#1 2015-06-21 19:31:19

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 2 - Utracony dom

Wewnątrz budynku przestrzeń znacznie przewyższała to, czego mogli się spodziewać nowoprzybyli. Kiedyś siedziba ministrów, pełna ładu i porządku. Aktualnie nic z poprzednich reguł nie pozostało żywe. Na biurkach siedziały trzęsące się z zimna dzieci, wiele z nich było poniżej dziesięciu lat, nie wiedziały co się dzieje nawet. Po co być w tym miejscu, gdzie jest reszta rodziny, do czego jest zdolny świat. Dla małych przedstawicieli rasy ludzkiej, świat obecny był dla nich obcy. Pełen bólu i rozpaczy, a efekty zagłady są widoczne cały czas. Do niektórych nigdy już nie wróci mama, która pogłaszcze po głowie i przytuli, przy tym mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ci, którzy stracili bliskich, są skazani na innych, a jeśli nie, nieumiejące się przystosować dzieci, po prostu umierały z głodu, zostawione same sobie, na trupi żer. Wiele ognisk, gdzie ogrzewały się rodziny, często też wychodziło na to, że to są obce dla siebie osoby, ale chcą sobie pomóc. Przy drugiej stronie barykady matki, które w tym przypadku nie odzyskają dzieci, które już przepadły bądź los jest nieznany, łkały w dalszych zakamarkach ministerstwa. Osoby, które zatroszczyły się o ludzi, są prostymi mieszkańcami, niektórzy z nich nienawidzą swojego miasta, a jednak chwycili za broń, by wesprzeć ludzi. Choć ich samych broniących niewielu, chcą utrzymać porządek, by dać przybyłym schronienie, często narażając swoje własne życie nawet dla kawałka chleba. Odejście obrońcow, równałoby się ze śmiercią kilkudziesięciu niewinnych, a honor ich trzyma przy tych, dla których przyszli z misją. Decydują się na najgorsze, dla mniejszego zła, choć mogli nie wybierać wcale. Ludzie ufali swoim obrońcom, chcieli dla nich dobrze, choć nie znali ich prawdziwych motywów, ślepo wierzyli, że ich nie opuszczą. Jarosław Kondratiew, był jednym z kilkunastu ochotników, choć ochotników to za dużo powiedziane, nie miał sumienia zostawiać ludzi na śmierć, podkreślając, że nie był pierwszy na miejscu, że został zaakceptowany i powierzono mu broń. Dima znał chłopaka, miał z nim krótki robotniczy epizod w niedalekiej przeszłości, choć obecność dawnego kolegi go zdziwiła, gdyż po swoim występku narkotykowym, miał opuścić miasto, a jednak w nim został, Na stole znalazło się trochę miejsca, więc nowi przybysze zasiedli za pozwoleniem przy nim, dosiadając się do pozostałych członków małej społeczności.
(Jarosław) - Trafiacie w złym momencie, przyjaciele... Nie ogarnęliśmy wszystkiego... Wszyscy ci tutaj... Nie wyobrażacie sobie, jak jest ciężko...
(Igor) - Spróbuj nam to objaśnić.
(Dima) - spojrzał na sąsiadów - Czemu się tak nam przyglądacie?
(Lika) - Jesteście pokryci krwią... Ilu martwiaków zabiliście?
(Dima) - Kilkunastu?
(Lika) - Ilu ludzi zabiliście?
(Igor) - Nikogo...
(Jarosław) - To... Przyjaciółka, przepraszam za nią. Wepchnęliście się bez sprawdzania, to teraz macie.
(Mihaił) - To możemy już wyjść.
(Jarosław) - Spokojnie, to miało zabrzmieć śmiesznie.
(Dima) - Widzisz, aby ktoś się śmiał? Igor, śmiałeś się?
(Igor) - Ni kurewsko śmieszne. Oczekujesz od nas czegoś konkretnego?
(Lika) - zirytowana - do Igora - Nie pozwalaj sobie..
(Jarosław) - Nie ma potrzeby mnie bronić. Należało mi się.
(Dima) - Czego od nas oczekujesz?
(Jarosław) - Szczerości. Chcecie tu zostać, prawda? To powinniście się dostosować.
(Dima) - Nie chcemy, ale musimy... Przy okazji trzeba nam odzyskać pewien pakunek, dodatkowo dowiedzieć się, czy moi rodzice żyją.
(Lika) - Widzieliście ludzi tutaj, nie da się ich przeoczyć. Wiesz ile wypierdków przychodziło do Nas zapłakane? Pytając się gdzie ich rodzice...? Powiem wam to, czego nie miałam odwagi tym malcom... - spojrzała na Igora - Chcecie kogoś znaleźć, wyjdźcie na zewnątrz.
(Dima) - Widziałem ich tylko przez moment. Krzyczałem, by uciekali do metra.
(Jarosław) - Krzyczałeś? Wiesz czym to skutkuje. Mogłeś im bardziej zaszkodzić.
(Igor) - Wolałbyś, aby umarli gdzieś na zewnątrz, bez żadnych szans?
(Jarosław) - Tylko stwierdziłem fakty. Może moglibyśmy wam pomóc, w obu sprawach. Interesuję mnie bardziej sprawa towaru, powiecie coś więcej?
(Dima) - spojrzał na Lerę
(Lera) - do Dimy - Powiedz mu...
(Dima) - W pewnej uliczce stoi stary bus, a w nim plecak Kiryła. Chcę go odzyskać.
(Jarosław) - podparł się - Kirył? Ten chuj... Jeszcze wczoraj z nim gadałem...
(Dima) - Dzwonił do ciebie?
(Jarosław) - Skąd wiesz?
(Dima) - Jestem pierdolonym jasnowidzem...
(Jarosław) - Chciał się spotkać, właśnie tutaj... Czekałem aż się pojawi, a spotkałem was.
(Igor) - Kiryl wiedział od początku o tym miejscu. Tylko czemu wiedział juz wczoraj... Kirył, czemu nam to zrobiłeś...
(Lika) - Jak zginął? Czy cierpiał?
(Lera) - spuściła głowę - Nie mieliśmy opcji nawet mu pomóc... - poleciała łza
(Dima) - Wszystko przez jebane kajdanki...  Ale bez niego, byśmy nie przepchali busa... Włączył silnik, wtedy dało się go lekko przesunąć na bok... A potem, nie zdążył się z niego wydostać... Jego rzeczy nadal tam są...
(Jarosław) - Dima, szczerze powiem. Pomógłbym ci, bo rozumiem twój ból, stary... Kirył był małym wrednym sukinsynem, ale znaliśmy go obaj, wypadałoby pomóc... Tylko dla jakiegoś plecaka chcesz ryzykować życie kogoś z Nas?
(Dima) - Mogę iść sam, tylko dajcie mi z bratem pójść. Nawet od zaraz.
(Mihaił) - One Second, nie wplątuj mnie w to...
(Jarosław) - Dima... Co ja mam z tobą zrobić...
(Lika) -  do Dimy - Nadal zależy ci na tym plecaku?
(Dima) - Co masz na myśli?
(Lika) - Mam na myśli, że ci pomogę.
(Igor) - Nie potrzebujemy pomocy nikogo.
(Lika) - spojrzała na Igora - Nie pytałam ciebie.
(Dima) - Czemu nagle ci zależy?
(Jarosław) - Lika wydaje się twardą suczą z pozorów. Nic bardziej mylnego.
(Lika) - To że czasem komuś pierdolnę, to nie czyni ze mnie zimnej suki. Dima, pomogę ci. Razem z Wiktorią ci pomożemy.
(Wiktoria) - spojrzała na Dimę - Wybaczcie, że się nie odzywałam, ale ciekawa rozmowa. Jeśli Lika chce pomóc, to jestem za nią.
(Jarosław) - Co ty na to, Dima? Propozycja działająca w jedną stronę jedynie, więc się decyduj przyjacielu... 
(Dima) - A co z moją rodziną?
(Jarosław) - Zajmę się tym.
(Dima) - Po co to robisz?
(Jarosław) - Bo jesteś moim przyjacielem.
(Dima) - Niech będzie po twojemu. Ale ja jadę z nimi. Ja chcę go dobić...
(Jarosław) - Jasna sprawa. Nie będę Cię przytrzymywał tutaj.
(Igor) - Jak chcesz znaleźć jego rodzinę? Gówno o niej wiesz...
(Jarosław) - Wezmę Milenę i sprawdzimy teren, o którym mówiliście. Skoro to było metro, wiemy gdzie szukać. Po co te nerwy? Tylko nabierzemy siły i możemy ruszać. Dlatego gdy nas nie będzie, twoja załoga Dima, będzie czuwać tutaj. Spadliście nam z nieba.
(Dima) - Nie będziesz się nami wysługiwał. Nie bierzemy odpowiedzialności za ludzi, których tu trzymacie...  My tutaj potrzebujemy pomocy.
(Lika) - Bez przesady... Dima wie gdzie to jest, więc bez niego nie możemy jechać. Ma misję...
(Lera) - Też bym chciała jechać, ale wiem... Mało to możliwe...
(Jarosław) - Lepiej będzie dla was jak dacie to załatwić Dimie.
(Dima) - Dzięki... To tylko daj nam pobyć pierw... Razem, a potem do alejki...
