#1 2015-08-05 01:08:31

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 18 - Odwet

(Osa) - krzyczał - Idioci, zaraz trupiarnia się zjawi... - strzelał
(Artur) - Chędoż się, pajacu!
(Mathias) - schował się z Izą za murkiem
(Ula) - do Mathiasa - Nic Ci nie jest?
(Mathias) - Bardziej martwię się o Nią... - spojrzał na ranną Izę
(Wiktoria) - Wiecie co, właśnie sami weszliśmy pułapkę... Tamtym skończy się amunicja, to te gnojki Nas załatwią...
(Ula) - Trzeba amunicji... My nie mamy już nic...
(Mathias) - Jeśli wierzyć szczęściu, tam na dole może coś zostało...
(Osa) - Dość, słyszycie... - przeładowywał
(Wiktoria) - Ja tam nie zejdę...
(Mathias) - Może jest inna droga, pamiętacie Dimę?  Rozmawiałem z nim, jak mieliśmy luźniejsze dni... Powiedział, że gdzieś w mieście były kanały, które łączyły się z kościołem...
(Artur) - zza osłony - Wystaw swój ryj, to przestanę... Kiedy już zajebię Cię chuju! - strzelał
(Ula) - To może być wszędzie...
(Mathias) - Nie, to musi być blisko... Zawsze jest gdzieś ujście...
(Ula) - To nam za bardzo nie pomaga...
(Mathias) - Jeśli jest jakieś wejście, znajdę je...
(Ula) - Chcesz Ją zostawić?
(Mathias) - Wolisz iść za mnie? Osa...! - zawołał
(Ula) - do Osy - Nie słuchaj go...!
(Osa) - do siebie - Co ty kombinujesz... Zaufam Ci... Choć nie wiem co czynię...
(Mathias) - Niebawem wrócę - położył dłoń na ramieniu Izy
(Ula) - Uważaj, dla Niej...
(Mathias) - próbował wybiec z kościoła
(Artur) - zauważył to - Zdjąć go!
(Osa) - osłaniał Mathiasa - Biegiem! Nie zatrzymuj się!
(Mathias) - wybiegł z budynku - oparł się o ścianę - Co teraz... Blya... - do siebie
Przy śniegu padającym na twarz, temperaturze ciągle spadającej i zębami trupów na plecach, nic nie zapowiadało się, że będzie lepiej. W tej chwili Mathias zamarł, nie wiedząc co dalej, choć wiedział czego szuka, tylko nie wiedział Gdzie szukać. Myślał w danej chwili, że droga jego przyjaciół się powoli kończy. Doszedł do opuszczonego sklepu, gdzie była drabina na dach, skorzystał z niej.  Samo to, że podczas wchodzenia delikatnie podłoga zaczęła się osuwać w dół, dało do myślenia to iż teren jest wielce niestabilny, a próba wejścia na górę w kilka osób zakończyłaby się złamanym kręgosłupem w najlepszym wypadku. Po wdrapaniu się na dach, nie było wielkiej różnicy, ani żywego ducha, by nawet się spytać o drogę, choć nie tak całkowicie brak ludzi. Otóż po kilku minutach martwej ciszy, usłyszał zawołanie dziewczyny. Śnieg ograniczał jego wzrok, lecz w końcu ujrzał osobę wyłaniającą się z tumanów śnieżnego pyłu. Dziewczyna w podartych spodniach z ciemnym szalem przepasanym przez pasek od spodni. Bez żadnej widocznej broni, jedynie plecak skórzany widoczny na plecach. Przyglądali się tak chwilę w milczeniu, póki dziewczyna nie zaczęła konwersacji.
(Gośka) - Czy Ty... Jesteś z Nimi...?
(Mathias) - ...
(Gośka) - Ci, którzy napadli moich są tu... Chciałem ostrzec ludzi, widziałam jak ktoś tu idzie, ale nie miałam wtedy odwagi podejść...
(Mathias) - Chodzi Ci o Stalkerów?
(Gośka) - Nie wiem jak się nazywają, ale nie mają poszanowania dla nikogo... Odeszli, zostawiając moich przyjaciół w ruinie, potem wrócili i zniszczyli wszystko co było nam bliskie...
(Mathias) - Teraz to dzieje się ponownie, są w budynku... Muszę jakoś pomóc moim...
(Gośka) - Możesz zejść z góry? Dziwnie się tak rozmawia...
(Mathias) - zszedł po drabinie - Szukałem wejścia do kanałów...
(Gośka) - Kilka minut drogi stąd jest jedno, mijałam takie. Tylko po co Ci iść do kanałów?
(Mathias) - Nie wiem czy mogę ci powiedzieć...
(Gośka) - Jestem przyzwyczajona.
(Mathias) - Pokażesz mi wejście? Ale będę miał jak się odwdzięczyć...
(Gośka) - Nie trzeba, zrobię to z uprzejmości. Chodź za mną - pokazała drogę
(Mathias) - Skąd się tu wzięłaś?
(Gośka) - Uciekłam od znajomych, wtedy przy drugim ataku. Mnie się udało, a reszcie chyba nie. Potem nie widziałam nikogo... Mieliśmy się spotkać pod starym dębem, gdzie wyryliśmy symbol "S", każdy z Nas znał miejsce... Nikt się nie zjawił...
(Mathias) - Daleko?
(Gośka) - Blisko Kwidzynia. Teraz tam nie ma nic, miejsce zrównane z ziemią. Znaczy się są budynki, ale w porównaniu z poprzednim wyglądam, wielce się zmieniło...
(Mathias) - Szczerze, przykro mi...
(Gośka) - Skąd Wy przyszliście? Nie uwierzyłabym, że jesteś z północy.
(Mathias) - Pewnie mój wygląd ma coś sugerować, że pół świata przebyłem. Nie, z Płocka zacząłem to wszystko.
(Gośka) - Wyglądasz na dobrze przygotowanego - uśmiechnęła się - Powiadasz, że z Płocka. Znałam kilka osób, co też stamtąd pochodzili. Współczuję, że ich nie poznałeś. Szukali reszty grupy. Sądzę, że znaleźli...
(Mathias) - Ja też znalazłem przyjaciół.
(Gośka)  - Wszystko pomimo sytuacji się układa. Tyle już rozmawiamy, możemy mówić sobie na Ty?
(Mathias) - uścisnął dłoń - Mathias...
(Gośka) - Kojarzę skądś... Nie bym miała Ciebie, tylko imię... Jestem Gośka... - odwzajemniła
(Mathias) - Radzisz sobie jakoś?
(Gośka) - Muszę. Mam przy sobie zapasy, by przetrwać.
(Mathias) - Masz jedzenie? Od kilku dni praktycznie jemy resztki...
(Gośka) - Nie mam tego tak dużo... Ale jak Ci pomogę, to pomyślę jak zagospodarować zapasami.
(Mathias) - Dzięki, że to robisz... Nie chciałem Cię przestraszyć, wtedy na dachu.
(Gośka) - Nie pierwszy raz widziałam zamaskowanych. Nie pierwszy raz widziałam uzbrojonych. Akurat co innego mnie zainteresowało, twój wygląd ogólny... Czy przypadkiem nie jesteś najemnikiem?
(Mathias) - Nie pracuję dla nikogo. Wyłącznie dla samego siebie.
(Gośka) - To głównie przez... Kurtke...
(Mathias) - Wiem, lekko budzi obawy w połączeniu z chustą i bronią z tyłu. Jestem taki jak Ty.
(Gośka) - skręcili w lewo - Zaraz będziemy. Powiesz mi, może kiepski temat, ale ile osób straciłeś zanim tu trafiłeś? Czy twojej rodzinie się udało, czy...
Mathias) - Proszę, nie kończ... Straciłem wystarczająco sporą część rodziny. Na tyle, bym został sam... Choć nie, jest jedna osoba, która jest dla mnie... Jak rodzina...
(Gośka) - Już nie zagłębiam się w temat. Jesteś zdeterminowany. Lekkie przeciwieństwo moich martwych już znajomych, którzy żyli jakby zawsze na koniec dnia mieli oczekiwać jutra. Mając schron myśleli jacy są odporni... Cóż, dobra passa się skończyła, czyż nie?
(Mathias) - Jak masz choć jeden powód, by żyć dalej, warto o to dbać.
(Gośka) - Może masz rację... Już jesteśmy - pokazała kanały
(Mathias) - No to pójdę, bo chyba tu się rozstajemy.
(Gośka) - Skoro doszliśmy aż tutaj, doprowadzę Cię do końca. Chętnie poznam twoich przyjaciół, może nawet zabiorę się z wami... Bo rozumiesz... Nie mam i tak gdzie pójść...
(Mathias) - Wchodź... - przepuścił ją
(Gośka) - Zgaduję, że nie masz latarki?
(Mathias) - Mam zapałki, ale nic poza tym. Mam zdjęcie, które by się nadało, ale to wszystko co mi zostało po rodzinie...
(Gośka) - zajrzała do plecaka - Mogę swoje zdjęcie spalić. Jestem na nim z siostrą...?
(Mathias) - Chcesz to zrobić?
(Gośka) - Chcesz po ciemku iść...? To nie marudź... - wyjęła zdjęcie
(Mathias) - podniósł z podłogi rozbity znicz - Nada się?
(Gośka) - Tylko nie pokalecz się. Potem wda się zakażenie i bez antybiotyków zejdziesz.
(Mathias) - Coś się znasz na tym.
(Gośka) - Nie masz pojęcia ile czasu spędziłam na tej pseudo nauce. Z musu, bo inaczej się nie dało... - zabrała znicz - wrzuciła zdjęcie
(Mathias) - zapalił zapałkę - kiwnął głową - wrzucił zapałkę do znicza
(Gośka) - Zaczyna się zapalać. Nie starczy na długo, ale choć rzuca nam trochę światła.
(Mathias) - Ja mogę ponieść.
(Gośka) -Skoro zgodziłeś się na moje zdjęcie, to się nie wymądrzaj teraz. To wiele nie waży - uśmiechnęła się
Wkroczyli do podziemnych korytarzy, gdzie już na początku było czuć odór rozkładających się ciał. Mathias nie czuł aż tak bardzo, ale Gośka co chwile zasłaniała nos, by nie porzygać się. Kanały rozgałęziały się na wiele tuneli, a nie było czasu wybierać. Patrząc na trasę do kościoła, wybrali najbliższy lewy skręt. Stąpanie po starych rozpadających się kanałach budziło pewne obawy, kiedy buty uderzały o oślizgłe brudne kałuże, które tworzyły się przez niewielką dziurę w suficie, a owe kałuże nie zamarzały, jakby w pobliżu nich był wielki piec, który nie pozwala temu miejscu zapomnieć o swoim przeznaczeniu.
