#1 2016-09-22 01:01:52

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 28 - Przysięga Jej złożona

Mathias usłyszał, że w obozowisku wybuchł chaos, gdy zombie z pobliskich kanałów wydostały się na powierzchnie. Swoją wściekłość na Igora przelał na chodzące trupy, broniąc przy tym mieszkańców Rozjemców, jego lojalistów. Jego wilczy gniew musiał zostać zaspokojony, Wybiegł z budynku lecznicy i rzucił się na pomoc swoim niedawnym wrogom. Gdy tylko pogrążeni w pożodze ludzie próbowali własnymi siłami zdjąć blade twarze, Mathias wyciągnął w biegu miecz i gotował się do natarcia. Jednym wślizgiem i kręciołem przeżynał na wskroś szyję martwiaków, a swoim łańcuchem odciągał trupy od ludzi, przy czym przybliżał do siebie, wykonując zamaszyste cięcie, które kończyło się cienkim ostrzem w głowie. Przy gromadzie zombiaków nie miał problemu żadnego z ich pokonaniem, gdyż po każdym ciosie, blokadzie i uskoku, przesuwał się po kolei do każdego, stopniowo ich eliminując w najbardziej brutalny sposób. Jego pokłady złości, żalu i nienawiści sprawiły, że podjął się nawet eliminacji trupów krążących po dachach, dzięki swojemu łańcuchowi, przyciągał ciała w swoim kierunku, a potem w powietrzu dobijał, doskakując na kolejny niższy dach. Momentalnie był niestabilny, widząc jak ugryzieni ludzie panikują, on przebiegając obok nich pozbawiał ich życia w taki sposób, że dopiero po minięciu zarażonych, oni sami byli dopiero uświadomieni, że umarli. Sytuacja w centrum była na tyle poważna, że do pomocy przyzwani zostali Fuus oraz Lautern. Kombinacja w walce została jeszcze bardziej ulepszona, gdy jeszcze na dodatek Rozjemcy sami na sobie próbowali wyegzekwować zapłatę za kłopoty, a Mathias przekazał wilkom, by od drugiej strony pchnęły przeciwnika w jego stronę, a on sprawnym ruchem wbił się ostrzem miecza prosto w jego żołądek, wyjął ostrze, a potem przerżnął gardło, odpychając na koniec delikwenta nogą. A gdy po wielu prężnych akcjach, również przy pomocy będących na miejscu Dywizjonistów, trupy stały się czasowo wyeliminowane. Wrogo nastawieni Rozjemcy postanowili rozprawić się z Mathiasem, zapędzając go w kozi róg, gdzie kilkudziesięciu ludzi zastawiło wszelkie drogi ucieczki. Widząc jego zakrwawioną klingę oraz pokryte krwią ubranie, wiedzieli, że przelał on brutalnie niejedno życie, nawet na własne oczy widzieli, że nie tylko mordował stałe zagrożenie, lecz również ich żywych pobratymców.
Dywizjon miał na szczęście wsparcie i strzałami ostrzegawczymi przyjaciele Mathiasa zajęli dogodne pozycje, lecz dopiero sam Mathias po uśmieszku zdradził oponentom, że są obserwowani. Wtedy Rozjemcy opuścili broń, ale nie zaniechali opuszczenia miejsca. Mathias nie czekał długo. Rozpłynął się prędko w cieniu, nagle dwóch ludzi z tłumu padło na ziemię, a było widać, że zostali zalani ich własną krwią. Po upadku zobaczono, że dokonał tego właśnie Mathias. Rozjemcy cofnęli się o kilka kroków wstecz. Oko chłopaka jakby zaczęło bardziej na niego oddziaływywać.
Kilku śmiałków jednak postanowiło sprawdzić, czy pokonają przeciwnika wspólnymi siłami. Nic to nie skutkowało po ich myśli. Przy przyspieszonej adrenalinie wyczuwał ich ruchy, blokował je, odsuwał od siebie, a potem w ruch poszło ostrze i pieści. Mimo licznych blokad przez złapanie go od tyłu, uwięź nie wytrzymała zbyt długo. Mathias odwinąwszy się w tył, zgładził swojego oprawcę, a chwilę potem w krótkim starciu jego los podzielili jego towarzysze, a ostatnie co widzieli to krwista czerwień, która raziła ich od środka niemal równie boleśnie, co wroga voltarska klinga. A widząc widok swoich martwych kompanów, Rozjemcy spuścili głowy i postanowili się tymczasowo poddać ze względu na zaistniałą sytuację. Jednakże niektórzy z nich nie mieli aż tak wiele żalu do Dywizjonu i chętnie pragnęli zasilić owe szeregi swoimi osobami, odchodząc z obecnej toksycznej organizacji.
(Tobias) – Dość… Starczy tego… Spójrzcie na tego szaleńca…
(Marian) – Patrzcie co on zrobił z… Nawet ich nie znałem, ale… Nie byli godni zginąć przez takiego odmieńca… Potraktował ich jak te zombie, z którymi walczymy…
(Rafał) – Tak jak Wy potraktowaliście Dywizjon jeszcze niedawno.
(Tobias) – Nie jesteś jednym z nas… Czemu się wtrącasz?
(Mathias) – Co się… Stało, ja pierdolę… - osunął się na ziemię – Czy to ja… To zrobiłem…?
(Joanna) – podbiegła – Mathias… Możesz wstać? – pomogła
(Mathias) – Zabrał Izę, drań… Niech poczeka, znajdę go… Muszę…
(Karol) – Co się stało, to się nie odstanie. Pojawiacie się i pieprzycie wszystko inne wokół. Mało wam swojego terenu? Byście siedzieli u siebie, to nic by się nikomu nie stało…
(Mathias) – Jeszcze… Mam… Siłę… - przemieścił się
(Joanna) – Nie rób tego…
(Karol) – Gdzie on… Moment, stój… - wyczuł ostrze na gardle – Pomożemy ci znaleźć Igora, szczerze… Ja… Ja nie mam nic wartościowego, ale… On nas zmusił do tego… Każdy pragnie żyć… My wybraliśmy tak i… Nie mamy nic wspólnego o tym, co planował… Szczerze…
(Mathias) – pchnął do przodu – Wierzę…
(Karol) – Dziękuję… Dziękuję…
(Mathias) – przeszedł do przodu – Hmm… - wymierzył z karabinu
(Adam) – skierował broń ku dołowi – W samą porę…
(Karol) – Zabierzcie go… W cholerę… - uciekał
(Joanna) – Mathias, co ty chciałeś zrobić… On przecież niczego nie chciał…
(Mathias) – złapał się za głowę – Ja… Próbowałem, ale to było silniejsze… Wszystko co przypomina mi o tym zdarzeniu sprawia, że nie myślę teraz racjonalnie…
(Tobias) – Powinniście stąd odejść…
(Jajko) – Odejdziemy, na własnych warunkach.
(Strateg) – Jak również ja.
(Daria) – Odejdźcie lepiej zdrajcy. Wierni ideałom do końca, co? Przy bliższej okazji dajecie nogę.
(Adam) – Daria, zginęli ludzie… Oni przyszli nam pomóc, a wy pozwólcie, że przypomnę, chcieliście ich zabić. Tamtej nocy też byście to zrobili, tylko baliście się Igora… A ja odchodzę… - My odchodzimy wiedząc, że wspólnymi siłami się mu przeciwstawimy.
(Joanna) – Nadal po tym wszystkim, co zrobił ten facet… Chcecie lizać mu odbyt/
(Daria) – Wystarczy, że oni zaryzykowali, a teraz leżą gdzieś na ulicach. Kilku nawet jest niedaleko nas. Są na nich ludzie ślady, cięcia po niezwykle ostrym narzędziu… Takie właśnie nosi na plecach On… Niesławny przywódca Dywizjonu, niestety już słabnącej rebelii.
(Joanna) – Pierwszy raz się zgodzę, spadamy stąd…
(Strateg) – Co z dziewczyną…?
(Joanna) – Nie udało się jej…
(Mathias) – Chodźmy stąd…
(Peruz) – Są niedaleko skutery. My się zabierzemy na nich, a wy swoim pojazdem.
(Joanna) – Spotkamy się na miejscu.
(Adam) – Tylko zabiorę kilka rzeczy i ruszamy.
(Tobias) – Nie jesteście tu już mile widziany i bądźcie świadomi, że jeśli Igor się dowie o Was… Wasz mały obóz podzieli los wielu innych.
(Rafał) – Niech zmierzą się Rozjemcy z siłą Stalkerów oraz Dywizjonu. Zapraszamy tchórza. Tym razem niech wie, że stracił dziś wielu ludzi, a to początek.
(Mathias) – pod nosem – Jeśli będzie próbował jakichkolwiek sztuczek… Jeśli napadnie na Nasz dom… Jeśli skrzywdzi Izę, straci o wiele więcej, a nasze wcześniejsze role zmienią się o 180 stopni…
30 minut później, obóz Dywizjonu
(Osa) – To nie tak miało być, stary…
(Mathias) – A jak? Mieliście… Miałeś proste zadanie, zapewnić jej bezpieczeństwo do naszego powrotu… - kopnął kosz na śmieci – A tymczasem dowiaduję się czegoś zupełnie sprzecznego…
(Marcin) – Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale wszyscy byliśmy odpowiedzialni za to…
(Seven) – Nikt nie otwierał wejścia przecież. Pojechaliście i do tego czasu nic…
(Bartek) – A co jeśli on się zakradł jakoś i…
(Osa) – Dałbyś spokój. Przeskoczyłby murek, wdarł się do pokoju przez balkon, wyskoczył z niego z zakładnikiem, a potem hop, taka sama droga… Nie klei się to…
(Joanna) – Mathias, wiem jak musisz się czuć…
(Marta) – Znajdziemy Izę, jestem pewna…
(Osa) – Może to ktoś z nas… Może ktoś został przekupiony…? Skreślam tych, którzy byli gdzie indziej, no oraz siebie…
(Mathias) – Stworzyliśmy od nowa te miejsce, by się móc zjednoczyć. Komu mogło zależeć na zdradzie nas… Kto mógłby być na tyle tchórzliwy, by zdradzać przyjaciół, którzy zapewnili tej osobie miejsce pośród murów i otoczyli wsparciem, a także dobrym słowem… Kto…?! – krzyknął
(Osa) – Obarczanie siebie nie pomoże. Niech ta osoba się po prostu przyzna…
(Mariusz) – Cieciu, mogę się przyznać, tylko co z tego? Wiesz dobrze, że jestem neutralny i póki ktoś nic, to ja też nic.
(Seven) – Ja mam po prawdzie wszystko w dupie, prócz Was.
(Joanna) – Tak do niczego nie dojdziemy, kurwa…
(Ula) – Można poszukać śladów. Wtedy może winny znajdzie się sam.
(Bartek) – Byliśmy w różnych miejscach wtedy, to droga do nikąd. Może Iza nie zaginęła i zaraz wróci.
(Mathias) – Fuus i Lautern nie wyczuwają jej zapachu tutaj… 
(Bartek) – To na pewno nic zagrażającego życiu.
(Ula) – Możemy również poczekać, co nam szkodzi.
(Mathias) – Słucham…?
(Ula) – mrugnęła – Spróbujemy temu inaczej zaradzić… - westchnęła
(Joanna) – Macie rację… Niech każdy najlepiej pójdzie do siebie i zbierze myśli. Czas gra tutaj największą rolę…
(Bartek) – Będę u siebie, gdybyście potrzebowali ode mnie czegokolwiek – ukłonił się
(Osa) – A ja…
(Joanna) – Osa, zaczekaj…
(Osa) – Nie mieliśmy pomyśleć na spokojnie?
(Ula) – To był trik. Mam do obecnych największe zaufanie… Mathias… Osa… Joanna… Marta… Rafał… Patrycja… Marcin… Wiem, że wy nie mogliście tego zrobić… Dlatego chciałam aby tamci odeszli.
