#1 2015-10-29 18:06:20

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 19 - Mrok żyje we mnie

(Iza) - zamarła w bezruchu
(Marta) - Jebane dwutaktowe gówno... - próbowała przeładować
(Mathias) - dyszał - To nic... Nie patrz na to...
(Iza) - Co Ty zrobiłeś... - poczuła ból - Moja noga...
(Marta) - podbiegła - Muszę coś zrobić...
(Mathias) - Nie podchodź... Rzuci się na ciebie... - opluwany przez wilka - Omg...
(Joanna) - strzeliła w głowę zwierza
(Marta) - Wróciłaś...
(Joanna) - podbiegła do Mathiasa - Nic Ci nie jest...?
(Mathias) - padł na ziemię - To nic...Piecze jak cholera...
(Joanna) - Święta Matka Stworzycielko... - spojrzała na krwawiącą ranę
(Marta) - pomogła Izie wstać - Iza chyba skręciła nogę... Jeszcze tego brakowało...
(Mathias) - Jak to wygląda? - dotknął twarzy - Kurwa... - poczuł ból - To nie wróży dobrze...
(Joanna) - A twoja broń już nie będzie tak sprawna jak dawniej...
(Marta) - Lufa urwana przy samym ujściu... Tego nie da się normalnie naprawić... Wybaczcie, gdybym tylko w czas odblokowała zamek... Musiał się zaciąć...
(Mathias) - usiadł oparłszy się ręką - To równie dobrze mogło spotkać mnie... Gdzie jest Mariusz?
(Joanna) - Nim nie musisz się przejmować... Po tamtym strzale uciekł w drugą stronę, ja się wróciłam... Powinieneś coś zrobić z twarzą... Ta rana ciągle się sączy...
(Iza) - do Mathiasa - To wszystko twoja krew?
(Mathias) - Ula miała bandaże... - wstał - Musimy do nich dołączyć.
(Joanna) - Wykrwawisz się do tego czasu. Niepozornie wygląda, ale... To otwarta rana...
(Mathias) - Mróz załata uszkodzenia.
(Joanna) - Mróz może Cię jedynie dobić. Choć musimy to zatamować, to w pierwszej kolejności. Moment... - zajrzała do plecaka
(Mathias) - Słuchaj, to jest zbędne... Ja sobie jakoś...
(Joanna) - przerwała - Nie pamiętam, bym dawała Ci wybór w tej sprawie... - wyjęła gazę - Cóż, to ostatnia tego typu rzecz, którą zostawiłam dla siebie, ale... Ty bardziej tego potrzebujesz.
(Mathias) - Nie mógłbym...
(Joanna) - Pokaż tu się... - podeszła bliżej - Z bliska to wygląda bardziej...
(Iza) - Brzydziej?
(Joanna) - Ujęłabym to lekko inaczej... - wytarła okolice rany - Przytrzymaj to tutaj... O, dzięki... - zdjęła mu chustę - Teraz coś, co przytrzyma opatrunek... - zawiązała chustę na jego twarzy
(Mathias) - Lepiej chyba nie będzie.
(Marta) - Czy widzisz na oba?
(Mathias) - Zdaje się, że tak... Tylko lewe bardziej mnie boli...
(Joanna) - Dostałeś pod okiem, to się nie dziw. Daj sobie kilka godzin, a będzie lepiej.
(Mathias) - Wiedziałem, że się doigram kiedyś. Jakbym wpadł pod pługa...
(Iza) - Módlcie się, by to było tylko skręcenie.
(Marta) - Od skręcenia się nie umiera, choć to trochę męczące...
(Mathias) - podniósł broń z ziemi - Muszę radzić sobie z tym, co mam... - założył na plecy
(Joanna) - Wracajmy do reszty, nie zostawajmy w tym miejscu za długo. Był jeden, ale może być więcej... - zaczęli iść
(Marta) - Co właściwie przygnało Cię tutaj?
(Joanna) - Widok uciekającej bestii. Byliście w tyle, biegło w waszym kierunku.
(Marta) - Cholerny tchórz...
(Joanna) - Nie wiń go za to... Stado nacierało trochę, no i stracił kontrolę... Oddzieliło Nas momentalnie, strzałem odwróciłam uwagę na chwilę tłumu, on wtedy zniknął. Spotkamy go na pewno, do końca lasu był kawałek.
(Mathias) - Masz talent zjawiać się w ostatniej chwili.
(Joanna) - Ostrzegłabym Was wcześniej, ale nie byłam zbyt szybka. Może wtedy Ty... Byś nie został...
(Mathias) - O ile pazury wilka nie są śmiertelne, mogę z tego wyjść. Jak nie Ja, to komuś innemu by się dostało. Uważasz, że można było to inaczej rozwiązać? Przecież, gdybym nie zareagował...
(Iza) - Nie kończ, proszę...
(Marta) - Wilki z reguły nie są litościwe. Jeśli masz z nimi dystans, możesz coś ugrać. Atak bezpośredni nagły zwykle kończy się nieciekawie. Wolę nie myśleć, co mogło nastąpić...
(Joanna) - Mnie też kiedyś jeden pies zaatakował. Co prawda, mniejszy od tego bydlaka, ale... Pamiątkę mam do dziś. Tyle miałeś szczęścia, że nie straciłeś nic ze swojej buźki.
(Mathias) - Godziny pokażą... Też miałaś taki ogień w środku, po ataku?
(Joanna) - Tylko na początku, potem nie czułam nic. Straciłam czucie w oku, nie reagowało na światło... Czasem powieka nie chciała się otworzyć, mimo tego oko było martwe...
(Marta) - Czyli po ataku miałaś oko jeszcze?
(Joanna) - Może kilka dni, zanim nie doszły mi bóle głowy... Domyślałam się, co jest przyczyną... Już w Gdańsku dokonali na mnie zabiegu, poczułam ulgę. Poczułam, że żyję.
(Mathias) - Ciężko mi jest myśleć o tym, że mógłbym żyć tylko z prawym okiem.
(Joanna) - Daj sobie do zrozumienia to, że czasem lepiej stracić oko niż rękę lub nogę. Choć ta depresja początkowała była tak mocna, że wolałam stracić środkowy palec prawej ręki, w zamian za oko... To był typowy szok po operacji... Słyszałam od ludzi, że mówiłam do ludzi, których nie było.
(Mathias) - Też miałem taki przypadek, tylko... W innych okolicznościach.
(Iza) - To było takie... Okropne, gdy siedziałeś z zamkniętymi oczami i czekałeś na śmierć... I wtedy coś się zmieniło...
(Joanna) - Iza, Ty się nie przejmuj Nim. Skoro tyle razy wyrwał się śmierci, znaczy nie jest słaby.
(Mathias) - Miałem wcześniej więcej mroku niż myślisz. Jeszcze na Oruni miałem tak realny sen, że co o nim myślę, przechodzą mnie dreszcze...
(Marta) - To osobisty sen?
(Mathias) - Byłem na cmentarzu... Stałem tam... Nad Waszymi Grobami... 
(Iza) - Nie mówiłeś mi o Tym...
(Mathias) - Chciałem, tylko... Rozpętał się chaos, no to nie miałem jak. 
(Joanna) - Mi nie jest łatwo przeżywać co noc sen, w którym zawsze przejeżdżam polną drogą, a na maskę spada mi wisielec. Zawsze chcę sprawdzić, jaką ma twarz, ale zawsze sen się kończy.
(Mathias) - Nie byłem Tam sam... Wy byliście martwi, ale za to moja martwa rodzina jak najbardziej żywa. Każdy z osobna chciał mnie zadźgać lub udusić... Wszyscy, których kochałem, choć wtedy tak tego nie okazywałem i gardziłem ich uczuciami... - opuścił głowę
(Iza) - Nie jesteś w tym sam... - próbowała iść sama - Cholera...
(Marta) - wzięła pod ramię - Nie pora na to... Jeszcze nie, nie możesz nadwyrężać mięśni.
(Mathias) - Czuję się teraz jak... Niewdzięczny frajer, który nie docenił tego, co miał... Moment, docenił, ale po fakcie. Gdy Cała Rodzina poszła do piachu....
(Joanna) - Nie mów tak.  Jednak coś osiągnąłeś. Wybacz wścibskość, ale nie miałeś wielu przyjaciół kiedyś. Teraz masz ich na pewno więcej. Nie miałeś prawdziwe kochającej dziewczyny. Teraz masz taką.
(Mathias) - Wszystko to po fakcie, gdy nikt nie może tego zobaczyć.
(Marta) - Grunt to dobre nastawienie. Miałeś okazję spotkać tych, którzy Cię znali... Co prawda umarli, ale choć mieli w podświadomości to, że Tobie się udało.
(Mathias) - Mi się tak nie chce cieszyć. Począwszy na rodzicach, zakończywszy na Natalii.
(Joanna) - Bardzo mi przykro, choć mówione któryś raz mało Cię ruszy. Szczególnie w temacie drugiego. Wiem, że masz żal do Roksy, wiem jak bardzo musisz życzyć jej najgorzej, ale nie bądź jak Ona. Wtedy byłam dla niej jak druga matka, teraz zdegradowałam się do siostry... Proszę Cię... Nie rób jej krzywdy... Ona się zmieni, wierzę w to.
(Mathias) - Słowa mówione po fakcie, nie zmieniają nic. Jedynie, że człowiek czuje się gorzej. Nie zamierzam jej nic zrobić. Nie jestem potworem... Ale jak będzie próbować skrzywdzić któreś z Nas, nie będę się temu przyglądał - zdecydowanie
(Marta) - Trzeba się nią opiekować. Nikt z Nas nie chce jej śmierci, ale zawsze trzeba się martwić o nią. Nasze zapotrzebowanie na bandaże może niedługo wzrosnąć.
(Iza) - Polubiłam ją na początku... Ale potem... Stała się niestabilna...
(Mathias) - Gra w swoją grę.
(Joanna) - Z tego co mi mówiła, wybacz spostrzegawczość, ale czy powiedziałeś, że złamałbyś jej łuk?
(Mathias) - Przechwalała się jaka jest dobra, to dałem jej reprymendę.
(Joanna) - Ona już go nie ma. Skłamała, by nie wypaść źle. Sprzedała go, by móc pomóc swojemu chłopakowi, że tak to nazwę. A jaki to koleś, nie będę mówiła. Po za tym, nie żyje.
(Marta) - To ona miała kogoś?
(Joanna) - Mówiłam, że kiedyś była inna. Nie znałam jej od zawsze, ale nie była taką osobą, jaką jest teraz. O nim mi wcale nie mówiła, tylko w temacie pieniędzy i śmierci.
(Mathias) - Zaciekawiło mnie to. Sprzedawała swoje rzeczy, by tamten mógł żyć bez problemów. Robi się coraz ciekawiej.
(Joanna) - Na pewno kochała go, ale nie widziała wszystkich jego intencji... Nie odróżniła miłości od przyzwyczajenia.
(Iza) - Może to przez to okalecza się...
(Joanna) - Twierdziła, że przez matkę i brak zainteresowania... Ale zdarzyło się, że skłamała... A jak ktoś raz skłamał, kłamać może dalej. Mniej jej wierzyłam, ale z dystansem. Nie chciałam jej krzywdy.
(Mathias) - poczuł większy ból - Za dużo nerwów na ten czas...
(Iza) - Bardzo boli?
(Mathias) - Tylko jak się denerwuję... Wtedy ból bardziej daje o sobie znać. Jak dotrzemy na miejsce, muszę się położyć... Muszę się zregenerować.
(Joanna) - Jak  dotrzemy na miejsce, to wszyscy odpoczniemy.
(Mathias) - zaczął widzieć niewyraźnie na oko - Co się dzieje...?
(Marta) - Hmm?
(Mathias) - Tracę ostrość...
(Joanna) - To normalnie... Tak myślę... Obyś w drugim nie stracił sprawności...
(Mathias) - Dziękuję...
(Joanna) - Chodziło mi o to, byś wydobrzał...
(Mathias) - Nie wiem o co w Tym chodzi. Nigdy czegoś takiego nie czułem. Jakby wszystkie żyły płonęły żywym ogniem... Nawet w dotyku skóra jest ciepła.
(Marta) - Już widzę minę Osy. Zgadnijcie na kogo zrzuci winę.
(Joanna) - Prędzej na Mariusza, on jako jedyny uciekł. Choć mnie też z wami nie było w porę.
(Mathias) - Mogę wziąć to na siebie.
(Joanna) - Gdzie tu jest twoja wina? Przecież Ty stałeś się ofiarą.
(Mathias) - Ja to zacząłem. Próbowałem tylko ratować Izę... Więc byłem zależny od rozwoju wydarzeń. Jestem zarówno swoim katem, jak i ofiarą. Już nie przywrócę sobie starego wyglądu. Do końca życie wyklęty przez los ze znakiem hańby na połowie twarzy.
(Marta) - Nazwałabym to znakiem odwagi. Znasz wiele osób, które zrobiłyby to samo? Wiedziałeś jak to się mogło skończyć. Wiedziałeś, że to mogło być spotkanie idące w jedną stronę. Mimo tego, zasłoniłeś Ją... Przyjąłeś cios na siebie. Znałam wielu, ale nikt nigdy nie zrobił tego co Ty. Nawet Ja bałabym się zaryzykować. Może dlatego, że nie mam nikogo bliskiego. Ty może nie chciałeś, ale czułeś w środku, że musiałeś. Instynkt samozachowawczy.
(Mathias) - Nigdy nie będę się czuł wyjątkowy. Wiecie co w dodatku...? Tęsknie za domem, za swoim łóżkiem...
(Joanna) - Jak przyjdzie dzień, wrócimy... Ale to już będzie co innego.
(Mathias) - Powrót zawsze jest powrotem. Dom rodzinny ma się jeden. Wszystko będzie inne, gdy spojrzę na pustką klatkę lub miskę z jedzeniem.
(Joanna) - położyła rękę na ramieniu Mathiasa - Zawsze są jakieś dobre strony. Wybacz po raz kolejny, ale czy jak będziemy Tam, będziesz chciał Ich pochować? Do tego czasu ciała się rozłożyły.
(Mathias) - To jednak byli rodzice. To ostatnia rzecz jaką mogę dla nich zrobić. Znajdziemy dobre miejsce, tam ich zakopię. Mama lubiła dmuchawce, Tata lubił jabłonie... Jestem pewien, że zrobię wszystko, by zapewnić im spokój.
(Marta) - To tylko ciała, ale rozumiem - zadrżała - Potem wrócimy do tej rozmowy, bo zapewne potrzebujemy rozeznania, a Ty znasz dobrze miasto.
(Mathias) - Masz rację... Muszę się oszczędzać, choć po spotkaniu Osy, nie zaznam go na długo.
(Joanna) - Ja rozwiążę wszelkie jego wątpliwości. Bez obaw. Moja w tym głowa.
(Mathias) - Nie musisz, dobrze wiesz.
(Joanna) - Nie chcę, ale coś w środku mi każe. Nazwij to rozsądkiem. Poza tym, już niedaleko. Możemy lekko zwolnić.
(Mathias) - Iza?
(Iza) - Nie trzeba. Nie zwalniajcie ze względu na mnie... Mathias potrzebuje opatrzenia.
(Mathias) - Czyżby? Kończyny mam sprawne.
(Iza) - Za to głowa lekko szwankuje. Nie pamiętasz? Mówiłam, że będę się o Ciebie martwić, cień w cień przy Tobie - uśmiechnęła się - Może nie znam twojego bólu, ale... Rozumiem z jakiej przyczyny on powstał i co tobą kierowało. Między odwagą i głupotą jest cienka linia, ale... Zdecydowanie wygrywa to pierwsze, mimo tego drugiego, którym byłam ja. Przyjdzie dzień, że się zrewanżuję.
(Mathias) - Nawet tak nie mów.
(Iza) - Nie łącz wszystkiego w jedno. W innym sensie może mi się uda. Nie pozwolę na to, byś wszystko robił za mnie. Możliwe popełniam błędy, tak jak każdy, ale pewnego dnia Obiecuję, że Ja czegoś dokonam dla twojej idei. To powinno działać w dwie strony, prawda...? No co?
