#1 2016-12-06 00:01:20

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 31 - Cząstka Ciebie

15 minut wcześniej
Po dostaniu się w okolice najbliżej posiadłości, Mathias zorientował się, że granicą do wolności Izy będzie odwiedzenie jego towarzyszy od napierania na posiadłość. Jedyną sensowną opcją miało być ich wyeliminowanie. Wiedząc, że Igor może i tak wtedy mieć innych w szachu, chłopak nie miał zamiaru już poświęcić nikogo dla wygórowanych ambicji jego niedoszłego zabójcy. Widok na tyle pozwalał obserwować teren, że reszta grupy, która ruszyła na pomoc Izie, właśnie przekraczała pierwszy mur, wcześniej eliminując niewielkie oddziały Nowego Biegu. Sam ruszył właśnie ich śladem, próbując przedostać się do środka siedziby od innej strony. Przeskoczył nad ogrodzeniem i już był na tyłach podwórza. Niestety na gorącym uczynku przyłapała go jedna osoba, lecz została zabita nim zdążyła cokolwiek wypowiedzieć. Cios, który padł był na tyle brutalny, że przyszedł Mathiasowi jak przysłowiowe smarowanie chleba. Jego dotychczasowe działania były bez emocji, a kierowało nim jedno. Nienawiść w gwoli ścisłości. Nienawiść do człowieka, który swoim pojawieniem się sprawił, że marzenie o spokojnym życiu prysło jak z bicza strzelił.
Bez zbędnego namysłu, rozbił szybę w tylnym oknie i niezatrzymywany przez nikogo wszedł do środka posiadłości. Przygotował już swój karabin i niezbyt szybkimi krokami rozglądał się po przyciemnionym pomieszczeniu nad czymkolwiek, co by naprowadziło go do ślad Izy, bądź Igora. Mogło się wydawać Mathais trafił do sektora jadalnego. Sporo kuchenek gazowych, koszy z jedzeniem oraz niedopakowane paczki adresowane do różnych nacji, to jest grup ocalałych. Było przeczucie, a raczej duże prawdopodobieństwo, że Rozjemcy w sporej mierze hodowali tutaj żywność, bądź odbierali niektórym i dzielili się chętnie ze światem spoza ich obozu. Lecz nie ma niczego za darmo. Można było coś zastawić, a nawet kogoś. A zwykle walutą handlową była dla tejże grupy amunicja, bronie oraz lekarstwa. Jak było wiadome, jeśli ktoś nie umiał zapłacić, musiał być świadomy, że pewnego dnia trafi niechętnie pod inne skrzydła i zacznie robić to co jego nowi przyjaciele. Igor stawiał na stanowczość i w większości przypadków nie potrafił odpuścić.
Dalej idąc po ciemku znajdował się sanitariat. Wielkie składowisko szafek, a w każdej z nich odrobina lekarstw, strzykawek czy trucizn. Kierując się czystym rozsądkiem, Mathias większość fiolek wytłukł, lecz jedną zachował dla siebie na własny użytek.
Gdy Mathias zobaczył, że zza rogu prześwituje światło latarki, musiał się prędko schować. Ukrył się za jedną z szafką, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nadchodzących ludzi było tylko dwóch, z wiadomych powodów uzbrojonych. Nie została wykonana żadna reakcja, a przybysze rozglądali się po pomieszczeniu, a przy okazji ucięli sobie ze sobą pogawędkę.
(Rozjemca1) – To bez sensu, kurwa…
(Rozjemca2) – Słyszałeś, kazał to trzeba.
(Rozjemca1) – Nikogo tu nie ma przecież. Sam zobacz.
(Rozjemca2) – Jeśli nic tutaj nie znajdziemy, a chwilę potem ktoś gdzieś indziej ucierpi, nasze jajka czeka niechybny los… Mam przecież żonę brzemienną…
(Rozjemca1) – Współczuję, ale jeśli nic nie zrobimy, to dziecko wychowa się bez ojca. Sprawdź lewą stronę, ja wezmę prawą.
(Rozjemca2) – A czemu mamy odwalać czarną robotę za tego gogusia? Laska jest przywiązana, ma tam kilkunastu, to czemu się boi sam tu przyjść.
(Rozjemca1) – Może potrzebuje się rozerwać? Dawno to było jak miał okazję poczuć się sobą.
(Rozjemca2) – Umówmy się, jestem tutaj, bo chcę przeżyć, ale pomaganie jemu jest poniżej mojej godności…
(Rozjemca1) – Pogadamy o tym później, dobra? Mamy zadanie.
(Rozjemca2) – poświecił latarką – No mówię, że nie ma nikogo…
(Rozjemca1) – Chrzanisz… - rozejrzał się – Rzeczywiście… To kto powie, że mu się przesłyszało?
(Rozjemca2) – włączył radio – Jesteśmy na miejscu, ale nie ma nikogo. Może jednak…
(głos Igora) – Szukać dalej, a jak skończycie… Pomożecie mi przy holu, nasz przyjacielsko nastawiony nabytek dokonał chyba decyzji.
(Rozjemca1) – Zgłosimy się za chwilę.
(głos Igora) – Jak nie spieprzycie, to liczcie na nowy przydział od jutra począwszy – rozłączył się
(Rozjemca2) – Co mi z przydziału, kiedy ludzie giną na zewnątrz. Ci, którzy zostali zabici, oni by tego nie chcieli…
(Rozjemca1) – Dołączyli, chcieli zrobić swoje i polegli. Czasem lepiej zginać normalnie niż poprzez ugryzienie, bądź od Gwendolynn…
(Rozjemca2) – No dobra, wracajmy do holu, tak jak mówił. A jak myślisz, dotrzyma tym razem słowa? Hej… Jesteś tam? – odwrócił się
(Rozjemca1) – Idioto… - puszczając krew z ust – Pierdolony idioto… - upadając
(Rozjemca2) – Co jest…?! – dostrzegł Mathiasa – Kim jesteś…?! Czemu go zabiłeś…?
(Mathias) – Dla równości porządku… Wyjaśnij mi jedno, co się stało z dziewczyną, którą tu trzymają...
(Rozjemca2) – Nie wiem gdzie ją zabrał… Ostatnio widziałem Igora w holu, gdy kazał nam tu przyjść… Do cholery czemu musiałeś go zabić… On przecież nie chciał nic złego.
(Mathias) – Którędy do holu…?
(Rozjemca2) – Prosto, a potem w prawo przy czerwonych drzwiach, ale… Są zamknięte od drugiej strony…
(Mathias) – Pomożesz mi się tam dostać… Idziesz ze mną.
(Rozjemca2) – Ja nie mam nic z tym wspólnego. Nie możesz po prostu odpuścić…?
(Mathias) – przycisnął do ściany – Tak jak mówiliście, ludzie giną. Chcesz to zatrzymać? To pozwól mi się dostać do Igora.
(Rozjemca2) – Jak mam to zrobić…?! Od razu jak zobaczą ciebie, zostaniesz zabity…
(Mathias) – Rozbierz się.
(Rozjemca2) – Słucham?
(Mathias) – Tylko ten uniform, czapkę też. Jeśli nie pomożesz mi sam, zrobię po swojemu…
(Rozjemca2) – zdjął kombinezon – Ale potrzeba hasła, inaczej nawet nie otworzą drzwi…
(Mathias) – Hasło…
(Rozjemca2) – rzucił kombinezon na ziemię – Bierz go… I pozwól mi odejść… To nie moja wojna…
(Mathias) – sięgał po miecz – Hasło… - wymierzył z ostrza
(Rozjemca2) – Jeśli mnie zabijesz jak jego, nie dowiesz się niczego…
(Mathias) – wystrzelił łańcuchy – Będziesz mówił… Nie chcę tego robić, ale… Zmusza mnie do tego obowiązek ratunku tych, których kocham… A ty… Masz kogoś o kogo byś walczył?
(Rozjemca2) – przyduszany – Tracę oddech, zdejmij to ze mnie… Proszę…
(Mathias) – Umrzesz dla swojej rodziny? Nie stawaj się Jemu podobny. Podaj hasło, a odejdziesz spokojnie i dożyjesz końca tego shitu…
(Rozjemca2) – On mnie znajdzie, a jak nie Igor, to inni… Boję się, kurwa…
(Mathias) – Przystań do Dywizjonu, a po tym teraz… Znajdziesz żonę i razem uciekniecie. Masz moje słowo, że odejdziesz wolny…
(Rozjemca2) – Hasło to… Martwy Baron… -tracił dech – Puść mnie, jak obiecałeś…
(Mathias) – Proszę – poluzował łańcuch
(Rozjemca2) – Dziękuję, bardzo co dzięku… - zmiażdżona tchawica
(Mathias) – zmienionym głosem – Nie ma za co... – upadł na kolana – Co ja zrobiłem…? Czemu to zrobiłem…? – do siebie – Nie chciałem tego zrobić… Fuck… Fuck… Fuck… - podniósł się – Muszę się stąd wynieść, nim przyjdzie ich więcej… - dobił tamtych – Przepraszam – mówiąc do ciał – Nie chciałem tego… - ubrany w uniform – Martwy Baron, huh? Sprawdźmy… - ruszył do przodu
Chwilę później
(Strażnik1) – Ktoś idzie… Cicho…
(Mathias) – zapukał
(Strażnik2) – Kto to? Swój?
(Strażnik3) – Jeśli to ktoś ze Strefy lub Dywizjonu, to odstrzel mu jaja.
(Strażnik1) – Chyba swój. Ma kombinezon. Zanim wejdziesz, podaj hasło.
(Mathias) – Martwy Baron.
(Strażnik2) – I jak?
(Strażnik1) – Wydaje się być w porządku – złapał za klamkę – Dobra, wchodź. Nikogo nie widziałeś? Kręcą się w okolicy dziwni ludzie… - wpuścił – To jedyne przejście, więc liczymy się z każdą próbą dostania się do środka. Drugie wejście jedynie od zewnątrz – zamknął
(Mathias) – Gdzie jest Igor? Mam mu coś do powiedzenia.
(Strażnik2) – A co tak wypytujesz o niego jakbyś nie wiedział gdzie jest.
(Strażnik1) – Jest tam gdzie powinien. On w jednym pomieszczeniu, a dziewczyna w drugim.
(Strażnik2) – A co masz mu niby do powiedzenia?
(Mathias) – Posiadam informacje, których potrzebuje. Dotyczących rozmieszczenia nocnych patroli w stolicy, przy obozie Strefy. Słyszałem, że zależy mu bardzo na przejęciu okolicy, a ja mam informacje, których on pożąda.
(Strażnik3) – Właściwie powiedziałbym Pierdol się, ale chętnie posłucham dalej. Ogólnie miałbym inną opcję. Powiesz co wiesz, a my chętnie przekażemy twoje zdobyte informacje.
(Mathias) – Nikomu innemu tego nie powiem.
(Strażnik2) – Mamy tu problem. A ty nawet nie próbuj sięgać po broń.
(Strażnik3) – Jest nas więcej. Na co czekacie, on jest sam…
(Mathias) – Nigdy… - ruch do przodu – Nie – przecięcie gardła jednemu – Będę… - odepchnięcie na drugiego – Już… - przydeptanie pleców – Dłużej… - rzut nożem w oko trzeciego – Sam… - zmiażdżył butem czaszkę drugiemu – Heh… - podniósł sznur z podłogi – Pozwolę wam wrócić. Narobicie trochę problemów, gdyby ktoś od tyłu chciał mnie zajść. Gdy usłyszę walkę… - związał im ręce – Będę wiedział czego się spodziewać…
Po przejściu pierwszego korytarza już można było dostrzec główny hol, obstawiony po części przez Rozjemców. Po lewej stronie znajdowało się zejście do podziemnego więzienia. Natomiast po prawej widniały drzwi do gabinetu, w którym prawdopodobnie znajdował się Igor. Porachunki były ostatnią rzeczą, jaką Mathias chciał wywołać, bo w pierwszej kolejności stawiał na odbicie Izy nim dokona się to o czym mówił wcześniej herszt tej bandy przez krótkofalówkę, a znając jego opór, był do tego zdolny.
Dzięki przebraniu Mathias mógł przechadzać się po obiekcie bez problemu. Nikt z obecnych go nie znał osobiście, nie znali nawet jego głosu ani wyglądu. Został więc wprowadzony krótki wywiad środowiskowy w celu dowiedzenia się najważniejszych rzeczy, a pytań wiele paść nie mogło, gdyż szpicel mógł zostać zdemaskowany, zabity wraz z Izą, szturmującą grupą, a na koniec całym dywizjonem. Rozjemcy rozgościli się w posiadłości, a to od razu było widać. Niektórzy siedzieli na fotelach, drudzy przeglądali książki, a jeszcze inni rozmawiali bez krępacji przy uśmiechu.
Mathias rozumiał, że ludzie nie są winni tego jak zachowuje się ich szef. Wielu ich zginęło podczas odbijania obozu Rozjemców w Płocku, wielu również umarło podczas próby zgładzenia chłopaka. Ich śmierć mogła nie nastąpić, gdyby nie rozkazy wydane przez tego właśnie złego człowieka. Nie było innego wyjścia niż śmierć, albowiem tylko ona w tych czasach wyznacza szlaki i nakreśla zasady życia i funkcjonowania.
Po podejściu do zejścia podziemnego, Mathias został zatrzymany przez jednego ze stacjonujących ludzi Igora, a dbając o bezpieczeństwo, nie obyło się bez niewygodnych pytań, lecz on sam miał już w miarę gotowe odpowiedzi.
(Rozjemca1) – Gdzie się wybiera?
(Mathias) – Na dól?
(Rozjemca2) – A zezwolenie ma?
(Mathias) – Słuchajcie, mam przyprowadzić więźniarkę do Igora. Na jego osobiste życzenie.
(Rozjemca1) – Coś słyszałem, że mówił o… Nie chcę wiedzieć, ale skąd wie, że to właśnie o nim mowa? A może mnie wyznaczył do tego zadania.
(Mathias) – Zaręczam, że jest odwrotnie. Pozwolicie mi przejść czy mam powiedzieć Igorowi osobiście, kto mnie nie przepuścił? Nie ma zwykle tutaj praw, prawda? Więc co się stanie jeśli zmiażdżę ci głowę.