(Rafał) – Hmm… Więc są w kręgu podejrzeń. Proponujesz zatem zabawić się w detektywa? Naprawdę mamy czas na to?
(Joanna) – Mamy… Oni tego nie wiedzą, ale my zrobimy to po swojemu… Ja podtrzymuję teorię, że może ktoś ze strachu został przekupiony… Dowiedzmy tego, kto mógł to zrobić. I zrobimy to jako zespół, nie solo, Mathias… Znów wybuchniesz jak ostatnio…
(Mathias) – Tamci musieli zginąć, a inni… Na nich przyjdzie kolej, jeśli tylko pomogą Jemu przetrzymać Izę choćby o sekundę dłużej na jego własne życzenie. Wystawia swoje narzędzia, zjawia się sam, a wygarnąć w twarz to wielki pan ucieka… Nienawidzę tchórzy, takich jak ja, nim stałem się tym, czym jestem obecnie…
(Marcin) – Trzeba po kolei odtworzyć wydarzenie. Iza była u siebie?
(Osa) – Nie ruszała się stamtąd, to na pewno wiem. Czekała aż wrócisz, Mathias. Balkon zamknięty, więc raczej nim nic nie wyskoczyło, ślepy trop.
(Joanna) – Sprawdzę drzwi – pobiegła
(Patrycja) – My w ten czas chodźmy zobaczyć nasze wejście.
(Osa) – Tylko od środka można je otworzyć. Tylko od naszej strony jest mechanizm.
(Marcin) – Może są tu jakieś ślady… Buty wiele mogą powiedzieć, buty sprawcy i sprzedawczyka… - rozglądał się
(Mathias) – Gdybym tylko został na miejscu… Nawet by się do niej nie zbliżył, nie mówiąc o wyprowadzeniu jej bez większego trudu… Nie zdążyłby nawet jej dotknąć…
(Osa) – Nie chciałem się upierać, ale mogłem iść za ciebie. Domyślałem się, że jak nie dorwiesz gnoja, to zrobisz rozróbę, no i się sprawdziło. Ale moment… Mariusz jest podejrzany? Coś się zmieniło?
(Ula) – Zrobił się strasznie obojętny ostatnio. Zajął się nową laską… Odpowiada tylko by odpowiadać… To żadna odpowiedź. Wiem, że nasze grono nie chciało krzywdy Izy z pewnością. O innych bym tak nie powiedziała… Seven niby coś próbuje do nas wrócić, ale nadal niedostępna…
(Mathias) – Nawet jeśli obiecał im złote góry, zabiłby ich gdyby stali się niewygodni. Osiągnął przez krótki czas wiele, coś, co my budowaliśmy bardzo długo. Nie można ot tak przyjść i niszczyć komuś życie… Jego problemem jest demokracja. Kręci się wokół ludzi, udaje, że go to obchodzi, a potem wykorzystuje i porzuca… Liczyłem, że go tam spotkam… Że zakończę to wszystko… Bez dowódcy jego grupa rozleciałby się, część na pewno przyszłaby do nas…
(Marcin) – A co z tymi co przyjechali z wami?
(Osa) – Niegroźne typy. Zrobili dobrą rzecz. Postawili się systemowi.
(Marta) – Nie przeszkadza ci to, że mogli przyczynić się do opustoszenia tego miasta?
(Osa) – Igor to jeden wielki chuj. Tak jak Mathias mówił. Oni są narzędziami, a ich uczucia ma w głębokiej bladej dupie.
(Marcin) – Chyba coś znalazłem… - pokazał strzępek ubrania – To jak mniemam nie jest wasze.
(Ula) – Czarny fragment… Jakby od bluzy… Kilku z nas ma ciemnawe bluzy. Można wliczać, że to może być właśnie Igora.
(Mathias) – powąchał – Męski pot… Wszędzie rozpoznam ten swąd, bo w lato czułem siebie podobnie… Więc pętla się zacieśnia…
(Joanna) – od tyłu – Na pierwszy rzut oka nie było na drzwiach nic, a drobnym chuchaniu i sztuczce z kubkiem, okazało się, że ręka była w rękawiczce… Ślady wskazywały na skórę…
(Osa) – Ten drań miał rękawice… Czyli on musiał tam wejść… Nikt go nie zatrzymywał…
(Joanna) – Na klatce były dwie pary butów, ale ze względu na śnieg… Po prostu są za bardzo rozmazane, fuck…
(Mathias) – Chwila… - spostrzegł krew na murze – Myślałem, że jednak to niemożliwe…
(Rafał) – Przeskoczyli mur we dwójkę? To bez sensu…
(Mathias) – Nasz poszukiwany musiał mu pomóc… Krwi nie zbadamy, ale wiemy choć tyle, że ktoś nie tylko wpuścił Igora do środka, ale również pomógł mu uciec, tylko… Czemu nie uciekł drzwiami…
(Osa) – Wiecie, że drzwi się zacinają… Ledwo je przed wami otworzyliśmy… Po prostu przypadek. Chciał jak najszybciej się wydostać nim ktoś go zauważy… Jebana mać, ten skurwiel od nas musiał dokładnie wiedzieć, kiedy będzie najspokojniej… - westchnął – Musimy jakoś podpytać pozostałych… Jakoś ich podpuścić, że coś podejrzewamy… Może kogoś zeznania się nie pokryją i ktoś wpadnie…
(Joanna) – Proponuję się podzielić na mniejsze zespoły i działać w ten sposób. Wszyscy razem jesteśmy za bardzo podejrzliwi… Sprawdzimy też inne rzeczy, byle to coś pomogło… Jeśli ktoś z naszych z nim współpracował, to może wie, gdzie Igor uciekł… Tam mógł zabrać Izę, a musi być cenna…
(Mathias) – Nie zabije jej, bo chce mnie… Póki nie wejdę w jego pułapkę, to ona jest bezpieczna… A nie zostawię jej na pastwę losu… Obiecałem jej tamtej nocy, że… Nie porzucę jej nigdy…
23 Grudnia 2014, Gdańsk, Orunia
(Iza) – Jutro jest ten dzień… Kiedy w końcu spędzimy pierwsze święta bez rodziny…
(Mathias) – siedząc na dachu – Ciężko uzmysłowić sobie, że to wszystko jest prawdą… Jestem wdzięczny, że Ty jesteś tutaj, reszta również, włączając Natalię…
(Iza) – Lepiej zejdź stamtąd, bo się uzależnisz.
(Mathas) – Jest ok, Iza. Ale możesz zejść na dół, a ja pobędę tutaj trochę jeszcze.
(Iza) – Gdzie ma mi być spieszno niby? Mama raczej nie czeka na mnie z kolacją… A zmieniając na chwilę temat, ładny stąd widok, prawda? Sporo pięknych okolic. Nigdy nie byłam na północy, więc takie moje zdziwienie. Głownie to południe, Czechy… Słowacja, rozumiesz?
(Mathias) – Zdaje się, że tak.
(Iza) – Ładnie tutaj, tylko szkoda, że nie mamy czasu na podziwianie.
(Mathias) – Możemy zawsze wyjść i pozwiedzać.
(Iza) – I przy okazji nie mieć tyle szczęścia po ciemku.
(Mathias) – Wiesz, że nie pozwoliłbym Cię skrzywdzić.
(Iza) – Bohater się znalazł. Nie tylko ty grasz tu główny skrzypce, my wszyscy w tym jesteśmy. Ale ja mówię i zwykle to do ciebie nie trafia, tylko wiesz… Ja sama obroniłabym ciebie oraz siebie, bez problemu. Mamy całkiem podobne umiejętności, to nawet oboje byśmy sobie po równo dali radę, ok.? Niech będzie równowaga.
(Mathias) – Nie miałem jak nigdy spytać, ale jak się znalazłaś w Płocku?
(Iza) – Zależnie od tego jak się zaraza rozprzestrzeniała, to niektóre miasta wykombinowały koleje do większych miast. Niby ważne miejsca, gdzie ludzie mogą się schronić, a że nasze było słabe… Kilku się zabrało ze mną. Potem przyszli inni miejscowi, a niedługo później przyszedłeś Ty, mój drogi.
(Mathias) – Obiecuję, że nikt Cię już nie skrzywdzi.
(Iza) – Szczerze myślę jak myślę o twojej nadopiekuńczości, ale czasem ulży mi jak będziesz gdzieś w pobliżu.
(Mathias) – No to, przejdziemy się?
(Iza) – Zbrzydło Ci się siedzenie na zimnym dachu?
(Mathias) – Wiedziałem, że tak zareagujesz. A chcesz posiedzieć jednak?
(Iza) – A wiesz, nie chce mi się stąd ruszać. Jutro tyle ludu się zbierze, a teraz choć nikt nam nie przeszkodzi – całus w usta – Dziękuję, że jesteś… Co ja bym bez ciebie zrobiła…? Nie wiem czy bym sobie dała radę…
(Mathias) – Dałabyś Iza, jesteś silną kobietą. Nie tylko ja to widzę.
(Iza) – Tylko tak gadasz.
(Mathias) – Wcale nie. Tak myślę, bo tak czuję. A teraz zobacz, widzisz tę chmurę?
(Iza) – Którą?
(Mathias) – O tamta, w kształcie wielkiego królika z oklapniętym uchem.
(Iza) – A to nie pies?
(Mathias) – Nie, zobacz, ma długi ogon.
(Iza) – To nie ogon, tylko łapa wyciągnięta do tyłu – śmiech - Ładnie się wkopałeś.
(Mathias) – Ciekawe wizje posiadasz. Niech Cię nie opuszczają.
(Iza) – Póki Ty jesteś moją motywacją, tak na pewno pozostanie.
Teraźniejszość
(Mathias) – do siebie – Znajdę Cię, słyszysz… Nawet po trupach…
(Ula) – Znów mówisz do siebie, niedobrze… Bardzo niedobrze.
(Mathias) – Przyzwyczaiłem się, że ostatnio nikt nie puka…
(Ula) – Mam coraz większe podejrzenia, że to… Mariusz może przyczynił się do porwania… Miał większe motywy i najdłużej nas znał…
(Mathias) – Mam się go grzecznie spytać? To dumanie póki co… A coś się dowiedzieliście innego? Wybacz, że nie pomagam aż tak, ale… Zebrało mi się na myśli…
(Ula) – Zamazany ślad buta, toteż nie ma jak sprawdzić do kogo należał… Większość już podpytaliśmy w miarę jak potrafiliśmy i niewiele wiemy nadal…
(Mathias) – Gdzie właściwie się podziała reszta?
(Ula) – Osa zabrał się za przeszukiwanie piwnic. Wymyślił nową tezę, że może jednak nikt nie zdradził, a cwaniak wiedział jak do nas dojść od środka… Zupełnie jak wtedy, tamte tunele…
(Mathias) – Pełne trupów w dodatku, sądzisz… Hmm, chciałoby mu się tak ryzykować? Samemu to jest skazane na niepowodzenie…
(Ula) – Marcin wyszedł z Werą przed wejście i na obrzeżach czegoś szuka, a Joanna… Raczej to pytanie retoryczne, gdzie u Kogo mogłaby być teraz po Tym wszystkim…
(Mathias) – oparty o balkon – Co się z nami porobiło, a co najważniej ze Mną… Ja chciałem tamtego zabić, a on przecież nikomu nie zawinił…
(Ula) – Jeśli to coś wielce niepokojącego, dobrze, że to mówisz… A co do tamtego incydentu, to miałeś prawo być wściekły, nawet ja bym się wkurzyła, gdyby… Gdyby to miało spotkać Osę…
(Mathias) – To jest coś więcej… Ale wiem, że jeszcze nie jest mi dane się dowiedzieć szczegółów…
(Ula) – Może był dobry plan… Żeby znaleźć tych, którzy… Z którymi miałeś do czynienia. Skoro wiedzą więcej niż Ty, to może pomogą znaleźć odpowiedzi na twoje pytania. Mogłabym… Mogłabym nawet się z tobą tam wybrać, transport to nie problem.