(Jarosław) - Proszę, skoro potrzebujecie Narady, niech tak będzie. To ustąpimy stołu, a wy róbcie to, co tam musicie... Jak będziesz gotowy, z Mileną, Wiktorią i Liką będziemy czekali na zewnątrz - poszli
(Dima) - odetchnął - Zajebiście...
(Lera) - spojrzała na Dimę - Chcesz jechać z obcymi? Nie lepiej jak weźmiesz kogoś z nas?
(Dima) - Tylko Jemu ufam... Reszcie wcale... Co mam wybrać? Zostawić to? Chcą się zrewanżować, ja chcę być fair względem nich.
(Igor) - Mi to od razu pachnie podstępem. Wywiozą ciebie na zadupie, a potem...
(Mihaił) - Zgwałcą i zostawią, może do tego dojść...
(Dima) - Doceniam waszą troskę, ale taż tak ze mną źle nie jest... Nie jadę bezbronny.
(Lera) - Dima, jest dwóch na jednego. Zanim coś zrobisz, druga ci przypieprzy.
(Dima) - Poradzę sobie... To chodzi o Kiryła, a nikomu innemu nie dam tego zrobić... Ja go zostawiłem, ja jestem mu to winny.
(Igor) - To jest trup, nie jesteś mu nic winny... Nie musisz nic robić...
(Dima) - Ależ muszę... Dla nas wszystkich. Mógł mieć coś przydatnego w plecaku, nie pomyśleliście?
(Lera) - Nie wiem co mam o tym myśleć. Wierzę, że robisz dobrze, tylko to do mnie nie dotarło jeszcze.
(Dima) - Coś zrobić trzeba, jeśli dzięki temu zyskamy jakieś  przydatne rzeczy, a przy tym potem moich rodziców... To warto to zrobić...
(Mihaił) - Naszych... Też tutaj jestem...
(Dima) - Pójdę... A wy spróbujcie tutaj nie zrobić rozróby.
(Igor) - Postaramy się nie wywołać wojny. Pochodzimy spokojnie po kompleksie, pogadamy z ludźmi. Wiesz, chleb powszedni każdego człowieka.
(Dima) - do Mihaiła - Obiecaj, że w nic się nie wpakujesz...
(Mihaił) - niechętnie - Obiecuję...
(Dima) - Choć o jedno zmartwienie mniej - odwrócił się
(Igor) - Dima!
(Dima) - zawrócił - Hm?
(Igor) - Broń... - podał ak
(Dima) - Rozkojarzyłem się trochę... - zabrał broń
(Lera) - Uważaj na siebie...
(Dima) - Postaram się.
(Igor) - Wróć do Nas z dobrymi wieściami...
(Dima) - Tak czy inaczej, wrócę - uśmiechnął się - poszedł
Na zewnątrz czekał już Jarosław z dziewczynami, wyglądali na gotowych do drogi. Wszyscy byli uzbrojeni z plecakami. Tak jak przewidywano, częstotliwość padania śniegu zwiększyła się, przez co widoczność uległa drastycznej zmianie. Wiatr zagłuszał martwą ciszę, chód trupów w okolicy, płatki śniegu odbijały się od zmęczonego lica Dimy, dając mu zimny okład z wody, który w drastycznym tempie zamarzał mu na twarzy. Na widok Dimy, grupka od razu zaprzestała obecnego dialogu ze sobą.
(Jarosław) - stał z założonymi rękami - Szybko ci poszło...
(Dima) - Coś straciłem?
(Milena) - Rozmawialiśmy o tobie.
(Dima) - Doprawdy?
(Jarosław) - Mówiłem jak się poznaliśmy.
(Milena) - Myślałam pierw, że spotkaliście się pierwszy raz gdzieś na piwie...
(Dima) - Chętnie na piwo, ale to była praca... Cholernie nudna, co możliwe dało się wyczuć.
(Jarosław) - Nie narobił tygodnia, a wypieprzyli go... - zaśmiał się
(Dima) - Daruj sobie szczegółów.
(Jarosław) - Wybacz, a o czym mieliśmy gadać? Jak dla przykładu z twoim życiem towarzystkim?
(Dima) - Udam, że tego nie słyszałem...  Jesteście gotowi?
(Milena) - Właściwie to tak. Czekaliśmy tylko aż się pojawisz. Wiktoria i Lika już czekają przy aucie. Dostaliście kanister zapasowy, gdyby zabrakło paliwa.
(Dima) - Wracajcie szybko, najlepiej z moją rodziną.
(Jarosław) - A co do ciebie... Pożegnaj ode mnie Kiryła, jeśli możesz...
(Dima) - Tak zrobię...  Tak więc, powodzenia Nam...
(Jarosław) - Powodzenia przyjacielu...
(Milena) - Powodzenia, Dima... - odeszli
(Wiktoria) - Skończyliście?
(Lika) - Co się głupio pytasz? Widać, że skończyli...
(Dima) - Po co te nerwy?
(Lika) - Bo nam zimno, ot co... Jak myślisz? Trzymamy założone ręce dla ozdoby?
(Dima) - Mi nie jest zimno...
(Lika) - Bo jesteś gr... Dobrze umięśniony, a nam dużo do tego brakuje...
(Dima) - Słucham? Jaki jestem?
(Wiktoria) Mało ważne jaki jesteś... Możemy wsiadać? Trochę tu zimnem zalatuje...
(Dima) - Zimnem to zalatywać może jedynie od Liki, i to może być bardziej zabójcze.
(Lika) - zaśmiała się pod nosem - Dobra panie żartowniś, otwieraj maszynę...
(Dima) - włóż klucz do zamka - Gotowe... Zapraszam...
(Lika) - Wreszcie - wsiadła - Na co czekacie?
(Wiktoria) - Ty prowadzisz?
(Dima) - Nie mam prawa jazdy... Igor kierował wtedy, a teraz jest zadanie, które muszę wykonać Ja.
(Wiktoria) - Mogłeś wcześniej powiedzieć.
(Lika) - Coś się stało?
(Wiktoria) - Okazało się, że Dima nie umie prowadzić.
(Lika) - Serio? Nic nie potrafisz? Masz farta, że Wiktoria uczyła się prowadzić. Wsiadajcie wreszcie. Dima, będziesz instruował Nas.
(Dima) - wsiadł - Pewnie...
(Wiktoria) - wsiadła - Kluczyki?
(Dima) - podał - Tylko nie złam...
(Lika) - Żebym to ja tobie czegoś nie złamała...
(Wiktoria) - odpaliła silnik - Dima, którędy?
(Dima) - Lekko cofnij i w lewo.
(Lika) - Czemu nie powiedziałeś wcześniej, że nie potrafisz prowadzić?
(Dima) - Sądziłem, że któraś z was umie, skoro akurat Wy przyszłyście tutaj.
(Lika) - Myślałyśmy, że Ty będziesz prowadzić. Masz cholerne szczęście.
(Dima) - Staram się.
(Wiktoria) - Zastanawiałeś się, czemu Jarosław czekał z pójściem, aż Ty się zjawisz?
(Dima) - Chciał życzyć powodzenia. Widziałyście.
(Lika) - Twierdzisz, że go znałeś. Teraz to inny facet.
(Dima) - Czyżby?
(Lika) - Nie chciałyśmy ci tego mówić, ale on coś szeptał Milenie o tobie. Nie podsłuchałyśmy, ale skoro szeptał, to musiało to być coś złego... On coś kombinuje. Miej to na uwadze.
(Dima) - Czemu miałbym mu nie ufać? Wpuścił moich znajomych. Zaoferował pomoc.
(Wiktoria) - Myślisz, że to zadziała też w drugą stronę? Jak myślisz, gdzie Oni poszli?
(Dima) - W okolice najbliższego metra.
(Lika) - Prędzej obstawiam, że szukają miejscówki, by zaruchać...
(Dima) - To do niego niepodobne.
(Lika) - On nikomu nie pomógł... Ty byłbyś pierwszy? Dba tylko o siebie, no może Milena jeszcze jest w jego kręgu. Nie myśl o tym źle, ale on nie znajdzie twojej rodziny. Mówimy ci to, byś ogarnął się.
(Dima) - Zobaczymy...
(Wiktoria) - Dima...
(Dima) - W prawo...
(Lika) - Nie należy mu ufać tak bezgranicznie. My jesteśmy fair, to tobie pomożemy. Od niego nie oczekuj takiego aktu współczucia.
(Wiktoria) - Pogadamy o tym w drodze powrotnej.
(Lika) - usłyszała szumiące radio - Jeszcze działa? Myślałam, że sieć padła...
(Dima) - Internet padł... Może cv radia ciągle odbierają sygnały...
(Lika) - Może...
(Dima) - Teraz za rondem w lewo...
(Wiktoria) - Wiesz, Dima... Jesteś dobrym kolesiem. Tylko za bardzo ufasz ludziom. Miej dystans, tak jak My tutaj.
(Lika) - To jest świadome patrzenie na realność. Taką jaką widzisz swoimi oczami, a nie taką którą próbujesz sobie wmówić. Zjebało się wszystko, a ludzie nie są tacy, jacy byli wcześniej. Część mogła się nie zmienić, ale w czasie ludzkiej zagłady, każdy świruje. Odpierdala ludziom, tracą kontakt z rzeczywistością... Często kończy się to samobójstwem. Świat się kończy... Po prostu wiem to... Odpieramy przeciwników, ale z każdą godziną robi się ich więcej...
