by to wyglądało za wiele lat do przodu? Nowe pokolenia rodzące się w momencie, gdy kataklizm minął, nie znając jakie zagrożenie istniało jeszcze w niedalekiej przeszłości.
(Osa) - Mówiąc dziecku prawdę, raczej wywołalibyśmy śmiech na ich twarzach niż strach. Dla nich zombie to mityczne mutanty z gier i filmów. Choć może i by uwierzyły. Na pewno tym, którym Apokalipsa zostawiła trwałe ślady - spojrzał na Joannę
(Joanna) - W pewnym stopniu masz szansę. Tylko ja nie chcę mieć dzieci... Ani teraz, ani po wszystkim... Nie nadawałabym się do tego...
(Mathias) - Ja sam nie wiem jakim byłbym ojcem. Ponoć nadawałbym się. Ale nie pesząc, chciałbym mieć potomka, kogoś kto pociągnie ród do przodu. Bo co dalej, umrzeć i zabrać swoje wspomnienia do grobu? Ci co nadejdą mają prawo znać prawdę, nawet najgorszą.
(Joanna) - Fajnie tak pomyśleć o tym, co mogłoby być. Przeważnie w samotności o tym myślałam, myślę nadal, może nawet jako przyszła ciocia - uśmiechnęła się
(Karina) - Ciocia piratka... - zaśmiała się
(Joanna) - Nawet w takiej formie. Co mam się wstydzić. Uznajcie to za ranę wojenną. Takie coś się chwali. A ludzie tracą coś więcej niż oczy, więc przyuważcie co macie. Możecie chodzić, możecie patrzeć przestrzennie, możecie się wspinać. Może jestem niepełnosprawna, ale się nie poddałam.
(Osa) - Nigdy nie pomyślałem, że będę siedział na dupie i rozprawiał o przyszłości. Zwykle to nie moja natura.
(Ula) - Nie słuchajcie go, jak się go dobrze usidli, to da się go polubić...
(Joanna) - Marzenia... Że wszyscy kiedyś usiądziemy na spokojnie, napijemy się i pogadamy ponownie o przeszłości.
(Marta) - Jak scenariusz jakiegoś filmu. Po zwycięskiej walce herosi spotykają się po latach i wspominają stare czasy, kiedy zombie były wszędzie, a nieliczni przeżyli, gdy śmierć czaiła się za rogiem.
(Mathias) - Życie jak film. Sami kształtujemy scenariusz.
(Joanna) - Popieram... Jestem za tym, byśmy po wszystkim spotkali się i opili to... Za przeżycie, Za nowe życie, Za po prostu bycie...
(Mathias) - Ustaliliśmy, że wrócimy do Płocka wkrótce, do mojego miasta, dobrego miejsca, gdzie znam okolicę i osiedle ma dobrą lokalizację.
(Joanna) - Spory kawałek, ale liczę się tobie się uda, lub też innym, jeśli nie idziesz sam. Płock, fajne miasto. Po Apokalipsie pełne martwych ciał do usunięcia... W sumie, wszędzie tak będzie. Jak wynajdą lek na to, nic nie będzie takie same. Zaczniemy od nowa, ale ślady przeszłości nie dadzą zapomnieć, bo nie będzie prosto... Nie dla wszystkich...
(Osa) - No tak... Miło się gadało, ale na nas pora... Pora dorobić te naboje...
(Joanna) - Już mykasz? Nudzi Cię gadanie o uczuciach?
(Osa) - Nie, po prostu... Ktoś musi zacząć zarabiać w tej grupie - wyszedł
(Roksana) - stanęła przy drzwiach
(Joanna) - Ktoś może niech za nim pójdzie, zanim chłopak zrobi sobie krzywdę...
(Mathias) - Marta, możesz?