(Rozjemca2) – A kim jest, że tak się rzuca. Pierwszy raz widzę na oczy, a pazury pokazuje.
(Rozjemca1) – Niech wejdzie, bo po co robić problemy. Jeszcze się nam dostanie i byśmy  mieli skończyć jak tamta dwójka…
(Rozjemca2) – Spytam się konkretnie, widział gdzieś dwóch naszych? Idziesz w tym kierunku, więc…?
(Mathias) – Nie poszczęściło się.
(Rozjemca1) – Co chcesz przez to powiedzieć?
(Mathias) – Zostali zabici, a takich przynajmniej ich znalazłem. Ślady po ostrych cięciach, złamana podstawa czaszki… Strasznie to wyglądało, jakby zatłukło ich jakieś zwierzę.
(Rozjemca2) – Słyszeliśmy o gościu, który zaszedł na skórę Igorowi. Agresywny człowiek, a wiem o czym mówię. Wyrżnął w pień kilkunastu naszych, jeden z nich był mój kuzynem.
(Rozjemca1) – Musimy to sprawdzić.
(Mathias) – Pomógłbym, ale mam swoją misję.
(Rozjemca2) – Dobra, zejdź na dół. Jest w pierwszej celi.
(Mathias) – Powiedzcie szczerze, czy nie chcecie się uwolnić od Niego? On jest sam, a was tylu wokół. Nigdy was nie korciło by położyć temu kres?
(Rozjemca1) – Gdybyśmy próbowali to byś z nami nie gadał teraz – zaśmiał się – Ale kto wie, może kiedyś go szlag trafi. Póki co żyjemy nadal i niech będzie jak jest.
(Mathias) – Mniemam, że Dywizjon po to atakuje Skansen, by przekonać niektórych, aby w końcu otworzyli oczy. Już wiem, że się wam nie podoba, więc może warto do czegoś dążyć.
(Rozjemca1) – Jeśli chodzi o nas, możesz odejść. Nie zgłosimy tego nigdzie.
(Rozjemca2) – No, ale jak jesteś jego większym człowiekiem, to raczej sam się dowie.
(Mathias) – Możliwe rozmówimy się niedługo.
(Rozjemca1) – Także, podwójne powodzenia.
(Rozjemca2) – Po oczach poznać, żeś dobry facet. Tylko lekko niepewny tego co mówisz. Wrzuć na luz, a będzie jak trzeba. No i lepiej o zabijaniu nie mów za głośno, bo sam w końcu trafisz pod osąd. Nie przez nas, ale jak wiesz, ludzi jest sporo, a ilu jest agentami, tego nie wie nikt. Bywaj, do kolejnego widzenia – odeszli
Po zejściu do podziemnego pomieszczenia prócz ciemności nie było widać niczego. Jedynie mrok rozświetlał drobny promień padający przez kraty w okienku. W pierwszej celi z boku siedziała w ciemnej bluzie sylwetka kobiety, skulonej niezmiernie by tylko nie pokazywać twarzy. Od razu po chwili dziewczyna spostrzegła czyjąś obecność, bo widocznie kątem oka spod kaptura dostrzegła czyjś cień patrzący na nią. Po podejściu spod kaptura wyłoniły się ciemne blond włosy. Mathias wtedy spoglądnął na cele obok, a nie widział w nich już nic. Puste, a w jednej widniał przykuty szkielet. Gdyby coś poszło nie tak, domniemana Iza miała być kolejną ozdobą więzienia. Tożsamość odkryła się prędzej niż oczekiwano, gdy Mathias złapał oburącz kraty w celu przyjrzenia się bardziej dziewczynie, ponieważ nie pofatygowała się sama zdjąć swoje nakrycie głowy. Chwila sprawiła, że pod wpływem emocji również złapała za kraty. Dokładnie w tym momencie tożsamość została ujawniona. To była dług oszukana Iza, choć przez ślady krwi na ubraniu i twarzy nie można było od razu przypuszczać, że to ona. Mathias nie miał już wątpliwości, że w końcu odnalazł Tą, którą poszukiwał, a przy tym poświęcił część siebie, by móc to osiągnąć. Jednakże koszmar jeszcze się nie skończył, gdyż znajdują się w budynku nieprzyjaciela, a samochód ucieczkowy znajdował się kilka minut drogi od nich. Wystarczyło wyjść na górę, przebiec przez hol pełen straży, ominąć wartowników przy wewnętrznym murze, a potem tylko przebić się do wejścia. Na koniec wskoczyć do auta nim zostaną po drodze rozstrzelani przez Rozjemców oraz ich sojuszników. Przy samym pomyśleniu o tym, parze ślina utknęła przy gardle i nie chciała pójść dalej. Szczególnie, że widzą się pierwszy raz od chwili, gdy zostali rozdzieleni po raz kolejny. Rozdzieleni, lecz tak jak wcześniej, los wskazał im właściwą drogą i odnaleźli się ponownie przy pomocy przyjaciół, który ów los jest na razie niewyjaśniony. Od czasu początku szturmu na siedzibę nie zostali widziani. Być może zostali złapani, mogli też zginąć. Mathias wiedział, że nim odejdą, musi rozmówić się z Igorem, ponieważ już później może nie być okazji.
(Iza) – Czego znów ode mnie chcecie…
(Mathias) – Iza… - zrzucił czapkę – Iza… - poleciała łza
(Iza) – Mathias… To realnie jesteś Ty? Nie zwariowałam prawda…? No przecież to Ty, czemu ja tak pomyślałam, że mogłoby być inaczej – ich łzy spotkały się przy dłoniach
(Mathias) – Już myślałem, że zniknęłaś na dobre… Jest tu reszta. Wydostaniemy Cię stąd. Po to tutaj przyszedłem. On już nie będzie nas szantażował…
(Iza) – Teren jest obstawiony, jak chcesz… A rozumiem już. Po to się przebrałeś.
(Mathias) – Dzięki temu uniknąłem zbędnego rozlewu, choć… Tamci z zewnątrz mają nielekko teraz…
(Iza) – Co wy wyrabiacie? Powiesz mi?
(Mathias) – Zabili tamtą trójkę, Veskin dał swoją głowę w zamian za nasze. Marcin, Joanna, Wiktoria, Seven z Mariuszem próbują opóźnić ludzi z zewnątrz. Chyba dziewczyny im pomagają. Drizzt z Martą czekają gdzieś za murami.
(Iza) – Kim jest Drizzt?
(Mathias) – Nie mamy czasu teraz. Chodź, wydostańmy się stąd.
(Iza) – Jak? Mówiłam ci, że budynek jest obstawiony.
(Mathias) – Mówiłem, że przyprowadzę Cię do Igora. Tak więc zrobię, a potem – wziął oddech – Wrócimy do domu.
(Iza) – Wierzę Ci. Zrobię jak mówisz – wyszła z celi
(Mathias) – Zachowuj się naturalnie jak tylko umiesz – podniósł czapkę – A potem, wszystko zależy od nas obojga – założył – Chodźmy, wszystko może dziać się szybko. Cokolwiek zrobię, spróbuj trzymać się blisko mnie. Przeczuwam, że nie będzie to przyjacielska wizyta…
(głos Lauterna) – A co będzie z Igorem? Co zrobisz jak już przed nim staniesz, będąc w znacznie lepszym położeniu niż On? Jaka będzie wtedy twoja odpowiedź?
(głos Fuusa) – Co wtedy uczynisz…?
(głos Mathiasa) – Wtedy pozostanie mi… Pozbawić go wszelkich powiązań z tym światem…
Chwilę później
(Rozjemca1) – No proszę. Więc w końcu się dopełniło. Miło było poznać, kobieto Dywizjonu.
(Rozjemca2) – Pobij ją tak lekko, by wiedział, że się wyrywała. Tak wiesz, porządny liść.
(Mathias) – Mogę spróbować zaraz z wami wszystkimi.
(Rozjemca1) – Co tak ostro? – wskazał drzwi – Igor jest tam.
(Rozjemca2) – Otworzyć drzwi?
(Mathias) – To zbędne, ale dziękuję za szczerość – podszedł do gabinetu – Chwila prawdy…
(Iza) – szeptem – Jestem przy Tobie, pamiętaj.
(Rozjemca1) – Popodlizuj się trochę, a potem… Kurwa… - poczuł ściekającą krew po policzku – Co to było do chuja…?
(Mathias) – Moment zabójczej szczerości – otworzył drzwi
(Igor) – Czy pozwoliłem komuś na wizytę…? – spojrzał na Izę – O co chodzi? Czemu ją wyprowadziłeś?
(Iza) - …
(Mathias) – zablokował drzwi – Sam mnie wpuściłeś do środka… - podarł ubranie
(Igor) – Nieźle to wykombinowałeś. Po to ją przyprowadziłeś? Bym osobiście dopełnił obietnicy? Mogę, ale… Mam na razie inne plany – zagwizdał – Wsparcie… Mamy nieproszonego gościa…
(Mathias) – Czemu po prostu nie pozwolisz nam odejść?
(Igor) – Ponieważ świat nie jest taki prosty. Jakbym pozwolił łamać zasady, każdy robiłby co chciał – wymierzył w Izę – Tutaj nie będzie już wielu okazji. Teren sprzyja na twoją niekorzyść. A jak spróbujesz do mnie podejść, zobaczysz jak dziewczyna umiera na twoich oczach… Klęknij i poproś o skruchę, a zaczniemy naszą znajomość od nowa. Przy czym będę musiał wtedy jakoś to przypieczętować. Bardziej cenisz zwinność czy zręczność? – z uśmiechem – Myślę za jaką kończyną byś tęsknił najbardziej.
(Mathias) – usłyszał tłuczenie szyb – Wyjdziemy stąd, nawet bez twojej zgody
(Igor) – A nie żal jest ci twoich przyjaciół? Nie pomyślałeś czemu ich jeszcze nie spotkałeś? Bo może zostali już zabici?
(Iza) – Nie odważyłbyś się…
(Igor) – Jesteś tego pewna w stu procentach, że bym się nie odważył…? A pamiętasz waszego kolegę z bandy? Uważacie oboje, że to było dla szpanu? Rozśmieszacie mnie teraz, że po prostu kurwa nie mogę.
(Mathias) – Za Veskina powinienem był zabić w chwili gdy wiedziałem co się może stać.
(Igor) – Właśnie – pokazał palcem – Mogłeś coś zrobić, ale czekałeś na dalszy rozwój wydarzeń. Zawiodłeś tylu swoich ludzi. A teraz patrzą z góry i się pytają Czemu zaufali takiemu głupcowi jak Ty. Wszystko co się stało, stało się przez ciebie i wyłącznie ciebie. Gdybyś wiedział z kim masz do czynienie, byś przyjął wtedy wszystko na siebie, a tak… Ktoś inny zapłacił za błędy.
(Iza) – To przecież nie my byliśmy winni… Mówiłam to pierwszego dnia, gdy tu trafiłam…
(Mathias) – To byli… Nieistotne kto, ale dobrze wiedziałeś, że to nie my. Szukałeś po prostu winnych.
(Igor) – Widać po twojej twarzy, że coś wiesz. Domyślałem się, że to nie wy. Jedynie nie poprawiało sytuacji to, że mogliście kryć kogoś.
(Mathias) – A jeśli mogliśmy nie wiedzieć od razu?
(Igor) – To przy kolejnym spotkaniu mógł paść tekst inny niż coś nawiązującego do zabicia mnie, proszę… Mam odpowiadać za twoje niedopatrzenia? Tyle miałeś okazji, tyle żyć przeminęło, a Ty nadal nie zrozumiałeś ile jeszcze możesz stracić. Wasza dwójka, Dywizjon, a na końcu Strefa.
(Mathias) – Po to wszystko by pokazać wyższość..
(Igor) – do Rozjemców – Jeszcze możemy być przyjaciółmi, Mathias…
(Mathias) – Hmm…
(Rozjemca1) – Zaraz zdechniesz, ty… - przecięte gardło
(Rozjemca2) – Hej, co to kurwa za czary… - nóż wbity w brzuch
(Rozjemca3) – Mam go, już prawie… - Mathias zniknął – Co do…? – łańcuchem przyduszony
(Rozjemca4) – złapał Mathiasa od tyłu – Zabijcie go, trzymam gnoja… - ostrzem w szyję – Kurwa… - pchnięty przed Igora
(Rozjemca5) – Otoczyć go, to jedyna szansa…
(Rozjemca6) – Robi się.
(Rozjemca7) – I co? Teraz nie wiesz kogo zatłuc, hę? Cokolwiek zrobisz… Któregokolwiek ruszysz, dostaniesz kulkę miedzy oczy.
(Iza) – To naprawdę Mathias…? – do siebie
(Igor) – Widzę, że nie tylko ja jestem zdziwiony. Oto twój facet, który wybił w ten sposób wielu moich… Przemoc prowadzi do przemocy, a tego chciałem uniknąć… Zabijcie go w końcu nim skrzywdzi więcej istnień… - przyciągnął Izę do siebie – Zatrzymajcie go, a my… - próbował uciec
(Rozjemca5) – Szykuje się…!  - otrzymał cios w głowę
(Rozjemca6) – Skurwiel, nie mogę za nim nadążyć… Nie zmieniajcie szyku… - miecz przebił go na wylot
(Rozjemca 7/8) – Mathias skoczył – wzajemny postrzał w głowę
(Igor) – Nie, to się nie dzieje… Komedia… - odepchnięty na ścianę – Parszywy dzieciaku, co ty masz w sobie, że… Mimo porażek, rośniesz w siłę… Gwendolynn, gdzie jesteś…? – rozglądał się
(Mathias) – Iza… Złap się mnie, szybko…
(Iza) – Mathias, uważaj!
(Mathias) – znokautował podnoszącego się Rozjemcę – Iza, prędko…!
(Iza) – A co z nimi…?
(Igor) – dysząc – Heh…
(Mathias) – Nie mamy czasu… - uruchomił oko
(Iza) – przytuliła się – Już, Mathias, już…!