(Dima) - Kwestią jest jedynie to, by samemu się nie zapuszczać. Ludzie, o których mówiłaś ginęli, bo nie mieli wsparcia. Nawet niewielkie słowo pocieszające wiele może dać. Trzeba to mówić, trzeba to usłyszeć.
(Lika) - Prawisz jak kapelan na kazaniu...
(Dima) - Miałem kiedyś praktyki jako ministrant...
(Lika) - Boże...
(Wiktoria) - Dobrze, że zdradziłeś nam tą intymną tajemnicę...
(Dima) - Jaka tajemnica, i tak byście się dowiedziały.
(Lika) - ziewała - Starczy tych skromności.
(Wiktoria) - zaśmiała się - Przyjemnie się rozmawia...
(Lika) - Skupmy się na drodze.
(Wiktoria) - Skoro tak chcesz...
Kilkanaście minut później
(Dima) - To tutaj...
(Wiktoria) - Zastanów się, nie zamierzam kręcić się bez celu po okolicy...
(Dima) - rozejrzał się - Widać ten autobus stąd...
(Lika) - To wysiadamy...
(Dima) - wysiedli - Jaki macie plan?
(Lika) - Ty nie masz planu?
(Dima) - Mam, ale pierw chciałem usłyszeć wasz.
(Lika) - Proste rzeczy to są. Wpierdalamy się... Zapierdalamy... Wypierdalamy... 
(Dima) - zaśmiał się - Bardzo skomplikowany plan wymyśliłaś.
(Wiktoria) - Prosty z przesłaniem. Tyle nam wystarczy. Gdzie dokładnie był ten plecak?
(Dima) - Został w autobusie. Ale Kiryła zostawcie mi...
(Lika) - Będzie jak chcesz... - ruszyli
(Dima)  - Nie ma tego stada...
(Lika) - A co myślałeś, że będą na ciebie tu czekać? Poszli szukać jedzenia gdzie indziej. Tutaj już wszystko... O kurwa... - zobaczyła otwarte ciało - Kurwa...
(Dima) - spojrzał na twarz - Nie ma wątpliwości. To ten chłopak, który miał na pieńku z Igorem...
(Wiktoria) - Nie ma żadnego postrzału, jak to wytłumaczysz?
(Lika) - Rozwiązanie zagadki jest proste. Poślizgnął się i jebnął potylicą o ziemie... A potem się za niego zabrali... Współczuje, że musiałeś to oglądać...
(Dima) - Nie musiałem... - spojrzał na autobus - Chodźcie za mną...
(Lika) - przeszukiwała otwarte ciało - No proszę...
(Wiktoria) - Lika, co ty robisz?
(Lika) - wyjęła karbid - No proszę... Chyba mieliśmy amatora robótek ręcznych...
(Wiktoria) - Co to?
(Lika) - Kiedyś można było z tego niezłą bombę stworzyć. Amatorską, ale jak dobrze zmieszasz składniki, zrobisz niemałą dziurę w ścianie. Przyda się... - schowała do kieszeni 
(Dima) - dał znak - zobaczył spływającą krew - Pomóżcie mi tutaj...
(Lika) - Coś znalazłeś?
(Dima) - Myślę, że tak... - zajrzał do autobusu - Tu jesteś... - znalazł ciało Kiryła
(Lika) - poczuła smród - Kurwa...
(Wiktoria) - Czy to On?
(Dima) - Nie mam wątpliwości. Przykuty do kierownicy...  Krew jeszcze spływała, musiał umrzeć z pół godziny temu...  Musiał się wykrwawić...
(Lika) - znalazła plecak - Mamy chyba zgubę...
(Wiktoria) - Poczekamy na zewnątrz... - wyszły
(Dima) - do siebie - Przykro mi... Nie wiem co mam powiedzieć... Mam nadzieję, że nie będziesz mieć do mnie żalu za to, co teraz zrobię... - przystawił g36c do głowy - Czuwaj, bracie... - strzelił
(Lika) - Dima, chodźże...
(Dima) - wyszedł - Jeszcze jedna sprawa...  - poszedł w głąb alejki
(Lika) - Gdzie Ty idziesz? Auto jest w drugą stronę...
(Dima) - Jest jeszcze jedna osoba, którą powinniśmy... - zdezorientowany - Nie ma jej...
(Wiktoria) - Nie ma kogo... Dima, masz paranoję?
(Dima) - Przecież nie mogłaby...
(Lika) - O kim mówisz?
(Dima) - Jak znalazłem Igora i Lerę, była tu też dziewczyna... Ale jej nie ma...
(Lika) - Zakładam, że nie dobiłeś jej...  Wstała i poszła...
(Dima) - Powiedzcie mi teraz, o co chodzi z Jarosławem...
(Lika) - Chcesz w takim miejscu o tym gadać? Skoro i tak wiesz, co chciałeś...
(Wiktoria) - Wracajmy, cel najważniejszy został osiągnięty - założyła plecak na plecy
(Lika) - Po prostu mu tak nie ufaj. To ci powtarzamy.
(Dima) - Skoro tak mnie ostrzegacie, czemu nie opuściliście miejsca?
(Wiktoria) - Bo jesteśmy bezpieczne.
(Dima) - Jak tylko wróci, razem ze swoimi opuszczamy teren. Możecie iść z nami.
(Lika) - Jestem może odważna, ale nie szalona. Jeśli chcesz wyżyć wśród swoich, bierz ich i znikajcie.
(Dima) - Jesteście dobrzy, a trzymacie ze złem.
(Wiktoria) - Nie chodzi już o tego frajera. Chodzi o ludzi. Każdy człowiek jest ważny. Nie możemy odejść. Nawet jakbyśmy chciały, choć dziękuję za propozycję.
(Dima) - Jak odejdziemy, nie będzie drugiej szansy.
(Wiktoria) - Możemy ci podpowiedzieć, gdzie byśmy się spotkali, gdyby jakimś trafem udało nam się wydostać. Jużnaja na ulicy Kirowogradskiej.
(Dima) - To przy granicy miasta...
(Lika) - Jeśli mamy się spotkać gdzieś w najbliższych dniach, spotkamy się tam.
(Wiktoria) - Na piechotę nam trochę zejdzie, ale mam nadzieję, że poczekacie z tydzień. Potem możecie jechać bez nas.
(Dima) - Wiesz co to oznacza... Tydzień w nieznanym miejscu.
(Wiktoria) - Przed waszym odjazdem damy wam trochę zapasów, to wam powinno wystarczyć.
(Dima) - Dziewczyny, sorry za tamto... Że wam nie ufałem... I byłem takim chujem...
(Lika) - Nie gniewam się, Wiktoria też raczej nie.
(Dima) - Pomyśleć, że tu odegrała się rzeźnia... Dobra, idziemy stąd...  Za dużo widziałem...
(Wiktoria) - poszli - Nie powiemy reszcie o planie. Jeśli ty nie wydasz Nas.
(Dima) - Swoim muszę powiedzieć. Nie pójdą za mną na ślepo.
(Lika) - Tylko Im...
(Dima) - A co będzie potem?
(Lika) - Zadajesz za dużo pytań. Nie wiem, co będzie potem... Będziemy się przemieszczać.
(Wiktoria) - Trzeba się przedostać na zachód.
(Lika) - Słyszałam kiedyś, że jest takie miasto, które broniło się wiekami i przetrwało... Przy morzu...
(Dima) - Królewiec?
(Wiktoria) - Lwów?
(Lika) - Marną macie wiedze geograficzną... Gdańsk... Nie tak duże jak Moskwa, ale masywne. Do tego przy wodzie, więc byłoby nawet jak uciec. Można byłoby potem gdyby coś przedostać się do Szwecji.
(Dima) - Nie lubię uciekać...
(Lika) - Jak trzeba, to trzeba. Przez pierwsze godziny tego przekleństwa, mieliśmy łączność... Łączyliśmy się z różnymi stacjami, ale ostatnią która odpowiedziała, to była Polska.
(Dima) - Zapomniałyście, że Polski rząd ma Nas gdzieś? Rosjan...
(Lika) - Teraz nie ma prawa... Nie ma granic...
(Dima) - Nie byłbym taki pewny...
(Wiktoria) - Nie będziemy dumać na zapas. Póki co, wiecie co robić. Potem się okaże czy Gdańsk, Królewiec lub Lwów...
(Lika) - Weź przestań z tym Lwowem, to nie jest wcale na morzu... - facepalm - wsiedli do auta
(Dima) - odebrał plecak - Ja się tym zaopiekuję. Wracajmy do Naszych...
(Wiktoria) - odpaliła silnik - Nie przejmuj się, nie mogłeś uratować Kiryła... - położyła rękę na ramieniu Dimy
(Lika) - Choć tyle dla niego mogłeś zrobić, by nie skrzywdził już nikogo...
(Dima) - Zrobiłem to, co mógł zrobić przyjaciel dla przyjaciela...