(Marta) - Pewnie, oka z niego nie spuszczę - wyszła
(Joanna) - Macie poparcie wśród swoich, to dobrze znaczy o was. Pamiętacie jak wspominałam o waszych poprzednikach? Byli równie zawzięci i bez rozumu jak Osa, a kończyli zwykle w piachu lub zrywali z nami kontakty. Cholera wie, czy nadal są w Gdańsku, ale ci, którym pomogliśmy, odwrócili się od nas. Bali się, że jesteśmy sektą... Przez to zapewne Konrad ma nas oko i nie możemy sami opuszczać miasta, nie bez ludzi, którzy nas poprą... Dlatego potrzebujemy was... Też na tym zyskacie. Jak znajdziemy co trzeba, nie będziemy musieli sami błagać o zapasy.
(Ula) - Skoro doszliśmy do tego momentu... To w jakie miejsce chcemy się udać? Daleko od obozu?
(Joanna) - Znacie dzielnice Redłowo?
(Ula) - Byłam w Gdańsku, ale to jedyne miejsce z północy jakie znam.
(Joanna) - To trochę na północ... Od nas... - położyła mapę - Patrzcie, jesteśmy tutaj... Gdańsk, a musimy dostać się tam - wskazała na Gdynie
(Mathias) - Ile kilometrów?
(Joanna) - Nikt z nas nie ma miarki, ale stwierdzamy, że około dwadzieścia.
(Mathias) - Czyli na piechotę to będzie około cztery godziny...
(Ula) - przytaknęła - Autem może być pół godziny... Nie sądziłam, że to taki kawałek. Myślałam, że to zaledwie kilka kilosów stąd.
(Joanna) - Nie będzie problemu jak znajdziemy auto. Do tej pory stoją bez duszy maszyny od północnej strony, tam gdzie mamy ruszyć. Wystarczy dwa naprawić i wymknąć się tak, by nie zwrócić niczyjej uwagi. O benzynę się nie martwcie, zawsze coś bakach będzie, a na naszą podróż w obie strony starczy na pewno. Rozejrzyjcie się w międzyczasie, potem nie będzie czasu.
(Mathias) - A naprawić mamy jak?
(Joanna) - Coś wymyślicie. Nie macie kogoś, kto zna się na inżynierii?
(Ula) - Mieliśmy... Może popytać na mieście... Głupio tak, ale jaki wybór?
(Karina) - Odradzam. Ktoś od razu na nas doniesie. Musicie szukać w własnym zakresie, lub nauczyć się fachu.
(Mathias) - A co wy będzie robić?
(Joanna) - Chronić wasze tyłki przed oczami Konrada. Możemy zapewnić nam immunitet do końca śledztwa, ale tylko tyle możemy zrobić. Pamiętajcie, o co tyczy się wyprawa. O lepszą przyszłość dla nas. Przyszłość, dla której walczymy. Przyszłość, dla której nadal żyjemy, bo mamy dla kogo żyć...
15.Styczeń 2018r, Płock
Mathias przeniósł się w czasie myślami, do chwili, gdy Apokalipsa Zombie dobiegła końca. Myśli pozwoliły mu ujrzeć miasto Płock, w jego miejscu zamieszkania, od którego zaczął się cała epidemia. Siedział przy komputerze z kubkiem herbaty. Wyglądało to tak, gdyby nic się nie stało, życie toczyło się dalej, mimo kataklizmu. W szafie wisiała skóra, w której chodzi aktualnie w realności. Na półce po lewej stronie od szafy leżała czapka, wraz z resztkami krwi, które nie dało się doczyścić do końca. Krew pamiętała czasy domniemanej przeszłości. Chusta, znak  rozpoznawczy i pozytywna cecha Mathiasa, została przyniesiona przez Izę, która znalazła rzecz, gdzieś przygniecioną z innymi rupieciami. Mathias chciał, by ją wyrzuciła, bo ma tyle lat i już nie nadaje się do użytku, lecz Iza nie dawała za wygraną i została przy swoim, chłopak musiał się dostosować do decyzji partnerki. Dziewczyna wyszła na balkon, spojrzała na okolicę. Każdym spojrzeniem przypominała sobie obrazy z początków Apokalipsy. Mathis podszedł do niej, ubrany w jedyną rzecz, od której nie mógł się odzwyczaić, od swojej granatowej bluzy. Spojrzał na Izę i chwycił ją za ramię. Ukochana złapała jego dłoń i przystawiła do swojego brzucha. Luby pocałował policzek dziewczyny, przy czym przytulili się do siebie.
