#1 2016-03-10 20:01:17

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 5 - Granica błędu

Nikita odsunął się od Dimy, którego spojrzenie dobijało go psychicznie. Patrząc na trupy, napierające na barykadę, próbował chwycić przyjaciela. Ten nie dawał sobie pomóc. Spróbował uderzyć go w twarz, chłopak niemal mu oddał. Gniew i niepokój zagościły w jego sercu. Patrzył na ciało Nataszy i nadal nie dowierzał, że jej już nie ma, tak samo jak Lery. Podniósł się momentalnie, chwyciwszy przednio za swój nóż. Odrzucił zmartwienia na chwilę, by móc samemu przetrwać. Nie mógł uratować dziewczyn, lecz miał szansę uratować siebie. Odszedł kilka metrów, aż usłyszał czołganie się za sobą, to była Natasza, która uległa samoistnej reanimacji.
(Nikita) - Niech mnie...
(Dima) - odwrócił się - Nie powinienem był dać ci umrzeć.
(Nikita) - Dobij to coś i spadamy.
(Dima) - spojrzał na Nataszę - Postaram się, abyście z braciszkiem szybko się nie spotkali, bo wiem, że tego chciałaś, ale... Postaram się... - dźgnął ją w głowę
(Nikita) - dotknął ramienia Dimy - W drogę... Już, już! - wybiegli z alejki
(Dima) - w myślach - Wybacz, Lera... Ja... Nie dałem rady... Znów to się stało...
(Nikita) - skręcili w prawo - Dima, jest ich kilku... Slalomem między nimi!
(Dima) - w myślach - Czym są te obietnice, kiedy nawet Ciebie nie mogłem uratować... - biegł za Nikitą
(Nikita) - Widać już auto, Dima... Nie ociągaj się - pchnął jednego trupa na bok
(Dima) - w myślach - Czy jestem godny tego życia, czy powinienem był poddać się już wtedy...
(Nikita) - dobiegł do auta - Mamy to, Dimon... - otworzył tyle drzwi -Dima!
(Dima) - wpatrywał się w niebo - Czy to wszystko ma sens... - do siebie
(Nikita) - wrócił po Dimę - Nie pora na to... - szarpał go
(Dima) - Niki...
(Nikita) - Za mną, prędko... wpakował Dimę do auta
(Dima) - Przez chwilę... Ja...
(Nikita) - Nie teraz... - odpalił silnik - Wracamy do naszych... - wycofał - Definitywnie... - ruszył
(Dima) - Wybacz, że ciebie w to wplątałem.
(Nikita) - To wina nas wszystkich, że to się stało, co się stało. Ani twoja,  ani moja... Nasza wspólna.
(Dima) - Lera i Natasza są winne temu, że umarły?
(Nikita) - Wiesz, ze nie o to mi chodziło... To odpowiedzialność zbiorowa, Dima.
(Dima) - Kilka minut wcześniej i Lera... Byłaby tutaj z Nami, razem z Nataszą. Przyjechaliśmy tutaj, by im pomóc... Bóg ma poczucie humoru.
(Nikita) - Hmm?
(Dima) - Zabrał nam te osoby, które wiele dla Nas znaczyły... Dla mnie i brata. Miha nie będzie pocieszony.
(Nikita) - Wolałbyś kłamać? Prosto z mostu, tak będzie lepiej. Wiem, że to może być... Trudne, może być niekomfortowe, ale trzeba. Sam o tym wiesz.
(Dima) - Wiem, że obarczy winą mnie. Częściowo wyjdzie, że starszy braciszek nie zdołał zrobić nic.
(Nikita) - Nie jestem nim, nie wiem jak się zachowa.
(Dima) - Teraz wszystko zmierza w tym kierunku. W złym kierunku. Nie zobaczy tego, co planowaliśmy razem... 
(Nikita) - Planowanie nie ma sensu, jeśli nie jesteś pewny.  Możemy tylko przypuszczać. To, że im się nie udało, nie oznacza, że nas spotka to samo.
(Dima) - Staram się nie myśleć źle o tym, ale to ciężkie... Tyle zostało nam odebrane w tak krótkim czasie... Mama... Tata... Kirył... Viktor... Seroga... Natasza... Lera...
(Nikita) - Zadziwia mnie to, że nie wymieniłeś Igora. Czyżbyś go już skreślił?
(Dima) - Szczerze, gdyby On nie uciekł, reszta by za nim nie poszła. Nie mam do niego szacunku już... Powiedz, czy przyjaciel okrada przyjaciela? W plecaku były ważne rzeczy, potrzebne do przeżycia.
(Nikita) - Może miał powód?
(Dima) - Nic go nie usprawiedliwia. Powiedz... Gdzie był Igor, gdy byłem okrążany w alejce? Gdzie był Igor, gdy zakopaliśmy żywcem naszych? Gdzie był Igor, gdy Lera umierała...
(Nikita) - ...
(Dima) - Okradł Nas, porzucił wszystkich i jest pewnie już poza naszym zasięgiem. To nie jest człowiek.
(Nikita) - Jeśli chcesz, Ja powiem im wszystko.
(Dima) - Nie, to mój brat. Ja jestem mu to winny.
(Nikita) - Mówiłeś, że może się wkurzyć.
(Dima) - To niemal pewne, ale to i tak rodzina. Poza nim już nikogo więcej nie mam.
(Nikita) - Tylko nie skoczcie sobie do gardeł.
(Dima) - W razie czego, bądź w pobliżu, gdyby sprawy zaszły za daleko.
(Nikita) - Zdaję sobie z tego sprawę.
Godzinę później, Miejsce spotkania
(Dima) - otworzył drzwi auta - Trzymaj się z tyłu, dobra?
(Nikita) - Spróbuję.
(Mihaił) - Jesteście w końcu. Obyło się bez przeszkód, prawda?
(Alona) - Od razu jak usłyszałam, że ktoś nadjeżdża, pomyślałam o was.
(Mihaił) -Gdzie dziewczyny? Gdzie Igor?
(Dima) - westchnął - Nie jest łatwo mi to powiedzieć. Może wejdziemy do środka... - dotknął ramienia brata
(Mihail) - odtrącił - Nie, pogadamy teraz.
(Nikita) - podszedł - Mamy zaparkowany pojazd, gotowy do ewakuacji. Starczy dla naszej szóstki.
(Seroga) - wyłonił się z cienia - Raczej nie wystarczy.
(Viktor) - Chcieliście odjechać bez Nas, racja? - dołączył
(Dima) - Wy żyjecie...
(Seroga) - Ciężko to nazwać życiem, ale owszem, fizycznie nic mam nie jest.
(Mihaił) - Bracie, skończ to, co zacząłeś... W tej chwili... - wymierzył z pistoletu
(Alona) - Co Ty wyrabiasz...?
(Lika) - Odłóż gnata, bo się postrzelisz, chłopcze.
(Mihaił) - Najpierw, Dima, odpowiesz mi na kilka pytań.
(Wiktoria) - Nie macie lepszych argumentów? Trzeba zawsze z bronią, nawet do swojego?
(Dima) - On chce wiedzieć. Więc mu powiem.
(Mihaił) - Czekam...
(Dima) - Lera i Natasza, one... Zginęły...
(Seroga) - Śmiesz żartować...
(Dima) - Nikita był ze mną i...
(Mihaił) - Wytłumacz, mi tak porządnie, co się stało. 
(Nikita) - Jeśli nie wierzysz bratu, możesz równie dobrze nie jechać z nami. On chciał dobrze.
(Dima) - Nie trzeba mnie bronić. Wiem, że mogłem spieprzyć. Wiem ile znaczyła dla Ciebie Natasza, Miha, wszystko mi powiedziała.
(Alona) - Powiedziała?
(Dima) - Przed śmiercią... - spojrzał na brata - Kochała Cię, tyle wiem na pewno. I nie chciała Cię stracić.
(Mihaił) - Kłamiesz, na pewno kłamiesz... Nie mogłeś wiedzieć, co...
(Dima) - przerwał - Kazała mi Cię chronić...!
(Mihaił) - trzęsły się mu dłonie - Nie możesz mówić tego poważnie... Wymyśliłeś to...
(Seroga) - Młody, opuść broń... To nie pomoże Ci zapomnieć. 
(Mihaił) - Natasza... Wy nie rozumiecie, jak to jest...
(Dima) - Lera też nie wróci. Myślisz, że jesteś wyjątkowy? Też ją kochałem i też żałuję. Myślisz, że mi jest dobrze z tym...? Myślisz, że nie chciałbym tego cofnąć...?!
(Alona) - Dima, proszę...
(Mihaił) - Gdybym pojechał z tobą, nie dopuściłbym do tego... Odprawiłeś mnie, specjalnie!
(Dima) - Zrobiłem to dla twojego dobra... Nie chciałem stracić również Ciebie, kretynie!
(Mihaił) - To co zrobiłeś... Ja nie potrafię Ci wybaczyć...
(Dima) - spojrzał mu w oczy - Więc mnie zabij...
(Nikita) - Nie mówisz poważnie, Dima... Miha na litość boską...
(Dima) - do brata - Przystaw mi spluwę do łba i strzel...! 
(Mihaił) - A żebyś wiedział...
(Alona) - Chłopaki, to wymyka się spod kontroli...
(Dima) - Wiedz jedno, nie chciałem ich śmierci i starałem się je ratować...
(Mihaił) - zdezorientowany - Nie mogę... Nie potrafię... - wycelował w głowę
(Dima) - Zrób to...! Zrób to, jak obiecywałeś...!