30 minut później, Ministerstwo
Powrót Dimy i dziewczyn się lekko opóźnił z powodu zablokowanych ulic, a nie mogli wrócić tą samą trasą do bazy, by obcy ich nie wyśledzili. Musieli objechać dzielnicę, co nie obyło się bez drobnej stłuczki, przez co jedna lampa się stłukła, a opony przesiąkły czerwienią trupiej krwi. Przed budynkiem nie było nikogo, co wydawało się podejrzane, gdyż przynajmniej jedna osoba powinna odbywać wartę. Na zewnątrz żywej duszy. Dima ruszył przodem, otworzył drzwi, a na w środku zastał zadziwiający spokój. Jednak przy stole niepewna siedziała grupa przyjaciół. Mihaił zaciskał pięści, a starszy brat poznał, że jednak coś się musiało stać, dosiadł się, co też pozwolił zrobić spotkanym dziewczynom.
(Dima) - Wróciłem...
(Lera) - Widzimy... A co One tu robią? Nie są z nami...
(Lika) - Osz ty...
(Dima) - powstrzymał - Mamy inne sprawy na głowie niż kłótnie... Pomogły mi, to je zaprosiłem tutaj, a poza tym mamy plecak - pokazał
(Igor) - Nie było kłopotów i czy... Kirył odszedł na dobre?
(Dima) - westchnął - Tak...
(Igor) - Co z...
(Dima) - przerwał - Nie było jej tam...
(Igor) - Kurwa...
(Lera) - Choć Kirył już się nie musi tym przejmować...
(Mihaił) - Mamy inny problem, którego nie możemy tak zostawić...
(Dima) - Jaki?
(Lika) - Stawiam rubla, że tamta dwójka wróciła.
(Igor) - Wrócili kilka minut przed wami. Nie dało się ukryć, że byli ostro zajęci sobą...
(Lera) - Może powinniśmy tam pójść...
(Mihaił) - Wszedł jakby Nas nie było i poszedł do siebie... A co naszą rodziną? Zapomniał już po co poszedł na zewnątrz...
(Igor) - Złamie chuja jak flamaster... - wstał
(Dima) - Stój...
(Igor) - Zatrzymasz mnie?
( Wiktoria) - Powaliło was? Chcecie go rozjuszyć?
(Dima) - Nie zamierzam powstrzymywać - do Igora - Chodźmy razem.
(Igor) - To mi się podoba...
(Lera) - Przypilnuję twojego brata - do Dimy - Idźcie...
(Dima) - Dzięki... - podszedł do drzwi Jarosława 
(Igor) - wyjął g36c - Dobra... - kopnął w drzwi
(Dima) - pod nosem - Ja chciałem to zrobić...
(Jarosław) - zdziwiony - Chłopaki... - zasłonił parawan - Coś się stało?
(Igor) - wycelował w Jarosława - A gdyby coś się Nie Stało, stalibyśmy tutaj?
(Dima) - Nie musisz jej ukrywać... Wiemy, że Milena tu jest...
(Milena) - zza parawanu - Wcale nie...
(Jarosław) - Nie dacie dziewczynie się ubrać, wpadacie jak na pożar, obyście mieli dobry powód...
(Dima) - Byłeś na zewnątrz... Co z moimi rodzicami?
(Jarosław) - No byłem w metrze... Ale nie wiem jak ci to powiedzieć... Nie mówiłem twojemu bratu, by go nie wkurwić bardziej, ale nie żyją...
(Igor) - Obiecałeś coś Im... Mały szczegół, po powrocie powiedzieć, czego się dowiedziałeś... Nie uwierzę, że o czymś takim zapomniałeś...
(Jarosław) - schował dłoń do kieszeni - Sugerujecie, że coś ukrywam?
(Dima) - Sugerujemy, że nie mówisz nam wszystkiego...
(Igor) - zauważył blask pistoletu - odsunął Dimę - wytrącił pistolet Jarosławowi - Wiedziałem kurwa...
(Jarosław) - Co ty odwalasz?! - pchnął Igora na regał - uciekł
(Igor) - do Dimy - Zostań tu... Dogonię gnoja... - wybiegł
(Dima) - podniósł pistolet - Możesz wyjść... Nie ma go tu... - schował pistolet
(Milena) - ujawniła się - Przepraszam...
(Dima) - Za co?
(Milena) - Nie byliśmy w metrze... Widząc stado, które tam idzie, Jarosław się wycofał... Nie miałam na to wpływu... Potem zaciągnął mnie do najbliższego domu, zastawił drzwi i zrobiliśmy to...
(Dima) - Szantażował Cię?
(Milena) - Nie, tylko miałam do niego słabość... Wykorzystał to...
(Dima) - Ty powiesz mojemu bratu o naszych rodzicach, czy ja mam to zrobić?
(Milena) - Nie wiesz czy zginęli...
(Dima) - Już i tak za późno na pomoc... - spojrzał na Milenę
(Milena) - Przykro mi, szczerze... - spuściła głowę
(Dima) - Czyli po prostu stchórzył... Lub wcale nie miał zamiaru tam iść...
(Milena) - Ja... Nie mogę tu zostać... Brzydzę się nim... Że musiałam go dotykać... Że był we mnie...
(Dima) - obrócił się - Nic ci już nie grozi... Zabierzemy tylko cześć zapasów i wynosimy się stąd...  A ty pójdziesz z nami...
(Milena) - Nie chcę zostawiać tych wszystkich ludzi...
(Dima) - Musisz wybrać mniejsze zło... Wiem, że to niełatwe...
(Igor) - Dima!
(Dima) - wbiegł do holu - Co jest?!
(Jarosław) - leżał na ziemi - Za co kurwa... - kaszlał - Za danie wam schronienia...
(Igor) - Raczej za wyruchanie nas...
(Dima) - Milena potwierdzi...
(Jarosław) - spojrzał na Milenę - Ty wredna mała suczo...
(Lera) - Myślałam, że ona działała z nim...
(Dima) - Ona nie do końca była świadoma wszystkiego. Wykorzystywał jej słabość, by milczała jak grób, ale milczenie się skończyło.
(Mihaił) - do Jarosława  - Powiedz mi... Co z rodzicami...
(Igor) - Tego nie wiemy...
(Jarosław) - Nie obchodzi mnie wasza rodzina... Dałeś mi moment, by wyrwać się gdzieś, to skorzystałem... - spojrzał Dimie w oczy - Nigdy nie miałem zamiaru ich odnaleźć...
(Dima) - Dziś zwijamy się...
(Jarosław) - I dobrze... Nie chcę Was tutaj!
(Igor) - uderzył Jarosława  w twarz - To prezent pożegnalny...
(Jarosław) - Nie ma sensu i tak... Dalej będę przychodził do Milenki i robił z nią co chcę...
(Dima) - Trudno mi przyznać, że się zmieniłeś...
(Jarosław) - Tak jak Ty... Byłbyś gotów mnie odstrzelić, gdybyś chciał... Ale tego nie zrobisz, bo jesteś za słaby... Mam większe jaja niż Ty, co Milenka potwierdzi... - postrzelony w kolano przez Dimę
(Dima) - Nie mam serca ciebie zabijać... Ale choć poczujesz ból jaki czuję w duszy ja...
(Igor) - Wiktoria z Liką już pakują skrzynki z zapasami na ciężarówkę. Kwestia kilku minut.
(Jarosław) - Okradacie mnie...
(Mihaił) - Skazałeś moją rodzinę na śmierć...
(Jarosław) - Coś kosztem czegoś...
(Dima)  - Już nie skrzywdzisz Mileny. Jedzie z nami... Już nigdy jej nie dotkniesz...
(Milena) - Ja... Nie chcę ciebie już więcej widzieć... Zgwałciłeś mnie...
(Jarosław) - Nie udawaj cnotki...
(Igor) - Dziewczyny kończą ładować towar. Jak masz coś do załatwienia, zrób to, lepszej okazji nie będzie... - poszedł  na zewnątrz
(Dima) - Zamknij się... - do Jarosława
(Lera) - Zabiorę Milenę... - do dziewczyny - Chodź, pomogę ci z rzeczami...
(Jarosław) - do Dimy - Powiedz mi, czemu to robisz? Mogłeś żyć tu normalnie, bez problemów. Zdarzyło się coś raz. Nie mógłbyś przymknąć oka? Dla przyjaciela.
(Dima) - Mój przyjaciel dla mnie jest martwy jak moi rodzice...
(Mihaił) - Dima tobie zaufał, a ty zaufania nadużyłeś... Wiesz jak się czułem? Czekałem aż wrócisz z naszą rodziną...  A ty od początku wolałeś o nich zapomnieć...
(Dima) - do brata - Nie ma sensu się nad tym użalać teraz... Chodźmy...
(Jarosław) - Pożałujecie...
(Dima) - Żałuję, że ciebie poznałem... - wyszedł na zewnątrz
(Wiktoria) - To nasza rola się aktualnie kończy.
(Lika) - Macie zapasy zgodnie z umową.
(Dima) - Dzięki za wsparcie.
(Lika) - Widzę, że zabieracie Milenę ze sobą.
(Dima) - Nie pozwolę, by przeżywała tu piekło...
(Igor) - Nie każdemu da się pomóc, jak psychika szwankuje, ale jak jest opcja... Nie próżnujemy.
(Lika) - Trochę przesadziliście w środku, ale to tylko moja opinia.
(Wiktoria) - Wredny był, ale by mu niszczyć nogę...
(Dima) - Jestem z nim kwita.
(Igor) - Powiedzcie, dziewczyny... Nie chcecie od razu z nami wyjechać? Co wam da siedzenie z szaleńcem?