(Mathias) - zaśmiał się - Rozbrajasz mnie... Ale masz rację.  Nie dałem Ci jak się wykazać.
(Iza) - poszła sama - Widzisz? To nic...
(Mathias) - Nie popełniaj mojego błędu. Kiedy wiesz, że czegoś nie możesz, nie próbuj tego.
(Iza) - Robię to, co robiłeś Ty.
(Mathias) - wziął pod ramię - Lepiej będzie jak Cię upilnuję.
(Marta) - Sorry, ale nie miałam wpływu, jak na wiele rzeczy.
(Iza) - A ja Ciebie. Nie masz wyjścia.
(Mathias) - Nawet nie chcę takowego szukać - przytulił
15 minut później, okolice Kwidzynia
Grupka wyszła z lasu, a oczom podróżników ukazał się szpital, który wedle wcześniejszych wspominek był ruiną. Jednakże zostawał do ochrony mur i zamykana brama, a o to chodziło każdemu. Jednej osobie szczególnie widok budynku przywrócił wspomnienia, które towarzyszyły wtedy, gdy drużyna Osy rozdzieliła się z resztą przy granicy z województwem pomorskim. Za pierwszym razem nie było widać nic prócz zrujnowanego miasta i martwych ciał. Biały puch przykrywał podniszczone ulice, zakrzepłe od starej krwi. Grupa mogła na chwilę obecną odpocząć, zwłaszcza Mathias z Izą, którzy mieli pewne dolegliwości, które wymagały zregenerowania. Resztę ekipy można było spotkać niedaleko przy bramie, Osa nie krył rozgoryczenia, widząc rannych przyjaciół. Nie wiedząc nawet jak się to stało, pierwszy wzrok padł na Roksanę, która skinęła głową w dół i nie była zainteresowana tym, co stało się wcześniej z pozostałymi.
(Osa) - trząsł się - Widzę, że napotkaliście opór... Mathias, powiedz mi, że zadrapałeś się o krzaki...
(Mathias) - Dostało mi się od czegoś innego...
(Osa) - złapał się za głowę - Kurwa... Nie...
(Joanna) - Moment, to nie był trup... 
(Osa) - Dajcie mi coś, najlepiej mocnego. Może coś da się zrobić...
(Joanna) - Osa...?
(Osa) - Może stracić kawałek twarzy, ale... Może to go uratuje...
(Joanna) - Osa...!
(Osa) - Hmm?
(Joanna) - wskazała na Mathiasa
(Mathias) - Napadł na Nas wilk... Zostawił mi coś na pamiątkę - pokazał twarz
(Osa) - Jak to się stało...?
(Marta) - Trochę każdego było winy...  To był błąd, że wybraliśmy przedni zwiad...
(Mariusz) - Ile razy mam przepraszać... Byłem odcięty, poza tym Joaśka widziała więcej. Sama kazałaś mi uciekać.
(Joanna)  - No tak, nie ma tu niewinnych. Każdy czymś zawinił.
(Osa) - Wilk? W takim miejscu?
(Mathias) - Cóż, jak na mity i legendy, był wielce realny.
(Wiktoria) - Czy to bolało?
(Mathias) - Nikomu nie życzę takiego bólu.
(Joanna) - Wcześniej to wyglądało gorzej, teraz... Jakby lepiej.
(Osa) - Miałem pazury już raz, ale to nic... Ty masz otwartą ranę...
(Joanna) - Zrobiłam prowizorkę. Choć obrażenia były nieuchronne. Można się cieszyć, że oko nie zostało naruszone.
(Mathias) - Mam wahania... Jakby większe ciśnienie w tym oku...
(Osa) - Tylko nie wiem jednego, jak to się stało?
(Iza) - Zasłabłam, upadłam i stało się. Zasłonił mnie w ostatniej chwili... W moim przypadku, nie byłoby co zbierać... Ja... Nadal nie mogę tego zrozumieć.
(Ula) - odetchnęła - Iza, skarbie... Ten obrazek nie wymaga komentarza.
(Mathias) - Możemy pogawędzić potem? Zaczyna mnie nużyć...
(Joanna) - Długo już czekacie?
(Osa) - Tak z dziesięć minut może. Czekaliśmy na Was.
(Marta) - Sporo się zmieniło od naszej ostatniej wizyty. Nie jest już tak jak wtedy.
(Osa) - Trudno uwierzyć, że nikogo tu nie ma już. Mieli się utrzymać. Może znów byli zaatakowani, ale tego się nie dowiemy. Wiecie co... Zanim zadomowimy się, trzeba sprawdzić wnętrze. Może jakieś ludojady się zadomowiły wewnątrz.
(Mathias) - Będziemy trzymać się z tyłu, by nikogo nie narażać.
(Osa) - Mam lepszy plan. Przy wejściu była ławka, może Wy poczekacie tam, a my zrobimy resztę.
(Iza) - Jesteś pewny?
(Joanna) - Macie czym się bronić, a tu jest tylko jeden korytarz główny. Jeśli coś nadejdzie, spróbujcie to zabić po cichu. W takim miejscu huk się szybko roznosi.
(Mathias) - Niech będzie...
(Osa) - próbował otworzyć bramę - Jebane... Kłódka uległa chłodowi...
(Ula) - ... A może jakoś mogłabym...
(Osa) - uderzył kolbą o kłódkę - I gotowe...
(Ula) - Już nic nie mówię.
(Osa) - Wchodźcie, zamknę za wami.
(Marta) - Rozwaliłeś zamek, jak chcesz to zamknąć?
(Osa) - Nie uszkodziłem zamka, tylko rozbiłem bryłę lodu.
(Joanna) - Sprytnie.
(Osa) - Tylko jest jeden problem - zatrzasnął kłódkę - To jest droga w jedną stronę. Tej kłódki już się nie otworzy. Nie tak szybko w każdym razie. Chodźmy do środka... - otworzył drzwi - Mathias, Iza... Usiądźcie, dacie radę? To nie potrwa długo.
(Mathias) - Mam uszkodzoną twarz, a nie ręce.
(Joanna) - No to trzyma się humorek, mimo sytuacji - uśmiechnęła się
(Iza) - spokojnie - Idźcie, damy radę... - kiwnęła głową
(Osa) - Uważajcie na siebie, ludzie... Przeczuwam, że obserwują nas oczy, przeklęte jebane martwe ślepia... - poszli
(Mathias) - oparł się o broń - Nadal krwawi?
(Iza) - Jakby Ci to powiedzieć... No trochę...
(Mathias) - Zabawne, że zostawili nas z tyłu. Czuję się taki niedołężny.
(Iza) - Jestem też jakby obok.
(Mathias) - Zdjąłbym teraz ten opatrunek, ale przeczuwam, że będzie krwawić bardziej... Jebanoe dermo... Liczyłem, że to się nie zdarzy... Że nie oberwę tak bardzo, ostatnimi czasy aż tak źle nie było.
(Iza) - Nie zaczyna się zdania od... A z resztą, nie obraź się, ale martwię się bardziej o twoje oko...  Daj spojrzeć...  Może nie jestem lekarzem, ale kobiety leczyły mężczyzn od wieków...
(Mathias) - otworzył oko szerzej - Kobiety, które nie miały takiej sytuacji jak My...
(Iza) - Albo ze mną jest coś nie tak, albo oko jest lekko ciemniejsze...
(Mathias) - Z tobą nic nie jest nie tak... Coś się ze mną dzieje... Kocham swoje zmysły takimi, jakimi są i wolałbym je zachować.
(Iza) - A co mam powiedzieć o sobie?
(Mathias) - Nic, wyjdziesz z tego prędzej niż Ja. To z pewnością.
(Iza) - Pamiętasz o tym śnie? Mówiłeś, że nie miałeś kiedy. Nie opowiedziałeś całego.
(Mathias) - Nie chcesz wiedzieć co było tam jeszcze... - oparł się o ścianę
(Iza) - Wolisz to powiedzieć przy reszcie? Nie wiesz jak zareagują. Nawet jeśli obojętnie, to wiesz, że Ja nie będę Cię obgadywać za plecami.
(Mathias) - Iza, ciągniesz za język...
(Iza)  - oparła się o ścianę - No, ale nie musisz, skoro nie chcesz...
(Mathias) - Litościwa... No dobra, choć w to był element, którego nie rozumiałem.
(Iza) - W czym problem?
(Mathias) - Pierw biłem się z rodziną, a potem musiałem ich dobijać, bo się przemienili... To działo się strasznie szybko...  - poczuł pieczenie w oku
(Iza) - Nie przemęczaj się... A co do snu, przeszłość nie może dać Ci odpocząć.
(Mathias) - Zombie Nie Dadzą Ci Odpocząć... Tak jak moja rana...
(Iza) - Będziesz miał co wspominać.
(Mathias) - "O patrz, frajera kto zadrapał. Uważaj, nie zbliżaj się do niego, bo się zarazisz". Tak by o mnie gadali. Niewiele by się zmieniło, jedynie powód traktowania mnie jak innego.
(Iza) - Dla mnie nie będziesz nigdy frajerem. Jesteś może inny, ale tylko na swoją korzyść - położyła dłoń na jego
Tymczasem piętro wyżej
(Osa) - Też to czujecie?
(Joanna) - Hmm?
(Osa) - Burczy mi w brzuchu...
(Ula) - Każdy jest głodny... Choć mamy tego nie tak dużo... - rozglądała się
(Roksana) - Mogę się dowiedzieć, czemu idę ostatnia?
(Mariusz) - Byś nie zginęła bezsensownie jak pizda.
(Osa) - Przypomniała mi się tamta noc i światło w oknie... - zobaczył pełzającego trupa
(Joanna) - Osa...
(Osa) - podszedł - uderzał z kolby 
(Marta) - Co konkretnie Ci chodzi po głowie?
(Osa) - Te wasze tańce połamańce... Nie piłem nic, a wydawało się ułudą...
(Ula) -Bo było?
(Osa) - odwrócił się - Moment, powtórz...
(Ula) - Tak byłeś otępiały, że główka przestała pracować.
(Osa) - Czyli te podśpiewywanie...
(Marta) - Niczego takiego sobie nie przypominam...
(Osa) - Nieźle dojebałem, co?
(Joanna) - Mogło być gorzej zawsze - uśmiechnęła się
(Mariusz) - usłyszał jęczenie - Sprawdzę drzwi... - lekko odchylił
(Osa) - Chyba mnie nic nie zdziwi...
(Mariusz) - Karwasz Twasz Barabasz...
(Marta) - Hmm?
(Mariusz) - Zobaczcie...
(Osa) - otworzył drzwi do końca - Zostańcie tam lepiej... - spojrzał do środka - Co tu się kurwa stało...
(Mariusz) - zauważył leżące trupy - Chyba mieli gości...
(Osa) - Zostali ubicie później... Nie zdążyło to zastygnąć... Jakby zostały czymś tu zwabione...
(Ula) - Hej, ludzie... - spojrzała za szafkę - Boże... - odsunęła się
(Osa) - No nie... To ta laska...
(Roksana) - zobaczyła martwą twarz - Kto to?
(Osa) - Dowodziła tutaj... Pamiętam jaka było poważna... Pies ją jebał, szkoda...
(Mariusz) - Powiesiła się...
(Osa) - Nie dowiemy się już...
(Marta) - A może jednak się dowiemy... - znalazła list - To chyba należało do niej...
(Osa) - przeczytał - No to strasznie się napisała...
(Mariusz) - Co napisała?
(Osa) - rzucił na podłogę - "Przepraszam"... - do siebie - Uważaj, bo się wzruszę kurwa...
(Ula) - Szkoda, że nie dała rady. Może by powiedziała, kto ich napadł... Może ci sami, których widzieliśmy wcześniej. Mieli zatarg... - wyszli z pokoju
(Osa) - Trup z kulką w głowie Ci nie powie jak było. Zostały nam do sprawdzenia dwa większe miejsca. Magazyn i noclegownie. Potem kilka gabinetów.
(Mariusz) - pociągnął nosem - Chyba mnie coś bierze...
(Osa) - Może ktoś pójdzie na dół, sprawdzić co z tamtymi?
(Ula) - Poradzą sobie.
(Marta) - Iza potrzebuje dokładnego przeglądu. Tam na dole jest gdzieś gabinet zabiegowy. Mathias potrzebuje się położyć... Po sprawdzeniu noclegowni, zejdę tam do nich. Biorę te pomieszczenie na siebie.
(Osa) - Może pójdę z tobą?
(Marta) - Spędziłam wiele tygodni w samotności ze swoją bronią, często na wykończeniu, bez sił do walki... Co to dla mnie... Nic osobistego, całego stada nie spotkam. Jeśli już to kilka sztuk.
(Osa) - No niech Ci będzie. Tylko jak już zaprowadzisz pacjentów, dopilnuj by Mathias leżał. Jest znany mi z tego, że długo w jednym miejscu nie zostaje. Nie chcę wracać do Tamtej Nocy, ale widzieliście co z nim było... Być na skraju śmierci i walczyć... Dżizas, on ma w sobie ogień.
(Ula) - Dosłownie. Twierdził, że rana go zżera od środka.
(Osa) - Może mu się to nie spodobać, ale zamkniemy go od środka.
(Joanna) - Zamkniesz go, a co potem? Jedzenie przez drzwi będziesz podawać?
(Osa) - To tylko na noc.
(Roksana) - Ma to, na co zasłużył. Lekko zrobił się zbyt pewny siebie.
(Osa) - Twoim zdaniem zasłużył na cierpienie? Rozumiem, że jesteś zaznajomiona z bólem, ale czy aby nie przesadzasz?
(Roksana) - Co on tam poczuł. Ledwie draśnięcie, a on płacze jak go boli.
(Mariusz) - Skoro lubisz ból, mogę Ci go zafundować tyle, że na Śmierć się wycierpisz za wszystkie czasy.
(Joanna) - Uspokójmy się, dobrze?
(Osa) - Marta, wiesz gdzie iść. Ulka, Wiki, Mariusz ze mną. Joaśka, Wy sprawdźcie gabinety,  najlepiej razem. To pozwoli uniknąć samosądu.
(Joanna) - Myślę, że to jest dobry pomysł.  Po wszystkim spotkamy się w noclegowni, by się rozpakować.
(Osa) - Dokładnie. Jakieś pytania?
(Wiktoria) - Wybaczcie, że w tej chwili... Gdzie toaleta?
(Ula) - Na końcu korytarza, prawa strona.
(Wiktoria) - Dzięki... - pobiegła
(Osa) - Reszta może już iść.
(Joanna) - Jak sobie życzysz - poszła z Roksaną na drugie piętro
(Marta) - Także się oddalę, zobaczymy się później - poszła w stronę noclegowni
(Osa) - oparł się o ścianę - Musi się tak układać...
(Ula) - Czyli jak?
(Mariusz) - Świadomie rozdzieliłeś Nas. Chodzi o naszą podopieczną...
(Osa) - Mathias nie zasłużył sobie, by tak o nim mówiono. Wszystko przez to, że zaryzykował. Pomyśleć, karać ludzi za czyny. Teraz mniejsza z tym, dobre lub złe. Cokolwiek zrobisz, znajdzie się ktoś, kto oczerni. Pierdoleni ludzie...
(Ula) - A myślisz, że nie hejtowaliby go, gdyby nic nie zrobił?
(Osa) - Rozumiesz...? Nie chcę być Tym, kto go dobije... To mój przyjaciel...
(Ula) - Mówisz to jakby miał z tego nie wyjść. To tylko zadrapanie. Wiemy co go zadrapało.
(Mariusz) - Jestem dowodem, że da się z amputacją żyć.
(Osa) - Rozumiecie, w chwili najwyższego poświęcenia... Gdy Oskar... Mój brat, konał... On... Pomógł mu odejść, odciążył od bólu... Nigdy tego nie zapomnę... Ile razy będę to powtarzał, zawsze będzie tyle samo respektu...
