#1 2017-03-31 00:31:47

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 34 - Wysłannicy z rządu

Kilka godzin później, szlak Biskupiński
Po opuszczeniu Płockich terenów, Thiasam udał się wraz z ekipą na szlak, gdzie w międzyczasie miała odbyć się jednak z transakcji, która wedle ustaleń odbywala się pomiędzy starym zagranicznym DDR, a rodzimą Strefą. Kordon stwierdził, że stolica nie powinna otrzymywać więcej towarów niż to konieczne. Problem zagranicznych transportów polegał na tym, że były słabiej zorganizowane. Zwykli ludzie, najwyżej wojskowi, którzy pod presją Voltarów ulegliby znacznie szybciej. Drużyna ustawiła się przy najbliższym zniszczonym samochodzie i czekali. Większość raportów od zwiadowców jednak się sprawdzała, toteż i również w tym wypadku.
Kordon nie mógł sobie pozwolić na błąd. W ten sposób chcieli przeciągnąć dominację na swoją stronę. Zależny wschód od zachodu, kraj dzielący się na odzielne państwo z państewkiem lennym. W głowie Thiasama zaplętlały się różne myśli. Wiedząc, że lek produkowany jest w piwnicach Strefy, mógł przeniknąć do wewnątrz i wykraść próbki. Potem stworzyć fałszywkę i podrzucić na miejsce, czekając na finalną wersję. Jeszcze mroczniejsze mogło być to, że sam sabotaż według niego miałby lepszy efekt, gdyby został dokonany bezpośrednio przed załadowaniem substancji na myśliwce lub śmigłowce, które dostały zadanie rozpylić lekarstwo prosto z nieba. Ciężko pomyśleć jaki byłby odwrotny rezultat, podtrzymując trupy, a osłabiając niewinnych ludzi. Nawet przymusowe ugryzienie skażonego wilka nie byłoby dobre, a Kordon chciał mieć pewność, że lek nie powstanie, a jak powstanie, to będą próbowali obrać go za cel, tudzież zniszczyć jeśli zajdzie taka potrzeba.
Sytuacji nie poprawiła również wieść, że w ciągu najbliższych kilku dni odbędzie się Zebranie Kryzysowe, mające na celu sprawić by jedne z ważniejszych grup dogadały się między sobą i poszły na kompromis, a nawet jeśli lek nie jest ich priorytetem, to kodeks zwykle każe się nie mieszać i oczekiwać na rezultat głosowania. Thiasam był świadomy reguł panujących w rządowych koalicjach ze względu na swoich ludzi szpiegujących w polskich urzędach, niestety będących za granicami Strefy, dla samego bezpieczeństwa i zmiejszenia ryzyka wykrycia przez inne spec służby. Był ostrożniejszy na słowiańskiej ziemi, lecz nic nie szkodziło, by po dokonaniu się planu A, móc zacząć obracać się w innych brackich narodach w celu utworzenia Wolnego Impreium Słowiańskiego. Nie byłby to podział na rasy, lecz sposób na zapobieganie innym przyszłym wojnom między ościennymi państwami. Większy rozmach mógł być zaczęty tylko i wyłącznie w chwili, gdyby pewność leku została rozwiana. Apokalipsa co prawda miała się skończyć, wbrew myśleniu o Czarnych Voltarach, lecz w nieco dłuższym terminie. Wybawienie jednakowoż z ich strony stawiałoby Europę przed nielada wyzwaniem. Liczyć się ze zdaniem ludzi, którzy kiedyś zapoczątkowali pierwszy polski pokój za czasów pierwszego władcy. Ludzie zawsze mieli z tym problem. Biali patrzyli na Czarnych przez pryzmat obecnego stanu rzeczy, którzy skrajnie zmieniają, lecz nikomu nie było dane zrozumieć co chcą osiągnąć, gdyż metody są niemniej dobre czy złe od metod ich braci. Oba obozy pragną tego samego w głebi duszy, a różnią ich tylko metody dotarcia do tego celu. Voltarzy kiedyś byli zapisani jako ci, którzy pogodzą słowiańskie plemiona i wprowadzą stały pokój. Krasnoe Zimno powoli się dopełniało, patrząc na obecną mroźna pogodę oraz co jakiś czas padajacy śnieg. Nawet Czarne wilki wiedzą, że odwlekanie w nieskończoność apokalipsy niczego nie zmieni na lepszy, a skutki mogłoby być nieodwracalne. Obecne pokolenia mogły szybko wyginąć, a wtedy zakończenie epidemii leżałoby w rękach kolejnej generacji, która narodziłaby się na gotowe, gdy zaraza już jest na świecie. A problem istniałby w tym, że nikt z innych kontynentów nie wsparłby ich, wiedząc jak poprzednicy zginęli w nadziei, że coś się zmieni. Biali i Czarni. Dywizon i Kordon. Iza i Mathias. To jest jedna krew. Są jednym ludem, podzielonym na różne ideały, których chcą dowieść na różne sposoby, nie pragnąć bezpośrednio krwi, choć po trochu brutalności jest w jednym i drugim przypadku. Walki stają się jedynym pokazem sił, a nie musiały one nastąpić. Ciężko jest zrozumieć obie ideologię, ponieważ mają obie strony racje, a do tej pory żadna osoba nie potrafiła przyznać komu bardziej zaufać.
Idąc planem Białych, to wykorzystanie leku mogłoby zakończyć w miarę szybko epidemię, lecz przez niestabilność lekarstwa efekt uboczny może być różny. Struktury słowiańskich granic nie zostałyby naruszone, a lenność kraju byłaby jedynie smutnym wspomnieniem.
Idąc planem Czarnych, to bez leku prawdziwego mogliby zakończyć epidemię, lecz apokalipsa trwałoby jeszcze z kilka lat, nim Voltarzy nie zjednoczyliby społeczeństwa dla wspólnego wytworzenia specyfiku, który odkaziłby zarażonych bez konieczności mordowania nieświadomych niczego ludzi pozostałych przy życiu. Struktury słowiańskich granic zostałyby zniesione, a przez utworzenie słowiańskiego imperium, jeden wspólny kraj otrzymałby swoją własną suwerenność i niepodległość.
Chcąc niechąc Kordon musi wprowadzać powoli swój plan w życie, nawet jeśli pozornie wydaje się to równoznaczne z wypowiadaniem wojny domowej. Thiasam nadto mawiał, że ofiary dla większego dobra muszą być, a ofiary ponoszone z własnej głupoty tym bardziej dla uświadomienia ludziom jak ważny jest postęp i słuchanie głosu rozsądku. Kultywował on marzenia Fuusa i Lauterna, którzy dla ochrony przyszłości zginęli obok siebie, ginąc przez ludzi, których wcześniej ochraniali. Ból czasem jest jedynym rozwiązaniem, gdy rozum zawodzi. Miłość często zaburza rozsądek nad zatracaniem się. To największa róznica, która sprawiła, że Dywizjon z Kordonem nie potrafili się zaprzyjaźnić. Inne kraje nie potrafiły tego zrozumieć, a nawet nie dałyby rady tego zrobić. Inne narody nie rozumiały czemu tak bogaty w historię kraj, mający wiele uzdolnionych ludzi, boi się plemion ludzi, którzy formalnie umarli kilka wieków wcześniej, uginając po trochu kark przed ich reinkarnacjami. DDR było jedynym zgrupowaniem, które z Niemiec miało wsparcie amunicji czy medykamentów. Co lepsze, mimo obecnego podziału i pozycji, wspierali oni bardziej Strefę i Dywizjon niż Kordon. Byli w dodatku bardziej łatwowierni i ulegali cudzym wpływom. Innymi słowy ulegali tym, którzy mieli lepsze argumenty. Ton Thiasama w odróżnieniu do Izy miał w sobie pewną dozę przekonywalności. Mimo, że przyjaciół miał mniej niż sojuszników, to nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu dialogu. Nadjeżdżająca karawana miała być sprawdzianem tego, co Kordon potrafi, mimo obecności tylko kilku jego przedstawicieli. Najemnicy z DDR nosi zwykle twarde pancerze, które są niemal niezniszczalne, nie licząc ostrej stali czy mocnego wybuchu. Cechowała ich lepsza amunicja, lepsza obrona i lepsze zorganizowanie, choć i to ostatnie może zawieść, gdy zacznie się bitwa.
(ZWG) – Jadą...
(Thiasam) – Ilu?
(Fabian) – Pięć furgonetek, wyglądają na nieźle opancerzone.
(Thiasam) – Będą przjeżdżać tędy – pokazując pomost – Nim miną jezioro musimy ich zatrzymać.
(Ridwan) – A co ma być z nimi?
(Thiasam) – Nikogo nie uśmiercamy. Potrzebne nam są tylko towary.
(Iren) – Ostatnio trochę inaczej się zachowałeś, gdy pokaleczyłeś tamtego chłopaka.
(ZWG) – Szczerze tak było? Sądziłem, że pokarałeś go od razu.
(Thiasam) – zamyślając się – Nie zabiłem go, bo nic nie zrobił. Dałem Dywizjonowi powód, by zaprzestali nas traktować jak element infrastruktury.
(Fabian) – Zaraz nadjadą, szykujcie się. Pogadacie po powrocie.
(ZWG) – A wyjaśnisz o co chodziło tej dziewczyny, gdy spytała... Gdy spytała o twoje stare ja.
(Thiasam) – pochylając się – Stare ja... – stary głos – Ona była...
(Iren) - ...?!
(Thiasam) – Iza była jedyną osobą, która... – przejęta kontrola – Byłem zmuszony znosić przez dłuższy czas. Dopiero rytuał w pradawnych chramach otworzyły mi oczy. Odkryłem moje prawdziwe ja.
(ZWG) – Cóż, to musi mi wystarczyć.
(Iren) – A te przebłyski... – do siebie – Jakby chciał coś powiedzieć, a potem nagle temu zaprzecza...
(Thiasam) – Ustawcie się w dogodnych pozycjach, zgoda? ZWG, pod starą anteną. Fabian, pod kulumnę mostu. Ridwan, za kontener. Iren, stań na moście.
(Iren) – A co z tobą?
(Thiasam) – Gdy się zatrzymają, wtedy wkroczę ja. Będzie dobrze, hmm? Będę was obserwował.
(ZWG) – szeptem – A jak się nie zatrzymają?
(Thiasam) – Wtedy użyjemy nawałnicy stali, by zatrzymać dalszą farsę.
(Iren) – wychodząc na środek – Jestem gotowa, nie wyglądają na zorientowanych.
(Thiasam) – psychodeliczny uśmiech – Więc wyprowadzimy ich z błędu.
(Bjorn) – Horst, jemand steht auf der Brucke... Was sollen wir tun?
(Horst) – Ohne ubertreibung. Es ist nur zombie.
(Jennifer) – Dies ist nicht eine leiche… Es ist ein Madchen.
(Horst) – Ich sagte… Wir haben die Aufgabe. Vorwarts…
(Bjorn) – Es sieht nicht so aus, damit sie wollte zurucktreten!
(Horst) – Ich ficke… Halten das Auto! Was ist den hier los… - gotując broń
(Jennifer) – Vielleicht es ist jemand aus der Zone.
(Bjorn) – zatrzymując auto – Wir warden sehen… Vergessen nicht an Waffen.
(Iren) – Hej...!
(Horst) – Sie konnen aus dem Weg gehen? Bitte freundlich.
(Iren) – Nie cofnę się.
(Horst) – Ich verstehen nicht, was du mir sagen.
(Jennifer) – Do you speak english?
(Iren) – Im not going to retreat… You guys have something what we need.
(Jennifer) – What do you mean?
(Ridwan) – Us, I guess.
(Jennifer) – Who are you? We dont want the hassles.
(ZWG) – Neither we wont do this.
(Fabian) – You can to drive, but not so fast.
(Horst) – Jennifer… Was ist das?
(Jennifer) – skupiona – What you want, then? We don’t have any goods what you can be interested. Answer on my question, please. Who are you? Not from Zone, right? We need to go. Just let us go.
(Thiasam) – Were Voltars, Kordon crew. Im…
(Jennifer) – We exactly know who you really are… Normal bandit and leader black wolves brotherhood who want to rule this country. Your people taken more our stuff what we sent for other camps. Did you come for more more stuff?
(Thiasam) – Not more than we need. People from The Zone can to survive without these things. Don’t ask me why. We need your cargo, not blood. We know about your plate armors and weapons. We wont risk.
(Jennifer) – No point, dude. Youre going to treat us and we have to give for you our stuff. What if we can to treat your team? Few bullets and your travel will end.
(Iren) – How you dare, german slut… We want to help you. Just revive your things.
(Thiasam) – Lets talk, then. What you want from us? Killing isnt our purpose.
(Jennifer) – If I say I want your lives as price? Faster thinking… Not deal with you. Youre be warned… Go away or well gonna fuckin kill all of you, no mercy. Listen yourself now. Still you need something?
(Iren) – Weve got problem, commander…
(Thiasam) – wzdychając – Everyone problem can be fixed. Only methods are different…
(Horst) – Jennifer…?
(Bjorn) – Was ist kurva das?