(Seroga) - próbował obezwładnić Mihaiła
(Mihaił) - odruchowo cofnął się - broń wystrzeliła
(Dima) - poczuł ból w ramieniu - Cholera...
(Mihaił) - Kurwa...
(Dima) - osunął się w tył - Miha... - zaczął krwawić
(Alona) - wyrwała pistolet - Tak się nie robi...
(Lika) - Boże, amatorzy... - znokautowała Mihaiła
(Dima) - dyszał - Nie musiałaś...
(Seroga) - Dima, niech cię... -wyjął z kieszeni opaskę - Załóż to... - podał
(Alona) - Zabierzmy go do środka... - pomogła Dimie
(Viktor) - Strzał na bank przyciągnie trupy.
(Seroga) - Póki co mamy czym się bronić - otworzył drzwi  - Do środka, wszyscy.
(Nikita) - Nie wierzę, że to zrobił...
(Dima) - Nie zrobił tego, bo chciał... On, po prostu się bał...
(Seroga) - Powiesz wszystko później - zamknął drzwi  - Módlmy się o to, byśmy nie musieli przeżyć w tym miejscu reszty życia. Posadźcie go w salonie, a Ty... Alona.
(Alona) - hmm?
(Seroga) - posadził Mihaiła pod schodami - Przypilnuj, by czegoś nie odwalił.
(Alona) - Zrozumiałam.
5 minut później
(Dima) - napił się wody
(Seroga) - Część wersji już słyszałem, ale powiedz po kolei. Co was tam zawiało i skąd mieliście auto?
(Nikita) - Stało jedno w garażu. Udało nam się je uruchomić.
(Seroga) - Dima, dopowiesz resztę?
(Dima) - Po tym jak uznaliśmy Was za martwych, z Aloną natrafiliśmy na budnek. Tam natrafiliśmy na resztę... Potem odwieźliśmy część tutaj, a z Nikitą pojechaliśmy po dziewczyny.
(Viktor) - To się składa w całość.
(Seroga) - Nie zdziwiłem się, kiedy powiedziałeś o Nataszy... Domyślałem się od dłuższego czasu, że coś odwali... - westchnął - Była zawsze zbyt pewna siebie... A jak dowiedziałem się, że jeszcze była zakochana... Dima, bardziej niż mi, współczuj swojemu bratu . On będzie cierpieć znacznie dłużej niż Ja. Powinieneś się nim zająć, bo przecież tego chciała Natasza.
(Dima) - Nie zapominaj, że Lera też tam była. I co przyszło jej z pomocy...
(Nikita) - Próbowała pomóc twojej siostrze. Wiem, co słyszałem. Szkoda, że nie było czasu jej podziękować... Kurwa...
(Viktor) - A co z Igorem?
(Dima) - Nie było go tam...
(Nikita) - Jebać go. Przez niego to wszystko było.
(Seroga) - Gdyby nie był takim pieprzonym optymistą. Poszedł na ratunek, zaginął w akcji... I tyle go było widać. Nie chcę go usprawiedliwiać, ale myślał dobrze, gorzej z wykonaniem... Durak...
(Dima) - Jak kula, macie ją?
(Wiktoria) - Dima, nie było żadnej kuli.
(Lika) - Przebiło Cię na wylot, oswój się z tym.
(Dima) - Na wylot...? To wyjaśnia czemu... - dotknął ramienia - Pier... - poczuł ból
(Seroga) - To i tak mniejsze zło, że przebiło w całości. Nie mamy narzędzi do wyciągania kul, a w takim przypadku musiałoby dojść do manualnego wyjęcia, co wiąże się z jeszcze większym bólem.
(Dima) - To mnie cholernie pocieszyłeś. A co z...Mihą?
(Viktor) - Śpi. Jeszcze przez kilka minut. Nie dostał za mocno.
(Seroga) - Wybacz, Dima, mogłem zrobić to inaczej.
(Dima) - Mogło się skończyć gorzej, a dzięki tobie to się nie stało.
(Nikita) - Nie powinniśmy zwlekać. Od razu jak Dimie się poprawi, powinniśmy ruszać.
(Seroga) - Jak mówiłem wcześniej, jest nas za wielu. Jak planujesz wszystkich upchać do jednego auta? Zostaw złom w cholerę i poszukajmy czegoś większego.
(Viktor) - Niedaleko jest wypożyczalnia aut. Skoczymy tam i podprowadzimy coś.
(Dima) - A jak chcecie się tam dostać? Na piechotę?
(Nikita) - Zrobimy dywersję. Połowa pojedzie do serwisu, reszta dobiegnie tam. To jest możliwe?
(Seroga) - W biegu to kilkanaście minut.
(Viktor) - To podzielmy się już teraz. Seroga, Wiktoria, Lika ze mną.
(Dima) - Nikita, Alona i Miha ze mną.
(Seroga) - Dima, odpocznij. Pogadaj z bratem, to najlepiej zrób przed wyjściem. Nikt nie wie, co za cholerstwo stanie nam na drodze.
(Dima) - Nadal chcesz z nami jechać? Nie zamierzacie z Viktorem spełniać swoich marzeń?
(Seroga) - Wszystko się skomplikowało po tym jak Natasza... Sam wiesz... Nie mówiła zapewne nic o mnie, nie tak jak bym tego oczekiwał... Za bardzo martwiłem się o nią, niż o siebie, a na to dostrzegała. Udowodnię jej, że zrobię wszystko, by chronić tego wypierdka. Twojego brata.
(Viktor) - Krótko mówiąc. Nie rozstaniemy się raczej. Razem w tym tkwimy wszyscy.
(Alona) - podeszła do Dimy - Zaczyna się budzić. Może pójdź do niego. Ciągle mamrotał twoje imię.
(Dima) - Co sądzi reszta? Ach tak... Nikt nie odpowie.
(Seroga) - Nikt nie odpowie, ponieważ to Twój brat, Dima. Jeśli się boisz, zachowaj dystans między nim, ale nie spuszczaj wzroku... No i nie wkurz go bardziej.
(Alona) - podała Dimie naszyjnik - Daj mu to.
(Dima) - Co to?
(Alona) - Wtedy w ciężarówce... Natasza zdjęła go z szyi i podała mi. Powiedziała, że gdyby coś się stało, Miha miał go dostać.
(Seroga) - pod nosem - Dzierlatko... - przetarł oko
(Alona) - Ja miałam mu to dać, ale lepiej będzie jak zrobisz to Ty.
(Dima) - Sądzisz, że jakiś wisior go przekona?
(Alona) - Nie jakiś wisior. Tylko wisior od Nataszy.
(Dima) - Dobrze, postaram się.
(Nikita) - Tylko najdelikatniej jak potrafisz.
(Dima) - Nie jestem do tego przekonany, ale chyba gorzej nie będzie.
(Seroga) - Mam Cię ubezpieczać za rogiem, Dima? Weź się ogarnij. Czasem i Natasza była... Niesforna, ale dawałem sobie z nią radę. Trochę wiary, jasne?
(Lika) - Można go pieprznąć drugi raz...
(Dima) - Nie...
(Seroga) - No to idź...
(Dima) - Idę - stąpał powoli
(Wiktoria) - Najlepiej dzisiaj...
(Dima) - podszedł do brata - Hej... Jak się masz?
(Mihaił) - A muszę odpowiadać na to jakże oczywiste pytanie...?
(Dima) - Wierzysz mi, prawda?
(Mihaił) - Teraz już nie wiem, w co powinienem wierzyć.
(Dima) - Wypadki się zdarzają. Szczególnie, gdy źle się dzieje. Nie musisz mi wierzyć, tylko choć spróbować uwierzyć. Jaki miałbym interes Cię okłamywać.
(Mihaił) - Wiesz, do tej pory się nie zastanawiałem.
(Dima) - podał wisior - Miałem Ci to przekazać.
(Mihaił) - To wygląda zupełnie jak...
(Dima) - Sądzę, że dobrze go znasz.
(Mihaił) - Natasza taki nosiła... Pamiętam, pokazała mi go... Chciała mi dać, ale... Uciekaliśmy w pośpiechu... Nie zdążyła...
(Dima) - Teraz został dany w prawowite ręce. Jest twój.
(Mihaił) - Czyli to wszystko, o czym mówiłeś... To była prawda... Skoro miałeś to od niej, to oznacza... Niepotrzebnie ten pistolet...
(Dima) - Zupełnie niepotrzebnie... Teraz się tym nie przejmuj - usiadł obok - Jesteśmy braćmi i powinniśmy się wspierać.
(Mihaił) - zawiesił wisior na szyi - Przykro mi z powodu Lery, szczerze.
(Dima) - Wszystko jest chore. Musimy zawsze tracić tych, których najbardziej kochamy...
(Mihaił) - Teraz tak sobie myślę... One chciałyby teraz, byśmy się nie poddali.
(Dima) - Lera tak by postanowiła - westchnął
(Mihaił) - Nie zapomnę nigdy tego zapachu moreli...
(Dima) - Ja powinienem przeprosić za cios w głowę...
(Mihaił) - A weź nie zaczynaj - uśmiechnął się - Zasłużyłem na to... Hmm, żółwik?
(Dima) - Pewnie - zrobili żółwika
(Alona) - podeszła znienacka - Pogodziliście się?
(Dima) - Na to wygląda.
(Mihaił) - z uśmiechem - Coś taka ciekawska?
(Alona) - Dima, a jak z Tobą?
(Dima) - Ktoś się przyłożył, to prawie tego nie czuć...  Dobrze, że mamy takich ludzi.
(Alona) - Dobrze, że tylko na tym się skończyło.