(Lika) - Musimy lekko ogarnąć obecny chaos.
(Wiktoria) - Za tydzień spróbujemy. Nie daliśmy was zapasów tak sobie. Daliśmy wam, byście za nami poczekali.
(Igor) - Dacie sobie radę? Jak coś znów odjebie?
(Lika) - Wtedy załatwimy mu drugie kolano - uśmiechnęła się
(Dima) - Macie w sobie lód kiedy trzeba.
(Lika) - Po prostu się z tym urodziłam. Zbierajcie się zanim zrobi się większe piekło. Bądźcie zdrów.
(Dima) - Wy też... - podszedł do ciężarówki
(Lika) - I Dima...
(Dima) - Hm?
(Lika) - Uważajcie na siebie... Macie dodatkowe karabinki na pace, gratisowo - uśmiechnęła się
(Igor) - Dzięki za wszystko. Obyśmy się jeszcze spotkali.
(Wiktoria) - Też mamy taką nadzieję... - weszły do środka
(Igor) - To co, jedziemy dalej. Po drodze obczaimy kilka miejsc.
(Dima) - Zgubiłeś starych znajomych?
(Igor) - Nie, nie mamy wystarczająco leków. Te co dostaliśmy nie starczą na długo, a wolę mieć nadwyżkę.  Rozejrzymy się za aptekami.
(Dima) - Skoro mamy aż tydzień, by dostać się do miejsca spotkania. Powiem ci tak, ja mam czas.
(Igor) - To ustalone. Mamy mapę, to ja będę was kierował.  Kurwa... Zapomniałem, ja tylko umiem prowadzić...  To Ty będziesz trzymał mapę i Mnie kierował. Zaznaczyłem tam kilka punktów.
(Lera) - Możecie z łaski swojej wleźć do ciężarówki?
(Igor) - Musieliśmy sobie omówić kilka rzeczy - wsiedli
(Dima) - Mamy trochę czasu, zanim się udamy na umówione miejsce. Mamy czas, by pozbierać leki. Tyle ile będzie można. Kto wie, kto na co zachoruje. Musimy być przezorni.
(Lera) - A macie mapę?
(Dima) - wyjął mapę spod siedzenia - Dla formalności ustalmy, gdzie jedziemy w pierwszej kolejności.
(Igor) - Jest trochę odstępów, ale to nic. Mamy tydzień, by wszystko oblukać. Entuzjastow... Samarkandskij... Sjatoozerskaja... Sadowniczeskaja... Dmitrija Uljanowa... Profsojuznaja... Swobody... Mitinskaja...
(Lera) - Lepszego rozsiania obiektów nie mogłeś sobie rozplanować...
(Igor) - Dokończymy aktualne sprawy i wynosimy się stąd.
(Dima) - Zgoda...
(Igor)  - Zdecydujcie gdzie pojedziemy najpierw. O benzynę nie musimy się martwić.
(Dima) - Chaotycznie to rozmieszczone.
(Igor) - Poskarż się administracji miasta, jak spotkamy kogoś po drodze. Nie czepiaj się szczegółów.
(Dima) - Jakby przejechać głównym szlakiem... Gdyby nie było barykad...
(Lera) - Wykrztuś to...
(Dima) - Sadowniczeskaja, co wy na to?
(Igor) - Dobry wybór, to punkt strategiczny - odpalił silnik
(Lera) - do Mileny - Jak się czujesz?
(Milena) - Bark trochę boli, chyba nabiłam sobie siniaka jak ja...
(Dima) - Nie musisz kończyć...
(Igor) - Widzieliście Dimę, chciał to mógł go na miejscu odstrzelić. Widziałem te spojrzenie.
(Dima) - Jak będzie miał szczęście, ktoś odstrzeli mu drugie kolano.  Wkurwiony jestem, macie coś do jedzenia?
(Lera) - wyjęła z plecaka konserwę - Proszę - uśmiechnęła się
(Igor) - komicznie - Dima, a na co się wkurwiłeś?
(Dima) - Na całokształt... - otworzył nożem konserwę - Masz swoją odpowiedź...
(Milena) - Dajcie mu spokój...  Dzięki niemu tutaj jestem...
(Igor) - Podobno sama chciałaś się wyrwać stamtąd. Nie widzę powiązania.
(Lera) - Dima chciał coś wskórać. Czasem to może zgubić, ale chciał dobrze. Zabrać tych, których się tylko dało.
(Dima) - jedząc - Gdybyśmy mieli więcej ciężarówek, byśmy zabrali wszystkich stamtąd...
(Igor) - Wszystkich, prócz Jarosława.
(Lera) - Nie za bardzo o tym myślisz?
(Dima) - przełknął - Myślę o tym, że kiedy dziewczyny stamtąd uciekną, to wszystko się rozleci. Zostanie ich niewielu z bojowników, a wtedy niewinni ludzie na tym ucierpią.
(Igor) - Sam chciałeś, by też uciekły stamtąd. Nie rozumiem problemu.
(Dima) - Igor, zginie kilkadziesiąt niewinnych istnień...  Zawracaj...
(Igor) - Chyba coś ci się pomyliło...
(Dima) - próbował wstać - Oddaj mi kierownicę...
(Lera) - przytrzymała Dimę - Nie rób tego...
(Igor) - Włączył ci się instynkt supermena? Nie możesz prowadzić, tak samo jak nie możesz uratować wszystkich ludzi...
(Dima) - usiadł - Poniosło mnie, o cholera... Prawie bym ci wyjebał gonga...
(Igor) - Wtedy bym ci oddał, a i tak byś siedział na dupie jak teraz...
(Lera) - Jesteśmy trochę w niekomfortowej sytuacji.
(Milena) - Dima, przykro mi z powodu rodziców...
(Dima) - Już mówiłaś, ale ty nie masz za co przepraszać.
(Milena) - Moich już dawno nie ma... - wyjęła telefon - Zobaczcie, to ich zdjęcie ze wczoraj... - pokazała fotografię - Świętowaliśmy urodziny naszego kota, Czestera... Rano znalazłam go na chodniku, nic z niego nie zostało, tylko oderwany łeb...
(Lera) - Przykro mi...
(Igor) - Czester... - zaśmiał się - Kto wymyśla takie imiona...
(Lera) - Trochę powagi...
(Milena) - Ma rację, to było głupie imię. Pięć lat temu je wymyślałam, jak się urodził.
(Dima) - Oderwany łeb nie świadczy o zombie... Nic co opisałaś nie świadczy o takiej śmierci z ich powodu... To musiała być robota człowieka... Wypuszczaliście kota wieczorami?
(Milena) - Tak, zawsze to robiliśmy, ale zawsze rano wracał...
(Dima) - Musiał wpaść na zombie, ale to nie oznacza, że to one go dobiły... Mógł być ostro poraniony, ale sądzę, że ten łeb to dzieło człowieka...
(Lera) - Trzeba być tak chorym...
(Igor) - Pocieszyłbym Cię, że szczury też się zabija i daje jako pożywienie w zoo...
(Lera) - Szczury... Ale koty...
(Dima) - Może ktoś chciał zyskać na czasie... Zostawił świeże mięso i uciekł...
(Milena) - uroniła łzę - Wszystko sprowadza się do jednego... Bliscy muszą ginąć...
(Igor) - Znasz sporo starych, którzy wiedzą jak się bronić? Przed ludźmi wiedzą... Nie mają tak rozwiniętego myślenia jak młodsze pokolenie. Mojemu staremu to akurat się udało. Na własne oczy widziałem jak zawinął się ze swoją dupą furgonem i tyle go widziałem.
(Lera) - Nie ciągnęło ciebie, by go znaleźć?
(Igor) - Stoczył się przez tą laskę... Mogła być moją starszą siostrą... Potem brał zawsze jej stronę, przez co coraz bardziej go nienawidziłem...
(Dima) - Poznał ją w barze?
(Igor) - W burdelu... Tylko kogo to obchodzi. Przez niego matka się wyprowadziła, a jego nowa dziewczyna wrobiła mnie w próbę gwałtu - zaciskał dłonie na kierownicy - Rozumiecie, kurwa? Gwałt... Próbowała mnie prowokować, łaziła po mieszkaniu prawie bez niczego, czasem cycka wystawiała na świat, lekko mnie kokietowała... Ale nigdy do niej się nie przystawiałem... Pewnego dnia wiedziała kiedy dokładnie ojciec wróci z roboty, ja nie wiedziałem... Rzuciła się na mnie w szlafroku, a jak on wszedł do domu, lekko się szarpaliśmy i wyszła niezręczna sytuacja... Ojciec wtedy był ujebany w trzy dupy, widząc to... Pchnął mnie o ścianę, przyciągnął ją do siebie i powiedział, bym wypierdalał. Ona dopowiedziała swoje, że niby próbowałem z niej zdjąć ubranie...  Że niby coś jej szeptałem do ucha, dwuznaczne propozycje...
(Dima) - To nie skończyło się pewnie dobrze...
(Igor) - Skądże... Wyszedłem z domu, zdemolowałem mu jego kochane auto i wróciłem oknem. Nie zorientował się rano i pojechał tym złomem do pracy. Jak wrócił oznajmił, że jakiś żul mu porysował wóz. Wiecie, nie pamiętał o niczym z dnia poprzedniego... Ale ja nie zapomniałem... Miałem ochotę kolejnego dnia mu zepsuć hamulce, ale tego nie zrobiłem...