(Iza) - Czułeś to, prawda?
(Mathias) - Jakby coś się ruszyło, racja?
(Iza) - Nie jest ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie - uśmiechnęła się
(Mathias) - Cóż rzec. Zawsze miałaś na mnie zły wpływ.
(Iza) - Trudno uwierzyć, że to już drugi miesiąc. Dostaliśmy to na co zasługiwaliśmy. Jesteśmy tutaj razem. Wkrótce będziemy wielką szczęśliwą rodziną we trójkę. Sądzisz, że powinniśmy zaprosić Osę z Ulą na chrzciny maluszka?
(Mathias) - Ula jak się dowiedziała, że jesteś w ciąży, to omal komórki nie upuściła z wrażenia. Poza tym Ula ma swoją rodzinę. Powinniśmy ją odciągać od tego?
(Iza) - Oznaczyłabym ich jako wujka i ciocie, co ty na to? Przeżyliśmy wszystko. Wielu za nas umarło. Wiele razy my byliśmy o krok od śmierci. Nie mamy tylu przyjaciół co kiedyś. Ceńmy to, co mamy. Jaki ty widzisz poza tym problem? Matiego Juniora też możemy zaprosić, by poznał swoją przyszłą kuzynkę.
(Mathias) - Jeśli to będzie chłopak?
(Iza) - Myślę, że dziewczynka - uśmiechnęła się
(Mathias) - weszli do środka - Skąd pewność?
(Iza) - Kobieca intuicja mój kochany. Myślałeś już nad imieniem dla niej lub niego?
(Mathias) - Dopiero drugi miesiąc, nie za wcześnie?
(Iza) - Im wcześniej tym lepiej.
(Mathias) - Jeśli chłopiec... Może nie wypada...
(Iza) - No dawaj... Jakie to imię?
(Mathias) - Mogą w kościele nie uznać...
(Iza) - Skarbie, no proszę...
(Mathias) - Myślę, że Dima... Nie zapomniałem co dla nas zrobił, dla nas wszystkich. Nawet po tylu latach... Nie mam pojęcia, czy żyje... Czy mu się udało...Zasługuje, by jakoś go uczcić. Był jakby nie patrzeć moim przyjacielem, jednym z wielu, człowiek z wielką rozwagą i roztropnością w sercu.
(Iza) - Może jakoś, by to przeszło. Dima Nosarensky... - zaśmiała się - Nawet pasuje do nazwiska. A wiesz jakie imię dla dziewczynki wymyśliłam?
(Mathias) - Zaskocz mnie.
(Iza) - Ewa...
(Mathias) - Tak jak moja mama...
(Iza) - Na część wielkiej sercem kobiety, która wychowała porządnego syna, a potem oddała życie, by go chronić. Nie znałam jej tak blisko jak Ty, nie miałam okazji poznać, ale była wielka. Szkoda, że nie było jej dane poznać pociechy swojego syna, ale patrzy z góry i jest z ciebie dumna.
(Mathias) - Że znalazłem w końcu kogoś, dla kogo warto żyć. Tego najbardziej chciała wtedy. Bym się odnalazł w świecie. Spełniłem warunek, po tak długim okresie czasu.
(Iza) - Nie smuć się. Dziś są twoje urodziny przecież. Dobry tort upiekłam dla ciebie?
(Mathias) - Nadal odczuwam ten smak w ustach.
(Iza) - Chciałabym, aby tak było do końca. Byśmy byli my. Wraz z naszym dzieckiem. Nauczymy go wszystkiego o życiu, damy myśleć mu nad swoim życiem, a potem podąży własną drogą. Wyobrażasz to sobie? Pierwsza kupa. Pierwsze upadek przy nauce chodzenia. Pierwsze słowo. Pierwsza wywiadówka...
