#1 2016-02-17 23:05:51

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 21 - Moje zadanie

(Wiktoria) - To nic nie da... Umrzemy tutaj...
(Mathias) - Nie umrzemy... Mam swojego asa w zanadrzu...
(Wiktoria) - Pamiętasz tamto? Nie nadużywaj Tego...
(Mathias) - Jeśli przestanę, tym bardziej zginiemy...!  - zostawali otaczani
(Wiktoria) - Mathias...
(Mathias) - oko zabarwiało się bardziej - Rzucę się na nich, wtedy biegnij za mną... Ufasz mi, prawda?
(Wiktoria) - Ufam, ale to szaleństwo...
(Mathias) - Ojciec mawiał, że jeśli nie poczuję pełni życia, to nie przełamię się nigdy.
(Wiktoria) - Rozumiem, ale...
(Mathias) - Patrzysz, tato? To patrz uważnie... - wysunął ostrze - wyciągnął nóż
Prężnym ruchem wbił się w nadciągającą grupę sztywnych, kaleczących ich w mgnieniu oka. Wtedy z jednego z dwóch korytarzy dobiegało wycie, po czym nasza dwójka zaobserwowała Fuusa i  Lauterna, które dzięki czerwieni oka, wyczuły, że ich właściciel jest w potrzebie. Zombie od razu na chwilę straciły orientację, przez co Mathias z Wiktorią pobiegli w stronę prawego korytarza, gdy trupy były ciągnięte przez wilki do lewego. Część grupy martwiaków została skreślona z listy zmartwień, tylko to nie było wszystko. Trupy biegnące zza pleców ciągle siedziały uciekinierom na tyłach.  Przy każdej mijanej kracie, było słychać trupie jęki, a ze szczelin bocznych stopniowo wyłaziły kolejne szkarady. Pościg się zaczął. Mathias był w przedzie, Wiktoria metr za nim. Gdy światło było w zasięgu wzroku, okazało się, że kraty blokują wyjście. Trafili w ślepy zaułek. Ciemność była największym wrogiem w tej chwili. Mathias złapał Wiktorię za rękę i pobiegli w mrok dalej, chłopak tutaj był tutaj przewodnikiem. Zombie jednakowoż nie czekały potulnie. Z najczarniejszych zakamarków zbiegły się do jednego tunelu, którym uciekali bohaterowie. W porę Mathias dostrzegł przepaść, skoczył, ślepo za nim skoczyła Wiki, została złapana. Z lekką zadyszką biegli dalej, Wiktorię zakuło w żołądku, Mathias nie mógł pozwolić sobie na postój, nie w tej chwili. Tutaj kończyła się ich trasa.
Niewielka szczelina była jedynym przejściem, lecz jedynie dla szczurów. Mathias uderzał w ściany, nic się nie stało. Cały w nerwach rozglądał się wokół, nie dostrzegał wyjścia.
(Wiktoria) - Przestań tak krążyć w kółko...
(Mathias) - zmieniony głos - Musi być stąd wyjście...
(Wiktoria) - Skończ, proszę...  Jesteśmy pod ziemią... W zamknięciu...
(Mathias) - Nie tak wyobrażałem sobie ostatnie minuty życia.
(Wiktoria) - Staraliśmy się pomóc... Nie wyszło...
(Mathias) - wyczuł ruchy powyżej - Coś słyszę...
(Wiktoria) - To trupy, są wszędzie... Kwestia czasu nim dotrą tutaj...
(Mathias) - Trupy nie szurają butami...
(Wiktoria) - A słyszysz to teraz... To przed nami?
(Mathias) - Nadchodzą... Wybijemy ich... Wrócimy starymi śladami... Musimy...
(Wiktoria) - Ostatnio próbowałam sobie wmówić, że robię dobrze, ale jesteśmy odcięci od świata...
(Mathias) - Musimy walczyć dalej. Mamy przewagę... Masz mnie, mogę nas wyprowadzić. Tylko potrzebuję dobrego momentu. Tak jak wtedy.
(Wiktoria) - Twoje walenie w ściany tylko sprowadzi ich więcej. Nawet jeśli, by nam się udało, to któreś z nas zostałoby ugryzione...
(Mathias) - poczuł pieczenie w drugim oku - Nie teraz...
(Wiktoria) - ...
(Mathias) - Drugie oko szwankuje... Nie wiem czemu...
(Wiktoria) - Może to przez mutację... Mówiłam Ci, byś nie nadużywał tego...
(Mathias) - Jeśli to ma być cena za nasze życie, mogę się tego podjąć...
(Wiktoria) - usłyszała otwieranie włazu - Mathias...!
(Mathias) - odsunął się - Co to za czary...
(Marcin) - głos z góry - Hej...! Jesteście żywi, prawda?
(Mathias) - A kto pyta?
(Marcin) - Przyjaciel. Jesteście w dupie, z tych kanałów nie ma wyjścia. Nie tędy, gdybyście wybrali inny tunel, mielibyście z górki. Mam mapę kanałów z  tej okolicy, nie wierzę... Mogliście wrócić po starych śladach, to było takie trudne?
(Wiktoria) - Mamy tobie zaufać?
(Marcin) - Jeśli wolicie umrzeć tu na dole, nie zatrzymuję Was...
(Mathias) - Jak mamy wejść na górę... Nie ma drabiny...
(Marcin) - Złapiesz mnie za rękę i Cię wciągnę. Decyduj się, za pół minuty zaleje was morze trupów.
(Wiktoria) - Wchodzę w to, Mathias, osłonisz mnie?
(Mathias) - Pewnie - przygotował się do ataku
(Wiktoria) - złapała ślepo za dłoń - Trzymasz mnie?
(Marcin) - Yup, lekko się podciągnij, dobra, damy radę...!  - wciągał
Zombie zaczęły się przedostawać na drugą stronę, Mathias nie pozostał obojętny. Chwycił ponownie za ostrza. Odpierał próby podejścia zombiaków, bronił swej towarzyszki, mając asa w rękawie, a dokładniej w oku. Zebrał w sobie całą swą nienawiść sprzed lat i nienawistnie szarżował, kontrował i dobijał. To dawało Wiktorii czas na wydostanie się, lecz utrudniało to jego ucieczkę.
Kiedy dziewczyna się wydostała, przyszła pora na Mathiasa, ręka znów została wyciągnięta. Dopiero po zabiciu kilku trupów została ona dostrzeżona w ciemności.
(Marcin) - Koleś, jesteś tam?
(Mathias) - Niech to... - podbiegł do włazu - Dasz radę mnie wciągnąć?
(Marcin) - Zawsze możesz tam zostać, jest tutaj koleżanka twoja, jest towarzystwo. Nie będziemy się nudzić.
(Mathias) - Dajesz... - chwycił się
(Marcin) - Najświętszy... Nie będzie łatwo, zaprzyj się...!
(Mathias) - pomagał sobie drugą ręką - Pospieszyłbyś się...?!
(Marcin) - Za dużo ważysz, zrzuć coś...
(Mathias) - Jaja sobie robisz... Mam się rozebrać?!
(Marcin) - Nie, tylko... Po prostu współpracuj...
(Mathias) - Przecież od początku ja... - poczuł chwyt na nogę - Gnoje...
(Marcin) - Zaraz ściągniesz mnie na dół i umrzemy obaj... Nie utrudniaj...
(Mathias) - Podciągnij mnie bardziej, to jakoś odepchnę ich... Utknąłem aktualnie... - rozglądał się
(Marcin) - Nie stawiaj mi warunków... - pociągnął mocniej
(Mathias) - kopnął trupa - był wolny - Załatwione... - przymknął oczy - chwycił się krawędzi
(Marcin) - No, dalej... Wszystko dobrze...? - pomógł wstać Mathiasowi
(Mathias) - Tak... Nic mi nie jest... - wstał
(Marcin) - To dobrze, trafiliśmy na dobry moment - pokazał związaną Wiki
(Mathias) - Co to ma znaczyć?
(Marcin) - Nie przechodziliśmy tu przypadkiem. Mamy do pogadania. Mamy sporo do pogadania.
(Wiktoria) - O co Wam chodzi...?
(Weronika) - Dobieraj słowa.
(Mathias) - Nasz obóz... Nie wyszliśmy za granicę...
(Marcin) - Zostaliśmy wpuszczeni. Byliście uprzejmi. Każdy był zadziwiająco uprzejmy.
(Mathias) - Jeśli chodzi o pomoc humanitarną, nie dostaniecie jej. Sami jej potrzebujemy.
(Marcin) - Owszem, dwójka twoich znajomych potrzebuje opatrzenia.
(Mathias) - Więc widzieliście się z Nimi...
(Marcin) - Są tutaj, w asyście mojego przyjaciela.
(Wiktoria) - Szkoda, że nie pojawiliście się wcześniej. To Wy byliście wtedy na dole? Widzieliśmy cień...
(Weronika) - Nie cierpię ciasnych pomieszczeń.
(Marcin) - Ktokolwiek to był, nie pomógł wam, z tego co zauważyłem, poza tym mamy w prawdzie sprawę do jedno z Was. Każdy mówił o Mathiasie, znasz go?
(Mathias) - To jestem Ja...
(Marcin) - No witaj - znokautował - A ja jestem Marbur, miło poznać.
Kilka minut później
(Weronika) - ... Mogło być znacznie gorzej, nie?
(Marcin) - Pewka, że mogło... O patrzcie no, złapał kontakt...
(Mathias) - otworzył oczy - złapał się za głowę
(Marcin) - Masz szczęście. Wziąłem Cię za jakiegoś odmieńca, rozumiesz, oczy jak u zarażonego. Jarające się oko jak wieczny ogień...
(Mathias) - rozejrzał się wokół - Jestem odmieńcem...
(Marcin) - No tak, ale... Innego rodzaju.
(Weronika) - Uwolniliśmy waszych znajomych i... Zwracam honor. Wzięliśmy Was za kogoś innego.
(Osa) - Dzięki wielkie, że pierw jebiecie kogoś w ryj, a potem się zastanawiacie Dlaczego...
(Marcin) - Trafiliście na zły moment. Kiedy ktoś nas obrabował, przyleźliście Wy.
(Dorian) - Mogliście pierw spytać, co było z Wami? Czy wyglądaliśmy na złodziei?
(Weronika) - Po prawdzie każdy z Nas wygląda.
(Mathias) - Gdzie jest Iza...? 
(Marcin) - W lepszym miejscu niż Wy.
(Mathias) - oko zmieniło barwę - Hę...?
(Marcin) - w myślach - Opadł z sił i znów te jego oko... Co to za ziomek... W kilka minut się zregenerował... 
(Weronika) - Nasz człowiek się zajął resztą. Skoro racja stron się zmieniła, chcemy złożyć wam propozycję. Wam wszystkim. Także tobie, Mathias.
(Osa) - Wasza propozycja nie jest dla nas...
(Mathias) - Osa... Przymknij się... - szybko znalazł się między Marcinem, a Weroniką z ostrzami
(Weronika) - w myślach - z przerażeniem - Nie dostrzegłam kiedy on... Przemieścił się... 