(Lera) - Zrobił źle, że uwierzył kochance, a nie tobie, ale to nadal to twój ojciec.
(Igor) - Nie, mylisz się Lera... To był mój ojciec...
(Dima) - Czyli jak to się mówi, chujowa sytuacja...
(Igor) - Chujowa...
(Milena) - Wasze telefony jeszcze działają?
(Lera) - Wczoraj przed snem ładowałam. Na baterii jeszcze chodzi.
(Milena) - Możemy powysyłać sobie swoje zdjęcia? Tak na pamiątkę, gdyby... Wiecie...
(Igor) - Na chu... Na cholerę?
(Milena) - Na pamiątke...
(Igor) - westchnął - Dima, wyjmij z mojej prawej kieszeni kurtki telefon...
(Dima) - wsadził rękę do kieszeni - poczuł lepkość - Co to jest...
(Igor) - Cukierek sprzed tygodnia... Zapomniałem go wyrzucić...
(Dima) - Kurwa, nie mogłeś go włożyć do chustki? - wycierał dłonie
(Igor) - Wybacz, akurat nie miałem żadnej pod ręką. Wsadź głębiej łapę i szukaj, na dnie leży... Czuję go chyba, raczej kurwa nie inaczej...
(Dima) - wsadził dłoń głębiej - dosięgnął telefonu - Mam go... - wyciągnął - Masz burdel w tych kieszeniach...
(Igor) - Ktoś Cię prosił o komentarz?
(Dima) - Nie nerwuj się... - włączył bluetooth - Włączyliście swoje?

Offline

 

#2 2015-06-21 19:40:04

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 2 - Utracony dom

(Lera) - Tak, pozwoliłam sobie też włączyć twój...
(Dima) - macał się po kieszeniach - Kiedy Ty...
(Lera) - Po prostu mam zręczne palce - uśmiechnęła się
(Milena) - Moja nazwa to Mil4ena...
(Igor) - Egvor...
(Lera) - Miss_Koroleva...
(Dima) - BBLOG...
(Mihaił) - Wybaczcie, że nie bawię się w przesyłanie, ale nie chce mi się... - przysnął
(Igor) - Kurwa... - zaśmiał się - Zapomnieliśmy spytać młodego... Jak beka...
(Milena) - Czemu Miss Koroleva?
(Lera) - Zyskałam takie miano po mojej jednej wpadce...
(Dima) - I tak teraz to wszystko jedno. Mieliśmy napad na sklep... Po prawdzie Kirył, Ja i Lera w tym byliśmy. Kirył miał kryć nam dupy, miał załatwić świadków. My z Lerą mieliśmy ukraść towar... Uznaj to jako umowa zlecenie. Nie udało się, mnie udało się uciec, Lerę złapali... Wyszła potem z tego cało i zwaliśmy ją potem Miss Koroleva.
(Igor) - Wtedy była z niej pannica, córeczka tatusia. Jemu powinniśmy dziękować.
(Lera) - Nie mówcie to tak, jakby mnie tu nie było, a poza tym... O rodzinie wolę nie mówić...
(Igor) - Ty też? Jak ulga, że nie jestem sam.
(Dima) - Milena, twoja nazwa to od mortala?
(Milena) - Grało się kiedyś, ona miała takie zajebiste...
(Dima) - Fatality...
(Milena) - Grałeś?
(Dima) - Czy grałem? Nawet próbowałem literała stworzyć...
(Igor) - Uwaga, będzie trzęsło... - ciężarówka podskoczyła
(Lera) - Co tam się dzieje?
(Igor) - Martwe ciała ułożone na ulicy... Nie myślałaś chyba, że wyjdę, grzecznie odsunę zwłoki i pojadę dalej.  Lepiej od razu jechać przed siebie.
(Dima) - Tylko uważaj na żywych. Nadal żyją w mieście żywi ludzie.
(Igor) - Raczej potrafię odróżnić człowieka od zombie. Mam wprawę. Naoglądałem się ich już przed apokalipsą...
(Dima) - Dying Light?
(Igor) - Dying Light...  Po trochu Dead Island też... Zaraza...
(Lera) - Przesłało się... - schowała telefon
(Dima) - To co teraz...?  - oddał telefon Igorowi
(Milena) - Nie powiedziałeś skąd twoja ksywka...
(Dima) - spojrzał na tapetę telefonu - Słucham?
(Milena) - Skąd się wzięło BBLOG?
(Igor) - Powiesz jej, czy My mamy?
(Dima) - To mój kanał na YouTube, aktualnie już były kanał.
(Milena) - Igor, a twoje Egvor?
(Igor) - Egvor to Egvor, nie ma tu powodu.
(Dima) - Wiecie kogo brakuje w tej ciężarówce...
(Lera) - Nie musisz tego mówić... Mi też go brakuje...
(Igor) - poprawił lusterko - Nie rozklejać się teraz... Zagrajcie może w słoneczko czy inne gówno z gównianą fabułą.
(Lera) - Jak ja tam pójdę, to zobaczysz nie tylko słońce, ale też gwiazdy... Mamy w coś zagrać? No to może w "Nigdy nie"... To polega na tym, że zaczynacie zdanie "Nigdy nie..." i mówicie czego nigdy nie zrobiliście. A ten kto zrobił, musi się napić. Jest nas piątka.
(Igor) - Czwórka, nie jeżdżę po alkoholu.
(Dima) - Jak wtedy się spotkaliśmy, coś piłeś - uśmiechnął się
(Igor) - Teraz to inna sytuacja... Śmiertelna powaga...
(Mihaił) - Głośniej gadać się nie dało? Co wy tu kombinujecie?
(Lera) -  Obalamy mit nudy przy "Nigdy nie..."
(Mihaił) - Przecież nie macie czym pić...
(Lera) - wyjęła z plecaka 1 litr - Jak nie, jak tak - uśmiechnęła się
(Mihaił) - Mogę się pisać na to, ale co powie wujek Dima?
(Dima) - Wujek Dima się dołączy...
(Lera) - Kto zacznie?
(Dima) - Nie chce się bawić w butelkę jeszcze... Lera, taka jesteś ciekawa, to zacznij...
(Lera) - Skoro tak prosisz... Nigdy nie... Całowałam się z językiem...
(Mihaił) - wypił kolejkę 
(Milena) - wypiła kolejkę
(Lera) - Dima, twojego brata rozumiem, ale żeby Ty nie?
(Dima) - Nie trafiłem jeszcze na tą jedyną...
(Mihaił) - Teraz ja... Nigdy nie... Nakrył mnie ojciec dziewczyny, z którą się kochałem...
(Milena) - napiła się
(Lera) - Nie podejrzewałam ciebie o to...
(Milena) - Po prostu miało go nie być w domu, ale wrócił wcześniej... To był mój pierwszy związek...
(Igor) - Od siebie powiem, że też miałem taki epizod - zaśmiał się - Potem się wyprowadziła z rodziną do Smoleńska.
(Dima) - Wiesz co robi teraz?
(Igor) - Pewnie dupczy się z innym... - uśmiechnął się
(Lera) - Dima, teraz Ty...
(Dima) - Nigdy nie ćpałem...
(Mihaił) - wypił kolejkę
(Igor) - Serio ćpałeś, chłopie... Nawet ja nie byłem tak pojebany...
(Mihaił) - Dawali to brałem, ale to było raz...
(Igor) - Milena, ciekawe co wymyślisz...
(Milena) - Nigdy nie... Spędziłam dnia bez rodziców...
(Igor) - Uznajcie, że się napiłem...
(Dima) - wypił kolejkę
(Mihaił) - wypił kolejkę
(Lera) - wypiła kolejkę
(Milena) - Nieźle... Wcale się was nie muszę pytać czemu... Mieliście nieco inne życie niż ja...
(Igor) - Zostałem ja?
(Dima) - A chcesz się włączyć?
(Igor) - Nie ważne jak się zaczyna. Ważne, jak się kończy. Pomyślmy... Nigdy nie... Uciekałem przed policją policyjnym wozem...
(Dima) - wypił kolejkę
(Mihaił) - wypił kolejkę
(Igor) - Umówiliście się czy co? Jak mogliście uciekać, skoro żaden z was prawka nie ma...
(Dima) - Byliśmy pasażerami... Kirył prowadził...
(Igor) - Kiedy to było?
(Dima) - Gdy otrzymałem telefon...
(Igor) - Pamiętam... Jechaliście autem Kiryła, no ale nie widzę powiązania z policją...
(Dima) - Postawiliśmy koguta na dachu. Przy czym trochę jechaliśmy na sygnale.
(Lera) - Że was nie złapali, to cud...
(Dima) - Prawie złapali...
(Igor) - To co przeszkodziło im?
(Dima) - Kolejnego dnia... Zaczęło się piekło...
(Lera) - Wiecie co... Skończył się nektar...
(Igor) - Już myślałem, że piliście prawdziwe procenty...
(Lera) - Z prawdziwymi, to byśmy byli nieprzytomni... Zwykły nektar z winogron...
(Mihaił) - Chyba wygrałem... - znudzonym głosem - Wiecie co, do dupy ta gra...
(Igor) - pod nosem - Masz rację, idiotyczna...
(Lera) - Czy tylko mnie tak wzmaga po piciu...