(Dima) - westchnął - Ta... Zbaczając z tematu, coś tamta dwójka wspominała Jak się dostali tutaj?
(Mihaił) - Byłeś w starym metrze? Tym zabudowanym.
(Dima) - Nie, nie zdarzyło mi się.
(Alona) - Tam jest połączenie z kanałami pod miastem. Ciąg korytarzy, po części zalanych już.
(Mihaił) - Po zawaleniu budynku, weszli do kanałów przez drzwi. Tak dostali się w pobliskie rejony.
(Alona) - Choć miałam wrażenie pierwsze, że to Już nie oni. Cali mokrzy, jakby bez życia. Wyszło, że jakaś rura nie wytrzymała. Potem jakieś topielce się trafiły.
(Dima) - Gdyby dziewczyny miały więcej szczęścia...
(Mihaił) - Skończ już. Choć coś mi po niej... Zostało... Wybacz, nie chciałem...
(Dima) - Bywa... - włożył ręce w kieszenie - Chwila... Co to jest... - wyczuł papier
(Alona) - Hmm?
(Dima) - wyjął notatkę - To jest... To napisała Lera... Ale kiedy, przecież... - olśniło go - No tak... To było wtedy... Musiała napisać to niedługo przed tym...
(Mihaił) - Co napisała?
(Dima) - rozwinął - "Może nie miałam odwagi powiedzieć Ci to wprost. Możliwe brakowało mi pewności, by to okazać. Znamy się już trochę, a szkoda, że nasz skład się podzielił wtedy. Po prawdzie miałam sobie za złe, że dałam się złapać przy naszej ostatniej akcji. Widziałam, co chciałeś zrobić. Lecz uczyniłeś co innego, wiem nawet przez Kogo to się stało. Zawsze starałam się dotrzeć do ciebie, być gdzieś blisko. Wymykałam się z domu, by tylko się z tobą zobaczyć, choć popatrzeć na Ciebie. Zwykle nie było Cię wtedy w domu lub ganiałeś za swoim bratem, który jeszcze nie raz coś wywinie, jestem pewna. Sporo się ostatnio zmieniło, a dopiero od niedawna zaczęłam to rozumieć. Działy się dobre i złe rzeczy, na które nie zawsze mieliśmy wpływ, ale jedno się nie zmieniło, Dima. Okazało się, że nie mogę bez Ciebie żyć. Przepraszam, że w takiej formie to czytasz. Przepraszam, że nie potrafię tego wyjaśnić słownie tobie twarzą w twarz. Nie chciałam zmyć z siebie tej powłoki poważnej kobiety, którą poniekąd byłam i po części jeszcze jestem. To skomplikowane i nie będę zła, jeśli nie zrozumiesz od razu, lecz może z czasem pojmiesz, Dlaczego to piszę i Jaki jest w tym sens. Kiedyś do tego wrócimy, kiedy będę gotowa, by powiedzieć to Tobie prosto w oczy. Wierzę, że taki czas nadejdzie już niedługo, Twoja Lera."
(Mihaił) - No i?
(Dima) - opuścił głowę - Niech to... - upuścił list - Niech Cię, Lera...
(Alona) - podniosła papier - Chcesz to zatrzymać?
(Dima) - Nie mogę uwierzyć w to, co napisała...
(Mihaił) - Zachowaj to, to jedyne, co pozostało.
(Alona) - Dima, powinieneś o to zadbać. To przecież jest...
(Dima) - Wiem, co to jest...
(Mihaił) - Ale co było tam napisane?
(Alona) - Zerknęłam na kawałek i już się domyślam.
(Dima) - Gdybym tylko znalazł to wcześniej... Nawet się z nią nie pożegnałem. Ona po prostu znikła... Te bydle ściągnęło ją w dół... A ja zamiast coś zrobić, stałem jak słup. Jeden celny strzał i zdążyłaby się wydostać. Byliśmy tak blisko...
(Mihaił) - Nie miałeś lunety, jak Ty byś trafił z dachu w głowę... Byś mógł trafić w Lerę przypadkiem.
(Dima) - Może dlatego się zawahałem, nie mam pojęcia...
(Mihaił) - Gdybyśmy poszli tam wszyscy, nikt by nie ucierpiał. Byśmy mieli plan na ewakuację.
(Alona) - oddała Dimię list - Weź to i trzymaj blisko siebie. Niektórzy nie mają pamiątek po bliskich. Nie jest to to samo, co zdjęcie, ale pisane jej ręką.
(Dima) - Nigdy nie zapomnę jej twarzy... - schował wiadomość do kieszeni
(Mihaił) - Dobra, na razie zakończmy temat. Możecie mi pomóc wstać?
(Alona) - pomogła - Wiesz, że za niedługo spadamy stąd. I mamy się rozdzielić.
(Mihaił) - Coś przez moment kojarzyłem. Znów rozdzielenie, och niedobrze. Niczego żeście się kurwa nie nauczyli.
(Alona) - Pójście w pojedynkę odpada tym bardziej.
(Mihaił) - Że co proszę...?
(Seroga) - Świstak się przebudził. Wiesz jaki jest dziś dzień?
(Mihaił) - Niech zgadnę, kolejna osoba umrze za nic?
(Seroga) - Jak nie odwalisz czegoś, Miha, to nikt nie umrze.
(Mihaił) - Nic nie wiesz na pewno. Tylko przypuszczasz.
(Dima) - Ile czasu nam dajesz?
(Seroga) - Pół godziny? 
(Mihaił) - Co?!
(Alona) - Nie można rozegrać tego inaczej?
(Seroga) - Jeśli byłoby inne wyjście, powiedziałbym wam. Więc? Nie ma sprzeciwu? Świetnie.
(Mihaił) - Świetnie...
(Seroga) - Viktor, byłbym zapomniał, zwiąż go.
(Mihaił) - Czemu?
(Viktor) - To jeszcze dzieciak...
(Seroga) - Jeśli coś miałoby pójść nie tak, to przez głupotę. Zmniejszam ryzyko niepowodzenia  - wyszedł
(Viktor) - przyniósł linę - Nie będzie za mocno - zaczął wiązać - Formalnie to robię. Tylko nie wydaj mnie.
(Mihaił) - Bracie, czemuż Ty nie przejąłeś dowództwa, tylko dajesz przewodzić Takiemu...
(Dima) - To była wspólna decyzja. Tak jest lepiej.
(Mihaił) - Własnego brata będziesz prowadził jak trupa na smyczy, tak jest lepiej?
(Viktor) - Majaczy z głodu, może coś Ci przyniosę...?
(Mihaił) - Nie jestem głodny i wcale mi się nic nie przywidziało... Związaliście mnie... Zabraliście mi broń... Czym mam walczyć?
(Alona) - Jego działania są lekko zbyt musztrujące, ale jest najbardziej trzeźwy w sytuacji. Nie znaczy, że to popieram w stu procentach.
(Mihaił) - Mam propozycje, weźmy auto i spieprzajmy stąd. Bez reszty. Wróćmy do Murmańska.
(Dima) - Przestraszyłeś się rzeczywistości i wolisz uciec?
(Mihaił) - A ten wyjazd do Polski, to czyj pomysł? W Murmańsku jest stary dom po dziadkach. Czemu byśmy mieli nie skorzystać.
(Alona) - Za duży dystans i zbyt wymagający teren.  Ale jeśli mamy zdezerterować, to powrót tutaj byłby głupotą. Jesteśmy zdecydowani, że chcemy jechać na zachód?
(Dima) - Europa Środkowa to jest to, czego potrzebujemy. Pamiętacie tych  polaków, którzy rok temu u nas byli z wizytą, Miha? 
(Mihaił) - Ci, których przyjęliśmy na dzień, a okazało się, że na tydzień? Tego nie da się zapomnieć. Jedyna wizyta tamtejszych, a nawet lepiej, że ostatnia.
(Viktor) - Do czego zmierzasz?
(Dima) - Zobowiązali się w podzięce za dach ofiarować nam ich pomoc, gdybyśmy kiedyś byli w potrzebie.
(Mihaił) - Chodziło im o przyjebanie komuś, gdyby było trzeba. Trochę popili, ale nie byli idiotami.
(Dima) - Wyszedłeś pod koniec, to skąd możesz wiedzieć, co było potem?
(Mihaił) - Bo tak jebało wódą, gorzej niż za czasów naszych zjazdów...
(Dima) - Powiedzieli, że jeśli byśmy mieli kłopoty i nie mieli gdzie przenocować, oni udostępnią Nam mieszkanie. I to jest nawet po drodze.
(Alona) - Hmm?
(Viktor) - nachylił się - A gdzież to?
(Dima) - Bielsk Podlaski, o ile dobrze to wymawiam.
(Viktor) - Nawet dobrze to wygląda. Po przekroczeniu granicy możemy tam kimnąć.
(Alona) - Dima, to było rok temu. Sądzisz, że są tak pamiętni? Nie ty jeden im pomogłeś w życiu.
(Mihaił) - Moje zdanie i tak nie ma tu znaczenia. A długo będę tak związany? Do granicy? Do Gdańska?
(Viktor) - Pogadam z nim o tym... Nie powinien kazać tego zrobić, ale omal nie doszło do samosądu. Podszedł do tego z dystansem. Uspokoisz się, to zostaniesz uwolniony.
(Mihaił) - Ta... Skaczę ze szczęścia.
(Viktor) - Nie zostało dużo czasu.
(Mihaił) - Mogę do toalety?
(Viktor) - Pewnie, a ktoś Ci broni?
(Mihaił) - Mam telekinezą ściągnąć gacie?