(Igor) – Nie tak prędko… - złapał się nogi Izy – Nigdzie się nie wybieracie…
(Mathias) – Nie mogę tego przetrzymać…
(Igor) – Właśnie teraz zabiłeś swoich przyjaciół… A także i siebie… - wycelował z Gwendolynn
(Mathias) – rozpoczął przenoszenie
(Iza) – Zejdź z mojej nogi, pierdolcu… - próbowała zrzucić
(Igor) – w ostatniej chwili – Gwen… Dolynn… - strzelił
(Mathias) – zniknął – pocisk wbił się w ścianę
Cała trójka została wyrzucona na pole, gdzie wcześniej walczył Mathias z zastępami Rozjemców. Iza z zakrwawioną twarzą wylądowała pod wiatrakiem, między właśnie Mathiasem, a Igorem. Obaj podnieśli się niemal w tym samym momencie. Mathias podpierał się swoim mieczem, a Igor z kolei swoją Gwendolynn. Oboje lekko dyszeli, wiedząc, że tego ranka ich konflikt się zakończy, a któryś zawiesi białą flagę. Gdy Igor miał przewagę, już sięgał po swoją broń by odebrać Mathiasowi to co najcenniejsze, a on sam miał zamiar obezwładnić Igora swoją m14, lecz okazało się, że amunicja mu wyszła. Trzymając mocno w dłoni miecz, zaczął swój bieg. Ze wściekłością w oczach biegł prosto na Igora bez chwili zawahania, a jego Voltarski miecz ostrzem rysował mu drogę na ziemi do jego celu. Gdy tylko strzał miał nadejść, a Iza patrzyła na swojego oprawcę bez strachu, zbliżył się znacznie do dwójki Mathias. Igor zdążył spostrzec szarżującego chłopaka, więc miał okazję jedynie do obrony, więc użył Gwendolynn jako zapory, do wykonania kontry. Stało się jednak to, czego się nie spodziewał. Cios wykonany przez starą stal pod dobrym kątem z dobrą prędkością, sprawił, że najbliższa jego sercu broń została rozcięta niemal na pół, a patrząc w oczy Mathiasa, widział tylko gniew, chęć krwi oraz mnóstwo nienawiści. Po chwili mocowania Gwendolynn została przełamana, a Igor pod wpływem odruchu, wywrócił się na ziemię. Mathias wtedy próbował dobić swojego oponenta, gdy ten leżał, sięgając po coś do kieszeni. Iza wtedy widziała jak jej luby wykonuje zamach, mocno przy tym krzycząc i szykuje się na zadanie ciosu. Słyszała wtedy dwa ścierające się głosy przed natarciem. Cios padł, lecz ją na tyle zamgliło w oczach, że niemalże po okrzyku Mathiasa zemdlała z przemęczenia i nie dowiedziała się jak to się skończyło.
Mathias natomiast w ciągłym starciu wewnątrz siebie cierpiał znacznie bardziej niż Igor, który odebrał mu znacznie więcej psychicznie niż on jemu ludzi wysłał na tamten świat. Wyłącznie nóż bojowy dzielił przywódcę Rozjemców od śmierci przez przebicie miecza. Ostatnimi siłami nie tylko skontrował cios, uciekł od śmierci, ale również wytrącił miecz na tyle mocno, że poleciał ku górze. Przez nieuwagę Mathiasa, on sam został przez Igora złapany oburącz na takim dystansie, by miecz spadając mógł złagodzić lot wbijając się w głowę Mathiasa. Odkrywając spisek, chłopak z łokcia uwolnił się z uścisku i odskoczył do tyłu w samą porę, gdy Voltarska stal wbiła się w ziemię. Ze wgniecenia w ziemi z drobnych szpar przy mieczu zaczęła wypływać drobna krew. Krew należąca do ludzi, których zabił, nim doszło mu się zmierzyć z Igorem. Widząc jak miecz jest niemal w centrum między nimi, obaj próbowali dobiec by go chwycić. Mathias wiedział, że biorąc miecz i tak nie skończy tego w miarę szybko. Więc dał Igorowi przejąć na chwilę miecz, a chwilę potem gdy dostrzegł Mathiasa, nim podniósł miecz do góry, został szybko znokautowany i uderzony w szczękę na tyle mocno, że na chwilę uniósł się nad ziemią. Wtedy chłopak zniknął i doskoczył do rusztowania przy wiatraku, z którego wystrzelił łańcuch, który oplótł szyję Igora i pociągnął ku górze. To dawało Mathiasowi sposobność do ataku. Miał między sobą dwie ściany, wiatraka oraz wiejskiej chaty. Odbijał się od jednej ściany do drugiej, przy okazji obijając Igora przy każdym odskoku, podczas gdy on coraz bardziej tracił oddech i powoli spadał coraz niżej, wraz z kolejnymi ciosami, które raniły jego ciało. Gdy upadł w końcu na ziemię, był na tyle poobijany, że ludzkim odruchem próbował się czołgać, by móc tylko oddalić się jak najbardziej. Niestety, Mathias dopadł go pierwszy. Złapał go za kurtkę i rzucił pod mur graniczny, ten mocno krwawił. Mathias nie został bez ran, lecz małe dźgnięcia od noża były niczym i niemal od razu zaczęły się regenerować. Pełen gniewu stał nad bezbronnym Igorem ze swoim mieczem, gdy ten jednym otwartym okiem spoglądał na Mathiasa, nadal mając ten swój charakterystyczny uśmiech, mimo bólu jaki odczuwał aktualnie.
(Igor) – Dobrze, jest wręcz idealnie…
(Mathias) – Możesz się w końcu zamknąć…?!
(Igor) – I co teraz…? Skończysz moje męki? W końcu tego chciałeś… Po prostu podejdź tu i kurwa mnie dobij…! Inaczej wrócę z resztą i stracicie swój mały raj…
(Mathias) – podniósł miecz – Nie zrobisz tego…!
(Igor) – Tak, nienawidź mnie… Ta droga zaprowadzi ciebie jedynie w przepaść…
(Mathias) – A co ty możesz wiedzieć o walce dla równej sprawy. Sam spowodowałeś to. Jestem taki przez ciebie. Ani Dorian czy Veskin czy ktokolwiek inny zabity nie był tego wart! To co nie mówisz, to wszystko nie ma sensu. Masz chore ambicje…
(Igor) - Brawo... Odbierz więc swoją nagrodę... A wiesz, byłem jednym z podwładnych rządu, tak... Miałem ukształtować swój rewir i... Dać ludzkości drugą szansę, a teraz spójrz... Dopadłeś mnie, człowieka, który żelazną ręką mógł was ocalić, a w tej chwili odebrałeś sobie wszelką szansę na pokój..
(Mathias) – Łżesz, po prostu łżesz… Łżesz śmieciu… - mieczem w stopę – Łżesz…
(Igor) – Teraz chcesz pastwić się nade mną, tak? Taki jest twój szacunek do przeciwnika. Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłem. Po tym jak starałem się was chronić, a przy tym nauczyć szacunku, to tak się mi odpłaciłeś… Rozpoczęła się wojna między nami, a nie musiało jej być…
(Mathias) – Teraz gdy stracą głowę, która wszystkim kręciła, zakończę to co zostało zaczęte… - drugim razem przeciął
(Igor) – Ale czy… - splunął krwią – Czy to zwróci tobie twoich przyjaciół, rodzinę? Czy przez to co teraz zrobisz, sprawisz, że świat stanie się lepszy, a ludzie uznają, że działałeś w interesie dobra? Jest tylko potęga, a ja widziałem dobrą okazję… By nie wybuchła większa wojna. Strefa próbuje przejąć inne obszary, podporządkować sobie inne grupy… My w tym województwie byliśmy dla nich przeszkodzą, rozumiesz? My staraliśmy się odbiegać od ich systemu. Rząd to nakręca. Sami ruszyliśmy na wzajemną batalię, którą obaj przegraliśmy. To mało ważne, że wrócisz do swoich i powiesz, że wygrałeś. W głębi duszy też przegrałeś i odkupisz winy, tak i ja za wszystko czego dokonałem wcześniej…
(Mathias) – złapał się za głowę – Nie, to nie jest prawda.
(Igor) – Sami zaczęliśmy wojnę między sobą, Mathias… - uśmiech – Przyjmij to do wiadomości… Taka szkoda, że nie potrafiłem inaczej do ciebie dotrzeć, ale ty nie potrafiłeś inaczej ze mną rozmawiać. Szukałeś zawsze agresji, a nie głębszego sensu. Ale wiemy to, że moje słowa niczego nie zmienią. Zrób to o czym mówiłeś już dawno. Zakończ to…
(Mathias) – Ja… Nie wiem… Co zrobić… - pocisk się odblokował
(Igor) – Karabin w dłoń, no właśnie tak… Wymierz i rozwal kurwa mi ten zakuty łeb… Miej trochę odwagi… Chociaż tej chwili. Pociągnij za spust… Pociągnij kurwa za jebany spust… Jesteś niemal tak wyczerpany jak ja… Zaraz inni nas znajdą. Nie będzie drugiej szansy…! Zrób to…!
(Mathias) – wymierzył
(Igor) – Jeśli ci to pomoże… Zamknij oczy i strzel, nie będę protestował… - zrobił kropkę z krwi na czole – Zrób to…! Inaczej doczołgam się do ciebie i poderżnę ci gardło, a sam wykrwawię się niedługo potem… Może nawet zdążę ją ugryźć po przemianie.. Ty jesteś jednak dobry facet... I zapamiętaj to, bo Stary Igor już drugi raz ci tego nie powie... Heh... Przynajmniej nie w tym życiu..
(Mathias) – Nie znasz mnie… - strzelił – I nie poznasz…
(Igor) – upadł twarzą do ziemi
(Mathias) – To… - upadł na kolana – To koniec… - spojrzał na Izę – Muszę Cię stąd zabrać…
(Iza) – ocknęła się – Mathias…! Mathias, gdzie jesteś?
(Mathias) – pomógł wstać – Jestem tutaj. Już po wszystkim…
(Iza) – Zabiłeś go…?
(Mathias) – Już nikogo więcej nie skrzywdzi… A teraz musimy uciekać…
(Iza) – Musimy znaleźć resztę… Nie po to narażali życie, bym musiała uciekać bez nich…
(Mathias) – Zaraz tamci nas znajdą i… - spojrzał do tyłu – Chyba ich słyszę…
(Iza) – Mathias, kocham Cię, ale bez nich nie zamierzam uciekać. To są przyjaciele.
(Mathias) – Ktoś idzie… Schowaj się…! – wskazał drzewo
(Joanna) – zza rogu – Ręce w górze, bym je widziała… - przerwała – To ty, nareszcie…
(Seven) – Rozdzielono nas przy wejściu, przebiliśmy się z Joanną w porę. Pozostała trójka miała nam oczyścić wyjście. Tutaj jest mur, możemy nim uciec.
(Joanna) – Iza, pójdę pierwsza, a ty od razu za mną.
(Iza) – Jesteś pewna, że są bezpieczni?
(Joanna) – No tak…
(Iza) – Tak jak Veskin, Patrycja i Rafał? Słyszałam przez kraty o egzekucji…
(Mathias) – Zginęli jak bohaterowie. Nie zapomnimy im tego, a koleś, który im to zrobił, już innych nie skrzywdzi. Masz moje słowo.
(Seven) – Jeśli zostaniemy tu dłużej, podzielimy los zabitych. Prędko, w drogę.
(Joanna) – przeskoczyła przez płot – Iza, teraz Ty…
(Iza) – Nie mam tyle siły… - podskoczyła – Złap mnie…
(Joanna) – Trzymam… - ciągnęła – Lekko się podciągnij, dobra, mam ją… Mathias, Seven… Nie ociągajcie się.
(Mathias) – Widać gdzieś naszych?
(Joanna) – Drizzt stoi na parkingu, musiał przez strzelaninę przestawić. Trzeba trochę z buta… Marta stoi przy drodze. Plan jest taki. Nie możemy biec wszyscy do jednego, bo to zmniejsza szanse. Mathias, zabierasz się z Izą i pakujecie się do waszego transportu. Jest lżejszy i szybciej uciekniecie. My będziemy w tyle i dojedziemy do was później.
(Mathias) – Mogę pomóc, przecież… - zasłabł – Cholera…
(Joanna) – Właśnie widzę… Nie dyskutuj… Jak zostaniemy wszyscy, to zostaniemy wybici. Spieszcie się póki nie wybuchł większy harmider…
(Mathias) – przeskoczył mur – Seven…! – pomógł
(Joanna) – wskazała auto – Biegiem do Marty… Dołączymy do was niedługo…! Nie oglądajcie się za siebie.
(Iza) – Musimy im pomóc…
(Mathias) – Róbmy co mówiła… - złapał Izę za rękę
(Iza) – Mathias…
(Mathias) – w biegu – Dopiero Cię odzyskałem i nie chcę ponownie stracić… Za wiele mnie to kosztowało, zbyt wiele poświęciłem…
(Marta) – odtworzyła drzwi – Do środka, migiem…!
(Mathias) – na tyle siedzenie
(Iza) – zamknęła za sobą – Ruszaj…
(Marta) – włączyła silnik – A co z Joanną?
(Mathias) – Mają dołączyć do nas. Muszą pomóc pozostałym.
(Marta) – Poradzą sobie. Muszą… Iza, dobrze Cię widzieć żywą… - ruszyła
(Iza) – Nie nacieszysz się długo, jeśli wyrąbiemy się na najbliższym zakręcie.
(Marta) – Cisza też jest opcją, ale krząknijcie czasem bym wiedziała, żeście się nie przemienili – z uśmiechem – Spokojnie, dadzą z siebie wszystko. Są twardzi, a nie bez powodu wybrałeś właśnie ich. Gdyby nie byli zdatni, byś tak nie postąpił.
(Mathias) – Chyba masz rację.
(Marta) – Wyłączę światła by nas ktoś nie namierzył. Możecie przysnąć lekko, ale nie traćcie czujności… Hehe… Bo nasi nas mogą niedługo wyprzedzić.
