#1 2016-06-17 19:50:50

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 7 - Nie my tacy, takie jest życie

Po jakimś czasie,  Zła Wieś, pod Gdańskiem
Przyjaciele długo krzątali się po okolicy z myślą, gdzie się udać. Po tragedii jaka wydarzyła się w piwnicach Stargardzkiego kościoła, nie mieli dalszej motywacji, a Seroga swoją pokerową twarzą ukrywał wszelkie emocje, które burzyły się wewnątrz niego po śmierci Nikity. Kolejni umarli, a żywi nadal nie dotarli do swojego dobrego miejsca. Chwilę oddechu mogli znaleźć w małej mieścinie niedaleko Gdańska. Tam opatrzyli swoje rany, napoili się i najedli. Jednak to był początek ich kłopotów. Dima pozwolił bratu na zbyt dużo swobodę, przez co po swojej pobudce nie mógł go nigdzie dopatrzeć. Przetrząsnął wszelkie skrytki, które zajęli wcześniej, nie zapuszczając się na dalsze nieznane tereny budzącej grozę samą nazwą Złej Wsi. Podniósł swój karabin z piaskowego kurzu, a usiadłszy na ściętym pniaku, podparł się kolbą i do głowy przychodziły mu różne obrazy. Nawet takie opcje widział, które aż zmrażały krew. W najgorszym scenariuszu jego młodszego brata dopadły trupy, zagryzły i dały okazję mu się przemienić. W porę Alona zainterweniowała, kładąc swą dłoń na ramieniu Dimy, wybudzając go przy tym ze szaleńczego letargu.
(Alona) - Dima... Dima, obudźżesz się... - potrząsała
(Dima) - łapiąc się za głowę - To tylko mara... Na wszelkiego Bogi, to tylko iluzja...
(Alona) - Nie mógł odejść daleko no...
(Dima) - A mówiłem mu, żeby choć poczekał na zmianę warty.
(Seroga) - podszedł - Dima, rozumiem twoje rozgoryczenie, ale tak nie pomożesz bratu. No co tak patrzysz? Sądziłeś, że przez tamto zdarzenie odejdę? Tak... Czułem na początku bezsilność... Następnie palący gniew i zew krwi... Przez sekundę nawet myślałem o prawie hamurabiego...  No więc rozmyśliłem się. Zrobiłbyś to samo dla mnie i... Nikity... czy Nataszy...
(Alona) - Zachowywał się jakoś dziwnie? Coś wzbudziło twoją uwagę?
(Dima) - Zupełnie nic, a chociaż...
(Seroga) - Słuchamy.
(Dima) - Przed drzemką chodził z jednego końca budynku do drugiego. Miał lekko zaciśnięte usta, teraz sobie przypominam.
(Viktor) - Może skoczył za potrzebą. Jeśli go trzymało to co miał zrobić?
(Alona) - Trochę powagi.
(Andrej) - Rozważmy wszelkie ewentualności, dobrze? Może jakieś ziarno prawdy w tym jest.
(Dima) - Miał toaletę piętro niżej... Nie mógłby, znam swojego brata.
(Wlad) - Może nie znasz go tak dobrze.
(Dima) - wstał - To co proponujesz?
(Wlad) - Może zaciekawiło go coś... Może nawet gdzieś utknął i potrzebuje pomocy, a my rozprawiamy tutaj o marusiowych cyckach. Logicznie pomyślcie. Załatwić mógł się piętro niżej, tak jak wspominałeś.
(Alona) - Przeżył stratę dziewczyny, którą dopiero co poznał... To zostawiło ślad.
(Andrej) - Sugerujesz, że chciał coś udowodnić?
(Wlad) - Nie znam go tak mocno jak Dima... Zachęcałbym ruszyć tyłki i zacząć poszukiwania.
(Alona) - spoglądając przez okno - Może nie będziemy musieli daleko szukać...
(Dima) - O co chodzi...?
(Alona) - Chyba po nitce trafimy do kłębka...
(Dima) - Czy to jest... Ten chłopak... A kim jest ten drugi, którego prowadzą...
(Viktor) - używając lunety - Wyglądają jak prowadzi na rzeź... Musimy iść za nimi...
(Alona) - Chodźmy już... - podniosła plecak - Doprowadzą Nas do Mihy.
(Seroga) - A co zrobicie z tamtą dwójką?
(Dima) - Może reszta grupy jest gdzieś w pobliżu... Dobra, nie możemy iść wszyscy. Ja z nerwów jeszcze coś spieprzę... Macie też rację, że się możemy wystawić na ogień... Niech najlepszy strzelec z nas pójdzie, najwyżej dwóch.
(Alona) - Skoro nikt się nie garnie, to pójdę ja.
(Viktor) - Pójdę z tobą.
(Dima) - Sprowadźcie mojego brata z powrotem. I dopuście, aby tamtym nic się nie stało.
(Alona) - Obiecuję, że zobaczysz się z bratem tak szybko jak to będzie możliwe.
(Wlad) - Dima... Jeśli podtrzymujesz to co powiedziałeś, to musimy iść...
(Dima) - Alona... Gdyby jednak... To upewnij się, że oprawcy już nie wstaną...
(Alona) - zdziwienie
(Seroga) - Nie mamy czasu... Viktor... Alona... Lepszej szansy nie dostaniecie... - wskazał palcem
(Dima) - odchodząc - Oby to nie był błąd, który będzie kosztować Mathiasa żywcem...
(Wlad) - Przejmujesz się teraz bardziej obcym? 
(Dima) - Pamiętaj, że dzięki niemu nie zginęliśmy tam wszyscy.
(Wlad) - Nikita i Aleksej nie byliby tak zgodni.
(Dima) - Tracę cierpliwość...
(Seroga) - Nie daj się sprowokować.
(Wlad) - Zapomniałeś zupełnie o tym, jakby stało się lata temu... Nie wierzę, że myślisz co myślisz...
(Dima) - A uwierzysz w to...? - zamach w nos - Liczysz na bolesna szczerość czy głębokie zapomnienie?
(Wlad) - Nie powinieneś troszczyć się bardziej o obcego gościa, którego spotkałeś pierwszy raz w życiu... A twój brat...
(Dima) - zacisnął pięść - Nie rozmawiałem z nim długo, ale wiem, że ma więcej do stracenia niż My... Ma swoją ukochaną... Ma spore grono przyjaciół... Nie stawiajmy swoich potrzeb na pierwszym miejscu...
(Wlad) - Postaw swojego brat na pierwszym miejscu. A dopiero potem skup się na pozostałych.
(Seroga) - Żałuję, że Alona jednak poszła. Wiedziałaby jak zapobiec waszym sporom.
(Dima) - Wolałbym pójść tam z nią, ale nie ręczyłbym za moją poradność...
(Andrej) - Jesteś niepewny dlatego wysyłasz innych zamiast samemu pójść? A gdzie wasze braterstwo...?
(Seroga) - Odpuśćcie... Obaj...
(Andrej) - Nie zamierzam...  I zaraz ja... - usłyszał trupy - No zaczęło się...
(Seroga) - Jest ich z kilkadziesiąt... Wystrzelamy się z amunicji i wyszczerbimy noże...
(Dima) - Nie ma innej drogi... Nie wespniemy się po tych ścianach...
(Wlad) - No to co... Niech mnie... Nosz kurwa... No to nieźle...
Sytuacja wydawała się być patowa, ponieważ w ruch poszły głównie bronie bliskiego dystansu. Nie mieszano w porachunki cechu palnego dla celowego nie zwabiania większej ilości trupów wprost na nich, co równało by się z porażką zadania, a jednocześnie śmiercią Mihaiła. Nie zostali sami sobie na długo. W krytycznej chwili, gdy pryskała już wszelka nadzieja na wyjście cało z opresji, gdy Andrej wyciągał katolicki różaniec z płaszcza, stało się to.
Zza rogu widoczne były cienie, a z pobliskiego okna wyskoczyło kilku ludzi. Zebrawszy się w sobie, rzucili się w morderczym szale na trupie stado. Głupie stwory miały zdezorientowany stan umysłu. Z każdej strony ktoś walczył, a te najbardziej uciążliwe truchła padały pod naciskiem wściekłych Rosyjskich oręży pod nogi swoich oprawców. Po odrzuceniu ostatnich chodzących zwłok oraz ich dobiciu, oczom Rosjan ukazała się grupa dobrze już im znana, jednakże była liczniejsza niż ostatnio, a szczególnie uwagę Dimy zwróciła dziewczyna w ciemnych długich blond włosach.
(Ula) - "Los ma poczucie humoru..."
(Dima) - Ja was znam... Przyjaciele Mathiasa, nie mylę się?
(Wiktoria) - Nie mylisz się. Co wy robicie w takim miejscu?
(Seroga) - Zauważyliście z pewnością, że kogoś nam brakuje.
(Dima) - Mój brat zniknął... A poza tym widziałem dwójkę ludzi niedawno. Dosłownie kilka minut wcześniej. Jednym z nich był Mathias.
(Iza) - "On mówi o Mathiasie... Powiesz co wiesz..." - nerwowo
(Dima) - spojrzał na Izę - To Ty musisz być Tą lubą, której poszukiwał...