(Thiasam) – skinienie głowy  – Hmm…
Długo nie trzeba było czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Voltarzy rozpłynęli się nagle, nieminęło kilka sekund nawet. Pozostali niemcy wyszli w pojazdów już z naładowanymi spluwami i mocarnymi pancerzami. Rozglądali się w wokół nad tajemniczymy gośćmi, nie widząc zupełnie śladu żadnego po nich. Małymi grupkami po kilka osób badali okoliczne tereny, a ich nie znaleźli. Wtedy Kordon uderzył ze zdwojoną siłą. Każdy z Voltarów obrał sobie jedną grupkę. Thiasam miał ambitne plany zabrać się za pierwszą grupę, która zdecydowanie zbyt wiele oczekiwała od wymagających stałych bywalców. Konflikt się rozpoczął, gdy Iren zaczęła swoją nagłą wbitkę w pancerz jednego z przejezdnych. Osoba sama nie uległa większej szkodzie, lecz stal mimo zapewnien DDRowskich mędrców miała nie naruszyć standardowych struktur ich tworu. Tak się nie stało, a kolejny strzał został zablokowany przejęciem karabinu przez dziewczynę i odstrzelnie głowy jego właścicielowi. W tle trwały zabawy w najlepsze, a Thiasam zaatakował w chwili, gdy przodownicy mieli wsiadać do ciężarówki i odjechać. Tudzież, przewidział również i to, gdy po zaatakowaniu Bjorna, dowodzący grupką nakazał się wycofać i zdecydowania ruszył do przodu. Pozostali Voltarzy mieli zająć się resztą, a sam przywódca Kordonu postanowił doprowadzić swoje negocjacje do końca. Thiasam na szczęście zdążył złapać  łańcuchem chwycić za wystającą rampę. Mocnym doskokiem dotarł na tyły pojazdu, a samo to dostrzegła załoga wewnątrz. Sięgnęli więc po większy kaliber, strzelbę plazmową, która ma za zadanie stapiać wszelkie tkanki z temperaturą ponad tysiąca stopni.
(Horst) – Was  ist der Teufel...?
(Jennifer) – Ich weiss nicht…  Er aufkommen aus dem Nirgendwo und… Bjorn wurde gefangen…
(Horst) – Ich hasse, wenn das Zeug sie gehen schlecht. Hottentlich, unsere Jungs ihre toten…
(Jennifer) – Noch heiss furbass fahren du? Und was mit unsere Jungen…?
(Thiasam) – otwierający drzwi – Exactly, what about your friends? You just left them all behind you.
(Jennifer) – Horst…!
(Horst) – Ja, naturlich… - rzucając strzelbę
(Jennifer) – Get the fuck off... – celując – This is plasma shotgun and you should be scared now. You dont want to die like that, am I right? And why you fucking talk me about our friends? You just left yours too, huh? Theyre going probably to die anyway. What you want from us? First, weird conversation for killing time. Second, dissolution in the fog… Third, assassination without good reason. Fourth, crazy like shit death race for god damnit fucking goods. Whats wrong with you, man…? Our technology is for better future, not for unstable destroying our world. You want power, not wisdom…
(Horst) – Ich scheissweh…
(Thiasam) – Youre mistaken, more than im. I think your team needs support. Current squad wont kill Voltars, not like that. Well, happened. Nothing to change, maam. Meanwhile were just taking, I could to kill both of you, just like that, right here and right know. One second… To doing anything.
(Jennifer) – Half stuff, everything what we can offer you… But the way you cant give back taken lives… I think its good deal. Claimed?
(Thiasam) – znienacka nacinając policzek Jennifer – Its my answer.
(Jennifer) – strzelając przed siebie – Idiot...
(Thiasam) – Hmm... – robiąc unik – Thats all what you can realize?  - stając między nimi
(Horst) - …?!
(Jennifer) – Who or What youre…
(Thiasam) – Im just normal guy with big ambitions. 3/4 and were agreed.
(Jennifer) – You know we cant do this.
(Thiasam) – odbierając strzelbę – No way back... – strzelając w pedały
(Horst) – krzyk z bólu – Mein fuss... Mein verflixt fuss...
(Jennifer) – Horst, gelassen... Um Gottes willen... Good, take your own… Like you want…
(Thiasam) – łapiąc dwójkę – Dont move… - używając przenosin
(Jennifer) – What the... – pojawiając się przy moście – What happened right now?
(Thiasam) – I saved both of you. Sorry for your legs, friend, but it was necessary.
(Horst) – “Fuck You, friend…”
(Iren) – Uwinąłeś się szybko. Udało się?
(Thiasam) – Myślę, że tak. Musiałem przedsięwziąc innych środków.
(Ridwan) – Nieźle, gość po nodze ma.
(Thiasam) – Nie chciałem tego zrobić, ale gdy zaczeli wymachiwać bronią przede mną, postanowiłem przekać im swoje warunki.
(Iren) – Wygląda to na aparturę plazmową. Wiesz, że mogłeś zniknąć w mgnieniu oka? To rozpuszcza tkanki organiczne w ciągu sekund...
(Thiasam) – Niewątpliwie było blisko.
(Iren) – Sprawdzę pudła, a ile bierzemy?
(Thiasam) – Większość, czyli wszystko co jest. Po resztę mogą zajść do tamtej zniszczonej furgonetki, może coś znajdą.
(Jennifer) – Take your goods. And what about us?
(Thiasam) – Go to find your part, right there – pokazując furgonetkę – What survived, its yours.
(Jennifer) – rozglądając się – I was mistaken. I thought my friends are already dead. You didn’t kill them. Even Bjorn, my… My close mate, everythings alright. I know you did what you had to.
(Thiasam) – Nothing personal.
(Jennifer) – What we can say…? Clients are waiting for full service, not part.
(ZWG) – Just tell them about accident. Most things has been destroyed and you threw it in the hell.
(Thiasam) – To next time, traders – salut
(Jennifer) – Freunde…! – okrzyk – To next time, seeker – odchodząc
(ZWG) – Ałfwiderzejn ajne szwajne dojcze – gest heil hitler – To next time, little piggies!
(Thiasam) – Skończyłeś?
(ZWG) – Wybacz, ponisło mnie nieco. Dawno dojczów nie było w naszych stronach, nie?
(Ridwan) – Musi być nienajlepiej skoro aż za granicą szuka się wsparcia.
(Fabian) – Oby mieli coś ciekawego, co nam się przyda.
(ZWG) – A przy tym odetnie się Strefę od większych dostaw, hehe. No i kurwa prawidłowo.
(Iren) – Chłopcy! – wołając – Powinniście tu podejść, koniecznie.
(Thiasam) – Co wypatrzyłaś tam, Iren?
(Iren) – Nie wieźli byle czego.
(Ridwan) – To są przecież...
(ZWG) – No to kurwa się nie dziwię, że sprowadzali to obcy. Pod okiem naszych neutralnych skurwiałych bandytów, to większość tego poszłaby na zmarnowanie.
(Thiasam) – Sporo metalowych płyt. Do tego pełno blasterów, ale bez wyrobionych naboi. Hmm, mamy również schematy. Miało to wszystko pójść na reprodukcję. Cokolwiek planuje Strefa, to lek nie może być tak stabilny, skoro każą sobie zamawiać zbroje płytowe. Dobrze stworzona chroni przed mocnym promieniowaniem, a na zombie byłaby zbyt przesadnie modyfikowana.
(Iren) – W pozostałych wozach są jeszcze drobne medykamenty, pożywienie i woda. Pozostaje i tak większość tego metalowego ustrojstwa. Powiedziałeś, że ta spluwa to blaster?
(Thiasam) – Zetchnąłem się niedawno z tą nazwą. Nie robi wielkiego hałasu, lecz za to działanie gorsze niż miotacz ognia. Powinniśmy to zniszczyć, bądź wykorzystać lepiej. Skoro niszczy tkanki w tak szybkim tempie, to na hordę się nada tym bardziej. Zajedźcie do bazy z tym, a ja... Wrócę w swoim czasie.
(Iren) – Poczekamy z wyładunkiem do twojego powrotu.
(Thiasam) – Przygotuj napar z szaleju, przyda się.
(Iren) – Nie zachodź zbyt daleko.
(Thiasam) – całując Iren w dłoń – Nie zamierzam  bardziej niż to konieczne.
(ZWG) – Iren, zamyśliłaś się znowu pźdźungwo jedna?
(Iren) – Tak, myślę, że to stosowne – odchodząc
(Thiasam) – idąc w kierunku mostu – Następuje nowa era, wiecznego pokoju... Już niedługo – do siebie – A co ty na to, Mathias? – zamykając oczy
(Mathias) – siedząc z przykutymi rękami – Podoba ci się to, prawda? Wykonujesz swój plan działając cudzymi rękami... Oswoiłeś się z nowym życiem, zdradzając wszystko, dla czego się poświęcałem.
(Thiasam) – Odnalazłeś w końcu swoją drogę. A ja tylko wypełniam twoją wewnętrzną wolę. Powiedz, czy wtedy gdy omal nie pobito cię w gimnazjalnej szatni, kiedy nie potrafiłeś tego dłużej znieść... Czy nie pragnąłeś tego zmienić pewnego dnia? By nadszedł pokój długo tak oczekiwany.
(Mathias) – Grzebiesz mi w głowie... Jakim prawem wywołujesz u mnie skrajne emocje, hę? Uwolnij mnie z kajdan, to zmierzymy się...
(Thiasam) – Nie mając żadnych większych zdolności? Jestem twoja ostateczną formą. A zabijając ciebie, zabiłbym siebie jednocześnie. Zażegnałbyś mniejsze zło, lecz zatrzymałbyś zmiany, do których nie mogłeś dorosnąć.
(Mathias) – Iza... Cały ten Dywizjon... Robiłem to głównie dla nich, a ty do tego szkalujesz ich działania i... Mieszasz wszystkim w umysłach! Zabileś wiele niewinnych osób, bez powodu. Pragniesz skończyć chaos? To uwolnij mnie, nawet jeśli nie możesz oddać mi kontroli! Obaj mamy ten sam cel.
(Thiasam) – Mamy ten sam cel, zgadza się, tylko nasze drogi do niego są trochę inne. Dalej myślisz jak Iza, ograniczając się do tego co jest, a nie do tego co ma nadejść. W otwartej walce wszyscy zginą. Voltarzy są przyszłością i zbawieniem. Biali nigdy nie zrozumią Czarnych, ot konflikt.
(Mathias) – Używasz mnie jak narzędzia... Nie wiedzą kim jestem, ale... Nie chcę po prostu, żeby Iza stwierdziła, że jestem winny temu wszystkiemu, nie tak! Ja przecież ją... – poleciała łza – Kocham!
(Thiasam) – Podjąłeś się rytuału. Wiedziałeś na co się pisałeś. Choć miałeś miły ostatni widok ciekawy. Spotkałeś swoje zwierzaki, z którymi nie zdążyłeś się pożegnać. Mogę nawet tutaj zmaterializować ich powłoki, by towarzyszyły tobie w samotności. Rzadko będę tu wpadał, ale zawsze z chęcią cię odwiedzam. Bez ciebie nie byłoby mnie.
(Mathias) – Należy im się spokój! Nie sprowadzisz ich tutaj, ani nikogo innego...!
(Thiasam) – Poznałem przez ostatnie miesiące wiele nowych umiejętności. Zademontruję ci jak bardzo lubie igrać ze śmiercią. I to wszystko robię dla ciebie, Mathias.
(Mathias) - ...?!
(Thiasam) – Dushi... – raniąc się w prawą rękę – Pomertvyh – przejeżdżając krwią po mieczu – Spriyatelnoih – podnosząc miecz ku górze – Povorotte – wbijając w ziemię – Do zhitelnikov...!
(Mathias) – Przeklęty draniu! Przerwiń to, natychmiast! – wyrywając się – Nie mam takiej siły...
(Thiasam) – Czujesz to, prawda? Jak wracają wspomnienia, o których starałeś się zapomnieć... Musisz zmierzyć się z przeszłością, inaczej nigdy nie wygrasz. A i byłbym zapomniał, szczerze żałuję tej dziewczyny. Nawet poświęcić się nie umiała, więc rozumiesz, że z dobroci serca musiałej jej pomóc. Uwielbiam poza tym wiedzieć, że obserwujesz każdy mój ruch. Byliśmy jednością, jesteśmy i pozostaniemy aż do samego końca – znikając
Spośród najciemniejszyh odmentów, zaczęły wyłaniać się cienie postaci. Miały swoją jaskrawą powłokę, a momentalnie od razu zostały jej pozbawione. Wyglądały zupełnie jak za życia. Część z nich była rozczarowana sprowadzeniem z zaświatów, a tylko niewielka grupa nie wadziła tym, że znów mogą przydatni do czegoś. Spotkanie z dawnymi bliskimi miało mu przysporzyć więcej bólu, negatywnych emocji, które miałyby go zblokować bardziej, bowiem im bardziej Mathias stawał się silniejszy, tym Thiasam odczuwał dziwne przebłyski. Co do jednego było pewne. Zabicie osobnika, który przejął ciało mogło równać się z natychmiastową śmiercią obu stron. Jednakże Mathias nie chciał się poddawać, by nie zawieść tych, na których mu zależy. Wiedział, że w końcu odzyska na tyle siły, żeby przeciwstawić się swojemu przeciwieństwu. Każde słowo, dotyk czy uczucie sprawiało, że preszywał go dreszcz. Szczególnie, że każde złe zdarzenie, którego on doświadcza, rozrywa go od środka i czuje niemniejszy ból od ofiar, którym Thiasam odebrał życie.