Godzinę później, Dywizjon
Po wszystkim, gdy pierwsze auto minęło wjazd, pilnujący bramy byli w miarę zadowoleni, że ktoś wrócił żywy. Jeszcze bardziej poprawiły się nastroje w momencie wyjścia Izy z samochodu jako pierwszej, a tuż za nią pojawienie się Mathiasa oraza Marty. Mimo braku szczególnych większych więzi, Ula jako pierwsza z szeregu wybiegła i przytuliła ją. Mimo różnych niesnasek, bądź braku porozumienia, traktowała Izę nieoficjalnie jak siostrę. Prócz Uli oraz nowych Rozjemców, nikt nie postanowił wyjść przywitać swoją koleżankę z grupy. Od razu Iza została zabrana w celu opatrzenia ran, a chłopaki, którzy wyprowadzali auto, teraz wprowadzali je do garażu.
Mathias postanowił udać się na balkon, gdy słońce zaczęło powoli zachodzić. Wyczuł w kurtce, że coś go uwiera. Po wyjęciu zobaczył, że posiadał przy sobie papierosy Iguana wraz z zapalniczką. Wtedy przypomniał sobie, że przy niedawnym starciu mogły mu wpaść do środka przez szamotaninę. Nigdy nie miał okazji się zaciągać, ponieważ po pierwszym papierosie stwierdził, że nie zaszkodzi już otoczeniu bardziej. Po tym co się wydarzyło w Skansenie, zmienił swoją dawno złożoną obietnicę. Wyjął jednego, zapalił suchy koniec i próbował na nowo się zaciągać. Po pierwszym niefortunnym wdechu, kolejne już przychodziły mu z łatwością. W międzyczasie reszta również zdążyła wrócić z Sierpca, lecz nie obyło się bez problemów. Joanna została postrzelona w rękę, ale wyglądało na to, że szybko się wyliże.
Podczas starcia utraciło wiele osób życie, z czego najbardziej można odczuć śmierć najważniejszych osobistości w gronie Stalkerów, a byli to Veskin, Patrycja oraz Rafał. Zupełnie jak mówił Igor, że zemsta nie sprawiła niczego dobrego, a zabici już do życia nie wrócą w żaden sposób. Według relacji Drizzta, który obserwował zdarzenie zza murów, ludzie nadal dalej funkcjonowali na terenie Skansenu, a niedawna porażka nie zmieniła niczego. Mimo pośredniego rozpadu Rozjemców, sporo zwolenników samozwańczej grupy Igora dalej działa, lecz póki co nie oddali głosu w sprawie odwetu. Jedno co zastanawiało najbardziej, czy cała gadka o Strefie miała sens. Czy aby grupy rozłożone na Mazowszu były siłami opozycyjnymi, których bał się Rząd i wykorzystywał każde zdarzenia, by tylko umocnić swoją pozycję. Jeśli tamte słowa miałby sens, to oznaczałoby, że wróg był tak naprawdę sojusznikiem, a mimo to został zabity. Zgodnie ze słowami Igora. Mimo powrotu i małej porażki, to w głębi duszy Mathias wie, że po części też zawiódł. Któryś obłok puszczony z ust ku zewnątrz dawał mu chwilę odprężenia, gdy jeszcze gdzieś z boku miecz skraplał resztki starej krwi, która stopniowo zaczynała kapać coraz słabiej, aż w końcu przestała. W ten czas nadeszła Iza w jej stylu od tyłu. Spostrzegła w dłoni Mathiasa palący się papieros, krótko na chłopaka, potem na papieros. Za zgodą migową odebrała tlący się szlug z jego dłoni i sama ustawiając się obok swojego ukochanego, zaczęła palić, puszczając swój obłok na tyle mocno, że gdzieś w oddali połączył się z obłokiem puszczonym wcześniej przez Mathiasa. W końcu ponownie oboje się uśmiechnęli, krótkotrwale, ale chociaż ani na chwilę nie zapomnieli czym siebie darzą.
(Iza) – Nie wiedziałam, że palisz.
(Mathias) – Bo nie palę…
(Iza) – To powinieneś zacząć. Dawno temu miałam z tym do czynienia, ale cała rodzina niemal paliła… A po tym co naoglądałam się w szkole, w szkolnych toaletach, to wolałam odpuścić. Dusiłam się od tego wszystkiego, a problemy nie znikają.
(Mathias) – Więc czemu teraz…?
(Iza) – Problemy nie znikną, lecz nie chciałam byś psuł sobie płuca w pojedynkę.
(Mathias) – Wiele napsułem wcześniej, więc to chyba moja nowa dewiza…
(Iza) – On nie żyje, prawda? Zabiłeś go?
(Mathias) – Tak, po tym raczej nie mógł się już podnieść. To koniec jednego, ale… Martwię się czym innym, znowu…
(Iza) – Chodzi o Strefę? Nasłuchałam się trochę w zamknięciu. Jednocześnie się boją ich, a również pragną ich upadku… Raczej pragnęli, bo w końcu nie mają przywódcy.
(Mathias) – Mówił, że… To oni są naprawdę wrogiem… Strefa podobno chce przejąć wszelkie grupy działające blisko siebie.
(Iza) – A co jest w tym złego?
(Mathias) – Zrobią dokładnie to samo co Rozjemcy zrobili niedawno z nami. Byliśmy uzależnieni od innych osób, a różne inne rzeczy potajemne były niemal potem tępione. Tak naprawdę zabiłem go bez powodu i jest w tym sęk…
(Iza) – Nie rozumiem. Wyjaśnij… Dorian, Veskin, Patrycja, Rafał… Oraz inni, których zabili wcześniej… Mam wymieniać dalej? Napsuł nam sporo krwi, a teraz oczyszczasz go ze wszystkiego? Porwał mnie i przez pierwszy dzień traktował jak niewolnicę, mam dalej mówić?
(Mathias) – Nie mówię, że jest niewinny, ale… To co się stało na początku i potem, to jest wyłącznie przez to, że zamiast szukać wiedzy, szukałem jedynie zemsty z własnych pobudek… Ja to spowodowałem. Mam krew ich wszystkich na rękach, w tym Bartka, mimo, że nie brałem przy tym bezpośredniego udziału.
(Iza) – Jak to, Bartka? Też nie żyje?
(Mathias) – Przekazywał informacje dla Igora, a my działaliśmy impulsywnie.
(Iza) – Czyli to co zrobiliście, to znów dowodzi jakim gnojem był ten facet. Szukasz teraz odpowiedzi tam, gdzie ich nie ma.
(Mathias) – Tak czy inaczej… Gdybym nie pragnął zemsty, zginęłoby znacznie mniej.
(Iza) – Wiesz to na pewno? A gdyby i tak było, to masz pewność, że współpraca trwałaby wiecznie? Prędzej czy później dokonałoby się.
(Mathias) – Źle się z tym czuję, więc powinnaś mnie zrozumieć.
(Iza) – Rozumiem, ale nie pojmuję czemu myśleć teraz o kimś, kto już zginął.
(Mathias) – Bo teraz Strefa dobierze się do Nas. Może nie dziś, ale pewnego dnia zobaczą, że z dwóch mocarnych grup zostaliśmy tylko My. Mogliśmy połączyć siły z Rozjemcami i dać im powód, by nie zaczynali. Wraz ze Stalkerami mogliśmy mieć swoją własną niezależność. Teraz domniemany sojusz jest znacznie osłabiony, a na drodze stoimy My. Jeśli będą jakieś pretensje, będą one wycelowane w naszym kierunku, Iza, jesteś świadoma na pewno.
(Iza) – Świadoma jestem aktualnie, że jesteś tu obok i rozmawiamy.
(Mathias) – Jest też coś o czym powinniśmy porozmawiać. Wolałem to zachować na później, ale póki myślimy trzeźwo, wypada to wyjaśnić.
(Iza) – Co wyjaśnić? Że dziwnie tak patrzyliście na siebie z Ulą i coś mogło być na rzeczy? To się mogłam domyślić. Ludzie powinni się wspierać.
(Mathias) – Hmm… Nie o tym chciałem. Chodzi o to co mam na twarzy, a wychodzi, że Ty miałaś to mieć.
(Iza) – Dziwnie to powiedziałeś. Nie wiem, chcesz mnie poharatać teraz? Mathias, wysłów się proszę… Jednym tchem…
(Mathias) – Jesteś potomkinią Voltarskich Prekursorów – przymykając oczy
(Iza) – wybuchła śmiechem – Mathias, racz wybaczyć, ale to lekko śmieszne… Hmm, bardzo śmieszne nawet, ale… Teraz poważnie. Co leży na wątrobie, hmm?
(Mathias) – Brzmi niewiarygodnie, ale… To prawda.
(Iza) – Co..? Przecież Ty… Wiesz jak to przebiegało.
(Mathias) – To na ciebie miało paść, nie? A ja Cię zasłoniłem i przeszło to na mnie.
(Iza) – Tak, pamiętam tamto, ale… Dalej nie rozumiem.
(Mathias) – Ty miałaś stać się Tym, czym jestem teraz ja. Powodując to, że przerwałem krąg, ja otrzymałem coś, czego nie powinienem. Gdybym wiedział jakie to rażące dla starej historii, to mogłem umrzeć wtedy. Teraz jestem po tej Czarnej stronie, a Ty jesteś tą Białą, rozumiesz?
(Iza) – Nie? Czerń i Biel… To oznacza złą stronę i dobrą, prosty podział na strony konfliktu. Tylko powiedz, jak mogę być Czymś, skoro nie zostałam draśnięta?
(Mathias) – Oni tam w swojej świadomości tylko wiedzą, ale domyślam się, że będą chcieli ponownie uderzyć. Wiedzą, że jestem w pobliżu, więc się nie odważą, lecz w końcu zaatakują. Zaczęli swój krąg, więc poszukują swoich reinkarnacji na ślepo w granicach kraju. Coś się będzie szykować, ale poradzimy sobie. Zakłóciłem ich plany, więc mają mnie na swojej drodze. Nie będę Cię narażał już więcej. Omal nie stało się coś, czego bym żałował…
(Iza) – Wiecznie nie masz jak mnie bronić. A czemu mam się bać. Mogą spróbować, nie boję się.
(Mathias) – Teoretycznie gdybyś sama przeszła to co ja, moja pomoc nie byłaby potrzebna. Tak jak ja daję sobie radę z wieloma przeciwnikami, tak i ty byś wzrosła w siłę. Ale oboje wiemy czym to skutkuje, więc nie życzę Ci tego. Ale w ostateczności, jak nie będzie już innych opcji, a wszystko pozostałe upadnie, zawsze możesz spróbować. Masz w sobie siłę, więc możliwe opanujesz to bardziej niż Ja i razem będziemy bronić naszych wspólnych towarzyszy.
(Iza) – Powinnam bardziej się przygotować, prawda?
(Mathias) – Póki co nie. Powinnaś natomiast zaczerpnąć trochę wiedzy.
(Iza) – Co chcesz przez to powiedzieć?
(Mathias) – Udało mi się zdobyć trochę ksiąg. Sądzę, że się przydadzą.
(Iza) – Czyli wróciłeś w tamto miejsce?
(Mathias) – Szukałem wtedy wiedzy, a przynajmniej tak wtedy myślałem... Starałem się znaleźć sposób, by do Ciebie jakoś dotrzeć.
(Iza) – A ja szukałam sposobu, aby dotrzeć do Ciebie, ale choć jedno z nas dopięło swego.
(Mathias) – Muszę się chyba położyć – zasłonił prawe oko – Koniecznie…
(Iza) – Mogę jakoś pomóc?
(Mathias) – Najlepiej będzie jak będziesz spać dziś za ścianą.
(Iza) – Nie zbędziesz mnie. Uparta jak osioł, lecz nadal z przekonaniem. Będę czuwać przy tobie, zupełnie jak wtedy w Kwidzyniu, zrozumiano? Kocham Cię – dotknęła jego policzka – I nie dam ci odczuć więcej samotności… - niedźwiadek – Już jest dobrze.
(Mathias) – Iza…
(Iza) – Już z góry ustaliłam. Będę Cię obserwować.
(Mathias) – Dziękuję.
(Iza) – Nie masz za co.
(Mathias) – wtulił się
(Iza) – Ja zajmę się wszystkim. I oczywiście nikt nie będzie przeszkadzał. A jeśli spróbują, pogonię im wszystkim kota. Bez obaw, my love.
Kolejny ranek
Wczorajsze wydarzenia dały się grupie we znaki, a nie trzeba mówić komu najbardziej. Sytuacja zaczynała się dziwnie zaogniać, bo gdy Iza mimo przeżyć trzymała się jakby nic się nie stało, to Mathias ponownie przeżywał coś w rodzaju traumy. Nie był zdziwiony, że Izy nie było obok, ale zadziwiła go sytuacja, przy której niemal prawie znów stracił kontrolę, z naciskiem na prawie. Idąc do lustra w przedpokoju, miał dziwne ciarki, a dopiero przy przyjrzeniu się szkle, wiedział dlaczego. W odbiciu widział swoją twarz, z czerwonymi oczami, mówiącą do niego „Jesteś Potworem”, powtarzane kilka razy, nim Mathias próbował rozbić szkło ręką. Powstrzymał się w porę, wycofując kroki bardzo ostrożnie. Spojrzał na siebie, był niemal rozebrany przez Izę gdy spał, więc musiał podejść do szafy. Otworzył ją i wpadł na niego zombiak o jego wyglądzie. Po zabiciu go gołymi rękami, spojrzał od razu na swoje zakrwawione dłonie, a potem na leżącego trupa. Martwiaka nie było, a momentalnie na swoich dłoniach krwi także nie dostrzegał.