Długo nie trzeba było czekać, aż zobaczy się pierwsze martwe ciało. Ciało bez twarz, bo aż tak trupy rozerwały biedakowi powłokę skórną, a żołądek otwarty na wylot, a krew - była wszędzie wokół niego, zastygła czyniąc go już na zawsze częścią tego podłoża. Mieli zamiar iść dalej, kiedy Mathiasowi na nos spadła kropla krwi, nie była to jego krew. Momentalnie wyczuł, że coś zaczyna się zsuwać z góry. Kondygnacja zaczęła się powoli sypać i miała runąć, coraz więcej krwi spływało z góry. Mathias zdążył odruchowo odepchnąć Gośkę, zanim potężne odłamki runęły na ziemię. Kiedy to się stało, przejście zostało zablokowane, a pod nogami chłopaka leżała świeca, którą niosła dziewczyna. Poświecił w miejscu zniszczonej budowli, zauważył więcej ciał i więcej spływającej krwi, ściekającej po ścianie.
Nie można było wspiąć się na górę, z powodu śliskiej powierzchni i bez informacji, co może czekać wyżej. W tej chwili poczuł odór bardziej niż kiedykolwiek, a zamknięta powierzchnia przyprawiała go o zawroty głowy, jednakże głos Gośki, której się nic nie stało, w pewnym stopniu go podbudował.
(Gośka) - kaszlała - Jesteś tam?
(Mathias) - Jestem...
(Gośka) - Boże, ile tego tutaj... O żesz... - odgłos rzygania - Przepraszam...
(Mathias) - Zabieraj się stąd. Jesteś blisko wyjścia. Wracaj się.
(Gośka) - Wrócę się, ale do rozwidlenia... Pójdę tunelem obok... Może jakoś trafię... Przecież to wszystko się łączy. Idź do przyjaciół... Będzie dobrze...
(Mathias) - Nie, wcale nie...
(Gośka) - Nie marnuj czasu...
(Mathias) - Nie powinnaś tego robić...
(Gośka) - Tak jak wielu innych rzeczy...  Pomóż swoim, poradzę sobie - pobiegła
Nie można było już więcej czasu marnować, Mathias trzymał przed sobą swoją pochodnie i rozglądał się na boki. Tunel wydawał się być właściwym, a niepokoiło bardziej mrożące krew w żyłach kapanie kropel do kałuż, które roznosiło się echem po kanałach. Przy skręcie poczuł dziwne szuranie od strony podłogi, to były zombie uwięzione w labiryncie korytarzy, które zostały tam wprowadzone w jakimś celu. Momentalnie zrobiło się goręcej, pot powoli zaczął skraplać się na ziemię, Mathias musiał się na chwilę zatrzymać I opuścić chustę z nosa, by normalnie oddychać. Było nieco goręcej niż kilka chwil wcześniej. Usłyszał z oddali rozmowę, poszedł jej śladem, mijając szczury ściekowe uciekające właśnie z tamtej strony. Podszedł do krat, które dawały wgląd na to, co się dzieje po drugiej stronie. Prócz żerujących zombie nie było tam niczego, choć centrum słyszanych wcześniej dźwięków znajdowało się wyżej. Obok były drzwi, zatrzaśnięte od drugiej strony. Wóz albo przewóz, cofnął się o kilka kroków w tył i z całej siły wbiegł na drewniane próchno uderzając o nie ramieniem, zawiasy puściły. Został wykryty przez trupy, które dały znać swoimi jękami, że kolacja sama złożyła im wizytę. Po otwarciu drzwi tylko czekał aż zombiaki dostaną się do tuneli, by mógł ich dobić nie dając się wykryć oponentom, którzy mogli być wyżej. Zaprosił mięsożerców do tunelu, po czym przy pomocy noża i ostrza, wyeliminował ich po kolei bez zwracania uwagi. Powoli dawał większe kroki, by nie został usłyszany. Po wejściu do pokoju zobaczył dobrze mu znane pomieszczenie, które widział wiele miesięcy temu, a widok zepsutej drabiny przypomniał mu wydarzenia przeszłości, które tu się odbyły. Skrzynie stały tam, gdzie stały, nie wyglądały na ruszone. Nawet mogły zostać w tym stanie, w jakim je zostawiono ostatnio. Przeszukał skrzynie, była tam amunicja, a nawet kilka sztuk broni. Podczas sprawdzania znów usłyszał rozmowę, zbliżył się do źródła dźwięków, pochodziły z góry, zauważył kogoś stojącego na krawędzi tyłem.
(Artur) - Po co było to wszystko...? Jesteście na naszej ławce... A wam u góry radzę też się poddać.
(Osa) - Chuj ci w ucho...
(Przemek) - Dobrze wiemy, że kończy się wam ammo... Jak ci było... Osa...? Człowieku, weź wrzuć na luz i zejdź na dół... Reszta twoich pierdolonych przyjaciół także... Ta laska potrzebuje opieki. Mamy trochę opatrunków, możemy zaoferować pomóc, tylko wtedy kiedy się poddacie.
(Ula) - Ona potrzebuje pomocy...
(Osa) - Nic jej nie będzie...
(Artur) - A co z waszym kolegą? Uciekł? Zostawił Was...? Rozumie, chcieliście wezwać posiłki, ale rozczaruję was... Nikt nie przyjdzie, ten teren jest odcięty od świata. Nikt nie przyjdzie pomóc, a na dole jest martwy dowód, że linie wsparcia zostały odcięte...
(Mariusz) - Skończ pierdolić...
(Artur - Dokładnie tutaj, wszystko się skończy... Jeśli nie będzie współpracować - spojrzał w dół - Skończycie jak...  - dostał headshota - ciało wpadło do dołu
(Przemek) - Kurwa jego mać...!
(Ula) - Czy to...?
(Osa) - pod nosem - uśmiechnął się - Mathias... Ty świrze, wreszcie...
(Przemek) - Kurwa... Sprawdźcie to kretyni! 
(Ula) - spojrzała na Izę - Wytrzymaj...
(Osa) - wykorzystał ostatni wolny nabój - strzelił w losowego stalkera
(Przemek) - Hej... Stój!
(Osa) - zeskoczył na dół - Dobre sobie...
(Przemek) - próbował wyjąć nóż
(Osa) - To prezent ode mnie... - uderzył Przemka w twarz z kolby
(Przemek) - Zabijcie go...!
(Osa) - Spier-Da-Laj! - kopnął w przepaść 
(Stalker 1) - wycelował w Osę
(Osa) - skoczył w dół
(Stalker 1) - No kurwa, ja się tak nie bawię... To co zrobimy z nimi...?
(Stalker 2) - Nie wiem kurwa... - byli na celowniku - Postoimy trochę... I tak nie mam nic do roboty...
(Osa) - spadł na ciała - Fuuuuuuuck...
(Mathias) - odłożył broń
(Osa) - Wiedziałem, że to Ty... Gdzieś się podziewał, byliśmy bliscy śmierci... W chuj blisko. Dobrze, że wróciłes...
(Mathias) - Miałem drobne problemy...
(Osa) - Zauważyłem... Stary, jak Ty... Przecież powinno ich tu być od chuja...
(Mathias) - Więcej pewnie rozlazło się po kanałach, niedaleko w głąb miałem styczność z ciałami... Zarwał się sufit...
(Osa) - Kurwa... Jebać sufit, sprawdzałeś teren? Nic nie zginęło?
(Mathias) - Jeśli zginęło, to mała ilość...
(Osa) - Bardzo dobrze... Bierzemy co się da... Tylko musimy innych tu sprowadzić.
(Mathias) - Jest zator niżej, sam nie przepcham tych bloków...
(Osa) - Pomogę... Chodź, sprowadźmy tu naszych... - poszli do tunelu
(Mathias) - Zanim odejdziemy stąd... Spotkałem dziewczynę...
(Osa) - Musisz ze mną o tym...? Pogadaj z Izą...
(Mathias) - Spotkałem ją na zewnątrz. Pomogła mi znaleźć wejście. Uparła się, że pójdzie ze mną... Zasypało nas, to się rozdzieliliśmy. Od tamtej pory jej nie widziałem. Obiecała, że spróbuje jakoś dostać się innym tunelem do was...
(Osa) - Bracie, nie było nikogo...
(Mathias) - Zanim odejdziemy, chcę ją znaleźć... Poszła za mną w to bagno. Źle bym się czuł, gdybym tak odszedł stąd i nie dowiedział się co się z nią dzieje.
(Osa) - Błądzić po tunelach chcesz?
(Mathias) - Przed rozgałęzieniem korytarzy, obok tego był drugi. Na pewno poszła tamtędy. Przyprowadziła mnie tutaj, choć nie musiała, poza tym chciała do nas dołączyć.
(Osa) - Po co nam więcej osób? Wiesz co było ostatnim razem.
(Mathias) - Wypadki się zdarzają.
(Osa) - Mówiła Ci, jak się tu znalazła?
(Mathias) - Uciekła z okolic Kwidzynia, przynajmniej tak twierdziła. Napadła jej przyjaciół inna grupa, tylko ona ponoć wyszła z tego bez szwanku. Twierdziła, że to byli Ci, których spotkaliśmy dziś.
(Osa) - Coś mi zaczyna świtać... To nie musieli być konkretnie Oni, ale jakiś ich odłamek... Reszta ma swoją kryjówkę gdzieś indziej...
(Mathias) - Nie będę próbował zaprzeczyć...
(Osa) - Miałeś farta, że Cię to nie przygniotło... O kurwa... - zatkał nos - Czujesz to?
(Mathias) - Miałem okazję poczuć...
(Osa) - Próbowałeś wyjść górą?
(Mathias) - Nie miałem jak się dostać tam.
(Osa) - Podsadź mnie.
(Mathias) - Żartujesz?
(Osa) - Dajesz, nie mam całego dnia...
(Mathias) - podsadził Osę - Nie wiemy co tam jest...
(Osa) - Mam zamiar się dowiedzieć... - wdrapał się - Chłopie, to jest jakaś chata... I do tego...
(Mathias) - Uważaj, to jest...
(Osa) - Ups... - zarwał obok siebie podłogę
(Mathias) - Niestabilne...
(Osa) - Chyba to jest przyboczny tunel... Musisz to zobaczyć...
(Mathias) - Wciągniesz mnie?
(Osa) - Jesteś za gruby, tylko byś bardziej zarwał sufit...
(Mathias) - Chyba robisz se jaja...
(Osa) - Pewnie... - podał rękę - Dajesz, tylko prędko...
(Mathias) - doskoczył - chwycił rękę - Wciągaj...
(Osa) - Pomóż trochę - z trudem
(Mathias) - Myślisz, ze to proste... - wdrapał się - No to jesteśmy...
(Osa) - No to jesteśmy, teraz skacz na dół... - skoczył - Dajesz, złapię Cię...