(Mariusz) - Wybacz, że się wtrącę, ale ta laska... Roksana, zaczyna jakby pałać większą nienawiścią do Niego... Przeszło jej gadanie o świecie, przeszła na jego temat.
(Osa) - Najchętniej rzuciłbym ją za mur, niech sobie radzi sama, ale Joaśka nalegała.  Szlak wie, czy się te dziecko ciemności zmieni...  Więzień we własnym umyśle.
(Ula) - Mówiła o czyimś bólu, z taką pogardą, że wie lepiej... Jak mnie to drażni.
(Wiktoria) - wróciła - Usłyszałam tylko słowo Ból i wiem, o kim gadaliście.
(Osa) - Wrócimy do tego później, nie teraz w każdym razie... Czy ktoś chce pić?
(Ula) - Nie.
(Osa) - Jeść?
(Mariusz) - Nie.
(Osa) - Siusiu? Kupę?
(Wiktoria) - Ne.
(Osa) - Chodźmy, dreszcze mnie przechodzą jak stoję tutaj...
(Mariusz) - Cóż, między nami jestem głodny, ale zgodnie z planem po obowiązkach.
(Osa) - Nie pierdol już. Wiem, że mówiłem inaczej wcześniej. Uwiniemy się, to w końcu  rozłożymy zwłoki na dłużej.
(Ula) - Jak skończysz gadać teraz, to skończymy szybciej - poszli
Wracając na parter, 15 minut później
(Iza) - A więc tak to było... - uśmiechnęła się - Co Ty nie powiesz...
(Mathias) - Ojciec odwrócił się, pogroził palcem i powiedział potem, że nie dostanę jedzenia przez weekend. Liczył, że... Nie wymknę się po cichu i nie otworzę lodówki. Lubił postawić na swoim.
(Iza) - To rozumiem, skąd u ciebie ta zwinność na... No ogólnie w różnych momentach.
(Mathias) - Nie no, to było zanim zacząłem dbać o siebie. Nie widziałaś mnie kiedyś. Kula z YouTube'a to przy mnie patyk był - spuścił głowę
(Iza) - Doprawdy? Jakoś po tobie nie widać.
(Marta) - nadeszła - Nudziliście się?
(Mathias) - Bywałem w gorszych sytuacjach.
(Marta) - Będziesz miał okazję znów się sprawdzić. Nie mów Osie, ale chce Cię zamknąć na górze. Byś przez noc się nie wymykał. Tłumaczył  się twoim dobrem.
(Mathias) - Nie jestem umierający. Może oko napieprza mnie jak cholera, ale nie konam póki co.
(Iza) - Jak to zamknąć...?
(Marta) - No na klucz chyba. Już go widzę jak przeczesuje każdy kąt, by tylko znaleźć właściwy klucz.
(Mathias) - A co robisz sama tutaj? Nie jesteś z innymi?
(Marta) - Stwierdziłam, że sprawdzę co u was - złapała się za głowę
(Mathias) - Czyżby?
(Marta) - Masz mnie... Mała różnica zdań była...
(Iza) - Roksana?
(Marta) - Roksana... Zmieniła temat swoich zażaleń. Teraz ma w dupie świat. Wzięła się za twoje życie, Mathias...
(Mathias) - Niech zgadnę, nie pogodzili się.
(Marta) - Nie całkiem. Był podział, poszli w swoją stronę.
(Mathias) - To pewnie nie mam wyboru, hmm? Noclegownia?
(Marta) - Obeznany, jakbyś tam z nami był na górze.
(Mathias) - Tam jest największa przestrzeń.
(Marta) - No tak...
(Mathias)  - Idealne miejsca dla osób psychicznych z problemami.
(Marta) - Mathias...
(Iza) - Ja już bym wolała być tam z nim...
(Marta) - Może za wielka troska.
(Mathias) - Skoro się upiera, że muszę, to muszę.
(Iza) - Ulegniesz temu?
(Mathias) - Nie chcę pogłębić konfliktu. Wystarczy, że osoba na R podkłada mi nogi, gdzie tylko się da.
(Marta) - Iza, a co do ciebie... Zaraz reszta przyjdzie, trzeba obłożyć Ci nogę czymś.
(Iza) - Nic mi nie będzie.
(Marta) - Hmm...
(Mathias) - Iza, zrób to. Potrzebujemy Cię całej.
(Iza) - Zrobię to wyłącznie dla Ciebie. Wiele razy miałam skręconą nogę i dawałam radę.
(Marta) - Tylko wtedy miałaś więcej czasu, by się zregenerować. Chodź, pomogę Ci dostać się do zabiegowego, a Ty Mathias...?
(Mathias) - Sam trafię na górę.
(Marta) - wzięła Izę pod ramię - Wolałabym, abyś na niego poczekał...
(Mathias) - Tak jest, pani Kapitan... - salut
(Marta) - Niemożliwy jesteś - z uśmiechem - prowadziła Izę do pokoju
(Mathias) - do siebie - dotknął policzka - Ból się wzmógł... Jak to możliwe, mimo ucisku rany...  Wyczuwam na sobie pełno krwi...  Czuję, jakbym miał się w niej utopić zaraz... Co się ze mną dzieje... Co jest ze mną nie tak...
(Osa) - oparłszy się o ścianę - Trochę te gadanie do siebie, ale... - szeptem - Zachowam to dla siebie...
(Mathias) - Doprawdy? Jak rozpoznanie?
(Osa) - Ano dobrze, bez zarzutów. Kilka trupów naturalnych i jeden wisielec. Na nasze nieszczęście magazyn ojebany ze wszystkiego. Musi nam starczyć to, co mamy.
(Mathias) - Co zamierzasz ze mną zrobić?
(Osa) - Jesteś moim kumplem.
(Mathias) - Mów o co chodzi.
(Osa) - Jesteś moim kumplem...
(Mathias) - Powtarzasz się.
(Osa) - Wiesz, że nie zrobiłbym tego, ale...  Nie wiemy, co Ci jest. Musisz się kurować.
(Mathias) - Nie pal głupa.
(Osa) - To tylko wariant nocny. Tylko kilka godzin... Przecież przebywałeś w czterech ścianach sporo czasu. Co to dla ciebie za różnica.
(Mathias) - Wtedy choć mogłem kontrolować wszystko z własnej woli.
(Osa) - Jesteś moim kumplem, ale nie mamy innego wyjścia. Lekko Ci przejdzie, przestaniesz krwawić, wszystko będzie jak sprzed wypadku.
(Mathias) - Chcesz, by mi odbiło? Zamykając mnie tam, popełnisz największy błąd. Brakuje Ci jeszcze kłopotów?
(Osa) - To groźba?
(Mathias) - spojrzał groźnie - Ostrzeżenie...
(Osa) - Czy twoje oko...
(Mathias) - Co? Zmieniło lekko kontrast? Nie wiem... Może... Macie zbiorowy daltonizm chyba...
(Osa) - Zrobiłeś się bardziej porywczy. Wyluzuj trochę.
(Mathias) - Jakby Ciebie chcieli zamknąć wbrew twojej woli, też byś protestował.
(Osa) - Coś kosztem czegoś.
(Mathias) - Co reszta na to?
(Osa) - Cóż, zgadując, że Iza będzie przeciwko, a Roksana będzie nazbyt Za... To reszta popiera to...
(Mathias) - Jasne. Są obojętni, ale sam zdecydowałeś. Kierujesz się bezpieczeństwem innych, ale czy pomyślałeś o moim bezpieczeństwie?
(Osa) - Wybacz mi... 
(Mathias) - wstał - Nie musisz mnie prowadzić. Trafię na górę do tej Noclegowni.
(Osa) - Tam jest punkt zbiorczy zapasów. Jak coś częstuj się.
(Mathias) - Dziękuję... - odwrócił się
(Osa) - pod nosem - Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz... Kurwa, przykro mi...
(Mathias) - do siebie - Mi też, że muszę się na to godzić... Przyjacielu... - poszedł schodami
Położył się chwilę potem w noclegowni, patrząc jedynie w sufit, bo tylko to mógł zdziałać. Nawet odrapane i uszkodzone ściany nie dawały mu ukojenia, nawet to, że jego przyjaciele zamknęli go na noc. Ufali swojemu druhowi, ale Osa troszczył się o bezpieczeństwo, a z wilczym zadrapaniem nie miał do czynienia, więc postanowił zamknąć kompana samego. Rana na twarzy nie pozwalała zapomnieć, co pojawiła się paskudna chwila z przeszłości, to bolała bardziej. Momentalnie chusta prowizoryczna zaczynała mu przeszkadzać w oddychaniu, więc na chwilę usiadł, zdjął odzienie z twarzy i przewiązał na swoje ramię. Odznaczył swoją ściekającą krew na wewnętrznej stronie chusty, po czym docisnął do kurtki. Ponownie dotknął twarzy, odruchowo zabrał rękę, zauważył na niej właśnie swoją krew. Postanowił nie zmieniać biegu wydarzeń. Zostawił ranę jaką jest, by zagoiła się sama, bez nacisku siły obcej. Parsknął do siebie pod nosem - "Jestem Potworem, miała rację co do tego. Normalnego człowieka nie zamyka się pod kluczem, by zdechł z powodu swoich niedobitych ambicji". W pozycji pół siedzącej oparł się o ścianę, siedząc na łóżku. Poczuł nagle potężny ból głowy. Złapał się oburącz za nią, nacisk był tak silny, że krwawienie zwiększyło się. Trzymając się jedna ręką, drugą próbował dosięgnąć do plecaka, który stał przy łóżku, plecaka Uli. Znajdowała się tam woda, wyjął ją i trochę upił. Ból głowy wzmógł u niego gorąco, uronił trochę wody na dłonie i ochlapał substancją swą twarz, co od razu dało mu chwilowe wybawienie. Pot zaczął mieszać się z krwią, a owa mieszanka skapywała na rozłożone dywany. Liczył Mathias, że ktoś się zainteresuje jego stanem, ale nikt nie przyszedł. Kaszlnął, po zasłonięciu się dłonią, na jej błyskawicznie pojawiła się krew. "Nie wygląda to za dobrze... Czemu ja... Jestem taki słaby..." - odparł z trudem. Osunął delikatnie głowę na poduszkę i próbował zasnąć, ale początkowo nie dawało to efektów. Co zamykał wrażliwe oko, to czuł przeszywający wewnątrz nim piekielny żar. Jednak zaryzykował i zamknął oczy, przypominając sobie moment rozpoczęcia jego kaźni, gdy ochronił Tą, którą kochał.
Kilka godzin później, nieznana lokacja
Chłopak otworzył oczy, czując ten sam cholerny ból, co kilka dobrych godzin wcześniej. Rozejrzał się po miejscu, ciągle leżąc. Nie czuł na sobie swojego ostrza, ani kurtki. Czuł prócz bólu drgawki od zimna, choć nie wiedział z jakiego powodu się pojawiły, domyślając się jedynie, że to wina zadrapania. Miejsca, w którym był, nie znał wcale, choć wyglądało prymitywnie. Całość z drewna, jak wyjęta ze słowiańskich czasów przeszłych chata. Słyszał jak w ogniu pali się świeże drewno, jak coś się gotuje, nawet o dziwo czuł niedaleko czyjś oddech. Próbował wstać, wtedy poczuł żar swojego oka, zasłonił swoje oko, licząc, że to minie, lecz nie mijało. Wydał z siebie odgłos cierpienia, został dostrzeżony prze kogoś. Ktoś, kto skrywał się za parawanem. Tajemnicza postać pokazała się, była to kobieta, w kapturze na głowie, skórzanymi rękawicami, płaszcz miała po części skórzany, zakończony strzępkami futra. Spojrzała tak na Mathiasa, on spojrzał na nią i czuł strach, przez co oko bardziej dawało o sobie znać i świeża rana piekła. Dla chłopaka było to niezrozumiałe skąd przyszły te potężne nakłady bólu, mimo według niego tylko zwykłego zadrapania.
(Ola) - Nie wstawaj...
(Mathias) - Czy ja śnie?
(Ola) - Ty mi powiedz... Nie wyglądałeś najlepiej, gdy Cię znaleźli. Poza tym, twój ból... Nie jest bez przyczyny, prawda?
(Mathias) - O czym Ty...?
(Ola) - Ślad na twarzy. Sprawia wrażenie świeżego.
(Mathias) - Zwykły wypadek... - próbował wstać - poczuł ból w głowie - Co... To ma być...?!
(Ola) - przytrzymała Mathiasa - Mówiłam Ci... - posadziła na łóżku - Nie pamiętasz nic?
(Mathias) - Jedyne, co mogę pamiętać, to tego bydlaka, który mnie zaatakował... Nie miałem szans się obronić, ponieważ... Broniłem kogo innego...
(Ola) - Zaatakował Cię wilk, mam rację?
(Mathias) - Na to wygląda... Ale byłem szczepiony na wściekliznę, nic mi nie będzie.
(Ola) - Twierdzisz, że jest dobrze. To jak się znalazłeś tutaj? Mówili, że byłeś jak umierający, doczołgałeś się tutaj. Tylko nikt nie wie, skąd przyszedłeś...
(Mathias) - Nic... Nie pamiętam... Ostatnia rzecz to próba zaśnięcia, ale to było... Na opuszczonym oddziale, w Kwidzyniu... - złapał się za głowę - Zaraza z tym...
(Ola) - Kawałek drogi stąd. Trafiłeś tutaj bez żadnego ugryzienia. Sam w pojedynkę, w nocy... 
(Mathias) - Nawet nie wiem, czemu tu trafiłem... Co ważniejsze, nie wiem, co mną kierowało.
(Ola) - A może... Chwila, coś próbowałeś majstrować przy twarzy?
(Mathias) - Jedynie ją raz ochlapałem wodą... A co to ma za znaczenie?
(Ola) - Byłeś wyczerpany, jakbyś stoczył jakąś walkę, zanim tu trafiłeś.  Widzieli Cię jak byś był widmem. To co pamiętają inni, to twoje ostrze we krwi, ale to nie była twoja krew, prawda?
(Mathias) - Pustka w tym baniaku... Ja, muszę wrócić do przyjaciół...
(Ola) - Widziałeś, co się stało jak próbowałeś na siłę stąd wyjść. Jeśli to jest to, co myślę... Rada powinna się dowiedzieć.
(Mathias) - Jaka rada? A czemu nie mogę stąd wyjść?
(Ola) - Możesz być, jak My... Jak Ja... - pokazała zadrapanie na dłoni - Choć to może być też przypadek.
(Mathias) - Czy to jest...?
(Ola) - Zadrapanie wilka, podobne do twojego, tylko w stosunku do mnie, Ty bardziej ucierpiałeś. Nie wiem na pewno, ale... Może to jest modyfikacja wirusa, który narodził się w dzikich wilkach. Zamiast wścieklizny mogą przenosić wirusa, który też może zabić, ale może być też użyteczny, jeśli się nad nim zapanuje.
(Mathias) - O jakim wirusie ty gadasz...?
(Ola) - To jest jak rak, pozostaje na zawsze, o ile się chce tego, przez co można z tym żyć. Desperaci, którzy byli przed tobą, próbowali na własną rękę się pozbyć bakcyla. Nie udało im się. To prawda, że amputacja zainfekowanej tkanki może uratować życie, ale tylko wtedy gdy to jest potrzebne. W przypadku zombie nie masz wątpliwości, ale... To jest inny wirus, jeśli go dobrze nie poznasz i sam zadecydujesz zbyt wcześnie, ratując swoje życie, możesz je znacznie skrócić. Namnożona tkanka będzie szukać miejsca ujścia, w końcu zacznie się klonować przy osierdziu, po czym zablokuje dostęp krwi do serca... To brutalna śmierć. Po prostu czujesz jakby coś od środka zgniatało Ci organy, a Ty nie możesz z tym nic zrobić.
(Mathias) - Skąd to wiesz?