(Marcin) - kropla potu przeleciała po nim - Wygląda jak człowiek, mówi jak człowiek, ale jego ruchy...
(Mathias) - Wysłuchamy Was... - opuścił ostrza - O co chodzi?
(Marcin) - Mieliśmy inne plany na początku, ale... Nie mamy co zrobić ze sobą. A nie wrócimy na stare śmiecie. Ci, którym się mogliśmy narazić... Ich jest więcej, a z waszą pomocą, możemy dać im radę.
(Osa) - Nie interesuje nas, z kim zadarliście.
(Marcin) - Posłuchaj do końca, nim wpakujesz mi kulkę...
(Osa) - wtrącił się - Z wielką radością bym to zrobił...
(Marcin) - Jednakże możemy zaoferować Wam nasze usługi. Nic wielkiego, ale jest Nas czworo, przydamy się. Jeśli nie macie nic przeciwko.
(Mathias) - Zgoda, ale pozostało jedno - zauważył u Marcina nóż - Pogódźcie się... Osa, hmm?
(Osa) - Dobra... Skoro tak musi być, to zaiste nie mam wyjścia... - szedł ku Marcinowi
(Mathias) - ręka Marcina sięgała po nóż - podniósł liść i rzucił w powietrze
(Weronika) - złowieszcze spojrzenie na Osę
(Dorian) - spojrzał na Mathiasa - do siebie - O co mu chodzi...
(Mathias) - liść upadł na ziemię - stanął między Marcinem a Osą, wyrywając pierwszemu nóż
(Marcin) - zdziwienie - Kiedy... Przecież, on przed chwilą był tam...  - cofnął się
(Osa) - Co kurwa się tu wyprawia...?
(Mathias) - rzucił nożem w stronę Marcina
(Marcin) - nóż przelatując lekko drasnął jego policzek
(Weronika) - Kim jest ten koleś i czemu... Z jakiej beczki do cholery on znów To zrobił...
(Marcin) - Szybko regenerujesz się, jeśli mogę spytać, co bierzesz?
(Mathias) - Jestem równie normalny jak Ty.
(Dorian) - Ktoś mi wyjaśni, co tu się stało?
(Osa) - Widziałeś nóż? Każdy widział. Gość chciał zadźgać mnie w ramach pokoju. Tak więc co, racja stanu ponownie się zmieniła?
(Marcin) - To był taki test, bez nerwów. Zwracam Wam honor... Drugi raz mnie podeszliście i daliście radę... Nie łatwo się poddaję, ale wiem, że trzecia próba skończyłaby się dla mnie śmiercią... Akceptujecie kapitulację?
(Mathias) - Podzielicie się tym, co macie. Zobowiążecie się za nami podążać, a w razie czego pomagać Nam... Jeśli coś pójdzie zgodnie z twoim nowym planem, spełni się twój najgorszy scenariusz... - wyciągnął rękę
(Marcin) - zaakceptował gest - Jesteśmy do twoich usług.
(Dorian) - Jakich usług, ogarnijcie się...
(Wiktoria) - Nie jesteście nam nic winni. Stańcie się równymi z nami.
(Weronika) - Jeśli Marbur się zgadza, moją pomoc też macie.
(Mathias) - Jeszcze jedna uwaga... - stojąc tyłem - Nie angażujemy się w wasze prywatne walki. Jedynie wtedy, gdyby dotyczyły nas osobiście. Pokażcie im, gdzie mogą się rozpakować. Muszę sprawdzić jedną rzecz.
(Osa) - Osobiście dopilnuję, by trafili tam w jednym kawałku.
(Marcin) - Już lubię tego kolesia.
Mathias pobiegł w okolice swojego tymczasowego lokum, zobaczył tam grupkę. Oparci o ścianę, jakby przygwożdżeni do niej. Także stał tam jeden człowiek z komanda Marbura. Ula oberwała wtedy najbardziej i pod czapką głownie było widać przywiązane szczelnie bandaże. Konflikt został zażegnany, lecz gdyby nikt inny nie zareagował, mogłoby dojść do tragedii, a Mathias wiedział, że mógł po raz kolejny stracić kontrolę nad swoimi działaniami.
(Iza) - podbiegła do Mathiasa - Nic ci nie jest... - przytuliła
(Joanna) - Heh, kto powrócił z martwych, ponownie. Dobrze Cię widzieć.
(Marta) - Patrzcie, kogo spotkaliśmy... - wskazała na Mariusza
(Mathias) - Sądziliśmy, że zniknąłeś na dobre.
(Mariusz) - Aż tak kiepsko nie było ze mną... Na fapanie mnie wzięło... Wystarczy takie info?
(Marta) - Postawiliśmy wszystkich, bo tobie się zachciało strzepnąć? Weźcie mnie, bo zaraz mu...
(Iza) - Później mu dokopiemy... Teraz musimy się wszyscy zebrać, w końcu niedługo wyjeżdżamy.
(Ula) - Opóźnimy to trochę. Wiesz co się stało, rozumiesz sytuację. Jesteśmy w punkcie wyjścia. A z taką głową, jestem mało przydatna.
(Mathias) - Czyli zejście do kanałów było na próżno... Mariusz, ośla łąko, wiesz, że naraziłem przez Ciebie siebie oraz Wiki?
(Mariusz) - No nic się nie stało. Przecież Ciebie łatwo się nie zabija...
(Iza) - To nie jest już zabawne, mogli zginąć oboje...
(Mariusz) - Ok, przepraszam... Tylko skąd mogłem wiedzieć, że pójdziecie mnie szukać. Czyj to był pomysł?
(Mathias) - Osy...
(Mariusz) - Wszystko jasne. A nie pomyślałeś, że Osa chciał Cię wyeliminować? Masz duży wpływ na Nas wszystkich. A on wiele by zyskał.
(Ula) - Przesadziłeś.
(Mariusz) - Mathias, masz rozum, tak mi się wydaję. Ślepo poszedłeś tam, gdzie Cię poprosił?
(Mathias) - Chodziło o Ciebie, jesteś jednym z nas. Zaryzykowałem.
(Mariusz) - Ty sam miałeś szanse przeżyć, ale niewinna dziewczyna by zginęła. Gdybyście poczekali kilka minut, sprawa by się wyjaśniła. Wtedy byśmy tych modnisiów wykopali bez żadnego słowa Ale.
(Mathias) - Przystali do Nas, lecz miejcie ich na oku. Nie martwię się innymi, ale Marburem. Wyczuł we mnie rywala, poczułem to.
(Iza) - Jest niebezpieczny?
(Mathias) - Nie wydaję mi się. Ale jest w nim coś dziwnego, dlatego uważajcie. Jest z nami, ale równie dobrze mógłby być przeciwko nam.
(Patryk) - odwrócił się - Nie doceniacie go.
(Ula) - A ty doceniasz?
(Patryk) - Owszem.
(Joanna) - Nie wiem, co się wydarzyło wcześniej, ale skoro Mathias żyje, to znaczy, że nie jest twój Marbur taki wyjątkowy.
(Patryk) - Uratował mnie, na początku. Byłem wtedy z ciotką w mieszkaniu sam. Biegł akurat w pobliżu, a raczej uciekał. Minuta do przodu i byłbym trupem.
(Ula) - Uratował powiadasz...?
(Patryk) - Może to dla Was nic nowego, ale to pierwsza osoba, która dla mnie ryzykowała. Moi starzy przyjaciele, rodzina... Nie znaczyłem dla nich nic...
(Mathias) - To u was jakaś inicjacja...? W ramach pokoju testować zwinność drugiej strony?
(Patryk) - zaśmiał się - Marbur nazwał to "Pikowy Król". Sprawdzał tym ludzi. Ty postawiłeś się jako pierwszy. A raczej sądząc po twoim oku, nie miałeś problemów z tym.
(Mathias) - Lekko skaleczony, ale nic mu nie jest. Dałem mu powód, by nie nadużywał naszej cierpliwości.
(Patryk) - Z jaką pewnością powiedziane. A myślałem, że takich ludzi nie ma.
(Mathias) - Sporo byś się jeszcze dowiedział o mnie, gdybym chciał tak o wszystkim mówić.
(Iza) - Mathias, wszystko w porządku?
(Mathias) - To tylko zmęczenie... - złapał się za drugie oko
(Joanna) - Połóż się może.
(Mathias) - Możliwe masz rację.
(Joanna) - Zbladłeś... Iza, pomóż mu. Bo nam się wykończy.
(Mathias) - To przejdzie. Trochę przesadziłem...
(Wiktoria) - dołączyła się - Trochę, delikatnie powiedziane.
(Iza) - hmm?
(Wiktoria) - Prosiłam go, a ten nie. Prawie był na wyczerpaniu, ale musiał. Ślepo przez kanały, że prawie mi nogi odpadły... Ale cóż, żyjemy. Może dzięki temu, może nie, ale gdyby nie Mathias, umarłabym po drodze. Co nie tłumaczy tego, że nie musieliśmy tam schodzić... Tak, słyszałam wszystko...
(Mariusz) - opuścił głowę - I znów te uczucie, gdy wszyscy na mnie patrzą... Patrzycie na mnie, prawda?
(Ula) - Bystrzak.
(Mathias) - Nie ma tego, co by na złe nie wyszło. Jego głupota dała nam sojuszników, nieświadomie.
(Mariusz) - Widzisz? Są plusy...
(Ula) - Masz farta, że jestem niesprawna, inaczej bym... Ci... - zrobiła zamach - Ty... Ty kanalio cholerna... Szkoda gadać, migreny dostałam od tego...
(Mathias) - Mariusz pokaże niedługo, jak bardzo jest przydatny. Coś na twoją poprawę stosunków z Nami. Podejmujesz się, moment, oczywiście, że się zgadzasz, prawda?
(Mariusz) - To było pytanie, czy może stwierdzenie?
(Osa) - wyłonił się z cienia - Ty pierdolona świnio... - groźnie
(Mariusz) - cofnął się - Osa, przyjacielu... Pogadajmy...
(Osa) - pchnął na ziemię - Pogadajmy... - kopnął kilka razy w brzuch - Skończyliśmy... - dyszał
(Mathias) - Dosadność twa nie zna granic.
(Osa) - Ty byś zrobił inaczej, przecie wiem. Zrobiłbyś lepiej, tak jak z Marburem.
(Patryk) - Robi się coraz ciekawiej...
(Mariusz) - złapał się za żebra - Kolejna życiowa lekcja... Robisz się coraz bardziej irytujący, Osa...
(Iza) - Osa, co zrobił... Skoro zacząłeś, to...
(Osa) - Nadal myślę, że jestem najebany w chuj, ale... To wyglądało na prawdziwe. W jednej chwili stał niedaleko ode mnie, w drugiej już dzieliły go ode mnie milimetry... Zrobił to dwa razy, a przy drugim, nie dowiedziałem oczom... To działo się tak szybko... W ciągu sekund ważyło się życie Nas wszystkich. Nie wiem, co miało być, ale dzięki temu zyskaliśmy przewagę.
