#1 2015-02-13 10:28:50

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 16 - Droga bez powrotu

29 Grudnia, Gdańsk, 1 Dzień Szturmu
Minęło kilka dni od kiedy całe miasto dowiedziało się co się świeci. Spore stado truposzy zmierzało w ich stronę. Zmierzało, ale nie dotarło. Inni się cieszyli, inni bardziej byli uprzedzeni, że mogą zostać zaatakowani wtedy, kiedy sprawa zostanie zapomniana. Nowo wybrany dowódca straży, zwołał pozostałych strażników, którzy nadzorowali mury, reszta przybocznych zastępowała ich na wzniesieniach. Kamil Adamowicz miał spore doświadczenie w dowodzeniu. Przed apokalipsą prowadził amatorską szkółkę na Obozie Militarnym, zajmował się prowadzeniem fikcyjnych ataków ustawionych przed drugą drużynę, pokazywał jak zaskoczyć przeciwnika oraz jak zwykły rzut kamieniem może odwrócić przebieg potyczki. Nie miał konkurencji w głosowaniu, więc demokracja Gdańska wybrała go jednogłośnie. Mathias oraz jego grupa także byli obecni podczas spotkania Straży. Dzięki wsparciu Joanny i uporze Mariusza, Natalia została przy okazji odnaleziona. Zwabiona do jednego z budynków, perfidnie upita i nieomal prawie zgwałcona przez nieznanego sprawcę. Dla bezpieczeństwa, została w mieszkaniu Osy z Martą, by znów nie doszło do wypadku. Mathias przysiągł, że jeśli Natalii wróci pamięć ze zdarzenia, znajdzie tego, który prawie zabrał jej kobiecość i honor. Iza wspierała chłopaka tak jak mogła, będąc zawsze obok niego, nijak inaczej było podczas zebrania przed kościołem, także była obok.
(Kamil) – Są wszyscy mam nadzieję… - spojrzał na zebranych
(Osa) – zakaszlał znacząco
(Kamil) – Zanim jednak powiem co i jak. Pozwólcie, że przedstawię wam wyjątkowych gości. Wśród nas są ci, którzy obalili Erę Konrada. Mathias Nosarensky oraz jego grupa. Będą przy szturmie i pomogą nam odpierać atak.
(Mathias) – Chcemy połączyć siły, by odeprzeć falę zombie na główną bramę. Jeśli przedostaną się do środka, miasto umrze powoli w męczarniach.
(Kamil) – Dokładnie. Uczcie się morony od tego gościa. Głębokie kondolencję z powodu rodziny… Wiem, że spóźnione… - do strażników – Teraz poznasz Mathias naszych ludzi, którzy sprawują pieczę nad murami. Jestem równie nowy, ale oby te stanowisko nie było ostatnim w czasie tej walki. Opiekunowie Mrozu z północno zachodniego wejścia, Ola Durzyńska i Sewek Ławicki.
(Ola) – Melduję się…
(Sewek) Aye…
(Kamil) – Muszkieterowie Oriona z północno wschodniego wejścia, Szymon Romanowski i Kuba Trzaska.
(Szymon) – Gotowy…
(Kuba) – Tak jest…
(Kamil) –Sokoły Wędrowne z południowo zachodniego wejścia,  Marek Pepa i Weronika Chmielińska.
(Marek) – Yo…
(Weronika) – Na wasze rozkazy…
(Kamil) – Brutale Swobodniki z południowo wschodniego wejścia, Diana Orłowa i Karol Liapunow.
(Diana) – Privet… Gotowa…
(Liapunow) – Bardziej gotowy nie będę…
(Kamil) – Orędownicy Północy z północnego wejścia, Iza Michowska i Mateusz Tillack.
(Iza M) – Gotowa…
(Mateusz) – Gotowy…
(Kamil) – Cienie z Lasu z południowego wejścia, Justyna Tarnowska i Kinga Grolowska.
(Justyna) – Jestem…
(Kinga) – Gotowa…
(Kamil) – Straszaki Alduina z zachodniego wejścia, Klaudia Cieślak i Gustaw Domżalski.
(Klaudia C) –Raczej nie inaczej…
(Gustaw) – Pora zrobić coś dla innych, wybaczcie przyjaciele.
(Kamil) – Wilki Alfa ze wschodniego wejścia, Marlena Michalak i Kinga Rak.
(Marlena) – zaśmiała się – Hehe…  A to do mnie… No to jestem… Hehe…
(Kinga R) – Gotowa…
(Kamil) – Są wszyscy. Ci, którzy są tutaj zdecydowali się być na pierwszej linii.. To znaczy, że jeśli padnie główne wejście…
(Osa) – Wtedy zginą…
(Mariusz) – Poświęcisz oddział?
(Kamil) – Nie jestem jak Konrad. Tym razem poświecenie ludzi, którzy dla niego pracowali nie pójdzie na marne. Jeśli padnie główny szyk, trupy wedrą się, oni muszą odpierać atak, póki inni nie przyjdą. Miasto jest spore i zanim ludzie dotrą, minie trochę. Oddział jest grą na czas. Miejmy nadzieję, że się uda. Mam na myśli to, żebyśmy się dokładnie wszyscy spotkali po wszystkim.