Przed nim ujawniło się trzynaście postaci, które nie były zwykłymi ułudami wymyśonymi w umyśle Mathiasa, a bardzo prawdopodobne, że zostali wbrew swojej woli przeniesieni z podniebnego boskiego świata. Tak jak Mathias, również oni wiedzieli, że więziona przed nimi osoba jest realna, mimo obecnego stanu, w jaki został chłopak wprowadzony jeszcze w podziemiach w Voltarskim chramie, przez Przeciążenie, które objęło nad nim kontrolę.
*Mateusz z Safe Zone**Pies Ciapek**Wiktoria**Natalia**Ewa Nosarenska**Gabriel z Kordonu**Veskin od Stalkerów**Oskar**Konrad z Gdańska**Dorian**Rafał z Voltarskiego Azylu**Kostian Nosarensky z 1884**Klaudia*
Długo nie mógł się nadziwić, gdy zobaczył wszystkich. Nikt nie wydał z siebie żadnego dźwięku, póki Mathias jako pierwszy, próbując wstać, naderwał mięsień w dłoni i zmuszony został pozostać w pozycji siedzącej, choć wszyscy zebrani powinni być witani na stojąco, zgodnie z szacunkiem, jaki się miało dla nich po ich wcześniejszej śmierci. Spod oczu nie wyglądała znana już czerwień, a głęboki oceaniczny błekit. Mógł się uśmiechnąć, tym razem z emocjami, tak naprawdę.
(*Oskar*) – Posrana sprawa, cnie?
(Mathias) – Nie miałem na to wpływu. On was wyrwał stamtąd, moimi rękami...
(*Dorian*) – Wyglądał identyko jak ty. Myśleliśmy, że znudziło ci się ubijanie trupów, to zacząłeś męczyć zmarłych.
(*Rafał*) – Wyczułem w nim coś innego. Miał twój wygląd, ale zupełnie inny środek. Nie odebrano mi moich zdolności po śmierci, zawsze chociaż to.
(Mathias) – Wszystko przez to, że chciałem się zmienić, zniwelować swoją naturę. Spieprzyłem sprawę, a przez ostatnie dwa lata wszystko poszło na moje konto. 
(*Matka*) – Jeśli coś tobą steruje, to na pewno to nie byłeś ty.
(Mathias) – Nawet jeśli, ludzie wierzą w to, co widzą. Nikogo nie interesuje co jest prawdą, choć to zbieżność. Widzą jak ktoś wyglądający jak Ja wprowadza chaos i napuszcza ludzi na siebie.
(*Ciapek*) – Mimo, że jesteśmy teraz bardziej materialni niż wcześniej, to nie umiemy zniszczyć tych kajdan. Nasze przyzwanie było kluczowe, bo gdyby twoje drugie ja dało taką opcję, to byśmy cię uwolnili już dawno.
(*Wiktoria*) – Przykro mi, że znów się musimy spotkać... Po tym jak... – wstrzymując oddech – Poprosiłam Cię o ostatnią przysługę, a Ty się zgodziłeś.
(Mathias) – Dobrze wiesz, że to nie byłem ja. Prawdziwy ja zrobiłby to co kiedyś... Nie pozwolił na taki obrót sprawy! Mam świadomość, że Thiasam nie poprzestanie. Przeczucie miewam, że więcej ludzi z Dywizjonu może ucierpieć, a ja tylko mogę patrzeć na to.
(*Konrad*) – Czy aby na pewno? Gdzie podział się ten Mathias, który pojawiając się w Gdańsku, otworzył mi oczy na koniec. Marnie skończyłem, ale rozumiesz, że nie umierałem przynajmniej jak parszywy dupek, jakim byłem nim się wasza grupa zjawiła.
(*Veskin*) – Weź nie pierdol. Nic nie możesz? Rozjebałeś kawał ludu w tamtym skansenie. Wielka szkoda, że nie mogłem cieszyć się tam z wami, że Igor gryzie ziemię.
(Mathias) – Gdybym mógł jakoś się uwolnić, ale nie potrafię. Nawet gdy próbuję aktywować oczy, to nic się nie dzieje – czując krwawienie z lewego oka – Znów coś  tam wyrabia...
(*Mateusz*) – Sporo się wydarzyło ostatnio. Miewałem, że nim mnie Osa zabił, to sprawy nie szły tak źle. Dobrze choć wiedzieć, że ta wasza Strefa tworzy lek.
(*Klaudia*) – A jak Asia? Nie zdążyłam przed odejściem jej powiedzieć ważnego zdania... Przepierdoliłam wszystko. Jak odzyskasz sprawność, to przekażesz jej ode mnie coś?
(Mathias) – głęboki oddech – Co to ma być?
(*Klaudia*) – zamykając oczy – Myślę, że w odpowiedniej chwili sam się dowiesz.
(*Kostian*) – Tak się wam wszystkim tutaj uważnie przysłuchuję. Do tego wasze ubrania, jakby z innej epoki. Powiązania z tymi czasami nie mam za bardzo. Jedynie coś mi mówi, że Ty jesteś ze mną spokrewniony.
(*Oskar*) – A kim ty dziadku jesteś?
(*Kostian*) – Kostian Ilia Nosarensky, członek zgromadzenia Narodnaya Volya.
(*Matka*) – Niemożliwe... Nikt z rodziny nie brał udziału w czymś takim.
(*Kostian*) – Który jest obecnie rok? 1900? Zachorowałem w 1899 i zeszło mi się przed nowym stuleciem. Wielu spraw niestety nie domknąłem, ale chociaż spłodziłem potomków.
(Mathias) – Chyba 2017. Od dwóch lat nie mam władzy nad ciałem... W końcu jak Thiasam odzyska na tyle siły, że znajdzie sposób na zabicie mnie i wytworzenie ośrodka syntetycznego.
(*Rafał*) – Faktycznie, może tak zrobić, ale to wyższa szkoła... Ale skoro potrafił złamać prawa boskie, to mało co go powstrzymuje.
(*Kostian*) – Doszło do tego, że na świecie trwa kolejna wojna? Widziałem jak przez mgłę moment, gdy ludzie wstawali, zabijając kolejnych. Aż tak się posunęło to do przodu...
(*Dorian*) – To nie świat się posunął. Voltarskie coś tam... Zaczęło się od tego, że pojawiły się dwa wilki, a potem nastąpił podział. To prawie jak magia, mimo, że wszystko wygląda na normalne.
(*Kostian*) – Voltarzy? Ci, którzy wspomogli Mieszka I? Niebywałe, nieprawdaż? Myślałem, że wyginęli tak gdzieś przed moim urodzeniem. Dobrze, że się odrodzili, choć nie wiem czy mam prawo się radować, że to oni przewodzą krajem. Trochę jak niewola, z której was uwolniliśmy, lecz z doświadczenia wiem, że nadeszły pewnie następne wojny...
(Mathias) – Konflikt zaczął się przeze mnie, a jak nawet przeżyjemy do końca, to stanę przed sądem. Wielu zginęło z mojej ręki. Gdybym choć miał na tyle władzy, żeby ostrzec przyszłe ofiary, co nastąpi. On jest mną, a ja jestem Nim. Znam każdy jego ruch, również potrafię je przewidywać – uwalniając prawą rękę – Jeszcze tego by brakowało... – dłoń oblewała się krwią – Znów się zaczyna...
(*Wiktoria*) – Co się dzieje...? – rozszerzając źrenice – Fuck, to gówno się odtworzyło...
(*Kostian*) – Masz na imię Mathias, prawda? Zostniemy z tobą tutaj, a może coś wspólnie wymyślimy.
(Mathias) – Zostaniecie ze mną do końca? Nawet gdybym miał tutaj umrzeć?
(*Gabriel*) – Wierzyłem w ciebie, nim chcieliśmy zmieniać świat na lepsze, nie? A skoro to coś jest wytworek Voltarskim, to znajdziemy sposób, by choć oddać tobie część kontroli, Rafał?
(*Rafał*) – z uśmiechem – Zrobimy co w naszej mocy.
(*Oskar*) – Ty próbowałeś wiele dla mnie i Osy, to jak mogę kurwa stać tak i się przyglądać.
(*Klaudia*) – Mathias odpływa... Hej! Zostań z nami...!
(*Rafał/Gabriel*) – aktywacja oczu – Mamy go! Nie pozwoli mu jeszcze zasnać.
W tym samym czasie, ruiny Buskipina
Przy wejściu do osady, Thiasama powitał mocarny chłód, Trupy krążyły w okolicy, a gdyby nie atmosfera epidemii, to wszystko byłoby jak najbardziej w porządku. Trop od mostu prowadził do tego miejsca. Dawna siedziba polskich osadników pozostała prawie nienaruszona, prócz zerwanych dachów i podziurawionych murów. Od zewnątrz cisza, a wewnątrz trwało życie. Mimo niewielkiej osady, można było zaobserować pokaźną grupę ludzi. Uzbrojenie nie ukazywało ich jako dobrze przygotowanych. Proste karabinki szturmowe, przywieszone noże i kurtki naszpikowane kolcami. Społeczność nie wiedziała kim jest Thiasam osobiście, gdyż znali tylko jego imię, a nie mieli okazji nigdy go zobaczyć przez jego przesadną ostrożność. Nie napotykając do czasu oporu, udał się na plac targowy, gdzie zaczępił go pewien kupiec, handlarz bronią, Cezary. Widząc ubiór przybysza, jego uzbrojenie oraz pewność w ruchach, wiedział, że podróżnik nie jest byle kim, a jak to bywa w świecie, zawsze moża coś ubić na boku, jeśli się wie do kogo właściwego uderzyć. Thiasam nazbyt nie potrzebował obecnego wyposażenia, bo takie już posiadał, a celem stała się osoba, która była świadkiem zdarzenia na szlaku i może posiadać potrzebne mu informacje.
(Cezary) – Witam szanownego pana. Może paczkę z amunicją? Nosi pan m14 na plecach. Na pewno nie raz zastanawiał się pan co się by stało, gdyby nagle zabrakło naboi w magazynku... Dam za pół darmo, poniewż nie wygląda pan jak... Jak inni obszarpańcy, którzy się włóczą tutaj, koczownicy...
(Thiasam) – Nie jestem tutaj dla waszych towarów. Szukam kogoś.
(Cezary) – Mogę jakoś pomóc, panie...?
(Thiasam) – Seroga, Voltarstwo spod Mińska.
(Cezary) – Aż spod Mińska? Daleka droga. Co takiego Voltara tu sprowadza? Przeszedłeś taki kawał dla jednej osoby? A ta maska to dla ozdoby?
(Thiasam) – Za dużo pytań zadajesz. Nie widziałem tej osoby. Była w kapturze, mocne buty. Jeśli chodzi o maskę, to po prostu nie lubię pokazywać twarzy.
(Cezary) – Przykro mi, nie widziałem nikogo takiego. Tutaj wszyscy przyjaźni, to nie zakrywają głowy. Poszukaj na wschodnich murach, tam jest widok na rzekę. Może twoje zguba jest właśnie tam.
(Thiasam) – Co jest wyjątkowego na murach?
(Cezary) – Jak zajdziesz w tamte strony, to sam zobaczysz. Teraz wybacz, muszę wracać do roboty. Potem muszę do przyjaciela zawieźć paczki z bronią, cholerna wojna... Kiedyś go olewałem, ale muszę jakoś się zrewanżować.
(Thiasam) – Jeśli byś miał jakieś informacje, zgłoś się do Torunia. Tam się niedługo zatrzymam.
(Cezary) – O czym? Przecież nie jestem informatorem... – zamyślając się – A czy Toruń nie jest pełen ludzi z Kordonu?
(Thiasam) – To też ludzie, wbrew pozorom – odchodząc
Zgodnie z radą spotkanego człowieka, Thiasam udał się na podniszczone mury. Zdziwienie wywołał widok rozścierający się na rzekę. Mury same w sobie były brane za punkt obserwacyjny, najwyższy punkt w całej osadzie. Z początku nie doszukano się obecności nikogo. Wystarczyło się wsłuchać, a czyjeś kroki stawały się coraz wyraźniej słyszane. Nic nie stało na przeszkodzie zaczekać na nieznajomą osobę. Usiadł więc na kamieniu i wpatrywał się w dal. W porze bezopadowej można było dostrzec zarysy anten Strefy. Thiasam wyciągnął prawą dłoń, by złapać spadający płatek śniegu. Zgniótł go, obserwując jak po rękawicy skrapla się delikatnie woda. Od razu poczuł zapach perfum, który przynióśł mu wiatr wiejący w jego stronę. Odruchowo wyciągnął z tylnej kieszeni klucze do jego dawnego mieszkania, z zamiarem ich rzucenia w otchłań. Jego próby zostały powstrzymane w chwili, gdy metal już leciał na spotkanie z wiecznością. Nastąpił świst, wiatr zaprezestał nadawać przez kilka sekund, a zapach perfum stawał się coraz mocniejszy. Słysząc brzdęk swoich kluczy wiedział, że znalazł osobę, której szukał. Osoba wydawała się być Voltarem, a znał on podobne typy osób, z którymi współpracuje.
(Thiasam) – Możesz je zatrzymać. Nie są mi potrzebne.
(Angie) – Nie chcesz ich z powrotem?
(Thiasam) – Po co mi rzecz, która mi się nie przyda.