(Wiktoria) - Innymi słowy, Mathias w zadziwiająco szybkim tempie zdołał zapobiec juchy, przy czym nóż tamtego omal go nie zabił. To było imponujące.
(Mathias) - Nie chciałbym skłamać.
(Iza) - To nie kłam.
(Mathias) - To nie ja to zrobiłem, tylko to coś, co we mnie jest. Zna mnie, nawet może lepiej niż ja sam siebie... Czasami nie chciałbym czegoś zrobić, a ono to robi. Dzisiaj, te wszystkie zdarzenia... Nie planowałem ich... Głupio przyznać, że tego nie zrobiłem, ale taka prawda.
(Iza) - Liczy się, że wiesz o Tym. Jeśli pamiętasz nawet o tym, czego byś mógł się wstydzić, to znaczy, że jesteś sobą.
(Osa) - Mathias, ale masz kontrolę teraz?
(Mathias) - Teraz mam, ale gdy znów podniesie mi się ciśnienie, nie będę w pełni świadomy tego.
(Joanna) - Możesz na Nas liczyć. Domyślamy się jak to działa.
(Marta) - Jesteś inny, to prawda, ale to w żaden sposób Cię nie skreśla.
(Patryk) - Twoi przyjaciele mają rację - uśmiechnął się - Nie wiem jaki jesteś, co bardziej Czym jesteś, lecz Oni znają Cię dłużej. Nie mi osądzać czym się kierujesz.
(Mathias) - uklęknął na prawe kolano - Znów to samo... - prawe oko zabolało - Nie może przestać...
(Osa) -Chłopie, co Ci jest...?
(Wiktoria) - Znów ma atak...
(Iza) - To zdrowe oko, ale przecież... Jak to możliwe...
(Ula) - Może ciśnienie z lewego nie może się wyrównać z prawym i powstaje tajfun... Komórki nie mogą współdziałać razem, a mówiąc prościej, jeśli nie będą działać równomiernie... Sprawność oka może ulec pogorszeniu, a w konsekwencji nawet może doprowadzić do ślepoty...
(Mathias) - Przez to wszystko... Że chciałem ochronić bliskich, muszę tak za to płacić...?
(Joanna) - Nadużywałeś lewego, prawda?
(Ula) - Mathias, miałeś uważać...
(Mathias) - Mówiłem, że nie zawsze mam kontrolę... - z bólem
(Ula) - Wierzymy Ci, ale... Musi Cię ktoś obejrzeć, ale nie mamy aparatury, niech to szlag...
(Osa) - Ulka, coś umiesz. Może spróbujesz?
(Ula) - Nie wiem na tyle dużo, co specjalista, ale ktoś musi to sprawdzić. Sama nie dam rady, Marta, Iza, pójdziecie ze mną.
(Iza) - Jeśli to ma pomóc.
(Marta) - To przecież oczywiste.
(Osa) - Może też się przydam...
(Ula) - Przydaj się i pilnuj, by nikt nam nie przeszkadzał.
(Mathias) - Będziecie mnie rozcinać?
(Ula) - Nie, ale coś mniej inwazyjnego możemy zrobić. W tym mieście coś musi być, co się przyda.
(Wiktoria) - Powinniśmy rozejrzeć się po mieście. Jestem Za.
(Mathias) - dyszał - Cholerstwo...
(Ula) - Wiki, skoro się palisz. Weź kogoś i sprawdźcie rejony poza obozem. Nie musi być tego wiele, cokolwiek...
(Wiktoria) - Dorian będzie chętny.
(Iza) - To dobrze.
(Mathias) - Jeśli będzie trzeba usunąć...
(Ula) - Mathias, przestań pieprzyć... Dobra, Ula, weź się w garść. Co z tego, że są tu też faceci...
(Patryk) - Marbur miał jakieś specyfiki, mogę go spytać...
(Osa) - Nie potrzebujemy pomocy od Niego.
(Patryk) - Ale...
(Ula) - Spytaj go... - kiwnęła głową
(Osa) - Ok...? To ja będę pilnował wejścia.
(Ula) - Marta, Iza... Pomóżcie Mathiasowi, spotkajmy się za kilka minut w moim mieszkaniu.
(Marta) - Robi się.
(Joanna) - A Ty gdzie pójdziesz?
(Ula) - Poszukać pewnej rzeczy, tak na wszelki wypadek.
(Wiktoria) - To ja lecę po Doriana, najwyższy czas.
(Mathias) - Zostanie mi drugie oko, jeśli by się nie udało... Trzeba eliminować przyczyny upadku. Jeśli czegoś nie zrobimy, upadnę niżej.
(Iza) - Będę tam, będę trzymać Cię za rękę. Nie zostawię Cię.
(Mathias) - Iza, zawsze potrafisz wywołać uśmiech... - stracił przytomność
(Ula) - To nasz znak. Wszyscy wiedzą, co mają robić. Do dzieła...!
Godzinę później, mieszkanie Uli
Badanie nie wykryło żadnych zagrożeń dla życia, toteż Mathias zgrywał z początku, że nic mu nie jest, lecz on sam znał prawdę. Stanął przy oknie, oparłwszy się o futrynę, stając tyłem do swoich towarzyszy. Czuł ból, który uciskał jego zdrowe oko, przy czym migrena do tego. Próbował przeczekać to, licząc, że ból przeminie i będzie jak wcześniej. Jednakowoż nie było tak prosto jak chłopak mógł sobie pomyśleć.
(Ula) - Nie rozumiem, nie wiem co to mogło być...
(Iza) - Nic mu nie jest, prawda?
(Ula) - Wydaje się, że jest ok. Mathias, racja?
(Mathias) - Hmm?
(Ula) - Jak się czujesz?
(Mathias) - Żyję, to najważniejsze... - zaciskał pięści
(Marta) - To przemęczenie, na pewno.
(Ula) - Oko wydawało się normalne, ale jeśli to dzieje się wewnątrz... Moja wiedza na tym się kończy.
(Iza) - szeptem - Przecież on nie zachowuje się normalnie...
(Ula) - szeptem - Nigdy nie był w prawdzie normalny, tak jak my wszyscy.
(Mathias) - odwrócił się - Iza... - łapiąc się za serce
(Iza) - podbiegła - Co jest...?!
(Mathias) - Tracę... Mój oddech... - próbował złapać powietrze
(Marta) - ?!
(Mathias) - Co się ze mną dzieje...?
(Ula) - Czyżby to... Kolejny atak? Mathias, musisz coś wiedzieć...
(Mathias) - próbował podejść do Izy
(Iza) - ?!
(Mathias) - Iza... - dotknął dwoma palcami jej czoła - Iza... - stracił przytomność
(Iza) - Mathias... - położyła go plecami do ziemi
(Ula) - To wygląda jak...
(Marta) - Nie pora na gadanie... - przyłożyła ucho do klatki piersiowej - Czuć bicie serca... Ale zanika...
(Ula) - przygotowała dłonie do reanimacji - Mathias, czemu na tobie muszę to sprawdzać...
(Iza) - cofnęła się - Chciał mi powiedzieć coś...
(Marta) - Wiemy czemu nie miał jak... - przytrzymała jego nos - Żadnej pary...
(Ula) - podczas reanimacji - Mathias, chłopie, nie rób nam tego... Nie rób Nam tego...
(Marta) - Gdzie do cholery reszta...
(Iza) - poleciała łza - Mieli przetrząsnąć apteki w okolicy...
(Ula) - Cholera jasna... - sprawdziła puls - To nic nie daje...
(Iza) - Czemu przestałaś, no dalej, ratuj go!
(Ula) - Iza, ja nie wiem co dalej robić... - próbowała sztucznego oddychania
(Marta) - On umiera...
(Iza) - Wcale nie... On musi żyć... Przecież przed chwilą jeszcze rozmawiał z nami... - podeszła do Marty - On nie może umrzeć!
(Marta) - Też go lubię, ale...
(Iza) - Tak bardzo byłaś z Nim, a teraz gdy Nas potrzebuje, to odwracasz się...?
(Ula) - Dziewczyny, proszę was... - drugie sztuczne oddychanie - Niech to szlag...
(Marta) - usłyszała bieg z zewnątrz - Słyszałyście?
(Iza) - Dorian i Wiktoria?
(Marta) - Pójdę sprawdzić... A Ty, wiem przecież... Chcesz być przy nim - wybiegła
(Iza) - Ula, powiedz mi szczerze...
(Ula) - Podtrzymuję go, ale jego organizm nie reaguje, nie chce walczyć...
(Iza) - uklęknęła przy chłopaku - w myślach - Teraz się poddajesz...? Gdy jesteś Nam najbardziej potrzebny... Mathias, proszę... Wróć do mnie... - łza poleciała na jego policzek
(Ula) - kontynuowała ucisk mostka - w myślach - Ona patrzy na Ciebie... Czemu nie walczysz, Mathias... Co się z tobą stało...
(Iza) - Proszę... - płakała - Wróć...
(Osa) - kopnął drzwi z buta - Przyszła pomoc... Mam nadzieję, że... - zobaczył reanimację - Co do chuja...?!
(Ula) - Zamiast bredzić... - uciskając mostek - Powiedz, że nie przychodzisz z niczym...
(Osa) - Aaa... Dorian z Wiki wrócili.
(Dorian) - trącił Osę - Z drobnymi przeszkodami, ale mamy pełne plecaki.
(Wiktoria) - Co z Mathiasem...?
(Marta) - To przez jego klątwę... A gdyby tak...
(Ula) - Nie myśl nawet o tym...
(Dorian) - spojrzał litościwie - Czy on...
(Ula) - Przestańcie do licha ciągle to powtarzać... Jakbyście już go chcieli skreślić... - do siebie - Mathias...
(Iza) - Masz siłę, wiem to... - ściskała jego dłoń
(Ula) - Co przynieśliście...?
(Dorian) - Trochę opatrunków, leki na opuchliznę, przeciwko migrenie, antydepresanty, sole trzeźwiące, przeciw zakrzepowy, na gorączkę, no i...
(Ula) - Dość, nie mamy czasu na litanię... Podajcie jakąś poduszkę, cokolwiek. Musi mieć głowę lekko uniesioną. Spróbujmy podać mu zakrzepowy, a potem sole. Przede wszystkim trzeba go nawadniać...
(Wiktoria) - Gdybyś dała dokończyć... - pokazała rurkę do manualnych płynów - Mam też strzykawki.
(Norber) - On wygląda koszmarnie...
(Iza) - Zejdź z niego, dobrze...? W ciągu tego czasu od początku zrobił dla Nas więcej niż ktokolwiek inny... Przyjął na siebie cios, który powinnam przyjąć Ja...
(Ula) - Co z tym podkładem...?!
(Osa) - Już mam... - podał nagłówek - Wystarczy?
(Ula) - Musi.. . - podłożyła pod głowę Mathiasa - Musimy się wkuć... Nie jestem pewna, co może mu być, ale... Iza, widziałaś, gdy złapał się za serce... 