(Mathias) - Przyjemniaczek z ciebie... - zeskoczył
(Osa) - Cóż poradzić... Tak więc, co teraz... Trochę ciemno...
(Mathias) - Dodatkowo tamta świeca została za ścianą...
(Osa) - Na chuj ci świeca... Wysadzisz nas wszystkich... Zdaj się na swój zmysł...
(Mathias) - Nie jestem kotem... Mam do nich uraz...
(Osa) - Ja miałem uraz jak dostałem pazurami po twarzy, ale wybacz nie wyczaruję ci latarki...
(Mathias) - Masz może coś do podpalenia?
(Osa) - Weź już przestań z tym paleniem... Damy radę... Trochę bez rozumu, ale jak już wejść w gówno, to razem... Choć nie będę osamotniony... - uśmiechnął się
(Mathias) - Gdzieś musi być jakiś piec... Chyba popsuty, grzeje na potęgę...
(Osa) - Mathias...!
(Mathias) - ...?
(Osa) - Dopiero ogarnąłem, żeś bez maski... O żesz...
(Mathias) - Wolem nie udusić się przy najbliższej okazji...
(Osa) - Mathias, szczery do bólu... - klepnął w ramię
(Mathias) - Lepiej myśl o wyjściu z tego cało...
(Osa) - Od kilku miesięcy o niczym innym nie myślę.
(Mathias) - Spróbujmy tego nie spieprzyć.
(Osa) - Panie, to nie my pieprzymy, tylko...
(Mathias) - zatrzymał Osę przy narożniku - Cichaj...
(Osa) - Po co...
(Mathias) - Wsłuchaj się...
(Osa) - Po co mam słuchać, zobaczę... - wychylił się - O fuck... Skąd wiedziałeś...
(Mathias) - Jak byś uważnie słuchał, też byś dosłyszał to... Stoją i czekają, jakby było tam coś ciekawego...
(Osa) - Wchodzimy i zdejmujemy ich po kolei?
(Mathias) - Nóż...?
(Osa) - Zawsze pod ręką... Wybacz, tak mi się powiedziało - wyjął nóż
(Mathias) - Raz... - wyjął nóż - Dwa... - wysunął ostrze - Trzy... - wybiegli
Trupy nie wydawały się chętne do walki, a przynajmniej nie oznajmiały tego dostatecznie. Chcące zaatakować, lecz nie miały swojej wrodzonej determinacji, chęci walki. Poddawały się ciosom, gdyby było im wszystko jedno, jakby były świeżo po posiłku. Po strąceniu wszystkich szwendaczy na podłoże, zorientowano się, że trupy padły zbyt szybko, gdyż każdy wie, że groźny zombie to zombie głodny. Mathias zauważył obok groźnie wyglądający kilkumetrowy dół, a przy nim ślady krwi. Osa nie zwracał na to uwagi, bo dla niego było logiczne, że po zlikwidowaniu martwych ożywieńców, jucha będzie walać się wszędzie. Mathias podumał bardziej, spojrzał w dół. Od razu jego oczom ukazał się widok ludzkiego ciała głęboko na dole, tego upadku nikt nie mógłby przeżyć, nikt żywy przynajmniej.
(Mathias) - Tam ktoś jest...
(Osa) - Nie pora na takie coś... Czekają tam na górze, musimy streszczać się...
(Mathias) - Nie zejdę tam sam...
(Osa) - Podłoga się musiała zarwać, nie ma innego zejścia, chyba... Chyba, że skok na dół...
(Mathias) - Sam skok jest ryzykowany, ale... Pomożesz mi... Zejdziesz tam ze mną...
(Osa) - Jak...
(Mathias) - Sposób się znajdzie...
(Osa) - Biorę to na siebie... Złamiesz sobie kręgosłup, Iza będzie mi głowę suszyć... Iza... Dobre, Ulka też jak zacznie... Boże...
(Mathias) - Lepiej nie myśleć...
(Osa) - Racja, może jakoś po tych wysuniętych cegłach... Wielce ryzykuję... No najwyżej, nie mnie będzie się martwić, co ci Ula zrobi - uśmiechnął się
(Mathias) - Ubezpieczam Cię, gdyby coś poszło nie tak...
(Osa) - Jedna strona to osłaniania, nie namęczysz się... Dobra, schodzę... - schodził powoli po pionowej ścianie
(Mathias) - zdjął z pleców broń - wycelował przed siebie - Musi być coś tam, czego chciały trupy. Jakieś mięso, poza ludzkim... Morfina... Ta krew przy zejściu... - ukucnął - To nie była ludzka krew... To nie była krew człowieka...
(Osa) - To czyja mądralo...oooooo?! - stracił równowagę - Fuck, jakie napięcie...
(Mathias) - Zwierzęcia... Zombie musiały zacząć wyrywać zwierzęce mięso tutaj, a potem reszta źródła żeru spadła na dół.
(Osa) - Musiałeś aż klękać, by to zobaczyć?
(Mathias) - Musi być spore echo tam...
(Osa) - Słychać twoje szuranie butami, w momencie jak zmieniłeś pozycję.
(Mathias) - Więc upadek z wysokości musiał roznieść się po rurach... Dlatego tylu się tu zebrało...
(Osa) - doskoczył do przeciwnej półki skalnej - No dobra... Jeszcze tylko połowa... - wytarł pot z czoła
(Mathias) - Coś widzisz?
(Osa) - Ździebko więcej niż poprzednio. Jest plecak, a raczej to co z niego zostało... Jest też ciało... Chyba się rusza...
(Mathias) - Czyli to nie był zombie...
(Osa) - Teraz raczej już tak...
(Mathias) - Pomóc?
(Osa) - Nie... Jest mój... - wziął nóż w zęby - schodził w dół dalej
(Mathias) - Obejdź go najlepiej, nie schodź mu na główę...
(Osa) - dyszy - Wiem... - zaczęło się mu kręcić w głowie - Co jest kurwa...
(Mathias) - Wszystko dobrze?
(Osa) - Nie wiem... Jakoś tak... Mi dziwnie...
(Mathias) - Zostań tam... Zaraz schodzę...
(Osa) - Nie... Pójdziesz za mną, to obu nas dorwie śmierć... Ja... Dam radę...
(Mathias) - Coś z tym miejscem jest nie tak...
(Osa) - skoczył na dół - wziął nóż do ręki - Kurwa... - trzęsła się dłoń
(Mathias) - dyszy
(Osa) - do siebie - Nie dysz kurwa...  Mamy go... - spojrzał na trupa - Skądś morda znajoma... - zajrzał do plecaka - Kim Ty jesteś kurwa... - zobaczył mapę Kwidzynia - zgniótł mapę - To jesteś Ty... - milczał - odwrócił się - zombie zaczynał wstawać - Nie powinnaś była tu trafić... Nie powinnaś była słuchać tamtych... - zbliżył się do szwendacza - pchnął o ścianę - Nie powinnaś była umrzeć... - usiadł okrakiem -Będę żałować tego, że wtedy siłą Cię stamtąd nie zabrałem - wbił nóż w głowę - opadł z sił - Kurwa...
(Mathias) - Nic Ci nie jest?
(Osa) - Nie... wstał - Wiesz kto to był?
(Mathias) - Zapewne zaraz się dowiem...
(Osa) - wziął do ręki plecak - Złapiesz?
(Mathias) - Rzucaj... - założył broń na plecy
(Osa) - wykonał zamach - rzucił ku górze
(Mathias) - chwycił plecak - Mam...
(Osa) - To mnie trzeba wracać na górę... - zaczął się wspinać
(Mathias) - To ten plecak... Po prostu świetnie blyat... - pod nosem - Poshel v pizdets...  - zajrzał do środka - Żadnej amunicji... Trochę chleba i puszek, no i medykamenty... - zauważył mapę - Kwidzyń, z zaznaczonym wielkim dębem... Może to jest trop... - założył plecak na ramię
(Osa) - I co... Było coś przydatnego?
(Mathias) - Nie było źle, choć to nam da trochę dłużej przeżyć...
(Osa) - Świetnie... Pomóż mi wejść...
(Mathias) - Złap się... - wyciągnął dłoń
(Osa) - chwycił - Tylko mnie trzymaj, muszę mieć podłoże... - powoli wychodził
(Mathias) - pociągnął bardziej
(Osa) - wydostał się - dyszał - No to się wszystko wyjaśniło, czyż nie?
(Mathias) - Miałeś mi powiedzieć Kto to był.
(Osa) - I tak nie zrozumiesz.
(Mathias) - Powiedz, skoro zacząłeś o Gośce gadać.
(Osa) - Nie mówiłem jak ma na imię... - przycisnął do muru - Skąd wiesz jak się nazywała?!
(Mathias) - To lekko nierozsądne... Kiedy masz broń przystawioną do ciała...
(Osa) - zauważył nóż Mathiasa przy swoim brzuchu
(Mathias) - odepchnął - Nie czytam Ci w myślach. Znam od niedawna ją...
(Osa) - Pierwsze miejsce po rozdzieleniu się... Szpital w Kwidzyniu... Tam się to zaczęło... Spotkaliśmy ją, chcieliśmy zabrać ze sobą... Na chuj się to zdało...
(Mathias) - Chciałeś by przeżyła, to jej się udało... Na dłuższą metę...
(Osa) - Nie była mi bliska, tylko jest mi żal... Była dla nas wtedy najmilsza... Znała się na tym leczeniu. Mogła w grupie być pomocna... Tak to praktycznie nic nie zyskaliśmy.
(Mathias) - Uciekała przed trupami i musiała podczas szamotaniny poślizgnąć się i... Wpaść do dołu... To nie była jej wina, to był wypadek... 
(Osa) - Może prawdę gadasz... - westchnął - Zabierajmy się stąd... 
(Mathias) - Trzeba to przeskoczyć, czy masz...?
(Osa) - Jeszcze się tak nie zestarzałem... - cofnął się do tyłu - rozbiegł się - skoczył
(Mathias) - Masz siłę po tym jeszcze skakać... cofnął się do tyłu
(Osa) - dotarł dalej - Jak coś mam jeszcze siłę, to Cię złapię - uśmiechnął się
(Mathias) - Może innym razem... - rozbiegł się - skoczył - wyciągnął ręce
(Osa) - Mathias?
(Mathias) - chwycił się półki skalnej - Widzisz... Dałem radę, mimo nadbagażu...
(Osa) - Zabrałeś plecak?
(Mathias) - Bez niego bym się nie ruszał. Zobaczymy, gdzie ten korytarz prowadzi.
(Osa) - Też czujesz, jakby... Powiew chłodu?
(Mathias) - Jesteśmy blisko powierzchni, za mną...
(Osa) - Czemu za Tobą?
(Mathias) - Zszedłeś na dół, to teraz Ty postaw na moim.