(Mathias) – Przypomniałaś mi istotną rzecz, mieliśmy… - prawa ręką za głowę – Sparować miecze, te drewniane… Pamiętasz, upominałaś się pewnego dnia, a ja przyznam się lekko zapomniałem…
(Ula) – Jeśli chcesz teraz, to ja nie widzę nic przeciwko. O ile nie zrejdżujesz się za bardzo.
(Mathias) – Możemy zacząć?
(Ula) – Znajdę jakieś kije i spotkamy się przy piaskownicy, zgoda?
(Mathias) – Tylko, Ula…
(Ula) – Tak?
(Mathias) – Bez nóg od stołu…
(Ula) – No to mnie zagiąłeś, a miałam taki boski plan… Żartowałem, no pewnie, będzie jak chcesz – pobiegła
(Mathias) – opierając się o ścianę – Nie wiem czemu jej to zaproponowałem, starzeję się, czy jak…
(Joanna) – pod balkonem – Tylko tak ci się wydaje – wdrapując się – Ale wiesz, tęsknie za twoją chustą… - przeskakując – Zanosi się na randkę z panną poważną, nieprawdaż?
(Mathias) – Czemu ty zawsze jesteś w dziwnych miejscach o dziwnych porach?
(Joanna) – No bo jak to powiedzieć… Mam podobny problem, co Ty…
(Mathias) – No proszę, a jaki problem mam ja?
(Joanna) – Powiedziałam Marcie o wszystkim…  Rozumiesz, o Wszystkim… 
(Mathias) – Jak to przyjęła?
(Joanna) – Na początku stała pięć minut jak wryta i tylko płakała, nie mogła nic z siebie wydusić… Wyszłam na chwilę, wracam… A ona dalej tak stała, a gdy próbowałam ją pocieszyć i wyjaśnić, odepchnęła mnie… Potem zrozumiała, że po prostu nie miałam odwagi jej tego powiedzieć… Wiem co myślała za pierwszym razem…  Klaudii nie ma, to teraz nie ma żadnych barier… Jedynie ją zdziwiło to, że byłam tak wyrozumiała i nie chciałam niczego w zamian od niej…
(Mathias) – Nie brzmi to za przyjemnie… - westchnął
(Joanna) – A Ty i Ula, nie jesteście na wyższym etapie?
(Mathias) – Jest niczego sobie, ale mam pewne zasady i sam jestem z kimś związany… Nieważne, że jej teraz tutaj nie ma. Raz się zawahałem, ale nie chcę się znów wahać, nie z tego powodu… Mamy więcej zmartwień niż uczucia…
(Joanna) – A czym to się martwić bardziej?
(Mathias) – Historią oraz jak ją dobrze poprowadzić, to do nas należy… Bądź do Was, gdyby mnie się nie udało…
(Joanna) – Do czego zmierzasz? Chcesz nas opuścić?
(Mathias) – Nie zabawię tutaj długo, a muszę znaleźć Izę… Jeśli nikt z obecnych się nie zorientuje o co tyczy się gra, to będę musiał działać na własną rękę i zasięgnąć rady u starych przyjaciół.
(Joanna) – Będziesz na pewno potrzebować pomocy… Nie chcemy Cię stracić, no i nie mówię to jako tak, że jesteś nam tylko Użyteczny, tylko mówię to jako Przyjaciółka. Sam narazisz się za bardzo i odejdziesz… 
(Mathias) – Jesteś tutaj potrzebna. Gdyby Iza jakimś cudem by się wyrwała i próbowała tu dotrzeć, musicie być na to przygotowani. Tam na zewnątrz ona nie przetrwa tak długo jak Ja, choć nie należy do słabej płci… Jeśli miałbym kogoś brać, to nie byłabyś to ty, tylko ktoś… Inny…
(Joanna) – Czemu mam przerzucie takie, że to chodzi o jedną i tą samą osobę…
(Ula) – z zewnątrz – Gotowa…!
(Joanna) – No to leć, w końcu obiecałeś.
(Mathias) - …
(Joanna) – Będę obserwować wszystko stąd, powodzenia i nie poturbuj tej dzierlatki za bardzo.
(Mathias) - …
(Joanna) – Po co ta mina, nie powiedziałam, że w ciebie nie wierzę, tylko…
(Mathias) – wyszedł
(Joanna) – No i po co ta zgryźliwość, Mathias… - pod nosem – Oj, Mathias…
5 minut później
(Ula) – Może być takie coś? – podała drewniany miecz
(Mathias) – Postarałaś się – dobył broni – Trochę lekki, ale chyba więcej ci nie będzie potrzebne.
(Ula) – No tak, ty masz półtora ręcznego, nie?
(Mathias) – Liczy się skuteczność, a ja… Jestem na daną chwilę na innym poziomie… Co do was to więcej nie potrzebujecie, a szczególnie Ty… Gdy dla przykładu amunicja się skończy.
(Ula) – No to od czego mam zacząć? Nie uczyłeś się za długo chyba tego.
(Mathias) – Praktyka mnie bardziej nauczyła, więc… Powiem to czego się domyślałem oraz co wiem.
(Ula) – Więc…?
(Mathias) - Najpierw rozgrzewam się "na sucho” – podniósł miecz - Czyli będą to dokładnie takie ćwiczenia jak na wf-ie w szkole. Interesują nas w zasadzie prawie wszystkie stawy i mięśnie. Ja zaczynam od góry, czyli krążenia głowy, kończyn, rozciąganie stawów. Szczególną uwagę powinniśmy przyłożyć do łokci, nadgarstków i dłoni. Jeśli chcemy trenować zapasy to rozgrzewka powinna być naprawdę konkretna. Dalej biorę miecz do ręki robię płynne młyńce dogrzewając nadgarstki – prezentacja -  Jedną dłonią, drugą i oburącz. Tak długo aż mi przestanie przeskakiwać i czuję, że jest dobrze. Dalsza część to uderzenia w opony / słup. Od góry, od dołu i poprzeczne. Po kilku takich seriach można przejść do części zadaniowej – obserwował Ulę -
Jak sama nazwa wskazuje część zadaniowa polega na wykonywaniu określonych zadań. Najpierw bezkontaktowo na słupku / oponach. Wymyślam pewne kombinacje uderzeń, które mogą się sprawdzić w walce i staram się wypracować poprawny ruch. Potem drugi taki układ. I trzeci.
(Ula) – Czyli nie będę się z tobą mierzyć?
(Mathias) – westchnął – Bez podstaw to nie byłby pojedynek, tylko zwykłe naparzanie… Dopiero gdy uznam, że już dość dobrze opanowałem zagadnienie pora na zadaniówki kontaktowe, bierzemy sparing-partnera i próbuję wcześniejszych kombinacji. Automatycznie uczę go jak się bronić. Wykonujemy zadania naprzemiennie. Pamiętajmy, że każdy chce się czegoś nauczyć.
Ważne by ćwiczenia były wykonywane poprawnie. Jeśli coś nie idzie to zróbmy to wolno. W tej fazie szybkość się nie liczy.
(Ula) – Powiedział ten, któremu szybkość pomaga w wymachiwaniu tym ustrojstwem…
(Mathias) – Nie wiem jak to ująć, by nie urazić…
(Ula) – Po prostu zacznijmy, starczy mi takiej początkowej teorii…  - przeszła do worków na stojakach – Wytrzyma takie coś?
(Mathias) – Skoro głowa Osy wytrzymała, to manekin tym bardziej. Nie krępuj się…
Ula próbowała się stosować się do wskazówek Mathiasa, lecz tylko na kilka minut się to sprawdzała, póki dziewczyna nie idąc w złość zaczynała po swojemu okładać martwy przedmiot bez ładu i składu, zapominając o pracy nóg, która powinna automatycznie wejść w krew przy pierwszych kilkunastu zamachach. Przy lekkim przynagleniu lekko Mathias wspomógł ją, przytrzymując jej własną dłoń i powtarzać ruchy wspólnie, o których on mówił wcześniej.
Dyscyplina to klucz do uzyskania optymalnych rezultatów. Niektórym ją trzeba narzucić, inni odnajdują ją wewnątrz siebie. Skoro już przychodzi się na trening, to po to, żeby się czegoś nauczyć. Czemu nie wykorzystać tego czasu do końca? Iść na piwo można po treningu, niektórzy twierdzą, iż jest to nawet wskazane. Brak dyscypliny jest marnowaniem czasu nie tylko studenta, ale często także innych ćwiczących. Ewentualne uwagi do instruktora najlepiej jest przekazać mu po treningu.
Skupienie aby poprawnie wykonać ćwiczenie, należy się skupić na jego wykonywaniu. Na początku koncentracja może przychodzić z trudem, bo przecież tyle innych ciekawych rzeczy jest do zrobienia, ale z czasem staje się to coraz łatwiejsze i po pewnym czasie przychodzi automatycznie. Skupienie oznacza też kontrolowanie własnych poczynań i świadomość, w którym miejscu popełnia się błąd.
Chęć samokształcenia jeśli ktoś nie chce się niczego nauczyć, to żadna siła w niego tego nie wmusi. Może on codziennie chodzić na treningi, ale bez odpowiedniej motywacji i chęci nauczenia się nic z tego nie będzie. Dopiero, gdy szczerze i bez fałszu zdecyduje się on na naukę i zgodzi na wszelkie konsekwencje, rozpocznie się jego trening. Uwaga: tu nie ma kompromisów. Każde zejście z obranej drogi oddala od celu.
Dążenie do poznania prawdy najważniejsze, ale i najtrudniejsze do zrealizowania jest uświadomienie sobie, że każdy ma tendencje do idealizowania własnej osoby i folgowania swoim zachciankom. Na treningu może objawiać się to w postaci ćwiczenia technik, które nie są prawdziwe. Należy zdawać sobie sprawę z własnej omylności, z własnych słabości i pracować nie nad ukrywaniem błędów, ale nad ich znajdowaniem i korygowaniem. W walce zadziała tylko prawdziwa (poprawnie wykonana) technika. Bardzo ważne jest pozbycie się uprzedzeń i słuchanie rad innych ludzi. Zarówno w sztukach walki, jak i w życiu, otwarty umysł jest wielce istotny.
Systematyczność i pracowitość , to jest, kondycję i umiejętności traci się bardzo szybko, o ile się ich nie ćwiczy. Jeśli nie pracuje się systematycznie, ciężko jest osiągnąć optymalne rezultaty. Pogarsza się percepcja tego, co prawdziwe.
Umiem już tę technikę, czy aby na pewno? Celem ćwiczenia konkretnych technik jest zapamiętanie ich przez ciało, żeby w stresie (podczas walki) zastosować je odpowiednio we właściwym czasie i miejscu. Nigdy nie dość ćwiczenia technik. Zawsze można jeszcze coś poprawić. Stwierdzenie „umiem” wiąże się najczęściej albo z utratą koncentracji, albo z lenistwem.
Opanowałem już podstawy to rozwinięcie poprzedniego cytatu, kiedy to student znużony jest już podstawowymi ćwiczeniami, a nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, jak bardzo są one istotne. Podstawy należy ćwiczyć zawsze, gdyż jeśli czyni się to uczciwie, zawsze znajdzie się coś, co można jeszcze poprawić. A podstawy są po wielokroć ważniejsze od technik, albowiem bez ich opanowania każda technika jest fałszywa.
Jestem lepszy od ciebie, ta bardzo niebezpieczna myśl pojawia się w wielu wariantach, często podczas ćwiczeń w parach. Jeden drugiemu chce pokazać, że jest od niego silniejszy, szybszy itp. W związku z tym zmienia wykonywane ćwiczenie w sposób zdawałoby się nieznaczny, ale wielce istotny dla jego przebiegu, np. przez usztywnienie się w trakcie uderzenia lub wyhamowanie ciosu. W ten sposób zapomina o dążeniu do prawdy i marnuje czas nie tylko swój, ale też i partnera. Techniki powinno się wykonywać w sposób, jaki opisuje instruktor – dobry instruktor ma cel w tym, co robi.