(Iza) - Myślisz, że...
(Ula) - To moje domysły, ale na razie na to wskazuje.
(Dorian) - Co jeśli spudłowałaś i poda się mu to?
(Ula) - Nie umiem przewidzieć skutków.
(Iza) - przejęła uciskanie mostka - Zróbcie to... Przejmę go...
(Marta) - Iza... - zdziwienie
(Iza) - Przestałam być tchórzliwą dziewczynką, która miała wszystko na tacy. Teraz oddam swój dług wobec niego... Wobec was wszystkich...
(Ula) - Wiki... - wyciągnęła rękę
(Wiktoria) - podała strzykawkę - Jesteś pewna?
(Ula) - Nie... Ale muszę w to wierzyć... - wstrzyknęła Mathiasowi lek przeciw zakrzepowy
(Dorian) - Myślałem, że to zwykłe zadrapanie... Nie okazywał tego tak bardzo, że coś go boli...
(Marta) - Może bolało, może nie... Ceni on Nas ponad siebie. Tak było wtedy, tak jest teraz.
(Norbert) - Nie wiem kim on dla was jest, ani jak wiele znaczy, ale zapomnieliście, że Ja tu jestem. 
(Osa) - Nie widzisz co się dzieje?
(Norbert) - Gdyby nie Ja, zgnilibyście na tej szosie... Może małe dziękuje?
(Dorian) - Nie pomagasz wcale...
(Osa) - Dobra rada. Teraz jest zły moment. Idź do swoich i choć Ty bądź wdzięczny, że jesteś tutaj, a nie tam, gdzie ostatnio...
(Norbert) - Niech będzie, ale wrócimy do tej rozmowy. I trzymam kciuki, by się udało.
(Osa) - Uważaj, bo się wzruszę...
(Ula) - Może niech najlepiej wszyscy poza Izą wyjdą stąd... Nie pomagacie wcale...
(Norbert) - Dobrze, już idę... - wyszedł
(Osa) - Będę pilnował tamtych, by nie przeszkadzał
(Joanna) - stojąc w kącie - W końcu podjąłeś właściwą decyzję, Osa...
(Osa) - Słucham?
(Joanna) - W końcu nie użyłeś pięści, by rozwiązać problem. A co do Mathiasa, nic mu nie będzie.
(Ula) - przyłożyła ucho do klatki piersiowej Mathiasa - Bez zmian... A nie, chwila... Coś słyszę... - rozszerzyła źrenice - Bicie mu wraca, co prawda nieregularne, ale jest...
(Dorian) - Nie budzi się...
(Osa) - Mathias, wiedziałem...
(Ula) - Iza, możesz przestać. Oddycha samodzielnie - wytarła pot z czoła
(Iza) - dyszała - Mathias, zrobiłeś to - płacz ze szczęścia - Dziękuję... - dotknęła jego policzka
(Joanna) - Czyli innymi słowy, strzał trafiony?
(Ula) - To po prostu wyczucie. Po objawach stwierdziłam, że...
(Joanna) - Podasz mu to, co najkorzystniejsze dla jego sytuacji?
(Ula) - Ustabilizowaliśmy jego serce, ale... Nie wiem kiedy się obudzi, czy w ogóle się obudzi...
(Dorian) - Jak to?!
(Marta) - Martwisz się, że zapadł w śpiączkę?
(Ula) - Najbliższe godziny to pokażą... Nie może zostać sam...
(Iza) - Zostanę z nim, mogę?
(Dorian) - Jeśli to nie przeszkoda, ja też mogę zostać.
(Joanna) - Jedna osoba w zupełności wystarczy.
(Dorian) - Iza, zostaniesz z nim. Po tym, co zobaczyłem... Ty bardziej zasługujesz. Ja spełniłem swoje zadanie, druga część należy do Ciebie.
(Iza) - Dzięki, tak zrobię. Będę przy nim czuwać.
(Marta) - A pozostaje kwestia tego kolesia, który z wami przyszedł. Pewnie już zaraportował resztę o tym, co tu się stało.
(Osa) - Niech mówi komu chce. Powinni okazać trochę respektu, może nie wobec Nas, bo my nic szczególnego nie pokazaliśmy, ale wobec Niego.
(Joanna) - Tylko wiecie, że jeśli zakrzep był z powodu jego zadrapania, to nie skończy się to na jednym ataku... Póki istnieje epicentrum zarazy, ciało ciągle walczy z tym w środku. Ta walka może trwać wiecznie i nic organom nie będzie, ale także może być w krótkim czasie nasilone, co nawet wystarczy, by go uśmiercić...
(Marta) - Dlatego proponowałam trochę radykalną opcję, ale jeśli miałoby to mu pomóc, uwolnić się od tej mutacji...
(Ula) - A pomyślałaś, że drugie oko może być też zarażone... Najlepiej Mathias sam nam powie. 
(Osa) - A jeśli się nie obudzi?
(Ula) - z trudem - Wtedy będziemy musieli podjąć decyzję za niego.
(Iza) - Pierwszy raz spotykam się z tym, co on nosi w sobie... Choroba może być nowa, lecz objawy pozostają objawami. Trzeba przede wszystkim teraz go nawadniać. Pozostają sole trzeźwiące, gdyby nawadnianie nie wystarczało.
(Ula) - Masz rację. Gdyby byli tu Ci, którzy pomogli mu wtedy... W gruncie rzeczy Oni największą role odegrali w tym, że on w ogóle do nas wrócił... 
(Marta) - Jedyny trop urywa się przy rozwidleniu dróg, a one prowadzą na wszystkie krańce świata. Szukanie igły w stogu siana.
(Osa) - Trzeba będzie, to choćby spod ziemi ich wygrzebię... - spojrzał groźnie
(Joanna) - Wiecie, ulżyło mi trochę...
(Iza) - Nie wiesz nawet jak Mi ulżyło.
(Ula) - Ma dobry system odpornościowy. Dlatego przetrzymał atak, a lek się przyjął.
(Dorian) - do siebie - Brawo, Mathias - uśmiechnął się - Napędził nam stracha.
(Osa) - Choć możemy odetchnąć... - oparł się o ścianę
(Iza) - Trzeba go gdzieś położyć. Na podłodze dostanie odmrożenia... 
(Osa) - Spoko, pomogę Ci.
(Iza) - Potem jakoś go trzeba ogarnąć, by jakieś świństwo się nie wdało. Przebrać w coś innego tymczasowego.
(Osa) - zaśmiał się - No, Iza, nie zagalopowałaś się?
(Iza) - Hmm?
(Osa) - Zobowiązałaś się zostać przy nim, do czasu aż się przebudzi, więc wywiąż się - założył ręce
(Iza) - No dobrze. Musisz łapać za słowa, rozumiem, a teraz pomożesz go przenieść?
(Osa) - Już się robi - z uśmiechem - wziął Mathiasa pod lewe ramię
(Iza) - lekko dysząc - wzięła Mathiasa pod prawe ramię - Teraz powoli, na tamte łóżko - wskazała
30 minut później
Po ułożeniu Mathiasa na łóżku, Osa zobowiązał się nie przerywać Izie w tym, co postanowiła. Jednakże Ula zadeklarowała swoją pomoc, jeśli nadejdzie taka pora. W nieoczekiwanym momencie ciche wsparcie zaproponował Marcin, który zważywszy na sytuację oddał Mathiasowi część swojej odzieży zamiennej.
   Dziewczyna musiała przemyć swego lubego, nie zważając na to, że on tego nie czuje. Wzięła stołek i postawiła w kabinie prysznica, który jeszcze działał. Posadziła tam Mathiasa i czyniła swą powinność obiecaną wcześniej. Nie przeszkadzało jej nawet to, że woda była letnia. A z niemocy rozgrzania płynami, użyła własnych dłoni do wytworzenia ciepła, którym opatuliła najbliższego.
Była jeszcze bardziej zmęczona, lecz to nie było dla niej istotne. Co innego dawało jej siły. Myśl, że najważniejsza dla niej osoba jest obok niej.
(Iza) - spojrzała na Mathiasa - Wiesz, cieszę się, że nic Ci nie jest. Przez chwilę już myślałam... Nie, to ze stresu... Wszystko przed nami, prawda? A gdybyś powiedział nam wcześniej, nie doszłoby do tego... - złapała jego rękę - Pamiętasz, wtedy w lesie, ten dzień zmienił wszystko. Uświadomiłam sobie niedawno, że to wszystko, co robiłeś wcześniej, co zrobiłeś ostatnio... To było, by Nas chronić, by chronić Mnie... Ciągle się narażasz, a ja wiem, że to wojna z wiatrakami, gdy powiem, byś zaprzestał... - pojawił się uśmiech - Nie zrezygnujesz przecież z czegoś, co zobowiązałeś się bronić. Nie uchronisz mnie od wszystkiego, ale przy Tobie chociaż mniej odczuwam zagrożenie i wiem, że gdy będę w patowej sytuacji, pojawisz się Ty - zacisnęła dłoń - Także nie mogę zapomnieć o sobie. Obecny świat jeszcze długo nie da o sobie zapomnieć, a ja muszę trwać w nim, dążąc do tego, by dogonić Ciebie. To moje postanowienie... Przyrzekam Ci, że będę dążyła do tego... - przymknęła oczy
   Przysypiającą Izę znalazła Ula, która akurat przechodziła korytarzem. Przykryła dziewczynę kocem, popatrzyła chwilę i miała juz odchodzić, gdy usłyszała szmery. Iza byłą niespokojna, nawet najmniejszy dotyk potrafił zbudzić ją. Ula widziała w niej wyczerpanie, nawet większe niż u siebie. Nawet to, że Iza musiała wykonać zabieg reanimacyjny. Psychicznie wywarło to na niej potężną presję, ponieważ każda sekunda była na wagę złota, a najmniejszy błąd równał się z niepowodzeniem.
(Ula) - Przepraszam... Nie miałam w planach Cię budzić.
(Iza) - Nic nie szkodzi. Nie potrafię usnąć.
(Ula) - Mathias?
(Iza) - przytaknęła
(Ula) - Rozumiem, co czujesz. On od początku był inni niż my wszyscy.  Nie dostrzegałam tego zawsze, ale... Od samego początku planował ratować Nas wszystkich, a w szczególności Ciebie.
(Iza) - Głuptas z niego, to prawda. Ciężko było słowami objaśnić, czego konkretnie chciałby w życiu. A on nie chciał sławy, ani pieniędzy, nawet wybaczenia innych, których musiał zabić. On ma w życiu tylko jeden cel, Ja nim jestem, wiesz o tym?
(Ula) - Skłamałabym, gdybym nie wiedziała, ale tak, wiem. Nie chciałabym, by umarł... Dlatego tak walczyłyśmy o niego.
(Iza) - Nie wiedziałam, że to się mogło stać. Do tej pory nic się nie działo.
(Ula) - Możliwe, że nawet Mathias nie wiedział, czym to się objawia. Jak to mężczyźni, potraktował to z przymrużeniem oka. Obie wiemy, że jego stan jest spowodowany przez tamtego wilka.