(Mathias) - To może ja to ostatnie, a ty reszta?
(Iza) - zaśmiała się - Nie ma tak kochanie. Wszystko po połowie. Razem osiągniemy więcej niż osobno. No oprócz zmieniania pieluch, tym wyjątkowo Cię wyręczę. Ale wiedz, że reszta rzeczy jest pół na pół. Nie wywiniesz się - uśmiechnęła się
(Mathias) - Dobra. W końcu trzeba się wspierać. Wychowamy go jak trzeba.
(Iza) - By dobrze wspominało rodziców. Tak się martwiłam o moment, kiedy zajdę w ciążę. Wtedy się bałam. Teraz się cieszę. Cieszę się, że ty będziesz blisko. Bo będziesz, prawda? Przy porodzie?
(Mathias) - odwrócił głowę - No wiesz...
(Iza) - Nie mów, że nawet na porodówkę nie przyjdziesz? Nie musisz być przy operacji, bo wiem jakie to może być szokujące, ale chociaż do szpitala ze mną pojedź i wyczekuj momentu. Taka sytuacja może się już nie powtórzyć.
(Mathias) - Wiesz, gdzie może są moje antydepresanty?
(Iza) - W dolnej szufladzie obok drzwi, a co?
(Mathias) - Nic, będę musiał do szpitala zabrać trochę tabletek, by nie skończyć z biegunką co pięć minut. Ostatni taki stres miałem przy kończeniu gimnazjum.
(Iza) - Się nie bój. Jak wmówisz sobie, że nie rodzisz Ty, tylko ja, to od razu ci się poprawi. Przetrwałeś Apokalipsę, tyle zniosłeś zła i śmierci. Więc poród to dla ciebie pestka, hm?
(Mathias) - Szkoda, że nie ma tych, których bym sobie życzył w kościele, podczas chrztu naszego dziecka... - przymknął oczy - Łukasz, Mama, Tata, Babcia, Dziadek, Majka, Oskar, Natalia, Tomek, Dima... Życzyłbym sobie ich tutaj, choć na chwilę... Że wejdą tymi drzwiami i powiedzą "Ty nadal w czterech ścianach".
(Iza) - dotknęła klatki piersiowej Mathiasa - Wszystkich ich masz tutaj. Oni nigdy nie umarli. Stanęli się częścią ciebie. Żyją w tobie. Gdy się ono urodzi, powiemy mu o wszystkim. Oni wszyscy byli dobrymi ludźmi, a zginęli, bo los tak chciał... Pierwsze nasze święta spędzimy opowiadając maleństwu, kim byli ci odważni ludzie i czemu nie ma ich z nami.
(Mathias) - Dobrze nam się wiedzie, obym był dobrym ojcem. Bym nie żądał za dużo i nie kłócił się o byle co.
(Iza) - Nie będziesz złym ojcem. Będziesz odpowiedzialnym ojcem. Nie przewidzisz jednak momentu, gdy ono będzie uciekać wieczorami do chłopaka lub dziewczyny - uśmiechnęła się
(Mathias) - Niech tylko spróbuje.
(Iza) - złapała za rękę - Już zaczynasz się oswajać z tym. Nigdy w ciebie nie zwątpiła. Czy w czasie zarazy, czy teraz. Zawsze byłam za tobą. By stworzyć z tobą coś wyjątkowego. Nasz świat, który poprowadzimy jak będziemy chcieli. Razem. Dla Nas. Dla Przyszłości.
(Mathias) - Przyszłość bez ciebie byłaby smutna i w szarych barwach.
(Iza) - Jak słodko... - pocałowała - Kocham Cię...
(Mathias) - Ja Ciebie Też. Wszystko będzie dobrze, jestem przy tobie. Przyrzekam, że nigdy Cię nie opuszczę.