(Viktor) - westchnął - Pójdziemy razem, poluzuję Ci więzy lekko, zrobisz swoje, a potem poprawimy.
(Mihaił) - Klawisz z licencjatem się znalazł... - prowadzony do toalety
(Viktor) - Zaraz wracamy.
(Dima) - Wierzga za bardzo. Jeszcze się doigra kiedyś...
(Alona) - Wiesz, ciągle do niego nie dotarło, że Nataszy już nie ma. Teraz o byle co będzie wściekły. Niech ma oparcie w bracie, to możesz mu dać. Ale nie bój się mówić prawdy. On w tej sytuacji wyczuje każde kłamstwo i zdarzenie z dziś może się powtórzyć. Działaj z rozwagą.
(Dima) - Niby go znam, ale szczerze wiem o nim niewiele. Większość życia często wychodził, nawet jako dziecko, wszędzie go było pełno, tylko nie w domu...
(Alona) - przytuliła - Po prostu nie działaj w nerwach i przede wszystkim, nie obwiniaj go. Znasz syndrom samobójcy?
(Dima) - Jeśli będziemy próbować usprawiedliwiać i umacniać winę w osobie o słabej kondycji psychicznej, ona się bardziej zamknie, a w rezultacie może uciec się do drastycznych środków, by tylko zwrócić uwagę na siebie, a nie na swoje problemy, które zostały osobie wmawiane.
(Alona) - Przyłożyłeś się.
(Dima) - To bardziej z doświadczenia. Na VK wielu świrów przesiadywało. A nieraz za księdza robiłem.
(Alona) - uśmiechnęła się - Doprawdy?
(Dima) - Przeszłość ministranta nie może się ode mnie odczepić jak widać - westchnął
(Alona) - Liczmy się z tym, by Miha nie ześwirował, bo będziemy mieli problem i to wielki.
(Dima) - Ciężko go było upilnować, a co mam powiedzieć teraz.
(Alona) - Nie będę Ci mówiła jak masz postępować. Powiedziałam dość. Pomyśl, że robisz to nie dla niego, tylko dla Lery. Wiesz, co by ona powiedziała.
(Dima) - Nie uciekłaby od problemu.
(Alona) - odetchnęła z ulgą - Skoro sobie to wyjaśniliśmy, pójdę spakować rzeczy do auta za wczasu.
(Dima) - pod nosem - Gdybyś była tutaj... Wiedziałabyś co mam robić dalej...
(Viktor) - przyprowadził brata - Poluzowałem mu trochę sznur, ale niech któryś piśnie sami wiecie komu... To przysięgam...
(Mihaił) - Fascynujące.
(Dima) - Dzięki, a mogliśmy pogadać na osobności, Seroga też się przyda.
(Viktor) - Znajdę go, a tak to spotkajmy się przy wjeździe przed budynkiem.
(Dima) - Pewnie - przytaknął
Dima wyszedł na zewnątrz, oparł się o barierkę i spoglądał jak z oddali jego miasto pożera martwa plaga. Zaciskał pięści, myśląc o tej, której nie pomógł i tej, której pomóc nie zdążył. W tle gdzieś Alona przemykała się z tobołami, między budynkiem, a autem. Gdy nikt nie patrzył, wyciągnął list Lery raz jeszcze, popatrzył, pocałował i schował ponownie głęboko w kieszeń. Kątem oka spojrzał w prawo, spostrzegł obok siebie czyjąś obecność, lecz to nie był nikt z obecnych. Obrócił się, to była Lera, a przynajmniej coś, co ją przypominało. Dimie poleciała z prawego oka łza, którą od razu wytarł rękawem.
(Lera) - Dima? - z uśmiechem - Czemu jesteś smutny?
(Dima) - Hmm?
(Lera) - Wszystko dobrze?
(Dima) - Chciałbym, byś była tutaj...
(Lera) - Nie trać ducha... I pamiętaj o najważniejszym - dotknęła jego ramienia - Zawsze będę przy Tobie, nawet w tych najgorszych momentach. Tylko, proszę wytrwaj... - zniknęła
(Dima) - do siebie - Nie zawiodę Cię...
(Viktor) - znienacka - Potrzebujesz pobyć sam?
(Dima) - Nie, to tylko...
(Seroga) - Z kim rozmawiałeś? Przecież nikogo tu nie ma... - rozglądał się
(Viktor) - Dima, co jest?
(Dima) - Znowu Lera... To nie może dać mi spokoju.
(Seroga) - O tym chciałeś pogadać?
(Dima) - Nie, to wyszło nagle...
(Seroga) - Tak jak trauma wojenna, to również i twój przypadek potrzebuje czasu. Nic na to nie poradzimy. Ja już przechodziłem podobnie dawno temu, to pogodziłem się, że mojej siostry już nie ma. Ty musisz tak samo.
(Dima) - A pogadać chciałem o bracie.
(Seroga) - Masz pretensje za ten sznur? Widziałeś do czego mógł być zdolny. Zareagowałem w porę, a Tym chciałem go uspokoić, aby więcej osób nie ucierpiało.
(Viktor) - Twierdził, że właśnie możemy ucierpieć na tym, bo jest ubezwłasnowolniony.
(Seroga) - Bzdury. Próbuje nas omamić. Dajecie się młodemu, no proszę was... Do granicy pozostanie związany, a potem zwrócimy mu jego wolność. Nie będziemy u siebie, więc zachowam resztki godności.
(Dima) - Godnością było też prowadzenie go do kibla pod eskortą?
(Seroga) - Gdybyś był na moim miejscu, co byś zrobił?
(Dima) - Nie wiem...
(Seroga) - Kilka godzin i rozprostuje ręce. Niech się cieszy, że nogi ma wolne.
(Dima) - Wy idziecie pierwsi, a my ile mamy czekać, by do was dołączyć?
(Seroga) - Kilkanaście minut powinno wystarczyć. Nim dobiegniemy na miejsce i znajdziemy dobre auto, to trochę zajmie czasu. Musimy mieć wszystko, więc sprawdźcie rzeczy dwa razy...
(Alona) - minęła - Tym już się nie musicie martwić.
(Viktor) - Choć jedno można skreślić z listy. No to Dima może poprzesuwasz siedzenia w twoim mobilu? Musicie się tam zmieścić, a Ty... Bez urazy, ale masz siłę do tego...
(Alona) - minęła - Pobite gary, przyjaciele.
(Seroga) - Przyznam, Alona to jedna wielka tajemnica. Zadziwia mnie.
(Viktor) - Trudno zaprzeczyć, zjawiskowa jest.
(Dima) - krząknął znacząco - To pójdę się załatwić i możecie zaraz ruszać.
(Seroga) - Pójść z tobą? Gdyby nie wiem...
(Dima) - Mam czym się bronić.
(Viktor) - No przestań, zawstydzasz go trochę.
(Seroga) - Wybacz, Dimon...
(Dima) - To nic... - odchodził
(Lera) - przed nim - Nie trać ducha...
(Dima) - minął ją
(Lera) - Tylko, proszę wytrwaj...
(Dima) - pod nosem - Ciebie tutaj nie ma...
(Seroga) - Źle się z nim dzieje. Oby nie stoczył się na dno jak jego brat.
(Viktor) - Też miałeś słabe momenty, gdy twój oddział...
(Seroga) - przerwał - Kilka lat mi to zajęło... Jemu może zejść dłużej. Zżył się z Nią, a miłość do kobiety jest silniejsza niż miłość do kompanów.
(Viktor) - Czyli nie dajesz mu szans?
(Seroga) - Daję, tylko nie od razu. On może do czegoś dojść, nie my, nie Ja. On... Wystarczy, że się podniesie z tego zlepku przeszłości.
(Viktor) - Bierzmy sprzęt i zbieramy się.
(Seroga) - Będę Dimę obserwował, a w szczególności młodego. Dima musi się podnieść z tego, inaczej leżymy, a z nami cała historia, którą zabierzmy do grobu.
Pół godziny później
Po spakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy, podzielona grupa była gotowa do drogi. Wcześniej Seroga zabrał część ekipy, by zyskać dodatkowe auto do transportu, gdyż obecny wóz nie pomieściłby wszystkich członków grupy. Mimo, że byli rozdzieli na chwilę, Mihaił pozostał ze związanymi rękami. Zajął miejsce z tyłu po prawej stronie, Alona po lewej, Nikita przejął kierownice, a obok zasiadł Dima. Z lekko niepewnością wyjechali z gościnnego gospodarstwa, kierując się w stronę salonu samochodowego, gdzie Seroga z innymi mieli już czekać.
(Mihaił) - Gdzie jest ten parking, ktoś wie?
(Nikita) - Nie ruszałbym, gdybym nie wiedział. Kilka ulic stąd, ale ze względów bezpieczeństwa - spojrzał na samotne trupy - Musieliśmy podjąć takie kroki. 
(Dima) - Sprawdzałeś benzynę?
(Nikita) - Nie byłem nigdy dobry z matmy, ale do Bielska Podlaskiego powinno starczyć. To się wydaje tak daleko. W drodze szybciej czas płynie.
(Mihaił) - Jak śpisz...
(Nikita) - Można i tak.
(Alona) - W prawo?
(Nikita) - To jest jak labirynt. Drogi mogą się łączyć, więc uważajcie - skręcił w lewo - Na prawo byśmy wjechali na drogę do Kremla.
(Alona) - Rzeczywiście... Tyle lat tu mieszkam i do tej pory nie znam całego miasta.
(Nikita) - Kto mógł przewidzieć, że to się właśnie teraz przydaje najbardziej.
(Dima) - Kojarzę tę ulicę. Czyżby, w prawo?