(Wiktoria) - Kim była druga osoba?
(Seroga) - Wyższy ode mnie, zapuszczona grzywka... Ciemne włosy, nie dość interesujący.
(Wiktoria) - Czyżby to był... Osa... "Tam może być też Osa..."
(Dima) - Niektórych z was jeszcze nie poznałem... Wszyscy znaliście się już przedtem?
(Wiktoria) - Znamy się wszyscy znacznie dłużej, ale nie pora na pogawędki... Musimy dotrzeć do miejsca, o którym mówiliście. Pamiętasz, gdzie to jest?
(Dima) - Myślę, że wiem. Planowaliśmy zajść ich od tyłu.
(Iza) - "Uwolnimy ich wszystkich, musimy..."
(Seroga) - Ledwo co rozumiem, ale... Spróbujmy wydostać jeńców nim dokonają na nich egzekucji...
(Dima) - Nie zmieniajmy szyku, za mną - biegł przodem
5 minut później, stary magazyn
(Marta) - "To chyba od was..." - wskazała na ukrytą Alonę
(Seroga) - Gdzie jest Viktor do cholery...
(Wiktoria) - Obstawiliście tylko jedną stronę zapewne.
(Dima) - Do czego zmierzasz?
(Wiktoria) - A co jeśli zechcą uciec? Możemy pomóc. Mamy kogoś, kto praktycznie nie pudłuje.
(Ula) - "Potrzeba dywersji i to jak najszybciej..."
(Marta) - "Pójdę od frontu i zastrzelę pierwszego sukinsyna, którego zobaczę, a potem dorwę kolejnego sukinsyna, który będzie chciał pomóc swoim pobratymcom."
(Seroga) - Słucham?
(Marta) - "Pozwólcie mi iść przodem. Oczyszczę drogę, a potem wkroczy reszta."
(Wiktoria) - Marta dobrze strzela i wesprze ewakuację. Zapewnią nam ochronę, kiedy wyprowadzimy trójką porwanych. To niemal jasne.
(Dima) - Nie jestem przekonany. Co jeśli interwencja zakłóci wszystko?
(Andrej) - Chciałeś ocalić brata czy jednak widzisz w tym sprzeczność i wolisz się wycofać?
(Dima) - Wiktoria... - kiwnął głową - Zróbcie to po waszemu. Miejmy nadzieję, że coś to da i nie zabiją ich od razu, gdy dostrzegą spisek...
(Wiktoria) - szturchnęła Martę - "Leć, tylko uważaj. Może być niebezpiecznie."
(Marta) - "Niebezpieczeństwo to moje..." - poczuła wzrok na sobie
(Dima) - krząknął znacząco
(Marta) - "To znaczy, ja... Zrobię wszystko co w mojej mocy" - truchtem
(Dima) - To wasz najlepszy snajper?
(Wiktoria) - Jest jeszcze jedna osoba - kątem oka na Izę - Lecz ze względu na pokrewieństwo... Nie mogliśmy jej wysłać.
(Dima) - Z tego samego powodu mnie tam nie ma bezpośrednio...
(Seroga) - Chodźmy powoli, ale nie przyspieszajmy kroku. Kocie łapy są niemal niesłyszalne w cieniu, ale nawet tupot dzikiego stada słyszany jest w najciemniejszej otchłani.
(Wlad) - Po to biegliśmy na złamanie, by teraz zaniechać biegu? Co z wami nie tak?
(Seroga) - Jeśli tak Ci spieszno do grobu, to możesz iść szybciej, ale zabijesz przez to nas wszystkich...
(Wlad) - A czy nie powinnyśmy aby... - usłyszał pierwszy strzał - Zaczęło się?
(Dima) - Miha...! - biegł co sił
(Ula) - "Nie biegnij na śmierć. Wiki... Iza... Biegnijcie za mną..." - skręcili w boczną alejkę
(Dima) - Gdzie oni... A z resztą...
(Klaudia) - "A co z nami...?"
(Seroga) - Zostańcie w okolicy, ale nie oddalajcie się... A jak coś do was podejdzie... Po prostu to zajebcie nim zdąży was ugryźć... - wbiegł za Dimą do środka
(Dima) - Co do... - usłyszał drugi strzał - wpadł na kogoś - Hej...! Moment...! - spoglądał jak ucieka - Nie mamy na to czasu...
Po wejściu do centrum magazynu, pierwsze co rzuciło się w oczy, to był to wystrój miejsca sprawiającego z pierwszego oka wrażenie bycia w rzeźni. Nawet powiewał po włosach syberyjski chłód wiejący z chłodni. Na wieszakach i stołach, wszędzie znajdowało się oporządzone mięso, a w koszach na śmiecie i kominkach można było doszukać się jeszcze szczątkowych śladów odzieży. To było jasne, że miejsce było czymś więcej niż zwykłą pułapką. Przypadkowo natchnął się na zamknięte drzwi do jednej z chłodni, a w okienku dostrzegł zamrożone na śmierć ludzkie ciało, które nie zdążyło się jeszcze przemienić przez mróz czasu. A po przejściu kilku stoisk ze zakrwawionymi narzędziami, ujrzał to czego nie powinien był nigdy ujrzeć.
Przy polu kaźni ujrzał swojego brata. Miał związane ręce, skuloną głowę i przeciętą szyję , z której sączyła się krew. Podbiegł do młodszego od razu, kładąc go na plecy i wyciągając z kieszeni chustkę, którą podarował mu Mihaił na osiemnaste urodziny. Chciał w ten sposób zatamować krwawienie, które i tak zabiło jego młodszą wersje znacznie wcześniej. Przeciągnął do bliżej siebie i ułożył swoją głowę obok jego, delikatnie przymykając oczy nie dając łzom prawa zaistnieć w danej chwili. Gdy dotknęła go Alona, uronił jedną długą łzę, której nie potrafił nijak powstrzymać. Kątem oka zobaczył, że Mathias z Osą zdołali przeżyć, lecz jego najbliższy jedyny brat nie miał tyle szczęścia. A
Świadomi niebezpieczeństwa, Seroga z Viktorem stali w pobliżu by w razie przemiany szybko zainterweniować. Po prawdzie był w kręgu sam, prócz Alony, która nie odeszła nawet na krok od braci. Z jednej strony była szczęśliwa, że wszyscy zakładnicy nie zginęli, lecz z drugiej nie potrafi pogodzić się z tym faktem, że Mihaiła już nie zobaczy i nie powie mu, że zawiodła jego starszego brata. Mathias w tej chwili chciał podejść do Dimy, ale Ula zagrodziła mu drogę i zostawili Rosjan tymczasowo samych w magazynie, a reszta postanowiła zaczekać na zewnątrz, wychodząc z rozgoryczonymi minami z budynku.
(Dima) - smutny w kącie - Bracie... Gdybym przybył kilka minut wcześniej to...
(Alona) - przykucnęła - Nic nie mogłeś zrobić. Byliśmy poza ich zasięgiem... Przepraszam ze swojej strony, że zainterweniowałam zbyt późno.
(Dima) - Ja powinienem tam być, więc nie obarczaj się... Nie próbuj nawet, Alona...
(Alona) - Pragnę jakoś się zrewanżować za moją nieudolność - spuściła głowę
(Dima) - Nie jesteś nieudolna.  Bez Ciebie nie byłoby mnie. Jesteś przydatna nam wszystkim - spojrzał na nią - Potrzebna samej sobie.
(Alona) - przytuliła - Dima, ja...
(Dima) - Na pewno Miha nie gniewa się na Ciebie, tak samo jak nie gniewam się Ja. Cenię sobie wasze bezpieczeństwo i nie mów nic o rewanżu. To ja jestem wam wiele winien...
(Alona) - przybliżała się - Nie jesteś winien nic, zupełnie nic...
(Dima) - odsunął się - Dzięki, że mnie chcesz wesprzeć, ale... Miha...
(Alona) - Pożegnajmy go z honorami na jakie zasługiwał.
(Dima) - wziął do ręki szpadel - Pomożesz mi? Zrobimy to tutaj...
(Seroga) - wtrącił się - Chcesz urządzić mu grób tutaj?
(Dima) - Zdaję sobie sprawę z sytuacji, że wożenie się z ciałem słabo wpłynie na naszą watpialność w otoczenie. Poza tym... Nie chciałby nas wpakować w kłopoty jeszcze po śmierci. Pomożecie mi z kopaniem?
(Viktor) - Pomożemy - podniósł łom z podłogi - A co zrobimy z kryjówką? Pełno tu różnorakiej zarazy...
(Dima) - Spalimy to, by nikt już nie czerpał korzyści z cudzego cierpiania...
(Alona) - A ja... - odwiązała szalik Mihaiła - obszyję jego szal częścią nas samych. Mogę skorzystać z waszych ubrań awaryjnych, choć z fragmentów?
(Seroga) - A niech diabli wezmą to, Alona... Rób co musisz, a my zapewnimy naszemu przyjacielowi wieczny odpoczynek.
(Dima) - w myślach - Racz mu dać, Panie...