(Angie) – Doprawdy? Nosisz to przy sobie i nagle stwierdzasz, że się nie przyda? Sprzeczność.
(Thiasam) – Obecne życie jest większą sprzecznością. Powiedz, to ty mnie widziałaś wcześniej?
(Angie) – Weź je, a jeśli zechcesz, po spotkaniu ze mną możesz je wyrzucić – oddając klucze
(Thiasam) – Jesteś dobrym duchem?
(Angie) – Nie, tylko obserwatorem, Angie. Za to ty jesteś Thiasam, dowódca Kordonu. Śledziłam cię by się nieco dowiedzieć o waszych planach.
(Thiasam) – I czego się dowiedziałaś?
(Angie) – siedając obok – Chcesz dla ludzi dobrze, choć twoje metody znacznie wykraczają poza normy. Dywizon potrafi zjednać ludzi, a nie wie jak ich wyznaczyć do różnych zadań. A u ciebie jest trochę inaczej. Rygor utrzymany, bez większych ofiar w ludziach – wsuwając rękę pod bluzkę
(Thiasam) – Jeśli chcesz się przyłączyć, to w czym problem?
(Angie) – pokazując list gończy – Szukają mnie. Dlatego nie mogę podróżować sama. Szukałam okazji, by zainteresować ciebie moją osobą. Potrzebuję przodownika – obwąchując jego szyję – Dokładnie takiego jak ty.
(Thiasam) – Rozpoznałaś mnie, mimo, że pierwszy raz widzisz na oczy.
(Angie) – Twój miecz zrobił to za ciebie. Jest charakterystyczny, a to głównie o nim się nasłuchałam. Mogłabym oba twoje miecze ładnie przeczyścić własnym językiem, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
(Thiasam) – Nie jestem zainteresowany. Możesz być przydatna w inny sposób.
(Angie) – Co miałabym zrobić?
(Thiasam) – Dostaniesz Azyl u nas, jeśli wtopisz się w Dywizjon.
(Angie) – Podwójna agentka? Ja mam nią być. Przecież pierwszy raz mnie widzisz.
(Thiasam) – Dobrze się zaprezentowałaś. W przeciwnym razie, mógłbym zachować się inaczej.
(Angie) – Hmm... Jak to sobie wyobrażasz?
(Thiasam) – Dostaniesz mobilne radio. Będziesz nas informować o ich planach. Nie zamierzam ich miażdżyć. Jedynie nie chcę aby przeszkadzali nam w naszych działaniach. Do tego niedługo jest Zebranie Kryzysowe, więc muszę mieć pewność, że ktoś kogo nikt nie zna wydobędzie różne niuanse.
(Angie) – Nie o to chodziło. Umiem się wtopić, a pytałam jak mam do nich dojść.
(Thiasam) – Potrzebujesz być wiarygodna.
(Angie) – wstając - A gdybyś tak mnie...
(Thiasam) – przerywając – Nic z tego.
(Angie) – Nie chcesz chyba mnie okaleczyć...
(Thiasam) – Uwierzą w przypadek, gdy stwierdzą, że ktoś cię tak urządził.
(Angie) – Spróbuję, choć nie wiem czy Azyl będzie coś wart.
(Thiasam) – Zawsze możesz z nimi zostać, ja znajdę inny sposób na zdobycie informacji.
(Angie) – przytakując – Podoba mi się ten twój pazur...
(Thiasam) – zadając cios w klatkę pierściową – Oto mój pazur...
(Angie) – Musiałeś akurat tam...
(Thiasam) – Wielkość rany nie będzie mieć znaczenia, gdy się zregeneruje. Powinnaś już iść.
(Angie) – maczając palec w krwi – Mhmm... – biorąc palec do ust – Mam nadzieję, że twoja smakuje równie przyjemnie.
(Thiasam) – Byś musiała mnie wtedy zabić, a obawiam się, że jesteś mi potrzebna bardziej żywa.
(Angie) – Jak sobie życzysz – rzucając nóż w ziemię
(Thiasam) – odwracając się – Jeszcze jedno... Angie? No tak... – podnosząc wiadomość – Nie zadawaj głupich pytań, tylko działaj. Spotkajmy się niedługo, wyznaczę miejsce... Intrygująca, choć chwilami psychodeliczna... – szyderczy uśmiech – Będą z niej jeszcze ludzie.
2 godziny później, Dywizjon
Po zdarzeniu przed wejściem do miasta, Marcin został przetransportowany do szpitala przebudowanego na dawnych ruinach spustoszonej galerii Mazovia. Gdy tylko stan się nieco poprawił, Iza bez poznania dokładniejszych powodów zjawienia się jego, nie znając tożsamości, wróciła do domu wraz z Ewą, gdzie kończyły pakowanie. Wybrały się póki jeszcze było jasno w pewne miejsce, które znała tylko Ewa. Dziewczyny udały się w region Staroźrebów, opustoszonej wsi, gdzie nikt nie mieszkał,  Ewa sama w tym miejscu przetrwała swoją pierwszą Próbę. W końcu Iza miała zostać trenowana na przyszłą Voltarkę, bez względu na konsekwencje. Pole farmerskie ze starą chatą było idealne do tego, a daleko z tyłu widniał las. Zostawiając swój dom pod opieką Uli oraz Lery, miała pewność, że będzie mieć Iza do czego wracać. Miała nadzieje, że w międzyczasie odezwie się Joanna i spotkają się, by został zdany raport o sytuacji w Kordonie oraz samym Thiasamie. Pierwotnie miał być pierw trening odpornościowy nim zacznie się technika machania mieczem czy nawet sam pojedynek, wiedząc, że Ewa nie ucierpi i tak, przez szybszą regenarcję, a Iza przyjęła status obchodzenia się z nią jak z jajkiem, widząc, że jeszcze Prób nie przeszła i jest bardziej podatna na większe obfitsze krwawienie.
(Ewa) – Zawieś się na tym trzepaku i zrób cztery razy po razy zwykłe podciąganie, potem druga strona. Wszystkiego zrób dziesięć powtórzeń. Cóż, na szybko nie przejdziemy do ćwiczeń, póki się nie rozruszasz.
(Iza) – Jestem z natury dość gibka. Muszę udowadniać siłę w ten sposób?
(Ewa) – Nie dasz rady przejść Prób bez przygotowań. Uwierz, że gdyby istaniała opcja obejść to wszystko, to już dawno byś była wtajemniczona.
(Iza) – Wytaczasz ostre działa. Nie bez powodu wybrałaś właśnie tą wieś. Miejsce, gdzie nikt niewinny nie ucierpi.
(Ewa) – Podczas Prób traci się zmysły. Jeśli chodzi o mnie, obronię się, ale inni normalsi nie mieliby tyle szczęścia. Zawieś się, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
(Iza) – łapiąc się trzepaka – A co ty będziesz robiła? Nie dołączysz do mnie?
(Ewa) – Ja posiadłam odpowiednie kwalifikacje już dawno, więc tylko bym zmarnowała czas.
(Iza) – Skoro tak trzeba... – podciągając się – A dziś planujemy to zrobić?
(Ewa) – Hmm... Jak się postarasz, mała, to już jutro będziesz się bawić z synkiem.
(Iza) – Nie było ani okazji, ani opcji... Jak wyglądała Próba Mathiasa, bo byłaś przy niej, prawda?
(Ewa) – No cóż – wzdychając – Byłam, to było...
(Iza) – Dziwne?
(Ewa) – Nie, straszne po trzykroć. Pierwszy raz zetknął się z naszą przypadłością, a natychmiastowo się przystosował. Wyrżnął całkiem pokaźne stado, będąc pod działaniem trucizny. Omal się nie wykrwawił, ale dał radę. To ty byłaś jego siłą, a tak przynajmniej to rozumiałam. Teraz jak go nie ma z nami, to się zastanawiam, co by się z nim działo.
(Iza) – To jest mój cel. Znajdę go w końcu. Powiedz mi, czy Voltarzy mogą jakoś wzajemnie się wyczuwać?
(Ewa) – Chodzi o coś rodzaju GPSa? – z uśmiechem – Wątpię, a bynajmniej ja o czymś takim nie słyszałam. Nie mówię, że to byłoby złe, ale na pewno ułatwiłoby wykrywanie podejrzanych działań, przy czym można również odszukać zagionionych. Nie jestem nic tobie winna, lecz chcę czuwać przy tobie i pomagać jak tylko mogę. W tym jeśli zdecydujesz się na wędrówkę, to zostanę twoja towarzyszką.
(Iza) – Och, własnie miałam o to zapytać... Ty go znałaś, tak jak ja znałam. Każdy poświadczy, że On nie był słaby. Nie byłaś zdziwiona, gdy ogłoszono poniekąd, że umarł, bo wiedziałaś także, że to nie jest prawda.
(Ewa) – Wiedziałam, że trzeba się upewnić... Nawet jeśli byśmy musieli trafić do Czarnych, z opcją wypytania o szczegóły.
(Iza) – Ten aspekt nie musi być powtarzany. Już ktoś się tym zajął.
(Ewa) – Krok do przodu, to dobre myślenie. Chociaż różnie myślę o wysyłaniu swoich do stada wilków. Nic nie kwestionuję, tylko tutaj toczy się walka o coś więcej niż nasze istnienie. Jeśli lek nie powstanie, to powybijamy się wzajemnie... – siadając na pieńku – Gdyby tylko ten Thiasam się ogarnął... Zebranie niedługo, a wywinie coś na pewno. Mało kiedy obyło się bez awantur, a zjazd rządowych to dopiero pretekst, aby coś odjebać przeciwko nam.
(Iza) – A po czyjej stronie jest Strefa? Do tej pory myślałam, że ręczą za nas, Driztt przecież...
(Ewa) – Drizzt nie zrobił więcej niż każe mu sumienie. Są neutralni, choć bardziej lubią nas niż Kordon. To jednak niczego nie zmienia. A ogólnie, pamiętasz, że mówili o swoim naukowcu? Thiasam znaczy się, pamiętasz? Powinniśmy jak sądzisz za niego poręczyć? Jeśli by to miało podnieść efektywność.
(Iza) – Bardzo mu zależało na próbce. A jak on jej własnoręcznie nie wykradnie, to zleci to komuś. Nie jestem jego suczką na smyczy, by dyktował mi takie warunki i dymał na wszystkie strony. W razie czego kilku się od nas wyśle, by pilnowali badaczy. Wiesz jak to działa, wystarczy jeden błysk i próbek nie ma. Niedługo sama im coś wywinę, nim się zorientują.
(Ewa) – Na przykład rozebrać samego Thiasama, a na jego fiuta wylać walerianę, a koty zrobiłyby mu ładnego blowjoba z ranka... – obie wybuchły śmiechem – Iza, trzymaj się tam.
(Iza) – wycierając dłonią łzy – To by było nawet interesujące. Jeszcze cyknąć fotkę i wysłać do jego kompanów w boju... Choć to byłoby słabe. Twój pomysł jest lepszy.
(Ewa) – O ile ma twardy sen, to mogłybyśmy spróbować obie trochę go poniżyć. Jak straci morale, to zacznie robić wszystko sam... Przy czym może pozabijać sporo swoich, ale w końcu popełni błąd. Jego śmierć nie jest potrzebna, ale obowiązkowa, gdy tylko będą czarne chmury się pojawiać w naszym regionie.
(Iza) – Jedno mnie zaintrygowało, wtedy przy wejściu.
(Ewa) – Huh?
(Iza) – Gdy chciałam go zaatakować, to jakby sięgał po miecz, ale się wycofał. Jakby nie chciał mnie zaatakować. Pomyślałam wtedy, jak spytałam o Mathiasa... Pomyślałam, że wie, gdzie się on znajduje. Kolejny dziwny ukryty sens, że Mathias żyje i gdzieś tam jest, czekając aż go uwolnie.
(Ewa) – Bym się nie zdziwiła gdyby sam Thiasam miał coś wspólnego z jego zniknięciem. Znika nasz przyjaciel, a krótko potem pojawia się ten gostek. Duraczy przed nami, rozmawia z nami bez większego trudu i w jego wypowiedziach jest sporo potajemnych informacj.
(Iza) – Jak spotkamy go ponownie, to będziesz mogła zapytać go o wszystko.
(Ewa) – To ostatnia osoba, z którą pragnę jakichkolwiek kontaktów...
(Iza) – Gdyby nie to, że jest przeciwko nam, to by nam się bardzo przydał. Ma umiejętności, których nam potrzeba, a przy starciu z zombie osoba z taką charyzmą wiele by wniosła.
(Ewa) – Nie przekonasz Thiasama do swoich racji, bo ma swoją własną ideologię. Żadnego leku, tylko wzmocnienie ludzkości. A ilu ja się pytam ilu zginie, nim to wszystko się skończy? Lek jedynym sensem naszego bytu. Nie zamierzam czekać na Czerwone Zimno, bo jak takim Czarnym dać pozwolenie na działania, to mu umrzemy, a oni niedługo po nas. Obie nasze grupy nie darzą respektem polityków, ale może oni sprawią, że przestaniemy ze sobą się bić. Może wkurw sprawi, że Kordon wesprze naszą sprawę, a lekarstwo połączy, a nie podzieli.