(Nikita) - Coś kojarzysz - skręcił - Kilkaset metrów i będziemy.
(Alona) - Sądzisz, ze udało im się? - zauważyła żerującego zombie
(Nikita) - Na pewno są mobilniejsi od nas. Przemkną przez każdy zaułek, a nasza fura ledwo w te alejki mogłaby wjechać. Już widać logo serwisu, spójrzcie - pokazał
(Mihaił) - Strasznie małe.
(Nikita) - To już w okolicy.
(Alona) - Damy radę tam podjechać...  - zaniemówiła
(Dima) - Alona...?
(Alona) - Widzicie to?
(Nikita) - Widzę niestety...  - dostrzegł zbłąkane stado - Zaraz ich okrążą...
(Alona) - Czemu nie wchodzą do auta...?
(Dima) - Musieli znaleźć alarmy. Zbijesz szybę, to więcej się ich zlezie...
(Mihaił) - Chętnie bym pomógł, ale mam związane ręce.
(Dima) - Alona, chodź ze mną. Niki, wycofaj w lewo i po drodze nas zabierzesz. Musimy odciągnąć truchło od reszty.
(Nikita) - Jesteś pewny?
(Dima) - A czego ja mogę być pewien w tych czasach. Po prostu zrób to.
(Mihaił) - Nie wiem jakiego gieroja grasz, ale to nie przejdzie. Masz tłumik, ostrzelaj kilku, to najlepsza opcja... Nie trać sił na bezsensowne odwracanie uwagi...
(Dima) - wysiadł z auta - Siedź cicho i nie zwracaj na siebie uwagi. Zaraz wrócę - puknął w szybę
(Alona) - wysiadła z auta - To jak to rozplanujemy?
(Dima) - Biegniemy naokoło, zwabiamy ich w aktualne miejsce, a potem biegiem przed siebie, gdzie zabierze nas Nikita.
(Nikita) - Krótko i na temat, biorę się za to - wycofywał
(Dima) - Nie naróbmy hałasu... - pobiegli za serwis
(Alona) - Jednak trzeba ich zwabić, to potrzebujemy hałasu.
(Dima) - Tak, ale nie takiego... - wychylił się zza rogu
(Alona) - Tam są... Próbują otworzyć jeepa. Chyba tylko on nie miał zabezpieczeń.
(Dima) - Dajmy im trochę czasu... - zagwizdał
(Alona) - Dima... - zasłoniła mu usta
(Dima) - Zaufaj mi, dobrze? - zagwizdał
(Alona) - Doskonale... - trupy usłyszały gwizd - Teraz lezą do Nas...
(Seroga) - z oddali - Dima...?
(Viktor) - Daje nam czas, szybciej... Musimy otworzyć te drzwi... Razem...
(Seroga) - Próbujcie, ja kupię wam dodatkowe sekundy - zaczął obijać zombie z noża
(Alona) - wrócili na ulicę - Co teraz...? - dyszała
(Dima) - Teraz prosto... - złapał ją za rękę - Nie zatrzymuj się!
(Alona) - lekko się obróciła - Dochodzą nowi...
(Dima) - biegli przed siebie - Jest Nikita... - pomachał
(Seroga) - spostrzegł dwójkę - Co wy robicie?!
(Dima) - zignorował
(Seroga) - kątem oka spojrzał na Nikitę - Teraz rozumiem... Szybko, długo ich nie zatrzymam...!
(Alona) - A co z Nimi?
(Dima) - Daliśmy im tyle czasu, ile mogliśmy... - dobiegli do auta - wsiadł
(Alona) - wsiadła - Nie wygląda to dobrze... Cholera...
(Nikita) - Alona, podaj mi akacza.
(Alona) - Słucham?
(Nikita) - Czym prędzej...
(Alona) - rzuciła karabin - Co chcesz z tym zrobić?
(Nikita) - otworzył drzwi - Zmodyfikowana amunicja. Pracowałem trochę nad tym. Coś rozmiarowo podobne do sabota i śrutu - wycelował w stado na parkingu
(Dima) - A co z hałasem?
(Nikita) - Do dupy z nim. Zaraz Nas tu nie będzie - strzelił w kilku zombie - Teraz! - krzyknął
(Seroga) - kiwnął głową - Viktor...!
(Viktor) - otworzył drzwi - Udało się, pakujta się, prędko!
(Nikita) - zamknął drzwi - Dobra, tak jak mówiłem, spadamy stąd... - odpalił silnik
(Seroga) - podjechał obok - Dzięki. Kto za kim jedzie?
(Nikita) - Jedźcie pierwsi. Będziemy tuż za wami.
(Seroga) - Czas wyjechać z tego cmentarza... - ruszył do przodu 
(Dima) - oparł się o siedzenie - Będę szczęśliwy, gdy się stąd wydostanę.
(Alona) - Dima, to było głupie na początku, nie podobało mi się, ale...
(Mihaił) - Hmm?
(Alona) - Wszystko miałeś w głowie ułożone, mój błąd, myliłam się. Nie mogliśmy od razu ich odciągać z tego miejsca?
(Dima) - Wtedy poszliby od razu za autem.  Tak to szli za nami.
(Alona) - Fakt.
(Mihaił) - Jesteś bardziej hardkorowy niż myślałem.
(Nikita) - Alona, próbujesz coś zamazać. O czym myślisz?
(Alona) - Ja?
(Nikita) - Coś Ci chodzi po głowie. Podziel się.
(Alona) - Myślałem tylko o... Rodzicach... Nic istotnego.
(Dima) - Nie jesteś sama, też ich straciliśmy. Trzymajmy się razem. Jest nas sporo. Damy radę.
(Nikita) - To prawda, jest nas wielu, ale nie... Musimy być gotowi na wszystko.
(Mihaił) - zasnął
(Dima) - Chyba go to przerosło.
(Alona) - Akurat na moje ramię... - odsunęła Mihaiła - Może chce się ktoś zamienić?
(Dima) - Nie możemy się zatrzymać. Nie chcemy zgubić reszty.
(Alona) - Kit, będę musiała wytrzymać - do siebie - Alona, masz siłę... Masz siłę...
(Mihaił) - głowa opadła na ramię Alony
(Alona) - z frustracją - Mam siłę... Muszę...
(Dima) - Już niedługo rozprostujesz nogi. Za kilka godzin...
(Nikita) - Wszystko calculated.
(Dima) - Może kiedyś tu wrócę... Gdy będzie po wszystkim.
(Nikita) - Jeśli będziesz miał do czego. Nie zaprzątaj se łba przeszłością. To już jest ruina. Ale potwierdzam wcześniejsze słowa. Póki jesteśmy razem w kupie, mamy siłę, przeciwdziałać tej cholernej rzeczywistości. Tak jak niedawno. Każdy z Nas odegrał rolę w tej akcji. Po prawdzie, dzięki tobie, Dima, udało się wyjechać. Seroga potrzebował czasu, a Ty mu go dałeś.
(Dima) - Ty również mu go dałeś.
(Nikita) - Lecz bez twojej interwencji, nie wiedziałbym, kiedy wyciągnąć asa z rękawa. Good job, bro.
Kilkanaście minut później, za Moskwą
(Dima) - Już po wszystkim, prawda?
(Nikita) - A żebym wiedział. Prosto droga, niby nic, ale za pusto. Jakby ktoś dbał, by tu trupy się nie przechadzały.
(Alona) - Uważaj! - pokazała na przód
(Nikita) - Co do... - jeep Serogii gwałtownie skręcił na pobocze
(Dima) - spostrzegł kogoś - Hamuj...! To ludzie...
(Nikita) - Kurwa wasza... - aktywował hamulec - Pieprzona automatyczna skrzynia...
(Alona) - zaparła się - Dima, próbuj...
(Dima) - Co robisz?
(Alona) - Obciążam środek ciężkości na tył...
(Nikita) - zatrzymał się - Uff, mamy to... Hej! - zawołał do ludzi - Wszystko ok?
(Dima) - Trzeba sprawdzić co u reszty...
(Nikita) - W sumie racja... To ważniejsze... - odwrócił się - Zostańcie tutaj...  - poczuł pistolet przy twarzy
(Wlad) - Chyba coś nie sądzę...
(Nikita) - Coś ty za jeden... Rekompensaty chcesz za "prawie" potrącenie? Nie doszło do niczego...
(Wlad) - Przymknij się i wyjdź z auta. Najlepiej wszyscy niech wyjdą, tylko bez numerów.
(Nikita) - Masz krew na twarzy... Ugryźli was...?
(Wlad) - wyciągnął siłą - Wychodzisz w tej chwili, cwaniaku... - postawił przed maską - Następni... Tylko powoli. Mam dość naboi, by załatwić was wszystkich.
(Alona) - Nie zabierzesz nam auta... Potrzebujemy go do... - uderzył z rękojeści
(Wlad) - Coś mówiłem? Zważajcie na ruchy.
(Mihaił) - A myślałem, że tylko gliniarze zatrzymują w czasie jazdy...
(Wlad) - Macie jeńca... No ładnie, nieuprzejmi, a do tego bandyci. Dokąd go wieziecie?
(Dima) - To mój brat, a nie żaden parszywy jeniec, pidarasie...
(Wlad) - Andrej, słyszałeś? - odwrócił się - Rozbrajające...

Offline

 

#2 2016-03-10 20:06:31

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 5 - Granica błędu

(Andrej) - Ja przeszukam tamtych. No proszę... Dwie laski, nieźle... Może weźmiemy po jednej na drogę...
(Seroga) - Nie wiecie kim jesteśmy...