(Iza) - Dziękuję... Twoja obecność sprawia, że mogę czuć się bezpieczna u twojego boku... Chcę spędzić z tobą całe życie... Walczyliśmy o tą przyszłość. Teraz pora dobrze ją wykorzystać. Razem.
Czasy teraźniejsze, pół godziny później, mieszkanie na Oruni.
W mieszkaniu siedzieli Mathias, Ula, Wiktoria i Iza. Osą odkąd wyszedł wcześniej, do tej pory nie wrócił. Grupa formalnie była jeszcze grupą, ale kontakty ze wszystkimi się ograniczyły. Każdy ma swoje sprawy, lecz prawdziwe przyjaźnie nie wygasły i się trzymają do teraźniejszości. Mathias próbował udawać, że przed drogę powrotną nic się nie stało, że nic mu do głowy nie wpadło, ale Iza jako inteligentna kobieta, zauważyła, że chłopak jej czegoś nie mówi.
(Iza) - Mathias, dobrze się czujesz? Szedłeś ze spuszczoną głową... Ula mi powiedziała...
(Ula) - Może się zamyślił?
(Mathias) - Co...?
(Iza) - Czy to kolejne wspomnienie powróciło?
(Mathias) - Można tak powiedzieć... Inne niż pozostałe...
(Wiktoria) - Hm?
(Mathias) - Było w nim coś dziwnego...
(Iza) - Wreszcie przyjemne wspomnienie?
(Mathias) - Możliwe...
(Iza) - Opowiesz nam... A tak poza tematem, gdzie Marta i Osa?
(Ula) - Marta nadal obserwuje Mariusza, jak nie wróciła to pewnie nadal go śledzi. Osa szuka sposobu jak zebrać amunicje przed wyprawą. Chcę by to wszystko się skończyło. Pomyślcie, że wyprawa może nas ustawić na wiele lat, nawet po Apokalipsie.
(Mathias) - Nawet jeśli, nie zamierzam tu tkwić wiecznie, zdajecie sobie sprawę?
(Iza) - Ty to tematu nie zmieniaj. Powiesz co w twojej kolejnej wizji było? Skoro to nic smutnego, to czemu milczysz?
(Mathias) - Powiem ci innym razem, ok? Teraz nie pora na to...
(Ula) - Jak nie chce mówić, nie zmuszaj go. Jeden punkt już możemy mieć, skoro Osa poszedł. A co z autami? Stoją na zewnątrz, nie wymkniemy się.
(Wiktoria) - A przez mur, da się przejść od innej strony?
(Ula) - Tylko górą, dachami... Mam pomysł...
(Mathias) - Chodzi ci, by przeskoczyć na mury, a potem w dół na auta...?
(Iza) - To szaleństwo. Widzieliście mury, to kilka metrów... Zabijecie się...
(Ula) - Jeśli się podwiesimy na rękach, powinniśmy o dwa metry mieć prościej. Ktoś z was umie naprawiać takie maszyny?
(Mathias) - Chyba nikt z nas. A może...
(Wiktoria) - Dima...?
(Mathias) - Dokładnie. Pamiętacie wtedy przed bramą? Jego brat otworzył zamek z drugiej strony. Umiał kombinować przy mechanizmach. Może Dima też potrafi, lub ktoś od nich...
(Iza) - Wiemy gdzie są teraz?
(Mathias) - Nie... A może...
(Ula) - Joanna...? Mogłaby ich znaleźć przecież. No to mamy jakąś wskazówkę. Pójdę jej to powiedzieć - wyszła
(Wiktoria) - Myślicie, że wam się uda?
(Mathias) - Masz na myśli śledztwo czy wyprawa?
(Wiktoria) - Obie rzeczy... To, że znajdzie się tamten, to jestem nieomal pewna, a wyprawa? Nie wiecie, co tam będzie... Co jeśli was tam będzie za mało, lub co gorsza Safe Zone znów się odnowiło?
(Mathias) - Nic takiego się nie stanie. Wrócimy. Wszyscy.