(Wlad) - wylewał benzynę po obiekcie - Nie spodziewałem się pieprzonych ludożerców... Nie w takim cywilizowanym kraju... Toż to nie Filipiny do kroćset...
(Dima) - Sadyści są wszędzie... - rozkopując podłogę - Nieistotne w jakim kraju... Ważne, że pojawiają się zawsze wtedy, gdy na szali są twoi bliscy... A ty... Stoisz w taki miejscu jak to... I użalasz się nad sobą... - odrzucił szpadek
(Seroga) - Przykro mi, Dima... Mogliśmy po części zareagować wcześniej...
(Dima) - Po prostu nie było mnie przy nim w dobrym momencie. Widocznie tak musiało być... Zupełnie jak przed laty, gdy... Nasza stara załoga połączyła się, a po czasie każdy po kolei się rozszedł... Kirył... Igor... Lera... A teraz przyszła pora na mojego brata.
(Andrej) - Brat podobno nie brał udziału czynnego w waszych porachunkach, prawda?
(Dima) - uśmiechnął się - Bezpośrednio nie, ale krył mnie przed rodzicami, a wyobraźcie sobie, że dużo wiedział o tym co robiliśmy... Dla Kogo robiliśmy... Mimo tego krył  mnie, kiedy ja stawiałem go w ciemnym świetle przed rodziną.
(Seroga) - Byliście wtedy inni. Teraz też... Jesteś... Jesteś teraz inny.
(Wlad) - A co z tym kolesiem? - wskazał na ciało Safe Zone
(Dima) - bez reakcji - Niech spłonie z resztą tego draństwa. Ja przyszedłem tutaj w jednym konkretnym celu. Kochałem swojego brata i tylko dla niego jestem godzien zmarnować swój czas, siły, a nawet życie... - wskoczył na dół - Podajcie mi go...
(Seroga) - wziął Mihaiła pod ramię - Dima, ostrożnie tylko... - pchnął w dół
(Dima) - odebrał - Spokojnie braciszku, już Cię trzymam... - położył ciało na plecach - Choć teraz mogę zamknąć Ci oczy - wykonał gest - Spoczywaj w spokoju... - zamknął swoje oczy
(Alona) - Połączyłam strzępki materiałów. Tak niewielka ilość, że nie zorientujecie się skąd zabrałam materiały. Wpletłam część ubrań każdego z Nas do tego szalika... Dima, jeśli zdecydujesz się go złożyć... Możesz zyskać błogosławieństwo z góry. To działa jak amulet jeśli go zatrzymasz. Złożony w grobie pozwoli jemu na szybszą podróż tam za święte bramy.
(Dima) - Nie ceniłem swojego bytu mocniej od brata. Nie jestem protegowany, ani uprawniony do tego, aby wywyższać się cudzym szczęściem, po prawdzie jeśli nie jest zdobyte w sposób przypadkowy... Chcę takiego farta nabyć swoją drogą, a nie na skróty... Nie kosztem innych... - wziął szal do ręki - A tak poza tym... Chcę by jemu choć się udało dotrzeć na drugą stronę i obserwować przyszłość z góry, a jeśli to mu pomoże... Spełnię ostatnią posługę... - zawinął szalik bratu - Bywaj... - znak krzyża - I jeszcze jedno... Spalimy to miejsce, by żaden trupojad nie dostał się do twojego ciała...
(Wlad) - Zakopujemy?
(Dima) - Alona, reszta... Dawajcie wszyscy...
(Alona) - Zróbmy to razem... - z przekonaniem
Grudzień 2013, dziupla Lisa Tołstoja
(Dima) - zapukał w drzwi - Jest tutaj kto? Miałem się tutaj zjawić... Poznać mojego zleceniodawcę...
(Igor) - Chyba nikt nie otworzy, po prostu dziadek nas wystawił.
(Lera) - Trochę większego zaangażowania... - zapukała trzy razy
(Igor) - Po prostu dajcie mi to zrobić... - trzy kopniaki w drzwi - Mamy magiczną cyfrę.
(Kirył) - Jeszcze sprowadzicie na nas kłopoty... Nie chcę mieć złej reputacji na mieście.
(Igor) - To trzeba było nie brać udziału w tym.
(Kirył) - Tylko ja z was mam prawko... Daj Boże weź uchowaj...
(Lis) - otworzył drzwi - Szybciej wchodzić do środka. No dobrze, jesteście pewni, że nikt was nie widział? To bardzo istotne.
(Igor) - Wrzuć na luz. Jesteśmy tu tylko my.
(Lis) - zamknął drzwi na zamek - Dbam o środki ostrożności.
(Dima) - Zauważyliśmy.
(Lera) - Nigdy nie poznaliśmy Pana osobiście. Rozumiem, że obawy były uzasadnione.
(Lis) - Bardzo mądra dziewczyna... - krząknął - A więc, macie to o co was prosiłem?
(Kirył) - Mamy w plecakach co mniejsze rzeczy, a reszta jest w bagażniku.
(Lis) - Na wielkie Bogi, w bagażniku? - chodził nerwowo w ten i nazad - Wiesz chłopcze ile te rzeczy są warte?
(Igor) - Dla Ciebie zapewne fortunę.
(Lis) - Nie kieruję się pobudkami czysto materialistycznymi. To jest mi potrzebne... Jak mawiał mój świętej pamięci dziadek "Gdyby nie było cierpienia, człowiek nie znałby swych granic, nie znałby siebie". Polecam wam, Wojna i Pokój.
(Igor) - Słucham?
(Lis) - Mała autosugestia nie jest zła... Te wasze pokolenie już nie pamięta tamtych czasów.
(Lera) - Czytałam osobiście i bardzo fajna lektura do poduszki. Zainteresowała mnie Natasza Rostowa, główna bohaterka niemalże. Młoda hrabianka była kobietą bardzo podatną na namiętności. Uczucia szalejące w jej głowie często uniemożliwiały jej racjonalne podejmowanie decyzji. Kiedy stary książę Bołkoński nie zgodził się na oświadczyny syna, każąc mu czekać aż uzyska wysokie stanowisko w armii, Natasza nie mogąc już się powstrzymać zaczyna flirtować z Anatolem Kuraginem, którego spotyka w operze. Jej nachalny adorator pisze miłosne listy, osacza ją i sprawia, że zaczyna ona wierzyć w to, iż go kocha. Znajduje się w uczuciowej matni, sama traci wiarę w swoje przekonania. Postanawia uciec razem z nowym „ukochanym”, ale – jak się okazuje – intencje brata Heleny nie są czyste. Był on już żonaty, takie postępowanie przynosiło wstyd Nataszy i jej rodzinie. Książę Andrzej dowiedziawszy się o tym wyznał Piotrowi Bezuchowi, że honor nie pozwoli mu już ponowić oświadczyn.
(Lis) - Panienka mnie zaskoczyła. A żeby wiedzieć na pewno, czy wie Pani... Panno, hmm...
(Lera) - Mam na imię Lera.
(Lis) - Jak rozumiała Natasza swoje powiązanie z mości Piotrem, którego była drugą połowinką?
(Igor) - Czemu to ma służyć? Do cholery...
(Lis) - Chłopcze, wyrażaj się. Jesteś w moim... Domu, a nie u siebie w stodole...
(Lera) - Rozumiała, że będąc z nim szczęśliwa odpokutuje swoje winy z przeszłości. Chciała zacząć życie od nowa.
(Lis) - Przecie. Każdy popełnia błędy. Planowałem zrobić kontynuację tego, ale...
(Dima) - przeszkodził - Wybacz, ale... Przyszliśmy tutaj w konkretnym celu...
(Lis) - Konkretny człowiek. Zupełnie jak mój ojciec. A więc... Pokażcie mi mój towar.
(Igor) - Moment. Pierw powiedz kim jesteś. Dostaliśmy tylko inicjały LT.
(Lera) - Nie denerwujmy go.
(Lis) - Nic się nie stało. Młoda krew się rwie, to nie nowość. Sam byłem podobny do was. Nie jest łatwo w tych czasach, kiedy nazwisko rodowe prawie nic nie znaczy, a majątek zabiorą Ci na poczet kraju. Nie o to moi przodkowie walczyli przez te pokolenia... Pozwólcie, że się przedstawię dla jasności. Lis Regis Dett Tołstoj... Miło mi was poznać.
(Dima) - Nie powiedzieliśmy Ci jak się nazywamy.
(Kirył) - Przecież to arystokrata. Ma wtyki w mieście.
(Lis) - Po części prawda. Po prawdzie jednak podpisywaliście jakiś papierek nim wykonaliście pierwsze zlecenie, nie mylę się?
(Lera) - Po tym wiedziałeś z kim masz do czynienia.
(Lis) - Po tym dowiedziałem się, że nie jesteście byle pionkami w tej maszynerii napędzanej przez tego anarchistę Putina... Pfu...
(Dima) - Pański dziadek po części popierał anarchizm i nawet o nim pisał. Czy to nie jest dziwne?
(Lis) - Ten pogląd nie przeszedł genetycznie jak widać. Planuję odtworzyć stare imperium rodzinne sprzed lat. Do tego potrzebuję Was. Wykonacie parę zleceń, zawiążemy współpracę, a macie mój immunitet... Oczywiście na czas pracy. Spiszecie się dobrze, a suma będzie się zwiększać. Po całej operacji planowanej na wysoką skalę nie zapomnę o Was.