(Dima) - To był tylko nektar...
(Lera) - Zrobiłam się znów senna... - ziewała - Igor, ile jeszcze zostało?
(Igor) - Kilka kilometrów, nie przejmujcie się. Wszystko mam pod kontrolą.
(Dima) - Tak jak wtedy? Nie obudziłeś mnie.
(Igor) - Dałeś sobie radę sam. Obudziłeś się bez mojej pomocy...
(Dima) - Wiesz co, Igor? Pierdol się...
(Igor) - uśmiechnął się - Jak ja za tym tęskniłem...
Godzinę później
Mimo licznych blokad na ulicach i drobnych problemów z małymi stadami, ciężarówka dotarła do ulicy Sadowniczeskaja. Nastrój wewnątrz pojazdu panował nienajlepszy, szczególnie u Mihaiła, który z powodu nadmiaru nektaru wypitego wcześniej miał mdłości. Deszcz nadal padał, nie wyglądało, by miało przestać padać. Milena została z Mihaiłem, by pilnować wozu, a Igor z Dimą i Lerą poszli w kierunku apteki, uważnie rozglądając się po opustoszałej ulicy, co moment widząc pojedyncze ślady krwi na rozmokłej drodze. Igor szedł przodem z g36c w dłoni, tak jak Dima, a Lera miała ak47 na ramieniu, a w gotowości podręczny nóż. Po paru krokach było można usłyszeć zombie żerujące w okolicy. Odgłos zębów wgryzających się w ciało przyprawiał przyjaciół o dreszcze.
(Igor) - Kurwa... Nie zatrzymujmy się...
(Lera) - To musi być niedaleko...
(Igor) - Oby nie aż tak blisko. Ten dźwięk, przeszywa jak strzała...
(Dima) - Miała na myśli aptekę...
(Igor) - Już się zbliżamy. Mogła zostać splądrowana, skoro trypy krążą w pobliżu.
(Lera) - Nie zamierzam tu zostawać dłużej niż to konieczne...
(Igor) - Plan jest taki. Wbijamy do środka, bierzemy tyle ile zdołamy unieść i spieprzamy. Jak spotkamy zagrożenie w środku, używamy broni palnej w ostateczności...
(Dima) - Jednego nie rozumiem. Czemu zostawiliśmy Milenę i Mihaiła? Nie lepiej by było jakby ktoś z nas by z moim bratem został. Milena jest trochę...
(Igor) - Nieprzewidywalna...? Możliwe... Ale biorąc ją tutaj, byłaby nieprzewidywalna jeszcze bardziej... A ja nie chcę potem marnować na próżno amunicji, by ją ratować jak wpadnie w kłopoty...
(Lera) - Myślałam, że zacząłeś ją lubić.
(Igor) - Nic do niej nie mam, ale myślmy logicznie. Widzieliście ją wcześniej, nie dawała sobie rady z typem, a co dopiero by dała radę stadu. Jestem chamski, może prawda, ale nie jestem bez serca.
(Dima) - Cóż za skromność.
(Lera) - trzęsła się - Deszcz przyprawia mnie o zmożone ciarki...
(Dima) - Nie zabawimy tu długo... - spojrzał na światło w oddali - Hej, spójrzcie...
(Igor) - Węzeł komunikacyjny... - światło zgasło - Musiało paść źródło zasilania, bądź ktoś się tam dostał... Nie zamierzam tego sprawdzać. Dlatego nie pozostawajmy tu długo.
(Lera) - zatrzymała się - Stójcie...
(Igor) - Lera, co jest tym razem...
(Lera) - Wydawało mi się,  że... - słyszała przez chwilę obcy głos - Kogoś słyszałam...
(Igor) - Zaraziłaś się od Dimy?
(Dima) - Stary, weź po niej nie jedź.
(Igor) - Obrońca uciśnionych. Co tym razem, jaki GŁOS?
(Lera) - Ludzki...
(Igor) - Ja też mogę powiedzieć, że słyszę głosy...
(Dima) - do Lery - Z jakiej strony słyszałaś to?
(Lera) - Bardziej z prawej...
(Igor) - To po drodze do apteki... No dobra, sprawdźmy wasze rzekome przypuszczenia...
(Dima) - podbiegł przodem - Nic nie widać... Nie ma tu nikogo...
(Igor) - Mówiłem wam, że to strata czasu... Apteka jest po lewej... Zróbmy to co mamy zrobić i znikamy...
(Lera) - To mi nie daje spokoju...
(Igor) - Mamy aptekę... Ogłuchliście?!
(Dima) - Skoro tak ci zależy, idź do niej sam...
(Igor) - Wam nie zależy?
(Dima) - Skoro słyszała głos człowieka, nie możemy odejść, póki nie dowiemy się o co chodzi...
(Igor) - Robisz to samo, co wtedy... Teraz jesteśmy na podatnym gruncie. Wtedy tego nie zrobiłeś, teraz masz szanse. Przywal mi...
(Dima) - Nie będę Cię lał po mordzie...
(Igor) - Masz mi przyjebać, teraz... Bo ja zaraz przyjebie tobie... - zrobił zamach
(Dima) - odruchowo uderzył Igora w nos
(Igor) - uderzył głową o ścianę - Nieźle, kurwa...
(Lera) - przyciszonym głosem - Musicie to robić? Jak dzieci...
(Dima) - To był odruch...
(Igor) - splunął krwią na ziemię - Dobra, ja pójdę sam... Wy sprawdźcie źródło waszych majaków... - poszedł do apteki
(Lera) - spojrzała na Dimę - Dzięki, że się wstawiłeś.
(Dima) - dyszał - Nie ma za co...
(Lera) - Sprawdźmy ten budynek...
(Dima) - Prowadź, będę za tobą... - weszli do środka
(Lera) - usłyszała stukot butów - pokazała Dimie, by zaszedł od lewej strony
(Dima) - kiwnął głową - trzymał broń w pogotowiu
(Lera) - odsunęła zrujnowaną półkę
(Alona) - płacząc - Nie rób mi krzywdy, dobrze...
(Lera) - To ty wołałaś o pomoc?
(Dima) - Lera, znalazłaś kogoś...
(Lera) - Mówiłam, że coś w tym jest...
(Alona) - Chciałam tylko się tu ukryć... Usłyszałam te stwory... Prawie mnie wytropiły, ale jak chciałam wyjść, to cholerstwo na mnie spadło...
(Dima) - Jesteś cała?
(Alona) - Parę draśnięć... Nic mi nie jest...
(Lera) - pomogła wstać - Dobrze jest widzieć żywego człowieka dla odmiany.
(Alona) - Dzięki, że pomogliście. Jestem Alona.
(Lera) - Lera.
(Dima) - Dima... Chętnie bym pogadał, ale... - usłyszał trupy
(Lera) - Już tu są...
(Alona) - Nie mam czym się bronić...
(Lera) - do Dimy - Nie przebijesz się od tej strony... My ich przetrzymamy, a ty leć górą... Dotrzyj do Igora, musimy się stąd szybko zabierać, zanim odetną nam drogę ucieczki...
(Dima) - Nie mówisz poważnie...
(Lera) - Śmiertelnie poważnie... - dała Alonie nóż - Zabieraj się stąd drugim wyjściem...
(Dima) - Nie zostawię was tutaj...
(Lera) - Ufasz mi, prawda? Jak nie chcesz zrobić tego dla Igora, zrób to dla mnie...
(Dima) - Uważajcie na siebie, jak tylko znajdę Igora, strzelę w niebo tylko raz, a wtedy się zbierajcie...
(Lera) - nerwowo - Wszytko jasne, a teraz idź! - wypchnęła Dimę z budynku
Dima czym prędzej okrążył budynek i minął stado, które napierało na budynek, w którym były dziewczyny. Pobiegł w kierunku apteki, po czym przez zbite szkło wszedł do środka, ale nie zauważył przyjaciela. Żadna półka się nie zachowała, w chaosie większość specyfików była rozbita na części. Wszedł na zaplecze, gdzie również nie było Igora. Nagle skądś usłyszał dźwięk stłuczonego szkła. Wybiegł z magazynu, trop prowadził schodami do piwnicy. Nie zastanawiając się, pobiegł na dół. Wśród potłuczonych butelek, przy kartonach nachylał się Igor, a z jego twarzy na ziemię kapała krew.
(Igor) - spojrzał się na Dimę - Przyszedłeś pomóc?
(Dima) - Spieprzamy stąd...
(Igor) - Jeszcze nie napełniłem nawet plecaka do pełna. Zdejmuj swój i pakuj...
(Dima) - Czegoś nie zrozumiałeś. To nie była prośba, to było polecenie...
(Igor) - Reszta poczeka, nie mają wyjścia...
(Dima) - potrząsnął Igorem - Właśnie nie mają wyjścia, bo jak nie wyjdziemy stąd teraz, oni zginą...
(Igor) - odepchnął Dimę - Nigdzie się stąd nie ruszam, póki nie zdejmiesz tego jebanego plecaka i nie zaczniesz pakować fantów...
(Dima) - W chuju mam to... Chodzi o naszych przyjaciół... Idę teraz, z tobą lub bez ciebie... Uważaj na siebie...
(Igor) - Hej, bracie... Chyba mnie nie zostawisz?