Tafię cię, to rozwinięcie myśli „jestem lepszy…”. Każda technika ma ograniczone pole zastosowań i należy o tym pamiętać. Czasem wystarczy zmienić dystans lub kąt uderzenia, a nie będzie ona działać. Z tego powodu należy wykonywać technikę tak, jak pokazuje ją instruktor. W trakcie ćwiczenia wyjdą na jaw jej słabości i silne strony.
Zrobię to szybko, a naturalne jest, że każdy chciałby nauczyć się wykonywać techniki szybko, w związku z tym każde kolejne ćwiczenie jest przeważnie szybsze od poprzednich. Niestety, często szybkość służy jedynie zamaskowaniu własnych błędów, których wtedy nie ma szans skorygować. Szybkość i siła przyjdą z czasem. Na początku trzeba obserwować swoje ciało i uczyć je. A można tego dokonać tylko ćwicząc powoli.
Raz technika, dwa technika, trzy  i tak dalej jak automat. Ćwiczenie technik nie polega na „wstrzeleniu się” w dystans, czy pozycję. Istotne jest skupienie na tym, co się robi oraz za każdym razem sprawdzanie własnej postawy. W walce nie zdarza się, aby po wykonaniu techniki można było wrócić do pozycji wyjściowej. Ćwiczenie płynności polega na przechodzeniu od jednej techniki do drugiej, a nie na monotonnym „odliczaniu” uderzeń. W ten sposób traci się percepcję.
Tu ludzie walczą, a nie miecze  jest to chińskie powiedzenie, ale zawiera wiele prawdy. Walka wymaga percepcji i podejmowania decyzji w przeciągu ułamka sekundy. Miecz jest tylko narzędziem, które można w każdej chwili zamienić na inne. Ćwiczenie obserwacji jest ważne. Pomóc w tym mogą ćwiczenia, które zmuszają do reakcji na działanie przeciwnika lub wielu przeciwników.
Gdy wchodzę na salę, znika wszelkie zmęczenie to bardzo dobry znak. Oznacza wykształcenie umiejętności koncentracji i mobilizowania sił, do których normalnie nie ma dostępu (tzw. drugi oddech). Po pewnym czasie student nauczy się to robić w każdej niebezpiecznej sytuacji, a z czasem nawet będzie mógł wyczuć niebezpieczeństwo, zanim jeszcze się pojawi.
Ćwiczysz przede wszystkim dla siebie, nigdy nie dość podkreślać to stwierdzenie. Celem treningu jest samokształcenie i samodoskonalenie. Ćwicząc prawdziwe techniki student uczy się. Oszukując oszukuje tylko siebie. W ostatecznym rozrachunku tylko on zyskuje, albo traci. Nikt inny nie nauczy się za niego, nikt za niego nie wykona poprawnie techniki, nie wygra walki. Powinien on skoncentrować się na tym, aby dobrze wykonać technikę, a nie na tym, co akurat robi partner. Partnerowi nie należy pomagać, ani przeszkadzać. Każdy powinien robić to, co do niego należy. Obaj skorzystają na prawdziwym wykonaniu ćwiczenia.
(Mathias) – Skoro mamy rozgrzewkę za sobą, to może spróbujemy próbnie czegoś. Gotowa?
(Ula) – Bardziej nie będę – trzymając miecz – Dajesz mały.
(Mathias) – Prowokacja wroga, ładny trik, ale w większości przypadków to Ty będziesz musiała zacząć pierwsza… Zanim… - co, że… - unik – Kiedy ona... – kątem oka
(Ula) – Za dużo gadasz, Trenerze… - zamach na pełnych nogach
(Mathias) – No proszę – blok – krzyżowanie mieczy – A teraz uważaj – przebicie obrony – Zasłona!
(Ula) – powrót miecza – przed siebie – Uff… - podtrzymywanie
(Mathias) – Nie możesz cały czas polegać na obronie, bo tym walki nie wygrasz, rób kontrataki, gdy tylko nadarzy się okazja… Teraz, pchnij przed siebie w moją stronę…
(Ula) – pchnięcie – Udało mi się…
(Mathias) – Uważaj na moje cięcie… - zamach
(Ula) – obrona – kontratak
(Mathias) – Właśnie tak, uważaj na nogi – przejechanie po ziemi – Skok…
(Ula) – podskok –pchnięcie pięścią w lewe ramię – O cholera…
(Mathias) – wypuszczenie miecza – Nieźle… Nie zapominaj o gardzie… Nie pozwól mi do niego dojść…!
(Ula) – próba ataku – kopnięcie miecza do przodu
(Mathias) – Nie zaprzestawaj atakować, niech nie zmyli cię obecna sytuacja…
(Ula) – podbiegła do Mathiasa – wyrwała miecz – Jak ja mam się bić oboma…?
(Mathias) – Nie rób krzyżaka, bo łatwo cię będzie rozbroić – z buta w prawy nadgarstek
(Ula) – Fuck… - upuściła miecz
(Mathias) – No właśnie – odzyskał broń – Teraz coś trudniejszego, czy może masz dość?
(Ula) – Nie mam… Pokazuj co tam chcesz, zrobię to… - dysząc
(Mathias) – Spróbuj mnie uderzyć powyżej tułowia, zgoda?
(Ula) – Co…? A gdzie ten cały honor?
(Mathias) – Po prostu spróbuj, a to uprzedzam łatwe nie będzie –podniósł miecz do góry
(Ula) – Hmm… Jestem gotowa…
(Mathias) – zamach przed siebie – Och… - miecze spotkały się
(Ula) – Uczę się od najlepszych – kontratak
(Mathias) – obrona – Poprawiasz się…
(Ula) – To nie jest kres moich możliwości… Jak to kiedyś mówiłeś, Zatańczmy… - pewność w oczach
(Mathias) – Wyzwanie przyjęte…
Stali w deszczu strugach, myślą o sobie wciąż. Patrzą sobie w oczy, czują adrenalinę przepływającą im przez żyły, czują, jak ich rozrywa na strzępy. Jedno z nich zaczyna biec, w mig wymachując mieczem, drugie zdążyło jedynie odskoczyć na parę metrów, zasłaniając się swym orężem. Pierwszy zrobił obrót wokół własnej osi, chcąc w ten sposób wzmocnić swoją siłę uderzenia. Udało mu się! Ula odleciała na parę metrów do tylu, lecz nie upadła na ziemię, a wykonała salto w tył. Chwila ciszy spowiła ich miejsce walki, lecz żadno nie śmiało spuścić drugie z oczu. Po chwili Mathias otarł z wody lejącej się z jego długich, prostych i czarnych włosów. Ciemna, skórzana kurtka zaczęła się poruszać na wciąż zwiększającym swą siłę wiatru. Ula lekko się uśmiechnęła, jakby rozbawił ją ruch przeciwnika. W jej oczach widać było dostrzec agresję, chęć zwycięstwa, a co najważniejsze – determinację. Ruszyła na swego przeciwnika odbijając się od ziemi, a krople deszczu przeszywała niczym miecz ciało. Dwie bronie białe na powrót się starły. Pierwszy unikał ciosów jak tylko mógł, lecz nie wykazywał przy tym żadnych oznak emocji, czy zmęczenia. Szybko odskoczył do tylu, by po chwili zrobić obrót za swojego starszego przeciwnika. Był pewien, że doświadczenia i ten manewr zapewnią mu zwycięstwo, więc zdziwił się, gdy Ula zablokowała jego cios prawą ręką zza swoich, ciągle stojąc do niego odwrócona tyłem, zupełnie tak, jakby czytała w jego myślach. Nie czekając na jego kolejny atak, Mathias , robiąc obrót o 180 stopni, starając się mieczem dosięgnąć jej nóg. Dziewczyna uskoczył w ostatniej chwili do tyłu, lecz on wciąż napierał ze swoimi atakami. Obydwoje starali się wyprowadzić cięcia z boku, przodu, z wszystkich możliwych stron, starając się doszukać wad w obronie przeciwnika. Wiedzieli, że przegra ten, kto pierwszy wykona jakikolwiek błąd.
Przerwało im jedno konkretnie zdarzenie, które sprawiło, że niewinnej osobie się oberwało, a w tym przypadku jak to było w niedalekiej przeszłości, Osie. Lecz ciosy nadeszły z obu stron, jeden przez ramię, druki koło łopatki. Moment byłby krytyczny, gdyby było to prawdziwe ostrza, a człowiek skończyłby przebity z dwóch stron bez większej szansy na ratunek.
(Osa) – Co wy kurwa robicie… Próbowałem was zatrzymać…
(Ula) – W pewnym stopniu się udało. Mieliśmy sparing, a ty tak przerwałeś…
(Mathias) – Prawie wygrała, ale wparowałeś i… Skończyło się remisem.
(Osa) – Gdybyście jeszcze wyciągnęli te pałki z bardzo dla mnie niewygodnych miejsc…
(Mathias) – Wybacz…
(Ula) – Coś się stało? Poza tym, że cierpisz katuszę, bo wbiłeś się jak oszalały w centrum epickiego pojedynku…
(Osa) – Cieszę się, że jakoś umilasz sobie czas, ale muszę na razie go przerwać. Coś ruszyło w naszej sprawie, a raczej Ktoś…
(Mathias) – Sam rozwiązałeś zagadkę, a teraz oczekujesz, że dostaniesz medal? Gdzie on jest?
(Osa) – Jedynie oczekuję, że pójdziesz ze mną… On sam, Ulka… Nie musisz być przy tym, będzie bardzo brutalnie…
(Ula) – Będę chodzić, gdzie mi się żywnie podoba.
(Osa) – Ale…
(Ula) – Mogłam nacierać z większą prędkością, byś odczuł jak bardzo się mylisz.
(Mathias) – No to… Aha… - zobaczył wiszącą postać – Tyś to zrobił?
(Ula) – Powiesiłeś człowieka?
(Osa) – Żeby tak od razu dosłowność… Tylko związałem i zawiesiłem na gałęzi, za tułów… Żyje, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że pomogłem jakoś.
(Mathias) – Kto to jest?
(Osa) – zawołał – Nie śpimy… - odkręcił kokon – Proszę, poznajesz go, prawda? W sumie nie tylko ty. Ledwo się pojawił, a już zdążył w krótkim czasie rozpieprzyć swoje zaufanie… Tak blisko, a tak daleko… Chciałem sam go odprawić, to znaczy wyrzucić na drugą stronę… To znaczy za obóz, ale… Postanowiłem oddać go demokracji. Jest wasz w pewnym sensie, a mnie tu jakby nie ma – odszedł na bok
(Bartek) – Uuuuu… Ula… Mmmm… Mathias…
(Mathias) – Czemu to zrobiłeś?
(Bartek) – Zdejmijcie mnie stąd… Ten sadysta związał mnie i…
(Mathias) – Wiemy co zrobił…
(Ula) – Powiedz…
(Bartek) – Proszę, uwolnijcie mnie…
(Ula) – Czemu wpuściłeś wroga do naszego domu?
(Bartek) – Ja nie chciałem, ja tylko… Wyszedłem na chwilę za mury i…
(Mathias) – Hmm?
(Ula) – Wyszedłeś na zewnątrz sam?
(Bartek) – Dawno stada nie było, to pomyślałem sprawdzę… Dobrze, mniejsza o co chodziło… Wtedy on mnie napadł… Jakbym krzyczał, zabiłby mnie…
(Mathias) – Czym ciebie przekupił? Standardowo życie albo śmierć?