(Iza) - Mathias twierdził, że na to nie ma lekarstwa...
(Ula) - On na pewno wie, gdzie podziewają się tamci ludzie, którzy go ocalili... Tylko do diabła, czemu on do teraz milczał. Na pewno oni mogliby coś poradzić.
(Iza) - Gdybyśmy wiedziały chociaż, gdzie ich szukać, byśmy były bliżej rozwiązania.
(Ula) - Prawdopodobnie... - spojrzała na Mathiasa - Widzę, że przebrałaś go.
(Iza) - Jego rzeczy się suszą, przesiąkły zaschniętą krwią i trupim smrodem...
(Ula) - Nie przypominam sobie, byśmy mieli na składzie takie rzeczy, jakie teraz nosi.
(Iza) - Nowi przyjaciele nam je dali. Uważają pewnie, że to załagodzi sytuację, a widziałaś Osę.
(Ula) - Biedaczek był bliski wyjścia z siebie - z uśmiechem - Ale masz rację. Może to było szczere, a może nie, lecz i tak nie jesteśmy im nic winni. To Mathias spłacił dług, w chwili, gdy zmierzył się z ich przywódcą i dał do zrozumienia, że przegrał.
(Iza) - Myślałaś coś nad... - ziewnęła - Nad wydostaniem się stąd?
(Ula) - Trochę, ale o tym pomówimy przy lepszej okazji.
(Iza) - A kiedy będzie dobry moment?
(Ula) - Na pewno nie teraz. Iza, skarbie, jesteś... Wymęczona tym wszystkim. Dokładnie innych rzeczy Ci nie pomoże w tej chwili.
(Iza) - Wracając do tego, co było, to zawsze chciałam dorównać Mathiasowi, być zawsze obok, a nie zawsze z tyłu.
(Ula) - Obok, to znaczy?
(Iza) - Zawsze byłam cieniem. Marta raz się ośmieliła rzecz "Córą Cienia".
(Ula) - Każdy jest uniwersalny...
(Iza) - Teraz chciałabym być z nim na równi. By to nie działało w jedną stronę.
(Ula) - Jemu nie dorównasz, ale nie zrozum mnie źle. Byś musiała posiadać tego wirusa, który w nim jest, a tego chcemy uniknąć.
(Iza) - spuściła głowę - Nie będę taka co do cala, ale choć chcę być lepsza niż jestem.
(Ula) - Nadrobicie to, oboje. A teraz odeśpij stracony czas.
(Iza) - A kto będzie czuwał w nocy?
(Ula) - Sądzę, że Dorian z Osą mogliby się wymieniać - podeszła do drzwi - Wiesz co? Jak wstaniesz i będziesz mieć siłę, spróbuj dostać się do szpitala, na piętro. Spróbuję zorganizować spotkanie, na którego temat nie mogłyśmy pogadać teraz.
(Iza) - Postaram się - przykryła się kocem
(Ula) - A ja postaram się to załatwić, do rychłego - wyszła
2 godziny później, Szpital
Powtórny sen Izy nie trwał długo, ale i tak udało jej się w końcu zasnąć po kwadransowej bezsenności. Przed zaśnięciem spoglądała co chwile na Mathiasa, czy się budzi, daje jakikolwiek znak, że dochodzi do siebie. Na próżno było oczekiwać niewiadomego. W końcu złożyła się do snu, który minimalnie przyniósł jej ulgę i nieco zregenerował siły po wcześniejszym. Czuła żal, że musi zostawić Mathiasa, by pójść do reszty, lecz nie skończyła na tym.
Napisała kartkę do niego z powiadomieniem, gdzie idzie. W połowie pisania zastanawiała się czy ma to sens, jeśli on pośpi znacznie dłużej. Ostatecznie odsunęła pierwszą myśl, a napisawszy wiadomość, założyła na siebie kurtkę i wyszła z mieszkania, kierując się w stronę szpitala, gdzie grupa miała mieć spotkanie, w sprawie ich dalszych poczynań.
Po drodze nie dowierzała własnym oczom, jak obóz opustoszał. Przedtem nie przechodząc alejki, natykała się na przyjaciół, a teraz ani żywego ducha. Zdziwiła się, że na rozkaz Uli, każdy się zmobilizował, mimo iż Osa formalnie miał zastąpić tymczasowo Mathiasa, a jego skromna partnerka przejęła jego rolę.
Mijając zaułek, przy którym ścigała się z Mathiasem, przypomniał jej się właśnie ten moment, który zakręcił jej łzę w oku. Stanęła w bezruchu przez chwilę, wyjęła nóż i na najbliższym drzewie wyryła inicjały IK + MN, na pamiątkę, gdy już będą opuszczać gościnny Kwidzyń.
Chwilę później otwarła drzwi do szpitala, a znalazłwszy się w środku Iza opanowanym krokiem kierowała się po schodach na piętro, bez momentu zawahania. Na końcu korytarza uchyliła drzwi, zobaczyła całe zgromadzenie, a także poustawiane stoły, tworzące razem solidny kwadrat.
(Iza) - Hej...? Strasznie Was dużo.
(Osa) - A mówiłem, dać stoły wzdłuż.
(Mariusz) - Mówiłem Ci, że jesteś zabawny?
(Osa) - A bo to raz... Też Cię kocham - z uśmiechem
(Ula) - Trzymasz się, Iza?
(Iza) - Nie mogę się teraz ugiąć, Ty Ula wiesz to najlepiej.
(Ula) - Wiem.
(Joanna) - Tak więc, zebraliśmy się tutaj w konkretnym celu?
(Marta) - Tak naprawdę to siedzimy tutaj od kilku minut. Rozumiesz, trzeba było ogarnąć pokój.
(Iza) - Po co to Wszystko, to normalna pogadanka.
(Norbert) - Och, więc nie tylko Ja tak sądzę, jak miło.
(Osa) - To coś więcej niż zwykłe gadanie. To nie jest popołudniowa herbatka.
(Norbert) - Za niedługo będzie południe, także...
(Iza) - przerwała - Skupimy się w końcu na najważniejszym...? - uderzyła lekko pięścią o stół
(Ula) - Tego było trzeba, dzięki Ci.
(Iza) - Ktoś musiał. Przejdziemy do sedna?
(Wiktoria) - To chciałam zaproponować, ale setki gardeł się przekomarzało.
(Ula) - Iza, po pierwsze to usiądź, będzie bardziej optymalnie dla każdego.
(Iza) - usiadła przykładając złożone dłonie do twarzy
(Osa) - Mieliśmy omówić temat, jak dostać się na nasze miejsce docelowe, to jest Płock.
(Dorian) - zakaszlał
(Osa) - Oczywiście przed małym postojem koło Grudziądza.
(Ula) - Plan z pociągiem nadal, słuchajcie, jest bardzo konkretny.
(Marcin) - Pani Urszulo, czekamy na konkrety, jeśli łaska.
(Osa) - Wiki z Dorianem ustalili, kiedy będziemy mogli złapać pociąg.
(Norbert) - Zaczyna robić się ciekawie.
(Ula) - wyjęła mapę - Spójrzcie, widzicie te punkty?
(Patryk) - Te czarne kropki?
(Ula) - Wybacz, paprochy się dostały... - uporządkowała - Widzicie te punkty? Zaznaczyłam punktem A miejsce, gdzie dorwiemy ostatni pociąg. Innego już nie będzie...
(Iza) - Czyli to ostatnia szansa wyrwać się stąd...
(Ula) - Nie chciałam nalegać, bo obecna sytuacja wykracza poza normy, ale obawiam się, że nie mamy wyboru. Teraz uwaga, punktem B jest miejsce, gdzie znajdzie się żelazny klucz, który odpali całą maszynerię...
(Dorian) - Tylko jest haczyk.
(Marbur) - Wiedziałem, że było zbyt pięknie.
(Joanna) - Nie jesteśmy tutaj sami... Nie wiem, czy ktoś nas śledził, ale stacja jest zamieszkała. Nie wiemy ilu ich jest, Wiki naliczyła kilka osób. A jest nas zbyt wielu, byśmy przeszli niezauważeni.
(Weronika) - Zapewne plan mamy gotowy na taką ewentualność.
(Ula) - Tu jest kwestia, którą musimy przedyskutować.
(Marta) - Jest opcja przekonać ich, by odstąpili?
(Joanna) - Nie wierzę, że to powiedziałaś.
(Iza) - Możemy się podzielić? Jedni zajmą ich, a drudzy uruchomią maszynę, a potem...
(Osa) - Reszta w biegu dołączy do pozostałych. Tylko wiecie, to będzie ruchome. A zatrzymanie jest równe ze śmiercią...
(Weronika) - Można spróbować się tam dostać po swojemu. Myślę, że trzeba iść na żywioł.
(Norbert) - Pójść i zginąć, zawsze o tym marzyłem.
(Weronika) - Liczę, że nie będę sama. Mogę w pojedynkę odpalić ten wasz pociąg. Co wolicie?
(Osa) - To dałaś mu kurwa dylemat...
(Ula) - Mamy to przegłosować?
(Mariusz) - Zróbmy to, co proponuje. Tylko jak mamy się podzielić?
(Weronika) - Masz u mnie plusa, och - spojrzała na Mariusza
(Iza) - Nie wiem, czy to dobre to, co robimy. Nie potrafię się zdecydować, ale odpowiem za Mathiasa. Zróbmy to, co do nas należy.
(Ula) - Czy mamy inny plan? Jakikolwiek? Ktoś, coś?
(Osa) - Słuchaj laska, umiesz to zrobić tak, byśmy potem szybko wszyscy się dostali do środka?
(Weronika) - Uruchomić umiem, ale nie znam się na prowadzeniu. Ktoś musi ze mną iść.
(Osa) - Masz ochotnika.
(Marcin) - Widzicie, wszystko ustalone.
(Ula) - Nie wykluczam, że coś może się zdarzyć. Nie znamy terenu. Trzeba działać szybko.
(Osa) - Spróbujemy.
(Weronika) - Zwiniemy klucz, odpalimy gruchota, a potem się zabierzecie po drodze.
(Iza) - A w jakim miejscu mamy się zaczaić i was wyczekiwać?
(Joanna) - Przy bramie wyjazdowej najlepiej. To nadal ich teren, ale można szybko się z niego wydostać, nim zauważą.
(Osa) - Skoro go pilnują, to oznacza, że chcą też odjechać w głąb kraju. Musimy być pierwsi.
(Dorian) - Ktoś uwzględnił Mathiasa?
(Ula) - Trzeba będzie go wziąć pod ramię jak ostatnio. Także dwie osoby plus on muszą iść na przedzie, a za nimi reszta. Musimy się wzajemnie asekurować, inaczej nici z planu.
(Mariusz) - pod nosem - Zrozumiano.
(Ula) - Mamy trochę czasu, przygotujmy się. Za godzinę zaczynamy.