(Ola) - Widziałem jak paru tak umarło... Chcieliśmy im pomóc, dotąd żadnemu się nie udało... Ale zawsze jest nadzieja. Posłuchaj więc, jeśli chcesz  wrócić do przyjaciół, dostosuj się do Nas. Zrobimy to, co potrzeba, dowiemy sie czy posiadasz tego wirusa... A potem zapobiegniemy jego rozprzestrzenieniu. Nie pozbędziesz się go, ale... Będziesz żył z nim w symbiozie. Przy odrobinie szczęścia, nie zabije Cię, a dzięki temu zyskasz sojusznika.
(Mathias) - Bardzo pocieszające... A powiesz mi, co ten wirus daje? Masz go w sobie, prawda?
(Ola) - Oswoiłam się z tym. Przeżyłam próbę, choć niepełną... Pełna wymaga dobrego oka, a żadne z Nas nie oberwało wyżej... 
(Mathias) - Próbę?
(Ola) - To pozwoli nam określić, czy posiadasz wirusa... A jeśli tak, pomożemy Ci jak będziemy mogli.
(Mathias) - Szczerze, po co to robicie?
(Ola) - Wielu głupców umiera, bo woli robić po swojemu. Nikt nikomu nie chce życia odebrać. A Ty, chcesz żyć. Może ślad pozostanie, ale... Będziesz miał szanse żyć...
(Mathias) - A ta próba? Jest krwawa?
(Ola) - Nie mogę powiedzieć... Wtedy zbyt wcześnie byś wiedział i musiałabym Cię zabić...
(Mathias) - spojrzał groźnie - poczuł żar w oku - Kurwa... Znów to samo...
(Ola) - Pamiętaj o tym, że mamy więcej doświadczenia niż Ty. Chcemy Ci pomóc, więc nie utrudniaj...
(Mathias) - dyszał - Pomożesz mi zwalczyć ten ból? A potem sobie pójdę.
(Ola) - Nie zrozumiałeś. Jeśli stąd odejdziesz, umrzesz. Chcesz czy nie, musisz przejść próbę. A jeśli Ci się nie uda, umrzesz i tak.
(Mathias) - Nie tak sobie wyobrażałem ostatnie chwile życia.
(Ola) - Tylko Cię straszę - dotknęła rany - Tylko spokojnie...
(Mathias) - poczuł pieczenie - Blya...
(Ola) - Wiesz, miałam wybór... - odwróciła się - Odciąć sobie rękę lub walczyć. Zgadnij co wybrałam.
(Mathias) - Jesteś tutaj przecież.
(Ola) - Owszem, lecz wcześniej chciałam popełnić największy błąd. Nie popełnij błędów poprzedników.
(Mathias) - Gdzie my jesteśmy?
(Ola) - Gurcz, dwie godziny od Kwidzynia.
(Mathias) - Nie miałem siły wstać z tamtego łóżka, a miałem siłę dojść aż tutaj...?
(Ola) - Pamiętaj, że jeśli to prawda, nie jesteś już tym, kim byłeś. To Coś zmienia Cię na zawsze. Dalej człowiek, ale posiadasz to, czego człowiek nigdy by nie mógł posiąść. Mało możliwe, ale... Prawdziwe.
(Mathias) - Czyli jak uda mi się odprawić ten rytuał voodoo, to przestanie mnie boleć?
(Ola) - Nie traktuj tego Tak... Ból to kwestia indywidualna.  Ty jesteś wyjątkiem, bo nikt w twarz nie dostał, więc nie wiemy. U mnie to trzymało chwilę...
(Mathias) - A jeśli to był przypadek? I to nie ten wirus...
(Ola) - Jeśli powstałaby jakaś jego odmiana, o której nie wiemy... Czekałaby Cię śmierć...  Ale... Każdy ma szansę. Kwestia próbowania.
(Mathias) - Gdzie są Ci, którzy mi pomogli... Powinienem im podziękować.
(Ola) - Poznasz ich, to członkowie rady. Tak się nazwaliśmy, ponieważ jako pierwszy rozpracowaliśmy tego pseudo wilczego wirusa. Chłopaki wracali ze spaceru i znaleźli Ciebie. Gdyby nie interwencja jednego z nich, drugi by Cię zabił, wziął Cię początkowo za zombie.
(Mathias) - odetchnął - Kamień z serca... A co z raną?
(Ola) - Zabliźnić się musi sama. Ja tylko mogłam ja lekko oczyścić.
(Mathias) - A jest ktoś tu, prócz mnie? W sensie, taki przypadek...
(Ola) - Nie, od tygodnia nikogo nie było.
(Mathias)  - Chciałbym już wrócić do swoich... Zniknąłem, martwię się pewnie...
(Ola) - Wrócisz do nich, tak czuję... Tylko musisz wierzyć. Bo masz tam kogoś, dla Ciebie ważnego.
(Mathias) - poczuł pieczenie - Znowu...
(Ola) - Zauważyłeś to? Jak reagujesz emocjonalnie, twoje oko zaczyna Cię piec. Być może jesteś tym Kimś. I nie bierz tego do siebie, ale mamy nadzieję, że choć Ty przeżyjesz.
(Mathias) - Też bym chciał... - wstał - Mogę odzyskać swoje rzeczy?
(Ola) - Możesz, ale radziłabym się nie oddalać za daleko. Bądź w pobliżu, a najlepiej zjedz coś. Nie spodziewałam się, że ktoś się zjawi, ale została mi pomidorowa z puszki. Może nie gustujesz w takim...
(Mathias) - Nie... Jest w porządku. Trochę minęło zanim miałem coś w ustach.
(Ola) - Jak byś czegoś potrzebował, daj znać. Pójdę Cię zapowiedzieć. A i jeszcze jedna uwaga... Proszę, nie ruszaj nic z tych rzeczy. Nie ścierpimy jak coś byśmy stracili z medykamentów.
(Mathias) - Nie jestem szabrownikiem. Nie okradnę ludzi, którzy mi pomogli...
(Ola) - No to... Rozgość się, a ja... Zaraz wrócę - uśmiechnęła się
(Mathias) - Dzięki...
(Ola) - zaśmiała się - Nie dziękuj zbyt wcześnie - wyszła z budynku
Mathias usiadł na stołku, który od razu się pod nim załamał. Postanowił więc zjeść na stojąco. Pierwszy kęs był najtrudniejszy, bo ową zupę jadł ostatnio przez apokalipsą i zapomniał jak smakuje. Czuł naturalną pomidorową nutę, zaprawianą z rurkowym makaronem z dodatkowym pieprznym aromatem. Puszka nie mieściła dużo, więc kilkanaście łyżek i pojemnik był pusty. Poszedł w stronę biurka, zauważył książkę z czerwoną skórzaną oprawą, a na niej dziwny symbol, którego nawet on nie rozumiał, a pod nim "Wilczy Wirus - zbawca czy zabójca". Otwierając delikatnie knigę, zobaczył rysunek człowieka, a oplatał go czarny wilk, jedną łapą trzymając za klatkę piersiową, drugą za tył głowy. Ogon natomiast był ostry, opadający w dół do kałuży z krwi. "To muszą być spisane ich myśli" - do siebie szeptał.
(Ewa) - dotknęła z tyłu - Tutaj masz rację.
(Mathias) - odłożył książkę na biurko - odwrócił się - Skąd się wzięłaś tutaj...?
(Ewa) - To mój zawód, to znaczy, bardziej przyzwyczajenie.
(Ola) - Spokojnie, to jedna z Nas...  Jak Ci na imię, wybacz za taki szybki refleks.
(Mathias) - Mathias, to nietypowe imię jak ten kraj.
(Ewa) - podała dłoń - Ewa, choć nie musisz się przejmować, moje nazwisko jest też nie na miejscu.
(Ola) - ukłoniła się - Na mnie możesz mówić Ola, Aleksandra lub po prostu Alex.
(Mathias) - Wybaczcie za moją ciekawość, ale zaintrygowała mnie książka.
(Ewa) - Mamy zapalonego czytelnika, hmm? To jedyny egzemplarz, więc cieszymy się, że go nie uszkodziłeś.
(Mathias) - Co to za symbol?
(Ewa) - To symbol ze starego zapomnianego odłamu słowiańskiego. Kiedyś istniał język potocznie zwany Lupuslicą lub jak wolicie Lupuski.
(Mathias) - Nie przypominam sobie, by był w jakiejś księdze.
(Ola) - Ponieważ go nie było.
(Ewa) - Szybko zapomniany i wymazany, uważany za przeklęty i niegodny uwagi.
(Mathias) - Czym jest ten język?
(Ewa) - Prastarą Wilczą Mową. Przodkowie go używali, nim z nich nic nie zostało, a potem wilki pozostały. Więc nie było jak rozwijać języka. Mimo, że narodził się w czasach słowiańskich, nie miał czysto słowiańskiego brzmienia.
(Mathias) - Umiecie się nim posługiwać?
(Ola) - Mieliśmy sporo czasu w samotności, by się uczyć. Bo co mogliśmy więcej. Jest nas tylko trójka.
(Mathias) - Też będę musiał go poznać?
(Ewa) - Nie musisz, on sam tobą pokieruje i sprawi, że zaczniesz rozumieć od razu. Tylko musisz wytrzymać Próbę. To jest najgorsze.
(Mathias) - A jak było z tobą?
(Ewa) - Cóż, nie była to Pełna próba, bo mam ślad na ramieniu. U każdego próba wygląda inaczej. Nie czuj się wybrańcem, bo nie jesteś. Chodzi o przeżycie.
(Mathias) - Ale chyba nie będę musiał jakiś orgii odprawiać...?
(Ewa) - Cóż - uśmiechnęła się - Nawet gdyby tak było, to przecież chodzi o ludzkie życie, ale bez obaw. To nie jest tak radykalne. Nie należy do popołudniowej herbatki, ale za to wysiłek jest tego wart. Słyszałam, że masz dla kogo żyć. Gdybyś nie miał tego na twarzy, może nie musiałbyś Nas spotykać, ale sam do nas przyszedłeś. Może pod wpływem tego czegoś, ale... Fakty pozostają faktami.
(Mathias) - Czasem myślę, że bez tego byłbym szczęśliwszy, ale nie mam wyjścia.
(Ewa) - Nikt go nie ma. My obie chcemy, by Ci się udało. Jesteś mądry, niebrzydki, na pewno utalentowany.
(Mathias) - Obie? A trzecia osoba?
(Rafał) - Mówiły o mnie - wyłonił się
(Mathias) - zauważył podrapaną szyję - Kot Cię zadrapał?
(Rafał) - Tak się nie zaczyna rozmowy. Ciesz się, że Cię nie zabiłem wtedy na drodze.
(Mathias) - Opatrzność nade mną czuwała.
(Rafała) - Nie wiem, w co grasz, ale mi się to nie podoba.
(Ewa) - Powiedziałam mu o Lupuslicy.
(Rafał) - Więc jest poinformowany.
(Mathias) - Jest to dla mnie nowa sytuacja... Chodzi o ten ból głównie. Nie zależy mi na innych dodatkach.
(Rafał) - Doprawdy? Inni chcieli tylko władzy. A kiedy nie chcieliśmy jej dać, znikali. Później znajdowaliśmy ich konających. I tylko ciekawość nie pozwalała nam ich zabić. Musieliśmy na czymś się uczyć. Poznać wirusa bardziej. Ja jako pierwszy nabyłem wirusa, sam go pokonałem i teraz żyję z nim w zgodzie. Stach pomyśleć ilu może być takich ludzi, którzy się zarazili, a nie możemy im pomóc.
(Ewa) - Takie coś jest czymś potężnym. Gdyby była taka armia Nas podobnych, apokalipsa mogłaby się skończyć już w ciągu tygodni.
(Mathias) - Zależy mi tylko na tym, by przeżyć, pozbyć się tego bólu i wrócić do swoich.
(Rafał) - Ból pozostanie zawsze, bo to dzięki smutkowi, złości i nienawiści... Jesteś czym jesteś. Lecz, gdy opanujesz wirusa, symbioza pozwoli Ci działać jak chcesz. Choć jest ryzyko. Znasz symptom zakwasów?
(Ola) - Nadużycie sprawi, że poniesiesz konsekwencje. To może grozić osłabieniem organizmu, a i dodatkowo w twoim przypadku może skończyć się ślepotą jednego oka. Nie potwierdziliśmy tego, ale jest też możliwe, że... Nadużycie sprawi iż możesz stać się wrogo nastawiony do swoich bliskich. Możesz nie chcieć tego umyślnie, ale chcąc pokonać wroga, możesz przypadkiem zranić niewinną osobę.
(Rafał) - Ciężko to przetrzymać. Nie wiemy, co może zneutralizować aktywacje tej agresji...
(Ewa) - Nie dziw się więc, że mieszkamy na uboczu. Nie chcemy skrzywdzić innych.
(Mathias) - Ja... Będę próbował...
(Rafał) - Nie do końca będziesz miał swoją wolę, ale jeśli psychika pozwoli, nic nie jest niemożliwe.
(Mathias) - Chcę przejść Próbę. Im szybciej, tym lepiej.
(Rafał) - Już teraz? Pozwól pierw mi wszystko przygotować... Dobra, dajcie mi godzinę, a tymczasem... Nie wiem... Poczytaj coś, poflirtuj z dziewczynami, cokolwiek. Jak coś, wrócę, gdy wszystko będzie gotowe - wyszedł
(Mathias) - do siebie - Zabawny koleś...
(Ewa) - Jeśli byś chciał, u Nas jest miejsce dla ciebie.
(Mathias) - Nie zamierzam tu zostawać, dłużej niż to konieczne.
(Ola) - Może nie ma tu atrakcji, ale byłbyś tu bezpieczny.
(Mathias) - Najważniejsze to zapewnić bezpieczeństwo swoim.
(Ewa) - Więc pomyśl tak, by im zapewnić bezpieczeństwo.
(Ola) - Rozumiemy, że możesz ich lubić, ale...
(Mathias) - To jest moja Rodzina i nie zamierzam ich zostawiać... Za żadne skarby, za żadne złudne myśli... Nigdy... - oko zaczęło zmieniać barwę
(Ewa) - Olka, spójrz...
(Ola) - Krwista czerwień...
(Mathias) - O co wam chodzi?
(Ewa) - Spójrz może w lustro, choć ułatwimy Ci to. Masz dwukolorowe oczy.
(Ola) - Jedno niebieskie, drugie czerwone.
(Mathias) - Mhm...
(Ewa) - Znów stało się niebieskie... 
(Ola) - Ty jesteś nosicielem wirusa.
(Mathias) - No to już mam dwa, do kompletu.
(Ewa) - Ten chociaż Cię nie zabije.
(Mathias) - Pytam was, czy pomożecie mi potem wrócić do przyjaciół?
(Ewa) - No to w tajemnicy Ci powiem, że mam swój skuter. Mogłabym Cię zawieźć w okolice Kwidzynia, ale nie na miejsce same.
(Ola) - Rafał nie będzie zadowolony, ale w końcu Mathias ma swoja misję, prawda?
(Mathias) - Obiecałem jednej osobie, że będę ją chronił.
(Ola) - Szlachetne, ale ona na pewno, by zrozumiała, że nie dałbyś rady już jej pomóc.
(Mathias) - To nie jest ta sama osoba. Obiecałem jej przed śmiercią, że będę chronił Izę, bo to na niej mi zależy.
(Ewa) - Pobudki masz dobre. Miałam kiedyś chłopaka, to rozumiem... Aż za dobrze. Pomogę Ci, a Rafałowi wygarnę prawdę. Jesteśmy wolnymi ludźmi. My wybraliśmy życie tutaj, ale Ty nie musisz być taki jak My.
(Mathias) - Nie musicie się litować, ale dziękuję.
(Ewa) - I jak tu można Cię nie lubić. Żałuję, że nie mogę poznać twojej wybranki i jej pogratulować. Bo jesteś wyjątkowy. Nie przez twarz, nie przez umiejętności. Dzięki temu, co masz w środku.
(Ola) - Będziemy za Ciebie trzymać kciuki, by się udało. Byś z tego wyszedł cało. Gdyby było inne wyjście... Ale szkoda, że nie ma... 