(Igor) - Szlachetne. Tylko masz tylu ludzi wokół siebie. Czemu ich nie poprosisz?
(Lis) - Ponieważ nikomu nie mogę ufać. Nikomu z nich... Stary konflikt rodzin, nie muszę wam tego objaśniać. A teraz pokażecie mi to z czym przyszliście?
(Dima) - Pokaż mu...
(Igor) - wyjął z plecaka - Kamienna książka, której nie można przeczytać... Cholernie mi ciążyła...
(Lis) - Tak... To na pewno ona... Czy mógłbym obejrzeć?
(Igor) - Jest twoja, tylko wiemy to nie nasza sprawa, ale skoro już w czymś bierzemy udział...
(Lis) - Kochani, to jest księga, która powinna zostać zniszczona po obaleniu caratu. Zapisywane były w niej rozkazy. Komu odebrać wypłatę, kogo powiesić, a komu dać godny żołd i tak dalej. Księga podwładnego Piotra Wielkiego, a tak się składa, że mój przodek od strony ojca należał do jego przybocznych ludzi, Aleksander Iwanowicz. Nie sądziłem, że to się uchowa... Przetrzymało tyle lat, ale nadgryzł to ząb czasu...
(Dima) - Potrzebujesz nas tylko po to, by odnowić swój Rodowy majątek?
(Lis) - Prawie... Jesteś na dobrym tropie. Chcę odzyskać swoje imię... Nie chcę ukrywać się po kątach czy przesiadywać w podmokłych hotelach. Państwo odebrało mi tytuł... Odebrali mi możliwość bycia człowiekiem. Dlatego poszukuję dowodów na zamach na dobro mojej rodziny, a przy okazji pragnę przywłaszczyć sobie to, co kiedyś było moich przodków własnością.
(Igor) - Pobudki dobre tylko czy nie masz za wysokiego ega? Mieszasz nas w politykę... Nienawidzę polityki.
(Lis) - Oferuję wam tylko od kilku do kilkunastu zleceń. A potem będziecie wolni.
(Lera) - Resztę pokażemy jak zobaczymy pieniądze. W końcu nie robimy tego za darmo.
(Lis) - Rozumiem. Za dobrą robotę się płaci, a ja jestem gotów zapłacić za dobrych ludzi. Panie Borodastow, dobrał Pan sobie ciekawych kompanów, winszuję szczerze.
(Dima) - To są moi przyjaciele.
(Lis) - Tak tak. Przyjaciele. Nie przeczę Pana obranej ideologii.
(Igor) - krząknął znacząco
(Lis) - Już przygotowuję sumę... - zajrzał do szuflady
(Igor) - No to ile się nazbierało?
(Lis) - wyciągnął kopertę - Cztery tysiące rubli. Chcecie przeliczyć?
(Dima) - Czyli po tysiaku na głowę - odebrał - Lera, więc pokaż swoją...
(Mihaił) - wpadł przez okno - No cholera...
(Lis) - odsunął się - Co to... Kto to...?
(Igor) - W takim momencie...
(Dima) - Miałeś za mną nie jechać...
(Mihaił) - Byłem ciekawy co robisz... Co by powiedzieli rodzice...
(Lis) - Mówiliście, że przyszliście sami... - wyciągnął z szafy dragunova
(Igor) - Spokojnie, to jest nasz... Nowy członek...
(Lis) - Nie wspominaliście o piątym kole u wozu.
(Lera) - Dołączył niedawno.
(Lis) - Nie było w umowie nic o piątym człowieku. Nie będę mógł mu zapłacić.
(Mihaił) - Słucham...?!
(Lis) - Załatwcie to między sobą. Nie będę nadstawiał karku za całą piątkę...
(Dima) - Pogadam z nim. Proszę nie zabierać nam możliwości zarobku. Ciężko tutaj o dobrze płatny fach, a tata może stracić pracę niedługo...
(Lis) - Wyjdźcie i załatwcie sprawę na zewnątrz... A za te okno potrącę wam przy następnej wypłacie... Chuligany... Zastanawiam się czy zbyt wcześnie nie dałem wam aprobaty...
(Igor) - Jest ok. Dogadają się na pewno... - ściszonym głosem - Dima, bierz za chabety go za drzwi i...
(Dima) - Nie ucz mnie jak mam wychowywać brata.
(Mihaił) - Stoję tutaj. Ktoś mi powie o co biega? I kim jest ten pryk?
(Dima) - Chodź, wszystko Ci objaśnię zaraz... - wyszli
(Lis) - Doprawdy, co za kultura - oburzenie
Teraźniejszość
Po przypomnieniu sobie ostatniego wspomnienia ze swoim bratem, Dima dosypał ostatnim szpadlem mogiłę. Na to położył wcześniej oderwane fragmenty podłogi. Gdy odmówił swoją modlitwę, przyżegnał się i dał znać Wladowi by zapalał benzynę. Ten był na tyłach i jemu przyszło zdziałać honory. Potarł czubek zapałki o łatwopalny krzemień, zapalił i paląca się zapałkę rzucił za siebie.
Miejsce powoli zaczynało się jarzyć, a co zdążyli się wydostać, magazyn kanibali jarał się jak świąteczna choinka dając upust paskudnemu rozwijającemu się ludożerstwu.
Na zewnątrz, gdzie już czekała druga grupa. Nie było widać auta, które stało przy budynku, to by oznaczało, że przywódca ludożerców uciekł, lecz przynajmniej Osa z Mathiasem przeżyli. Nie udało się uratować również Tomka, choć on sam myślał, że cudem ocaleje. Nie trupy stały się zagrożeniem w danym momencie, tylko łowcy ludzi, kanibale, najbardziej niebezpieczny odłam ludzi, który łapie ludzi, a potem zabije ich pozyskując mięso, nie martwiąc się o zwykłe pożywienie.  Jej dowódca uciekł, w stronę Gdańska. Gdy Iza zobaczyła Mathiasa, od razu podbiegła go przytulić, była wdzięczna, że wrócił. Wszyscy zauważyli, że kogoś wśród chłopaków brakuje, byli świadomi co mogło się stać.
(Wiktoria) - "Nic wam nie jest, a gdzie jest... Tomek?"
(Ula) - "Wiki, chcesz to wiedzieć?"
(Wiktoria) - "Nie żyje? Co się tam stało? Marta zobaczyła kogoś i strzeliła. Potem ktoś uciekał, strzeliła w jedną oponę. Nic więcej nie udało się zrobić."
(Osa) - "To jeszcze nie koniec. Czuję to. Świat się tak popierdolił, że ten jebany kultyzm się ciągle rozwija.... Niepotrzebnie tam wchodziliśmy, oni czekali na nas. Nie wiedzieli, że to my, ale skorzystali na tym... Pierw zarżnęli Ruska, potem jednego z Safe Zone. W końcu Tomek był kolejny... Myślałem, że wykiwamy ich, Mathias próbował z nimi gadać... Nawet takie skurwiele nie dadzą się nabrać... Poderżnęli mu gardło na naszych oczach..."
(Mathias) - "Skąd wiedzieliście w jakim pokoju jesteśmy?"
(Ula) - "Jak ci tu wyjaśnić... Spójrz za siebie. Tych powinieneś kojarzyć..."
(Mathias) - "Powinni być martwi..." - spojrzał na idących Rosjan
(Ula) - "Jeden z nich, Viktor namierzył waszą pozycje, dalej Marta zrobiła swoje. Pierw wzięliśmy ich za część tego budynku, ale potem ich rozpoznałam. Trochę się zmienili. Większość z nich trochę się zapuściła... Pomogli nam. Choć ich nie rozumiem, uważam, że powinni iść z nami, tak jak zakładaliśmy za pierwszym razem przy kościele."
(Dima) - Mathias, witaj ponownie... - podał rękę
(Mathias) - Wzajemnie... - podał rękę
(Alona) - Więc to grupa, rozumiem. Tyle dni...
(Wiktoria) - Wiele...
(Dima) - Nie za fajnie, gdyż straciliśmy jednego...
(Mathias) - Co proponujesz teraz?
(Dima) - Rozumiesz, idziemy z wami. Nie wiemy co dla nas będzie lepsze.
(Mathias) - Nie ma innej opcji. Wystarczająco...
(Osa) - "Grupa jest większa niż kiedykolwiek. Wiedzą, że stracili człowieka?"
(Wiktoria) - Wiecie już o Miszy?
(Dima) - Wiemy... O Alekseju również...Potem stało się cóż Nikicie... Przeżyliśmy. Nikt więcej... Już dawno was zaakceptowaliśmy. A jak jest z wami?
(Mathias) - Niech będzie. Znajdziemy Gdańsk wspólnie.
(Dima) - Macie amunicję? Trochę ich zmarnowaliśmy.
(Mathias) - "Ula, daj im trochę amunicji..."
(Ula) - podeszła z plecakiem
(Iza) - "Widziałeś jak umierają?"