(Weronika) - Jeśli nawet nas namierzą, znokautuje każdego, kto będzie próbował mnie dotknąć.
(Osa) - Ale...
(Weronika) - Tylko zakładam. Spokojnie, będę Cię ubezpieczać, byś nie spartolił.
(Osa) - Aha...?
(Wiktoria) - Obyśmy wyszli z tego w jednym kawałku.
(Iza) - wstała - Pójdę sprawdzić, co z Mathiasem.
(Ula) - Praktycznie to już tyle ze spotkania. Dołączę do ciebie za kilka minut.
(Iza) - w myślach - Nadszedł Czas, by się stąd wynieść. Ale ten plan... Nie jestem przekonana, ale nie dałam po sobie poznać dostatecznie. Mathias, gdybyś tylko był tutaj, wiedziałbyś, co im powiedzieć...
Kilka minut później
Iza usiadła obok Mathiasa, nie wiedząc co robić dalej. Trzymała się kurczowo myśli, że Osa wie co robi, że wszystko wypali i opuszczą zagrożone miejsce, które może zostać wkrótce zaatakowane przez nieznaną im grupę, która okupuje stację. Znów presja zaprzątała jej głowę, miała sporo niepewności. Zważając na niezdolność Mathiasa, bała się tym bardziej. Spostrzegła, że wiadomość, którą zostawiła, leżała bez zmian, łudząc się, że jednak coś się zmieniło.
(Iza) - do siebie - To jest samobójstwo. Wszystko zależy od dwójki ludzi, z czego tej Weroniki nawet nie znam na tyle, aby jej zaufać... Podpowiedz mi coś... Samej jest trudno do czegoś dojść, a nie, że nie chcę... Tylko nie wiem od czego zacząć... Daj mi jakiś znak, jakikolwiek... - poczuła na dłoni dotyk - Jak to... Skąd... - spojrzała na Mathiasa
(Mathias) - powoli otwierając oczy - Iza, hej... - z ledwością
(Iza) - To mi się nie śni...?
(Mathias) - Możliwe, że... - kaszlnął - Umarłem, ale skoro tak, to Ty również...
(Iza) - Mathias... To jesteś Ty... - łzy napływały do oczu
(Mathias) - Tak sądzę.
(Iza) - Mathias... - wtuliła się
(Mathias) - Już jest dobrze. Oddycham, czyli nie jest ze mną najgorzej, prawda?
(Iza) - Wystraszyłeś mnie wtedy... To wyglądało groźnie... Czemu nie powiedziałeś wcześniej. Domyślam się, że to trwa już trochę.
(Mathias) - Nie chciałem Cię obarczać. Wystarczająco dużo zmartwień mamy... - złapał się za serce
(Iza) - ...?!
(Mathias) - To tylko... - złapał oddech - Musiałem złapać tlenu... Nie bój się, to nie są komplikacje.
(Iza) - Komplikacją jest twój wirus. Powiedz mi, nie powiem nikomu, Kim są tamci ludzie... Jestem pewna, że mogliby...
(Mathias) - Wiem do czego zmierzasz... Iza, nie ma na to lekarstwa. Uwierz mi, to strata czasu, szukać czegoś, czego się nie znajdzie. Może z czasem rozwiązanie samo się znajdzie... - kaszlnął - A ja powinienem ograniczyć swoje pobudki, by sytuacja się nie powtórzyła.
(Iza) - Ciesz się, że Ula zgadła jak Ci pomóc... Że mieliśmy co Ci podać.
(Mathias) - Jestem Wam winny przeprosiny. Mogłem powiedzieć od razu, że to chodzi o To... Zaczekaj, jak to Ula zgadła?
(Iza) - Nie wiedzieliśmy jakie objawy ma twój defekt. Szliśmy w kierunku tego, co widzieliśmy. Ryzykowne było dać lek na zator, bo to mogło być cokolwiek... Opłaciło się.
(Mathias) - zauważył nowe ubranie - A to...?
(Iza) - Zatroszczyłam się o to, byś nie dostał Nowej infekcji. Nie dziękuj, kochanie.
(Mathias) - Muszę wstać i... - próbował wstać - Ja nie mogę... - poczuł ból
(Iza) - Jeszcze za wcześnie. Nie wstawaj. Przynajmniej na razie.  Zaraz przyjdzie Ula i powie Ci o naszym nowym planie.
(Mathias) - Jakim planie?
(Iza) - Zaraz sam się dowiesz.
(Ula) - Iza, jesteś taka przewidywalna.
(Mathias) - oparł się o ścianę - Dobrze Cię widzieć.
(Ula) - Szybko doszedłeś do siebie, przyznaję.
(Mathias) - Ciężko to wyjaśnić. Wiem, że widziałem Was, widziałem siebie... A ja byłem nad wami, a potem tylko ciemność...
(Iza) - Potwierdziło się to, o czym mówiłyśmy.
(Ula) - Mathias, nadal udajesz? Na każdą chorobę jest lekarstwo.
(Mathias) - Owszem, na każdą jest. Najszybsze i boli tylko przez chwilę, bo tylko takie jest rozwiązanie na obecny moment, prawda? - spojrzał na Ulę
(Ula) - Faktycznie mój błąd... Wybacz.
(Mathias) - Gdybym coś wiedział o jakiejś antyzynie na to, byście wiedziały jako pierwsze. Ogólnie dzięki temu żyję. Jednocześnie może mnie to zabić. Jednakże jeśli będę trenował kontrolę tego... Wyzbędę się poczucia, że każdy nieprzewidziany ruch będzie moim ostatnim.
(Ula) - Spojrzeć na ciebie, to widać, że jeszcze Cię boli coś.
(Mathias) - Nie jest aż tak kiepsko - próbował wstać - Już mi trochę lepiej... - ledwo stał
(Iza) - Widzimy jak bardzo lepiej... Nie nadwyrężaj się, proszę...
(Ula) - Mathias, mamy sposób jak się wydostać stąd.
(Mathias) - usiadł - Słucham.
(Ula) - Ostatni pociąg dziś odjedzie ze stacji, a my razem z nim. Tylko jacyś szabrownicy się zlezli na stację. Też chcą według mnie stąd odjechać.
(Mathias) - Skoro mi o tym mówicie, to macie plan?
(Iza) - Jedna z nowych miała. Szalony moim zdaniem.
(Ula) - Wprawdzie też miałam takie odczucia. Prawie jej nie znamy, a pozwoliliśmy zadecydować za wszystkich. Lecz jeśli jest tak jak mówi i jest zaradna, to powinno wyjść.
(Mathias) - Puściliście obcą osobę na zadanie, które zaważy o naszym losie?
(Ula) - usiadła obok - Osa z nią jest.
(Mathias) - Lepsze to niż nic.
(Iza) - Za godzinę około zaczniemy wszystko.
(Mathias) - Do tego czasu wydobrzeję. Regeneracja nastąpiła z chwilą, gdy odzyskałem świadomość. Teraz będzie tylko lepiej. 
(Ula) - Może do tego czasu, leż spokojnie?
(Mathias) - Leżeć spokojnie? Nie traktujcie mnie jak kaleki. Dam radę, bez obaw - uśmiechnął się
(Iza) - Da radę.
(Ula) - Pójdę do siebie, by coś Ci do jedzenia przynieść. A ty ani mi się waż wstawać, bo przygrzmocę tak, że gwiazdy w biały dzień zobaczysz.
(Mathias) - Możemy się kiedyś zmierzyć.
(Ula) - Jesteś moim przyjacielem, nie chcę się bić z tobą.
(Mathias) - Nawet na drewniane miecze?
(Ula) - Drewniane? Aaa... Jeśli chcesz mnie sprawdzić, możemy tak zrobić.
(Mathias) - Pomyślimy o tym w niedalekiej przyszłości.
(Ula) - Leż! - wyszła
(Mathias) - do siebie - Dobrze...
(Marcin) - wszedł nagle
(Osa) - Iza, sorry, wepchnął się na siłę... Nerdziak...
(Mathias) - kątem oka na Osę - Jesteś popaprany, Osa - z uśmiechem
(Osa) - Święte Bogi, toż to...
(Mathias) - spojrzał na Osę - Witaj.
(Marcin) - w myślach - Doszedł do siebie w tak krótkim czasie... Trzeba tobie to przyznać, nie jesteś przeciętnym człowiekiem, za jakiego Cię miałem przy pierwszym spotkaniu.
(Iza) - Długa jest kolejka?
(Osa) - Przecie nie, ja stałem przy drzwiach, kiedy ten tutaj wtargnął. 
(Mathias) - Iza dobrze mówi - próbował wstać
(Iza) - Ula przecież...
(Mathias) - Potrafię zadbać o swój los... - wstał
(Marcin) - Przyszedłem, bo chciałem Ci pogratulować ekipy. Żałowałem tylko, że nie było Cię na zebraniu, ale wiem, że nie miałeś wpływu na to.
(Mathias) - Będzie jeszcze mnóstwo okazji.
(Marcin) - Zaręczam, że już wiesz o akcji.
(Mathias) - Od dobrych kilku minut. Co więc z pociągiem? Jak go wydostaniecie?
(Marcin) - Zapewne również wiesz, że Weronika i Osa się zajmą zdobyciem klucza do kabiny lokomotywy. To znaczy, ona się tym zajmie, a on odpali maszynę. Potem będzie może minuta, by dostać się do środka machiny nim będzie za późno.
(Mathias) - O moją szybkość się nie martw. Spróbuję... Zanim powiecie coś... Spróbuję o własnych siłach. A jest pewność, że wagony nas pomieszczą?
(Osa) - Ponoć Dorian coś liczył. To jest tylko kilka wagonów, cudów się nie spodziewaj, przyjacielu.
(Mathias) - Za godzinę powiadacie.
(Marcin) - Pamiętaj, że musimy być w pobliżu wyjazdu, by zdążyć.
(Mathias) - Pojąłem.
(Marcin) - Odpowiesz mi na pewne pytanie? Jesteś zupełnie inny niż wszyscy, a mnie to ciągle nurtuje, skąd umiesz to, co umiesz. Domyślam się, że to nie jest dar dany przy urodzeniu. Są uzdolnieni ludzie, ale nie w takim stadium w jakim jesteś Ty.
(Osa) - Po co chciałbyś to wiedzieć? 
(Marcin) - Jesteśmy od teraz jednością. Normalna rzecz, że chciałbym wiedzieć z kim się zadaję. Możecie się mnie też o coś spytać, jestem dość dystansowy, ale poradzimy sobie z tym.
(Mathias) - Możesz się śmiać lub wyzwać, ale zadrapał mnie wilk. Na tyle dziki i zmutowany, że zostałem zarażony jego komórkami.
(Marcin) - Głupi wilk sprawił, że poruszasz się jak szalony? Nie używasz jakiś dopalaczy?
(Mathias) - Wiedziałem, że nie uwierzysz.
(Marcin) - To zaraz pójdę na zewnątrz, poszukam wilka i sprawdzę.
(Mathias) - Problem tkwi w tym, że nie każdy wilk jest zarażony... Nie poznasz go ot tak. Dopiero, gdy poczujesz objawy...