(Iza) - spuściła głowę - Tak mi się wydawało jak byliśmy każdego dnia o krok od Gdańska... Że wszyscy, którzy z nami szli przeżyją... Że wszyscy się tu spotkamy...
(Mathias) - przykucnął do Izy - W wojnach są ofiary. Tobie się to nie przydarzy. Będę Cię chronił.
(Iza) - A jak będziesz tam, to kto będzie mnie chronił?
(Mathias) - To załatwie z Dimą.
(Wiktoria) - Jeśli się zgodzi pomóc. Wydaje się spoko, nie dawał oznaki, że ma coś do nas.
(Iza) - Jeśli jemu ufacie, to może tak być.
(Mathias) - Przeżyjemy to, Iza... Daję ci słowo...
(Wiktoria) - Skąd ta pewność. Nie życzę wam źle... To słodkie, ale skąd wiesz? Jesteś prorokiem?
(Mathias) - zamilkł
(Iza) - ...
(Mathias) - Nie ma Boga... To mi powiedział Dima. Może go nie ma, ale wiary w siebie i ludzi nikt zabrać nie może.
(Wiktoria) - Podświadomie nie, ale jak ktoś ci przytrzyma celownikiem przed głową... To on Bogiem...
(Mathias) - Jeśli będziemy ostrożni, nigdy już się tak nie stanie.
(Iza) - Nie przewidzisz tego... Tak jak w tej drewnianej ruinie... Wycelowałeś w Osę, on w ciebie... Gdyby nie to, że się znacie... Odruchowo strzeliłbyś...
(Mathias) - By chronić pozostałych... Ula mi pomogła, to był obowiązek nawet ją ochronić... Nie jest ważna cena... Ważny jest obowiązek wobec drugiej osoby...
(Wiktoria) - Grupa ponad wszystko. Iza, dla was się narażaliśmy... Tak samo jak wy dla nas.
(Iza) - Co wychodzi z tego narażania. Tomek. Marzena...? Mam dalej wymieniać?
(Mathias) - Nie musisz, bo więcej tego nie było... Chodzi o nas wszystkich. Czy gdybym nie próbował nic, to doszedłbym tutaj? Załamałem się kawałek czasu temu, znalazły się osoby, co chciały mi pomóc, na przykład Ty... Chcąc lub nie, jesteśmy na przynależność skazani... Ci co nie chcą tego, mogą odejść. Iść dalej walczyć dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, walczyć z trupami...
(Wiktoria) - Mathias... Dość, zrozumiała...
(Iza) - łzy w oczach - Czego miałam nie zrozumieć... Że chcąc chronić innych, pozostałych można poświęcić lub zabić... Że jak nie pomagam grupie to jestem zbędna? Że powinnam była zostać w Płocku i umrzeć w fabryce...? O to ci chodziło...?!
(Mathias) - próbował dotknąć Izy - Ja tylko...
(Iza) - przewróciła Mathiasa - Wiem o co ci chodziło... - płakała - Czemu się taki stałeś... Czemu się stajesz taki jak Mateusz... Czemu robisz się taki zły... - wybiegła
(Mathias) - wstał - Iza... - krzyknął - Iza!
(Wiktoria) - Nie przejmuj się... Nie chciałeś przecież...
(Mathias) - Znów coś spieprzyłem...
(Wiktoria) - Zbyt dosadnie mówisz o grupie. Zaczynasz porównywać nas do tych spoza prawa. Jak to było "Nie kradniesz, to wypadasz"? Chciałeś się tym zainspirować. Iza miała powód, by się wkurzyć. Odebrała to, tak gdybyś już na nią wyrok wydał, bo nic nie robi...  Mówiłeś o jedności, a zaraz stracisz kogoś, na kim ci bardzo zależy, racja?
(Mathias) - Serio tak zabrzmiało? Blyat... Tak, zależy... Sądzisz, że Ona zrozumie...?
(Wiktoria) - Zaręczam ci, że by chciała, abyś był szczęśliwy. Tak samo jak twoja rodzina.