(Osa) - No ja...
(Mathias) - Idziemy... - zignorował
15 minut później
Po przeprawie chłopaki znaleźli wyjście z kanałów, wyjście, którego ich wspólna znajoma nie zdążyła znaleźć na czas. Osa lekko rozchwiany, Mathias natomiast bardziej zmęczony, a za sobą zostawiał kapiącą krew z kurtki, która stopniowo zmniejszała objętość aż w końcu przestała się sączyć. Powrócili do kościoła, widząc jak napastnicy siedzą związani w rogu, a na ławce niedaleko Ula z Izą, z czego druga już odzyskała przytomność. Osa od razu podszedł do pojmanych, mając ten swój żar w oczach. Mariusz odsunął go, wymachując mu swoją protezą przed nosem, Mathias ogarnął sytuację, kiedy stanął między nimi i jednemu wymierzył ze snajperki, drugiemu z ostrza, mając na nim jeszcze ślady trupiej krwi.
(Mariusz) - Zawsze w gorącej wodzie kąpany...
(Osa) - Bądź choć teraz zgodny, że trzeba coś z tym zrobić...
(Mathias) - Nie wam o Tym decydować... - złapał Osę - uderzył w szczękę Mariusza
(Osa) - Co kurwa... Maaaaaathias.... - pchnięty o ścianę
(Mariusz) - złapał się za szyję - Co to ma znaczyć...
(Mathias) - oburącz chwycił za ramiona Mariusza - To się nazywa dyscyplina... - podciął nogę
(Ula) - Co wy odpieprzacie...
(Mathias) - minął Ulę - Przepraszam...
(Ula) - do niego - Wiem, że musiałeś...
(Osa) - Wiem, że musiałeś... Bla bla bla... A co ze mną? Mam łeb rozjebany...
(Mariusz) - Mi chyba wybił dolną piątkę... A jakoś nie biadolę... - wycierał krew z ust
(Ula) - Osa, kochaniutki... Mam Ci pomóc się uleczyć?
(Osa) - Nie... Już mi momentalnie lepiej... - wstał - podszedł do Mariusza
(Mariusz) - do Mathiasa - W takim razie, Kto decyduje?
(Mathias) - usiadł obok Izy
(Wiktoria) - do Izy - Jak się czujesz?
(Iza) - Bywało gorzej... - otworzyła oczy - Gdzie byłeś?
(Mathias) - Mniejsza o to, gdzie... Ważne, że wróciłem...
(Iza) - Cieszę się, że... Jesteś... - przysnęła
(Mathias) - Czy ona?
(Wiktoria) - Nie, to normalne. Któryś raz już mdleje.
(Ula) - Gdybyś jej wtedy w porę nie zabrał, nie byłoby co zbierać.
(Joanna) - Ładne przedstawienie, ale powracamy któryś raz do pytania. Co z Nimi zrobimy?  Mathias, jako jeden z nielicznych masz trochę oleju w głowie, co Ty powiesz?
(Mathias) - Nie zamierzam się w to mieszać.
(Mariusz) - W to akurat powinieneś...
(Mathias) - Czy Izie się poprawi, jak Im wymierzę karę?
(Marta) - Dobrze mówi. Ta zemsta mało co zmieni.
(Joanna) - Nie kłamali, mieli trochę opatrunków. Puśćmy ich, choć wiem jakie to ryzyko.
(Osa) - Nigdzie nie pójdą - spojrzał na Roksanę - Co się patrzysz?
(Roksana) - Weź się lecz człowieku... - minęła go
(Osa) - Odezwała się ekspertka do spraw Cięcia...
(Ula) - Trochę za dużo gadasz...
(Mariusz) - Choć to prawda. Bardziej od Osy... - zatrzymał Roksanę - To Ty jesteś bardziej pierdolnięta... - spojrzał w oczy - Mało istotne co nam wciskasz jaka jesteś biedna, To Je Życie...
(Roksana) - dosiadła się do Izy
(Mathias) - Wiki... - kiwnął głową
(Wiktorią) - Spoko... - wzięła Izę pod ramię - posadziła na przeciwnej ławce
(Roksana) - Jestem trędowata czy co...?!
(Mathias) - Nie chcę byś przy niej siedziała...
(Roksana) - Nie ufasz mi... Powiedz to... Powiedz to kozaku...
(Mathias) - Kozakiem jesteś Ty ze swoją niewyparzoną paszczęką.
(Roksana) - To może zakład, co? Wyścig... Zakład, że i tak Cię prześcignę... Jeśli wygrasz, wywalisz mnie... Jeśli Ja wygram, Ty odejdziesz i nie będziesz już mącił innym w głowach...
(Mariusz) - Olej ją... Wiecznie Uśmiechnięta, hm?
(Mathias) - Nie zamierzam uciekać...
(Mariusz) - Coś ostatnio dużo razy "nie zamierzasz"...
(Roksana) - Przyjmujesz wyzwanie, kurczaku?
(Ula) - Mathias, nie...
(Mathias) - Jeśli przegram, odejdę... Zgoda...
(Wiktoria) - Co chcesz zrobić? Widać, że jesteś słaby... Wiesz, że ona wygra...
(Mathias) - Mogę wody...?
(Mariusz) - podał butelkę - Nie wiesz co robisz... Ścigać się z wariatką na śmierć...
(Mathias) - zdjął chustę - Niech pokaże na co ją stać, bo póki co tylko gada - napił się
(Joanna) - Gdzie chcesz się ścigać... Wszędzie śnieg i mróz...
(Roksana) - Jest tu dworzec, prawda? Może tam będzie meta?
(Osa) - To jest ładne pół godziny stąd...
(Roksana) - Jak pobiegniesz, ścinasz czas o połowę...
(Mathias) - oddał butelkę - Jestem gotowy...  - założył chustę
(Joanna) - Dajcie spokój. Po co robić takie coś? Powinniśmy się skupić na czymś innym...
(Roksana) - Dowiodę swojej wartości...
(Ula) - Na ślepo biec w ciemności to błąd.
(Roksana) - Bez broni...
(Mathias) - Że co proszę?
(Roksana) - Słyszałeś... Zostaw sprzęt tutaj...
(Ula) - złapała Mathiasa za rękę - Jest szansa, byś się wycofał... Nie musisz nic jej udowadniać...
(Mathias) - Niech będzie tak jak chce... - podał Uli karabin
(Osa) - Kogoś obchodzi, że mamy niżej skrzynie z amunicją? Tak sobie leżą i możemy zawartość zabrać.
(Wiktoria) - Weź ze sobą Martę i Ulę. Spróbujecie jakoś we trójkę? Trzeba tamtych jeszcze pilnować, a potem wypatrywać sprinterów...
(Osa) - Drobny zator jest, ale we trójką może to przepchniemy. Kilka kursów będzie jak nic.
(Marta) - Aż dziwne, że strzały nie zwabiły tu zombie.
(Mathias) - Wieje silny wiatr, to działa na naszą korzyść.
(Ula) - Chodźmy natychmiast.
(Roksana) - Czekam na zewnątrz... - wyszła
(Osa) - Uważaj na nią...
(Mathias) - Nie będę jej niańczył...
(Osa) - Jebać to... Raczej, by Ona tobie czegoś nie zrobiła.
(Mathias) - Znasz mnie trochę, ze mną łatwo się nie da.
(Osa) - Oj, nie da... Powodzenia - uścisnął dłoń - Daj jej popalić i wróć z obiema nogami... No najlepiej w całości...
(Mathias) - zauważył jak Iza się budzi
(Iza) - Ma... Mathias, gdzie znów idziesz?
(Mathias) - podszedł do Izy - Nic ważnego. Idziemy na mały zwiad, nic groźnego.
(Iza) - Jesteś we krwi... Czy to twoja?
(Mathias) - Nie... Musiałem jakoś się przebić do Was... - uklęknął
(Iza) - spojrzała w oczy - Jestem taka słaba... I te ramię... Teraz możesz się śmiać...
(Mathias)  - Nie zamierzam się śmiać. Byłaś dzielna, wiesz? Nikt się nie odważył wyjść do przodu, nawet ja... Pokazałaś jakie masz serce...
(Iza) - Ty też pokazałeś, niejednokrotnie... - uśmiechnęła się - ścisnęła jego dłoń
(Mathias) - Jak wrócę, pomyślimy o dalszej trasie. Wiki z tobą posiedzi, Ula zajmie się potem twoją raną. Nie jest chyba głęboka.
(Ula) - Nie dostała w kość, więc przeżyje. Nie uszkodziła się żyła lub tętnica, z tego co zaobserwowałam. Trochę fachowej opieki i odżyje.
(Iza) - Dzięki, że mi pomogliście. Po upadku, zupełnie nie pamiętam...
(Osa) - Ha... Mathias podniósł Cię i posadził w bezpiecznym miejscu. Bardziej niż dziękować Mi lub Ulce, podziękuj Jemu... - pokazał palcem - My tylko dopomogliśmy, ale to On Cię wyniósł stamtąd.
(Mathias) - Zrobiłem to, co mi dyktował instynkt.
(Joanna) - spojrzała się na Mathiasa - Zrobiłeś to, bo Ci na niej zależy.
(Iza) - usypiała - Ma... Mathias... - zasnęła
(Wiktoria) - Przyda jej się odpoczynek, oby tym razem dłużej pospała. Nie powinna się przemęczać na ten moment...
(Ula) - Zmienię jej opatrunek jak wrócimy z kanałów... Ten obecny już praktycznie cały we krwi. Marta, poszukaj odkażalnika lub coś podobnego, trzeba jej znów przemyć ranę... Trochę się martwię, bo to długo krwawi, jak na taki mały ubytek...  Obawiam się, że trzeba będzie to zszyć, jak się nie poprawi... A ja, nie potrafię...
(Mathias) - Jest inne wyjście?
(Ula) - W innym przypadku zagoi się, w przeciwnym, może stracić dużo krwi, a potem może być tak jak z Maksem...
(Marta) - podeszła - Ja umiem szyć... Tylko nie wiem na ile tutaj bym się przydała...
(Ula) - Na razie nie kraczmy, ale gdyby coś... Rozglądajmy się za nićmi i agrafkami...
(Mathias) - Jest silna... Wiem to...
(Osa) - Tylko Ona wyszła przed szereg, kiedy każde z nas stało z tyłu... Nie spodziewałem się, że takie coś powie... Dała z siebie wszystko i jestem jej za to wdzięczny, za to co powiedziała...
(Ula) - Pomówimy o Tym później, jak już załatwimy nasze sprawy, dobrze?
(Mathias) - Słusznie. Idę, ale niedługo wrócę - minął Ulę
(Ula) - Mathias, przecież nie pokonasz wszystkich przeciwności... Choć czuję, że wiesz co robisz.