(Marcin) - A próbowałeś się tego pozbyć?
(Mathias) - Nie zamierzam tego zmieniać. To byłaby ucieczka, a ja nie uciekam.
(Marcin) - Mogłeś umrzeć.
(Mathias) - Staram się robić wszystko, by tak się nie stało. Nie musisz się obawiać.
(Marcin) - Jak sobie chcesz. Tylko jak kogoś ugryziesz, Ja nie biorę odpowiedzialności, że czegoś Ci nie zrobię.
(Mathias) - Ja nie gryzę ludzi. Nie pojmujesz tego, co jest we mnie. To nie jest ten sam wirus, co mają trupy, zrozum to w końcu.
(Marcin) - Nie zrozum Mnie źle, ale jeśli nie Ten wirus Cię zabije, to zrobi to Twój, a potem wyjdzie na jedno. Więc radziłbym, byś się uzbroił w cierpliwość i posłuchał. Jeśli jest tak jak mówisz, to mamy podwójny problem. Musimy martwić się pierw tobą, a potem zombiakami. Czy to ma sens większy, by wszystko było na odwrót robione?
(Osa) - Nie Mathias jest zagrożeniem. To, że stracił świadomość, to skrzywdził kogoś?
(Marcin) - Taka sytuacja w lesie źle by się skończyła.

Offline

 

#2 2016-02-17 23:07:26

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 21 - Moje zadanie

(Iza) - Ale nie byliśmy w lesie...
(Marcin) - Mathias, możliwe masz rację. Może twoi przyjaciele też, ale powinieneś uważać. By takie coś nie zaważyło na naszym życiu. Twoje drugie Ja odpowiada nie tylko przed tobą, pamiętaj o tym.
(Mathias) - Nigdy nie zapominam o swoich bliskich, nawet wtedy gdy powinienem.
(Marcin) - Powinieneś się przebrać, raczej w tych łachmanach nie pójdziesz.
(Iza) - Nie wiedziałam, że tak szybko się obudzisz. Nie wyschło jeszcze.
(Osa) - Powiedział ten, co te łachmany dał.
(Marcin) - W gruncie rzeczy możecie je wywalić. Mi już się nie przydadzą, ale choć dowiedziałem się, że mamy podobne rozmiary.
(Osa) - Co do niektórych rozmiarów, bym polemizował - śmiech
(Iza) - Osa...
(Osa) - Po prostu musiałem. Nie przejmuj się, Martin, będzie ok - szturchnął Marcina
(Marcin) - Nie nazywaj mnie tak, ewentualnie Marbur.
(Osa) - Jak sobie chcesz Marmur, dawaj, idziemy.
(Marcin) - frustracja - Gdzie?
(Osa) - Obgadać strategię z twoją pannicą, odpowiadasz chyba za nią?
(Marcin) - Każdy odpowiada za siebie. A ona nie jest dla mnie nikim więcej.
(Osa) - Więc tak to się nazywa.
(Marcin) - Przypominasz mi Norberta, a dwóch takich to już klęska żywiołowa.
(Osa) - Marmur, idziesz? Czy mam podbijać do niej sam? - wybiegł
(Marcin) - do Uli - I nic nie powiesz?
(Ula) - Dobrze wiem, że żartuje. Tylko dlatego, by Cię zmusić do działania.
(Mathias) - I to nie jest jeszcze jego najlepszy atut.
(Marcin) - Myślę, że... Powinienem go dogonić. Jeszcze mnie obgada, cwaniaczek - wybiegł
(Mathias) - Może zachowam ten podarek. Skoro on go nie chce, to po co ma się zmarnować.
(Iza) - Do twarzy Ci w tej czerwonej bluzce. Pasuje Ci pod kolor oka.
(Ula) - A niebieskie bojówki również jako tako wyglądają.
(Mathias) - Przypadek goni przypadek, czyż nie? Niech se mówi co chce, zatrzymam to.
(Ula) - Iza, nie powinnaś czegoś zrobić?
(Iza) - Muszę zdjąć twoje ubrania i je wysuszyć...
(Mathias) - Czy na zewnątrz jest wystarczająco dobrze, by wyschły?
(Iza) - Nie mam gdzie tam ich zaczepić... 
(Ula) - Połóż je przy oknie i przykryj czymś, najlepiej kartonem.
(Iza) - Dobry pomysł - pobiegła
(Mathias) - Skąd znasz ten sposób?
(Ula) - Sama suszyłam tak ubrania, gdy byłam na obozie, a nie miałam gdzie zawiesić. Brałeś do namiotu karton, zwykle największy jaki potrafiłeś znaleźć i przykrywałeś. Pół godziny i gotowe.
(Mathias) - Byłaś na obozie?
(Ula) - Nie wspominałam? Tam właśnie zaczęły się moje początki z medycyną. I tak zaczęłam sama co nieco czytać, co najwyraźniej się przydało, prawda?
(Mathias) - Ta...
(Iza) - Zrobione, a o czym rozmawialiście?
(Ula) - Takie tam z przeszłości. To ja się zbieram, dokończyć swoje sprawy, widzimy się później, na razie - wyszła
(Iza) - Przerwałam w czymś? Wyglądała na zaskoczoną.
(Mathias) - Znasz ją. Lubi opowiadać, gdzie to Ula nie była.
(Iza) - To był powód?
(Mathias) - złapał Izę za rękę - Nie doszukuj się problemów tam, gdzie ich nie ma. Stara się utrzymać ład w grupie, ale bez obaw. Dobrze jej idzie - uśmiechnął się
(Iza) - Spodobało Ci się, że ktoś zajął twoje miejsce - uszczypliwie tarmosiła jego głowę
(Mathias) - Iza... Iza, przestań...  - wiercił się
(Iza) - Bo co mi zrobisz...? - zaczęła łaskotać go
(Mathias) - Ty mała złośnico... - przekomarzał się - Iza... - dziewczyna pochyliła się nad nim
(Iza) - Mathias... - niezręcznie - spojrzała mu w oczy  - Chcę Cię takiego...
(Mathias) - A ja... Chcę Nas takich...
(Iza) - przybliżyła się do jego ust
Godzinę później
Mathias wstał z łóżka, nie czując już poprzedniego bólu, widząc Izę lekko usypiającą. Przypomniał sobie dzień z Gdańska, gdy również wstał przed nią i musiał ją opuścić. Teraz przysiągł sobie, że nie opuści jej już, by nie dawał dziewczynie powodów, by zaczęła w niego wątpić.
Założył w pierwszej kolejności spodnie, a potem swoją bluzkę i skórzaną kurtkę. Podwinął lewy rękaw i nałożył na nadgarstek ukryte ostrze, po czym zsunął rękaw. Dla sprawdzenia, wysunął chwilowo ostrze, nic się nie uszkodziło. Podniósł z podłogi swój karabin snajperski, który po uszkodzeniu już nazywałby się wyborowym i przewiesił przez ramię. Rozglądał się za jeszcze jedną rzeczą. W ciemnym pomieszczeniu oko dawało mu znać, gdzie ma szukać swojej zguby. Za komodą był włożony miecz, który dostał od swoich sprzymierzeńców, w zamian za przejście Próby jako pierwszy przypadek Wilczego wirusa.
Podniósł miecz i poczuł jak oko karmi się jego klingą. Czuł ze stalą potężną synergię. Popatrzyła na wyryte na klindze napisy, zdecydował się na to, co wolał odwlekać. Po postoju w Grudziądzu zadeklarował sobie, że nauczy się posługiwać mieczem, by mógł lepiej bronić swoich bliskich, w szczególności tych, których kocha. A mówiąc ostatnie zdanie, spojrzał na Izę, podsycając potencjał Wilczego Ostrza, a sam nazwał je "Volkin" czyli ze starosłowiańskiej wilczej mowy Władca Wilków.
(Mathias) - do siebie - Ci, którzy kiedyś zwątpili, niech wiedzą, że nie powinno się niepokoić dzikiego wilka i jego kamandy. Każda krzywda na nich zostanie spłacona wrogą krwią...
(Iza) - Ma... Mathias..? Już wstałeś?
(Mathias) - Nie chciałem Cię budzić, ale nadszedł Ten czas.
(Iza) - niechętnie - Wiem...  Ale wiesz, że tęskniłam za takim tobą - wstała - To samo miałeś w oczach tamtego Pierwszego dnia - założyła karabin na plecy
(Mathias) - Oczy zaznały tyle bólu, ale nie zapomniały o tym, co było i co jest. Powinniśmy się zbierać, inni pewnie już czekają.
(Iza) - Masz rację, chodźmy - wyszli
(Osa) -... To wydaje się, że... - zobaczył Mathiasa oraz Izę - No witam państwa.
(Ula) - Właśnie Osa z Weroniką mają iść.
(Mathias) - Uważajcie na siebie, oboje. Nie chcę zbierać Cię z ziemi.
(Osa) - A żebyś się kurwa nie zdziwił. Takiego wała, hehe - zaśmiał się
(Weronika) - A już myślałam, że nie wyjdziecie wcale. Gołąbki jakie to słodkie, jak tęcza czy malutki szczeniaczek... Zbiera mi się na rzygi, proszę...
(Marcin) - Wiecie wszystko już?
(Osa) - Zdaje się.
(Weronika) - Zaraz też się zbierajcie i wypatrujcie Nas, malutki, za mną! - poszła przodem
(Osa) - To było do mnie...? Hej, zaczekaj! - pobiegł za nią
(Marcin) - Widzę, że jesteś w formie - wyciągnął rękę
(Mathias) - Zdarza mi się - odwzajemnił
(Marcin) - Wszystkie plecaki będą przewiezione na motorze, prosto do celu. Tam po sygnale od Weroniki... Osy też... Każdy wezmie po jednym i  szybko będzie biegł do pociągu. To ważne.
(Mathias) - zdziwiony - Mamy motor?
(Patryk) - Podrasowałem go trochę. Tak, by nie dawał znać o mojej obecności. Ja pojadę.
(Marta) - Sensownie to brzmi.
(Patryk) - To ja się będę zbierał. Spotkamy się za stacją - podszedł do motoru - Yo! - odpalił silnik - pojechał
(Ula) - Na nas też pora, Mathias, gotowy?
(Mathias) - Gotowy... - wyjął chustę z kieszeni - zawiązał na twarzy - Jak nigdy...
(Marcin) - Ula wam pokaże na miejscu, gdzie się ukryjemy. Tylko teraz się podzielimy, by nie zwracać uwagi.
(Ula) - Mamy już to ustalone. Ja z Mathiasem, Izą, Wiktorią i Martą.
(Marcin) - Ze mną Norbert, Dorian, Joanna i Mariusz.
(Mathias) - W drogę - mroczne spojrzenie
30 minut później, okolice stacji
(Marta) - ziewała - Coś to długo trwa... Siedzimy w jakiś krzakach jak debile...
(Marcin) - Weronika da radę, najwyżej mogli napotkać drobne problemy.