(Dima) - Ponoć umiesz sobie radzić... - wybiegł z piwnicy
(Igor) - krzyczał - Dimaaaaaaaa!
(Dima) - do siebie - Trzeba to zrobić... - krzyknął - Lera! - bez odezwu - wyszedł z apteki
(Lera) - krzyczała - Gdzie Dima?! - broniąc się
(Dima) - strzelił raz w niebo - Lera! Tutaj! - krzyczał
(Lera) - Gdzie... Igor? - dźgnęła trupa w głowę
(Dima) - zaczął biec - Powiem ci później... Uciekajcie!
(Alona) - Co mam robić?
(Lera) - Biegnij za mną, masz noże... Tylko nie patrz w tył...
(Dima) - oglądał się za siebie - Lera!
(Lera) - biegła do przodu - wbiła się w dwa trupy - dobiła trzeciego - Jestem!  - dyszała
(Dima) - wybiegł na główną ulicę 
(Lera) - do siebie - Jeszcze trochę...  Alona...
(Alona) - Biegnę...
(Dima) - dobiegł do ciężarówki - uderzył w drzwi - Miha! Milena!
(Milena) - wystraszyła się - Dima... Co się stało?!
(Dima) - Otwórzcie... Musimy pośpiesznie się stąd wynosić...
(Mihaił) - Dima, gdzie Lera...? Gdzie Igor?
(Dima) - Otwórzcie te cholerne drzwi...
(Milena) - otworzyła - Powiedz Nam o co chodzi...
(Lera) - krzyczała z oddali - Poczekajcie!
(Mihaił) - Ona żyje... Ale gdzie Igor...?!
(Dima) - próbował wejść do środka - usłyszał strzelanie - Co to... ?
(Mihaił) - Zabrzmiało jak strzał...
(Dima) - Nie z typowego ak...
(Lera) - dobiegła - dyszała - Na co czekacie...?!
(Mihaił) - Kim jest ta laska?
(Alona) - Nie pora teraz na to... - dyszała
(Dima) - Lera, słyszałaś strzały?
(Lera) - Dalej słyszę... Mamy mało czasu, powiedz w końcu, gdzie Igor. Czemu nie ma go z tobą...
(Dima) - Chyba właśnie zmienił zdanie...
(Igor) - krzyczał - Dimaaaaaaaaa! - strzelał w losowe zombie
(Mihaił) - Nie miał dużego magazynka...
(Dima) - westchnął - Nie mamy nikogo, kto umie prowadzić...
(Alona) - Ja umiem...
(Dima) - Wsiadaj za kółko i nie podjeżdżaj póki nie dam ci znaku.
(Lera) - do Dimy - Co Ty wyrabiasz...?
(Mihaił) - On wie co robi. Zaufajcie mu. Idź, Dima... - kiwnął głową
(Dima) - Pamiętajcie! Dam znak, podjeżdżacie na drugą stronę ulicy...  - pobiegł w kierunku drabiny
(Lera) - On zwariował...
Nie czekając na inną okazję, Dima wspiął się na dach poprzez drabinę, w okolice miejsca, gdzie Igor wpadł w tarapaty. Wypatrzył przyjaciela i otaczające go stado. Miał chwilę zawahania, lecz kilka sekund później miał broń w rękach. Czekał na moment, kiedy koledze skończy się amunicja. Wyczekał chwili. Zaczął strzelać w pobliskie zombie, które zwróciły uwagę na kamperskiego szturmowca. Igor wykorzystał okazję i biegł w kierunku ciężarówki, lecz Dima musiał go osłaniać. Gdy okazało się, że jest w miarę bezpiecznie, skoczył na pobliski dach, podwiesił się, wskoczył do obcego mieszkania przez okno i wyskoczył z niego prosto na pobliski balkon, z którego przedostał się na sam dół. Dał znać Alonie, żeby ruszyła ciężarówką w jego stronę, pomachał do niej. Dziewczyna od razu zapaliła silnik i jechała w kierunku Dimy. Niestety za pojazdem zaczynały gromadzić się kolejne zombie, więc musieli biec do głównej drogi, gdyż ciężarówka nie dałaby rady podjechać pod nich w głąb bocznej uliczki.
(Igor) - dyszy - Dlaczego po mnie wróciłeś...?
(Dima) - Ten kto łamie zasady jest śmieciem, ale...
(Igor) - spojrzał na Dimę
(Dima) - Ten, kto porzuca swoich przyjaciół jest gorszy od śmiecia...
(Igor) - wyciera pot z czoła - Co kurwa?
(Dima) - Biegnij! - pchnął Igora do przodu - Będą za tobą!
(Igor) - Zabijesz nas kurwa! Kto to prowadzi do chuja pana?!
(Dima) - Jeszcze kawałek! - słyszał za nimi zombie - Już jadą... Nie będzie drugiej szansy...
(Igor) - Co chcesz zrobić?
(Dima) - Zobacz... - dyszy - Boczne drzwi... Otworzyli je dla Nas...
(Igor) - O kurwa...
(Dima) - pod nosem - Alona, daj z siebie wszystko...
(Igor) - Jadą...
(Dima) - Przygotuj się... Raz.. Dwa... Trzy! - skoczył do ciężarówki
(Igor) - skoczył - wisiał na uchwycie - Dima...
(Lera) - Podaj mi rękę - Lera wyciągnęła dłoń
(Igor) - Puszczę, a Ty mnie nie wciągniesz...
(Mihaił) - Jak nie puścisz, ona Ci nie pomoże...
(Igor) - wyciągnął dłoń ku Lerze - Trzymaj mnie...
(Lera) - dyszała - Sama nie dam rady...
(Mihaił) - Pomagam... - złapał Lerę w pasie - ciągnął do tyłu
(Igor) - Nie utrzymam się tu długo...
(Lera) - Jest za ciężki... Musisz wyrzucić coś z plecaka...
(Igor) - Nie ma mowy... Mam tak leki... Nie po to ryzykowałem dla nich...
(Lera) - do Mihaiła - Weź jego plecak, prędko...
(Igor) - dał z siebie zdjąć plecak - Uważaj kurwa, byś mnie zrzucił... - ledwo się trzymał
(Lera) - Trzymam cię...
(Mihaił) - zajrzał do plecaka - A to co to... - pokazał denaturat
(Igor) - Później o tym pogadamy...
(Lera) - Miha...
(Mihaił) - Robi się... - chwycił Lerę ponownie w pasie - ciągnął do tyłu
(Lera) - Raz... Dwa... Trzy... - wciągała Igora
(Mihaił) - Idzie... Jeszcze raz... Raz... Dwa... Trzy... - wpadli z Igorem do środka
(Igora) - O kurwa... - dyszy - Wreszcie na ziemi... - leżał na podłodze
(Lera) - zamknęła boczne drzwi - No nieźle... - oparła się o ścianę
(Dima) - Powiedz mi, ryzykowałeś dla Nas, czy dla siebie?
(Igor) - Leżała butelka nieotwarta, to zabrałem... Jedną stłukłem przypadkiem...
(Lera) - Ciesz się, że Dima ma dobre serce i po ciebie pobiegł... Jesteś moim przyjacielem, ale... Tak się nie robi... Czemu dopiero potem się pofatygowałeś do Nas? Czemu nie poszedłeś z Dimą?
(Igor) - Mała kłótnia między znajomymi...
(Dima) - Mniejsza o butelkę... Przynajmniej mamy lekarstwa.  No i mamy ją - pokazała na Alonę
(Lera) - Gdyby nie ona, byśmy Wam nie mieli jak pomóc... Dziękuję Alona...
(Alona) - Pomogliście mi, ja pomogłam Wam, a na to wygląda, że los chciał bym przyłączyła się do Was. Mam nadzieję, że nie będziecie źli za tamte krzyki, bałam się i trochę straciłam grunt pod stopami...
(Igor) - Prowadzisz, czyli wiesz gdzie jedziesz...
(Alona) - Lera dała mi mapę. Nie poprzestajecie na jednej aptece...  Nie obrazisz się jak ja będę prowadziła?
(Igor) - usiadł na siedzeniu - Nie no, skąd... - pod nosem - Nie mam do ciebie nic...
(Dima) - Skoro tak dobrze sobie poradziłeś, to z Lerą i Mihą posprawdzajcie leki, czy są przed terminem przydatności.
(Lera) - A co Ty będziesz robił?
(Dima) - Nie wiem, podczas uciekania przejechałem po czymś po ramieniu... - zobaczył przeciętą bluzę - Muszę to sobie jakoś opatrzeć...
(Milena) - Ja mogłabym pomóc... Mam bandaże i składniki do odkażania.
(Dima) - Serio, nie kłopocz się...
(Milena) - To żaden kłopot. Usiądź... Proszę...
(Dima) - spojrzał się na Lerę
(Lera) - No co? Ja za ciebie nie odpowiem - uśmiechnęła się
(Dima) - odetchnął - Dobra, to chyba nie mam wyboru.
(Milena) - Masz, ale miło z twojej strony, że jednak się zgodziłeś.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
Dima B
Mihaił B
Alona F
*Kirył W (ciało)
*Igor A
*Lera G
*Jarosław K
*Milena S
*Wiktoria W
*Lika D


*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.jediofapocalypse.pun.pl www.zmierzch-wampir.pun.pl www.twelvesky2.pun.pl www.czteryzywioly.pun.pl www.robak.pun.pl