(Iza) – Nie znam osobiście sir Thiasama, ale wiem co zrobiłby Mathias. Wpieprzył się w sam środek chaosu i starał się przeciągnąć rację na korzystną stronę, myśląc o ludziach, a nie tylko o nielicznych. Voltarzy nawet mogą zginąć, ale chodzi o coś więcej, nie? Voltari przecież już nie ma, dawna Białoruś nie walczy dla nikogo, a wschód ma własne problemy. Teraz sporo kręci się w centralnej Europie. Trzymamy się, ale ni dzięki naszym wojnom między sobą. Wyłącznie nasza zażartość sprawia, że husaria dalej popindala po lasach, łąkach i miastach.
(Ewa) – Szarża jest jedynym możliwym środkiem masowego przekazu. Jej też postaram się ciebie nauczyć, o ile nie opadniesz za szybko z sił.
(Iza) – w myślach - Polsko, krwią spisałaś historie, dziś podnieś się z kolan.  Poczuj zwycięstwa oddech, nasze szaliki to rycerstwa chorągwie. Nad brzegiem Wisły biją serca pokoleń. Synowie i córki, królowej niepokornej matki Ziemi. Biało-czerwonej damy która karmi swoje dzieci. Mamy to we krwi, wiemy jak zatrzymać wroga. Zapamiętaj, że Polak nie ugina kolan! Polska, tutaj zawsze mamy pod górę. Więc, wiemy dobrze jak radzić sobie z bólem. Wiesz, z nami jest trudniej, bo walczymy do końca
nie złamiesz naszej dumy, nie zmusisz by się poddać. Sportowa wojna, naszą iskra w ciemności jest korona orła - symbol niepodległości. Chcę usłyszeć okrzyk: Jesteśmy mocni! To Polski dzień, wierzymy w siłę jedności.
(Ewa) – Stokrotko, możesz zejść. Jak ręce? Może potrzebujesz przerwy?
(Iza) – wypluwając ślinę – Ależ skąd. Nie jestem ani trochę zmęczona.
(Ewa) – atak znienacka – Hmm?
(Iza) – Heh – odpychając Ewę – Ładnie z twojej strony. Lubię takie zagrywki.
(Ewa) – Będzie ich jeszcze więcej. Wyciągnij miecz z ziemi, dobrze? Pójdę po swój i przejdziemy do fazy drugiej.
(Iza) – Umiem posługiwać się bronią, tak jakoś.
(Ewa) – Tak jakoś to możesz zabijać trupy. W walce z ludźmi, a co gorsza Voltarami, to musisz umieć nieco więcej. My używamy swoich technik, które bez perfekcyjnych zasłon, skończą się tak, że skonasz wykrwawiając się na polu walki, padając do stóp oponentowi, gdzie tacy mniej wierzący mogą cię nawet pośmiertnie wykorzystać. Nie powiesz, że ciebie to nie rusza?
(Iza) – Ewa...
(Ewa) – Słucham?
(Iza) – z przekonaniem – Biegnij po ten miecz. Dam z siebie wszystko.
(Ewa) – To chciałam usłyszeć.
(Iza) – do siebie – No to, czas zacząć zabawę – wyjmując miecz
(Ewa) – pojawiając się – Na początku chwytamy naszą silną ręką miecz pod jelcem. Silna ręka to ta, którą na co dzień wykonujemy intuicyjnie wszystkie czynności. Dla praworęcznych jest to prawa, a dla leworęcznych lewa. Jelec to jest ten element z boku, który...
(Iza) – Musismy od podstaw? Znam budowę miecza.
(Ewa) – Nie twierdzę, że nie znasz, ale mnie nauczono stosować teorię, gdy istnieje taka możliwość... Tak więc, lewą kładziesz na rękojeści. Często lubię łapać za głowicę, ale to akurat moje upodobanie, żeby wykonywać dokładniejsze dźwignie. Gdy już trzymasz poprawnie miecz, oprzyj go sobie lekko na ramieniu, byś zaznajomiła się z jego środkiem ciężkości. Stoisz na równoległych nogach, dobrze. Daj lewą nogę lekko do przodu, a stopę w nodze zakrocznej ustaw delikatnie w kącie 45 stopni...
(Iza) – Co dalej?
(Ewa) – Lekko możesz się ugiąć dla utrzymania środka ciężkości podczas manewrów, choć sama nie polecam zanadto, bo tylko prościej ciebie skontrować, ale sama ustalisz sobie swoją technikę już potem. W dawnej szermierce przy długim mieczu, należy się ustawiać klatką piersiową do przeciwnika. Nie stajemy ot tak bokiem – poprawiajac Izę – Teoretycznie zmniejszamy tym powierzchnię trafienia, natomiast jesteśmy na zgiętych nogach i automatycznie chce nam się ustawiać stopy w linii. Nie jest to dla ciebie pozycja stabilna, gdyż często atak pada z przodu z krokiem, dzięki czemu właśnie klatka powinna być skierowana mocno do przodu.
(Iza) – rozstawiając nogi – Nie za szeroko?
(Ewa) – Odrobinę je skurcz, hmm, tak może być, bo przez chwilę ustawiłaś się jak do seksu analnego. Postawa Dachu jest najbardziej ofensywna, to będzie katować cię przez całe życie. Możemy atakować z niej uderzeniami górnymi – wykonując ruchy – Także również uderzeniami z dołu, nazywam to podcinaniem nóg. Teraz coś co często wykonywałaś Ty sama, pchnięcie – miecz przed siebie – Śmiercionośny cios, który da się szybko skontrować, jeżeli zadasz go w złej kombinacji. Twój problem polegał na tym, że za szybko używasz tego dobicia. Zbyt agresywne podejście, nawet jak na ciebie.
(Iza) – Chodzi o to, by kogoś zabić, prawda? Po prostu nie stosuję wielu zasad z teorii. Przyznaję, że Voltarzy to zupełnie inna liga, ale udało mi się rozbroić jednego.
(Ewa) – Tylko, że wtedy był do rozbrojenia tylko jeden. Gdybyś trafiła na obszerniejszą walkę, twoja pewność skończyłaby się po pierwszym przeciwniku. Litość jest nam znana, ale atak premedytacyjny jest znakiem mocnej agresj. Podczas otwartego konfliktu, obawiam się, że w tym stanie byś rady nie dała. Toteż wierzę w ciebie, bo masz ogień w środku, tylko trzeba go wydobyć. Na tyle, by Dywizjon, a przede wszystkim, aby twój syn był z ciebie dumny. Sekretny tajnik to nie czerpać wiedzy pośredniej i bezpośredniej wyłącznie dla siebie, a siła przybędzie sama... – zamyślając się – Dobra, powtórz to o czym mówiliśmy niedawno.
(Iza) – Staję na równoległych nogach. Lewa noga lekko do przodu. Stopa w nodze zakrocznej delikatnie w kąt 45 stopni. Uginam się minimalnie, nie rozkraczając się za bardzo – z uśmiechem – Dachu z góry – wykonując cios zza pleców – Dachu z dołu – wykonując cios spod nóg – Powtórka, mocne pchnięcie do przodu – przekręcenie miecza w śrubę – Chyba złapałam, jak sądzisz?
(Ewa) – stykając miecz z Izą – Doceniam inwencję twórczą. Śruba to coś, czego się prawie nie wykłada. Zwłaszcza, że nasza stal nie jest tak słaba, by miała nie ubić przy pierwszym silnym dobiciu. Dobądź wody z plecaka i usiądź, pokażę ci dalsze pozycje.
(Iza) – Oki doki – siadając na trawie – Licze, że pokażesz bardziej zaawansowane techniki. Chętnie się spocę bardziej.
(Ewa) – Wstrzymam się od pokazania Dachu centralnego, raczej wiesz jak go stosować. Ciekawe, że podczas jego wykonywania, możesz dodać dobijający cios z klingi. Łatwo przewidzieć go można, ale przy osłabionym przeciwnikiem, szanse na obrone są niewielkie. Obiecuję ci, że przy tym, spocisz się na pewno. Obserwuj dokładnie, tu zaczną się schody.
Godzinę później
Wyglądało na to, że Iza przy drobnej pomocy, opanowała znaczące podstawy w boju, a przy okazji sama pojęła bez większych pokazówek bardziej zaawansowane techniki, którymi szczycą się Voltarzy na swojej drodze miecza. Pozostały jej techniki mistrzowskie, które dopiero staną się dla niej dostępne, gdy przejdzie Próby i zyska voltarską sprawność. Ewa zezwoliła jej na trening dowolny, gdzie jej umiejętności znalazłyby potwierdzenie. Sparing z samą Voltarką był zaledwie początkiem. Chodziło o pokaz walki z czymś obcym, postawiono na nadchodzącą niewielką grupę trupów. W tym momencie Iza miała dowieść swoich słów i wprowadzić swoją praktykę w ruch, a Ewa jako nadzorczyni, chciała zainterweniować jedynie w ostateczności. Przemieściła się do przodu, będąc w ciągłym kontakcie z Izą, wyciągając swój miecz zza pleców.
Nadciągał pierwszy zombie. Miecz poszedł w ruch, chwyt rękojeści przy lewym ramieniu. Biorąc zamach, przecięła w poziomie pierwszą głowę. Kolejne dwa zachodziły od tylca. Postawa bojowa, cios zza pleców w żołąd. Obrót, cios spod nóg, przecinając czaszkę w pionie. Szykowała sie dynamiczniejsza walka, gdy ostatnie truchła wędrowały ku pannie z mieczem. Z rękojeści w nos, z obrotu obcinając głowę, od uniku poprzez przebicie oralne na wskroś. Wystarczyło, że podeszły dwa ostatnie, a Iza kręcąc mieczem jak wskazówkami zegara, rozcięła tułów razem z kończynami niczym wiatrak nadlatające muchy. Z rozbiegu rzuciła mieczem do przodu, a samym doskokiem złapała go w locie i przebiła ostrzem mózg ostatniego szwendacza. Po krótkim starciu zorientowała się, że klinga była niemal cała we krwi, na kantach pozostała wyszarapana trupia skóra, a jej buty zabarwiły się na karmazynowo. W jednej chwili nie czuła zmęczenia, czując się dumnie. Nie trwało to wszystko zbyt długo, gdy nagle upadła, podpierając się na swoim mieczu. Bez żadnej pomocy próbowała wstać. Ewa orientując się, podbiegła ku pomocy. Nawet została wyciągnięta dla Izy dłoń, lecz dziewczyna o własnych siłach podniosła się, ukazujac co kilka sekund obfite kłęby chłodnej pary, wydobywającej się z wnętrza jej ust. Mimo znacznego osłabienia, z powodu braku czynnego obcowania z bronią długą białą, uśmiechała się, wcale nie patrząc na Ewę, a przed siebie, jakby to widziała kogoś innego poza nią. Przeczucie podpowiadało, że wyobraziła sobie Iza obecność Mathiasa, choć normalnie nie było go tutaj. Chwytając się wzajemnie za ramiona, obie towarzyszki udały się do wnętrza podniszczonego domu, aby móc się ogrzać i porozmawiać. To była część pierwsza testu, którą Iza przeszła pomyślnie, w miarę bezproblemowo, zważając na to, że Mathias miał Próby przechodzone w momencie, gdy posiadał już wilcze zadrapanie. Dodatkowo w tamtej wiosce zombie było więcej, a obecnie Iza miała do czynienia tylko z kilkunastoma maksymalnie. Klinga i umiejętności sprawiły, że podstawy zostały opanowane, a jeśli tylko część druga miałaby również się powieść, to ponownie nastąpi okres nauki, technik mistrzowskich, które nie u każdego Voltara są jednakowe. Łączy każdego ulepszona prędkość poruszania się, znikanie bezszelestne oraz zwiększona regeneracja ran. To los pokazuje dopiero potem, co odblokuje dodatkowo dany osobnik. Jednakże, Iza mogła wyciągnać z tego drobnego pojedynku lekcję. Lekcję, która nie musiała wymagać agresji, by spełnić swój cel, a spokój i opanowanie pozwoliło młodej Nosarenskiej zwyciężyć, bez pomocy innych narzędzi zniszczenia. A to był dopiero początek jej własnych możliwości.
(Ewa) – Poradziłaś sobie. Z kondycją widzę nienajlepiej.
(Iza) – łapiąc oddech – Ostatnio tak zażynałam się gimnastyką dwa lata temu, podczas nocy poślubnej...
(Ewa) – Będziesz mieć zakwasty zapewnie, ale to minie. Gdy twoje ciało oswoi się z nową tobą, wysiłek stanie się normalną czynnością, tak jak wymienione przez ciebie kopulowanie czy walka.
(Iza) – Stać mnie na więcej. A wiesz o czym myślałam? O moim synku... O moim mężu... O was wszystkich.
(Ewa) – I niech to da tobie motywację. Za niedługo będzie ci to potrzebne.
(Iza) – biorąc do ręki gorący kubek – Dzięki za herbatę – trzęsąc się z zimna – A co do zadania, to muszę przez nie przejść. Jeśli bym umarła, wszelkie starania poszłoby na marne. Mogę w końcu coś zmienić, także wiesz, zmienię to.
(Ewa) – Odpocznij chwilę, na żywca nie pozwolę ci na dalszą fazę. W przypadku Mathiasa nie było wyboru, był skazony już wtedy, więc dla ratowania jego życia, musieliśmy działać od razu. Z tobą jest inaczej, nie przeszłaś jeszcze niczego. Zregeneruj się nieco, a potem wytłumaczę ci najdrobniejsze detale i odpowiem na wszelkie twoje pytania.