(Mariusz) - Słusznie, wysyłać dwójkę przeciwko kilku. To gg wp surr at 20...
(Mathias) - Możecie się przymknąć?
(Ula) - Cierpliwości, musimy poczekać, choć częściowo się zgadzam... Chyba mrówki mi wchodzą do...
(Dorian) - Shit...
(Mathias) - Hmm?
(Dorian) - Pająk...
(Wiktoria) - Co Pająk?
(Dorian) - Wszedł mi pod bluzkę... - drapał się po plecach
(Norbert) - Świetnie, To może od razu wyjdźmy i powiedzmy Jesteśmy Tutaj... Bo tylko marnujemy czas w krzakach. Pomóc Ci, przyjacielu? - wypchnął Doriana z krzaków
(Mathias) - Co wy robocie do jasnej...?
(Dorian) - zauważył światło - Shit shit shit... - wbiegł w krzaki
(Iza) - Co?
(Dorian) - Ktoś mnie chyba widział.
(Norbert) - To zajebiste wieści...
(Marcin) - Norbert, nie możesz przestać?
(Norbert) - Nie ma Wery, to nie ma kogo wkurzać. Co ja poradzę, lubię rozluźniać atmosferę. A Ty, Marbur?  Pamiętasz nasze spotkanie... Było takie... Pro...
(Marcin) - Śmieszne, ale pamiętaj Kto Ci pomógł.
(Norbert) - A widzicie, będzie mi teraz wypominał.
(Joanna) - Pasujecie do siebie jak ulał - z uśmiechem
(Marcin) - Słucham...?
(Mariusz) - Zgasiła ich...
(Mathias) - Powinni już być, coś się musiało stać...
(Ula) - Co teraz mamy zrobić?
(Mathias) - Ktoś musi podejść bliżej i sprawdzić...
(Marta) - Mathias, wierzę w Ciebie, idź.
(Iza) - Dlaczego?
(Marta) - Ponieważ ma większe szanse się wydostać, jeśli coś pójdzie nie tak.
(Mathias) - Zrobię to, ale chcę wiedzieć, czy się zgadzacie.
(Marcin) - Nie wiem, jak chcesz cokolwiek zrobić, ale idź. My będziemy tutaj i będziemy Cię... Ubezpieczać, w razie potrzeby.
(Mathias) - Będę słuchać się teraz gadającego krzaka, doskonale... - wybiegł z krzaków w stronę muru
(Iza) - w myślach - Uważaj tylko, Mathias...
Mathias wdrapał się na mur, po czym przeskoczył na najbliższy dach, który był obok. Zauważył kilka osób chodzących niżej, rozmawiali między sobą, a nigdzie nie widać było Osy czy Weroniki. Pociąg był widoczny bardzo dobrze, stał przykuty do szyn, więc klucz nie był jedynym zmartwieniem. Nie robiąc hałasu zbliżył się do krawędzi, podwiesił się na rękach i zeskoczył na dół. Schował się za ścianą, gdzie podsłuchał rozmowę nieznajomych.
(Szabrownik 1) - ... Chujowo, nie?
(Szabrownik 2) - No i co z tego...? Gnojek dostanie dostawę to przestanie jęczeć. Każdy ma ostatnio ból dupy.
(Szabrownik 1) - Trochę poczekają.
(Szabrownik 3) - Takiego wała dostaną. Jak zamiast towaru dostaną papierowe gazety, w które owiniemy kamienie. Nikt nie będzie pogrywał z nami.
(Szabrownik 4) - przybiegł - Zbliża się ta godzina. Jeśli mamy zrobić skurwysynom niespodziankę, musimy załadować dostawę teraz. Jeśli sami tu przyjdą, nie będzie miło.
(Szabrownik 2) - Niech przychodzą. Jeden strzał racą i reszta chłopaków przyjdzie. Obstawiają wyjścia z lasów, by nic nas nie zaskoczyło.
(Szabrownik 1) - Ty to masz łeb, stary. Za ile minut wysyłamy ładunek?
(Szabrownik 2) - Dziesięć minut, pierw coś zjemy. Rafik zgotował gulasz, kto pierwszy?
(Szabrownik 3) - A towar?
(Szabrownik 2) - Sam go chcesz ładować? To pół tony. Sprężymy się, to załadujemy - weszli do budynku
(Mathias) - do siebie - To oznacza kłopoty... - spojrzał na magazyn
(Osa) - wyłonił się zza ściany - pomachał
(Mathias) - obszedł budynek wokół - Nie powinniście się pospieszyć?
(Osa) - A co Cię tu przywiało? Radzimy sobie, pokaż mu.
(Weronika) - pokazała klucz - Nie było to trudne...
(Mathias) - Oni zaraz będą ładować towar...
(Osa) - Skąd wiesz?
(Mathias) - Usłyszałem...
(Osa) - To szybko do pociągu, uruchamiamy i spierdalamy.
(Mathias) - Koła są przymocowane do szyn. Trzeba odłączyć blokadę.
(Osa) - Dlatego tu jesteś?
(Mathias) - Bierzmy się za to, Wera, tak? Stój na czatach.
(Weronika) - stała przy wejściu do budynku - Postaram się.
(Mathias) - Przełóż to tutaj, ja to pociągnę do siebie...
(Osa) - Pewnie... - mocowali się
(Weronika) - podsłuchiwała - Szybciej, zaraz skończą...
(Osa) - To żelastwo jest ciężkie... Tu potrzeba tuzina chłopa...
(Mathias) - Niestety, nie możemy narazić innych...
(Weronika) - Idą... Powtarzam, idą... - pomogła zdjąć blokadę - Szybko, pakujcie się!
(Szabrownik 2) - Hej... Zatrzymajcie się!
(Osa) - rzucił prętem w stronę jednego
(Szabrownik 1) - uchylił się - Próbuj dalej!
(Osa) - To nie miało na celu was zatrzymać.
(Szabrownik 3) - ...?!
(Osa) - To miało odwrócić uwagę, frajerzy...
(Weronika) - Osa!
(Osa) - wskoczył do lokomotywy - Na razie! - włączył zasilanie - przeciągnął wajchę
(Szabrownik 2) - Okroili nas...
(Szabrownik 4) - Jeszcze nie... Do samochodów...
(Mathias) - oparł się o ścianę - Dobrze, że zauważyłem blokadę, inaczej twoje przechwałki, Osa, byłyby nie na miejscu.
(Osa) - Dobre sobie. Zaraz miniemy stację... Jaki przycisk uruchamiał trąbienie...
(Weronika) - Jedziemy teraz... Jeśli włączysz hałas, nie tylko Nasi będą wiedzieć, gdzie jesteśmy...
(Mathias) - Czy to coś pomoże...? - podniósł z podłogi pistolet na race
(Weronika) - Osa, patrz na drogę... Mathias, pokaż to... To zwykły bubel na race, nic szczególnego... - zastanowiła się chwilę
(Mathias) - Możemy go użyć?
(Weronika) - Jeden pocisk. Już więcej go nie użyjemy. Chcemy go użyć teraz...? Decyzja należy co Ciebie.
(Mathias) - Damy Naszym znać, tak jak ustalaliśmy.
(Osa) - To najwyższy czas, zaraz wyjdziemy ze strefy...
(Mathias) - wystawił racę za okno - Spieszcie się... - wystrzelił
(Weronika) - Są Nasi... - pokazała palcem
(Marcin) - Są... - wyłonił się ze krzaków - W samą porę... Dawajcie, pakujemy się!
(Ula) - Nie zatrzymywać się, do przodu!
(Weronika) - Prędko, prędko, prędko...! - wpuściła Marcina
(Osa) - Sprężajcie ruchy...
(Weronika) - Pomogę - chwyciła Izę za rękę - Nie ma za co.
(Iza) - Mathias, no jak mogłeś...
(Mathias) - niepewność - No ja...
(Iza) - Głupku Ty, przecież wiesz, że nie potrafię się długo gniewać.
(Osa) - Ty byś się fochała, a On wykrył blokadę. Gdyby nie ruszyło go, wylądowalibyśmy w garnku z gulaszem jakiegoś Rafika.
(Mathias) - Skąd wiesz o takich szczegółach?
(Osa) - Natchnęliśmy się w środku na kilku, którzy byli tak nachlani, że pomylili Nas ze swoimi. Jeden miał taką ksywkę. Pamiętaj, nigdy nie jedz gulaszu od obcych...
(Iza) - Spróbowałeś?
(Osa) - Nie, skąd... - westchnął - Tak...
(Norbert) - zaśmiał się
(Weronika) - To wszyscy, Osa, prędkość...
(Osa) - przyspieszył - Więcej się nie da... Wszyscy mają wszystkie rzeczy?
(Ula) - Zdążyliśmy wszystko potrzebne zabrać - usiadła w przedziale  - W końcu, jak najdalej od kłopotów... Grzebaliście się trochę, nie powiem.
(Osa) - Mieliśmy drobne komplikacje...
(Joanna) - Powinieneś skorygować swoją wypowiedz...
(Osa) - Tak?
(Joanna) - To spójrz w lusterko...
(Osa) - Gonią Nas...
(Ula) - Będą strzelać, głowy w dół... - pocisk zbił szybę
(Marta) - Jakieś pomysły, towarzysze?
(Osa) - Będziemy jechać dalej, zgubimy ich...
(Marcin) - To ma ograniczenie prędkości... Dogonią Nas...
(Patryk) - Ma rację... W takim tempie wykoleją Nas...
(Mathias) - Jeśli będziemy w takim położeniu dłużej, tak, dopadną Nas... Więc postarajmy się o to, by nie dotarli do Nas zbyt prędko... Ty, Osa, martw się trasą... A My spróbujemy ich zająć...
(Norbert) - Nie jestem cienkim Bolkiem, ja też mogę...  - oparł się o ścianę - O cholera... - wyleciał za barierkę
(Marcin) - Norbert...!
(Norbert) - Niech szlag trafi... To żelazne gówno... - trzymał się rękami naderwanej barierki
(Weronika) - Kurwa mać...
(Norbert) - kątem oka zauważył wrogi laser na nim - Pomóżcie mi...!
(Marta) - Mathias, szybko...
(Osa) - To by mogło dać Nam trochę czasu... Trajektoria lotu byłaby dobra...
(Marcin) - Nie słuchaj go, pomóż mi go wciągnąć... - złapał Norberta za jedną dłoń - Mathias!
(Osa) - Zdecyduj teraz...
(Norbert) - Prooooooszę... - kończyły się siły
(Osa) - Mathias...!
(Marcin) - Mathias...!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Marta M
- Joanna W
- Mariusz W
- Wiktoria B
- Dorian O
- Weronika K
- Marcin B
- Patryk D*
- Norbert G*
- Szabrownik 1
- Szabrownik 2
- Szabrownik 3
- Szabrownik 4

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.timik-wirtualny-swiat.pun.pl www.naszaklasa2c.pun.pl www.sasuke1.pun.pl www.djsoul.pun.pl www.wrestlingforumgame.pun.pl