(Mathias) - Szykuj wodę na mój powrót.
(Ula) - Przecież po wysiłku na mrozie, nie możesz od razu... - przerwała - No dobra... Przygotuję też lepiej bandaże... - z uśmiechem
(Mathias) - Uważajcie na głęboką dziurę, na dole... Tak, dla przezorności - wyszedł
Na zewnątrz już czekała Roksana, lecz nie marnowała czasu. Rozciągała się, będąc pewną siebie, choć było widać jak często wypuszcza parę z ust. Widząc Mathiasa, wyjęła z kieszeni miętówkę i połknęła, litując się nad chłopakiem i próbowała ją mu dać także. Odmówił, też rezygnując z rozgrzewki. Dziewczyna zdziwiona zachowaniem kolegi, pokazała palcem w którym kierunku jest dworzec, trasa biegu była dowolna, a przy spotkaniu z zombie, lepiej brać nogi za pas. Mimo porywistego wiatru, dwójka nie zrezygnowała z zakładu, oboje jednak mieli inne myśli w głowach, niż by sobie mogli zdawać. W pewnym momencie ruszyli, dając samej Roksanie małą przewagę, gdy była już kawałek drogi przed Mathiasem. Śnieg padający z nieba stopniowo oślepiał ich, lecz chłopak skupił się na swoim celu. Skrzypanie śniegu pod nogami, to dawało im lekkiej adrenaliny, a szczególnie Roksanie, która czuła że wygra, przez co oglądała się co chwilę za siebie. Za którymś razem, Mathiasa nie było z tyłu. Wykorzystał moment, że rywalka nie patrzyła i wskoczył przez okno do jednego z budynków, przebiegł gładko przez wnętrze i wybiegł z drugiej strony, natrafiając na jednego zombie, przybitego do ściany, zignorował to. Wybiegając z alejki, nie miał wyboru, zza rogu wyszły kolejne trupy, a kątem oka gdzieś mignęła mu Roksana, a pod nogami zobaczył świeżo rzucony kamień. Został spowolniony, lecz dzięki ostrzu w rękawie i nożowi rozprawił się z gromadką i kontynuował bieg, lekko czując zmęczenie. W biegu zsunął chustę z twarzy, by dopuścić do siebie więcej tlenu. Dziewczyna była kawałek drogi przed nim, przecinała budynek za budynkiem. Śnieg padał coraz większy, Mathias musiał wykorzystać chwilę i czym prędzej dostać się na wyższy poziom, by ocenić sytuację jak daleko jest dworzec i jak szybko się do niego dostać. Wbiegł między ściany, przystawił prawą nogę o niej i podskoczył wbijając ostrze w drewnianą zabudowę, przy czym prędko chwycił się drugą ręką wystającego stropu. Dostawił od razu lewą nogę, odbił się i dobył drugiej ręki, wdrapując się na piętro budynku. Łokciem zbił szybę i wszedł do środka. Podbiegł do najbliższego okna, które wychodziło na jego trasę, zobaczył z oddali wieżyczkę stacji, a niedaleko biegnącą Roksanę, lecz wolniejszym tempem. Wykorzystała najwięcej energii na początku, a teraz musi umiarkować bieg, by zupełnie nie opaść z sił, co dało Mathiasowi zupełnie nowe możliwości. Rozpędził się, wbiegł na barierkę przy balkonie i przeskoczył na drugą stronę, lecz stracił równowagę i jego dłonie nie mogły się utrzymać na rynnie, ślizgiem dostał się na parter, lecz to trwało chwilę, gdy natrafił na murek, na który wszedł i był o włos bliżej celu. W okolicy słyszał zombie, niedaleko. Lekko zawiało mocniej, to był czas by ponownie założyć chustę na twarz. Jęki trupów wzmogły się, Mathias minął centrum dźwięków, widząc jak w pobliżu małej grupki jest Roksana, podniósł z ziemi kamień i rzucił w budynek, których znajdował się obok niej, dając jej znak by uciekała. Roksana biegła prostą drogą, Mathias dostał się do kolejnego budynku, wbiegł po schodach, wyskoczył przez okno i w ostatniej chwili wbił ostrze w ramę okna, co wywołało u niego pierwsze poty. Mimo tego nie poddał się, dworzec był coraz bliżej, a gdy zjawił się w jego pobliżu, ujrzał że murek jest za wysoki, a brama zamknięta. Spojrzał na ruiny domów wokół i ocenił, jak ma się dostać na drugą stronę. Wywarzył drzwi, ale to nie był jedyny problem. Wyżej przejście było zastawione od drugiej strony, jednakże można było się przeczołgać pod barykadą. Za barykadą zastał Mathias cztery trupy, z czego to mogła być jedna rodzina, która umarła z głodu. Byli bardzo powolni, już na skraju swoich sił, bieg został kontynuowany na dach. Chłopak ocenił, że doskoczy na mur, lecz po skoku okazało się, że ledwo co chwycił się oburącz skały, czując jak zaczyna go znosić w dół. Próbował się podciągnąć, ale nie wychodziło. Nie miał wyboru, musiał lekko zamachnąć się jedną ręką do góry, przy tym łapiąc się ostrego wykończenia kolcowego, by złapać równowagę i móc się wdrapać. Ryzykowne, lecz poskutkowało, mimo tego iż stara rana na dłoni znów dała o sobie znać, gdy Mathias dostał się na drugą stronę, a na murze zostały po nim drobne ślady krwi. Kiedy Roksana zdyszana, z ręką na brzuchu wbiegła na dworzec, Mathias już tam był. Chłopak stał oparty o ścianę peronu, nie dawał po sobie znać, że jest równie zmęczony co ona. Ona wielce się zdziwiła widząc na własne oczy swoją porażkę, nie dowierzała temu, co widziała i skinęła głową robiąc dobrą minę do złej gry, lecz przyznając się do wyniku zakładu.
(Roksana) - Dałabym głowę, że...
(Mathias) - Że byłem daleko w tyle? Byłem, ale znalazłem sposób, by dotrzeć na miejsce. Korzystając jedynie z elementów otoczenia... - poczuł ból w dłoni
(Roksana) - Coś Cię boli?
(Mathias) - Nie udawaj, że Cię to obchodzi. Oboje wiemy jak jest...
(Roksana) - Dokonało się. Wygrałeś... To możesz teraz ze mną zrobić, co Ci się podoba...
(Mathias) - Nie interesuję mnie wygrana...
(Roksana) - Po co to zrobiłeś? Co chciałeś przez to osiagnąć...? Wyszedłbyś na idiotę...
(Mathias) - Osiągnąłem to, że nie jestem taki jak Ty. Choć Ja nie wyszedłem na idiotę...
(Roksana) - Zakład to zakład... Jak więzy krwi...
(Mathias) - Skończ z takim myśleniem. Nie obchodzi mnie już ten zakład. Idziesz ze mną, z nami...
(Roksana) - Po co to robisz?
(Mathias) - wracali swoim tempem - Ponieważ trzeba dostrzec swój błąd, a jak się nie potrafi, ktoś musi Cię na niego naprowadzić.
(Roksana) - Po jakiemu ty gadasz, człowieku?
(Mathias) - Po osobie, z twoją kulturą i historią, nie dziwię się, że nie pojmujesz istoty tej rzeczy.
(Roksana) - Jakiej istoty? Czy oby na pewno to rozmowa o mnie?
(Mathias) - Nie o tobie. Raczej o twoim działaniu. Jesteś bardzo nadpobudliwa.
(Roksna) - Nie znasz mnie zbyt długo.
(Mathias) - Racja, jednakże wiem tyle, że nawet teraz trzymasz nóż za plecami, sądząc...
(Roksana) - pot przeleciał po twarzy
(Mathias) - ... Że tego nie zauważę... W tej sytuacji to wielce ryzykowne, zważywszy na twój stan psychofizyczny...
(Roksana) - Ani razu nie patrzyłeś mi się na plecy, skąd wiesz...?
(Mathias) - Po twoich ruchach poznałem. Stawiasz inne ruchy niż człowiek idący normalnie. Schowaj to, skądś wyjęła, zanim się pokaleczysz bardziej.
(Roksana) - posłuchała - Dziwny jesteś... Osa by mnie wykopał, dał krzyżyk na drogę, a Ty co? Po co się w to mieszasz? Po co mnie zatrzymałeś przy tym trupie?! To coś było martwe... Od dawna... Nie ma wartości sentymentalnej...
(Mathias) - Mam w głębokim poszanowaniu, że mogłaś pomyśleć o tym, że twoja matka mogła tam leżeć... A chciałaś odreagować... Nie podobało Ci się dogryzanie? Po to ten teatr i asasyńskie wygibasy?
(Roksana) - Grałam tyle w asasyny, że wiem co to parkour... Miałam łuk w domu, trafiałam bezbłędnie...
(Mathias) - Wiesz co, ten łuk to wziąłbym o kolano i rozjebał na dwa... Masz trochę oleju we łbie, ale jesteś zbyt wielką kozaczką. A wielu takich znałem, a teraz zapewne gryzą piach. Czy sądzisz, że gry coś ci tu pomogą? Wejdź na dach kościoła, tradycyjnie to przyznam Ci rację. Jesteś pozerką... - szedł przodem - Bez żadnych normalnych ambicji
(Roksana) - A Ty może lepszy?
(Mathias) - Battlefield jednak bardziej sie przydaje, dla sprawności oka i reagowania. Utonęłaś w tamtym świecie.
(Roksana) - Miałabym hak Tresha, to bym przyciągnęła każdego zombie i zrobiła masakrę moim nożykiem... - demonicznie
(Mathias) - pod nosem - Taką, to aż żal uderzyć...
(Roksana) - Masz o mnie takie zdanie, a jak bym Ci tu i teraz loda zrobiła, to byś już był potulny...
(Mathias) - Za żadną cenę. Już o kilka miesięcy za późno na twoje psychodeliczne marzenia...
(Roksana)  - A może sprawdzimy? Zrobię Ci laskę teraz, a potem zobaczymy czy będziesz mnie dalej oczerniał. Mogę być dziwką jak moja matka, co mi zależy...
(Mathias) - Mnie nie omamisz. Nawet z tym ssaniem, i tak bym zdania nie zmienił. A byłbym choć bardziej pobudzony... - złośliwy uśmiech
(Roksana) - Wielce jest coś z Tobą nie tak. Darmowy szybki numerek, a Ty nawet nie skorzystasz. Poproszę Mariusza, a może Osę... Kurwa...  Mam z nimi na pieńku... Musisz wszystko psuć...