(Mathias) - Nie będę po tym tak jak dawniej. Może nawet lepiej... - oparł się o ścianę - Tamten ja nie umiał sobie radzić w życiu, popełniał ciągle błąd za błędem i nie szanował innych.
(Ewa) - Nie oceniaj się tak. Kiedyś każdy z nas był inny. Nikt nie urodził się zabójcą... Nikt z pewnością tego nie chciał. Życie wybrało za ludzi. Jeśli nie walczysz, z reguły umierasz.
Godzinę później
Mathias ze spotkanymi dziewczynami udał się do centrum wioski, gdzie już na wzniesieniu czekał Rafał, pierwszy okiełznacz wilczego wirusa. Teren był odgrodzony drutem kamiennym murem,  w wysokości będą to dwa metry. Słyszał Mathias niepokojące pojękiwania i warkoty. Wśród zniszczonych chat nie widział nic, tylko puste pole z przeszkodami, a na środku wbity miecz z inskrypcją "Voltar-Voiy-Ne-Podtaviysye". Chłopak podszedł na środek, nie zważał na to, że dziewczyny zniknęły za nim. Poszedł do przodu sam, wiedząc, że chce przeżyć dla wyższego dobra. Dotknął ostrza wbitego w ziemię, po czym spojrzał na Wielką Radę.
(Mathias) - Co teraz?
(Rafał) - Teraz pokażesz, co potrafisz.
(Mathias) - Co to znaczy?
(Rafał) - zdjął z pleców kuszę - Ewa...
(Ewa) - podpaliła bełt
(Rafał) - wycelował w drewnianą barykadę nieopodal muru - Właśnie masz swoją odpowiedź.
(Mathias) - zauważył palące się drewno - Co Ty zrobiłeś?
(Rafał) - Uważaj na siebie.
(Mathias) - spostrzegł trupy - do siebie - Wiedział, co robi... Po przejściu blokady, mają idealne dojście do mnie. Spadną z muru, a wtedy mam przesrane...
(Ewa) - Obserwuj teren...
(Mathias) - Oszalałeś człowieku, zabijesz mnie!
(Rafał) - Sam to zrobisz, jeśli będziesz do tego dążył.
(Ola) - do Rafała - Myślisz, że wyciągnie ten miecz?
(Rafał) - Będzie polegał na swoich umiejętnościach. Jeśli wyjmie pierw miecz, to już zginął na starcie. Poza tym, prawdziwy Voltarkiy Voec nie potrzebuje tego metalu. Jeśli mu się uda... Z bólem mu go oddam.
(Ola) - Czuję, że... On może nim być...
(Rafał) - Cóż, przekonamy się...
(Mathias) - do siebie - Ostrze i nóż... Nie moja profesja działać na bliski dystans, ale... Kurwa...
(Rafał) - Nadchodzą, no dalej koleś. Pokaż, co umiesz... - pod nosem - Uwolnij Wilczą Moc...
Na Mathiasa zaczęły nachodzić zombie, w ilości kilkunastu. Wyjął zatem nóż i wysunął ostrze. Był przygotowany. Widząc martwe trupie ślepia i słysząc gardłowe jęczenie, od razu rzucił się w wir walki. Cięcie, potem garda, krok w tył i podwójne zabójstwo. Podcięcie nogi, nóż w głowę. Pchnięcie ostrzem truchła w tył, kopnięcie, cięcie, potem zasłona. Atak z flangi, a pod wpływem otoczenia, złapanie za trupią głowę i uderzanie nią o skałę. Wtedy z obu ostrz spływała krew, Mathias przetarł pot z twarzy. W tym momencie poczuł ból w oku, Tamta Trójca zauważyła to.
(Rafał) - Och...
(Ewa) - Czy to...?
(Rafał) - Chyba jest gotowy, trzeba wyzwolić drugi poziom.
(Ewa) - Spójrz na niego... Ledwo dał radę. Poza tym, nie wydobrzał wystarczająco.
(Rafał) - Voltar nie potrzebuje dużo odpoczynku. Musi wyzwolić w sobie moc, inaczej sama nie przyjdzie.
(Rafał) - Musi poznać Dar, a jeśli mu się nie uda... To znaczy, że się myliliśmy...
(Ewa) - Boże... Jest ich przynajmniej setka - zauważyła przebijające się trupy
(Ola) - Nie przewidzieliśmy, ze mur trochę lat juz ma.
(Ewa) - Musimy mu pomóc. Jest ich za dużo - spojrzała na Rafała
(Rafał) - Jeśli pójdziecie Mu pomóc, zabiję Was od razu - pojrzał groźnie
(Ewa) - Nie byliśmy na to przygotowani.
(Rafał) - Trochę nie wyszło jak planowaliśmy, ale wszystko jest pod kontrolą.
(Mathias) - Hej! Co tak stoicie?! No kurwa... - do siebie - dyszał - Zostałem sam... - patrzył na idące trupy - zamknął oczy - Nie... - zobaczył twarz matki - To nie może się tak skończyć... To nie skończy się tutaj... - oko zmieniło barwę na czerwoną - To jeszcze nie koniec - zdyszanym głosem
(Rafał) - Dokładnie tak... Widzicie jego spojrzenie? Zupełnie inne niż poprzednio.

Offline

 

#2 2015-10-29 18:15:23

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 19 - Mrok żyje we mnie

(Ewa) - Patrzcie jak on się porusza, pokonuje ich z taką gracją... Co powali jednego, juz rzuca się na drugiego.
(Rafał) - To jest potwierdzenie, samo oko... Voltarkiy Voec jak znalazł.
(Ewa) - U mnie to wyglądało łatwiej...
(Rafał) - Ponieważ wtedy szło wszystko z planem... Jemu się zdarzyło inaczej... Wyszło na jego...  Teraz zaczynają bardziej napierać i...
(Ewa) - Wbiegł do budynku... Co on...?
(Rafał) - uśmiechnął się - Już po nim... Stamtąd nie ma wyjścia...
(Ola) - ...
(Rafał) - Hę? Wyskoczył przez okno... I nic mu się nie stało...
(Ewa)  - Opóźnił ich pochód. Teraz ma chwilę czasu, by wybić tych z dołu, zanim reszta dojdzie...
(Rafał) - Przyznam, dobry pomysł.
(Ola) - Jeden zajdzie go od tyłu...
(Rafał) - Haha... Zauważył go i ten cios... - zatkało go - podwójne wbicie w głowę
(Ola) - Łeb urywa, dosłownie... - pełna podziwu
(Rafał) - Zauważyliście, że praktycznie jego ból ustał?
(Ewa) - Owszem, nigdy się nie złapał za głowę...
(Rafał) - To adrenalina... Ten wirus zastępuje mu ból.
(Ewa) - odwróciła się - Nie chcę na to patrzeć. Żal mi jest go trochę... Niewiele młodszy ode mnie..
(Rafał) - A myślisz, że gdybyś miała jak on, też by było tak samo?
(Ewa) - Skąd... Już bym zginęła... Pamiętasz moją Próbę...
(Rafał) - Stałaś jak słup przez kilka minut...
(Ewa) - Umarłabym, gdyby mnie to spotkało, co on teraz przeżywa...
(Rafał) - zauważył coś - Przewrócił się... Czyżby to był...
(Ewa) - spojrzała - uśmiechnęła się - Prosto w głowę...
(Rafał) - Wydaje mi się czy... Ma potencjał...
(Ewa) - Pierwsza taka próba od naszych czasów. Może dlatego, że pierwszy raz My oglądamy kogoś takiego.
(Rafał) - Dobija ostatniego... No nieźle... - podszedł do barierki
(Ewa) - spojrzała na Mathiasa - do siebie pod nosem - Zaskakujesz...
(Mathias) - dyszał - Czy... Macie... Coś jeszcze? - podszedł do żywego trupa - podniósł - Hę? - dobił
(Rafał) - Muszę Ci... Ehem... Pogratulować... I winny jestem respekta... - ukłonił się - Ale to jeszcze nie koniec - zszedł na dół - Została ostatnia rzecz. To, czego najbardziej się obawiamy.
(Ewa) - do siebie - Próba Bólu...
(Mathias) - Słucham?
(Rafał) - To była próba... Nazwij to, możliwości. Pokazałeś jak radzisz sobie z wirusem. Jako, że był to twój pierwszy raz, uznaliśmy, że poradziłeś sobie... Teraz próba, która ma dwie części. Pierwsza to fizyczna, która będzie trochę uciążliwa, ale potem będzie psychiczna. Wtedy twoje bóle ustaną na stałe. Zaczniesz żyć, jeśli podczas Próby przeżyjesz. Mogą pojawić się myśli samobójcze... Możesz próbować sobie coś zrobić. Musisz wtedy walczyć sam ze sobą, by pokonać wirusa...
(Ewa) - Od razu potem nastąpi symbioza, tylko... Nie daj się mu...
(Mathias) - Na czym polega część 1? - spojrzał na miecz
(Rafał) - Nie będziemy Cię ranić. Nie My... Tylko obecni główni nosiciele tej zarazy.
(Mathias) - Chcesz na mnie nasłać wilki? Gdybym się wtedy nie obronił... Zginąłbym... A teraz co?
(Rafał) - Kluczem jest to, byś ich nie zabijał... Zaufaj nam... Jeśli się postarasz, nie zabiją Cię...
(Mathias) - A jeśli wyczują mój strach?
(Rafał) - Cóż, wtedy... Wgryzą Ci się w tętnice i wykrwawisz się, nim zdążę tobie pomóc.
(Ewa) - Najgorsza część...
(Mathias) - Ile ich będzie?
(Rafał) - Zgodnie z naturą, tylko dwa... Bez względu gdzie będziesz gryziony... Nie możesz przerwać tego... Dopóki Ci nie powiem...
(Mathias) - To są żarty?
(Ewa) - Zaufaj mu...
(Mathias) - Nie wiem czy starczy mi sił...
(Rafał) - Przekonamy się - pchnął Mathiasa do kręgu - Zobacz w czym leżysz. W trupiej krwi, na starym kręgu. Zobacz jaki napis wyryty jest na starogłazach...
(Mathias) - wstał - Voltar...
(Rafał) - Vostanite... Prostarikie Voltary... Probudite chyum shybka... - stanął po prawej stronie
(Ewa) - Probudte na starikie hramy... V tot chas... Pri Nas Voltarkin... - stanęła po lewej stronie
(Ola) - Astavte na zemlyu kraf... Dayte tomu dostoykemu menshinu vladeniyu... - stanęła obok miecza
(Mathias) - O czym mówiliście?
(Rafał) - Wilki zostały wezwane. Liczmy teraz, że... Wytrzymasz...
(Mathias) - Czemu akurat ta fizyczna część? Nie wystarczy dowieść psychicznie?
(Rafał) - Nie... Ból fizyczny pozwala wyzwolić w tobie połowę skrywanych toksyn. Potem uwalniasz się z drugiej połowy... Po tym wszystkim, będzie lepiej... Więc... Nie wyrywaj się, jeden z ruch i... Po tobie...
(Ewa) - Już biegną...
(Mathias) - przełknął ślinę
(Rafał) - Przygotuj się, wstań szybko...
(Mathias) - wstał
(Rafał) - Jeśli Ci to pomoże, zamknij oczy... Pierwsze wrażenie może być mało przyjemne.
Przybiegły dwa wilki, mające bezwzględność w oczach. Kiedy Mathias stał na środku z zamkniętymi oczami, wilcze zjawy zaatakowały. Swoimi zębami wbiły się w dłonie chłopaka. Ostre kły przebiły bluzę, a po chwili spod materiału, zaczęła wypływać krew, użyźniając prastarą ziemię. Mathias zaczął czuć ból, potężne cierpienie, gdy jego dłonie były ranione coraz bardziej. Zaciskał zęby, wiedząc, że jak zrobi jakiś nieprzemyślany ruch, umrze czym prędzej. Wtedy po otworzeniu oczu zobaczył z bliska wilcze bestie. Zauważył swoją krew jak kapie, zobaczył jak Trójca stała i patrzyła na wszystko, ale nie mogli nic zrobić, ponieważ nie mogli przerwać Próby, którą musieli przejść tak samo oni wcześniej.
(Rafał) - Czujesz ból prawda? Czujesz ten wilczy jad... Pamiętasz regułę klin klinem? Musisz to wytrzymać...
(Ewa) - Nie mów nic... To tylko pogorszy sytuację... Zamknij oczy, pomyśl o czymś... Nie patrz na to...
(Mathias) - Nie... Zamierzam... Uciekać... - spojrzał groźnie
(Rafał) - Pyskaty jak mało...
(Mathias) - Zła się nie ulęknę... - oko wyostrzyło czerwień w oku
(Rafał) - To chyba ten moment...
(Ewa) - Teraz uważaj, będzie szczypać...
(Rafał) - Otstupte dostoynika... Techas!
(Mathias) - jęki bólu - Kurwa... - stękał - spojrzał na cieknącą krew
(Ewa) - Mathias... Mathias!
(Mathias) - Co się dzieje? - tracił ostrość w oku
(Ewa) - Musimy to przerwać, coś się z nim dzieje!
(Rafał) - złapał Ewę za rękę - Nie ma już odwrotu... Już za późno, musimy to skończyć!
(Mathias) - trzęsły mu się ręce - spojrzał na Ewę - Pomóż, proszę...
(Ewa) - Musimy to przerwać... On tego nie przeżyje w takim stanie!
(Rafał) - Nie ma wyboru innego... - ukucnął przy Mathiasie - Posłuchaj, masz jakieś wspomnienia, prawda? Z przeszłości?
(Mathias) - ledwo mówiąc - Mam...
(Rafał) - Przywołaj takie wspomnienie, jakie ono było? 
(Mathias) - zamknął oczy - Pamiętam coś... To dziwne wspomnienie, ale najszczęśliwsze jakie pamiętam... Gdy poznałem Natalię, która... Zmieniła moje życie na lepsze...
(Rafał) - Słyszeliśmy, że teraz... Wybacz zdanie, ale... Podawałeś inne imię niedawno. Jeśli mogę wiedzieć, co się z nią stało?
(Mathias) - jego rana bolała bardziej - Zabiłem ją...
(Ewa) - Dlaczego to zrobiłeś? - zdziwiona
(Mathias) - Ponieważ... - z lewego oka popłynęła łza - Została ugryziona...
(Rafał) - To był powód, że akurat Ty musiałeś...?
(Mathias) - łza spadła na świeżą ranę - Poprosiła mnie o zbawienie, spełniłem je prośbę...
(Rafał) - Kochałeś ją? Prawda?
(Mathias) - bóle w dłoniach nasiliły się - dyszał
(Ewa) - Hmm?!
(Rafał) - Mathias...
(Mathias) - Ja... - zaciskał zęby
(Rafał) - Co czujesz? - próbował dotknąć
(Mathias) - Nie dotykaj mnie... - agresywnie - Była tą, która wyprowadziła ze mnie całe zło... Nie miałem przyjaciół... - splunął krwią - Byłem sam... Musiałem to znosić, choć nie było łatwo... Byłem potem klasowym klaunem... Starałem się zwrócić czyjaś uwagę, by nie być nikim... Gdy pojawiła się ona... Po prostu, uratowała mnie od gorszego losu...
(Rafał) - Tak jak Ty, potem mogłeś zrobić dla niej to samo...
(Mathias) - zaczął głośniej krzyczeć - Moja głowa...! Jakby miała wybuchnąć...
(Rafał) - To się dzieje! Walcz z tym! Wejdź w swój umysł... Nie myśl o ranie, wejdź do swojego wnętrza... Spróbuj!
(Mathias) - Aaaaaa!
(Rafał) - Jeszcze!
(Mathias) - Nie mooooogę...!
(Ewa) - spojrzała na Rafała
(Rafała) - Musisz!
(Mathias) - zacisnął zęby - przywołał obraz śmierci Natalii - Blyaaaaaaa...! - opuścił głowę
(Ewa) - Czy on...?
(Ola) - podeszła bliżej - sprawdziła puls - Nie stracił pulsu...