Założył swoje jeansy, włożył granatową bluzę z kapturem i wyszedł na główny hol swojego mieszkania. Zza rogu wyszło znów jego drugie ja, a po chwili od razu zniknęło. Wszedł do łazienki, próbując przemyć twarz. Gdy spojrzał w głąb lustra, w odbiciu widział na swojej twarzy świeżą krew. Próbował ją zmyć, co chwilę ścierał, to pojawiała się ponownie. Uderzył wtedy pięścią w lustro i nachylił się nad zlewem. Z kranu sączyła się krew. Mathias mrugnął, znów lała się do rur normalna woda. Czuł, że zaczął wariować. Pojawiały się przed nim dziwne obrazy. Po wyjściu z łazienki było tak samo. Był świadkiem sceny, w której uczestniczyło jego drugie ja teraźniejsze oraz on jako dziecko. Dziecko uciekało w płaczu, a ten starszy pierw postrzelił młodszego w nogę, a potem podbiegł i od tyłu poderżnął mu nożem gardło. Maluch upadając na podłogę, wpatrywał się swoimi martwymi niebieskimi oczami w Mathiasa, ten dostał szału. Złapał się oburącz za głowę i padając na cztery łapy, zaczął głośno oddychać. Ponownie koszmary dały o sobie znać. Przez sekundę wydawało mu się, że jest wilkiem i bez panowania nad ruchem, po prostu zawył. Wtedy ostatecznie przewrócił się na plecy, nie mając siły wstać. Niespodziewanie znikąd nad nim stanęły dwie osoby. Jedną z nich była Natalia, drugą Dorian. Dziewczyna trzymała w dłoni jego M14, a natomiast on dzierżył w dłoni Igorską Gwendolynn. To przebudziło wnętrze Mathiasa, sprawiając, że jego lewe oko od razu zmieniło barwę, a prawe powodowało u niego niewielką migrenę, a krew wrzała jak nigdy dotąd.
Po kilku minutach zaszedł do niego Drizzt, który pukał wiele razy, lecz nikt mu nie otworzył. Zastał Mathiasa z kolorowymi oczami, gniewnym spojrzeniem i miną dzikiego wilka, który zaraz ma rzucić się na ofiarę. Dopiero po potrzęsieniu chłopakiem, lider zaczął wracać do siebie, poznając Drizzta. Pomógł mu wstać, a po założeniu kurtki, wyszli się przejść. Zainteresowała go miejscówka Fundacji, w której mogliby urządzić kolejny punkt obserwacyjny. Mathias niechętnie, ale jednak zgodził się na krótką wycieczkę. Chciał po wielu miesiącach odwiedzić miejsce, w którym jeszcze wcześniej były prowadzone zajęcia z chorymi dziećmi, zbierane korki, makulatura oraz w części biurowej, zajmowano się rozwianiem struktur w mieście dla Fundacji. Ojciec Mathiasa próbował dotrzeć do ludzi, w momencie, gdy wielu jego najbliższych pracowników odeszło przez to, że umarła jedna z kluczowych inicjatorek wszelkich akcji, które były tworzone pod szyldem Fundacji Portal Fm Pomagamy Dzieciom. W chwili śmierdzi rodziców oraz prawdopodobnie pozostałych pracowników, nikt nie mógł kontynuować dzieła i ambicji rodziny. Mathias po namyśle zdecydował się przejąć obiekt dla Dywizjonu, a gdy czas pozwoli, a jemu będzie dane przeżyć do końca, będzie kontynuował dzieło Ojca i sprawi, że choć nie wszystko co zaczęte w przeszłości, upadnie wraz z upadkiem ludzkości. Już nawet w myślach miał taki obraz, on wraz z Izą, siedzący w sektorze biurowy. Iza jako sekretarka, Mathias jako pan Prezes i koordynator, a przy okazji też szczęśliwa para, idąca dalej w przyszłość, bez obaw spoglądając w karty losu, mając w rękawach swoje własne asy.
(Drizzt) – Przerażająco jest wejść i zastać ciebie w takim stanie.
(Mathias) – To przez wczoraj… Od niedawna zrozumiałem, że każda silna emocja na mnie jakoś dziwnie działa. Myślałem, że jak Iza wróci cała i zdrowa, to mi to minie, a przynajmniej mniej się będzie objawiać, ale się myliłem… Dzięki, że przyszedłeś i nie oceniłeś mnie aż tak źle…
(Drizzt) – Iza poprosiła bym zajrzał, więc zajrzałem. Poszła pomóc Uli przy wytwarzaniu lekarstw czy coś takiego. Zabraliśmy trochę dóbr.
(Mathias) – wyciągnął z kieszeni fiolkę – Udało mi się to zabrać.
(Drizzt) – Niech mnie kule biją… To jedna z rzadszych trucizn znanych człowiekowi.
(Mathias) – Było tego więcej.
(Drizzt) – Formalnie z tego można zrobić dla przykładu smar na broń.
(Mathias) – Dla przykładu na mój miecz?
(Drizzt) – Na miecz, noże, maczety… Zatrzymaj to, może się przydać. Możemy wysłać za niedługo zwiadowców po zabranie reszty. Jeśli ma się komuś przydać, to przyda się nam, kurde…
(Mathias) – Myślałeś o Fundacji, bo coś napominałeś.
(Drizzt) – Właśnie po to ta wycieczka. Pojedziemy tam i uporządkujemy teraz. Znasz miejsce bardziej niż ja, więc nikogo innego nie mogłem zabrać. Przy okazji moglibyśmy mieć tu swoją bazę obserwatorską. Byśmy nie zakłócali wam porządku, lecz pozostali w gotowości.
(Mathias) – Nikt wam nie zaszkodzi.
(Drizzt) – Ja nie mam wątpliwości, ale Croft… A w szczególności Jukas, sam rozumiesz, mają mieszane uczucia. Odnieśliśmy mały sukces, ale to nie wystarczy. Trzeba rozszerzać granice. Musimy mieć oczy dalej niż tylko na twoim osiedlu.
(Mathias) – Więc chcecie się zadekować w Fundacji i co dalej? Tam nie ma nic więcej. Każdy może was znaleźć.
(Drizzt) – Dlatego będziemy blokować wejście, wstawimy mocne szkło, a wchodzić będziemy przez dach. Wystarczy zamocowanie drabiny zwijanej, a na dodatek mały bosak dla jej zrzucenia w dobrym miejscu.
(Mathias) – Wiesz, myślałem trochę o Strefie. Naprawdę mogą wykorzystać obecny chaos, gdy dwie mocne grupy się osłabiły?
(Drizzt) – Nie można tego wykluczyć. Szczególnie, że wcześniej nie mieli powodu. Grupy były mocne, a oni nie mieli punktu zaczepienia. Teraz mogą zagrać jak zechcą. A czemu pytasz?
(Mathias) – Pamiętasz rozmowę o rekrutacji? Słyszałem o zapasach, a nam się przydadzą.
(Drizzt) – Teraz byłoby ciężko, ale może dałoby się załatwić. I tak trzeba mi wrócić niedługo i zdać raport… Jeśli będziesz chciał się tam udać, zbierz kilka osób i wyruszymy. A w międzyczasie zajmiemy się aktualnym celem.
(Mathias) – Przykro mi, że nie udało się zadanie.
(Drizzt) – A co tam przykro. Sami zgodziliśmy się ruszyć, a że on sam… Chciał podnieść autentyczność… To już raczej jemu powinno być przykro. Dostanę po twarzy, ale ktoś odpowiedzialność musi ponieść.
(Mathias) – Może mógłbym się jakoś wstawić.
(Drizzt) – Nawet jeśli powiem o Igorze, mało kto uwierzy. Gość nie żyje, ludzie są rozproszeni, a na dodatek wskażą na Dywizjon. Wy mieliście w końcu z nim zatarg.
(Mathias) – To tym bardziej trzeba to wyjaśnić.
(Drizzt) – Starczy. Mieliśmy o tym na razie nie mówić.
(Mathias) – Próbuję mówić o czym innym, by…
(Drizzt) – Zapomnieć o tym co zrobiłeś? Nie zapomnisz tego. Zabicie jednego z mocarzy na Mazowszu to nie jest byle co. To jak gra w ogniwo. Gdzieś ma granice. Likwidujesz coraz więcej, aż w końcu zostanie ci konkretny cel jakiego się trzymasz.
(Mathias) – Jaki to cel twój zdaniem?
(Drizzt) – Celem jest ustalenie ładu. Grupy odwalają kawał roboty czasem. Działają w różnych regionach, a przy tym sporo pokazują swojej potęgi. By coś osiągnąć trzeba ludzi przekonać, by podjęli się wspólnych zmian w kraju, bądź użyć innych silniejszych argumentów. Nie ma innej drogi do pokoju, moim zdaniem. Nawet jeśli widzimy wojny na naszym podwórku, to tam gdzieś inni walczą ze sobą. My jesteśmy na tyle ważną jednostką, że Mazowsze jest najważniejszym regionem w naszym kraju. Mamy stolicę, co prawda nie pod naszym władaniem, ale jest w naszym zasięgu. To jest ostatni bastion. Możliwe, że kiedyś upadnie… Jeśli ludzie nie zrozumieją, że bez współpracy nie ma nic. Wybicie się nawzajem nie daje rozwiązania.
(Mathias) – Jeśli Strefa jest takim problemem, czemu wielu dla niej walczy?
(Drizzt) – Dla prostego życia? Dla immunitetu rządowego? Dla chwały?
(Mathias) – Dzieją się tam ważne rzeczy, zrozumiałem, ale…
(Drizzt) – Wiesz co to Chwała Bohaterów. Tak kiedyś się mówiło o uczestnikach powstań, w których nasi przodkowie brali udział. Teraz to nie znaczy praktycznie nic… Nawet będąc zupełnym idiotą, nieumiejącym żyć w społeczeństwie, możesz otrzymać honorowy zaszczyt bycia oznaczonym… Jeśli oczywiście dożyjesz końca. Tak obiecają, jakież to przewidywalne… Tak czy inaczej medal ma być, nawet pośmiertny. A bym się spytał, gdzie jest reszta sojuszu… Nie ma sojuszu, sami ludzie muszą lub mogą się podłączyć…
(Mathias) – NATO rozpadło się chyba przy upadku północy.
(Drizzt) – Wtedy gdy samoloty zrzucały tam ładunki? Tak, było to takie… Do przewidzenia… 
(Mathias) – Możecie przecież poprosić wschód o pomoc. Znam kilka osób stamtąd, na pewno by namówili innych…
(Drizzt) – Fajnie, że masz wielonarodowych znajomych, ale to nie wystarczy. Nawet jeśli miałbyś rację, to Strefa wszystko musi uzgodnić. Jak jeszcze masz na myśli Rosję, to mało prawdopodobne.
(Mathias) – Hmm…
(Drizzt) – Nieistotne jakimi siłami dysponują, bądź co mogą wnieść… Strefa jest mądrzejsza i paktuje cały czas przy starym kontrakcie. Gdyby taka armia miała gdzieś obóz, byśmy nawet nie musieli pytać dowództwa o pozwolenie, a tak… Przemycisz kogoś nieznanego, tracisz poparcie.
(Mathias) – Nie zastanawiałeś się skąd Igor tyle o was wiedział?
(Drizzt) – westchnął – Możliwe był kiedyś w Strefie, kto wie. Nie prowadzę ewidencji. Może też ktoś z jego ludzi tam kiedyś mieszkał, nie mam pojęcia. Radziłbym ci dać sobie spokój, już nie polepszysz sytuacji. Koleś jest sztywny, a Strefa się teraz cieszy. Poza tym, tamta grupa, Stalkerzy… Stracili trójkę ważnych członków. Wiesz co teraz będzie z nimi?
(Mathias) – Bez głowy, długo nie utrzymają się. Prędzej czy później wrócą do siebie, a nasze stosunki się ochłodzą. Przydałby się ktoś, kto nimi pokieruje.
(Drizzt) – A nie myślałeś by kogoś ze swoich tam obsadzić? Na przykład póki jeszcze nie przetrawili sytuacji i są w szoku? Potem może okazać się ich pomoc niezbędna.
(Mathias) – Nie mam nikogo kto mógłby się nadawać.
(Drizzt) – Na pewno? Nikt nie ma charakteru? Nikt nie potrafiłby nimi potrząsnąć? Trochę masz ludu, wystarczy poszperać w głowie i coś wynajdziesz. Pamiętając, że musi być to osoba, której ufasz. Dasz jakiemuś nubowi stery, to któregoś dnia możesz się bardzo zdziwić. Napadnie, zgwałci, okradnie, a na dodatek pozostawi na śmierć. Widywałem takich, którzy za łatwo się poddawali, a byli bez rozumu. Nie kwestionuję wyborów tego… Hmm… Veskina, prawda? Nie mówię, że dokonywał złych wyborów co do swoich poddowódzców, ale… Jak dasz komuś prawo równe tobie, to możesz się spodziewać wszystkiego. Ludzie przez władzę głupieją, a większość się nie uchowa przy  obecnym systemie.
(Mathias) – Akurat pomyślałem o kimś, ale już nie żyje.
(Drizzt) – O kim pomyślałeś?
(Mathias) – Był przywódcą innej grupy, Safe Zone.
(Drizzt) – Coś mi to mówi, ale niewiele. Skoro o nim mówisz, to musiał mieć twardy kark. No, ale cóż… Szukaj dalej, a my zaraz dojedziemy na miejsce… Dziwnie się tu jeździ, nie? Tak pusto, totalnie bez życia…
(Mathias) – Nie spędzałem zbyt wiele czasu na mieście, więc niewiele się zmieniło… Ludzie i tak nie zwracali tak uwagi, mieli inne sprawy.
(Drizzt) – Czyli czujesz się jak w domu.
(Mathias) – Dom jest nie tam, gdzie widzisz znajomy adres zamieszkania. Dom jest tam, gdzie żyjesz wraz z przyjaciółmi. Mimo trybu jaki prowadzimy, nic się nie zmieniło. Miejsce takie same, osoby takie same, ale za to… Rzeczywistość zupełnie inna… Czasem gdy patrzę w niebo, chciałbym móc nie podejmować tylu decyzji, móc nie decydować o tak ważnych sprawach. Nie chcę być nikim ważnym, zawsze lubiłem trzymać się z boku.
(Drizzt) – Lecz te czasy przeminęły. Chcesz czy nie, nie masz już opcji odejść od tego. Zawsze istnieje opcja samobójstwa, ale raczej tego nie zrobisz. Poznaję ludzi i już co nieco mogę o nich powiedzieć.
(Mathias) – Aż tak dobrze mnie znasz, że potrafisz to ocenić?