(Mathias) - założył chustę na twarz - "Widziałem wszystko. Pierw ogłuszali jak zwierzęta, potem jak byli nieprzytomni, zabijali ich."
(Iza) - "A ci co chcieli wam to zrobić, zabiliście ich?"
(Osa) - "Ula zatroszczyła się, by nie skrzywdzili już nikogo..."
(Iza) - "Mogliśmy iść tam w większej ilości, wtedy może nikt z nas by nie zginął..."
(Osa) - "To miałoby sens. Ich dużo nie było, ale nikt nie wiedział jak to wygląda w środku..."
(Mathias) - "Przynajmniej Tomek nie poczuje więcej bólu niż mógł poczuć za życia. Gdyby zabijali od lewej, nikt z nas by żywy nie wyszedł stamtąd..."
(Ula) - "Naboje już rozdane. Możemy iść dalej, nic wam nie jest? Może chwila odpoczynku?"
(Osa) - "Nie uszkodzili nas. Lekko głowa napierdala, ale poza tym nic nam nie jest."
(Marta) - "Skoro przyjmujecie tych Rosjan, musicie im bardzo ufać."
(Osa) - "Nie znam ich, ale skoro Ula mówi, że są spoko, zaufam im. Skoro wam pomogli w przeszłości to mogą być i moimi przyjaciółmi."
(Mathias) - "Niemal się poświęcili. Mniemam, że tamtej dwójki nie ma, bo poświęcili się w tej piwnicy. Więc musieli znaleźć wyjście z kanałów pod miastem."
(Ula) - "Możesz się ich o to spytać po drodze, teraz nie mamy czasu na dłuższe postoje, skoro czujecie się lepiej."
(Mathias) - "Chodźmy, nie każmy Obozowi na nas czekać."
(Osa) - założył kaptur - "Czuję, że zima znów zaatakuje. Żałuj, że nie masz w skórze kaptura..."
(Mathias) - "Skóra daje tyle ciepła ile potrzebuje. Mam do tego chustę i czapkę..."
(Iza) - "Uszy nadal zimne, prawda?"
(Mathias) - "Muszę czymś oddychać. Jeśli to zabrzmi śmiesznie, to uszami też mogę oddychać."
(Iza) - zaśmiała się - "Nie mam nic przeciwko twoim wymysłom. Skoro ty w to wierzysz, ja też wierzę."
(Ula) - "Porozmawiamy w trasie, idziemy..."
W drodze na Gdańsk
(Iza) - "Już tak pół godziny idziesz bez odzewu. O czym myślałeś?"
(Mathias) - "O czymś z przeszłości. To nasz charakter mówi jacy jesteśmy. To nie jest prawda, że niektórych się nie da uratować. Niektórych się da, tylko czy ma się odwagę, by to zrobić..."
(Iza) - "Nie rozumiem?"
(Mathias) - "Co było to było."
(Ula) - "Dokładnie wiem o czym myślałeś."
(Osa) - "O czym?"
(Ula) - "Powiem ci później."
(Mathias) - "Możliwe, że to gojenie się rany sprawia, że wracają niektóre wspomnienia z przeszłości. Takich, których się bym nie spodziewał wspomnieć."
(Wiktoria) - "Lepiej, że mówimy o nas. To sprawia, że inni mogą nas zrozumieć. Tyle można byłoby powiedzieć... - westchnęła - Ale nie potrafię o Niej wspominać, nie chcę się rozkleić..."
(Ula) - "Łzy to nic złego. Naturalna reakcja. Nie należy się wstydzić tego, już nie..."
(Wiktoria) - "Śnieg ma poczucie humoru, właśnie jak jesteśmy blisko, musi nas tak zaskakiwać... Chwila" - spojrzała na auto w rowie - "Czy to nie jest znajome?"
(Marta) - "Do tego strzelałam..."
(Mathias) - "Sprawdźmy to", Dima... zaczekasz chwilę." Marta, chroń plecy, Osa, sprawdzimy to."
(Marta) - "Nie ma problemu" - zdjęła karabin snajperski
(Dima) - Jak tak czekać? O co chodzi?
(Wiktoria) - O coś...
(Osa) - "Idź z drugiej strony drzwi, widzisz coś?"
(Dima) - do Wiktorii - Wiedzą co robią, a może jednak...
(Wiktoria) - Słyszałeś. Domniemamy przez co musiałeś przejść... Z całym respektem wy wszyscy, ale... Nie jesteśmy w Moskwie czy jakimś innym mieście. To co dzieje się teraz nie ma związku z tamtym zdarzeniem z przeszłości.
(Alona) - Dima ma uraz to oddalania go od problemów. Od tamtego dnia...
(Dima) - Od kiedy Kiryła, Igora i Lery zabrakło... Chciałem chronić brata od zła...
(Wiktoria) - Wiedziałeś, że wiecznie nie mogłeś być jego niańką...
(Alona) - Jak śmiesz...
(Dima) - Alona, jest ok. Ma słuszność. Nie mogłem go chronić wiecznie. W końcu musiał zerwać się na wolność - patrząc w niebo - I gdzie ta wolność zaprowadziła Nas, braciszku...
(Seroga) - minął Dimę - Nie spuszczaj gardy...
(Alona) - Wojna się skończyła.
(Seroga) - Póki będą ludzie godni walczyć o swoje prawa, dopóty wojna będzie istnieć.
(Alona) - Wojna domowa w dodatku... Zdrowo popieprzone to wszystko...
(Mathias) - pomachał do grupy
(Osa) - "Dojdziemy tam, słyszysz? Nawet ten chujowy śnieg na nie powstrzyma."
(Dima) -Coś macie?
(Mathias) - Pusto. Jedno ciało na przednim.
(Alona) -Trup?
(Mathias) - Nie, zabił się. Nie miał przy sobie amunicji.
(Dima) - Gdyby Miha tu był...
(Mathias) - Pewny bądź, że również tego byśmy chcieli...
(Osa) - "Nie mamy co stać na mrozie, czas iść dalej."
Szli dalej przed siebie, śnieg coraz bardziej dawał się we znaki. Zima szykowała się na najpotężniejszą od ostatnich lat. Mathiasowi rana praktycznie się zagoiła, dzięki opatrunkowi i ubraniu, które okład ocieplało. Grupa wędrowała na poboczu głównej drogi na północ. Plecaki stawały się coraz cięższe. Ku oczom wszystkim z daleka było widać dym i wielki cień. Ostali się na małym wzgórzu, by odpocząć. Nie chcieli nocować na zewnątrz, więc chcieli tylko zregenerować trochę siły i coś zjeść. Marta i Viktor stanęli na czatach. Reszta siedziała na ziemi. Nie było tego dużo, ale każdy coś miał do zjedzenia. Iza jak zwykle, siedziała obok Mathiasa, z zamiarem pilnowania go. Dima wyjął z plecaka wódke, nikt z polskiej części grupy nie chwycił za szkło. Każdy miał nadzieje, że miejsce w oddali to Gdańsk, że wreszcie dotarli do celu, dla którego poświęcili wiele czasu i stracili wiele osób.
(Dima) - Jak mogłem... Iza, tak? O niej mówiłeś przy ostatniej rozmowie...?
(Mathias) - Tak,  to jest ona. Nic jej nie mów, ok?
(Alona) - Tak jak mówiłeś, pewny bądź. Ona nas nie rozumie - zaśmiała sie
(Iza) -" O czym gadacie? Coś o mnie chyba?"
(Mathias) -" To tylko rozmowa, nie znają Cię. Chcieli Cię szukać, jeśli bym do nich dołączył..."
(Osa) - "Chodzi o akcje w kościele..."
(Iza) - "Chciałeś mnie znaleźć?" - uśmiechnęła się
(Alan) -" Pachnie mi tanim love story..."
(Viktor) - Dima, tam gdzieś widzę dwie wieże... Gówniana luneta nie daje przybliżenia...
(Dima) - To już coś, czyli miasto niedaleko... Wzmaga mnie sen. Możemy iść, he?
(Viktor) - Prawdopodobnie, ale nie teraz. Ta noc jest zdradliwa. Cholernie popierdolona, mocarna...
(Dima) - Gadaj jak ludź, albowiem poetów nam tu nie trzeba...
(Viktor) - Coś poczułem... Takie gówno... Coś ... Jak trupy...
(Dima) - Mathias, jak po waszemu nazywacie trupy?
(Mathias) - Zombie, Szwendacze, Trupy...
(Dima) - Zombi? Każdy kraj ma tak samo. A te drugie?
(Mathias) - Gonczari, pobrodzitele... Jakoś tak.
(Wiktoria) - "Ja już uzupełniłam swój zapas, dajcie znać, kiedy możemy ruszyć. Mam dość siedzenia tutaj, kiedy tam możemy zapomnieć przez jakiś czas o cierpieniu..."
(Ula) - "Wiki usiądź..."
(Wiktoria) - "Ja nie potrzebuje dużo by się zregenerować, poobserwuje okolicę, zanim pójdziemy."
(Mathias) - "Trochę racji ma, powinniśmy wstać i iść dalej" - wstał
(Ula) - "Dopiero co usiedliśmy."
(Mathias) - "Pomogę Wiki ze zwiadem, niech tylko w razie czego ktoś nas osłania."