(Bartek) – Chce was pewnego dnia napaść… Nie powiedział kiedy, ale gdy to nastąpi, miałem być wolny i odejść wolno z częścią ich zapasów…
(Mathias) – Nie powinieneś był mu ufać… Zawsze masz potem jakiś dług…
(Bartek) – Nie chciałem was narażać, szczerze…
(Ula) – Zadaliśmy mu cios, nie mógł się spodziewać takiej masakry. Teraz na pewno będziemy gotowi.
(Mathias) – Chcę wiedzieć jedno… Oddałeś mu ją ot tak?
(Bartek) – Podtrzymałem mu kratę od studzienki ściekowej i… Wyszedł z drugiej strony, a potem… Pomogłem im uciec przez mur…
(Mathias) – Już mogłeś tam umrzeć… Wiesz co zrobiłeś? Ona może teraz nie żyć… Ale przez naszą głupotę…  Za wiele chciałem w zbyt krótkim czasie… Byłbym tutaj, na pewno skończyłby z ostrzem w głowie… A Ty…
(Ula) – Mathias…
(Bartek) – To strach… Nie zdradziłbym was nigdy… Daliście mi wikt i opierunek…
(Mathias) – westchnął – Wiesz chociaż coś konkretnego, co nam się przyda? Gdzie się udał… Ilu jeszcze przekabacił… O co mu tak naprawdę chodzi…
(Bartek) – Nie wiem gdzie… Naprawdę, chcę być przydatny, ale naprawdę nie wiem…
(Ula) – Powinniśmy go zdjąć, tak to nam nic nie powie…
(Mathias) – Winniśmy, ale nie tak prędko… Nie skończyliśmy rozmowy… Osa…!
(Osa) – Słucham…? Skończyliście spotkanko? I jak, miło było, Bartoszek?
(Bartek) – Proszę, nie zostawiajcie mnie z tym zwyrolem…
(Osa) – Ma ozdabiać drzewo dalej?
(Mathias) – Zabierz go do piwnicy… W takim stanie w jakim jest teraz… Spróbujemy później…
(Ula) – Tylko nie próbuj sam z niego coś wyciągać, bo wiemy, że to ci nie wychodzi.
(Osa) – Bez przesady… Dałbym radę, ale klient, nasz pan… A tak do tematu wracając, coś wyśpiewał więc niż „nie wiem nic”?
(Mathias) – Nie wiemy gdzie jest on… Gdzie zabrał Izę… Czego chce od nas… Kiedy planuje swój przewrót…
(Osa) – Co do motywacji… Może przewidywał, że wyrżniesz mu pół osady. Zabezpieczył się.
(Mathias) – My za to nie mamy nic, czego on może się bać. Nawet ten informator byłby słaby… Doszli od niego, ale… Nie są z nimi związani wcale… Żadnych tropów… Tylko domysły…
(Ula) – Zajmij się obowiązkami, zgoda? My z Mathiasem mamy coś do przedyskutowania.
(Osa) – Nie przeszkadzajcie sobie, moi drodzy – zdjął Bartka z gałęzi – No idziemy, kumplu…
(Ula) – do Mathiasa – Czyli jednak jedziesz?
(Mathias) – Więcej mi już nie zabierze… Znajdę pierw ich, a oni pomogą mi znaleźć jego… Przewidywali, że gdybym tam został, zyskałbym większą wiedzę, więc może pora odwiedzin…
(Ula) – A nie wykluczyłeś tej osoby, która z tobą pojedzie?
(Mathias) – Weź podstawowy sprzęt, nie wiemy, co zastaniemy na miejscu. Może nawet już ich tam nie ma, może zginęli… Ale jak nie dowiem się od nich, może zostawili jakieś notatki. Pamiętam, że widziałem kiedyś jedną książkę, ale nie miałem czasu wgłębiać się w jej całą zawartość… Może coś mi umknęło…
(Ula) – Tylko Joannie powiem, a ona przekaże innym, że nas nie ma. Ty weź swoje szpargały.
(Mathias) – To już nie lepiej zawołać wszystkich teraz?
(Ula) – Powiem by przekazała jak nas nie będzie. Rozumiesz, oszczędzimy im tego zażenowania przy próbie zatrzymania nas.
(Mathias) – Wiesz, że Osa się wkurzy.
(Ula) – Poćwiczy ze mną szermierkę, to ciut ochłonie. Jak tylko przy kolejnej okazji wrócimy do naszego sparingu.
(Mathias) – Myślę, że to dobry pomysł. Na ponowny sparing oczywiście.
(Ula) – z uśmiechem – Oczywiście – zniknęła
(Mathias) – do siebie – Gdybym wiedział cokolwiek więcej… Stojąc w jednym miejscu tego nie zmienię… Wskazówki nie chcą mnie znaleźć, więc może znajdę je pierw ja… A przy okazji może będę wiedział co się dzieje ze mną w środku, bo jest nie do zniesienia… - zamknął oczy – Tak bardzo za tobą tęsknie i żałuję, że nie zdążyłem wcześniej wrócić… Naprawię to, przyrzekam… Przyrzekam, Iza…
10 minut później
(Ula) – Już jestem… Musiałam skombinować transport i… Myślę, że się zmieścisz.
(Mathias) – Nie spytałaś o pozwolenie, prawda?
(Ula) – Akurat nie było za bardzo, ale zostawiłam kartkę, że oddam.
(Mathias) – Lekko się obawiam.
(Ula) – Nie jeździłeś nigdy?
(Mathias) – Jako pasażer, ale… Nie najlepiej to wspominam, bo wtedy trochę trzęsło.
(Ula) – Postaram się za bardzo nie pędzić, w końcu mamy obciążenie na plecach. Naprawdę tak się spakowałeś?
(Mathias) – Kanapka, butelka wody i amunicja, a reszta widoczna.
(Ula) – A ja w większości spakowałam prowiant i… Trochę mi głupio.
(Mathias) – Czemu?
(Ula) – Już to nieistotne… Pakuj się, a w drodze pogadamy. Ty znasz drogę, więc nawigujesz.
(Mathias) – Zanim to zrobię… - krząknął – Mamy towarzystwo niestety.
(Ula) – Hmm…
(Beata) – Gdzie się wybieracie? Mieliśmy przecież rozmyślać co dalej… Uzgadnialiście to z kimś?
(Ula) – Chcesz się przydać? Obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, co teraz usłyszysz, ale…
(Mathias) - …
(Ula) – Jedziemy z Mathiasem na wycieczkę, taką najzwyklejszą.
(Beata) – A jaka jest prawdziwa wersja?
(Ula) – Idziemy uprawiać seks… Tak, właśnie…
(Mathias) – Że słucham, co?
(Ula) – Mathias, przymknij się – palec na jego ustach – Tak, zachciało się nam, no i… Tak po prostu… Nie ma Izy, a on jest tylko facetem, a ja jestem jego przyjaciółką i jak mogłabym odmówić mu w takiej spawie… Umówmy się, że nie jestem łatwa, zgoda?
(Beata) – Emmm…? Ok…? Chyba rozumiem… Albo nie rozumiem…
(Mathias) - …
(Beata) – Ale co dostanę za moją dyskrecję?
(Ula) – Mogę dać ci… m4, ale bez amunicji.
(Mathias) – Ehem…
(Ula) – No tak, nie jest osiągalna… Nie można na słowo już komuś powierzyć sekret?
(Beata) – Mogę pójść do innych zaraz i powiedzieć im, co wy wyprawiacie i jak bardzo poważnie traktujecie nasze powołanie, cały ten Dywizjon. Sama zwaliłam w przeszłości, ale nie roztrząsajmy tego, dobrze? Myśleć trzeźwo potrafię, a to co wy chcecie razem zrobić… To lekko nie przystoi…
(Mathias) - …
(Ula) – Pogadamy o tym jak wrócimy, ale nic nie mów… - wsiadła na przód
(Beata) – Popełniasz błąd w tym lekkim zaćmieniu umysłowym… Myślisz, że im nie powiem… Właśnie, że powiem… No dobra, przemyślę to, bo jednak nie jesteście tacy jak inni, ale… Nadal sądzę, że to co robicie nie jest fajne… - odeszła
(Mathias) – Gadatliwa się zrobiła.
(Ula) – I to mnie teraz w niej martwi… - przełączyła stacyjkę – Wsiadasz?
(Mathias) – Jeśli nie ona, to silnik nas zdradzi…
(Ula) – Więc pakuj się nim nas zdradzi bardziej.
(Mathias) – wsiadł na tył – Umiesz naprawdę tym jeździć? – objął Ulę w pasie
(Ula) – Kilka razy się jeździło na wasi polną drogą, co za różnica.
(Mathias) – Czyli miejską nigdy?
(Ula) – To będzie mój pierwszy raz… - ruszyła – Uważaj, zaraz pieprzniemy w wejście… Głowy w dół…!
(Mathias) – maszyna uderzyła w drzwi – Było blisko… - za wejściem – Oby zamknęli…
(Ula) – W tej chwili postawiliśmy ich na nogi… Marcin dobiegł pierwszy, biedak, nie zdążył… Zamyka właśnie, może coś przeczuwał… Kamienna osobowość.
(Mathias) – Może z tego wziął się Marmur.
(Ula) – Zupełnie jak Emilka, podczas dnia… Gdy dostałam motor, ale nie miałam prawka… - poleciała łza
(Mathias) – Chcesz o tym porozmawiać? I czemu też kamienna?
(Ula) – Żadnych emocji nie miała podczas tego, bo pierw się ucieszyła, a potem jak jej powiedziałam… Szkoda gadać, lekko się zawiodła kruszyna, bo z kuzynką trochę zbierały na to… Emilka i Kamila, były nierozłączne, jak siostry – z uśmiechem
29.07.2010, Pub pod Wierzbami, Sosnowiec
(Ula) – Czemu mi zawiązałaś oczy, zaraz się… - potknęła się – Przewrócę o coś, właśnie…  Dokąd mnie prowadzisz, hmm, tłumacz się.
(Emilka) – Za dużo pytań zadajesz, siostrzyczko.
(Kamila) – Po prostu rozluźnij się.
(Ula) – Ostatnio rozluźniałam się na dyskotece dziesięć lat temu i też nie było za interesująco.
(Kamila) – Jak dojdziesz do mety żywa, to możemy tak na koszt firmy coś łyknąć?
(Ula) – Nawet jakbyście mnie prowadziły na molo w Sopocie, to nawet wtedy byście mogły się napić najwyżej soczku…
(Kamila) – Starałyśmy się, a ty już odwalasz manianę.
(Ula) – Czemu mam wrażenie takie, że wyprowadzacie mnie z mojego lokalu, a zaraz ocknę się za drzwiami bez kluczy.
(Kamila) – To było tylko raz, bo… Potrzebowałyśmy lokalu, a ty byłaś… Bardzo konserwatywna.
(Ula) – Co ja poradzę, że jestem lepszą matką niż twoja własna jest… Cóż poradzić na to…
(Emilka) – Już?
(Kamila) – Już, Urszulo, możesz zdjąć opaskę. A teraz, przejdź się na zewnątrz.
(Ula) – Czyli jednak – śmiechła – To nie skończy się jak wtedy?
(Kamila) – Obiecujemy.
(Ula) – Co wy małe demonice przygotowałyście dla mnie… Jak jakiś pan do towarzystwa jak tydzień temu, to… Możecie go sobie zabrać… O boże, o cholercia…
(Emilka) – Jak się podoba? Zbierałyśmy sporo, trochę nabrałyśmy pożyczek…
(Kamila) – Ja nawet na budowie z oponami pomagałam w ostatnie wakacje.
(Emilka) – Nawet Kamila pomagała na budowie.
(Ula) – Kapiszonki małe, skąd go wzięłyście? Umowy podpisują tylko pełnoletnie osoby… Chyba, że… Sfałszywołyście mój podpis?
(Kamila) – Narzekasz w dalszym ciągu, a nawet o prezencie nic nie wspomniałaś.
(Ula) – podbiegła do motoru – Ile dałyście?