(Drizzt) – Dużo nie trzeba. Wystarczy prosta obserwacja. Wiem jak zachowuje się człowiek bez większego celu, a gdy patrzę na ciebie, to tego nie widzę. Zostałeś stworzony do wielkich rzeczy, tak jak twoi koledzy i koleżanki. Tak jak my – zaśmiał się – Każdy ma rólkę do odegrania, mniejszą, bądź większą. A to My decydujemy, wbrew mitom, jak bardzo możemy urzeczywistnić nasze najskrytsze pragnienia. Jeśli czegoś chcesz, to idziesz kurwa do przodu i starasz się to robić. Miłość… Życie… Walka… To najczęstsze powody zatraceń ludzkich, lecz również i bez nich nie da rady iść dalej… - wziął oddech – Wybacz za zbędny tok, ale potrzebowałem takiej rozmowy, Ty na pewno też. Przy innych bym się krępował, a choć ten twój cwany koleżka… Jak go nazywacie?
(Mathias) – Osa…
(Drizzt) – Choć ten twój cwany koleżka Osa nie narobił problemów. Słyszałem, że lubi pouczać mądrzejszych od siebie. Nie jest tak – zatrzymał się
(Mathias) – Jakbyś go znał od początku.
(Drizzt) – Mówiłem, wystarczy obserwacja i wiesz to co powinieneś… I to wystarczy…  - przerwał – Jesteśmy, nie mylę się?
(Mathias) – Wprowadzę do środka.
(Drizzt) – Będę tuż za tobą, w razie czego mój blaster… - krząknął – W razie czego mój tłumik pomoże.
(Mathias) – wysiadł z auta – No to… - wciągnął powietrze – Sprawdźmy co się kryje w środku.
Chwilę potem, przy Fundacji
Główne drzwi wejściowe były o dziwo otwarte, więc nimi chłopaki weszli do środka. Wszystko niemal wyglądało tak jak podczas ostatniej wizyty, gdy w pierwszych godzinach grozy grupa musiała gdzieś przenocować, a na pewno odpocząć. Ułożenie stołków, stołu, a nawet klatki po chomikach. Większość rzeczy była w takim ułożeniu, w jakim Mathias widział je ostatnio. Drizzt zaszedł do kuchnio łazienki, by sprawdzić czy ktoś czegoś nie zostawił po drodze. Na chwilę sam Mathias stracił oddech, gdy przed oczyma stał mu przewrócony czajnik, którym każdy z poprzedniego składu pił dopiero co zagotowaną herbatę od Tomka. Wziął go do ręki i wróciło wspomnienie. Znów widział przeszłość swoimi oczami obserwatora, swoich przyjaciół oraz uśmiechającą się Izę, a dopiero z tej perspektywy mógł z dokładnością obserwować jak bardzo dziewczyna pokazywała mu swoje uczucia. Przez moment aż chciało się zrobić typowy facepalm, lecz wiedział, że nie było to odpowiednie miejsce oraz odpowiedni czas na takie rzeczy.
Przeszedł się dalej w kierunku bocznych drzwi, złapał za klamkę i pchnął do środka. Hol lekko się zmienił, a szczególnie to spore kartonowe pudła walające się wszędzie wokół. Zawalały one drzwi prowadzące do piwnicy oraz drzwi, za którymi mieściło się biuro Fundacji. Wtedy oba przejścia były zamknięte, nie inaczej było teraz. Wystarczyło lekko poszurać bardziej na korytarzu, a niektóre kartony zaczęły się ruszać. W końcu jęki stały się na tyle silne, że spod pudeł wyłoniły się dwa trupy. Nim Drizzt dobiegł na miejsce, Mathias już zdążył się ich szybko pozbyć. Rozmyślał jak dostać się za zamknięte drzwi, bo być może są tam gdzieś ważne papiery, bądź rzeczy, które mogą się przydać grupie oraz stacjonującej tutaj wkrótce ekipie ze stolicy.
Drizzt miał przy sobie łom i wsadził pierw w drzwi od piwnicy i razem we dwóch próbowali wyłamać zamek. Zamknięte pomieszczenia miały to do siebie, że nic raczej się tam nie wkradło. Nie były otwierane od bardzo dawna, a ostatnim zamykaczem był ojciec Mathiasa, a przy nim żadnych kluczy nie było, również w rodzicielskim pokoju. Kilka minut się mocowali z zamkiem, a los chciał, że było warto. Z jednej strony drzwi stanęły otworem, a drugim problemem było to, że łom uległ uszkodzeniu i znacznie się wygiął w matematyczny kąt prosty. Mathias sam nie czekał długo i pierwszy wszedł do korytarza, który stromymi schodami prowadził wprost na sam dół. Mini warsztat, składowisko korków, magazyn materiałów ora przesiąknięty nieczystościami z rur sufit. To znajdowało się pod powierzchnią ziemi, coś skrywanego od bardzo wielu miesięcy w zamknięciu bez obecności człowieka. Wstępne przeszukanie niewiele dało, ale choć przeczucia były pewniakiem, że nikt ani nic nie zalęgło się na dłużej w tych podziemnych odnogach.
(Drizzt) – Niebywałe. I to było nieodkryte przez tyle czasu. Z tym co pozostało niewiele zrobimy, ale ten stół warsztatowy… Hmm, nie wszystko stracone. Wydaje się sprawny, więc przyda się.
(Mathias) – Większość działała na prąd, zatem dużo do dyspozycji nie masz.

Offline

 

#2 2016-12-06 00:03:24

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 31 - Cząstka Ciebie

(Drizzt) – Co zrobimy z tymi workami na końcu? Logo Fundacji to była nakrętka, więc…
(Mathias) – Zbieraliśmy niemal od samego początku jej istnienia, nakrętki, makulaturę, zużyte zabawki oraz artykuły chemiczna i różne takie. Taki był wyższy cel istnienia tej organizacji. Jedna z wielu, a choć wielu starało się ją zniszczyć, toteż od środka, ojciec nie poddawał się. Chciał bym pewnego dnia przejął to i prowadził dalej naszą chlubę, to z czego byliśmy znani… Lubiani, a także nienawidzeni.
(Drizzt) – To przejmij interes, jaki masz problem, Mat?
(Mathias) – Po tym co robiłem po wybuchu epidemii, sam nie wiem czy kojarzę się z bezpieczeństwem i przyjazną atmosferą.
(Drizzt) – Oj tam, pieprzysz od rzeczy. A czy teraz chcesz mnie zabić? No właśnie. Mi się fajnie przebywa w twoim towarzystwie i nie mam dyskomfortu, wiedząc, że byś i tak miał przewagę.
(Mathias) – Poznałeś mnie w innych okolicznościach. Sprawy się nie mają jak połączyć.
(Drizzt) – To co zrobimy z korkami?
(Mathias) – Zostaną na miejscu.
(Drizzt) – Jeśli mamy się urządzić i skitrać swój sprzęt, my potrzebujemy miejsca.
(Mathias) – Magazyn od razu przy schodach ma trochę miejsca, może upchniesz kilka worków.
(Drizzt) – A ty co będziesz robił w tym czasie?
(Mathias) – Spróbuję wejść do biura.
(Drizzt) – Pomogę z ochotą. Tylko daj słowo.
(Mathias) – Tamte drzwi nie są tak masywne, ale dzięki. Sądzę, że w pojedynkę je otworzę po swojemu.
(Drizzt) – Jak tam sobie chcesz. Jakbyś usłyszał hałas, to nie zombie, ale worek wysypujący całą zawartość na mnie. Naprawdę mam to zrobić sam?
(Mathias) – Ufam, że sumiennie to wykonasz. Będę na górze, dołączysz do mnie po wszystkim.
(Drizzt) – Oczekuj mnie za kilka minut… - do siebie – Czas uporać się z tym czymś…
Długo nie zwlekając, tak jak Mathias powiedział, tak zrobił. Zostawił kolegę na dole, a sam wrócił na parter. Stanął koło drzwi do biura, podniósł wygięty łom i mocarnie uderzył kilkukrotnie w zamek. Było coś słychać, jakby chrobotanie metalu, lecz to nie wystarczyło. Sięgając do tyłu, chwycił swój miecz, ustawił się w pozycji do ataku, a potem obiema rękami wbił z całej siły miecz w drzwi z takim naciskiem, że stal przebiła drewniane drzwi na wylot. Drobne ruchy klingą spowodowały powiększanie się otworu na tyle, aby ręka człowieka mogła się przedostać na drugą stronę. Mathias wyczuł, że górne pokrętło było tuż w zasięgu. Mimo wielkiej niewygody udało się przekręcić gałkę w dobrym kierunku. Dolny zamek nie mógł zostać równie szybko roztwarty przez swój niewielki otwór na klucz, a kolejny aspekt przesądzał o wszystkim. Zamek posiadał dwie zębatki. Gdy uszkodziło się jedną, to druga zawiesiła się przy pierwszej i nie mogła odtworzyć mechanizmu otwarcia. Bez klucza nie było co próbować, a nawet bez niego proste otwarcie z wysoce skomplikowanym zamkiem nie wchodziło w grę. Pozostała opcja siłowa. Mathias cofnął się o kilka kroków tył pod dawny sklepik, a rozpędzając się i uderzając ramieniem o drzwi, miał nadzieję, że dostanie się w ten sposób do środka. Pierwsza próba jednak nie wypaliła. Na złość rzeczy martwej druga próba również nie dała rezultatu. Przy trzeciej próbie doszedł jeszcze doskok, który miał zwiększyć siłę przy starciu się z drewnem, nie dziwota, że tutaj także klęska. Dopiero przy czwartej próbie drzwi zaczynały puszczać. Na tyle przeklęte drewno było uległe, że w końcu przy lekkim obijaniu puściły z zawiasów i wpadając do środka narobiły trochę hałasu. A hałas był na tyle spory, że kruki siedzące na dachu aż odleciały.
Dał los, że Mathias po bardzo długim czasie zobaczył Fundacyjną spuściznę po rodzinie. Jakby nic się nie stało. Posłana kanapa przykryta bawełnianym kocem. Stół z przygotowanym koszykiem z cukierkami. Firmowy laptop nieodłączony od gniazdka z inicjałami BK. Szafki na dokumenty i ubranie domknięte. Skrytka w lodówce pełna już przeterminowanego jedzenia. Na dodatek z prawej strony na komodzie stała figurka złotego łabędzia z małymi inskrypcjami na spodzie, a były to podziękowanie od prezydenta miasta za osiągnięcie trzeciego miejsca w rankingu Płockich Organizacji Pozarządowych, które przystąpiły rzecz jasna do projektu, który odbywał się trzy lata wcześniej.
Właśnie ta figura zaciekawiła Mathiasa. Wziął ją do ręki, by bliżej się przyjrzeć, a wtedy przypomniał mu się moment, gdy ojciec pierwszy raz wszedł do biura wraz ze swoim podium. Mimo koszmarnej wtedy pogody, jego nastrój rozjaśniał smutne zakamarki tegoż gabinetu prezesa. Zażartował nawet tamtego dnia, że gdyby to było prawdziwe złoto, kazałby je przetopić, sprzedać, a wszelkie fundusze pozostałe otrzymane przekazać rodzinie. Nie widział wtedy, by syn garnął się do pomocy przy rodzinnym koncernie, więc głowa rodziny postanowiła kuć żelazo póki gorące. Stało się jasne, że pierworodny w niewielkim stopniu wspomoże Fundacje. Patrząc jednak teraz na pryzmat czasu, ojciec może się śmiało uśmiechać patrząc z góry, mimo wyrwanych drzwi z zawiasów, które były kupione wtedy jeszcze za prywatne pieniądze. Niewiele wspomnień potrafiło Mathiasa już wzruszyć, a to było jedno z nich. By nie zostać przyłapanym przez Drizzta na mazaniu się, wytarł swoje kilka łez o rękaw, odstawił złotego łabędzia i pierwsze co zrobił, to zaczął przeszukiwać szuflady, szafki, skrytki. Laptop oczywiście nie odpalił się ze względu na spalony zasilacz. Dopiero teraz przy otwieraniu ekranu, zobaczył swoje niewyraźne odbicie, a w odbiciu był on sam, lecz bez swojego charakterystycznego znaku pazurów na twarzy. Zamykając w złości klapę, sprawił, że z górnych półek zaczynały spadać różne papiery. Wśród nich dokumenty, które miały zainteresować Mathiasa. A chodziło o spisek, który miał na celu likwidację Fundacji, a potem chęć sprzedania dzierżawionego terenu, który miał iść na stworzenie w tym miejscu nowej siedziby Płockiej Solidarności. Sporo dziwnych formułek, wiele podpisów za oraz przeciw, a przede wszystkim pod linijką dla prezesa nie było widać podpisu, a tylko datę przeczytania umowy. Wychodziło na to, że przez większą konkurencję na rynku, Fundacja wypychała aktywność wielu wpływowych firm. Właścicielom niektórych ów firm mogło się to nie spodobać, a przez to zostało stworzone pismo, które było niemal podobne do wotum nieufności. Groziły potężne sankcje w razie gdyby papier nie został podpisany. Ojciec jednak zaryzykował i nie chciał przehandlować swoich marzeń, swojego dzieła oraz swojej ambicji za chęć posiadania życia bez większego celu. Temu się poświęcał, to był jego główny cel w życiu, wliczając dobro rodzinne. Widząc podpisy niektórych osób, poznając nazwiska, w Mathiasie buzowała krew. Odruchowo zgniótł papier i rzucił na podłogę. Po krótkim namyśle szybko ochłonął, podniósł spisaną umowę i wyłożył na biurku. Miał jeszcze przeszukiwać inne zakamarki biura, lecz przez niedawne odkrycie zmroziło go. Złapał głęboki wdech, uniósł głowę ku górze i wypuścił powietrze. Na kancie biurka stały zdjęcia z wpływowymi ludźmi tego miasta, na których był jego ojciec wraz z ów urzędnikami i prezesami większych spółek. Wziął w dłoń fotografię z prezydentem Płocka, wywiązał krótkie spojrzenie, po czym cisnął w okno, zbijając przy tym szybę. Zdjęcie wypadając przez ramy spadło przodem na chodnik, przez co się stłukło. Wiatr z kolei poniósł fotografię ku górze, a lot przerwała gałąź drzewa, na której zawisła, przebijając papier akurat w miejscu gdzie stał ojciec, dokładnie na wysokości serca. Mathias nie potrafił się pohamować. Wiedząc, że gdyby nie nadeszła epidemia, to mógłby nie mieć domu, będąc nikim dla innych. Ironia sprawiła, że dom bez rodziny nie jest tym prawdziwym domem, a choć nie był już obojętny dla innych ludzi, to płacił za to straszliwą cenę. Od samego początku zagłady ludzkości stracił wiele, a przepaść zaczęła się powiększać. W końcu on sam był świadomy, że otchłań go kiedyś pochłonie i nie będzie dla niego ratunku. Życie toczy się dalej, młody Nosarensky nadal stąpa po ziemi, lecz co to za życie w ruinach, gdzie wszystko dawniej było, a nic w rzeczywistości nie było, a teraz, gdzie nic pozornie nie ma, a jednakże wszystko jest w zasięgu wzroku. Słowa Igora coraz bardziej przedzierały się do rzeczywistości. Mathias tracił częściej kontrolę nad sobą, wiele sytuacji potrafi go wytrącić z równowagi, a zamiast szukać rozmowy, to niemal jak jest niewygodnie, argument siły jest bardzo pewnie stosowany. Zamiast budować, zaczął powoli niszczyć więzi wokół siebie. Mając na sumieniu swoim nie tylko zabitych niewinnych ludzi, lecz również ludzi, którzy chcieli mu szczerze uświadomić, że robi źle, a on tego nie dostrzegał. Ciężar przeszłych wydarzeń ciążył wielce na jego duszy, a Voltarska krew, która tłoczy się z jego własną jeszcze to podsyca. Czuł straszną nienawiść do siebie i choć chciał cofnąć swoje błędy, wiedząc, że jest to permanentnie niemożliwe.