(Mathias) - To co zobaczyłaś dziś, to dowód. Nie jesteś we wszystkim dobra... Są tacy, którzy Cię prześcigną... - zaczął dyszeć
(Roksana) - Biedaku, zmęczyłeś się... Może jednak znajdziemy wolny kont i walniemy szybkiego? A ty zapomnisz o tym, co się wydarzyło przykrego między nami... Potrafię być miła, jak tylko będziesz chciał... - zaczęła flirtować - zatrzymała się - No chodź... Dotknij mnie tutaj... - rozsunęła kurtkę - pokazała dekolt - Chodź tutaj... I mnie zalicz idioto...
(Mathias) - Zakryj się lepiej, zimno wali pełną parą...
(Roksana) - Zaraz może, gorąco walić pełną pałą... - włożyła palec wskazujący do ust
(Mathias) - Twoja oferta nie jest dla mnie i nigdy nie będzie... - przyśpieszył kroku
(Roksana) - dobiegła - Proszę, nie mów innym...
(Mathias) - Najchętniej, bym Ci przyjebał, bo świętym przy tobie zostanę... Lepiej nie próbuj tego ponownie, bo pierw dostaniesz od Izy, a potem ode mnie...
(Roksana) - Wyrachowany...
(Mathias) - Witaj świecie, rzekłbym...
(Roksana) - Nienawidzę Cię...
(Mathias) - Ja Ciebie też... Możesz mi przywalić, proszę...
(Roksana) - Dobra... próbowała uderzyć
(Mathias) - odepchnął - Ta... Miałaś szansę...
(Roksana) - To nie jest fair...
(Mathias) - Życie nie jest fair... - szedł dalej
(Roksana) - Hej! Słuchaj jak do ciebie mówię, ty parszywy templariuszu...
(Mathias) - zaśmiał się- Cóż, życie...
W lekko poprawionym humorze, chłopak powrócił do kościoła. Iza była przytomna, a wyglądało na to, że amunicja została uzupełniona, każdy nawet miał już broń. Stalkerzy, którzy byli wcześniej, aktualnie leżeli w kałuży krwi, całkowicie martwi. Sytuacja natomiast wyglądała na opanowaną. Grupa się śmiali po cichu, co poprawiło nastrój. Iza widząc Mathiasa, od razu przybiegła się do niego przytulić i tak przez minutę nie puszczała go, kiedy jego łza spadła na jej blady policzek. Ula nie spuściła oka z broi Mathiasa, lecz nie chciała mu przeszkadzać w czułościach z jego wybranką, dla której wcześniej wielce ryzykował. Mogło by końca nie być tych czułości, lecz Osa podszedł do Mathiasa i lekko stuknął go w ramię, po czym podał mu jego broń. Wtedy zostało dostrzeżone, że chłopak krwawi ze starej rany, która niegdyś zastygła.
(Ula) - Miałam rację z tymi bandażami... W coś się wpakowałeś?
(Mathias) - podwinął rękaw - To nic, drobne zadrapanie.
(Mariusz) - To ma związek z tamtą Suką?
(Mathias) - Powiedzmy...
(Iza) - Próbowała Ci coś zrobić? Zabiję suczysko...
(Mathias) - usiadł na ławce - Ula, przydasz się...
(Ula) - Widzisz, dobrze przeczuwałam - wyjęła bandaże z plecaka
(Marta) - Powiedz co się tam stało... Wróciłeś pierwszy, to znaczy... Ona nie wróci?
(Mathias) - Nie dałem jej do zrozumienia, by odchodziła. Mimo tego, co zaszło.
(Osa) - Mathias, wiedz gdzie leżą granicę good dammit...
(Mathias) - Jak próbowała mi zatkać usta, też było ciekawe...
(Iza) - Jak to rozumiesz?
(Mathias) - Mam walić wprost?
(Joanna) - Jak na spowiedzi. Chcę usłyszeć, co się wydarzyło. Nawet najgorszą prawdę.
(Marta) - W międzyczasie powiem, że choć tu cos osiągnęliśmy. Choć z jedzeniem niewiele lepiej. Ten wasz plecak znaleziony, da nam na pewien czas jedzenie, a potem... Trzeba będzie coś zrobić.
(Mathias) - W Kwidzyniu się rozejrzymy...
(Ula) - To stara rana, na szczęście otwarcie nie naruszyło tak tkanek - owijała bandażem
(Iza) - Powiedz, co z Roksaną...
(Wiktoria) - Startowała do Ciebie?
(Iza) - Wiki...?
(Wiktoria) - Tylko pytam.
(Mathias) - Żeby tylko...
(Mariusz) - Numer z zaliczeniem za milczenie...?
(Mathias) - Skąd wiesz?
(Mariusz) - Przerabiałem to z byłą... Laska przed Paulą była i... Jak coś miała do ukrycia, zwykle potem po fakcie jak się dowiedziałem, próbowała mi zatkać usta, bym znajomym nie mówił. Byłem wtedy głupi, godziłem się na ruchańsko z nią, były w końcu korzyści, a zwłaszcza w zimowe wieczory...
(Osa) - Tak, to takie fascynujące.
(Mathias) - Próbowała ukryć swoją bezużyteczność... Swoją marną egzystencję, czułymi słówkami, a potem językiem... Było jej wszystko jedno, czy będzie dziwką, bo nienawidziła matki, a od niej wszystko się zaczęło jak pamiętacie...
(Joanna) - Ja w szczególności...  Była wtedy taka...
(Roksana) - dołączyła - Taka inna...? Jestem pierdolnięta i wiem co mam za uszami. Wybaczmy sobie, ale pierw chcę byś Ty mi wybaczył, Mathias... - spuściła wzrok
(Iza) - Nie tylko On został pokrzywdzony...
(Roksana) - Przede wszystkim jego skrzywdziłam najbardziej. Jest coś, czego wam nie powiedziałam... Tamtego dnia w Gdańsku, nie byłam do końca szczera...
(Mathias) - Co Ty chcesz mi powiedzieć...?
(Ula) - Mathias, nie wierć się... Jeszcze minutka...
(Joanna) - Roksa, powiedz... - patrząc w oczy - Co Ty zrobiłaś?
(Roksana) - odwróciła się - Zabiłam Ją... Po prostu ją zabiłam...
(Osa) - Czy Ty mówisz o...?
(Mathias) - Nie mów, że...
(Roksana) - To ja z premedytacją naraziłam jej życie... Bo mi zawadzała, wchodziła między nogi... Musiałam ją niańczyć...
(Mathias) - uronił łzę - do siebie - Nata... - przymknął oczy
(Roksana) - To nie było planowane, a tamtego dnia nie wytrzymałam...
30 Grudzień 2014, Drugi Dzień Szturmu na Gdańsk, gdzieś w alejce
(Natalia) - Nie mogę już...
(Roksana) - Wzięłyśmy stado na siebie, by tamtych odciążyć. Teraz pakuj się na górę, odciągnę ich bardziej. A potem dołączę do Ciebie i pozostałych.
(Natalia) - Czemu mnie tu sprowadziłaś?
(Roksana) - Chciałam Ci uświadomić, że musisz zmierzyć się ze strachem, twarzą w twarz. Miałaś zawsze broń palną, teraz spróbuj zrobić to po cichu...
(Natalia) - Nie podoba mi się to... Już idą... Idź na górę, ja się nimi zajmę...
(Roksana) - Chętnie się tego przekonam, bo na słowo Ci nie wierzę...
(Natalia) - O co Ci chodzi...?!
(Roksana) - Wkurzasz mnie. Jesteś nieudacznikiem... Przybyłaś tutaj, znalazłaś ukochanego, a potem straciłaś wszystko i zostałaś sama.
(Natalia) - Mam przyjaciół. To mi wystarczy, by przetrwać.
(Roksana) - Spróbuj przetrwać to... - chwyciła Natalię
(Natalia) - próbowała się uwolnić - Puść... Co robisz...?!
(Roksana) - Uczę Cię jak wytrwać, bierz ich... - pchnęła na zombie
(Natalia) - Nie... Nie... - chwycił ją trup - odepchnęła jednego
(Roksana) - Nie pomogę Ci, póki nie zabijasz choć jednego...
(Natalia) - Nie umiem bić się z tak bliska... - odwróciła się - została ugryziona
(Roksana) - Niech to... - próbowała odbić dziewczynę - Ty kretynko...
(Natalia) - Kurwa, szlag by to... - dźgnęła szwendacza - próbowała wstać
(Roksana) - rzuciła nożem w zombie - Złap mnie za rękę
(Natalia) - Uważaj...!
(Roksana) - złapana za nogę...
(Natalia) - Czemu mi to zrobiłaś... Zginiemy tutaj...
(Roksana) - Zginiemy z twojej nieudolności... - podniosła kamień
(Natalia) - Nie mam siły się od nich uwolnić... Długo nie utrzymam się...
(Roksana) - Muszą Nas znaleźć... - rzuciła w powietrze - Ktokolwiek... Proszę...
Czasy Teraźniejsze
(Mathias) - Wepchnęłaś ją specjalnie na stado, a sądziłem, ze to był wypadek... - wstał
(Osa) - Tak, przyjebmy jej razem...
(Ula) - To żadne rozwiązanie...
(Mathias) - Mało, że zabrano mi rodzinę. Musiałaś zabrać mi jeszcze Ją... Wtedy wiedziałaś co robić. Co się zmieniło teraz? Że setki, jak nie tysiące ludzi zginęło? Dziennie ginie setka osób przynajmniej, w ciągu kilku lat bez lekarstwa, zombie może być 90% całej populacji, wtedy upadnie wszystko...
(Roksana) - wycofywała się - Wkurzała mnie, ciągnęła na dno...
(Mathias) - Myślałaś, że zatkasz mi usta? Że wszystko powiesz wbrew mnie i się przejmę...? Stałaś potem tam i patrzyłaś jak się męczy, jak umiera... Nawet łzy były fałszywe...
(Roksana) - No kurwa... Nie chciałam, by tak wyszło... - uciekła w kąt
(Joanna) - do grupy - Uspokoję ją... - pobiegła

Offline

 

#2 2015-08-05 01:15:32

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 18 - Odwet

(Osa) - wziął oddech - No to nieźle... Mathias, tylko nie wybuchaj...
(Mathias) - usiadł - Żyłem w świadomości, że odeszła przypadkiem, bo tak miało być... Mogła to przeżyć, nie była narażona... Została w to wmieszana...
(Iza) - usiadła na kolanach okrakiem - przytuliła - Jestem przy Tobie, zawsze będę...
(Mathias) - Kocham Cię, Izuś...
(Iza) - Kocham Cię, Mathiaś...
(Ula) - Odetchnijmy wszyscy najlepiej i tak za kwadrans się zbierajmy. Mogę obczaić mapę?
(Osa) - Już Ci podaję... - wyjął z plecaka - Kwidzyń, byliśmy w pobliżu kiedyś... Wiem jak trafić.
(Wiktoria) - Tylko zanim pójdziemy... Muszę do toalety...