(Iza) – przytakując – Dobrze.
Późnym wieczorem, kilka godzin później
(Ewa) – przewracając się na bok – Hmm... – czując stęki – Iza, co tak jazgoczesz... Iza...? Fuck... – widząc trupa – No chodź bliżej – celując z łańcucha – S K O R P I O N, zdziro – strzelając między oczy – Skąd się to wzięło...? Iza? – wychodząc z domu – Iza? – spostrzegając dziewczynę na pagórku – Czemu siedzisz tutaj, a nie wewnątrz?
(Iza) – Ja tylko próbowałam... Wyciszyć się jakoś, jak mi wyszło?
(Ewa) – Jeden mutant wparował do środka, było blisko...
(Iza) – Wybacz, przez to wszystko zapomniałam zamknąć drzwi.
(Ewa) – Nie przejmuj się, załatwiłam go. Powiesz czemu tu siedzisz? Chodzi o Próbę? – dosiadając się
(Iza) – Nie myślę o tym w taki sposób, lecz ręce same mi się mometami trzęsą. Dumam o jednym i staram się tego trzymać. Skoro Mathias zdołał, to i ja podołam.
(Ewa) – Możemy nie czekać do ranka i zająć się tym od razu, jeśli tylko jesteś gotowa. Pozostanie mi zwołać pozostałą dwójkę i możemy zaczynać. Powtarzam się, ale jeśli chcesz coś wiedzieć, to pytaj, potem przez wiele godzin możesz być nieprzytomna.
(Iza) – Na czym ma polegać Próba? Jak to się zaczyna?
(Ewa) – Hmm, pierw się stosuje test siły. Celem jest zlikwidowanie przeciwnika, w naszym przypadku stada zombich. Spełniłaś pierwszy warunek. Potem trójca słowami przyzywa eteryczne wilki, które mają za zadanie ugryźć cię oraz zadrapać. Zapadasz w sen, a dalej drogę powrotną musisz odnaleźć sama, przekopując się przez różne wspomnienia, lecz u każdego nie są one jednolitę, więc nie potrafię objaśnić dogłębnie.
(Iza) – Jeśli uczestnicze we wspomnieniu, to czy ktoś mnie tam widzi?
(Ewa) – Jesteś świadkiem realnych zdarzeń, a ludzie są świadomi twojej obecności. Jednakże, nie ma to wpływu na teraźniejszość. Nie może również stać się tam tobie krzywda. Jedyna śmierć nastąpić może, gdy psychicznie tego nie wytrzymasz, a twoje realne ciało straci zbyt dużo krwi. Im bardziej jesteś pewna tego, czego chcesz, tym szybciej wrócisz do żywych.
(Iza) – Ta cała Trójca, o której mówisz. Kim oni mają być?
(Ewa) – Regis oraz Dettlaff, dobrzy starzy znajomi. Dołączyli do nas niedawno, więc nie miałaś okazji ich poznać. Są nieco dziwni, bladzi jak wampiry i noszą stare średniowieczne uniformy. Poniekąd nie moja sprawa jak wyglądali, byle byli po naszej stronie. Dodatkowo nie pochodząc bezpośrednio stąd, urodzili się na obecnej Białorusi, dawnym Voltarskim Imperium.
(Iza) – Ciekawe sojusze nawiązujesz. Uprzedzając następne pytanie, są gdzieś w pobliżu, nie mylę się?
(Ewa) – wzdychając – Potrafisz dostrzec iluzję, jesus... – pstrykając palcami – Dostrzegła was, możecie się ujawnić.
(Regis) – Panienka nas wykryła, nie mając nawet wyregulowanych zmysłów. Coż za zaskoczenie.
(Dettlaff) – Ucisz się na chwilę, Regis – warknął – Jesteśmy tutaj, choć równie dobrze moglibyśmy być gdzie indziej. Rozprawmy się z przywołaniem, a potem znikamy. Czarni urządzili skok na karawanę i... Ktoś musi się tym zająć, przepytać świadków i tak dalej.
(Ewa) – Tylko spytamy Izy, jesteś gotowa?
(Iza) – Dobrze, zróbmy to. Dość się naczekałam.
(Ewa) – Pamiętaj tylko, aby nie reagować, po prostu zaakceptuj obecny stan, a pokieruje cię samo dalej. Zrozumiałaś?
(Iza) – głęboki wdech – Sądzę, że tak.
(Dettlaff) - Vostanite... Prostarikie Voltary... Probudite chyum shybka... - stanął po prawej stronie
(Ewa) - Probudte na starikie hramy... V tot chas... Pri Nas Voltarkin... - stanęła po lewej stronie
(Regis) - Astavte na zemlyu kraf... Dayte tomu dostoykemu menshinu vladeniyu... - stanął obok
(Iza) – czując szron na paznokciach – Niech mnie...
(Dettlaff) – z uśmiechem – Już nadchodzą.
(Ewa) – Damn... Iza, odwróć się, Iza!
(Iza) – Hę...?! – przyjmując zadrapanie – Zaczyna się, bądź silna, bądź silna...! – czując kły w dłoniach
(Ewa) - Nie mów nic... To tylko pogorszy sytuację... Zamknij oczy, pomyśl o czymś... Nie patrz na to...
(Iza) - Nie... Zamierzam... Uciekać... - spojrzała groźnie
(Dettlaff) – Zrobiliśmy swoje, teraz wszystko w twoich rękach, Voltarko.
(Iza) – Nie mów... Hop... – opadając na ziemię
Tymczasem w Umyśle Izy
Iza wylądowała w dziwnej cieczy, po wynurzeniu okazało się, że woda była czerwona jak krew, a po wyjściu spojrzała na swoje dłonie, nie czuła bólu, lecz widziała ślady po wgryzieniu się wilków. Rozejrzała się, widziała dziwnie znajomy mu świat, jakby jej podwórko, otoczone budynkami, które znała z realnego świata, lecz te budowle nie miały okien, tylko cegły, a z nieba co chwilę gdzieś w oddali spadały ogniste meteoryty, zwiastujące zagładę lub chaos panujący w jej głowie. Starała się pójść dalej, to świat w jej głowie z tyłu zaczął zanikać, tak samo jak próbowała pójść do tyłu. Usłyszała płacz znajomy z okolicy, zaczęła biec w tym kierunku. Znalazła się w alejce, dziwnie znajomej. Znalazła tam swoją mamę, zagryzaną przez zombie. Iza widziała to wszystko i nic nie mogła zrobić. Była projekcją własnego umysłu, nie miała wpływu na obrazy, które wytworzyła sama. Czuła złość i nienawiść do siebie, ale mimo tego, nie pojawiały się w nim żadne napady, którymi nękany był niegdyś Mathias. Stała nad jedzoną żywcem matką i mimo braku emocji, potrafiła uronić jedną łzę, która jednak związała się z obrazem widzianym, gdyż upadając na dół, łza spadła na oczodół jednego z trupów.
(Dhzana) - Ilut lyuz mozhe upast za advazhnye pochinania... Nik tovo ne veet...
(Iza) - Hę?
(Oriana) - Ty prostakiy chlevek. Vidyala za gruzkoy myartvee telo...  Tak, Voltarkin...
(Iza) - oczy zmieniły barwę na czerwoną
(Oriana) - Dopoviy chevo...
(Iza) - Sporo zla vshed... Ona... Byla moim roditelem... Predtom... Baydo vazhna...
(Dhzana) - Veesh, chemu prishla tu?
(Iza) - Na realnosti ya... Volchu o perezhite...
(Oriana) - Voltarkin...  Pomozhem tobe...
(Iza) - Ne zderzhu patret daley...
(Oriana) - Pomyaesh kem My dlya tobya?
(Iza) - zacisnięte zeby - Ebakie voltary, ktorye pridaly mne zakrafye rany...
(Dhzana) - No, povtrimay yezik... Volya Svyata. Priznachenie...
(Iza) - Yak skrayno... Povrot... To chevo trebuyu. To potreba moya!
(Oriana) - Ne krich... V tot chas vykrafyaeshsye na zemlyu. Tem dlugo povaeshsye, tem dlugiy tvoy povrot ko realnosti.
(Iza) - Chemu sluzhitsye Proba? Chem to est?! Chem to kurviya est...?
(Oriana)  - Starikiy zvichay, ktoryy trvet od staritskih stuleti. Zapomnitskiy yezik, zapomnitskiy lud. Lyude voleli zapomnit o tim.
(Dhzana) - Zapomnit o Nas takozhe. Starikie Voltarskiye Burstva... Gde My byli takie yak innye burstva. Dhzana i Oriana, to My. Priyatelki.
(Iza) - Budete moimi ohronnichkami?
(Dhzana) - Tilko kedy budesh trebovat Nas... - spojrzała na Izę
(Iza) - Povyazannyy ya s vami po vsechas, pravda?
(Oriana) - Konets, dobro spisala.
(Iza) - Ne pomyayus...
(Oriana) - Dekuya i sproshi za te sagryzki...
(Iza) - Techas ne chuyno nichevo...
(Dhzana) - Vkorotsye pochuesh, tilko mnenshe.

Offline

 

#2 2017-03-31 00:33:22

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 34 - Wysłannicy z rządu

(Iza) - Myslil sho mnyal ya volchit o pereshite.
(Oriana) - U kazhdovo vyglyadaet inachyey.
(Iza) - Ne umryu?
(Oriana) - Hah, htelaby chyudov, lech tak she ne nastapitsye yak Ty htela.
(Iza) - Sho techas? - zauważyła zanikanie świata
(Oriana) - Techas, poznay sho podelsye po utopnenia vo vlasnoy krafi - wilki pchnęły Izę w głęboką kałużę z krwi
(Iza) - zaczęła się topić
To nie był koniec wizji w jej własnej głowie, to była przeklęta gra z wilkami, która musiała być przeprowadzona do samego końca, a jej przerwanie oznaczałoby śmierć. Iza zniknęła pod wodą i popłynęła z prądem dalej, gdzie chwilę potem woda wyrzuciła ją do kanału pod Wisłą. Wizje miały to do siebie, że były strasznie realne, choć nie można było na nie wpływać w żaden sposób.
(Iza) - poczuał odór ścieków - Co to za... - do siebie - wdepnęła w gówno
(głos Oriany) - śmiech - Bravo...
(Iza) - Chevo podsmilaesh?! Hę? Pochemu ebakie zagody...
(głos Dhzany) - Htel veedet... Daesh daley...
(Iza) - do siebie - Po co to wszystko... - wspinała się po drabinie - Czemu to ma służyć... - wyszła
(Oriana) - Popatriy tam... Etoy Hlopchin...
(Iza) - zobaczyła swojego ex - Eto on...? Etoy, ktoroy...
(Dhzana) - Ktorayugo astavila Ty na muchinskom smert.
(Oriana) – Chas dal vybor, decyd byl, patryay sho s nem budet.
(Iza) - Eto Ya?
(Oriana) - Vshak pravilnuyu.
(Iza) - zobaczyła jak alterego pcha chłopaka o filar
(Alterego) - Myślisz, że możesz ot tak pojawiać się i niszczyć wszystko? Znałeś mnie wcześniej, prawda? Chciałeś bym wpadła do dołu z zimnymi?
(Alek zjawa) - Nie jestem temu winny... Daj mi spokój, kurwa. Ty mnie odprawiłaś wtedy...
(Alterego) - Nie dość wycierpiałam? Przepuść mnie... Zaraz nadejdzie grupa.
(Alek zjawa) - Nie mogę... Po prostu nie mogę. Nadażyła się okazja, ale...
(Alterego) - Oboje tu umrzemy, wiesz to. Mi się nie marzy śmierć.
(Alek zjawa) - Pójdź ze mną, a może coś wykombinuję... Nie jest mi łatwo. Choć nadal ciężki mi przechodzi przez gardło słowo Wybaczam...
(Alterego) - znienacka wbiła ostrze w szyję
(Iza) - podbiegła do upadającego ex
(Oriana) - Nikak ne dayse dopomoc.
(Dhzana) - Vshed tilko terpene.
(Alek zjawa) - ostatnimi dechami - Myślałem, że... Jesteś tchórzliwą suką... - padł
(Alterego) - Zwykła zmiana planów. Nie uznaję czegoś takiego jak zdrada, w obliczu planu zabicia mnie... - zniknęła
(Dhzana) - Mozhe byt zhe Ty ne nishil yego zhitiya, tilko dala rozkaz sama seboy.
(Oriana) - On mogl daley zhit po normalnoy.
(Iza) - Vyvalat prudi techas htete...  Tak stalsye, treba progoditsye s etuyu pravdu.
(Dhzana) - wskoczyła na Izę - Postavila vse pyonki na plantiru, a za kake grehy?
(Iza) - odrzuciła nogami wilka - Eto byla astaroshka... Desperackiy atak.
(Oriana) - Kakiya odwaga vypustit etuyu pravdu s chlevokiyskih ust.
(Iza) - spojrzała na ciało ex - Eto... – odwróciła się - Astaroshka...
(Oriana) - Chervonoe oka poyavilos. Mnoshka v tobe zlosti s tamtih mesyacy.
(Dhzana) - Chervon...  Techas Oriana...!
(Oriana) - Yak povedela ona...