(Mathias) – Tato… Pieprzyć ich, ale… Czemu mi nie powiedziałeś, czemu do cholery zachowałeś to w tajemnicy, blya… - do siebie
(Drizzt) – Słyszałem… - rozejrzał się – Słyszałem hałas… No i przyszedłem, bo… Myślałem, że masz kłopoty… Dobrze się czujesz?
(Mathias) – Nic się nie stało, ale nie czuję się dobrze…
(Drizzt) – Daj spokój. Coś znalazłeś, prawda? O karwa kawka… - ujrzał rozbitą szybę – Ty to zrobiłeś? Ale czemu…? Jak? Dlaczego?
(Mathias) – Teraz to nie ma znaczenia, ale… Gdyby nie epidemia, to mnie tu by nie było. Moja rodzina mogła pójść pod most… A wszystko przez wyróżnianie się. Tata starał się jak mógł, pomagał innym bardziej niż sobie, a co go spotkało? Ludzie go opuścili, którzy tu byli wolontariuszami, firmy, z którymi współpracował. Bardzo wiele osobistości brało w tym udział…
(Drizzt) – Całe szczęście, że… Ups, wybacz, nie powinienem.
(Mathias) – Spójrz tylko na tych czortów. Darkop… Wibrys… Sonar… Made In Płock… NorBud… Orlen… Biuro posłanki Gapińskiej… Biuro posła Zgorzelskiego… Ogródek Jordanowski… Miejski Urząd Pracy… Federacja Młodzieży Walczącej… Wektra… - odwrócił wzrok -Urząd Miasta Płocka…
(Drizzt) – Masz pewność, że to autentyczne? Może ktoś robił z tego jakieś jajca.
(Mathias) – Nie byłem na tyle blisko interesu, bym miał mieć pewność, ale czasem widziałem niektóre umowy o współpracę.
(Drizzt) – Czyli podglądałeś dokumenty objęte tajemnicą przedsiębiorstwa, ale jednak... Jeśli kojarzysz podpisy, nie mi oceniać jaka jest prawda.
(Mathias) – Zgrywali potężne jednostki i zaufanych przyjaciół, a gdy przyszło co do czego, po prostu odwrócili się i próbowali wykopać ze świata. Starasz się robić coś fajnego dla innych, a potem nieoczekiwanie obrywasz od swoich nożem w plecy.
(Drizzt) – Sztyletem…? Tak się powinno mówić… - przerwał – Dobrze, to raczej nie ma racji bytu.
(Mathias) – Przeszukasz drugą stronę?
(Drizzt) – Mathias, odpuść sobie. Więcej nie znajdziesz. Wiesz i tak ogólniki, że byli jacyś tam ludzie, którzy byli źli, ale co z tego? Popatrz na datę. To było dawno temu. Teraz oni z pewnością nie żyją, więc i tak nic im nie zrobisz.
(Mathias) – Tak sądzisz?
(Drizzt) – Szczerze to nie, ale chciałem jakoś pocieszyć. Cokolwiek się z nimi stało, to raczej nic nie wprowadzi tego dokumentu w ruch, można go nawet teraz podrzeć lub się nim podetrzeć.
(Mathias) – Może masz rację.
(Drizzt) – Pewnie, że mam, bro – klepnął w ramię –Nie wiem przez co musieliście przechodzić, ale mogę się tylko domyślać. Nie gdybajmy tak dłużej, nie w miejscu, gdzie jesteśmy osaczeni niemal.
(Mathias) – Mam swój miecz.
(Drizzt) – A co jeśli zaskoczą cię od tyłu?
(Mathias) – Mam swój miecz.
(Drizzt) – A co jak… Moment, masz taką odpowiedź na wszystko?
(Mathias) – Wszystko czego mi potrzeba mam przy sobie. Niepotrzebna mi improwizacja.
(Drizzt) – Ja miałem większy arsenał, ale łom już ujmuje mi jedną sztukę w ekwipunku… No tośmy się urządzili, nie? Heh… - pod nosem – Cóż, wygląda na to, że prócz tamtych chodziaków, nie ma żadnego zagrożenia. Wiesz, czułem się trochę zbędny, bo nim coś chciałem zrobić, to mnie wyręczyłeś.
(Mathias) – Bez ciebie nie uprzątnąłbym piwnicy.
(Drizzt) – Przecież ja to musiałem zrobić.
(Mathias) – Otóż to, Drizzt… - wyszedł z biura – Obaj zrobiliśmy coś konstruktywnego dzisiaj.
(Drizzt) – To znaczy…?
(Mathias) – Odciążyłeś człowieka w noszeniu, a przy tym użyczyłeś swoje narzędzie… No, a ja wywietrzyłem pomieszczenie.
(Drizzt) – To niewątpliwie pozytywne aspekty naszej współpracy.
(Mathias) – Starczy miejsca na wasze zapasy?
(Drizzt) – Powinno być, tak przynajmniej myślę. Niedługo możemy się tu przenieść.
(Mathias) – Co was zatrzymuje?
(Drizzt) – Pamiętasz? Chodzi o Strefę… - wrócił na świetlicę – Chcemy czy nie, trzeba tam wrócić i zdać raport, a przy tym przyjąć konsekwencje z tego wynikające.
(Mathias) – Propozycja zabrania nas dalej aktualna?
(Drizzt) – Jak chodzi o usprawiedliwianie mnie, to… Nie przydacie się. Głupio zabrzmi, ale jesteście z zewnątrz, nie znacie naszych obyczajów.
(Mathias) - Bardziej chodziło o obiecane zapasy dla Dywizjonu.
(Drizzt) – Zawsze mogę się tam udać, a potem coś wam przywieźć. To nie jest problem, naprawdę.
(Mathias) – Obawiasz się, że wezmą nas za współwinnych? Potrafimy o siebie zadbać.
(Drizzt) – Mój nazwij to Szef nie jest Igorem, lecz jak trzeba to porządnie garbuje skórę.
(Mathias) – Jeśli wymagasz pasywnej taktyki, mogę to obiecać. Poza tym, tyle co byś przywiózł, tylko byś zmarnował czas i niewiele załadował.
(Drizzt) – No weź, mówisz tak specjalnie, by mnie zaniepokoić.
(Mathias) – A czujesz się teraz zaniepokojony?
(Drizzt) – przełknął ślinę – Tak, trochę… Może… Nie no, ani trochę…
(Mathias) – Możemy wracać w takim razie – dopychając papier w kieszeni – Aye.
(Drizzt) – Poczekasz moment, zachciało mi się… - pobiegł do toalety
(Mathias) – Tak nagle?
(Drizzt) – Musiałem coś zjeść i mi zaległo…
(Mathias) – usiadł na krześle – A ja w ten czas popilnuję przejścia – oparł się o miecz – Nie spiesz się, maaaaaamy czas. Dużo czasu, nim omówimy resztę po powrocie do bazy.
(Drizzt) – Wiedziałem, że to powiesz… A nie masz papieru gdzieś…?
(Mathias) – W zasadzie to… Skąd, nie noszę przy sobie od pewnego czasu.
(Drizzt) – A nie, już nie trzeba. Jakieś stare gazety leżą na ziemi, to nimi da radę.
(Mathias) – Nie musiałeś tego mówić.
(Drizzt) – z uśmiechem – Czyżbyś czuł się teraz zaniepokojony?
(Mathias) – Tak, można tak to nazwać. Niepokoję się teraz co będzie jak skończą się gazety…
(Drizzt) – Hej, to było… Niefajne…
(Mathias) – pod nosem – No wiem.
Kwadrans później, Dywizjon, Sala Spotkań
Po powrocie do bazy głównej, Mathias zwołał potajemne spotkanie w sali. Zjawiły się tylko zaproszone osoby, a reszta miała się dowiedzieć o szczegółach już niedługo. Zaproszeni zostali Drizzt, Joanna, Osa, Iza, Seven, Jukas oraz Croft. Rozsiedli się wygodnie w krzesłach. Wyjątkowo nikt nie chciał zabrać głosu z początku, póki wiatr nie zrzucił doniczki postawionej wcześniej na okno. Postanowił zabrać głos pierwszy Drizzt, zważywszy na obecną sytuację oraz jego powrót do Strefy. Zebrany skład prawdopodobnie nie został wybrany bez powodu. Mogło to być zestawienie osób, które miały zabrać się z nowymi do stolicy. Czemu skład uległ nieco zmianie, tego nie wiedział nikt, ani również czym Mathias się kierował. Nie tracił zaufania do innych, lecz prawdopodobnie chciał dać pozostałym szansę na przydanie się, by poprzednicy mogli odpocząć.
(Drizzt) – Słuchajcie, już co nieco mamy ustalone. Mamy klitkę, w której moglibyśmy wyglądać przyszłego zagrożenia. Nie do końca mogłem być przekonany, ale mają zabrać się z nami osobiście.
(Jukasa) – Nas to powinni wpuścić, ale ich to nie wiem.
(Mathias) – Możemy równie dobrze się zakraść.
(Croft) – To już wolałam starą koncepcję, gdzie sami ich zapraszaliśmy. Jeśli już w jakimś celu tu się zjawiliśmy, to nie wolno nam tak zmieniać zdania. Mimo, że jestem do szpiku zimna, to jeszcze bije we mnie serce.
(Seven) – Skoro zebraliśmy się w takiej grupie, to mam rozumieć, że ekipa zebrana.
(Mathias) – Nawet jeśli można w grupie większej, to ktoś tu musi zostać.
(Drizzt) – Więcej jeep nie pomieści.
(Osa) – Odpokutowałem skoro zeście mnie zaprosili.
(Joanna) – Miałeś swój gorszy moment, ale wierze, że na pewien czas się opanujesz.
(Osa) – Jestem wam bardzo wdzięczny.
(Mathias) – Budynek Fundacji został oczyszczony, więc możecie po powrocie się tam urządzić.
(Croft) – Dlatego was trochę nie było.
(Jukas) – Starczy tam miejsca?
(Drizzt) – Kilka pomieszczeń, a do dyspozycji jeszcze piwnica. Nawet na fap tajm potajemny starczy miejsca, Juki Zbuki.
(Jukas) – Jak ja zaraz… Zaraz ja… Ja ci zaraz…
(Osa) – zaśmiał się – W końcu atmosfera się rozluźnia, a myślałem, że będzie jakaś chujnia.
(Jukas) – Ale…
(Croft) – Morda, jeśli łaska. Mathias, kontynuuj.
(Mathias) – Wiecie, gdzie to jest?
(Drizzt) – Ja im pokażę.
(Iza) – Hmm, a pomyślał ktoś o Stalkerach?
(Joanna) – Cholera, całkiem zapomnieliśmy. Tamta trójka nie żyje, a te gnojki pozostały bez dowództwa.
(Osa) – To niech wybiorą kogoś, co za problem.
(Mathias) – Przy tym się pozabijają.
(Osa) – No co ty, nie mów, że… Nawet niech nie przejdzie ci to przez myśl, że chcesz im pomóc w znalezieniu dowódcy.
(Mathias) – Bez swojej głowy, to w końcu zaczną się panosić jak paniska. A wtedy sytuacja, która was spotkała wcześniej, może się powtórzyć. Co ty na to, Oso?
(Osa) – To zmienia postać rzeczy, ale powiedzmy Jak…? Co powiesz tamtym niby? No poszli i zginęli, a teraz pomożemy wam w zamian i obsadzimy nowego przywódcę jako rekompensata za straty…
(Jukas) – Mowa zajebista.
(Osa) – A ktoś wymyślił coś lepszego? Nie mamy jak tego zorganizować, ani nie znamy nikogo kto mógłby z nimi negocjować. Nas nie posłuchają…
(Joanna) – Marcin przypadkiem z nimi kiedyś nie był?
(Mathias) – Ale raczej próbował od nich trzymać się jak najdalej.
(Osa) – Marmur swój honor ma i raczej nie będzie się ciągnął drugi raz w tą rzekę rwącą.
(Croft) – Chce czy nie, lepiej go zapytajcie niedługo. Nawet jeśli nie będzie chciał, to choć pozna temat. Temat dotyczy nas na tyle, że musimy coś z tym zrobić. Inaczej prócz Strefy, będziemy mieć na karku naszych starych znajomych.
(Mathias) – Po powrocie od razu z nim pogadam.
(Joanna) – Wspólnie pogadamy, powinnam być przy tym.
(Drizzt) – A tak wracając do naszej sprawy. Za godzinę byśmy mogli wyjechać, zgoda?
(Osa) – Byle nie w nocy, nie? Tak to powiem za wszystkich, mi tam pasuje.
(Drizzt) – Weźcie coś do przenoszenia rzeczy, a także nie zapomnijcie do uzbrojeniu. Musicie się upodobnić do innych, bo jak wiecie…
(Osa) – Biedacy są strasznym utrapieniem.