(Kamila) – Dziesięć patyków najwyżej, ale było warto…
(Ula) – Od kiedy to robią interesy z dziećmi, co za świat… Przejechałbym się, ale…
(Kamila) – rzuciła kluczyki – Proszę, wszystko mam przemyślane.
(Ula) – Ale ja…
(Kamila) – Może jesteś zmęczona, to jutro możemy pojeździć razem.
(Ula) – Muszę wam coś powiedzieć, czego nie wiecie… Nie mam karty… Ale gdyby nie to, to z przyjemnością bym was obie gdzieś zabrała… Niefart…
(Emilka) – To szkoda, bo chciałam się przejechać…
(Kamila) – Z drugiej strony nie pytałyśmy o szczegóły… Możemy go jeszcze odsprzedać.
(Ula) – Nie, nie ma potrzeby. Zrobię prawko lada chwila.
(Emilka) – Co ty nie powiesz, oblali Cię sześć razy.
(Ula) – Ubierę kusą sukienkę z dużym dekoltem, to pewnie dostanę Eskę.
(Kamila) – Pomyliłaś lola z... Zresztą, nie wypowiem się.
(Emilka) – A ty, siostra…? Zostajesz tutaj?
(Ula) – Dajcie nam chwilę intymności…
(Kamila) – Caterina Sforza się odezwała, heh… Emila, chodź… Zostawmy ją z jej nowym facetem – pobiegły
(Ula) – I to nie jest mój facet…! Ile można im powtarzać… Taka osoba jak ja może liczyć tylko na taką sympatię, która sprawia, że aż chce się żyć. Nazwę Cię, Fluttershy… - wsiadła – A teraz, jazda testowa… - kluczyki w stacyjkę – Może nawet pierwsza ucieczka się trafi… - pojechała – O Cholera, jaki to ma speed…
Teraźniejszość, 30 minut później, okolice Gurcza
Mathias ponownie stanął w miejscu, do którego zawitał pierwszym razem zupełnie będąc poza świadomością. Teraz powrócił, by poszukać odpowiedzi na swoje pytania. Wioska się nieco zmieniła. Bardziej zniszczona, niczego nie przypomina z poprzedniej wizyty. Wyglądała jakby ktoś tu czegoś szukał lub kogoś, i zanosi się, że nie pozostawił kamienia na kamieniu. Co jednak wpadło Mathiasowi do głowy, to zajrzeć do chaty, w której się przebudził z letargu. Drzwi wyrwane z zawiasów, lecz w środku nikogo nie było. Drugim celem była arena, gdzie śmiałkowie zarażenie przez wilczego wirusa przechodzili próby. Właśnie w tym momencie wróciły do niego wspomnienia ze swoich prób, a jego dłonie znów poczuły ten zacisk wilczych zębów na jego żyłach i mnóstwo martwych chodzących ciał, z którymi musiał walczyć, a przede wszystkim musiał po raz kolejny oglądać śmierć tych, o których śmierć nigdy nie prosił. Odruchowo złapał się za głowę, Ula zauważyła, że miejsce nie było przypadkowe i Mathias był z nim związany. Trzecim miejscem był plac, z którego został wyciągnięty miecz, z którego Mathias obecnie korzysta. Także tutaj nie było żywej duszy, lecz starosłowiański voltarski napis został splugawiony chuligańskimi odzywkami „HOOLIGANS KURWO”, napisane krwią, a oko jarząc się czerwienią mogło dostrzec, że to mogła być wilcza krew. Można było się domyślać, że od czasu jego ostatniego spaceru tutaj, nie tylko on miał okazję przetrwać próby i zmienić się na zawsze. Jednak nie do pomyślenia było to, że jeden Voltarkin zbija pobratymców dzieląc się z innymi takimi przekazami w polskim prymitywnym języku.
Mathias włożył miecz ponownie w skałę i usiadł, a Ula obok niego. Nie wiedział co teraz powinien zrobić. Trójcy nie było nigdzie, a w takim bałaganie znaleźć jakieś książki to byłby cud. Jednakże wiedzieli oboje, że gdyby wrócili z pustymi rękoma, grupa mogłaby uznać to jako powód do rozłamu, a wtedy ich sojusz ze starymi Asasynkami oraz Stalkerami mógłby wisieć na włosku. Tak wracając z choć strzępkiem informacji mogliby dowiedzieć się czegoś, czego nie wiedzieli, a tym bardziej znaleźć jakiś trop, gdzie szukać Izy oraz jak używać swojego daru, by nie skrzywdzić przy tym bliskich.
Wtedy Mathias wyszeptał coś z nudów po Voltarsku, a runy na mieczu zaczęły się świecić na niebiesko. Poza tym nic szczególnego się nie stało. Ula wyjęła kanapkę i zaczęła jeść, a Mathias powstał i chodził z jednego końca placu do drugiego, przez co dziewczyna dostawała nerwicy.
(Ula) – Możesz przestać? Wilcze doły zrobisz zaraz…
(Mathias) – Myślę…
(Ula) – Już wyczuwam, że ziemia się zapada…
(Mathias) – Moment, co powiedziałaś?
(Ula) – Wilcze doły?
(Mathias) – Później.
(Ula) – Ziemia się zapada?
(Mathias) – Dokładnie. Skoro nie ma śladów na powierzchni, może w jakiejś piwnicy…  I ten błysk run… To nie może być przypadek, coś musi być nieopodal pod nami, tylko… Nie przekopiemy się przez ten kamień…
(Ula) – To za bardzo nie zmienia naszego położenia…
(Mathias) – Perebuden i Perezhitel…
(Ula)  - Hmm…?
(Mathias) – To mi wpadło do głowy teraz… -z łapał za miecz – Vera… Nadeda… Lubovanye… 
(Ula) – Coś słyszałam – ruch pod ziemią – Coś na pewno się ruszyło, ale… Żadnej różnicy u nas…
(Mathias) – Może Oni na coś mnie naprowadzą… Fuus… Lautern… - oko zajarzyło się na czerwono
(*Fuus*) – No, wróciłeś, jak to mówicie… Na stare śmiecie, witaj w domu, Voltarkinie.
(Mathias) – Czemu mówicie nagle we wspólnym?
(*Lautern*) – Umieliście wcześniej, ale… Nikt o tym nie wspomniał.
(Mathias) – Po co mi ta wiedza, skoro nie musiałem jej wcale użyć?
(*Fuus*) – A błysk przy skale? Bez naszego języka byś nie dostrzegł, że coś się zmienia… Że ty się zmieniasz.
(Mathias) – Wiecie, że nie jest to prawda… Po prostu… Nie jestem tutaj dla rozrywki.
(*Fuus*) – Poszukujesz wiedzy, aby odnaleźć swoją najukochańszą, a przy tym zostawić pozostałych w morzu krwi. Ta wiedza nazywa się Mocą… A środkami jakimi chcesz ją zdobyć, cóż… Idziesz w złym kierunku, jednakże… Tutaj tej wiedzy nie znajdziesz, przynajmniej na powierzchni.
(*Lautern*) – Twój miecz naruszył nietkniętą wcześniej konstrukcję Voltarskich Budowniczych, dawnych bohaterów, którzy wznieśli, a raczej zamknęli swoje katakumby dla swoich rodzin i potomków. Nieliczni zdążyli uciec na powierzchnie, a przez to, wielu otrzymało wiedzę niegodnie i wykorzystują ją do niegodnych celów, wręcz nawet my w tamtym wcieleniu byśmy tak nie postąpili…
(Mathias) – Chciałbym się dowiedzieć coś więcej o was, ale…
(*Fuus*) – Jeśli chcesz, opowiemy Ci, a potem… Znajdziemy pozostałych.
(Mathias) – Wyczuwacie gdzieś… Ich?
(*Fuus*) – Tak, nadal żyją… 
(Mathias) – Możecie jej też współdzielić waszą historię?
(*Lautern*) – To prosty człowiek, który nie zrozumie tego co dniej mówi.
(Mathias) – Przyszła ze mną, na moją prośbę, tego, którego zwiecie Voltarkinem… Wiecie, że nie odpuszczę…
(*Fuus*) – Niech będzie, ale tylko jednorazowo tak zrobimy… To nie powinno wychodzić poza nasze kręgi… Nasze oraz naszych prekursorów i ich potomków…
(*Lautern*) – do Uli – Słyszysz nasz, człowiecze?
(Ula) – To do mnie gada? Mathias, ja piłam?
(Mathias) – Nie wydaje ci się.
(*Fuus*) – Wyjątkowo ten jedyny raz zgodziliśmy się na taki manewr, bo wyczuwamy pewny związek twój z Nim…
(Ula) – Ale my przecież…

Offline

 

#2 2016-09-22 01:04:41

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 28 - Przysięga Jej złożona

(*Lautern*) – Nie chodzi o wasze obecne zwyczaje, gdy uprawiacie miłość z kimś, a nawet nie musicie go czymś więcej darzyć. Wasze rytuały są znacznie gorsze niż nasze i dziwne…
(Ula) – Powiedzą  co chcemy wiedzieć?
(*Fuus*) – Bez odpowiedniej wiedzy podstawowej nie macie co liczyć na przeżycie tam na dole… Więc uzbroicie się w cierpliwość, siadać i słuchać… Więc było to wtedy, gdy jeszcze świat nie podzielił się na granice, a lud żył dostatnio. Byli co prawda władcy, ale byli również Voltarzy, którzy mieli swój udział w rozwoju waszej historii. Przyczynili się do początku waszej historii, waszej oraz kraju, z którym macie waśń od zeszłego stulecia. A pomiędzy wami byliśmy My. I to nie działania podrzędnych pionków sprawiły, że wszystko potoczyło się jak się potoczyło, lecz wszystko było zupełnie inaczej… Większość ksiąg z tamtego okresu zaginęło, a tylko żywe dusze starych prekursorów znają prawdę. My opowiemy jak było, a Wy zrobicie z tą wiedzą cokolwiek chcecie. Na pewno nie będzie zbędnym ciężarem…
969, Ostrów Lednicki
Wilki zaczęły opowieść na czasach, gdy Polska ziemia zaczęła się kształtować, lecz nie była jeszcze pełnoprawnym państwem, dawną chlubą imperium. Czasy te były istotne dla Polan, Voltarów oraz Rusinów w okresach przybliżonego pierwszego tysiąclecia.
Sama konkretna akcja pokazała ciemną kaplicę, w której siedziało trzech ludzi, klęcząc na drewnianym podeście, patrząc swoimi oczami na pomnik stojący przed nimi. Rzeźba przedstawiała człowieka z typowymi cechami wilka, to jest dla przykładu ślady pazurów na ubraniu lub spływająca z lewego oka krew, prosto centralnie przez policzek, zatrzymując się na brodzie, dzięki której krwawy ślad przypominał bardziej barwę wojenną. Na plecach nosił dziwnie znajomy miecz, a w prawej wyciągniętej dłoni znajdowała się księga, która obecnie w teraźniejszości została uznana za zaginioną.
Pierwszy z lewej, Fuus, drobny mężczyzna z niewielką ciemnym zarostem kilkudniowym o jasno czerwonych oczach. Fryzura nietypowa jak na tamten okres, lecz miał grzywkę zapuszczoną na prawe oko, a włosy z tyłu zostały związane w dłuższy koński ogon. Ubrany w skórzany prześwitujący kubrak z dwoma łańcuchami, które zwisały mu z lewego boku, tuż przy pasie.
W środku był Mieszko, przyszły pierwszy reformator Zjednoczonego Królestwa Polskiego.  Poważny jak na swój wiek, głównie przez swoje brwi, posiadający ciemną gęstą brodę i czarne oczy. Włosy jedynie lekko podkręcane, pozostawione lekko dłuższe do końca szyi. Przyodziany był w burą szatę z czerwonym nakryciem na plecach.