(Ula) - "Viktor i Marta się tym chyba zajmą."
(Marta) - "Idźcie, będę waszymi oczami."
(Mathias) - "Zaraz wrócę, wtedy będziemy wiedzieć czy iść w grupie."
(Iza) -"Już ci lepiej?"
(Mathias) - "Opatrunek zaabsorbował ranę, sądzę, że się zagoił ślad. Uli dziękuj."
(Ula) - "Mówiłam, że to zasługa twojego organizmu, a nie moja. Ja tylko nie dopuściłam do krwotoku, ty zwalczyłeś infekcje."
(Mathias) - "Ale jednak..."
(Ula) - "Nie chcesz bym ci przyjebała za to co pieprzysz?"
(Mathias) - ...
(Ula) - "Powiedziałeś swoje. Jestem wdzięczna, a teraz idź na ten zwiad, bo zamarznę tutaj."
(Osa) - "Znam sposób na rozgrzanie" - zrobił dziubek
(Ula) - fochnęła - "Nie..."
(Dima) - Viktor będzie spoglądać, jakieś cholerstwo najdzie, cokolwiek... Rozumiesz...
(Mathias) -Słuchaj, niech kryje nas do tamtej drogi. Ode mnie Marta też będzie.
(Viktor) - Teraz?
(Dima) - A jak sądzisz... Marta gra pierwsze skrzypce, ty drugie...
(Viktor) - Ja z nią? Że pierwsze? O czym ty paplesz...
(Dima) - Idiota... Źle rozumujesz, a ja tak mówię o Tym... Marta chroni Mathiasa, Ty mnie... Jasne?
(Viktor) - Mogłeś wcześniej - zażenowany - Jaśniutkie... - wycelował w tył
(Marta) - "Mathias, możesz iść" - wycelowała w przód
(Wiktoria) - "Jak się masz? Słyszałam, że wracasz do formy."
(Mathias) - "Nie tak łatwo mnie zabić. Choć gdy tyle razy prosiłem o śmierć, to się nie bałem. A jak prawie umarłem, w głębi siebie bałem się, w cholerę bardzo..."
(Wiktoria) - "Nikt ci tego nie powie, ale cięłam się, jeszcze przed epidemią. Nikt mnie nie rozumiał, uciekałam do najbliższej opcji. Widziałam, gdzie mama kładzie żyletki. Co kończyłam lekcje, wracam i cięłam się... Jedyną osobą, która wiedziała o tym, była to Karola."
(Mathias) - "A wtedy na drodze?"
(Wiktoria) - "Zrobiłam to, bo chciałam jej pomóc. Skoro miałam już doświadczenia z cięciem, nie miałam nic do stracenia. Tamtego dnia, jak spaliście, chciałam się zabić. Strzał by was obudził, a pocięcie się przemieniłoby mnie... Jednak przez to, że ludzie nasi są jacy są, poczułam, że odżywam. Tak samo jak ty. Wróciła ci pamięć cała?"
(Mathias) - "Nigdy jej nie straciłem, tylko pojawiły się wspomnienia, o których wolałbym zapomnieć. Starczy mi wspominać zło z przeszłości, jakby miało mi to pomóc..."
(Wiktoria) - "Zwierzanie się pomaga. Iza wie o tym?"
(Mathias) -" Wie tyle samo co ty. Najgorsze wspomnienie, którego jeszcze nie doświadczyłem to pierwszy dzień jak to się u mnie zaczęło, cała ucieczka i fabryka."
(Wiktoria) - "Od fabryki się wszystko zaczęło, prawda?"
(Mathias) - spojrzał na dym z oddali - "Tak, wszystko się tam zaczęło."
(Wiktoria) - "Sądzisz, że możemy już iść?"
(Mathias) -" Nie sądzę, że jesteśmy zagrożeni. Będziemy trzymać się razem, to nie zginiemy. Wiem, że to obiecywanie głupim mądrości, ale czymś trzeba żyć."
(Wiktoria) - "Nie ma róży bez kolców. W każdej mowie, nieważne jaka byłaby głupia, zawsze jest coś z prawdy. Wydaje się czysto, to ten moment."
(Mathias) - do grupy - "Chodźcie! Można iść!"  Dima, chodźżesz! - do Wiki - "Dzięki za słowa."
(Wiktoria) - złapała za ramię - "To ja dziękuję za zrozumienie."
(Osa) - "Skoro czysto, można iść. Moje nogi odmawiają posłuszeństwa, ale dam radę dojść."
(Klaudia) - "Zimno mi, Osa..."
(Osa) - "Wybacz, nie ten adres. Może któryś z ruskich ma sprzęt i czas."
(Iza) - "Ile drogi nam zostało?"
(Osa) - "Możliwe, że godzina. Zależy od tempa."
(Iza) - "Zważywszy na nasze. Pewnie godzina."
(Mathias) - "Zanim pójdziemy dalej. Musimy coś ustalić."
(Osa) - "Stary, co ustalać? Miasto jest tam. Po co zwlekać?"
(Mathias) - "Gdy tam dotrzemy, trzymamy się w kupie czy rozchodzimy każdy w swoją stronę?"
(Ula)  -" Tyle razy mówiłam, powiem znowu. Ja ciebie nie opuszczę, tak samo Osa."
(Iza) - "Też zostanę przy tobie... "
(Mathias) - "A reszta?"
(Wiktoria) - "Ciężko mi mówić za innych. Może okaże się w praniu?"
(Ula) - "A co z nimi?"
(Mathias) - Dima, co będzie jak już się tam znajdziemy? Będziecie ze mną?
(Dima) - Szlag z tym... Nie wiem... Wy chcieliście być razem, to zrozumiałe. Nas nie było i po wieki nie będziemy. Jestem rad, że mogłem was poznać.
(Alona) - Zobaczymy.  Nikt nie zna wyroku opatrzności. Pójdziemy tam, pogadamy i zdecydujecie co zrobić z nami. Dobry zamysł?
(Mathias) - Skoro tak chcecie...
(Osa) - "Mathias, dupa mi zamarza kurwa..."
(Mathias) - "Chodźmy. Już pora."
(Osa) - "Dzięki za odpowiedź..."
(Ula) - uderzyła osę w krocze
(Osa) - ...
(Ula) - "Po prostu się zamknij na chwilę, moja dupa kurwicy dostaje od twojego gadania."
(Osa) - "Już przestałaś mnie lubić?" - zaśmiał się
(Ula) - "Wręcz przeciwnie. Przeistaczasz się w samca alfa, którego boli dupsko."
(Mathias) - "Ula..." - spojrzał na nią
(Ula) - "Przecież on lubi to, Osa prawda?"
(Osa) - podkulony - "Lubię to."
(Maks) - "Jak bym słyszał to samo na fejsbuku."
(Mathias) - "Myślicie, że mają tam neta?"
(Wiktoria) - "Jeśli w całym kraju sieć padła, to możliwe, że Gdańsk ma swoje własne źródło satelitarne lub własny prąd. Największy obóz, wszyscy tam są, co zdołali uciec, może i nawet hakerzy. Myślicie o tym, co ja?"
(Osa) - "Zlokalizować telefony naszej rodziny? Same one mogą nie działać, z dupy pomysł."
(Mathias) - "Jeśli bateria jest, mimo wyładowania, można namierzyć."
(Ula) - "Wydaje mi się, że to stereotypy..."
(Osa) - "Takie same stereotypy jak to, że raz jesteś wyjątkowo napalona, a potem udajesz świętą" - uśmiechnął się
(Ula) - "To akurat było co innego. Sprawdzenie twoich intencji, wyszło jak się spodziewałam."
(Osa) - "Powiedz to, nie wszyscy wiedzą."
(Ula) - "Gdy byłam nieprzytomna, próbował się do mnie dobrać, a potem jakiś czas później. Zawsze kończyło się małym kuku ode mnie. Taki mały niedojrzały chłopczyk, co widzi pierwszy raz kobietę i chce sprawdzić co potrafi" - uśmiechnęła się
(Mathias) - "Lepiej, że ludzie się cieszą. Wszędzie śmierć, choć miejmy jakieś pozytywne odczucia, by nie stać się zimnym. Tacy łatwo stają się jak Safe Zone, tacy łatwo giną."
(Osa) - "Teraz jakoś się mniej nimi przejmuje. Ciekawi mnie, skąd ci jebańcy kanibalcy mieli tego Kubę? Myślisz, że uciekł od nich lub mogli w okolicy się ukrywać?"
(Mathias) - "Z Mateuszem uciekał, wszystko możliwe. Mogło być jak ze mną. Dostał w łeb i tyle pamiętał. Każda grupa się rozpada. gdyby nie te śmierci, byłoby nas więcej."
(Iza) - "Nie narzekaj, masz przynajmniej nas. Mnie, Osę, Ulę i innych."
(Mathias) - "To mnie nadal trzyma przy życiu" - spojrzał na cień wieży z oddali
(Osa) - "Mnie trzyma przy życiu chęć przeżycia i odpoczynku. Tego mi potrzeba teraz."
(Ula) - "Kiedy wejdziemy tam, poczujemy bezpieczeństwo jakiego nie mieliśmy. Sen bez broni obok, dość tego tiku z obracaniem się za siebie."