(Drizzt) – Nie to chciałem powiedzieć…
(Osa) – Starczy zbędnego pierdolenia, ok?
(Joanna) – westchnęła – Musimy się przygotować.
(Iza) – Nie powitają nas z honorami.
(Drizzt) – Kiedyś konflikt się zaogni, ale jak na teraz to jesteście jedyną grupą, którą chcieliby pozyskać. Więc jednocześnie jesteście najbardziej niebezpieczni dla nich, a po drugie póki nie podejmą żadnych kroków, jesteście również nietykalni. Nas to niestety nie dotyczy.
(Seven) – Dlatego chcecie nagadać waszym i spieprzyć na stałe?
(Croft) – Nie myślimy o Dywizjonie jako czymś stałym, więc się nie przywiązuj do nas. Jeśli będziemy gdzieś w pobliżu, pomożemy. Jednak gdyby nas nie było pewnego dnia, po prostu będziemy neutralni.
(Mathias) – Zostaniecie z nami tak długo jak będziecie chcieli.
(Drizzt) – Nadal będziemy w sojuszu, lecz nie zagrzejmy tak długo miejsca. A kiedyś to kto wie, może będzie dane nam bardziej się zaprzyjaźnić.
(Joanna) – Będziemy bardzo zobowiązani.
(Drizzt) – Nie, nie będziecie musieli. Robimy to bez pokrycia. Tak jak wasi zabici przyjaciele. Pomyślcie pierw o tej sprawie, gdy ochłoniemy po tym co się wydarzyło. Nas to umieścić lepiej na końcu listy. Proszę o najważniejsze, któraś moja prośba, nie zadręczajcie się nami.
(Osa) – A jakby ktoś chciał dołączyć do was?
(Jukas) – To nie jest agencja towarzyska. Nie ma, że przychodzisz i już witamy w klubie. Tam trzeba się starać i pokazać siebie. Jeśli za samą mordę czy w nią bicie, myślisz, żeś byś się nadał, to raczej zacznij myśleć o tym w czasie przeszłym w czasie nigdy niedokonanym.
(Croft) – Formalnie się da inaczej, po znajomości, ale macie swój obóz tutaj i się trzymacie. A nam ciężko to porzucić nawet, więc nawet jakbyśmy mogli, to nie chcemy nikogo angażować. Pół życie byście stracili na usługiwaniu innym, a jak chodzi o wolną rękę to sami wiecie, dezercja.
(Drizzt) – A potem się wraca jakby nigdy nic z raportem, że mimo trudów nie udało się. Często się zmyśla i często to przedawnia się.
(Jukas) – Gdyby tak prości przejęli władzę, to My byśmy byli prawem. Niestety rząd trzyma kontrolę nad miejscem oraz nad wszystkim co się tam dzieje. Tak jak z katarem. Kichniesz, to każdy będzie wiedział, kto ci wytarł nos.
(Osa) – No proszę, dawno PRL upadł, a oni konserwatyści nadal.
(Drizzt) – Zdziwiłbyś się jak bardzo.
(Iza) – wstała – Zawsze możesz tam zostać, Osa… - z uśmiechem – W końcu to prawie twoje kręgi.
(Mathias) – Pójdziemy się spakować, Iza, chodź – złapał ją za rekę
(Joanna) – Widzimy się później.
(Drizzt) – Do potem, Mathias – salut
(Iza) – do Mathiasa – Coś się stało?
(Mathias) – Chcę się przygotować wcześniej, nie na ostatnią chwilę.
(Iza) – Chcesz pewnie z Marcinem pogadać.
(Mathias) – Lepiej teraz niż później. Do naszego powrotu powinien sobie coś przemyśleć. Zostawić Stalkerów tak nie możemy. Trzeba to rozplanować w dobry sposób, prawda? Tak by… Nie pogorszyć sprawy.
(Iza) – Mimo, że nie darzył ich sympatią, to może coś nam podpowie. Jestem za Tobą.
(Mathias) – Hmm…
(Iza) – No dobrze, ja zajmę się pakunkiem. Plecaki powinny wystarczyć, plus może coś naszego wezmę. Może skuszą się na handel, a nam się dostanie coś specjalnego.
(Mathias) – To, że Drizzt ma nam załatwić zasoby, to nie oznacza, że się nam bardziej powiedzie.
(Iza) – Mieliśmy się upodobnić, to tak zrobimy. Poza tym w końcu sprawdzę swoje umiejętności targowania się.
(Mathias) – Tylko nie bierz za dużo, bo będziemy mieć niespodziewaną wizytę kiedyś.
(Iza) – Coś mnie jednak niepokoi… Mamy zamiar powiedzieć ich społeczności o Igorze?
(Mathias) – Pozostawmy zasługi Drizztowi. Sporo tracą przez nas, więc dajmy im zapulsować. Nas tam przecież nie powinno być.
(Iza) – Nie zakumulują się z nami, prawda? Mówię o Strefie.
(Mathias) – To by wyglądało tak. Mówimy prawdę, mogą nas rozważać, a ekipa Drizzta pójdzie na wygnanie lub na ciężkie roboty. Przyznamy im rację, oni zostaną przy swoim, a my pozostaniemy anonimową większą grupą bez profitów. Nie powiemy nic, to możemy zostać posądzeni o współudział, a tak to zarówno oni, jak i my będziemy mieli problemy…. Jakby nie patrzeć…
(Iza) – Każda opcja niesie jakieś konsekwencje.
(Mathias) – Niestety, tak wychodzi… Lepiej na miejscu za dużo nie mówmy o tym co się stało. Słyszałaś, gumowe uszy wszędzie.
(Iza) – Zrozumiałam, Mathias… - przytuliła się - Zaraz się zajmę bagażem, zajrzyj do mieszkania jak skończysz rozmawiać. Chcę ci coś pokazać, ale pokazać chcę tylko Tobie.
(Mathias) – Jak skończę, to przyjdę.
(Iza) – Oki doki – pobiegła – A ty nie oglądaj się za moim tyłkiem, tylko skup się na czym innym.
(Mathias) – odchodząc – Zawsze staram się skupiać, kiedy sam tego potrzebuję.
(Iza) – Słyszałam!
(Mathias) – Heh… - zakrywając oczy czapką
(Osa) – obserwując z okna – No no no…
(Jukas) – Ciekawa z nich parka, no nie?
(Osa) – Ano. Dałbym się za nich pokroić.
(Jukas) – A co z tą twoją… No wiesz.
(Osa) – Nie zmieniaj tematu, zgoda?
(Jukas) – Ale przecież ja… To było podchwytliwe pytanie z ukrytym sensem.
(Osa) – A weź spierdalaj… - znerwicowany
Chwilę później, lokum Marcina i Weroniki
(Marcin) – Mathias, nie… Nie obraź się, ale wiesz jak pałamy do siebie straszną sympatią.
(Weronika) – Kto wpadł na ten pomysł?
(Mathias) – Wpadłem ja sam. Przyznam, że niefortunny. Lecz spójrzcie co się może stać.
(Marcin) – Skoro zwróciłeś się do mnie jako eksperta, to powiem ci coś, w co i tak nie uwierzysz. Mają na tyle rozumu, by nie atakować swoich. Pamiętasz co Veskin jeszcze niedawno mówił? Wam też to kiedyś mówiłem. Śmierć to jest coś z czym właśnie oni żyją od samego początku, nawet jeśli jest niespodziewana. A tak na nasz język, jeśli Stalker ginie, to jest to śmierć honorowa. Nie ma podziału tutaj na zemstę czy chwałę. Każdy zgon jest jedynym i tym samym. Więc po co się angażować?
(Mathias) – Patrząc w inną stronę, hmm… Strefa może się niedługo nami zainteresować, a jak zdecydują się siłą nas przekonać do ich racji, to garstka jaką mamy ma nam niby wystarczyć? Rozjemców praktycznie nie ma, Safe Zone nie istnieje, a Stalkerzy są na wyciągnięcie ręki. Wiem, że masz złe doświadczenia, ale… Czy naprawdę sądzisz, że umierając Veskin chciał by wszystko to co tworzył miało nagle upaść?
(Weronika) – Poniekąd wcześniej jak nas pierwszy raz poznał myślał zupełnie inaczej. Mathias, on umierał i bredził przed swoim końcem. Nie mów, że wziąłeś to na poważnie?
(Mathias) – Jak najbardziej poważnie. Tak, może znałem go krótko i nie zdążyłem na tyle długo… Możliwe uznacie moją gadkę za bezcelową, ale też mam swój głos tutaj. Nie chciałem rządzić nigdy, zwracam się do ciebie, sam wiesz o czym teraz mówię. Choć dla tych, którzy są moją rodziną mogę poświęcić wiele. Nawet gdybym miał kogoś wydać, gdyby to oznaczało rozwiązanie problemu. Szykuje się wkrótce wojna, na tyle poważna, że nie możemy jej blya lekceważyć.
(Marcin) – Nie zrozum mnie źle, rozumiem co chcesz przez to powiedzieć, ale na mnie nie licz. Nawet możesz mnie zastraszyć swoim okiem, ale też to nie przejdzie. Stracili swoją świetność tygodnie temu. Nic z tym nie zrobimy, więc przejrzyj na oczy i martw się tymi, którzy żyją Tutaj! Mam świadomość, że próbujesz robić co możesz, by tylko nas ochronić, ale dawno wyrośliśmy już, jeśli nie zauważyłeś. Mimo, że każdy odpowiada za siebie, to My jesteśmy Tutaj i każdy z obecnych troszczy się o obecnych Tutaj, a zewnętrzny świat mamy w głębokim poważaniu.
(Mathias) – To chcesz bym to porzucił? Oni tam nadal są, nie wiedzą co się stało.
(Weronika) – Jak nie wrócą do kilku dni to sami się dowiedzą.
(Marcin) – Nie zabiją nas, ani nie zabiją winnych. Ponieważ my byliśmy w sojuszu, a oprawca został zabity. Nie mają powodu się mścić, a póki tu są, nie mamy się o co martwić. Kiedy odejdą… Po prostu będziemy żyć jak dawniej.
(Mathias) – To rozmowę można uznać za zakończoną.
(Marcin) – Nie jesteś im nic winny… Widzę, że nie tego się spodziewałeś przychodząc do nas, ale wystarczy połączyć fakty i bez widzenia się ze mną sam mógłbyś wydedukować to samo o czym przed chwilą mówiliśmy.
(Mathias) – Możliwe, że źle do tego podszedłem – stanął przy drzwiach – Wybaczcie, że przeszkodziłem. Kontynuujcie, to co wam przerwałem.
(Weronika) – Nie przerwałeś, to znaczy… Nic się nie stało.
(Marcin) – To nic, jak najbardziej w porządku wszystko.
(Mathias) – Zanim to powiedziałeś, mogłeś choć schować ten stanik, na którym siedzisz. Zebrałem kilka osób, niedługo wyruszamy po zapasy. Sądzę, że to pewniak, ale do końca pewności takiej nie mam. Do zobaczenia potem.
(Marcin) – Moment, widziałem kątem oka Osę… To oznacza, że…
(Mathias) – Nie będę go trzymał jak więźnia. Będziemy go obserwować w razie czego, Strefa to spory fragment ziemi – wychodząc
(Marcin) – Jedziecie do Strefy…? – do Wery – Rozumiesz coś z tego?
(Weronika) – Ni w ząb…
Wychodząc na zewnątrz, mimo zamkniętej bramy, Mathias zauważył przy parkingu chodzącego sztywnego. Mimo obecności innych wokół, nikt go nie widział. Po podejściu bliżej, trup zaczął zbliżać się do niego z zamiarem ugryzienia. Nie zastanawiając się długo, w ręce wpadł miecz, a potem cios z półobrotu w okolice tchawicy. Trzymając przeciwnika na dystans, przytrzymał przy nim swoją broń, lekko odpychając trupa nogą. Na tyle starcie było nieudolne, że martwe ciało uderzyło plecami o krawężnik. Wtedy spod pleców zaczęła się sączyć delikatnie krew. Zombie było bardzo bezwładne, nawet bez siły by próbować ugryźć Mathiasa. On natomiast był nieugięty i wyciągając swoje ostrze z rękawa wraz z nożem, wbijał w krwawym szale metalowe końcówki w ciało, lecz nie byle jakie. W rzeczywistości chodzącym trupem był Bartek, a raczej jego dobite już ciało, które miało zostać spalone tuż po wyjeździe z Dywizjonu. Co kolejny cios na twarz Mathiasa padały co chwile znaczne ślady krwi, a ludzie pierwszy raz zaczęli mu się przyglądać ze zdziwieniem połączonym ze strachem. Gdy miał paść kolejny cios, jego próbowanie zostało przerwane. Został złapany od tyłu za prawą rękę. Była to na tyle silna dłoń, że dalsza rzeź byłaby niemożliwa. Mocna skórzana rękawica, a tuż za nią zimowa kurtka, obszyta po części futrem. A po odwróceniu się, stała przy nim trójka ludzi. Widział tylko ich traperskie buty, a podnosząc wzrok ku górze, spod kapiącej z jego twarzy krwi, dostrzegł znajomą twarz. Spojrzał szybko na ciało, dostrzegł, że umysł spłatał mu figla. Ponownie wracając do perspektywy patrzenia na trójce, widział już tylko dwóch stojących w kapturach oraz jednego klęczącego na jednym kolanie przy nim. Pierw stojący odsłonili twarze. Z lewej strony młoda z wyglądu ciemna blondynka z włosami sięgającymi do ramion wraz z krótką grzywką lekko zasłaniającą jej lewą brew. Po prawej stronie ciemnowłosa z wyeksponowanymi kośćmi policzkowym, a jej znakiem szczególnym była niedokończona litera „A” wyryta na jej prawym policzku, przypominająca ranę po cięciu nożem. Chłopak po środku był obficie zarośnięty, trzymając przy pasie karabinek g36c.
(Dima) – Mathias…? – wyciągając rękę
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :

UPDATE WKRÓTCE (PRAWDOPODOBNIE)

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ironbroasg.pun.pl www.zlobek46.pun.pl www.uf-clan.pun.pl www.volleycentrum.pun.pl www.slanderers.pun.pl