(Mathias) - No to się lekko popsuła sytuacja. Sądzisz, że Iza wróci?
(Wiktoria) - Według mnie powinieneś ją dogonić, ale znając kobiety, prędzej ci przywali. Możliwe, że zaraz wróci. To tylko rozchwiana psychicznie laska, tak jak ja... Upiłam się i włożyłam ci język do gardła, przypadkiem podkreślam... Każdemu się to może zdarzyć. Nawet Osie... Nawet Izie... Nawet tobie...
(Mathias) - Facet facetowi język w...?
(Wiktoria) - To nie jest to... Dobra, zmieńmy temat... Jesteś pewny, że chcesz Tam iść?
(Mathias) - Chcę im pomóc. Poza tym, Osa idzie, a lepiej, bym z Ulą miał na niego oko. Mariusz też nie ma dobrego położenia. Nie muszę, ale chcę tam iść. Dla dobra całej grupy.
(Wiktoria) - Chcesz potem tu wracać? Boję się, że zabierzecie auta i już nie wrócicie...
(Mathias) - Niech Cię, Wiki... Przecież wiesz, że bym nikogo z was nie zostawił... Jesteście dla mnie jak rodzina...
(Wiktoria) - spojrzała w oczy - Obiecaj, że wrócisz...
(Mathias) - zrobił honorowy gest - Przysięgam.
(Wiktoria) - oparła się o łóżko - na podłodze - Co teraz? Pozostaje nam czekać na Osę lub Joannę z wieściami... Nudy na pudy... Kiedy wiem, że trupy tu nie wejdą, prawie nie czuję tej Apokalipsy. Też to czujesz?
(Mathias) - Nie. Dlatego, że zagrożenia nie powinno się lekceważyć. Co z tego, że mamy ochronę przed żywą śmiercią, skoro ludzie też są groźni. Ludzie pokroju Jarugi i Safe Zone.
(Wiktoria) - Nie mów tego jakby całe obozowisko wtedy było złe. Ludzie byli dobrzy, tylko mieli złego przywódcę... Próbuję udawać, że mnie to nie interesuje... Boże... Pierwsze święta bez rodziny...
(Mathias) - Mylisz się, zapomniałaś, że masz Nas? Wspólnie spędzimy święta. Mniejsza z tym, że nie będzie prezentów. Ważniejsze, że żyjemy i to jest naszym wzajemnym darem.
(Wiktoria) - Nie jesteś jednak taki zły. Masz swoje gorsze momenty, ale masz duszę. Los każdego z grupy złączył się z nami, jesteśmy wszyscy połączeni. Zaczynając ode mnie, kończąc na Dimie.
(Wiktoria) - Dima ma swoje zmartwienia, każdy zrozumie jak pójdzie swoją drogą.
(Mathias) - dosiadł się do Wiki - Przyjaciół poznaje się w biedzie, hm? Spotkaliśmy go, kiedy byliśmy w dupie, pomógł nam, potem pomogliśmy jemu.
(Wiktoria) - Dobry z ciebie chłopak... Pomyśleć, że kiedyś zwątpiłam w ciebie. Jak będzie dane mi przeżyć, po wszystkim, pierwsze oficjalne święta po epidemii spędzam z tobą i Izą, zgoda?
(Mathias) - Ze mną i... Izą?
(Wiktoria) - Nie udawaj głupiego. Iskrzy między wami, od początku jak pamiętam. Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo, ty próbujesz się tłumaczyć, ona przez to płacze. Dobry model kłócenia się i godzenia. A wiesz co mawiają, co jest dobre na zgodę...?
(Mathias) - Nie... Przynajmniej nie teraz. Wiem, co znaczy zaspokoić kobietę, ale nie jestem gotowy, nie jestem w nastroju. Przez całą tą sprawę... Poza tym nie chcę... By sprawy się skomplikowały i wyszłoby to w czasie zarazy, a nie po niej...