(Andrej) - Ktoś Cię pytał o zdanie?
(Wlad) - Dobrze, stańcie w szeregu, a ja was po kolei przeszukam. Spokojnie na czilku.
(Alona) - Nikt nie będzie mnie obmacywał...
(Wlad) - Chcesz repetę? Wystarczy być miłym, a dalej samo pójdzie.
(Dima) - Rób co musisz...
(Mihaił) - Zacznij ode mnie... Najmniej Ci mogę zrobić...
(Wlad) - Słuszna uwaga, no to zacznijmy - przykucnął - Długo już w trasie?
(Nikita) - Od samego początku.
(Wlad) - Dokładnie jak my. Szwendamy się szukając swojego miejsca, a przy okazji się ustawić.
(Mihaił) - Polując na ludzi?
(Wlad) - Żeby polować od razu... Stosujemy politykę Bić kiedy Potrzeba. To jest główna reguła.
(Mihaił) - kiwnął do Dimy
(Dima) - podciął nogę Wladowi - Hmm?
(Wlad) - upadł - Co...? Jak...? Kiedy...?
(Dima) - wycelował z g36c - I co powiesz teraz?
(Wlad) - No spokojnie, ja tylko żartowałem...
(Andrej) - Jak tam u ciebie, mam Ci pomóc?
(Dima) - Powiedz mu, że nie...
(Wlad) - wstał - Daję radę, nie przeszkadzaj sobie...
(Dima) - Idziemy z przyjacielską wizytą - prowadził Wlada do jeepa
(Andrej) - Mam wyrwać wam siłą ammo...? -próbował zabrać - Odd...Daj...Cie... Teraz...
(Wlad) - Andrej...
(Dima) - rozglądał się
(Wlad) - To pułapka...
(Dima) - Viktor teraz!
(Andrej) - Hmm? - odwrócił się
(Viktor) - złapał oburącz za kark Andreja - Nie wywiniesz się... - pchnął chłopaka na Wlada
(Dima) - mierzył do Wlada - Nie wierć się, to koniec...
(Viktor) - uderzył w nos Andreja - Mieliśmy skurwiały dzień. Nie dokładajcie nam więcej nerwów...
(Andrej) - Dobra, wygraliście... Dlaczego musieliśmy trafić na rozumnych...
(Nikita) - Czyli nie byliśmy pierwszymi.
(Alona) - Czy to bezpiecznie tak na środku drogi? Zaraz coś wyjdzie...
(Andrej) - uśmiechnął się - Nie wyjdzie, bo regularnie czyścimy ten skrawek ziemi. W promieniu kilometra nie znajdziesz żadnego trupa... Bystrzaki.
(Seroga) - Co znaczy Czyścicie?
(Wlad) - Zajęliśmy ten fragment.  Kontrolujemy go, a raczej kontrolowaliśmy. Macie nas, teraz chcecie Nas wykopać, prawda? Po tym jak okazaliśmy się skurwielami do szpiku kości...
(Dima) - Są skurwialsi od Was, uwierzcie na słowo. Znaliśmy takich.
(Wlad) - Strach spytać, ale co się z nimi stało?
(Dima) - Nie zagrzali wśród żywych na długo miejsca.
(Wlad) - No to ma mnie to pocieszyć?
(Dima) - Jeśli chcesz.
(Wlad) - No to co chcecie z nami zrobić? Jak nas puścicie, to obiecujemy, że nic nikomu nie zrobimy...
(Andrej) - I nasz plan wziął w łeb, w pizdziec...
(Seroga) - Plan?
(Andrej) - Chcieliśmy do mojego ojca pojechać. To znaczy na jego działkę. Tam mieliśmy wszystko przeczekać, gromadzić zapasy i wiecie... Stworzyć coś w rodzaju obozu.
(Seroga) - Gdzie to jest...?
(Wlad) - Kazań...
(Seroga) - Nie możemy sobie pozwolić na opóźnienie. To poza naszą trasą.
(Wlad) - A was gdzie powiewa?
(Dima) - Bielsk Podlaski, a potem gdzieś na zachód.
(Wlad) - Polska? Serio tam?
(Andrej) - Rozbroiliście Nas, a to oznacza, że teren jest znów wolny, a My nie mamy gdzie się podziać. Jeśli to nie będzie problem to...
(Dima) - Pójdziecie z Nami.
(Nikita) - Słucham?
(Alona) - Dima, myślisz dobrze?
(Dima) - Chcą się zrewanżować, a nie mają gdzie iść. To dobry pomysł, aby ich zabrać. Przydadzą się.
(Seroga) - W naszym miejsca się znajdą, ale muszę wiedzieć. Dima, wiesz to? Dopiero co mogło dojść do morderstwa. Tak od razu przyjmujesz ich jałmużnę?
(Dima) - Jeśli nie zaczniemy wybaczać zbłąkanym, to staniemy się gorsi od trupów, z którymi walczymy.
(Viktor) - To mi wystarczy. Dobra, panienki, pakujcie się na górę... Tylko nie próbujcie się wymigać.
(Andrej) - Uciec od kogoś, kto jest mocniejszy niż my? Byśmy byli jebnięci na ryj.
(Wlad) - Staniemy się z wami równością, jeśli tak ma być. Choć tak zmażemy z siebie te jarzmo skurwysyna...
(Dima) - Pakujcie się, za dużo czasu zmarnowaliśmy.
(Mihaił) - Moment, obcych nie wiążecie, a mnie nadal macie uwięzionego... Coś tu jest nie halo...
(Seroga) - Miha, wsiadaj do auta. Nie mamy czasu się pierdzielić z kolejnym problemem.
(Mihaił) - Mamy być równością? Tamten to powiedział. To ja żądam uwolnienia mnie. W ten kurwa czas...
(Andrej) - rzucił po nogi Mihaiła nóż - Uwolnijcie go, bo mi łeb pęka od jego pierdolenia...
(Dima) - podniósł nóż - Seroga?
(Seroga) - A róbcie, co chcecie... Jedziemy, teraz!  - wsiadł do jeepa
(Nikita) - Dima...? Dima! Możemy jechać?
(Dima) - Tak... Możemy, tylko została jedna rzecz... - rozciął sznur brata
(Mihaił) - W końcu...
(Dima) - Teraz możemy jechać - wsiadł
(Nikita) - odpalił silnik - Ciekawy ruch.
(Dima) - Słucham?
(Nikita) - Tego gościa. Nie wiedział na pewno, że to twój brat, a wyciągnął rękę, aby mu pomóc. Może nie wszyscy ludzie stracili rozum doszczętnie.
(Dima) - Skup się na jeździe, ok?
(Nikita) - Rośniemy w siłę. Z taką liczą możemy już spokojnie tworzyć społeczność. Tylko zająć opuszczone miejsce i stworzyć obóz. Mieli dobry pomysł, zainspirowałem się.
(Alona) - Podchodźmy do tego z dystansem.
(Nikita) - Alona, jaki dystans? Kilkanaście osób to już potężna grupa. Ludzie się zwykle oddalają od siebie, a My mamy przewagę.
(Dima) - Nie myśl, by wbić komuś na chatę i ją zająć. Nie posunę się do nieuczciwości. Nie kiedy inni niewinni cierpią na tym.
(Mihaił) - Doprawdy jesteś inny niż wcześniej.
(Dima) - Ktoś mi to uświadomił w końcu.
(Alona) - Nie musisz mi dziękować, tak robią przyjaciele.
(Dima) - Nie chodzi o ciebie.
(Nikita) - A chodzi o kogo...? Już rozumiem.
(Mihaił) - spojrzał na brata - Trzymajmy się razem, a nic złego się nie stanie - dłoń do żółwika
(Dima) - odwzajemnił - No ja myślę, braciszku. Byś się nie pakował tak w kłopoty, jak ostatnio.
(Mihaił) - A kiedy to było.
(Dima) - Nie minął tydzień, bym miał uznać to za przedawnione.
(Mihaił) - No weź... Ty na serio teraz?
(Dima) - uśmiechnął się - Nie, jaja sobie z ciebie robie.
(Mihaił) - A kiedy w końcu potrenujemy strzelanie z ciężkich kalibrów. Mamy coś na składzie, a ja chciałem coś wiedzieć... Kto wie, kiedy mi się wiedza przyda.
(Dima) - Mieliśmy dziś, tak myślałem w czasie drogi i... Miha, przykro mi, ale załatwimy to innym razem.
(Mihaił) - Niech będzie, ale chociaż z g36c...
(Alona) - Weź się zgódź, bo zanudzi nas na śmierć...
(Mihaił) - Wypluj to słowo...
(Alona) - splunęła za szybę - Gotowe...
(Dima) - Jak warunki pozwolą, czemu nie. Jak inni nie będą mieli nic przeciwko.
(Mihaił) - Chcesz się dalej pytać jak niańka reszty? Ty jesteś moim bratem. Wiesz co jest dla mnie dobre.
(Dima) - westchnął - Pragniesz wiedzy, która może przynieść i cierpień, ale nie mogę Ci jej odmówić. Za wiele razy odmawiałem sobie i tobie w przeszłości czegoś.
(Mihaił) - Nie wszystko poszło na marne. Spełniłeś się jako YTber i choć osiągnąłeś swój próg 100k.
(Dima) - Wiesz, jakąkolwiek drogą byś nie poszedł, dobrą czy złą... Wiedz, że zawsze będę Cię kochał - braterski niedźwiadek
(Mihaił) - popłakał się - Dimon...