(Rafał) - Udało mu się... Teraz tylko oby zdążył powrócić, zanim się wykrwawi...
Tymczasem w Umyśle Mathiasa
Mathias wylądował w dziwnej cieczy, po wynurzeniu okazało się, że woda była czerwona jak krew, a po wyjściu spojrzał na swoje dłonie, nie czuł bólu, lecz widział ślady po wgryzieniu się wilków. Rozejrzał się, widział dziwnie znajomy mu świat, jakby jego podwórko, otoczone budynkami, które znał z realnego świata, lecz te budowle nie miały okien, tylko cegły, a z nieba co chwilę gdzieś w oddali spadały ogniste meteoryty, zwiastujące zagładę lub chaos panujący w jego głowie. Starał się pójść dalej, to świat w jego głowie z tyłu zaczął zanikać, tak samo jak próbował pójść do tyłu. Usłyszał szczekanie znajome z okolicy, zaczął biec w tym kierunku. Znalazł się w alejce, dziwnie znajomej. Znalazł tam swojego psa, zagryzanego przez zombie. Mathias widział to wszystko i nic nie mógł zrobić. Był projekcją własnego umysłu, nie miał wpływu na obrazy, które wytworzył sam. Czuł złość i nienawiść do siebie, ale mimo tego, nie pojawiały się w nim żadne napady, jak to miało miejsce wcześniej w rzeczywistości. Stał nad jedzonym żywcem psem i mimo braku emocji, potrafił uronić jedną łzę, która jednak związała się z obrazem widzianym, gdyż upadając na dół, łza spadła na oczodół jednego z trupów.
(Lautern) - Ilut lyuz mozhe upast za advazhnye pochinania... Nik tovo ne veet...
(Mathias) - Hę?
(Fuus) - Ty prostakiy chlevek. Vidyal za gruzkoy myartvee telo...  Tak, Voltarkin...
(Mathias) - oko zmieniło barwę na czerwoną
(Fuus) - Dopoviy chevo...
(Mathias) - Sporo zla vshed... On... Byl moim priyatelom... Predtom... Baydo vazhny...
(Lautern) - Veesh, chemu prishel tu?
(Mathias) - Na realnosti ya... Volchu o perezhite...
(Fuus) - Voltarkin...  Pomozhem tobe...
(Mathias) - Ne zderzhu patret daley...
(Fuus) - Pomyaesh kem My dlya tobya?
(Mathias) - zacisnięte zeby - Ebakie voltary, ktorye pridaly mne zakrafye rany...
(Lautern) - No, povtrimay yezik... Volya Svyata. Priznachenie...
(Mathias) - Yak skrayno... Povrot... To chevo trebuyu. To potreba moya!
(Fuus) - Ne krich... V tot chas vykrafyaeshsye na zemlyu. Tem dlugo povaeshsye, tem dlugiy tvoy povrot ko realnosti.
(Mathias) - Chemu sluzhitsye Proba? Chem to est?! Chem to kurviya est...?
(Fuus)  - Starikiy zvichay, ktoryy trvet od staritskih stuleti. Zapomnitskiy yezik, zapomnitskiy lud. Lyude voleli zapomnit o tim.
(Lautern) - Zapomnit o Nas takozhe. Starikie Voltarskiye Burstva... Gde My byli takie yak innye burstva. Lautern i Fuus, to My. Dvoyniki.
(Mathias) - Budete moimi ohronnikami?
(Lautern) - Tilko kedy budesh trebovat Nas... - spojrzał na Mathiasa
(Mathias) - Povyazannyy ya s vami po vsechas, pravda?
(Fuus) - Konets, dobro spisalsye.
(Mathias) - Ne pomyayus...
(Fuus) - Dekuya i sproshi za te sagryzki...
(Mathias) - Techas ne chuyno nichevo...
(Lautern) - Vkorotsye pochuesh, tilko mnenshe.
(Mathias) - Myslil sho mnyal ya volchit o pereshite.
(Fuus) - U kazhdovo vyglyadaet inachyey.
(Mathias) - Ne umryu?
(Fuus) - Hah, htelby chyudov, lech tak she ne nastapitsye yak Ty htel.
(Mathias) - Sho techas? - zauważył zanikanie świata
(Fuus) - Techas, poznay sho podelsye po utopnenia vo vlasnoy krafi - wilki pchnęły Mathiasa w głęboką kałużę z krwi
(Mathias) - zaczął się topić
To nie był koniec wizji w jego własnej głowie, to była przeklęta gra z wilkami, która musiała być przeprowadzona do samego końca, a jej przerwanie oznaczałoby śmierć. Mathias zniknął pod wodą i popłynął z prądem dalej, gdzie chwilę potem woda wyrzuciła go do kanału pod Wisłą. Wizje miały to do siebie, że były strasznie realne, choć nie można było na nie wpływać w żaden sposób.
(Mathias) - poczuł odór ścieków - Co to za... - do siebie - wdepnął w gówno
(głos Fuusa) - śmiech - Bravo...
(Mathias) - Chevo podsmilaesh?! Hę? Pochemu ebakie zagody...
(głos Lauterna) - Htel veedet... Daesh daley...
(Mathias) - do siebie - Po co to wszystko... - wspinał się po drabinie - Czemu to ma służyć... - wyszedł
(Fuus) - Popatriy tam... Etaya Devchina...
(Mathias) - zobaczył Olę spod Gdańska - Eto ona...? Etaya, ktoraya...
(Launtern) - Ktorayum astavil Ty na muchinskom smert.
(Fuus) - Priyatel dal vybor, decyd byl, patryay sho s nyom budet.
(Mathias) - Eto Ya?
(Fuus) - Vshak pravilnuyu.
(Mathias) - zobaczył jak alterego pcha dziewczynę o filar
(Alterego) - Myślisz, że możesz ot tak pojawiać się i niszczyć wszystko? Znałaś mnie wcześniej, prawda? Czemu nie chcesz Nam pomóc?
(Ola zjawa) - Nie jestem temu winna... Możesz ode mnie odejść? Jestem sama...
(Alterego) - Nie dość wycierpiałem? Przepuść mnie... Zaraz nadejdzie grupa.
(Ola zjawa) - Nie mogę... Po prostu nie mogę. Cieszę się, że żyjesz, ale...
(Alterego) - Oboje tu umrzemy, wiesz to. Mi się nie marzy śmierć.
(Ola zjawa) - Pójdź ze mną, a może coś wykombinuję... Nie jest mi łatwo. Jeśli to zrobię, mogę uniknąć... Tego, co może mi Oskar zrobić...
(Alterego) - znienacka wbił ostrze w szyję
(Mathias) - podbiegł do upadającej Oli
(Fuus) - Nikak ne dayse dopomoc.
(Lautern) - Vshed tilko terpene.
(Ola zjawa) - ostatnimi dechami - Myślałam, że... Jesteśmy przyjaciółmi... - padła
(Alterego) - Zwykła zmiana planów. Nie uznaję czegoś takiego jak zdrada przyjaciół - zniknął
(Lautern) - Mozhe byt zhe Ty ne nishil yey zhitiya, tilko dal rozkaz zabit yum prez tvoego kamrata.
(Fuus) - Ona mogla daley zhit po normalnoy.
(Mathias) - Vyvalat prudi techas htete...  Tak stalsye, treba progoditsye s etuyu pravdu.
(Lautern) - wskoczył na Mathiasa - Postavil vse pyonki na plantiru, a za kake grehy?
(Mathias) - odrzucił nogami wilka - Eto byla astaroshka... Desperackiy atak.
(Fuus) - Kakiya odwaga vypustit etuyu pravdu s chlevokiyskih ust.
(Mathias) - spojrzał na ciało Oli - Eto... - odwrócił się - Astaroshka...
(Fuus) - Chervonoe oko poyavilos. Mnoshka v tobe zlosti s tamtih mesyacy.
(Lautern) - Chervon...  Techas Fuus...!
(Fuus) - Yak povedel brat...
(Mathias) - Sho...? - został pchnięty i głową uderzył o filar
(Fuus) - warczenie
(Mathias) - do siebie - poczuł ból w dłoniach - Co się dzieje... - do siebie - upadł obok Oli
Przeklęte wilcze kreatury nie dawały za wygraną. W ich grze chodziło o to, by Mathias rozumiał zdarzenia, które przybliżają mu stworzenia. Przykładowe błędy jakie chłopak popełnił i kluczowe dla niego osoby, które kiedyś były dla niego równie ważne, co obecnie Iza i reszta grupy.
Kolejna wizja prowadziła go w dobrze znane rejony, to był jego własny dom, gdzie rozpoczął się dla niego koszmar. Widział samego siebie, jak wygląda przez okno, a jego prawdziwa esencja leżała w kącie przy balkonie. Próbował wstać, lecz wcześniejsze uderzenie spowodowało u niego chwilowy zastój, mięsnie odmawiały posłuszeństwa, ale nie został z tym sam. Podał mu łapę Fuus, który prowadził go do kolejnej sceny w jego głowie.
(Alterego) - do siebie - Co to ma być...
(Mama) - Musimy uciekać stąd, ja... Spakowałam już nam potrzebne rzeczy.
(Tata) - Dzwoniłem też do wuja, powinien za pół godziny podjechać autem.
(Alterego) - A co ja mam robić?
(Mama) - Weź coś przydatnego... Nie wrócimy tutaj już...
(Tata) - Bogdan zawiezie nas do Białobrzegów, tam spędzimy wiosnę, a potem się pomyśli.
(Mama) - Myślałam, że będzie się na Nas gniewał za tamto wydarzenie...
(Tata) - Nie co dzień ktoś udaje terrorystę, by sprawić komuś prezent - spojrzał na syna
(Alterego) - Ważne, że udało się to załatwić. Osa i Ula za mnie poręczyli.
(Tata) - Choć ktoś nadstawił za ciebie dupę, bo inaczej miałbyś nasrane w papierach, drogi Synu.
(Mama) - usłyszała krzyki zza okna
(Mathias) - Yak dovedeliste o...
(Fuus) - Vse s tvoey pamyati.
(Mama) - Coś nadchodzi... Jest ich sporo...
(Tata) - Trzeba nam się przebić.
(Alterego) - A co ze zwierzętami?
(Tata) - Nie ma opcji... Posłużą za element odciągający uwagę.
(Alterego) - Puścić je na żer?
(Mama) - My też je kochamy, ale cenisz ich życie nad swoje? Czy tak Cię wychowałam?
(Alterego) - Nie, ale wiecie co... Możecie sobie zgnić w tym domu... - podbiegł do klatki królika - Wybacz, ale mogę zabrać tylko jedno z was... - zabrał z łóżka m14 - strzelił w głowę królika
(Tata) - Co Ty wyprawiasz?!
(Alterego) - strzelił w szybę od balkonu - To miasto upadnie... A z jego popiołów powstanie nowy porządek... Który zatrzęsie krajem w posadach...
(Tata) - Co to ma znaczyć?
(Alterego) - Poszukam pomocy na swoją rękę. Jeśli mam poświęcić Psa, to mogę umrzeć razem z nim... - wziął psa na smycz - Gdzie wuj podjeżdża?
(Tata) - Koło komendy...
(Alterego)  - Pójdę tam...
(Mama) - A co z nami?
(Alterego) - Sprowadzę Pomoc... - wybiegł
(Mathias) - Sho ya sdelal.. Astavil ih na...
(Fuus) - Atec by umer tak li inachyey... Dlya Matechki sdelat mog Ty svobodu.
(Mathias) - Ne znay vtagda, sho delat... Ona... Prosila sho ya...
(Lautern) - Vedeli my Sho... Veesh zhe nozh mog yum vrotit ko zhivyh...
(Mathias) - Umerla za mnoyu... Ya htel by inachyey...
(Fuus) - Pravda...
(Mathias) - Sho daley...? Moya galava...
(Fuus) - Popatriy pred soboy...
Ostatnia wizja przeniosła Mathiasa do Gdańska, na jeden z dachów podczas inwazji na miasto. Przed oczami miał obraz jakby wyjęty z jego niedalekiej przeszłości, gdy widział znów żywą Natalię. Jedyna prawdziwa scena, która faktycznie wydarzyła się zgodnie ze przewidywaniami. Patrząc na swoją byłą miłość przypomniały mu się czasy, gdy ona pomagała mu, kiedy było mu źle. Ciągle miał w głowie jej ciało, które po strzale, upadło na beton, a martwe oczy patrzyły na niego z dołu.
(Mathias) - Nie sądziłem, że...  Tylko, gdzie tamci dwaj...? - rozglądał się
(Natalia) - To moja decyzja... Pozwólcie mi umrzeć... Proszę...
(Alterego) - Wiesz, że nie musisz tego robić...
(Natalia) - gotowa do skoku - Przepraszam...
(Alterego) - wycelował w Natalię
(Mathias) - podbiegł do alterego - Nie...
(Osa) - Nie rób tego kurwa!
Mathias) - próbował uderzyć swojego sobowtóra - Przenikam przez siebie... - pod nosem
(Iza) - Jest zawsze inne wyjście!
(Mathias) - Skoro to wszystko dzieje się w mojej głowie... To mogę zrobić ze sobą co zechcę... - wysunął ostrze - Miejmy nadzieję, że potem mi ślad nie zostanie... - wbił ostrze w swoją dłoń
(Alterego) - poczuł ból w dłoni - Ała... - upuścił broń
(Natalia) - zachwiała się
(Iza) - Mathias, łap ją!
(Alterego) - podbiegł do krawędzi - chwycił Natalię - Wydostaniemy Cię stąd... - w strachu
(Natalia) - Ratuj się... Dla Niej... - puściła go
(Alterego) - Nie...! - zobaczył jak stado rozrywa Natalię
(Osa) - Nie zrobisz nic?
(Alterego) - łzy w oczach - Nie potrafię jej zabić...
(Marta) - wyjęła zapalniczkę - rzuciła w dół
(Natalia) - zaczęła się palić - zamykając oczy - Dzię... Dziękuję...
(Mathias) - czuł ból w głowie - Co się dzieje... - zataczał się - Niech mnie... - spadł na dół - w szoku - Co ja zrobiłem... - zobaczył jedzoną Natalię - Przepraszam, że... Nie mogłem Cię uratować...
(Fuus) - Zhivesh? Voltarkin...
(Mathias) - Yak...
(Fuus) - Bol... Kreator sily. Tak delaet svyat. Htesh ili ne, bez vyborov.
(Lautern) - Umerla yak htela na svoih pravah. Vtagda... Eto moglo datsye inachyey. Ty mog dat yey vtagda vybor, a ne delat za nyum.
(Mathias) - Sho stalos, ne adstatsye... Htela by ya yum ubil...  - łzy w oczach - Proebal ya zhitiye yey, tilko Ona byla dlya mne vazhna...! Chas lechit rany... - spojrzał groźnie - Voltar Voiy Ne Podtaviysye... Veete? Hę?
(Fuus) - cofnął się
(Mathias) - Hmm...
(Lautern) - plunął na Mathiasa
(Mathias) - do siebie - spojrzał na niebo - zauważył twarze rodziców - uśmiechnął się - Nie martwcie się... - poczuł nóż wbity brzuch - Jest punkt... Zaczynam rozumieć...
(Osa) - Hej, złamasie...! Jeszcze żyjesz - szyderczo
(Mathias) - wyjął nóż - poczuł ból - Kurwa...
(Osa) - Teraz spotkasz się ze swoimi przeklętymi rodzicami. Których nie mogłeś uratować. Byłeś za słaby...! A teraz powiesz Im, że zawiodłeś. Nie potrafiłeś obronić nikogo, kogo kochałeś. Ani szlachetnych rodziców, ani niewinnego Oskara, zdesperowanej Natalii, a nawet tej twojej kurewki Izy...
(Mathias) - poczuł większy przypływ adrenaliny
(Osa) - Twoja przygoda dobiegła końca.
(Mathias) - Pochyl się i powtórz to... - splunął krwią
(Osa) - Ostatnie zdanie?