(Mathias) - "Bezpieczeństwo... Rzadko spotykane słowo w tym świecie... Zbyt rzadko..."
Powoli zbliżali się do murów. Cień stawał się wyraźniejszy. Okazało się, że wież jest 4, dla każdej strony godne punkty obserwacyjne. Przed wejściem stała dwójka osób, Mathias początkowo odetchnął, gdy ujrzał, że to nie osoby z jego snu. Nie mogli przejść dalej, Dima i jego ekipa zaczęli się niecierpliwić. Straże wycelowali w nerwowych Rosjan swoje karabiny mtar z tłumikiem. Odruchowo Rosjanie też zaczęli celować w agresorów.
(Arek) - "Macie przewagę liczebną, ale po moim trupie się dostaniecie do środka, a nawet jeśli... Rozwalą was od razu jak tylko wejdziecie."
(Osa) - "Nie mierzymy w was, możecie przestać w nas mierzyć tym gównem?"
(Arek) - "Mtar, wpakowuje w sekundę pięć kulek w martwe ciało. Po co tu przyszliście..."
(Alan) - "Poznajesz nas?"
(Arek) - Za dużo ludzi ostatnio nas mija. A powinienem?
(Alan) - "Byliśmy tutaj i nas zawróciłeś..."
(Patrycja) - "Ja pamiętam. Wtedy mieliśmy napływ ludzi, nie było gdzie upchnąć..."
(Arek) - "Każ ruskom opuścić broń! W tej chwili!"
(Mathias) - Dima, opuśćcie to...
(Dima) - Mają nas w szachu, mądrze. Jesteśmy tutaj i zaraz nas wystrzelają...
(Mathias) - Nie musi tak być... Spasujcie, po co problemy nam...
(Alona) - Mamy dowierzyć? Daj słowo... Sama prawda!
(Mathias) - Zgoda. To prawda. Kwintesencja dobra, że my ich nie znamy...
(Alona) - Dla mnie może być... Dima, zaprzestań działań...
(Dima) - Słyszeliście? Zawieszenie broni... Chciałbym, aby nas nie zabili za to... - opuścił broń
(Arek) - "Chcecie bym wpuścił wszystkich? Ich też? Mam zaryzykować, że ktoś ich wkurwi i zrobią w mieście drugo holokaust..."
(Mathias) -" Możesz zepchnąć to na mnie."
(Arek) - "Aż tak im ufasz, że chcesz wziąć na za nich odpowiedzialność?"
(Osa) - "Gościu, nie wkurwiaj mnie. Pomogli nam, kiedy wy staliście tutaj i mieliście żarcie i łóżko do spania... Wchodzimy wszyscy, lub wcale..."
(Wiktoria) - "Dzięki..."
(Arek) - "Do was nic nie mam, ale do nich mam zastrzeżenia... Nie chcemy kłopotów w środku..."
(Ula) - "Możemy wejść? Jesteśmy w trasie od kilku miesięcy. Mamy na wyczerpaniu jedzenie, picie, a lekarstw praktycznie nie ma..."
(Arek) - "Po to są takie obozy jak te, skoro potrzebujecie pomocy, dostaniecie ją."
(Osa) - "Te mury wyglądają na mocne, nie macie problemów z trupami?"
(Arek) - "Jak widać nie mamy, chyba wyczuły, że tu nie opłaca się przychodzić. Nie macie czego się obawiać w środku. Tylko znajdźcie kwaterę i możecie zająć. Możecie po swojemu szukać, lub popytać w pierwszym budynku od wejścia, Sonia powinna pomóc."
(Ula) - "Oni mogą wejść z nami?"
(Arek) - "Skoro chcecie za nich odpowiadać, niech wchodzą."
(Dima) - Co by nie było, trzymajcie się - wszedł do środka
W oczy od razu rzucił się rozmiar największego obozu dla ocalałych w kraju. Wszystko tak delikatnie pokryte śniegiem, a po kilku stronach ku górze wieże malowały chmury, a było ich kilka. Miasto tętniło życiem. Nie było chwili, by alejka stała pusta. Ludzie różnej narodowości uciekli do tego miejsca w pogoni za nowym życiem, zostawiając daleko za sobą przykre wspomnienia oraz swoich bliskich. Dima poczuł, że tu mógłby zostać już do końca. Kilku tylko spojrzało w stronę Rosjan spod łba, lecz nie doszło do bójki, a ci prędko odeszli. Nie czekając na resztę postanowili sami się zagospodarować w jakimś opuszczonym miejscu. Więc nie pytając nikogo o zdanie ruszyli w swoją stronę szukając nowego miejsca na schronienie. Obiekt jest rozległy, ale wiedział na pewno, że nie widzi grupy Mathiasa po raz ostatni i któregoś dnia spotkają się na starym mieście przy beczułce żytniej prosto z piwniczki.
Na górnej Oruni znaleźli ulicę Platynową, a przy niej pierwszy losowy budynek wyglądający na zamknięty od środka. Seroga zapukał więc w drzwi dwa razy. Nikt nie otworzył. Zajrzeli przez okno, przesuwał się tam cień. Dima postanowił, że zrobią inaczej. Mieli ukryć się tak, by ktoś nie byś świadomy ich obecności, a po otwarciu drzwi mieli się ujawnić. Uderzył z pełnej pięści w drewniane drzwi, po czym schował się za rogiem, dając innym znak na ukrycie się w okolicy.
Od razu po dźwięku pukania, drzwi stanęły obrotem. Wtedy Alona rzuciła się na nieznajomą osobę. Tajemniczym cieniem okazała się być prosta dziewczyna zamieszkująca pustostan na górnej Oruni bez wiedzy rachmistrza spisowego, gdyż budynek uznawany jest za nienadający się do zamieszkania.
(Dima) - Alona... Alona, zostaw ją...
(Martyna) - "Mogłam się spodziewać..." - wyrywając się - "Skojarzyłabym was.... Nowi, prawda? Czego szukacie w moim domu...? Centrum przysłało windykatorów?"
(Viktor) - To twój dom?
(Martyna) - "Mieszkam w nim czyli mój"
(Dima) - Szkoda tylko, że mało rozumiem z tego co mówisz...
(Seroga) - Teraz ta mieścina należy do Nas. Powinnaś poszukać innego miejsca...
(Martyna) - "Co?"
(Seroga) - Go... Fuckin... Away...
(Martyna) - "Nie jesteście tu pięć minut, a zdążyliście mnie już dwa razy obrazić. Nie odejdę stąd. Rozumiecie? No... Fuckin... Way...
(Wlad) - A może poszukamy czego innego...
(Dima) - Dogadamy się jakoś. "Dogadaemsja okiej"?
(Martyna) - Że ja z wami? Nie liczcie na taryfę ulgową.
(Alona) - "Proszu uspokojsja i pogadajsja z Dimom, dobra?"
(Martyna) - "Słabo wam idzie..."
(Dima) - zdjął Martynie okulary z twarzy - "Inaczje ljudzje dowiedzjatsja o twoim domu"
(Martyna) - "Przepraszam bardzo, ale to groźba?"
(Seroga) - Shut the Fuck up...  Find the next fuckin place...
(Dima) - Nie chcemy problemów. Po prostu wyjdź...
(Martyna) - "Oddajcie moje szkła, odejdźcie i nigdy nie wracajcie, bo inaczej..." - zrobiła zamach - "Pożałujecie, że..." - wywrócona na ziemię
(Seroga) - Nigdy nie może pójść po naszej myśli.
(Martyna) - "Gdzie moje okulary..." - szukała dotykiem - "No nie... Całe stłuczone... Co żeście narobili wy..."
(Alona) - złapała za bluzkę - "Griecznie opusć mieszkanie..." - pchnęła na drzwi
(Martyna) - "A moje rzeczy...? Po co tak brutalnie...? Ale nie wydacie mnie, prawda?"
(Dima) - Seroga, możesz?
(Seroga) - Our lips are sealed as grave, just if yours too...
(Martyna) - "Podacie mi moją walizkę? Ta różowa z literą M na przedzie..."
(Dima) - podał walizkę - Proszę i wybacz za wszystko... Wiem, że nic nie zrozumiałaś, ale... Nie miej urazy do nas... Potrzebujemy miejsca, a ledwie weszliśmy do środka...
(Martyna) - "Ja wam też życzę powodzenia i... Doniosę i tak na was... Wyrzucą was... " - uciekając ze śmiechem - "Hahahah..."
(Dima) - Myślicie, że doniesie?
(Seroga) - Pstro w głowie, ledwo widzi i wywróci się przy najbliższym zakręcie. Nie bój się na zapas. A teraz przywróćmy temu miejscu dawną świetność. Wystarczy załatać kilka dziur i zreperować schody. Jestem ciekawy co jest na górze.
(Alona) - Nie chciałam być brutalna, ale czasem trzeba. A jeśli chodzi o remont... Nie lepiej było poczekać na Mathiasa z resztą? Uciekliśmy tak bez słowa.
(Dima) - Nie mieszajmy na razie ich w nic. Doprowadzili nas tutaj... Nie psujmy tego.