(Alona ) - Dobrze widzieć jak bracia się rozumieją jak nigdy - z uśmiechem
3 godziny później, okolice Smoleńska
Gdy wszyscy przysypiali, Nikita bez przerwy prowadził dalej. Na ulicach zupełnie ciemno. A grupa była już dawno za Moskwą, a coraz bliżej granicy z Białorusią. Dima miał położoną głowę przy oknie, lecz nie spał, a miał na wpół otwarte oczy. Coś znów zatrzymało drużynę. Seroga zatrzymał jeepa i wyszedł do Nikity. Poprosił o postój ze względu na zapotrzebowanie na sisiu. Prośba została wykorzystana, a co nawet Nikicie było na rękę, gdyż sam chciał zrobić postój przed wjechaniem na granice Polskie.
(Dima) - Już jesteśmy?
(Nikita) - Jeszcze jesteśmy u siebie. Za godzinę powinniśmy dojechać do granicy.  Czyli tak jeszcze z siedem godzin. Zapowiada się, że do rana dojedziemy.
(Dima) - Nogi mi zdrętwiały...
(Nikita) - Możesz wyjść, pobiegać, pójść w krzaki. Potem nie będziemy się zatrzymywać, aż do Bielska.
(Dima) - Z drugiej strony wytrzymam jakoś.
(Alona) - przebudziła się - Co się stało?
(Dima) - Niespodziewany postój.
(Nikita) - Dziewczyny pobiegły się załatwić.
(Alona) - Może też pójdę - wyszła
(Nikita) - Niezła pogoda, nie?
(Dima) - Brakuje jeszcze gradu, by wszystko miało się popsuć.
(Mihaił) - Dawno gradu nie było. W styczniu się za to działo.
(Dima) - Jestem głodny...
(Nikita) - Zupka chińska może być?
(Dima) - Masz?
(Nikita) - Trzymaj - podał
(Dima) - Niki?
(Nikita) - Hmm?
(Dima) - A gdzie woda?
(Nikita) - Jaka woda?
(Dima) - Mam sam proszek zjeść?
(Nikita) - A widzisz, bym miał jakąś miskę?
(Mihaił) - wyjął butelkę wody - Jest moja na kilka łyków, ale... Jesteś bardziej głodny niż ja.
(Nikita) - Ja bym nie ryzykował.
(Dima) - wsypał proszek do gardła
(Mihaił) - podał wodę
(Dima) - No to lecimy... - popił - Nie ma to jak surowy makaron w proszku...
(Nikita) - I jak?
(Dima) - Znośnie. Jakoś przeżyję...
(Alona) - wróciła - Lika i Wiktoria mają lanie, jeszcze tam stoją... - usiadła bokiem - Szkoda wyjeżdżać, prawda?
(Nikita) - Zawsze będzie szkoda.
(Dima) - złapał się za brzuch
(Nikita) - położył głowę na kierownicy - Musimy sobie poradzić. Nic innego nie pozostaje. Inaczej poświęcenie innych poszłoby na marne. Trzeba to zrobić dla nich.
(Dima) - do siebie - Co mi się dzieje...
(Alona) - Dima...?
(Mihaił) - Dimon, coś Cię boli?
(Dima) - Żołądek jakby... Kłuje niemiłosiernie...
(Nikita) - A mówiłem Ci, byś nie jadł.
(Dima) - Przecież Ty... - skulił się
(Nikita) - Po prawdzie to nie było moje jedzenie. Znalazłem w aucie. Nie wiem ile było po terminie...
(Alona) - podniosła torebkę - Dima...?
(Mihaił) - Po terminie?
(Alona) - W grudniu był ostatni termin...
(Mihaił) - próbował złapać Nikitę przez siedzenie - Poczekaj gnoju jak tylko wstanę...
(Nikita) - Jak głodny człowiek, to zje wszystko... Chciał jeść, to mu dałem...
(Dima) - Mogłeś sprawdzić datę, nim mi to dałeś...
(Nikita) - A kto tu patrzy na daty w tych czasach...
(Mihaił) - Dimon...
(Dima) - Muszę... I to teraz...
(Nikita) - Dołącz do dziewczyn...
(Dima) - wybiegł
(Nikita) - ... Jeszcze tapicerkę byś zabrudził... - spojrzał na Alonę - Co tak patrzysz? Myślisz, że chciałem go otruć? Wypróżni się, to nawet mu wyjdzie na zdrowie...
(Alona) - A jak byś miał dolany kwas do wody, to też byś przyjął taki "argument"?
(Nikita) - Przecież nic mu nie będzie... Hej, Alona...
(Alona) - pobiegła za Dimą
(Nikita) Człowiek nawet za potrzebą nie może mieć czasu, bo taka Alona wtargnie...
(Mihaił) - Zamknij się w końcu...
W tym samym czasie, przy lesie
(Dima) - stękał za drzewem
(Alona) - zauważyła dziewczyny - Nic mu nie jest?
(Lika) - Wbiegł jak szalony... I jak słyszysz, chyba na dłużej...
(Wiktoria) - Raczej tam nie wchodź tam, ale... Spoglądaj czasem w las... Nigdy nie wiesz...
(Alona) - Tak zrobię.
(Lika) - Jak już będzie po wszystkim, stuknij w auto - odeszły
(Alona) - oparła się o drzewo - I jak?
(Dima) - Nic mu nie jest... - poczuł ból - Niech to kurwa... - pod nosem
(Alona) - Przecież słyszę... Mógł sprawdzić datę...  Nie chcę go bronić, lecz taka jest prawda...  W tych czasach teraz nie zwracamy uwagi na takie drobiazgi jak data.
(Dima) - stękał - Zostawiłaś go z Mihą...?
(Alona) - Na szczęście siedzenie jest przymocowane.
(Dima) - Jak... Jak to?
(Alona) - Jak spał, to przywiązałam go do siedzenia. Prędko się nie uwolni.
(Dima) - Pomyślałaś o wszystkim... - rozglądał się - A ja popełniłem błąd...
(Alona) - Każdy popełnia. Mogłam być na twoim miejscu lub Miha mógł.
(Dima) - Wiem, że to niezręczne pytanie, ale masz papier? Cokolwiek...?
(Alona) - Ostatnio miałam coś nadającego się, jak Milena... No wiesz, miała problem...
(Dima) - To czym mam się podetrzeć do cholery...?
(Alona) - Mama kiedyś pokazywała mi jak to się robi liściem. Wiele lat temu. Chodziłam do podstawówki. Znikąd się zachciało jej, to zawołała i mówi "Alona, patrz uważnie. Gdy kiedyś zabraknie Ci papieru, szukaj liści drzew, najlepiej tych mało kłujących, rozmiarowo najlepiej jak ludzka dłoń. To niejednokrotnie uratuję dosłownie twój tyłek, gdy będzie Ci spieszno. Na przykład do chłopaka na imprezę". Możesz to uznać za brednie, ale wiesz, interesowała się ekologią.
(Dima) - Mam szukać liści?
(Alona) - Równie dobrze możesz iść z obsranymi gaciami.
(Dima) - Dobrze, odwróć się.
(Alona) - Stoję tyłem...
(Dima) - Widzę twój cień, trochę w lewo, jeśli łaska.
(Alona) - Jak mam obserwować las, jeśli nie mogę się wychylić.
(Dima) - Dobra, tylko nie zapatrz się w innym kierunku - wziął liść do ręki - Za jakie grzechy...
(Alona) - ziewała
(Dima) - kilkanaście liści potem - Już?
(Dima) - podszedł do Alony - Na szczęście... Możemy jechać dalej... Przeklęty Nikita, jeszcze ja mu przygotuję niespodziankę, w najmniej spodziewanym przez niego momencie... - pod nosem
(Alona) - podbiegła do jeepa - Można jechać - puknęła w szybę
(Dima) - wsiadł do auta - Możemy ruszać... - dyszał
(Mihaił) - Już Ci lepiej?
(Dima) - Coś jakoś mi się poprawiło.
(Alona) - wsiadła - W drogę...
(Nikita) - Kierunek, Bielsk Podlaski... - odpalił silnik - pojechali
5 godzin później, przejście graniczne "Kuźnica"
Po wielu żmudnych godzinach podróży przez niegościnną Białoruś, przyjaciele dotarli do granic Rzeczpospolitej Polskiej. Pojazdy podjechały pod bramkę, która wyglądała na zamkniętą od dawna, a od razu pierwsze co się rzuciło w oczy to zakrwawione szyby od środka, a na nich odciśnięte ślady zakrwawionych dłoni. Wszyscy od razu wysiedli z aut, by sprawdzić sytuację. Bramki były jedyną opcją przedostania się dalej w głębię kraju, a z powodu, że nie nikt nie znał żadnych zielonych granic, musieli wybrać te sprawdzone. Jedyne co dziwiło prócz obecnej sytuacji, to flaga, opuszczona do połowy. Tak jakby dyżurujący tutaj oficerowie uznali, że kraj upadł i zdezerterowali ze służby, by ratować siebie.
(Dima) - Opuszczone...
(Viktor) - Nie przejedziemy przez bramki, zniszczymy opony...
(Seroga) - Gdzieś w budynku muszą być kontrolki, które zdejmują blokadę. Są pierwsze levele z monetami, a także napęd manualny.
(Nikita) - Nie zostawię naszego mobilu samego. Jeszcze brakuje mi bandy polaków, którzy wbiją, mnie wywalą, a auto podprowadzą...  Zostanę i będę pilnować bryk.
(Seroga) - Liczba mnoga?
(Nikita) - Stoją obok siebie, ja będę między nimi, a kluczyki będę miał przy sobie.
(Mihaił) - Posłuchaj kolegi i daj mu klucze.