(Iza) - Sho...? - została pchnięta i głową uderzyła o filar
(Oriana) - warczenie
(Iza) - do siebie - poczuła ból w dłoniach - Co się dzieje... - do siebie - upadła obok ex
Przeklęte wilcze kreatury nie dawały za wygraną. W ich grze chodziło o to, by Iza rozumiała zdarzenia, które przybliżają jej stworzenia. Przykładowe błędy jakie dziewczyna popełniła i kluczowe dla niej osoby, które kiedyś były dla jej osoby równie ważne, co obecnie Mathias, synek i reszta grupy.
Kolejna wizja prowadziła ją w dobrze znane rejony, to był jej własny dom, gdzie rozpoczął się dla niej koszmar. Widziała samą siebie, jak wygląda przez okno, a jej prawdziwa esencja leżała w kącie przy balkonie. Próbowała wstać, lecz wcześniejsze uderzenie spowodowało u niej chwilowy zastój, mięsnie odmawiały posłuszeństwa, ale nie została z tym sama. Podała mu łapę Dhzana, która prowadziła Izę do kolejnej sceny w jej głowie.
(Alterego) - do siebie - Co to ma być...
(Magda) - Musimy uciekać stąd, ja... Co potrzebne spakowałam.
(Tata) – Cholera jasna... Nasza mama się nie odzywa, miała po cichu uruchomić samochód.
(Alterego) - A co ja mam robić?
(Natalia) - Weź coś przydatnego... Nie wrócimy tutaj już...
(Tata) – Dziewczyny, prędko, trzeba się zbierać.
(Natalia) – Moglibyśmy zostać w Łęgu, mam tam koleżankę. Na pewno się obładowała zapasami...
(Tata) – To ta sama dziewucha, która zaraziła ciebie militariami, Izabelo? - spojrzał na córkę
(Alterego) – To była dobra decyzja, by zrobić coś w swoim własnym interesie, nie będąc waszym cieniem, prawda ojcze?
(Tata) – Mam złe przeczucia, ale... – wycierając pot z czoła – Nie mamy wyboru. Życie mamy jedno.
(Magda) - usłyszała krzyki zza okna – Pójdziemy z tyłu, a Izka przodem. W razie czego, zginie najmniej potrzebna osoba.
(Iza) - Yak dovedeliste o...
(Oriana) - Vse s tvoey pamyati.
(Magda) - Coś nadchodzi... Jest ich sporo...
(Tata) - Trzeba nam się przebić.
(Alterego) - A co ze kotkami?
(Tata) – Nie mogą pójść z nami, przykro mi...
(Alterego) – Gdy pojawia się problem, to chcesz je porzucić? To jest legalny mord w biały dzień!
(Natalia) – Durzza i Galbatorix to mądre stworzenia. Biegają szybciej niż my. Wszyscy do jednego auta się nie pomieścimy, więc jeśli masz ochotę wybronić koszki, to złapiesz nas dopiero w Łęgu, o ile przeżyjesz do tego czasu... Siostra, psia twoja mać...
(Alterego) – Istnieje na pewno inny sposób... Sama go znajdę, bez waszej pomocy – uruchamiając radio – Gdy się rozmyślicie, widzimy się przy aucie – wyrzucając radio za okno- podbiegła do kotów – Chodźmy, zabiorę was stąd. A co do was – patrząc na rodzinę – Pochodzimy z jednego gniazda i nie wypada srać do niego, lecz to tragedia łączy ludzi, a rozdziela rodziny. Cieszę się, że dokonałam tego wyboru ze świadomością, że poradzicie sobie beze mnie.
(Tata) - Co Ty wyprawiasz?!
(Alterego) – biorąc koty na smycze – Odchodzę, tato. Tym razem na znacznie dłużej.
(Magda) - Co to ma znaczyć, the kurva...? Iza, no weź!
(Natalia) – zatrzymując siostrę – Nie, zdecydowała sama.
(Alterego) - Poszukam pomocy na swoją rękę. Jeśli mam poświęcić koty, to mogę zginąć razem z nimi... – łapiąc oddech – Żegnajcie...
(Tata) – słysząc wspinające się trupy – Przepraszam... – spuszczajac głowę
(Alterego)  - Pójdę już... – wyjmując nóż – Tato... – rzucajac w trupa z tyłu – To była ostatnia przysługa jaka wam wyświadczyłam, a nóż zatrzymaj, przyda się na pewno. 
(Magda) – odwracając się – Opóźnimy tylko nieuniknione, kurwa...
(Alterego) - Hmm... - wyszła
(Iza) - Sho ya sdelala.. Astavila ih na...
(Oriana) - Atec by umer tak li inachyey... Dlya sestrochek sdelat mogla Ty svobodu.
(Iza) - Ne znay vtagda, sho delat... One... Pobavily se mne, idetki psya ih matnya...
(Dhzana) - Vedeli my Sho...Veesh, zasluzhuly sebe, da...
(Mathias) – Umerli chi net, ne istotno... Ya ne htela by inachyey, davnye chasy...
(Oriana) - Pravda...
(Iza) - Sho daley...? Moya galava...
(Dhzana) - Popatriy pred soboy...
Ostatnia wizja przeniosła Izę do Gdańska, na jeden z dachów podczas inwazji na miasto. Przed oczami miała obraz jakby wyjęty z jej niedalekiej przeszłości, gdy widziała znów żywą Natalię, byłą Mathiasa. Jedyna prawdziwa scena, która faktycznie wydarzyła się zgodnie ze przewidywaniami. Patrząc na swoją byłą rywalkę przypomniały jej się czasy, gdy nawet doszło między nimi do sprzeczki, a nie zgodziły się nawet oficjalnie pogodzić. Ciągle miała w głowie jej ciało, które po strzale jej męża, jeszcze wtedy przyjaciela, upadło na beton, a martwe oczy patrzyły na nią z dołu.
(Mathias) - Nie sądziłem, że...  Tylko, gdzie tamci dwaj...? - rozglądał się
(Natalia) - To moja decyzja... Pozwólcie mi umrzeć... Proszę... - gotowa do skoku - Przepraszam...
(Mathias) – strzelając w Natalię
(Osa) - Nie rób tego kurwa!
(Iza) – próbowała przytulić iluzję- Przenikam przez siebie... - pod nosem
(Alterego) - Jest zawsze inne wyjście!
(Iza) - zobaczyła jak stado rozrywa Natalię
(Osa) - Nie zrobisz nic?
(Alterego) - łzy w oczach - Nie potrafię jej zabić...
(Marta) - wyjęła zapalniczkę - rzuciła w dół 
(Iza) - czuła ból w głowie - Co się dzieje... - zataczała się - Niech mnie... - spadła na dół - w szoku – Ból jest taki realny... - zobaczyła palące się ciało – Nawet czuję żar od ognia...
(Oriana) - Zhivesh? Voltarkin...
(Iza) - Yak...
(Dhzana) - Bol... Kreator sily. Tak delaet svyat. Htesh ili ne, bez vyborov.
(Oriana) - Umerla yak htela na svoih pravah. Vtagda... Eto moglo datsye inachyey. Ty ne mogla dat yey vybora, perestat takzhe.
(Iza) - Sho stalos, ne adstatsye...Dogryzki byly s nyom, htela ya vtagda...  - łzy w oczach – Proebala ya vse, ya proebala zadaniye...! Chas zalechit rany... - spojrzała groźnie - Voltar Voiy Ne Podtaviysye...
(Oriana) - cofnęła się
(Iza) - Hmm...
(Dhzana) - plunęła na Izę
(Iza) - do siebie - spojrzała na niebo - zauważyła twarze rodziców - uśmiechnęła się – Nadal żyję... - poczuła nóż wbity w plecy – To jest to... Zaczynam rozumieć...
(siostra Magda) - Hej, luzerko...! Jeszcze dychasz, no proszę - szyderczo
(Iza) – wyjęła nóż - poczuła ból - Cholera...
(siostra Natalia) - Teraz spotkasz się ze swoimi przeklętymi rodzicami, których zostawiłaś na śmierć. Byłaś zbyt samolubna...! A teraz powiesz Im, że zawiodłaś. Nie potrafiłeś obronić nikogo, kogo kochałaś. Ani szlachetnych rodziców, ani niewinnych kotków, zakłamanych siostrzyczek, a nawet tego twojego ukochanego faceta, Mathiasa...
(Iza) - poczuał większy przypływ adrenaliny
(siostra Natalia) – Zbyt długo wolnym życiem się nie nacieszysz, Izka....
(Iza) - Pochyl się i powtórz to... - splunęła krwią
(siostra Magda) - Ostatnie zdanie?
(Iza) - Jeśli mam pójść na tamtą stronę... – stawiając but na głowie Magdy – przystawiając nóż do gardłą Natalii – To wy pójdziecie tam razem ze mną.
(siostra Magda) – Taka słaba melepetka... Taka delikatna miernotka...
(Iza) - Może i tak, ale wiecie co...? A wy nie dowiecie się już jak kto jest kogoś lubić, szanować, walczyć z nim ramię w ramię i nie oczekując niczego w zamian... Jest mi was żal, bo nawet nie dorastacie mi do pięt, glizdy, a to ja wybrałam swoją drogę, dzięki, której znalazłam wielu przyjaciół oraz miłość... Nie dowiecie się tego, prawda? A ja mam dziecko, które mnie motywuje do dalszego działania.
(Oriana) - cofnęła się
(Iza) - próbowała wstać - Przez zemstę można wiele osiągnąć, ale to przyjaźń daje największą moc, z którą zło nie wygra... – podwójne zabójstwo sióstr - upadła - Może jestem słaba, może zbyt bardzo ulegam emocjom, ale...
(Dhzana) - znalazła się w kącie
(Iza) - To sprawia, że... Jestem człowiekiem... - próbowała zaatakować
(Oriana) – przytrzymywała dłoń Izy - Jesteś ranna... – lecząc tkanki
(Iza) - Nawet jeśli umrę tutaj... – dysząc - Znajdę Cię, chociażby w piekle i znów przytulę... – odetchnęła - upadła na ziemię - Shiet – Mathias, dotarłam do końca...- tracąc przytomność
Powrót do żywych, ranek kolejnego dnia
(Regis) – Budzi się...
(Dettlaff) – Zawołać Ewę?
(Regis) – Jeszcze nie, upewnijmy się, że wszystko z dziewczyną ok. Hej, możesz wstać? – wyciągając dłoń – Regis Leime, witaj pośród nas.
(Dettlaff) – Dettlaff Nietere, dobrze, że przetrwałaś. Twoja przyjaciółka zaczynała rwać włosy z głowy.
(Iza) – Ja jestem... Iza Kaczmarczyk, o ile ma to jakieś znaczenie... Ewa... Co z nią?
(Regis) – Siedzi tam, na skale – pokazał – Stres ją zepchnął lekko, a to rzadki widok jak na Voltarskich.
(Dettlaff) – Nawet powiedziała, że jeśli nie przeżyjesz, to mamy dać jej znać.
(Iza) – Czemu tak mówiła?
(Regis) – Taki jest zwyczaj. Jeśli adept nie dożyje końca Prób, osoba jej bliska ma prawo ją dobić. To nie wyglądało tak samo jak obecnie, że dobicie powstrzymuje przemianę. Wierzono, że zamyka to duchowi powrót do żywych i uniemożliwia nękanie żywych. Nie pytaj o autentyczność tego, bo sam tego nie doświadczyłem, ale tak się robiło. Możesz to nazwać uhonorowaniem, nieistotnie jak brutalnie to brzmi.
(Iza) – wstając powoli – Długo byłam nieprzytomna?
(Dettlaff) – Zaledwie kilka godzin. W twoim umyśle czas zleciał na tyle szybko, że nie powinnaś się zbytnio przejmować.
(Iza) – Już jest rano...? Cholera, słońce wschodzi... – zaskoczona – Dziś jest Zebranie...
(Regis) – Pamiętamy, Ewa zdążyła nas wstajemniczyć. Wiedząc, że Thiasam również tam będzie, nie powinnaś ruszać nieuzbrojona.
(Iza) – Wątpię czy by pozwolili mi wejść z bronią. Mogą opatrznie to zrozumiec.
(Dettlaff) – Przekonasz ich. Nie bez powodu w końcu jesteś liderka Dywizjonu, a my Biali pokładamy w tobie naszą wiarę.
(Iza) – Słyszałam jak przez mgłę, że mieliście się zbierać. Jednak zostaliście.
(Regis) – Pomyśleliśmy, pani, że nie powinniśmy tak cię zostawiać. Nic by nie wyszło z naszej wspólnej walki, gdybyś padła nieświadomie ofiarą truposzy.
(Dettlaff) – Nas się obawiać nie musisz. Można powiedzieć, że obaj umarliśmy już raz... Można tak to ująć, nie, Regis?
(Iza) – O czym mówisz? Pierwsze słyszę, że można przeżyć śmierć i nadal być człowiekiem fizycznie.
(Regis) – Nie chodzi o typowe prawa boskie, które są dla większość nazbyt proste. Nie bez powodu każdy Voltar posiada swoje dwa volki. To są nasi...
(Iza) – przerywając – Strażnicy, tyle wiem.
(Regis) – Są synergią powiązani z nami. To też nasze tarcze. Strata jednego z nich jest porównywalna ze śmiercią kliniczną, z której jednak się budzisz. Nic się nie zmienia, prócz tego, że twoja odproność na zadawane ciosy zmniejsza się.