(Seroga) - Pewnego dnia się wyda wszystko.
(Dima) - Wtedy ja się będę tłumaczył. Nie obarczę ani Mathiasa ani was w ten element. A teraz, bierzmy się, to godzina maksymalnie i skończymy.
(Alona) - Pójdę do tego centrum sprawdzić czy coś wiedzą, dobrze? Wszystko dyskretnie. Przecież wiecie sami.
(Seroga) - Potrafisz być zabójczo dyskretna. Pomyślę kolejny raz jak zajdę tobie za skórę.
(Alona) - No to się rozumiemy. Zamknijcie drzwi, wejdę potem oknem.
(Dima) - Nie zabłądź.
(Alona) - Postaram się zdobyć jakoś plany miasta przy okazji. Przydadzą nam się - założyła kaptur na głowę - Wrócę niebawem, a tymczasem cicho sza, przyjaciele.
02.10.2014, okolice siedziby przywódcy Gdańska
Alona wybrała się z Dimą na pierwszy taki swobodny spacer po mieście, zwiedzając tereny obozu wzdłuż i wszerz. Kiedy po kilkugodzinnym zwiedzaniu mieli wrócić starymi śladami, spostrzegli przypadkowo stojących Mathiasa z Osą przy budynku dowódcy obecnego azylu. Zdziwili się, że zostali zaproszeni do samego przywódcy całego obozu, choć są w mieście od niedawna i nie znaczą dla lidera takiej potężnej aglomeracji zupełnie nic. Wyglądało jakby ów dwójka się kłóciła, ale nie chciał Dima podejść bliżej. Widział, że przez okna co chwilę ktoś spoglądał i nie miał na tyle nieposzanowania, by wpraszać się w ich sprawę. Dystans był na tyle spory, żeby nie dać Mathiasowi szansy poczuć, że jest obserwowany przez znajome oczy.
(Dima) - No proszę. Albo dostali się po znajomości albo mają poważne kłopoty.
(Alona) - Może zapytasz? Nie narazisz ich bardziej. Teraz to nikt nie wie z kim kto trzyma. Nie należymy do elity.
(Dima) - Lepiej wróćmy do siebie.  A byłbym zapomniał... Pozwoliliście tej biednej dziewczynie wrócić do pustostanu?
(Alona) - Chłopaki się tym zajęli.
(Dima) - Dziwnie bym się czuł, że my mamy już swój kąt, a ona dalej się tuła czy śpi pod mostem.
(Alona) - Przejmujesz się nią tak? Dima, spójrz na mnie... Zamartwiasz się osobą, która tak nam źle życzyła? Skłamała z tym donosem. Sam dobrze o tym wiesz...
(Dima) - Nie śledzę każdego w mieście, ale rozumiem, że masz na to czas.
(Alona) - Kilka minut od jej domu ją znalazłam. Siedziała w alejce i płakała tak cicho, że ledwie ją odróżniłam od dziecko. Sądzę, że żałowała swoich słów. Czy teraz się przestaniesz tym dręczyć?
(Dima) - Ktoś kto był bratem nie przestanie nigdy się troszczyć o ludzi wokół. Ktoś kto miał serce do kochania, nie przestanie nigdy nie okazywać współczucia... Smutne i naiwne to, ale... Mój los w moich rękach...
(Alona) - Nie tylko twoich, masz Serogę... Viktora i resztę.
(Dima) - Tutaj nie łączy nas to co za murami. Nie rozstajemy się, ale tu każdy radzi sobie sam, więc proszę nie nadstawiaj za mnie karku... Alona, obiecaj mi to, proszę...
(Alona) - Jeśli mam być szczera... To ja nie potrafię Ci tego obiecać...  Nie po tych ostatnich tygodniach... Po prostu nie potrafię... - uciekła
(Dima) - Alona... - zawołał - Alona, do groma jasnego... Czemu musisz być taka uparta... - do siebie
(Karol) - Wybacz wtrącenie... - zza rogu - Przepraszam, że nachodzę, ale słyszałem rozmowę.
(Dima) - Brzmisz jak... Jesteś nie stąd, prawda? Czego ode mnie oczekujesz?
(Karol) - Pochodzę z Ukrainy, dokładniej z Donbasu, ale... Słyszałem twój akcent. Rosja, regiony stolicy.
(Dima) - Zorientowany jesteś. Zmierzaj do konkretów, bo mi się spieszy.
(Karol) - Słyszałem jak rozmawiasz z tą dziewczyną. Problemy miłosne?
(Dima) - A powiedz, ktoś Ci dawno nie zasadził kopa w dupę?
(Karol) - Po co się unosić. To oczywiście nie moja sprawa...
(Dima) - Jeśli to wszystko, to...
(Karol) - To znaczy nie wszystko... Obserwujesz ten budynek tak skrycie. Obawiasz się czegoś? A jeśli chodzi o tych ludzi, to oni już weszli.
(Dima) - spojrzał głębiej - Cholera, kiedy oni...
(Karol) - To widać coś dla ciebie ważnego, choć jak chodzi o kobietę i interesy, to... Ok, rozumiem, nie unoś się znów... Mogę Ci pomóc. Jestem tu trochę i mam pewne wejścia, może nie takie dosłowne, ale... Ale coś mogę wykminić. Co ty na to... Hmm...
(Dima) - No dobra... - westchnął - Dima - podał rękę
(Karol) - W końcu się poznajemy, Karol - uścisnął dłoń - No to skoro mamy już srele morele za sobą, to chcesz usłyszeć moją historię?
(Dima) - A to jest powiązane z twoimi dojściami?
(Karol) - Nie, ale nie mam komu tego opowiedzieć. Niemcy na mnie plują... Polacy zabijają wzrokiem, a czarny kot to póki co był mój jedyny słuchający do końca towarzysz. Ale umarł wczoraj i...
(Dima) - To jest smutne, że straciłeś przyjaciela, ale... Zacznij mówić z sensem. Jak możesz mi pomóc?
(Karol) - Z tą dziewczyną trochę nie mam jak... Natomiast z dostaniem się i owszem. Słuchaj, mam dwóch kontaktów w mieście. Co lepsze jeden jest zleceniodawcą, a drugi odbiorcą.
(Dima) - Ciekawy zakres obowiązków. A myślałem, że to szef zleca, a nie jego podwładni... Mów dalej.
(Karol) - Nie zdradzę nazwisk, bo to łamanie etyki zawodowej, ale... Michał, jeden ze... Hmm, nazwij to strażników. Ma określone rewiry swoich patroli i w razie czego nie aresztowałby ciebie.
(Dima) - Poszedłby na to?
(Karol) - Jeśli dam mu dobry powód, choć nie muszę mówić mu stuprocentowej prawdy.
(Dima) - Załóżmy, że to wypali, to kim jest druga osoba?
(Karol) - Damian... Dostarcza Konradowi amunicję i różne takie. Oczywiście nigdy nie wychodzi z pustymi rękami, a poza tym dostał klucze od sektora dostawczego, więc... Mógłby ciebie tam wprowadzić, a reszta zależałaby od jednej rzeczy.
(Dima) - Jakiej?
(Karol) - wzdychając - Od tego jak szybko będziesz spieprzał jak zostaniesz zauważony.
(Dima) - Widzisz jak wyglądam. Nie wtopię się w tło, a chcę po prostu upewnić się, że mój znajomy nie potrzebuje pomocy.
(Karol) - A jednak to chodzi o kolegów. Mogłeś od razu.
(Dima) - Ciężko mi to przechodzi przez gardło. To podsumowując, ten Damian może mnie wprowadzić do środka jako dostawca amunicji, a Michał dopilnuje, bym nie został szybko złapany. Na pierwszy rzut oka...
(Karol) - Nie kończ, bo wiem jak to wygląda... Tak, fifty fifty powodzenia. Tylko wiesz, kto nie próbuje, ten nie ma. To jak, mam skontaktować się z nimi?
(Dima) - Długo to zajmie?
(Karol) - Dosłownie chwila. Tylko zadzwonię z walkie talkie. Daj moment... - wyjął radio
(Dima) - Dobrze więc... - oparł się o ścianę
(Karol) - do radia - "Michał... Jesteś tam? Odbiór..."
(głos Michała) - "Ledwo dycham, ale żyję... " - łapiąc dech - "Odbiór..."
(Karol) - "Mam dla ciebie zadanie, a zarazem prośbę. Piszesz się? Odbiór..."
(głos Michała) - "Mógłbym, tylko co to za zadanie? Jak znów mam wyciągać z kłopotów ciebie i tą twoją niewiastę arabską, to... Wolałbym nie, odbiór..."

Offline

 

#2 2016-06-17 20:02:53

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 7 - Nie my tacy, takie jest życie

(Karol) - "Tym razem to zupełnie co innego... Rodak jest w potrzebie, facet nazywa się Dima, odbiór...
(głos Michała) - Chyba bardziej twój niż mój. I co miałbym dla niego zrobić? Odbiór..."
(Karol) - "Wystarczy, że będziesz bardziej nieuważny niż zawsze. Ten człowiek będzie dla ciebie niewidzialny. Po prostu to ważna sprawa...