(Mariusz) - Może zbiorowe przy dziurze?
(Wiktoria) - To ja wyjdę przed kościół...
(Marta) - Potrzebujesz wsparcia?
(Wiktoria) - Mam swoją broń. Dam radę... Jak coś, to kolejka się może ustawić... - wyszła
(Mathias) - Muszę pozbierać myśli... - przymknął oczy
(Marta) - Razem z Osą i Ulą zobaczymy trasę, a Ty odpocznij chwilę... Dla swojej ręki, dla swojego mózgu...
(Mathias) - Nie potrzebuję opieki.
(Iza) - A mojej?
(Mathias) - Wiesz, ze Cię by nie odrzucił.
(Iza) - Wszystko będzie dobrze. Póki walczysz, jesteś zwycięzcą.
(Mathias) - Póki jest o co walczyć, to warto walczyć... - wtulił się w Izę - nie powstrzymywał łez
(Iza) - Jesteś dla mnie ważny, wiesz to. Chcę z Tobą wyżyć do końca... Wyjść z tego koszmaru pewnego dnia, trzymając Cię za dłoń... Te dni, gdy nie będzie trzeba spać z bronią pod poduszką.
(Mathias) - Będziemy się starać, by tak było - wytarł oczy - My Wszyscy..
(Osa) - Nie mieliśmy iść przypadkiem lekko na południe?
(Marta) - Zapomniałeś? Reszta zapasów...
(Osa) - Sorry, żem się zamyślił. Wybaczcie człowiekowi. Tylko potem ktoś myślał, jak dotrzemy do punktu centralnego?
(Ula) - Może pociągiem? Mariusz coś się zna na mechanice. Może jak byśmy znaleźli choćby lokomotywę, byśmy szybciej się dostali do celu.
(Osa) -  Pociąg nie jedzie na benzynę. Skąd wykombinować?
(Marta) - Niektóre chodzą na węgiel. A tego w miastach nie brakuje, jak się poszuka.
(Osa) - Pani wybaczy. Nie będę błądził po mieście, w poszukiwaniu bryłek kruszcu.
(Ula) - Węgiel to nie kruszec.
(Osa) - No i chuj, ja się na tej całej chemii nie znam, w chuja nic nie wiem.
(Marta) - Spójrzcie na obecną sytuację, potrzebujemy się dostać do Płocka jak najszybciej. Jak tylko ogarniemy Kwidzyń.
(Osa) - Świadom jest Ja, że sytuacja taka średniawa. O kurwa... - zasłonił oczy
(Ula) - Hm?
(Osa) - Iza z Mathiasem...
(Marta) - Wow, Osa... Liżą się, ale mi wielkie mecyje. Dorośnij w końcu... - oglądała mapę
(Osa) - odwrócił się - Już dawno mam za sobą... To znaczy, mentalnie już przeszedłem inicjację.
(Ula) - Byłabym złą osobą, gdybym podeszła i przerwała im. Jedno i drugie wiele przeszło, podobnie jak My, ale wiecie jak było dziś... Nie chcę ich usprawiedliwiać, nie mi oceniać ich zażyłości i wiarę, lecz oboje coś pokazali, prawda?
(Osa) - No cóż, nie jestem zły aż tak. Poradzimy sobie we trójkę... - burczenie w brzuchu - Fuck my life... O żesz...
(Ula) - Ktoś tu głodny jest?
(Osa) - Im prędzej dostaniemy się do Kwidzynia, tym szybciej coś zjem.
(Marta) - Przypadkiem czy znaleziony plecak nie miał czegoś do jedzenia?
(Osa) - Zostawię to dla bardziej potrzebujących. Może Mathias będzie potrzebował albo Iza.
(Ula) - O nich się nie bój. Na wszystko sił im wystarczy.
(Osa) - O żesz... - ponowne burczenie - Napiję się wody i będzie git... - poszedł się napić
(Marta) - Jak dziecko, hm?
(Ula) - Powiem ci, że gorzej. Ale pomijając to, jest znośny.
(Marta) - Tak, pomijając to, że kogoś czasem nie chce zatłuc... - uśmiechnęła się - No dobra, to jak planujemy się przemieścić?
(Ula) - Wyjdziemy główną bramą, tak jak było dawniej, gdy byliśmy rozdzieleni.
(Marta) - To wyjdzie na to, iż musimy się lekko cofnąć i dopiero...
(Ula) - Skręcić w lewo, aż dotrzemy na naszą trasę. Szlak wydaje się prosty. Z tą różnicą, że musimy omijać większe miasta. Stary ślad z Grudziądzem musi odpaść. Teraz to wielka pułapka. Delikatnie idąc między liśćmi, powinno nas wyrzucić w dobre miejsce. Potem tylko znaleźć jakiś pociąg i wtedy odpoczniemy na dłużej, z kilka godzin.
(Osa) - dołączył się - Nawet jak znajdziemy lokomotywę, czy choćby jednowagonowiec, to wszystkich to nie pomieści. Ktoś by musiał zostać w tyle, a dla mnie może być to nawet ta ciota, Roksana...
(Marta) - Musisz być taki stanowczy?
(Osa) - Po prostu mam złe przeczucia. Ona mnie wkurwia, w sumie nie tylko mnie. Widziałyście łapę Mathiasa... Ona za tym stoi.
(Ula) - Twierdził, że to był zwykły wypadek.
(Osa) - Zgrywa się. Ja wiem, że to jej sprawka. Po to był ten zakład... By się go pozbyć, a nam opowiedzieć historyjkę, jak dzielnie bronił ją przed trupami, przy czym się poświęcił.
(Ula) - Naciągane bardzo.
(Osa) - Nigdy nikomu bym nie uwierzył, że zniknięcie Mathiasa, byłoby równoznaczne ze śmiercią. Facet widział wiele... Przeżył wiele, wie na czym stoi... Nie jest osobą, która łatwo by się dała pokonać. Ma swoje ostrze, ma snajpę i noże... Nie ma opcji, by dał się zabić. Każdy umrze kiedyś, ale on przeżyje. Siebie nie obstawiał wielce daleko, ale trzymamy się razem, to choć dajecie mi focusa.
(Marta) - Co do węgla wspomnianego wcześniej. Ty byś nie musiał chodzić. My dwie kobity byśmy poszukali.
(Ula) - Co do Mathiasa, w pełni popieram. Jest inny, tak samo jak Iza. Wszyscy w tej apokalipsie jakoś nieco dorośliśmy. Nie docenialiśmy co mieliśmy kiedyś, teraz doświadczając wielu złych rzeczy, pragniemy ich nie wypuścić z rąk...
(Marta) - Przyjaźń to skarb, o który trzeba dbać.
(Ula) - Kultura osobista też jest czymś ważnym. Osądzając tamtą laskę, skreśliłeś ją od razu. Pamiętaj, że nie jesteś sam. Spytajmy się reszty, w końcu demokracja.
(Osa) - Jak dojdzie co do czego, ja nie chcę by przebywała w kabinie razem ze mną...
(Marta) - No dobrze, przykujemy ją do kasownika. Taki wariant pasuje?
(Osa) - Nie masz czym przykuć.
(Marta) - To był przykład. Lekko się ogarnęła, Joaśka z nią gada.
(Osa) - Ktoś zaczął się ciąć, nie przestanie. Ktoś zaczął nienawidzić, nie przestanie. Ktoś zaczął świrować, nie przestanie...
(Marta) - Ktoś zaczął zabijać niewinnych, nie przestanie...
(Osa) - No dokładnie. Tamta już na tamtym świecie, a ta jej chciała głowę otworzyć...
(Marta) - Ta, dokładnie to miałam na myśli... Dokładnie...
(Osa) - Nie musisz tego podkreślać. Też wiem, że mam rację... No dobra, to ja ogarnę co z Wiki. Jakoś długo nie wraca...
(Ula) - Ona potrzebuje na to więcej czasu...
(Osa) - Lepiej sprawdzę. Dla pewności, a wy tutaj... Sobie pogadajcie... - wyszedł z kościoła
(Ula) - No, w końcu... - odetchnęła
(Marta) - do Mathiasa - Odpocznijcie trochę, bo za niedługo się stąd zbieramy.
(Mathias) - Podzielam pomysł z pociągiem, ale pierw znajdźmy Kwidzyń - podszedł
(Iza) - Gdzie Osa?
(Ula) - Powiedzmy poszedł za potrzebą, jak wy potrzebujecie, też idźcie...
(Mathias) - Ula, mogłabyś w czasie snu być na warcie? Chodzi o...
(Ula) - Konkretnie wiem, o kogo chodzi. Nie ma problemu. Będę mieć na was oko - uśmiechnęła się
10 godzin później, okolice Kwidzynia
To było wielkie wyzwanie pokonać taki obszar w takim czasie. Mimo odpoczynku, mimo zebranych sił, w danym momencie nie było widać nic z tego co było. Wszelkie jedzenie się przetrawiło, wszelka woda wchłonięta. Roksana z Joanną szły na tyłach z wiadomych powodów, lecz za to Mathias z Izą wyszli na sam przód, na tej samej linii praktycznie z Osą i Ulą, którzy nieśli nadbagaż, gdyż była ich kolej, ponieważ każdy się wymieniał, by odciążyć poprzedniego. Każdy miał już broń, prócz Roksany, której nie pozwolono nosić nic, prócz noża, a i to było szczególnie dla Osy wielce ryzykowne, a ona sama czuła się także przez niego osaczona.
(Roksana) - Zimno mi...
(Osa) - Czuję, że to już to... Ile my kurwa już... Z kilka godzin... A opiłem się tej wody, że zaraz spuszczę gacie i wyszczę się tutaj...
(Marta) - Skąd pewność, że jesteśmy blisko?
(Osa) - Byłem tu kiedyś, dawno temu...
(Ula) - Kilka dobrych miesięcy temu.
(Roksana) - Zimno mi...
(Joanna) - Rozmawiałyśmy o Tym... - przytuliła
(Mathias) - spojrzał na swój opatrunek - zacisnął pięść
(Ula) - Stare rany się odzywają, co?
(Mathias) - Czasem wolałbym, by się nie odzywały wcale...
(Roksana) - Zimno mi...
(Osa) - Weź ktoś ją ucisz...
(Joanna) - zauważyła krew - dotknęła dłoni przez kurtkę
(Roksana) - odczuła ból - Co Ty robisz...?!
(Joanna) - podciągnęła rękaw - Znów to zrobiła...
(Roksana) - Nie, to nie tak...
(Mariusz) - Co znowu do chuja wafla... - zatrzymali się
(Osa) - Słyszał chyba każdy. Jak to Znowu To Zrobiła?
(Joanna) - Roksa, coś mi obiecałaś...
(Roksana) - To nie tak...
(Marta) - Ula, wartowałaś przecież. Nie zauważyłaś nic?