Trzecią osobą z prawej strony był Światosław, aktualnie na daną chwilę jest kniaziem Rusi Kijowskiej, a również przyszłym ambasadorem między Rusią, a Bizancjum, a również przeciw narodowi Bułgarskiemu. Ciemnooki o obfitym włosie, najstarszy z ów trójki. Ubrany białą lnianą koszulę, podobnie było z jego spodniami. Cechował go nadmierny spokój, który pokazywał każdemu, kto nie chciał dowierzać jego teoriom czytania wyników bitew z nieba i gwiazd, był to jego miecz, Olga, który został tak nazwany po ów śmierci jego matki.
(Mieszko) – Dziękuję, żeście się zjawili, przyjaciele. Potrzebowałem tego… Może mi powiecie, czy to co chcę zrobić jest godne tego wszystkiego, co za tym idzie… Polanie nie dostaną wolnego kraju z wolną gospodarką, by potem aniżeli kolejne pokolenia nie miały przez moją decyzję problemu.
(Fuus) – Ty, drogi Mieszku, bierzesz Dobrawę w swoje pielesze.
(Mieszko) – Najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo moich poddanych. Dobrawa to… Bardzo zjawiskowa kobieta…
(Fuus) – Ale…? W czym problem? Możemy zorganizować dożynki, zaprosić jaśnie piękność, jeśli to ma pomóc w czymś, że tak powiem. Może jeśli inni ludzie zobaczą, że ona jest przy tobie szczęśliwa, to sądzę byś ich przekonał. Cały ten motłoch, wszelkie zgromadzenia. Wiele zrobiłeś dla Voltarów, więc masz moje wsparcie, moje oraz Lauterna.
(Światosław) – z uśmiechem – A gdzież to twój starszy rodzony brat się podziewa?
(Fuus) – Próbuje biedaczysko wyzwolić nielekki zamęt we wsi, Półtusku. Zabrał kilku chętnych i wziął się za swoją własną rewolucję. Jakby ich było mało… - westchnął
(Mieszko) – A co zalega w Półtusku?
(Fuus) – Korupcja… Nie znam konkretnego powodu, ale… Z tego czego się dowiedziałem, nie ma wiele przesłanek, że to pobratymcy nasi. Ciemne przepasane stroje, szmaty na głowach i dzikie okrzyki, składające się z dwóch słów. Nie zrozumiałem języka jakim się posługują, ale sądzę, że to są barbarzyńcy lub ich kolejny odłam.
(Światosław) – Mnie czeka jeszcze kolejny odłam…  Tam daleko, poza tymi granicami. Liczę, że wspomożecie moją gwardię, jeśli oczywiście zechcecie.
(Mieszko) – Jeśli Dobrawa udzieli wsparcia, dostałbyś nawet część jej kompanii. Na dzień dzisiejszy nie mogę tobie nic więcej obiecać. Chociaż jest coś, nadal pozostaniemy przyjaciółmi. Nasza cała trójka, nawet gdy nadejdzie kolejna wojna, a za nią kolejna…
(Fuus) – Mówisz coś, co jest oczywiste. Zaradność przede wszystkim, Mieszko, zaradność.
(Mieszko) – wstał – Wierzycie, że on wie, co się święci? – patrząc na posąg
(Światosław) – To kawałek skały. To co może czuć, to tylko jak trójka baranów się w niego wpatruje i próbuje wyczytać przyszłość. Wpatrujcie się w to co nad nami, to mam na myśli w moim mniemaniu niebiosa. To klucz do przyszłości, a jak wiecie sporo przypadków mych się sprawdziło.
(Mieszko) – Możemy wyjść na zewnątrz, skoroś taki pewny, Światosławie. Sprawdźmy twoją śmiało teorię. Fuusie, przyjacielu, podążysz za nami?
(Fuus) – Ja jeszcze dokończę modlitwę i niebawem was dogonię.
(Światosław) – Od kiedy tyś, Fuusie, taki religijny?
(Fuus) –Od kiedy w pożarze w Białym Sadzie zginęli moi najbliżsi.
(Mieszko) – Teraz na szczęście nie ma już tego miejsca na mapach.
(Światosław) – Jakże tak, wsi może nie ma, lecz za to nierówności ziemskie przypominają tamte zdarzenia… Żałuję, że Cesarstwo nie wysłało wsparcia dla was wcześniej. Może mógłbym coś zrobić wtedy i nie dopuścić do spalenia wioski.
(Fuus) – Cokolwiek się wtedy wydarzyło, to w tej chwili przeszłość nie ma znaczenia. Winowajcy tamtych lat dawno leżą w swoich mogiłach, udekorowanych specjalnie przez kapłanów, kiedy prawdziwi męczennicy płonęli żywcem i zostali pochowani koło miejsca, gdzie zwierzęta rzucają szczynami z metra na metr… - wzruszenie – z metra na metr…
(Mieszko) – Lusina i Margon to byli wspaniali ludzie, tego jestem pewny na pewno. Mój ojciec miał okazję uczestniczyć w wielu takich walkach, gdzie właśnie twoja rodzina grała ważną rolę. Zepchnięcie Germanów pod…
(Fuus) - … Rosicą, tak pamiętam. Babula mi opowiadała o tym.
(Mieszko) – Dołącz do nas jak skończysz modły, bywaj, Fuusie – wyszli
(Fuus) – podniósł się – Gdybym  wiedział co przyniesie przyszłość…  Zostawiłbym jakąś wiadomość, cokolwiek dla… Potomności… Nie jest pewne czy przeżyję do jutra, czy nie dostanę jednostronny cios między żebra wieśniaczymi widłami, a może zostaniemy wystawieni, a dawne sojusze zamienią się w zwykłe zdradzieckie walki o władze… - patrząc na posąg
(Izi) – Kogo tu mamy, szlachetny Sir Fuus z herbu Drewnianego Kła – z uśmiechem
(Fuus) – Nie dowierzam oczom własnym, Izi, dziewczyno, to Ty? Nie widziałem ciebie od czasu…
(Izi) – Potoczki z wieśniaczyzną w Gostyniu, zgadza się?
(Fuus) – Oni byli wszędzie, a ja… Straciłem ciebie z oczu, ale wierz, próbowałem szukać… Szukałem tropów, żadnego ciała… Sądziłem, że poćwiartowali Cię i wrzucili gdzieś do jeziora – przytulił się
(Izi) – Tak łatwo im ze mną nie poszło. A poza tym, słyszałem w międzyczasie o twojej rodzinie. Przyjmij moje wyrazy najszczerszego współczucia, klnę się na wszystkie bóstwa.
(Fuus) – Zastanawiasz się zapewne co osoba taka jak ja tutaj robi.
(Izi) – Przyszedłeś pobyć sam, a przy tym zmówić modły. Co takiego dziwnego w tym może być. A tak, byłabym zapomniała, racz wybaczyć, twój wuj przysyła pozdrowienia i twierdzi, że część wojsk z Ługańska dotrze tutaj w przeciągu tygodnia.
(Fuus) – Zabawne, Cailon chce zagarnąć trochę chwały dla siebie. Wygraliśmy wiele bitew, jutro powinno być podobnie. Jednak coś nie daje mi spokoju…
(Izi) – Co Cię tak niepokoi, hmm?
(Fuus) – Nie martwię się wojskami, to tymczasowa niezależna sprawa… Bardziej chodzi o Mieszka, a raczej konkretnie to rozchodzi się o nowy sojusz.
(Izi) – Słyszałam, Dobrawa, Czeska Krasota jak to mawiają. Wydaje się zaufaną władczynią, a patrząc na straty jakie odnieśliśmy na południu, to wzmocnimy tym naszych obywateli.
(Fuus) – Gdyby Lautern słyszał jakie on głupoty nawymyślał, wbiłby mu trochę mądrości swoich. Wpuszczając kolejnych na nasze krainy, sprawiamy, że prowokujemy kolejną wojnę wewnątrz naszych własnych okręgów. Nie bronię mu dbania o naród, ale wojny domowej nie mógłbym mu darować.
(Izi) – Co wtdy z Voltarami?
(Fuus) – Odejdziemy z tych ziem i odstąpimy od waszej wojny.
(Izi) – Zostawisz swoich przyjaciół? W tym także i mnie?
(Fuus) – Izi, wiesz, że… Pociągasz mnie niemniej jak w dniu, gdy ujrzałem twe rysy pierwszy raz na Przyjęciu Lautern, ale…  Zawsze możesz w razie kłopotów ruszyć ze mną. Też mamy swoje małe imperium do odbudowania, koło Mińska.
(Izi) – Imperium nie jest ważne, póki masz przy sobie ludzi. Choć bardzo Cię darzę czymś wielkim, ale nie potrafię odejść. Nie póki jest niespokojnie.
(Fuus) –Też widzisz w tym posągu coś niezwykłego?
(Izi) – Posąg jak posąg, ładnie go wyrzeźbili, to muszę przyznać. Nie wiem czy powinnam spytać, ale spytam.
(Fuus) – Hmm?
(Izi) – Będziesz na ślubie Dobrawy?
(Fuus) – Miałem ominąć tak spektakularne przedstawienie, ale nie chcę zrobić przykrości gospodarzowi. Choć powiem ci, że momentem żałuję, że głupi Lautern nie mógł mnie zmienić.
(Izi) – Jeśli czujesz takiej ochoty, to pójdę sama i potem tobie opowiem resztę.
(Fuus) – Pójdę, nie pozwolę takiej damie ruszyć samej.
(Izi) – Tak to przedstawiłeś jakbym szła na wojnę, a nie na ślub naszego wielmożnego.
(Fuus) – Racz mi wybaczyć, zły dobór słow.
(Izi) – Widziałam, że Światosław was nawiedził. Co tym razem ma na rzeczy przychodząc tutaj?
(Fuus) – Przez ten cały zjazd południowców. Chce utrzymać w szachu całe przedsięwzięcie. Nie bez powodu tutaj jest, choć jego prawdziwego celu niestety nie znam.
(Iza) – wyszli – A panicze obserwują gwiazdy. Witajcie, Mieszko, Światosławie. Co wyczytaliście z dzisiejszego nieba?
(Światosław) – Ślub bez mniejszych problemów i zamieszek. Pogodna bitwa, która nadejdzie oraz czyjaś śmierć.
(Fuus) – Niebo zachmurzone, to muszą twoje oczy daleko sięgać. Ojciec Wincenty miałby o tym pewne określone słowo, Herezja.
(Mieszko) – Po części bym się zgodził.
(Światosław) – Do rzyci z waszymi poglądami. Postawie ludzi na dobrych miejscach, Mieszko, nikt tobie nie zagrozi, ani nie sprowokuje kolejnej wojny z Dobrawą.
(Izi) – Nie wiedziałam, że Rusini chętnie wspomagają inny kraj. Nie boicie się Bułgarów? Mogą wrócić.
(Światosław) – Kijów nie jest Gostyniem, droga Izi. Nie trzeba tak zażarcie tego bronić. Mam po swojej stronie Bizancjum. Póki żyję nie mają za bardzo nic do konwersowania.
(Mieszko) – Rad jestem, że uszłaś z życiem spod Gostnia. Przynosisz jakieś wieści? Wracasz ze wschodniej grani, nie mylę się?
(Izi) – Szanowny Mieszko prawie nigdy się nie myli. Jedynie przynoszę wiadomość, że mimo upadku wsi, najeźdźcy zostali przepędzeni, w większości to zimne pozostałości. Po drugiemu, Cailon wysłał jakiś czas temu swoich towarzyszy w naszym kierunku.
(Mieszko) – Dobrze usłyszeć, że stary Cailon o nas pamiętał. Nie odrzucę jego ludzi, skoro tak chętnie mi każdego wysyła. Służyć będą koronie, więc powitamy ich z honorami.
(Światosław) – Nie pałałem nigdy miłością do Voltarów, poza tobą, Fuusie, ale nie wystarczą moi ludzie? Jest ich na tyle dużo, by mogli zabezpieczyć każdy skrawek ceremonii. Nawet kapłan nie zdąży wyciągnąć sztyleta, kiedy jesteśmy w pobliżu.