(Wiktoria) - Wiem do czego zmierzasz, tylko postaw się na miejscu Izy. Ignorowanie jej uczuć na długo ci się nie zda. Pewnego dnia będziesz musiał podjąć decyzję. Jaką, to już będziesz wiedział...
(Mathias) - Dzięki... Mogę powiedzieć, że jak w mieście sprawy się załatwi, to jeszcze przed wyprawą pogadam z nią na poważnie. Należy się wypowiedzieć na temat jej bliski.
(Wiktoria) - Zanim to nastąpi, pierw ją pociesz jakoś. Nie należy głaskać podrażnionego kota. Najlepiej pierw słowami jakoś go uspokoić, łapiesz coś z tego co mówię?
(Mathias) - Uspokoić kota, znaczy, że mam uspokoić Izę, zanim się zdenerwuje...?
(Wiktoria) - Może nie zdenerwuje się, tylko dałam przykład, ale warto spróbować ostudzić jej emocje, zanim wybuchnie większa kłótnia... - wyciągnęła spod łóżka butelkę piwa
(Mathias) - Skąd wiedziałaś...
(Wiktoria) - Osa ją tu schował... Myślał, że nie zauważę... - zaśmiała się
(Mathias) - Chcesz to wypić wszystko...?
(Wiktoria) - Eee... - wyciągnęła rękę do przodu - Chcesz dołączyć?
(Mathias) - Nie... Smacznego... Ja stronię od tego. Choć wolałbym czasem zapomnieć niektóre wspomnienia, to wolę zapomnieć w normalny sposób. Raz się upiłem, wtedy zapomniałem o całym dniu. Nigdy więcej do maksimum się nie upiję, nie ma takiej siły... Rozumiesz - wstał
(Wiktoria) - Spoko. Nie przejmuj się mną - łyknęła
(Mathias) - Może powinnaś stąd wyjść, zabrać butelkę i dopić u siebie, co jak Iza wróci zaraz?
(Wiktoria) - Może dołączy do mnie?
(Mathias) - Boże, Wiki... Chyba nie zrobisz mi tego...
(Wiktoria) - Wszystko pod kontrolą...
(Joanna) - wbiegła do mieszkania - Mam wieści... - dyszy - spojrzała na Wiki - What the fuck?!
(Mathias) - Olej ją... Co jest... Chodzi o Dimę? Znalazłaś go?
(Joanna) - Nie chodzi o jego grupę... Chodzi o twoją sprawę...
(Mathias) - Hm?
(Joanna) - Mamy go... W sensie namierzyliśmy go...
(Mathias) - Nie zatrzymaliście go...?
(Joanna) - dyszy - Nie... Moje dziewczyny zaobserwowały go, oraz śledzącego go Mariusza... Wyczuwasz co się stanie? Trzeba dostać się na miejsce, zanim twój kolega dotrze do celu pierwszy. Trzeba się sprężać.
(Mathias) - Gdzie widziano ich ostatnio?
(Joanna) - Okolice kościoła, wiesz jakiego. Byli od siebie kawałek drogi, ale to nieuchronne, że się natchną na siebie... Musze biec, dogonisz mnie... - wybiegła
(Mathias) - Niech to... - sprawdził ostrze - Co on wyprawia...
(Wiktoria) - wstała - Pójdę z tobą... Może pomogę i...
(Mathias) - nałożył kaptur - Nie, zostań tutaj, gdyby Iza wróciła wcześniej... Jak przyjdzie przekaż, że niebawem wrócę... - do siebie - Oby tylko nie było za późno... - wybiegł
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Marta M
- Wiktoria B
- Joanna W
- Roksana L
- Alan K
- Lucy M
- Alona F
- Dima B
- Gustaw D
- Maks G
- Mariusz W
- Klaudia L
- Karina M
- Klaudia G
- Aneta W
- Konrad W

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zoltysmok.pun.pl www.final-fantasy-fan.pun.pl www.wol.pun.pl www.girlsgames.pun.pl www.przelecz.pun.pl