(Mathias) - Jeśli mam pójść na tamtą stronę... - wbił nóż w szyję osy - To Ciebie zabiorę ze sobą... - kaszlał
(Osa) - Taki słaby... Taki delikatny...
(Mathias) - Może i tak, ale wiesz co...? A ty nie wiesz co to znaczy Miłość albo przyjaźń... I wiesz, żal mi Ciebie... Bo nigdy nie dowiesz się co znaczy Coś stracić!
(Osa) - cofał się
(Mathias) - próbował wstać - Przez zemstę można wiele osiągnąć, ale to przyjaźń daje największą moc, z którą zło nie wygra... - uderzył Osę w twarz - upadł - Może jestem słaby, może zbyt bardzo ulegam emocjom, ale...
(Osa) - znalazł się w kącie
(Mathias) - To sprawia, że... Jestem człowiekiem... - próbował zaatakować
(Osa) - przytrzymywał dłoń Mathiasa - Jesteś ranny... - śmiał się
(Mathias) - Nawet jeśli umrę tutaj... Znajdę Cię, chociażby w piekle i zabiję raz jeszcze... - pozwolił się wykrwawić Osie - upadł na ziemię - Kurwa... - dyszał - Ciemność... Zbliża się... - tracił przytomność
(Rafał) - Chyba się budzi...
(Mathias) - zagłuszone głosy - Wróciłem... - upadł na ziemię
(Ewa) - Mathias...
(Rafał) - Mathias! - spojrzał na dłonie chłopaka - Jego rany...
(Ewa)  - Rany zaczynają się goić. W takim tempie... W dodatku, przeżył to...
(Ola) - Nie chcę na to patrzeć...
(Rafał) - Mathias! - próbował pomóc wstać - Jak się czujesz?
(Mathias) - dyszał - zakaszlał krwią - Czyli udało się...?
(Rafał) - Jesteś wielce utalentowany. Minęło trochę czasu i sądziliśmy, ze już nie wrócisz... Wiesz, że walka toczyła się w mózgu. Gdybyś zawiódł, twój mózg umiera...
(Mathias) - Sho Ty ne dopovish... - z uśmiechem
(Rafał) - Wybacz, te całe gryzienie i ból, ale... To było konieczne.
(Mathias) - Ból jakby ustał... Tylko jeszcze ręce bolą...
(Ewa) - To normalne, zostałeś wielokrotnie pogryziony, ale będzie dobrze.
(Rafał) - wziął pod ramię -  Musisz się położyć, nie możesz się nadwyrężać. To, że przetrzymałeś Próbę, to coś znaczy, ale nie możesz od razu zacząć biegać jak sprinter. Położysz się i zregenerujesz siły. Powiedziałbym, witaj wśród Nas, ale poznałem już twoją niechęć do zwyczajów.
(Mathias) - Zamknij się w końcu... - oko powróciło do normalnej barwy
(Ewa) - Daj mu spokój, widzisz jak wygląda.
(Rafał) - Przeżył, to najważniejsze... Co też ważne, nie umrze. Przynajmniej nie przez tego wirusa.
(Ola) - Trochę na pierwszy rzut oka dziwnie to wyglądało. Jakby uciekało z ciebie życie, krwawiłeś ostro, a jak wróciłeś do Nas... Po prostu nie co dzień udaje się zobaczyć żywego człowieka.
(Rafał) - Byłeś pierwszy... Z tych, którzy przeszli tak brutalną próbę. Nawet Ja... - skinął głową - Nawet Ja nie miałem tak jak Ty. Będziemy musieli ci dopowiedzieć jeszcze trochę o wirusie. To Ci się przyda, ale nie teraz...
(Ewa) - Ja się zajmę jego stanem, tak jak wtedy.
(Rafał) - Niech tak będzie, chyba że Mathias woli przespać się z tym sam? Och, wybacz... Dwuznaczność zdania...
(Mathias) - Poradzę sobie, ale macie rację, potrzebuję... Poleżeć...Jeszcze by to było zabawne, że przeżyłem największy koszmar w życiu, a dałem się zabić z wyczerpania... - kaszlał
(Ewa) - Już spokojnie...  Już zaraz się położysz... Pozwolisz, przejmę go - przejęła Mathiasa
(Rafał) - Nie ma problemu, Ola... Wychodzi na to, że... Musimy tu posprzątać...
(Ewa) - Dobry pomysł. Zróbcie porządek na zewnątrz, a Ja zajmę się pacjentem - zaśmiała się
(Rafał) - Doprawdy...  Dobra, niech będzie... Z drugiej strony, jakby szło z planem, mielibyśmy mniej do sprzątania...
(Ewa) - oddalając się - pod nosem - To się nazywa karma...
(Mathias) - Dzięki...
(Ewa) - Mówiłam, że Ci pomogę, to dotrzymam słowa.
5 minut później
(Mathias) - usiadł na łóżku - Aż tak tragicznie było? - spojrzał na dłonie
(Ewa) - Nie czujesz nic teraz?
(Mathias) - Prócz zmęczenia, nic... Ale wtedy... Jakbym miał umrzeć jedzony żywcem...
(Ewa) - Miewałeś takie sny?
(Mathias) - Konkretnie jeden i... - zamknął oczy - Nie należał do przyjemnych, gdy... Patrzysz śmierci prosto w oczy i akceptujesz ją...
(Ewa) - Jesteś pewnie teraz w szoku. Ja miałam myśli samobójcze po Tym.
(Mathias) - Posłuchaj, nie jestem w żadnym cholernym szoku... - oko zmieniło barwę na czerwoną
(Ewa) - Musisz nad tym panować.
(Mathias) - Masz rację... Jedyny plus, że już za każdym razem nie atakuje mnie ból.
(Ewa) - spojrzała na rany na rękach Mathiasa - Niebywałe...
(Mathias) - Co to oznacza?
(Ewa) - Od kiedy żyjesz w symbiozie z wirusem, On leczy twoje naruszone tkanki szybciej niż normalnie.
(Mathias) - Nie wiedziałem, że takie cos istnieje...
(Ewa) - Zademonstruję Ci... - wyjęła nóż - przejechała po dłoni
(Mathias) - przypatrywał się
(Ewa) - Zobacz, od razu po cięciu, rana zaczyna się już regenerować.
(Mathias) - Jednej z Nas to by się przydało - pod nosem  - Ciągle się kaleczy...
(Ewa) - Wiesz, że ona pewnie by na drugiej próbie nie dała rady. Wykrwawiłaby się.  Psychole są tacy... Niepraktyczni...
(Mathias) - Nie znasz jej przecież.
(Ewa) - Prawda, ale z reguły psychole są mocni w gębie, a wsadzisz takiemu więcej cierpienia, to zacznie kombinować.
(Mathias) - A jak stracę kontrolę, jak mam się pozbyć tego czegoś?
(Ewa) - Nie pozbędziesz... Musisz starać się, nie tracić kontroli.
(Mathias) - A co jeśli...?
(Ewa) - Wierzę, że jakoś sobie poradzisz. Tak jak przeczuwałam, że Przeżyjesz.
(Mathias) - To nie jest takie proste... - opuścił głowę
(Ewa) - Nic nie jest.
(Mathias) - Co teraz będzie?
(Ewa) - Teraz to połóż się. Nie myśl, że w takim stanie gdzieś pójdziesz.
(Mathias) - A co do próby pierwszej, to jakbym chciał sobie pozabijać zombie, bym wyszedł na dalsze rejony.
(Ewa) - Problem był taki, że to musiało się dziać właśnie tutaj - uśmiechnęła się - Ale wiesz co? Podoba mi się twoje poczucie humoru.
(Mathias) - Mi się podoba to, że żyję. A jeszcze bardziej będzie mi się podobać, jak zabierzesz rękę z mojego ramienia, dzięki. Ta podpora szybko nie upadnie.
(Ewa) - Wybacz, tylko jesteś osłabiony i chciałem...  Byś w czasie rozmowy nie stracił przytomności.
(Mathias) - Jeśli miałem ją stracić, to tylko wtedy tam kilkanaście minut temu.
(Ewa) - Pozostawiam Cię tutaj, tak więc...  Jak się obudzisz, spotkajmy się w centrum. Wszystko będzie przygotowane - szeptem - Tylko, uważaj... Trupy mogą grasować w okolicy.
(Mathias) - Sam się zdziwiłem skąd tyle ich mieliście...
(Ewa) - Nie były Nasze... Większość przyszła z zewnątrz...  Nie przewidzieliśmy wszystkiego...
(Mathias) - Idź lepiej robić swoje. Ja... - położył się - Spróbuję się zregenerować.
(Ewa) - Nie uznaj tego za oznakę słabości, ale dzięki... - wyszła z budynku
(Mathias) - do siebie - Dobroć nie zawsze bywa słabością... - zamknął oczy
Kilka godzin później
(Ola) - potrząsała Mathiasem - Hej, żyjesz?
(Mathias) - zbudził się - Jak będziesz tak trząść dalej, to mi jakiś organ uszkodzisz - usiadł
(Ola) - Przepraszam, nie chciałam. Ewa już czeka, przysłała mnie tutaj, bym sprawdziła, czy aby...
(Mathias) - ...Nie umarłem?
(Ola) - Nie no skąd, tylko martwiła się. Czeka na ciebie.
(Mathias) - wstał - A ten koleś, jak mu było..?
(Ola) - Rafał.
(Mathias) - Już wie?
(Ola) - Przyłapał mnie jak do ciebie szłam. Nie był zadowolony.
(Mathias) - Tych, co umarli nie było mu żal, a taki ja jest istotny dla niego? Po mnie przyjdą następni. Będzie miał się okazję znów wykazać - wstał
(Ola) - Dobrze się czujesz?
(Mathias) - Bywało lepiej, ale nie narzekam.
(Ola) - Wiesz, zawsze możesz zmienić zdanie - wyszli
(Mathias) - Chcesz dobrze, ale nie musisz się mną przejmować. Pozbawiałem życia już setki trupów, zanim tu trafiłem. No może to nie jest coś, czym powinienem się tak chwalić.
(Ola) -Ważne, byś nie pozbawił życie Tej jednej konkretniej osoby.
(Mathias) - Będę się starał, by serce oszukało mutację.
(Ola) - Jeśli będziesz dostatecznie silny, to... Powinno Ci się udać - uśmiechnęła się
(Mathias) - Powiedz, ale tak szczerze. Jestem potworem?
(Ola) - zaśmiała się - To było pytanie? Dobroć nie zawsze bywa słabością. Nie jesteś zły, tylko dlatego, że ktoś Cię postrzega inaczej. To ten ktoś jest potworem, jeśli nie potrafi dostrzec dobra w człowieku. Nie potrafi lub po prostu nie chce... Och, Ewa chyba się niecierpliwi - spojrzała na plac
(Mathias) - Cóż, dzięki za... Wszystko. Choć to dziwnie zabrzmi, że mi pomogliście, a potem... Zresztą... Mogło zawsze być gorzej. Mogłem się wykrwawić przecież - zaciesz
(Ola) - przytuliła - Uważaj tam na siebie. I pamiętaj, że jakbyś chciał kiedyś wrócić, to zawsze możesz.
(Mathias) - Dziękuję... - odwzajemnił - Ty też uważaj - podszedł do skutera
(Ewa) - ziewała - Nareszcie. Myślałam, że... Sny postanowiły Cię zabrać jednak z tego świata.
(Mathias) - Mogły próbować .
(Ewa) - To ostateczna decyzja? Przemyślałeś to?
(Mathias) - Jeśli nie będę próbował walczyć ze samym sobą, to jaki miało sens próbowanie tej próby?
(Ewa) - W sumie, coś w tym jest.
(Mathias) - usiadł na tyle skutera - To zawieziesz mnie Tam?
(Ewa) - Moment... Stanęła przy mieczu...
(Mathias) - Hmm?
(Ewa) - z całej siły wyciągnęła - oparła się o stal - No to... Już chyba wszystko.
(Mathias) - Co chcesz z tym zrobić?
(Ewa) - Jest twój.
(Mathias) - Nie sądzisz, ze powinien być, gdzie był?
(Ewa) - Taka pamiątka, sentymentalna dla Nas, byś o Nas nie zapomniał.
(Mathias) - Tym bardziej nie mógłbym.
(Ewa) - To nie była prośba - włożyła miecz w linki na plecach Mathiasa
(Mathias) - Poza tym, nie umiem się posługiwać tym czymś...
(Ewa) - Nauczysz się kiedyś. Pamiętaj Voltar, kim jesteś dla ludzi, a nie dla siebie.
(Mathias) - Przestań z tym dialektem. Wolałbym o nim zapomnieć.
(Ewa) - wsiadła na skuter - Nie zapomnisz. Jak wpadła Ci mowa za pierwszym razem, nie zniknie z twojej głowy. Dla większości przypadków, nie będziesz musiał używać języka.
(Mathias) - Jeszcze bym Polskiego zapomniał.
(Ewa) - Zapomniałam wspomnieć o jednej rzeczy. Te dwa wilki, to są jakby Twoi towarzysze.
(Mathias) - Miałem podobne wrażenie jak z nimi gadałem...
(Ewa) - Chwila, co robiłeś?
(Mathias) - Długo by gadać. To co z Nimi?
(Ewa) - Pojawią się w twoim obozie, już niedługo. By się z tobą związać.
(Mathias) - Poznałem ich imiona. Wiem, po czym ich poznam. Czerwonooki Fuus i niebieskooki Lautern.
(Ewa) - Ogień i woda. Ładne połączenie. Identycznie jak twoje oczy, po... No wiesz, aktywacji.
(Mathias) - Ściemnia się, możemy już jechać?
(Ewa) - Wybacz, potrafię się rozgadać. Złap się mnie.
(Mathias) - objął Ewę w talii
(Ewa) - Trzymasz się mocno?
(Mathias) - Tak sądzę.
(Ewa) - szaleństwo w oczach - No to, w drogę... - rozgrzewała silnik
(Mathias) - Moment, co ty robisz?
(Ewa) - Wiem, co robię... Haha... - ruszyli z piskiem - Jedziemy...!
Godzinę później, okolice Kwidzynia
(Mathias) - zsiadł ze skutera - W końcu na miejscu... - spoglądał na oddział z oddali
(Ewa) - Nawet ciekawe miejsce.
(Mathias) - Jesteś bardzo podobna do mojego przyjaciela.
(Ewa) - Chętnie, bym go poznała, ale czas goni, prawda? Poza tym, nie chcę robić zamieszania.
(Mathias) - Ty też wiedz jedno, jak będziesz chciała opuścić tamto miejsce, szukaj mnie tutaj lub w Płocku.
(Ewa) - Zapamiętam.
(Mathias) - odetchnął - Jak myślisz, martwią się pewnie.
(Ewa) - Nie znam się tak dobrze na ludzkich uczuciach, bo straciłam wiarę kilka miesięcy temu, ale... Skoro byłeś dla nich ważny, to z pewnością się martwili.
(Mathias) - Nie wiem czy uwierzą w to, co sie stało.
(Ewa) - Ważne, że Ty wierzysz.
(Mathias) - przytulił - Dzięki, że mi pomogłaś.
(Ewa) - odwzajemniła - Nie masz za co dziękować.  Powinieneś już iść. Ściemnia się.
(Mathias) - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - salut na drogę - Trzymaj się - poszedł
(Ewa) - Też mam taka nadzieję, Vol... Ehem, Mathias - uśmiechnęła się - odjechała
Mathias szedł w stronę dawnego szpitala. A w myślach miał ciągle wspomnienie, które miał okazje zobaczyć w swojej głowie. Może było fikcyjne, ale męczyło go do tej pory. Słowa niedawnych znajomych brzmiały dla niego niepokojąco, by nie skrzywdził najbliższych mu osób. Zaczynał myśleć czy aby postąpił słusznie. W czasie drogi widział jakby inaczej. Miał zwidy. Przed nim biegł On sam, a raczej jego ega z przeszłości. Jak duchy po jakimś czasie znikały. Co łączyło je wszystkie, to moment, gdy każde z nich upadało i podnosiło się. Spojrzał bowiem na swoje dłonie i okazały się być one pewniejsze. Podełwszy do bram, karwaszem ostrza zapukał o metalowe drzwi. Po czym oparł się o kolumnę. Nikt mu nie otworzył. Po zrobieniu kilku kroków, usłyszał za sobą znajomy głos.