(Mieszko) – Nie krytykuj tak mocno ich, Światosławie. Voltarowie mają swoją własną wojnę przy naszych granicach. Dlatego my…
(Lautern) – Dotarłem w końcu! – z okrzykiem
(Fuus) – Bracie…
(Lautern) – Jego Magnificencja nie jest rad, by zgadnąć kogóż to na trakcie spotkałem.
(Mieszko) – Mów, póki nie złożyłem obietnicy, że każde takie zachowanie skarcę, kto to jest?
(Lautern) – Panna Dobrawa, a któż inny.
(Światosław) – Niekomfortowa sytuacja, Mieszko.
(Fuus) – Jechałeś po drodze i ot tak napotkałeś książęcy powóz.
(Lautern) – Zbójcy próbowali ich napaść, ale razem z chłopami odparliśmy atak. Co prawda jeden z waszych padł w ostatniej chwili, ale za to Drogiej Księżnej nic się nie stało.
(Mieszko) – Jestem rad, naprawdę. Powinienem się odwdzięczyć za taki akt odwagi, ale… Muszę udać się… Gdzie jest Dobrawa?
(Lautern) – A to czeka przy drewnianym moście razem ze swoimi gwardzistami.
(Mieszko) – Nie mam przy sobie miecza, jak tak można… Nie zdążę wrócić do siedziby i go tu sprowadzić. Potrzebuję zastępczego…
(Światosław) – Pożyczyłbym Olgi, raczyłbym pożyć.
(Mieszko) – Nie obraź się, przyjacielu, ale to musi być broń z tych ziem.
(Izi) – A co z posągiem?
(Fuus) – To antyczny miecz. Byśmy stracili głowę za to.
(Mieszko) – Decyduję się. Wszelkie konsekwencje z tego wynikające biorę na siebie. Pójdę go wyjąć, ale potrzebuję wsparcia przy posągu, Światosławie.
(Fuus) – Ja też mogę pomóc z łaski swojej.
(Mieszko) – Zostań tutaj, a my brackie narody załatwimy sprawę we dwóch – poszli
(Lautern) – Porywa się ktoś z motyką na słońce, śmiem rzec.
(Izi) – Nie wiem czy władcy pasuje miecz z wyrytymi inskrypcjami w innym języku. To Voltarski przecież.
(Lautern) – Za to Dobrawa ma swój język, więc jej wysokości to obojętnie. Sami podarowaliśmy mu po prawdzie ten miecz. Nikt nie znał jego historii, ale wiadomo, że nikt z naszych znanych kowali tego nie wykuł. Miał być zwykłą relikwią, aż do teraz, gdy sam Król Polan Sir Mieszko postanowił to zmienić.
(Izi) – Gość z drugiego planu pojawia się i bierze wszystko na siebie. Wyczułeś moment.
(Lautern) – Między nami nie mam nic do Dobrawy, nawet jej nie rozumiałem, gdy lękała się ostrza, które poderżnęło gardła tych niegodziwców będących kilka metrów od niej. Nie zostałem pobity, zgwałcony ani powieszony, więc moje intencje zostały zrozumiane.
(Fuus) – Wiesz o Cailonie?
(Lautern) – Wiedziałem w momencie, gdy ruszałem ostatnią wyprawę. Miałem w mniemaniu, że czasowo zejdzie wieczność, lecz to nie był wymagający przeciwnik. Przywiozłem parę darów od przemiłych mieszczan. Mamy w końcu pierwszych lenników.
(Fuus) – Nie wykorzystujmy słabości innych, tak sobie obiecywaliśmy.
(Lautern) – Nie zabiorę więcej niż mi dadzą na wóz.
(Mieszko) – pokazał miecz – Ładnie się prezentuje. Trochę ciężki.
(Światosław) –Voltarska stal musi być ciężka, ale za to słyszałem o ranach, które owe klingi zadają.
(Mieszko) – Raczcie wybacz, spieszno mi do Dobrawy. Stawcie się na ślubie jeśli taka będzie wasza wola, a po wszystkim koniecznie musicie być na Chrzcie.
(Izi) – Co to Chrzest?
(Mieszko) – Kaznodzieja każe wykonać skłon w dół, a on polewa na twoją głowę wodę z naczynia.
(Lautern) – Po mojemu lepiej, za przeproszeniem, byłoby wejść do rzeki i przemyć twarz samemu.
(Światosław) – Skoro tak ma być, niechaj tak będzie. Mi też wybaczcie, ale muszę czym prędzej powiadomić ludzi. Do potem zatem – odeszli z Mieszkiem
(Fuus) – Myślałem, że przyjedziesz z Orianą, byliście tak nierozłączni.
(Lautern) – Oriana nie żyje.
(Fuus) – Przykro mi.
(Lautern) – Uratowała mnie. Takiego niezdarę.
(Izi) – Miłowanie zostawia ślad, zawsze. Ceniła twoje życie bardziej niż swoje własne. To godna ofiara.
(Lautern) – Za to łucznik ,który ją postrzelił został powieszony i przedźgany w swoich płaszczyznach.
(Izi) – Widziałam ją zaledwie raz, ale… Była… Była ciepłą osobą i tyle jeszcze mogła osiągnąć.
(Lautern) – Wywlekacie mój temat, a co z Wami? Widać, że się lekko zaokrągliłaś, Izi.
(Izi) – To znaczy…
(Fuus) – To prawda?
(Izi) – nieśmiało – Tak… Chciałam ci powiedzieć po ślubie, gdy zgiełk znacznie ucichnie.
(Lautern) – Przyjmijcie moje najszczersze gratulacje, moi mili – uklęknął – Niech nie zazna w swoim życiu takich problemów jak my, lecz niech nie rezygnuje z marzeń.
(Izi) – Dziękuję losowi, że dane mnie było was napotkać. Teraz jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd.
(Fuus) – My też, Izi, my również – złapali się za ramiona
(Lautern) – Nie raczyłbym przerywać, ale czekają na nas.
(Fuus) – Do czorta jasnego, czym prędzej na most! – krzyknął
(Lautern) – A jakże, będę szybszy od ciebie, braciszku!
(Izi) – Raczcie na mnie zaczekać, chłopcy!
Teraźniejszość
(Fuus) – Potem po ceremonii miecz stał się trzecią istotną rzeczą, o której się mówiło. Wybuchł skandal, że wielki wódz poszedł na ślub, a potem chrzest z cudzą klingą. Jednakowoż sytuację uratowała Dobrawa, a potem to jedno wielkie zamieszanie. Dotyczyło miecza, bo zaczął świecić naszymi runami. Przyjaciele Światosława przydali się na coś, by tylko mogli odpędzać potencjalnych złodziei… Hmm, a potem tylko dostałem informację, aby miecz gdzieś ukryć, gdzieś daleko, gdzie ludzkie oko nie zdąży sięgnąć, a sam miecz zostanie zapomniany. Razem z tu obecnym wbiliśmy stal w skałę, sądząc, że pewnego dnia nadejdzie jego prawowity właściciel, no i… Zjawiłeś się Ty. Włożyłeś go ponownie w miejsce jego spoczynku, oddając honor tym, co oddali życie, żeby tylko go ochronić.
(Ula) – Pytanie nie jest na miejscu, ale… Jak zginęliście?
(Lautern) – Dokładnie tutaj. Pierw umarłem Ja, a kilka minut później poległ Fuus… Obaj dźgnięci w brzuch przez osobę, która nazywa się Lok i miał dług w lokalnej karczmie… Głupiec myślał, że zabije nas, ukradnie miecz i wszystkie jego problemy znikną…
(Mathias) – Mieliście rację, że powinienem był nabyć waszą wiedzę… Oddaliście życie za coś, co teraz należy do mnie. Nie wiedziałem też, że istniała prekursorka Izy za waszego życia…
(Fuus) – Izi… - westchnął – Troszczyła się o każdego…  Po mojej śmierci, zaniosła malca do wuja, a dalej nie miałem wieści co się z nim działo… Choć i tak do tej pory jest równie martwe co my, moje dziecię…
(Lautern) – Bracie, nie rozklejaj się.
(Mathias) – Te powiązanie nie leży tylko przez ślad, prawda?
(Fuus) – Nie mieliśmy wspólnych przodków, ale… Połączyła nas historia, a nie osoby, które w niej uczestniczyły. Pochodzisz ze stron Światosława, więc po części reprezentujesz jego dawne wartości, Iza wartości Mieszka, a oboje przypominacie moje marzenia względem tych dwóch przyjaciół, za których również poległem.
(Ula) – Mieszko miał o wiele więcej szczęścia, ale co z tym… Światosławem?
(Lautern) – Po wygranej wojnie, ruszył w swoją stronę. Miał wrócić w ciągu roku jak uformuje utracone pozycje. Usłyszeliśmy jedynie wieści, że dokonano na nim zamachu, niestety…
(Mathias) – oko zajarzyło się na czerwono – Muszę dowiedzieć się więcej… Słyszałem, że są księgi… Muszę je przeczytać…
(Fuus) – Jeśli pragniesz znaleźć wiedz… Ale znaleźć, nie wykorzystać, droga stoi otworem.
(Lautern) – przejechał łapą po napisach na ziemi – Oto twoja nagroda…
(Mathias) – To było tyle stuleci zamknięte?
(Fuus) – Właściwie to nie, Voltarkini, którzy opanowali nasze zdolności również mogli wchodzić do środka. Decyzja należy do ciebie. Tylko nie przeraź się tym, co zobaczysz w środku. Nie napotkasz waszych chodzących zwłok, ale na każdego działa przejście inaczej. Możesz mieć iluzje… Możesz widzieć coś, co sprawi, że stracisz kontrole, możesz również tymczasowo stracić panowanie nad zmysłami…
(Mathias) – Wchodzę, a ona ze mną.
(Fuus) – To wbrew zasadom… Tylko Voltarkin przecież może…
(Mathias) – W rzyci mam zasady. Będzie trzeba to ustalę je na nowo… - wyciągnął miecz – Jak wynika z historii, ja dzierżę teraz runiczny miecz i ja zdecyduję co jest dla mnie dobre, a co złe…
(Lautern) – Jeśli ją wprowadzisz, może grozić jej większe niebezpieczeństwo niż sądzisz. Jesteś gotowy ponieść kolejną ofiarę?
(Mathias) – wymachnął ostrzem przed wilkami – Poświęcę się, jeśli będzie trzeba.
(Fuus) – Nie możesz przerwać kręgu…  Nie niszcz tego, co tworzyliśmy przez lata…
(Mathias) – Przykro mi, że musieliście do tego się zniżyć, by dotrzymać ostrze przy istnieniu, ale… Teraz jest inny czas. Nie ma dobra i zła, jest tylko Potęga… Jeśli jesteś słaby, widzisz jak twoi bliscy giną… Zawodzisz i snujesz się jak cień. Dokończę to, co zacząłem – groźnie – Znajdę Izę, a potem…
(Lautern) – A co będzie z Igorem? Co zrobisz jak już przed nim staniesz, będąc w znacznie lepszym położeniu niż On? Jaka będzie wtedy twoja odpowiedź?
(Fuus) – Co wtedy uczynisz…?
(Mathias) – zamknął oczy – Wtedy pozostanie mi… [zakłócenia] – otworzył oczy
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K (Wspomnienie)
- Mateusz C
- Joanna W
- Wiktoria B
- Marcin B
- Klaudia G
- Patrycja W*
- Rafał N*
- Strateg*
- Jajko*
- Peruz*
- Adam W*

*Postacie do dodania
UPDATE NIEDŁUGO

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.timik-wirtualny-swiat.pun.pl www.spox-bakugany.pun.pl www.sasuke1.pun.pl www.wrestlingforumgame.pun.pl www.naszaklasa2c.pun.pl