(Ula) - Nie przywiązywałam uwagi...
(Mathias) - Zabierzcie jej nóż, ma go w tylnej kieszeni...
(Osa) - Mathias...?
(Mathias) - Po prostu to zróbcie...
(Joanna) - pomacała kurtkę z tyłu
(Mariusz) - Jak profesjonalna glina - z uśmiechem
(Joanna) - dostrzegła nóż - Zastygła krew... Co to ma znaczyć... - zabrała nóż
(Osa) - Skup się laska, nim coś się przez ciebie przydarzy Nam...
(Mariusz) - Może rozdzielmy się. Nie tak znacznie, tylko jedni pójdą tędy, inni pójdą przez las. Szybciej jedna drużyna trafi.
(Mathias) - Możemy tak zrobić, jeśli każdemu to się widzi.
(Osa) - Mathias, Iza, Mariusz, Joaśka, Marta. Idźcie szybszą trasą przez las - podał mapę Marcie
(Marta) - Już masz ogarnięte wszystko, z tego co widzę.
(Mariusz) - Trzeba to rozplanować. Taki jakby zwiad, czy nie ma gdzieś innej grupy lub stada.
(Ula) - Wysyłając ludzi, by tak na wszelki wypadek sprawdzili, a jak nie wrócą to będzie odpowiedź, że Coś się jednak stało.
(Osa) - To jedyne wyjście. Spójrz na tamte chuchro, trzeba zwiadu.
(Marta) - Możemy tak zrobić, tylko co z nadbagażem?
(Mathias) - Niech zostanie z nimi, bardziej się przyda.
(Marta) - Osa, wiesz dokładnie gdzie mamy iść?
(Osa) - Idźcie w lewo, a potem skoście zakręt. Idźcie do przodu aż napotkacie wielką skałę. Potem jak biczem strzelił zobaczycie miasto, raczej się rzuci w oczy.
(Iza) - Prędzej ruszymy, szybciej dotrzemy.
(Joanna) - do Osy - Jesteś tego pewny? Co z jej raną?
(Ula) - Zajmę się tym...
(Mathias) - Tak więc...
(Osa) - dał Mathiasowi magazynek- Na wszelki wypadek, nigdy nie wiesz...
(Mathias) - Dzięki. Przyda się...Nigdy nie wiem, co mogę tam zastać.
(Osa) - Unikajcie leśnych fortyfikacji, jakichkolwiek małych zabudowań, chuj wie ile tam trupów może krążyć.
(Marta) - Jeśli czują ludzkie mięso, wyczują wszystko.
(Osa) - Jeśli będziecie trzymać się moich instrukcji, dotrzecie bez problemu.
(Joanna) - Uważajcie, wszyscy...
(Osa) - Ile mnie już znasz? Ja... Będę uważał - poker face
5 minut później, gdzieś w lesie
(Iza) - do Mathiasa - To dobrze, że wybraliśmy taki układ?
(Mathias) - Osa ma dodatkowe oczy z tyłu głowy. Tutaj tak samo jest. Dlatego Mariusz i Aśka idą po naszych obu stronach, w znacznej odległości. Idąc wszyscy w kupie, zostaniemy okrążeni.
(Marta) - Doświadczenie życiowe mnie nauczyło, że dzielenie się w lesie nie stwarza nic dobrego.
(Mathias) - Mamy czym się bronić.
(Marta) - Owszem, dzięki tobie właściwie. Byłeś tam na dole.
(Mathias) - Znalazłem się w dobrym miejscu, o dobrej godzinie.
(Marta) - Już planowali nas wrzucić do tego dołu.
(Iza) - Żywcem bym się nie dała.
(Mathias) - Lekko ich rozproszyłem, co nie? Nikt się nie spodziewał cichego strzału.
(Marta) Otóż to. Miałeś cela.
(Iza) - zatrzymała się - Słyszeliście coś?
(Mathias) - Nie?
(Marta) - Przewrażliwiona jesteś.
(Iza) - Liście szeleszczą...
(Marta) - W twojej głowie...
(Mathias) - sprawdził ostrze - Też nie słyszę...
(Iza) - usłyszała kruki w oddali - A teraz nie słyszeliście?
(Mathias) - Może to ktoś od Nas?
(Marta) - Albo coś innego...
(Iza) - Mathias... - rzuciła mu jego broń
(Mathias) - odwrócił się - Kiedyś to zrobiła?
(Iza) - My kobiety nie zdradzamy wszystkich swoich atutów... - uśmiechnęła się
(Marta) - wyjęła mapę - Jak to było? Skręt w lewo? Przy skale prosto? Zapomniałam co było potem...
(Mathias) - Zdajmy się na szczęście.
(Iza) - Może zawołać naszych?
(Marta) - Wiesz jak krzyk się roznosi po lesie? Otoczą nas, a wtedy nie będzie co zbierać lub wystrzelamy magazynek, a zlezie się ich więcej...
(Mathias) - Idźmy dalej... - poprawił chustę - Wam jest też tutaj...
(Iza) - Jest chłodniej niż poza lasem...
(Marta) - potknęła się o konar - Cholera...
(Iza) - Nic Ci nie jest?
(Marta) - Tylko się potknęłam...
(Iza) - Za tobą... - zobaczyła dwa trupy
(Mathias) - wystrzelił - Schyl się... - kula przebiła trupy na wylot
(Marta) - odwróciła się - Mathias, co to było do groma?
(Iza) - To było...
(Marta) - Straszne, a z drugiej interesujące... Mathias, skąd wiedziałeś, że jeden strzał wystarczy?
(Mathias) - Skąd miałem wiedzieć... - pomógł wstać - Miałem szykować drugi nabój, ale nie było potrzeby. Obyłem się ze swoim przedłużeniem ręki.
(Marta) - zobaczyła nadlatujące ptaki  - To źle wróży...
Liście podchodziły pod nogi, wiatr się zmógł. Coraz więcej czarnych ptasich skrzydeł mijało drużynę nad ich głowami. Mathias poszedł pierwszy, trzymając przy piersi karabin snajperski. Przypadkiem nadepnął na gałąź, to zmroziło dziewczyny. Obie zamarły. Przodownik zauważył w oddali poszukiwaną skałę, po cichu zawołał przyjaciółki, w trójkę kroczyli powoli dalej. Chusta dawała efekt tłumika, ale chłopakowi tętno skoczyło w górę, oddech przyśpieszył się, nerwowa zaciskał dłonie na metalicznej osłonie swojej broni. Co chwilę jego oczy patrzyły, raz w lewo, raz w prawo. Tak ciągle. Podeszli pod omawianą wcześniej skałę, usłyszeli od razu pojedynczy strzał, a potem cisza. Trwała ona tylko moment, gdy w uszy rzucił się głos Mariusza, który brzmiał "Uciekajcie!".
(Marta) - Co tam się stało...
(Iza) - Musiał na coś trafić...
(Mathias) - Jeden strzał, przecież miał więcej w magazynku. Czemu użył tylko jednego...
(Marta) - Moment, może to była to jakby flara... Byśmy usłyszeli skąd nadchodzi zagrożenie...
(Iza) - Był Mariusz, ale co z Aśką...?
(Mathias) - Teraz powinniśmy się schować... Za drzewa...
(Marta) - Czy to Nas uratuje?
(Mathias) - Da nam czas, by poznać, co do nas się zbliża... - schowali się za drzewami
(Marta) - Wysłaliśmy ich na śmierć?
(Mathias) - Wcale nie... Jak tylko ogarniemy tutaj sytuację, pójdziemy ich szukać. Nie zapuścili się daleko. Muszą być w okolicy... - szyszka spadła mu na głowę - Co to...
(Iza) - Hm?
(Mathias) - podniósł szyszkę - Na szczęście to z drzewa...
(Marta) - zaczęła się trząść - Nie lubię w zimnie stać za długo w jednym miejscu...
(Mathias) - zsunął chustę - Ten chłód... Twarz od razu odżywa... - wziął głęboki oddech
(Joanna) - krzyk z oddali - Pomóżcie ktoś! Mariusz?! Ktoś żywy jest tutaj?! Cholera... Biegnie do Was... Ja pierdolę... - krzyk ustał
(Iza) - Nie mogę ich tak zostawić...
(Mathias) - Coś biegnie...?
(Iza) - Nie mogę na to tak patrzeć... Nie mogę stać bezczynnie... - wybiegła
(Mathias) - do siebie - Czemu wszystko się tak pierdoli...
(Marta) - do Mathiasa - Hej, Iza...
(Mathias) - zobaczył biegnącą Izę - Zawróć!
(Marta) - zauważyła z oddali wilka - O kurwa... Mathias!
(Mathias) - To są żarty... - zatrzymał się na chwilę
(Iza) - zaczęła tracić świadomości - Co się dzieje...? - złapała się za głowę
(Marta) - wymierzyła w wilka - strzeliła - Mathias!
(Mathias) - Co ja wyprawiam... - pobiegł
(Marta) - strzelała - Jest za szybki... - wytarła pot z czoła
(Iza) - Znów to samo... - osunęła się na ziemię
(Mathias) - Wytrzymaj... - wilk przeskoczył przez konar
(Marta) - Zrób coś...!
(Mathias) - zbliżył się do wilka - spojrzał mu w oczy - próbował uderzyć lufą
(Marta) - wycelowała - Nie teraz... - spust sie zaciął - Nie teraz do cholery...
(Mathias) - lufa została złamana - Nie...
(Iza) - zaczęła widzieć niewyraźnie
(Mathias) - Iza...! - cofnął się do Izy - Iza... - otrzymał cios
(Iza) - odzyskiwała widzenie - Mmmm... Mathias... - zobaczyła jego plecy
(Marta) - Fuck my life... - próbowała naprawić spust
(Iza) - Mathias... - zobaczyła krew kapiącą na śnieg
(Mathias) - Nnnn... Nic mi nie jest... - podtrzymywał ramiona wilka - dyszał - Jest ok...
(Iza) - opadła z sił - Czemu...? - spojrzała na leżącą broń obok
(Mathias) - czuł oddech wilka na twarzy - Nie poddam się... tracił siły - krew spływała mu po twarzy
(Iza) - Mathias... - w szoku - Czemu...?! - rozszerzyła źrenice
(Mathias) - wilk próbował go ugryźć - unikał - Ponieważ... Ja... Kocham Cię... - stanowczo
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Marta M
- Joanna W
- Roksana L
- Mariusz W
- Wiktoria B
- Małgorzata P
- Przemek W (ciało)
- Patryk M* (ciało)
- Artur N
- Stalker1*
- Stalker2*
- Stalker3*

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.uf-clan.pun.pl www.zlobek46.pun.pl www.volleycentrum.pun.pl www.german2008.pun.pl www.ironbroasg.pun.pl