(Osa) - rozgoryczony - Hej! Skurwielu, odwróć się... Tylko powoli...  Tak, do ciebie mówię!
(Mathias) - stał w bezruchu tyłem
(Osa) - wycelował w Mathiasa - Ostatni raz powtarzam... - odbezpieczył
(Joanna) - Osa, brakuje Ci ogłady.
(Mathias) - odwrócił się - spojrzał na przyjaciół
(Osa) -Mathias?
(Mathias) - podszedł do bramy - Wpuście mnie...
(Osa) - Fatamorgana, jego tutaj nie ma. Przecież...
(Joanna) - Zniknął pod ranem... Było pełno krwi i sądziliśmy, że... Stało się najgorsze.
(Mathias) - oko zmieniło barwę na czerwoną - Osa, otwórz... Te... Cholerne... Drzwi... Teraz...
(Osa) - Co się z tobą dzieje?
(Mathias) - Opowiem Wam, tylko... Wpuście mnie... Chcecie, by mi się pogorszyło?
(Joanna) - Powiedz, czemu wróciłeś?
(Mathias) - Dla Niej...
(Joanna) - otworzyła bramę - Wejdź.
(Mathias) - przekroczył wejście - Dzięki, że... - osunął się na ziemię
(Osa) - Co teraz? Kurwa... Ugryźli go... Na pewno...
(Joanna) - zamknęła bramę - Bierzemy go do środka, Ula musi go zobaczyć.
Kilka minut później
(Ula) - Czyli co? Zrobić to?
(Mathias) - zaczynał odzyskiwać świadomość
(Osa) - Widziałaś jego ręce... To ugryzienia...
(Ula) - Ale nie wyglądają na typowe jak zombie... Inny rozstaw szczęk i obrażeń... Po za tym, wygląda jakby ktoś przy nim majstrował...
(Marta) - Jeśli to jest, to może... To dla niego byłoby najlepsze wyjście.
(Osa) - Co z Izą?
(Joanna) - Wiki z nią siedzi... Nie chciała na to patrzeć...
(Mathias) - otworzył oczy
(Ula) - No to... - przybliżyła miecz do dłoni
(Mathias) - Stop...
(Osa) - Zaczekaj! Obudził się!
(Mathias) - Co wy robicie?
(Ula) - Osa z Joaśką znaleźli Cię na dworze. Nie wiem, gdzie się podziewałeś, ale wróciłeś... Z tym czymś na rękach.
(Mathias) - usiadł - Co chcieliście zrobić?
(Osa) - Chcieliśmy Ci pomóc...
(Ula) - Osa sądzi, że to zombie, ale ja w to mało wierzę.
(Mathias) - To nie był zombie.
(Joanna) - Dziwnie wyglądało. Jak wszedłeś i nagle straciłeś przytomność.
(Mathias) - Miałem ciężki dzień.
(Osa) - Powiedz to samo Izie. Wiesz, co ona przeżywała? Siedziała przez ostatnie godziny tam na górze przy twoim łóżku i czekała aż wrócisz. Gdzieś był...?
(Mathias) - To ma związek z Tym, czym chcieliście mnie dobić.
(Joanna) - pokazała miecz - Relikwia o dziwnym języku na długości ostrza. Co masz z tym wspólnego?
(Mathias) - Nie było mnie, bo to coś wzięło nade mną kontrolę...  Obudziłem się w innym miejscu.  A te ręce... Musiałem coś zrobić, by zatrzymać mutację...
(Osa) - Co Ty pierdolisz?
(Mathias) - Chodzi o zadrapanie na twarzy. To nie było zwykłe draśnięcie... 
(Joanna) - Może bym uwierzyła. To coś tobą zawładnęło i uciekłeś oknem z pierwszego piętra, po czym pognałeś gdzieś i jakby kilkanaście godzin później wracasz.
(Osa) - Do tego oko Ci się zmieniło. Zauważyłeś? Cały czas masz czerwone.
(Joanna) - Czekajcie... To te same oko, pod którym ma ślad...
(Marta) - Tylko te ślady ugryzienia na rękach...
(Mathias) - Musiałeś przejść jakieś próby, by zatrzymać rozwój wirusa.
(Ula) - Rana się prawie zagoiła, ale pytanie... Jak...? Z reguły to powinno trwać dłużej...
(Mathias) - Ważne, że żyje... Z tym gównem niestety... A ten miecz, to pamiątka od ludzi, którzy mi pomogli.
(Osa) - Ciekawych ludzi poznałeś. A co znaczy ten napis, Ci powiedzieli?
(Mathias) - "Wilku, walcz i nie poddawaj się".
(Osa) - Gdybym Cię nie znał, pomyślałbym, że ćpałeś, ale...
(Iza) - wbiegła wtulając się w Mathiasa - Żyjesz... - we łzach
(Mathias) - Iza... Ja... Przepraszam...
(Wiktoria) - Słyszałyśmy wszystko przez drzwi.
(Iza) - Nie przepraszaj, proszę... Ważne, że żyjesz... - spojrzała w oczy - Coś się zmieniło w tobie, prawda?
(Mathias) - Nie musisz patrzeć. Wiem jak wyglądam.
(Iza) - Bez względu na to, jak wyglądasz... Lubię Cię, Kocham Cię i Szanuję Cię...
(Mathias) - oko wróciło do starej barwy
(Osa) -Cokolwiek się wydarzyło, to stary... Dobrze, że jesteś...
(Mathias) - Nie powiem, że ja się nie cieszę. Że jesteście tutaj wszyscy.
(Marta) - Powinniśmy zająć się odgrodzeniem rejonu poza szpitalem. Musimy mieć większy teren.
(Ula) - Powiadasz, rozbudowa potrzebna.
(Osa) - To by zajęło trochę.
(Mathias) - Jestem niesprawny, i będę przez najbliższe dni.
(Marta) - Idź na górę, zjedz coś. Iza, pójdź z nim i dopilnuj, by na pewno Coś zjadł.
(Iza) - Będę jego cieniem - poszli
(Osa) - Ma coś innego w tych oczach. Nie wiem co, ale... To nadal był przyjaciel, jest i będzie. No dobra, nie bajdurzmy dłużej. Od jutra zaczynamy modernizację.
(Ula) - A co z tym? - spojrzała na miecz
(Osa) - podniósł - Zaniosę go na górę...
Miesiąc później
W około miesiąc udało się poszerzyć teren szpitala o dodatkowe budynki, a nawet postawić skromny drewniany płot. Powstała dzięki temu jedna strażnica. Grupa miała namiastkę własnego obozu. Kontakty społeczności poprawiły się znacznie, choć głównie Roksana patrzyła na Mathiasa agresywnie. Od kiedy wrócił i aktywnie pomagał grupie, widziała w nim gorszego człowieka. Nawet mogło jej się wymsknąć słowo "potwór".  Jej zdaniem chłopak nie był tym, kim wcześniej, a jego obecność może zagrozić grupie. Wszyscy ją zignorowali, wiedząc jaki ma stosunek do Mathiasa, który ostatnimi czasy wiele wycierpiał. Roksana nie znała pobudek chłopaka, ani wydarzeń poprzedzających jego powrót, Dla Kogo wrócił, Dla Kogo zmierzył się z bólem, Dla Kogo przeżył. Jako jedyna nie pomagała przy rozbudowie, trzymając się głównie Joanny, swojej jedynej prawdziwej przyjaciółki.
Sama rozbudowa trwała do późnego wieczora, ale opłaciło się. W międzyczasie wedle rozmowy z Ewą wcześniej, pojawiły się w obozie wilki, Fuus i Lautern, które miały zniszczony PR już na starcie, lecz Mathias przekonał resztę, że stworzenia nie zrobią swoim nic, bo słuchają się tylko jednej osoby. Chłopak był postrzegany inaczej. Jedni patrzyli na niego z podziwem, drudzy z niedowierzaniem, inni jeszcze z pogardą. Ale musieli się wszyscy pogodzić z tym, jaki jest chłopak, który często ostatnimi dniami był okrzykiwany "Mathiasem Voltarem Nosarenskim", głównie przez Osę. Przy wspólnym zakończeniu dnia, usiedli przy stole, napili się i zaczynali się rozchodzić do swoich kwater.
(Osa) - ziewał - No to, za Nas! - wypił samotnie wodę
(Ula) - Traktujesz wodę niemal identycznie, co procentowy trunek.
(Osa) - Liczą się intencje.
(Mathias) - Wiecie co, migrena mnie bierze... Dziś wcześniej się położę.
(Joanna) - Czy to znów stare rany się odezwały?
(Mathias) - Nie... Po prostu ostatnie tygodnie były męczące.
(Iza) - Mogę pójść z tobą. Może będę czuwać przy tobie.
(Mariusz) - Dobry plan. Po tym wszystkim...
(Mathias) - Nie ma potrzeby. Muszę po prostu dziś sam ze sobą się przespać.
(Iza) - No to, jak byś zmienił zdanie. Będę spała w strażnicy - pocałowała w czoło - poszła
(Osa) - Umiesz traktować kobiety. Co ci szkodziło?
(Mathias) - Wiecie jak to bywało tydzień temu... Oko jest nieprzewidywalne. Tylko spanie w samotności jakoś pomaga mi budować na nowo wzrok. Niedługo się powinno poprawić, bo szczerze... Tęsknie za jej dotykiem, za tymi chwilami face to face.
(Marta) - Tak jak mówiłeś wtedy, trzeba walczyć z samym sobą.
(Wiktoria) - No to ja też pójdę. Rano trzeba się wybrać na mały zwiad, kto chętny?
(Joanna) - Czemu nie - uśmiechnęła się
(Wiktoria) - Czołem załoga - poszła
(Roksana) - Czcze gadanie... - z założonymi rękami
(Osa) - Słucham?
(Ula) - Pogadam z Izą jutro, coś wymyślę. Tylko jutro tego nie spieprz.
(Mathias) - Co kombinujesz?
(Ula) - Kobieca tajemnica. Wiem jak jest z tobą, mój drogi. Wytłumaczę jej o co chodzi, jak to kobieta kobiecie.
(Mathias) - Wiesz, nawet nie mam siły się kłócić.
(Osa) - Prawidłowo bro, leć lulu. Nie będziesz przecież siedział tutaj ze zbolałą miną.
(Mathias) - wstał - Masz rację...
(Osa) - I Mathias...
(Mathias) - Hmm?
(Osa) - Kozacko wyglądasz z nowym imagem - z uśmiechem
(Mathias) - zaśmiał się pod nosem - poszedł
(Ula) - Chodziło mu, że do twarzy Ci... No wiesz...!
(Mathias) - odchodząc - Zdarza się... - z uśmiechem
Położył się Mathias na materacu i zamknął oczy, starannie wcześniej zamykając drzwi. Poczuł ulgę, że stare bóle nie powróciły, a migrena była tylko osobliwym przypadkiem, bo większym wyczerpaniu na świeżym powietrzu. Jakby zaczynał śnić, powiew wiatru muskał jego twarz, delikatnie poruszając jego włosami. Wyobraził sobie, że przyszła do niego Iza i usiadła na nim okrakiem ze swoim uśmiechem, który zapamiętał na pierwszym spotkaniu. Przybliżyła się do niego, a wtedy zaszeptała mu do ucha "Nie martw się, już więcej nie poczujesz bólu". Po tym zbudził się, początkowo widząc niewyraźnie, że faktycznie ktoś na nim siedzi, ale to nie była Iza. Spod ciemno kruczych włosów wyłoniła się twarz Roksany, która miała w swoim ręku nóż motylkowy, a bowiem był on w jej krwi. Pokazała mu swoją świeżą ranę po cięciu na dłoni i miała bardzo rozszerzone źrenice. Miała inne spojrzenie, znacznie groźniejsze, niż wcześniej.
(Roksana) - Dobrze, że się obudziłeś.
(Mathias) - Kpisz sobie, prawda?
(Roksana) - Nigdy nie byłam bardziej poważna - z pewnością w głosie
(Mathias) - Nie wiesz na co się porywasz...
(Roksana) - Dokładnie wiem. Rozsądek mam tutaj - zanurzyła nóż w ranie - A perswazje trzymam w dłoni...
(Mathias) - Co chcesz z tym zrobić...?
(Roksana) - Zabiję potwora... - zacisnęła pięść na nożu
(Mathias) - roztworzył szerzej oczy
(Roksana) - Przykro mi, ale... Jesteś skończonym skurwysynem... - płacząc - Słyszysz! Niszczysz grupę... Niszczysz wszystkich...! Zniszczyłeś także mnie, wstrętny kurwojebie!  - zrobiła zamach - Wiesz, moja wersja będzie taka, że próbowałeś zabić mnie, więc... To będzie obrona konieczna... - trzęsły się jej dłonie
(Mathias) -Przemyśl to, bo może będziesz tego potem żałować...! - próbował przytrzymać Roksanę
(Roksana) - Dość! Słyszysz kurwa! Dość kłamstw, dość ranienia innych, dość bycia potworem! Bo Ty... Nie jesteś człowiekiem! Nigdy nim nie będzieeeeeesz! - wycelowała w głowę Mathiasa
(Mathias) - Nie... - złapał Roksanę za dłoń - To nie musi się tak skończyć - wiatr zakłócał rozmowę
(Roksana) - Ja po prostu muszę Cię zabić... Za to wszystko! - mocowała się - Muszę Cię zabić!
(Mathias) - oko zmieniło barwę na czerwoną - Nie rób tego...!
(Roksana) - Nie możesz mnie zmusić... Ja po prostu kurwa musze, nie rozumiesz...?!
(Mathias) - ukryte ostrze wbiło się w szyję Roksany
(Roksana) - ze zdziwieniem - Ty... Ty...  - próbowała zabić nożem
(Mathias) - wbił głębiej ostrze
(Roksana) - ostatnie tchnienie
(Mathias) - wyjął ostrze - Przepraszam... odsunął się - do siebie - Nie musiało się to tak skończyć...
(Osa) - wpadł do środka - Mathias! Nic Ci nie jest? Mariusz, Joaśka!
(Mariusz) - Niech mnie coś pierdolnie... - podszedł
(Joanna) - Co to ma znaczyć...? - spojrzała na ciało - Mathias... - spojrzała an niego...
(Osa) - spostrzegł nóż - Dobrze wiemy, co się stało... - pokazał Joannie
(Joanna) - To jest... Jej nóż...
(Mathias) - ... - głośniej oddychał
(Osa) - Mathias, nic Ci nie jest?
(Joanna) - Jak to się stało...?!
(Osa) - Trzeba coś z nią zrobić... Przemieni się...
(Joanna) - Ja... Ja to zrobię... Proszę, wyjdźcie...
(Mathias) - wstał z łóżka - Przykro mi - spojrzał na Joannę - Nie chciałem, by tak to wyszło... Zmusiła mnie do tego...
(Joanna) - Zawsze nie potrafiła słuchać, wiedziała wszystko lepiej... - uklęknęła
(Osa) - Mathias, może...
(Mathias) - wyszedł z budynku
(Mariusz) - do Mathiasa - To nie była twoja wina, My to wiemy - dotknął ramienia
(Mathias) - spojrzał na Mariusza - nie odpowiadając ruszył w stronę wejścia na dach
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Marta M
- Joanna W
- Roksana L
- Mariusz W
- Wiktoria B
- Piotr N (Wizja)
- Ewa G (Wizja)
- Ola S (Wizja)
- Natalia M (Wizja)
- Natalia K (Ciało)
- Rafał G
- Ewa G
- Ola G

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.timik-wirtualny-swiat.pun.pl www.wrestlingforumgame.pun.pl www.djsoul.pun.pl www.naszaklasa2c.pun.pl www.spox-bakugany.pun.pl