(Iza) – Czyli wy... Straciliście po jednym?
(Dettlaff) – Powiedzmy otwarcie, że nie było to podczas głupiego wypadu po spożyciu napoju wyskokowego. Thiasam nam to zrobił.
(Iza) – rozszerzone źrenice – Jak tego dokonał... Przecież do tego trzeba niebywałej siły. Bo wilki są widocznie tylko dla tego, kto je przywołał lub jeśli obie strony zgadzają się ujawnić ich położenie. Zapewne wy się nie zgodziliście na takie coś. On po omacku na ślepy traf ot tak odebrał wam je?
(Regis) – Byliśmy niemal na skraju siły, on również. Popełniliśmy jakiś błąd, teraz to nie ma za bardzo znaczenia, Izo. Plusem jest to, że nie wchłonął ich, co by wiązało się z cudem, a nasi przyjaciele odeszli bez obawy.
(Iza) – To tłumaczy czemu tak chcecie, żeby to wszystko się skończyło.
(Dettlaff) – Fakt, osłabił naszą dwójkę, ale nie muszę mieć mu tego za złe. Zadecydowały umiejętności, które u niego były bardziej rozwinięte. Nie musi nawet ginąć, byle całe obecne szaleństwo się skończyło...
(Iza) – Pójdę do Ewy, a co do was...?
(Regis) – Pozostaniemy trochę w Płocku, uzupełnimy zapasy, a potem udamy się do Mińska, do naszego domu.
(Iza) – W razie większego starcia, mogę na was liczyć?
(Dettlaff) – Jeśli zajdzie potrzeba i to bardzo dobrze zaargumentowana, to bądź pewna, że się zjawimy, a teraz wybacz, czas nas goni, Regis.
(Regis) – Do kolejnego spotkania – robiąc ukłon – Uważaj na siebie – odchodząc
(Iza) – patrząc na odchodzących – I wy również – krocząc ku Ewie
(Ewa) – tuląc z zaskoczenia – Sorry, że zostawiłam cię z tamtymi dwoma. Przez chwilę myślałam, to znaczy... Ech, to nic. Lepiej powiedz, jak się czujesz?
(Iza) – Rany co dziw zaczynają się goić.
(Ewa) – Przyzwyczaisz się do tego. W ciągu kilku następnych miesięcy możesz spotkać się z różnimi rzeczami, których znaczenia przyjdzie ci objawić, więc się nie martw – odchylając się – Ważne, że jesteś tutaj z nami. To jaki jest nasz kolejny krok? Zebranie nas czeka.
(Iza) – Masz pomysł jak wejść do środka niezauważonym?
(Ewa) – Wiem, ale zważając na ochronę w budynku, to raczyłabym się wstrzymać. Czarnym tylko ślina pocieknie, gdy zachowanym się nader dziwnie. Spakowałam już twój plecak, pora wracać.
(Iza) – Pora wracać – wykonując salut
(Ewa) – Niepoprawna jesteś.
(Iza) – znikając – A to dopiero początek – szybki powrót – Możemy wracać.
(Ewa) – Będę tuż za tobą – idąc przed siebie
Godzinę później, Gnieźniński parlament
(Strażnik kompleksu1) – Kto idzie? Przedstawić się.
(Iza) – Izabela z Dywizjonu, a to moi przyboczni. Wchodzą razem ze mną.
(Strażnik kompleksu1) – Proszę zaczekać, przekażę informacje sekretarzowi – wchodząc za drzwi
(Ewa) – Patrz, Thiasam już się zjawił
(Iza) – Przyprowadził sobie ładna obstawę.
(Aven) – Jesteśmy tu z tobą, w konkretnym celu.
(Iza) – Nie wyprowadzi mnie z równowagi.
(Thiasam) – podchodząc – Witajcie, więc znów się spotykamy. Widzimy się w środku – mijając
(Iren) – spoglądając groźnie kątem oka
(Ewa) – Nie wiem czy to jego pewność siebie czy zwykła oszczędność.
(Iza) – Przekonamy się.
(Strażnik kompleksu1) – Zaraz szanowny sekretarz was przyjmie.
(Aven) – Kordon wszedł przed nami, jak to jest?
(Strażnik kompleksu2) – Sir Thiasam był tutaj przed wami, lecz dopiero teraz zdecydował się przejść.
(Ewa) – Podświadomie kpi sobie z nas, czekał aż się pojawimy...
(Joanna) – pukając w plecy Izy – Spóźniłam się? Kordon już w środku, a nawet moja najdroższa Iza mnie wyprzedziła... – niedźwiadek – Dobrze cię widzieć – zauważjaąc ślady na szyi – Czyli ty...?
(Iza) – zdecydowanie – Tak.
(Joanna) – Poczekam na swoją kolei i dołączę do was. Tylko uspokoję ochroniarzy na korytarzu, bo nie chcieli mnie wpuścić, przepraszam, że w biegu – w stronę korytarza – Zaraz wracam!
(Ewa) – Wśród nas jest wiele dobrze nastawionych ludzi, nie martw się. W tym aspekcie Kordon nie ma żadnych asów.
(Strażnik kompleksu1) – Szanowny sekretarz prosi przedstawicielstwo Dywizjonu o wejście.
(Iza) – Dziękuję – uklaniając się – Wchodzimy zatem – otwierając drzwi
(Aven) – wchodząc pierwszy – Fuck... – nagle nasada nosa krwawiła
(Thiasam) – uśmiech spod maski – Hmm? – rozkładając ręce
(Iza) – dochodząc do siedzeń – Aven, Ewa – wskazując miejsca
(Saryusz) - Jako przewodniczący Komitetu do spraw Bezpieczeństw proszę tu zgromadzonych o zachowanie spokoju. Nie jest to targ, by negocjować warunki czy przebijać ceny. Mogę zacząć zebranie nim znów dojdzie do jakiś przepychanek?
(Joanna) - Proszę zaczynać, panie przewodniczący.
(Thiasam) - Ze swojej strony mogę obiecać, że to było ostatni raz. Emocje biorą górę, ostatnio coraz bardziej, nieprawdaż?
(Aven) - Nic się nie stało. Drzemy wilki ze sobą od dawna.
(Saryusz) - Prawdaż. Chcę się upewnić, że wszyscy zaproszeni się zebrali. To zajmie chwilę, lecz pozwoli zachować wszelkie struktury.
(Sekretarz Karuzel) - Panna Izabela, przedstawicielka społeczności nazywającej się Dywizjonem.
(Iza) - Jestem obecna, wasza magnificencjo.
(Sekretarz Karuzel) - Panna Violetta, przedstawicielka społeczności nazywającej się Rozjemcami.
(Viola) - Zgłaszam swoją gotowość.
(Sekretarz Karuzel) - Panna Iga, przedstawicielka społeczności nazywającej się Tanto.
(Iga) - Stawiłam się na wezwanie.
(Sekretarz Karuzel) - Panna Joanna, przedstawicielka społeczności nazywającej się Stalkerami.
(Joanna) - Na swoim miejscu.
(Sekretarz Karuzel) - Panicz Thiasam, przedstawiciel społeczności nazywającej się Kordonem.
(Thiasam) - Wszystko się zgadza.
(Sekretarz Karuzel) - Panicz Ogrocki, przedstawiciel społeczności nazywającej się Strefą.
(Ogr) - Nie po nazwisku, obecny.
(Sekretarz Karuzel) - Panicz Aleksander, przedstawiciel społeczności nazywającej się Safe Zone.
(Aleksander) - Zgłaszam się.
(Sekretarz Karuzel) - Panicz Rais, przedstawiciel społeczności nazywającej się Kolektorzy.
(Rais) - Dzień dobry wieczór, Polsko.
(Sekretarz Karuzel) - Są także obecni zastępcy zebranych osobistości. Domniemywam każde z was wie jaki jest powód naszego zgromadzenia oraz dlaczego zostaliście zebrani tylko wy bez udziału innych ministerstw.
(Iren) - Chodzi o sprawę lekarstwa, a raczej ułudy, która wprowadzi większy chaos.
(Ewa) - Lek jest niezbędny po to, by móc zacząć naprawiać rozbity już kraj.
(Aven) - Nie pomyśleliście, że większość ludzi może tego nie przeżyć? Tych waszych zmian.
(Thiasam) - Większość ludzi zginęła i tak.
(Sekretarz Karuzel) - Cisza, mówię cisza! Zachowajcie powagę miejsca.
(Iza) - Postawiliśmy sprawę jasno. Nie oddamy Ziemi. Każdy wie jak potoczy się to dalej. To nie jest zachowanie pozorów, to potajemne ludobójstwo.
(Joanna) - Powiedzcie, w obecności władzy, czemu tak naprawdę pragniecie tego leku? Bo planować końca epidemii nie planujecie, ale próbki zażądaliście.
(Thiasam) - Osobiste zatargi nie są tematem tej dyskusji.
(Saryusz) - Antidotum przechowywane jest w najgłębszych piwnicach Strefy, także nawet Dywizjon nie ma do niego dostępu. Jeśli jest coś, co powinniśmy wiedzieć, możecie to ogłosić teraz.
(Thiasam) - W sumie mam wniosek. Wnoszę wobec Izabeli Nosarenskiej z domu Kaczmarczyk akt oskarżenia. A oskarżam ją o to, że działając jawnie i z premedytacją zamordowała z zimną krwią jednego z naukowców odpowiedzialnego za pomoc przy badaniach nad lekarstwem. Człowiek, którego Kordon podesłał, a Dywizjon przyjął i zawiózł do Strefy, za pośrednictwem eskorty kilku Stalkerów. To nie Czarni doprowadzają do obecnego stanu rzeczy, tylko machinację tych, których mieliśmy za sojuszników i ręczyliśmy za nich własnym życiem.
(Saryusz) - Nim spytam stronę przeciwną, to są dowody?
(Thiasam) - Mam przy sobie list, napisany jego własną krwią, dostałem go wczoraj. Chciano by do mnie nigdy nie dotarł.
(Aven) - gotując miecz - Jak śmiesz...
(Iren) - wyjmując sztylet - Tylko spróbuj...
(Sekretarz Karuzel) - Proszę natychmiast schować broń...
(Iza) - To są... To są zwykłe oszczerstwa, skierowane w moją stronę, Thiasam.
(Thiasam) - A potrafisz udowodnić, że tak nie było?
Nagle cała sala zaczęła zanikać w kłębach dymu. Nie było słychać wybuchu, ani nikt nie widział nic podejrzanego. Tylko dane było usłyszeć szamotaninę, chwilowy dźwięk stali i odgłos uderzenia kogoś o coś mocnego. Ostatnim ważnym sygnałem był głos sekretarza Karuzela, który wołał o pomoc, a potem szybko zamilkł. Iza pierwszy raz wtedy aktywowała swoje czerwone oczy i pośród unoszącego się dymu wyhaczyła jak Thiasam odbiera coś z czyjejś kieszeni i teleportuje się w kierunku drzwi. Ewa z Avenem pozostawali w środku, a Iza tylko podbiegła do nich i wyszeptała, że Thiasam zaczął uciekać z czymś. Iren stanęła jej na drodze, a gdy sala znów stawała się wyrazista, to Ogr, przedstawiciel Strefy wyczuł, że przedmiot dyskusji, czyli pobrana próbka leku, została zabrana. W tej chwili Iren próbowała zatrzymać Izę swoimi sposobami, lecz dziewczyna zyskała nowy poziom. Doszło do lizania się wzajemnego kling, przepychanki jelcami, połączonymi z blokami na linii głowa klatka piersiowa. Obrót, próba ataku, blok. Rzucony nóż od Iren był jedynie dystrakcją, gdyż mogła wykonać swój kontratak, podczas gdy Iza pozostawała bezbronna kilka sekund. Wolność Kordonu długo nie trwała. Podczas mocnego pchnięcia w przód, Iza cofnęła się mocno w tył, łapiąć bezpośrednio wrogą klingę, która mocno przejechała jej po dłoni, pozostawiając bardzo wyraźny krwawy ślad. Od razu z łokcia w nos, chwyt za kurtkę i obrót wokół własnej osi. Iren ratowała się swoim przeskokiem w stronę okna, ale ruch został przewidziany, a kontra była prosta. Mimo ciosu w Izowy mostek, Iren skończyła pod presją Avena i Ewy w kącie, bez możliwości ucieczki. Od razu budynek zamykał się od środka, w momencie, gdy pojawial się dym, więc pole do ucieczki pozostawło niewielkie, z każdą chwilą. Mimo, że gonienie Thiasama było nazbyt ryzykowne, to Iza nie zawhała się i pozostawiła za sobą resztę, by czuwali przy zgromadzonych, a ona sama pobiegła z jeszcze krwawiącą raną na wewnętrznej stronie prawej dłoni, wyczuwając swoimi oczami, w którym kierunku pobiegł lider Kordonu. Odkryła przez to swoją pierwszą unikalną voltarską umiejętność. Za drzwiami już ściany były pokryte po częsci szmaragdową powłoką, a wcześniej widziani strażnicy leżeli porozrzucani, co niektórzy z poobcinanymi kończynami, leżąc bez życia we własnej krwi. Izabela rozpoczęła swój pościg, znając stawkę, jaka zależy od jego wyniku.

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ffswiebodzin.pun.pl www.miasteczkodlacandy.pun.pl www.creed.pun.pl www.wxp.pun.pl www.rani.pun.pl