(Seroga) - Uwolnili Cię, jednak... - podał Nikicie klucze - Wielki kredyt zaufania.
(Dima) - Hmm?
(Alona) - Wszyscy razem, pamiętajcie. Nie rozdzielajmy się.
(Viktor) - Jasne.
(Seroga) - Dima, prowadź.
(Dima) - Ja mam iść pierwszy?
(Seroga) - z uśmiechem - Dobrze słyszałeś, prowadzisz.
(Mihaił) - Idziemy, zrobimy to razem.
(Alona) - Dokładnie.
Bez zawahania wbiegli tylnymi drzwiami do budynku straży granicznej. Wszyscy uzbrojeni, lecz gotowi na rozmowy, jeśli napotkaliby kogoś żywego. Każdy krył każdego, a ich szyku pozazdrościliby nawet spartanie. Odór ciał czuć było wszędzie, a w budynku jakby dalej trwała wojna, tych którzy umarli, a nie zaznali spokoju po śmierci. Dima prowadził, za nim reszta. Krok za krokiem, korytarzem aż do drewnianych drzwi. Razem z Mihą rozpędzili się, potem natychmiastowo wbijając się stare drewno, barykada upadła, można iść dalej. Każdy znał swoje zadanie, każdy co chwile zmieniał położenie swojego celowania, mimo iście egipskich ciemności.
(Dima) - Nic tu nie widać, nie możemy iść dalej...
(Alona) - usłyszała oddech - Ktoś jest tutaj... Ktoś żywy...
(Seroga) - wyjął zapalniczkę - Miałem zachować gaz na potem, ale po prostu muszę... - zapalił
(Viktor) - Bingo... - pokazał na maszynerię - Chyba mamy to...
(Dima) - podszedł tam - Tylko co dalej...  Dobra, co teraz... Ktoś się zna na tym?
(Seroga) - Pomogę na tyle, ile sam umiem - podszedł - No to faktycznie skomplikowane. Pierdyliard opcji i nie wiesz jaka do jakiej pasuje... Dobrze wiedzieć, że takie ustrojstwa w Polsce mają.
(Dima) - Alona, miejcie oczy otwarte. Na wszelki wypadek.
(Alona) - Będziemy chodzić w pobliżu. Kogoś na pewno słyszałam.
(Dima) - Od cholery tego... - nachylił się
(Seroga) - I wszystko po polsku...
(Dima) - "Automatyczna zmiana walutowa", może to?
(Seroga) - To chyba coś z pieniędzmi. "Włączenie wszystkich świateł"?
(Dima) - Coś ze światłem chyba... "Ręczny mechanizm"?
(Seroga) - Niech mnie kurwa... Nie wiem, wciśnij coś, to się dowiemy...
(Dima) - Jaja sobie robisz?
(Seroga) - Chcesz przejechać? Coś trzeba zrobić, a zaręczam, nie jestem na tyle silny, by przerzucić oba auta za barierki.
(Dima) - Gdybym miał chociaż jakieś domysły... - poczuł dotyk na ramieniu - odwrócił się - Co to...?!
(Seroga) - ?!
(Dima) - odruchowo odepchnął obcego - Brzmi jak... Nie brzmi jak martwiak...
(Seroga) - podszedł do człowieka - Hej, jak się czujesz?
(oficer SG) - Zzzz... Zaczęło się... Skoro Ruskie nawet tutaj są... Argmagiedon powtarzam wam...
(Dima) - On nas nie rozumie...
(Seroga) - Ty miałeś podobno polaków w domu, skojarz jakieś słowa...
(Dima) - "Ja Dima, a Ty kto?"
(oficer SG) - To się dzieje, prawda? Wielkie zęby, są wszędzie... Czuję ich obecność nawet tutaj...
(Seroga) - Z tego co zrozumiałem, a tylko zrozumiałem jeden wyraz, to chodziło mu o trupy.
(oficer SG) - Trupy... Niby ludzie, ale po śmierci wstają... I idą zabijać żywych dalej...
(Dima) - Co z nim zrobimy?
(Seroga) - Może wie jak to uruchomić.
(Dima) - "Wiejesz jak otkrić tom maszynu"
(Seroga) - Tom Maszynu?
(Dima) - Mówię to, co mi przychodzi do głowy...
(oficer SG) - Co?
(Seroga) - złapał oficera - "To" - pchnął na maszynę
(oficer SG) - Chcecie, bym to otworzył? Są ludzie gdzieś tam...?
(Dima) - "Ljudzje tam gdzjes, proszje"
(oficer SG) - Skoro Ruskie uciekają z Ruslandi, to musi źle się dziać... Otworzę... - wcisnął guzik
(Dima) - Chyba porobione - odwrócił się
(oficer SG) - Ale pierw, zatłukę was obydwu i zaprowadzę przed Trybunał... - rzucił się z nożem
(Seroga) - strzelił oficerowi w głowę - Raczej nie dzisiaj... - splunął na ziemię
(Dima) - zdziwiony - ?!
(Seroga) - Dima, idziemy. To ten moment, w którym nie zadaje się pytań. Idziemy.
(Dima) - W drogę... - wybiegli z pomieszczenia
(Alona) - Co się stało? Słyszałam szamotaninę... I jakby tłumik... Dima?
(Dima) - spojrzał na Serogę
(Seroga) - Cokolwiek się stało, to nie ma teraz znaczenia. Droga otwarta, musimy się ruszyć...
(Dima) - do reszty - Wracam, Seroga prowadzi tym razem.
(Seroga) - Jak sobie życzysz, wszyscy za mną. Stały cover, a cokolwiek do was będzie próbować dojść, strzelać tylko w konieczności. Alona, osłaniaj moją flankę, otwieram drzwi!
(Alona) - gotowa - Jestem na pozycji.
(Seroga) - rozglądał się - Bądźcie gotowi... - wykopał drzwi - Za mną, ruchy, ruchy!
(Dima) - wybiegł ostatni - Już prawie... - dyszał - usłyszał alarm
(Seroga) - Skąd to...?!
(Alona) - Bramki się otwarły...
(Nikita) - Co wy wyrabiacie... Otworzyliście nam drogę i nagle ten hałas z dupy...
(Dima) - zrozumiał - To dźwięk alarmu reaguje na bezplanowe otwarcie bramek. Kiedy przez nie przejedziemy powinny się wyłączyć.
(Seroga) - Słyszeliście, do wozów, już!
(Nikita) - wsiadł do auta - odpalił silnik - Każdy obecny?
(Mihaił) - Mhm...
(Alona) - Obecna.
(Dima) - Jedź...
(Nikita) - Zgodnie z twym słowem... - jechał do przodu - Dajesz pieprzona polska bramko...
(Dima) - przejechali przez granicę - Dalej alarm działa...
(Alona) - hałas ucichł - Chyba się zepsuł.
(Nikita) - Jest... Juuuuupi! - śmiał się - Mamy to... W końcu... - usłyszał wybuch - O ja pierdolę...
(Mihaił) - Co to było?
(Alona) - spojrzała przez tylną szybę - Ten budynek... Nie ma go już...
(Nikita) - Jak to nie ma, stał tam przed chwilą... - zobaczył spadające cegły nieopodal
(Dima) - Raczej już ten alarm nikogo nie ostrzeże...
(Nikita) - Wcisnęliście zły guzik czy jak?
(Dima) - Był tam jakiś ocalały, oficer, który nie znał rosyjskiego. Wyglądał na typowego polaka, który nami gardzi. Coś wcisnął, a potem chciał nas zabić.
(Alona) - Wiedziałam...
(Dima) - Guziki po polsku. Co ja wam mogłem zrobić...
(Nikita) - To co poszło nie tak niby?
(Dima) - Musiał nas oszukać i włączył samozniszczenie. Jego zadaniem nie było nas zabić... Chciał nas jak najdłużej zatrzymać w środku, byśmy nie zdążyli stamtąd uciec...
(Alona) - Więc to wyłączenie krytyczne odblokowało bramki... Niech go piekło pochłonie...
(Nikita) - Alona, obawiam się, że on jest w nim już dawno...
(Alona) - Teraz tylko dojechać na miejsce.
(Dima) - W porównaniu z przejechaną drogą, to będzie jak wieczorny spacer z psem.
(Nikita) - zauważył jak Seroga przyśpieszył - O co mu chodzi...?
(Dima) - zobaczył w lusterku obcy pojazd - Już wiem... Ktoś za nami jedzie...
(Nikita) - upewnił się - Jadą, to trzy auta... Polskie rejestracje,  fanatycy...
(Alona) - Co chcesz zrobić, nie mamy szansy z nimi w tym momencie.
(Nikita) - Właśnie, więc spróbujmy ich zaciągnąć dalej na szerszym terenie - spojrzał na pole w oddali - Już wiem... - przyśpieszył - Ufacie mi, prawda?
(Alona) - Co robisz...?!
(Nikita) - Zaufajcie mi...
(Dima) - Nikita...
(Mihaił) - Zabijesz nas pierdolony sadysto...
(Nikita) - Wiem, co robię... Muszę...
(Alona) - dostrzegła zagrożenie - Niki, uważaaaaaaaaaaj...!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
Dima B
Mihaił B
Alona F
Nikita Z
Seroga G
Viktor M
Andrej I
Wlad T
*Natasza G (ciało)
*Lera G (zjawa)
*Wiktoria W
*Lika D
- oficer Straży Granicznej


*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zmierzch-wampir.pun.pl www.robak.pun.pl www.battlecraft.pun.pl www.jediofapocalypse.pun.pl www.czteryzywioly.pun.pl