(Mariusz) – Gustaw, po co to robisz… Przecież umrzesz… Ty deklu…
(Gustaw) – Wiem, co się może stać, ale nie boję się. To moje życie i pozwól mi o nim zadecydować. Wstąpiłem do Straży, by odnieść się chwałą, gdy inni nie chcieli. Albo umrę jako bohater, albo przeżyję i będę o tym wspominał kolejnym pokoleniom… Będzie dobrze, tak czy inaczej. Musi być kurwa… Pamiętasz co ci kiedyś mówiłem? „Nigdy nie zapomnij o swoich, ale przede wszystkim Niczego nie żałuj”.
(Mathias) – Macie info, kiedy to nastąpi?
(Kamil) – Powinno dwa dni temu, ale dotąd nic. Więc możliwe, że to nawet dziś. Musimy być gotowi. Ta drużyna to pierwsza linia oporu. Jak padną, użyjemy wszystko co mamy by z północnego wejścia wysłać większość, pamiętając o zostawieniu pewnej liczby dla ewentualnego ataku od tylca.
(Osa) – Co my powinniśmy zrobić?
(Kamil) – Modlić się, byśmy przeżyli. Choć bardziej przydacie się w natarciu. Będziecie wspierać naszych , czy wolicie pomóc tym z północy?
(Mathias) – Pozostaniemy na swoim gruncie. Wyślij tam kogoś innego.
(Kamil) – Nie mam za bardzo kogo. Najważniejsi są tutaj.
(Mariusz) – Wyślij tam mnie, pomogę miejscowym…
(Osa) – Kretynie… Chojraczysz?
(Mariusz) – To jest coś, co mogę zrobić. Wiesz to.
(Kamil) – Dobra, to zabieraj się… Weź jeszcze to – rzucił m4 – Takiego jak ty, nie wysłałbym na śmierć.
(Mariusz) – Jak by coś poszło nie tak… Ratujcie się… Powodzenia, nie dajcie się zabić – odszedł
(Kamil) – Mathias, możesz coś dla mnie zrobić? Ale tak na osobności – zabrał go na bok
(Mathias) – Co takiego?
(Kamil) – Znasz swoich ludzi dobrze, prawda?
(Mathias) – To przyjaciele.
(Kamil) – Tak… PRZYJACIELE… Jasne, niech będzie… Znasz ich na tyle dobrze, by nimi zarządzać?
(Mathias) – Do czego to zmierza?
(Kamil) – Rozważam wszelkie ewentualności. Wiele osób dobrze o tobie mówi, są też ci, którzy poderżnęliby ci gardło, ale mam ich w dupie. Pewnie ci drudzy już srają po gaciach. Większość dobrze staje za tobą. Wsławiłeś się. Konrad… Święć Panie nad jego duszą… Był zbyt zasadniczy. Stawiał na szali za dużo i dużo tracił. Sam poznał znaczenie swojej wrednej polityki… Dokonałeś czegoś wielkiego… Wiem, to niby tylko człowiek, ale to był wrzód na naszej dupie.
(Mathias) – Do rzeczy…
(Kamil) – Wybacz, wczułem się. Innymi słowy, nadawałbyś się na dowódcę. Gdyby dla przykładu mi się coś stało. Miasto potrzebuje ludzi takich jak Ty.
(Mathias) – Bez urazy, ale odmówię. Nie chcę nikim rządzić. Mam przyjaciół, nie będę się wywyższał. Musisz znaleźć kogoś innego. To za duża odpowiedzialność.
(Kamil) – Skoro tak mówisz. A tak po prawdzie, jak się nazywa ta ognista ciemnowłosa dziewczyna? Może się z nią umówię… Po wszystkim rzecz jasna.
(Mathias) – Wolałbyś nie…
(Kamil) – Czemu nie…?
(Mathias) – Nie… - odszedł
(Osa) – Co powinniśmy teraz zrobić. Mi nie trzeba treningu.
(Ula) – Może zobaczymy co u Natalii. Nie trzymała się najlepiej.
(Mathias) – Też pójdę. Iza możesz zostać tu z resztą. Przypilnujecie jej?
(Gustaw) – Masz moje słowo, że nic się nie stanie.
(Iza) – Dobrze, zostanę i postaram się jakoś umilić czas.
(Mathias) – Prawidłowo. Jeśli możesz, tak dla mnie, obgadajcie nasze pozycję. Zawsze to krok do przodu. Wrócę za jakiś czas. Coś ci przynieść?
(Iza) – Jadłam śniadanie. Starczy mi, jak wrócisz.
(Osa) – Panie Sentymentalny, no chodźże wreszcie… - poszli
15 minut później, Mieszkanie Osy i Uli, Orunia.
Osa, Mathias i Ula weszli do mieszkania. Na łóżku siedziała Natalia bez życia, ciągle z traumą. Marta próbowała ją pocieszać, ale na próżno. Znacząco kręciła głową, że nic się jej nie polepszyło ze psychiką. Mathias ubolewał nad tym, przy czym zaciskał pięści, Osa to zauważył.
(Mathias) – Kto… To… Zrobił…
(Marta) – Próbowałam. Uwierzcie, ale nic do niej nie trafia. Zamyka się. Brak kontaktu. Mathias, byłeś z nią… Blisko kiedyś, może tobie się uda.
(Osa) – Dobrze prawi, stary… Będziemy w pokoju obok. Gdyby coś, wołaj, a jak coś, to My zawołamy – wyszli
(Mathias) – Spróbuję…
(Marta) – Potrzebujemy jej. W takim stanie wiesz jak może skończyć… - wyszła
(Mathias) – usiadł na łóżku – Daj sobie pomóc… Nie chodzi o ciebie. Byś spojrzała na świat. Możesz narazić innych przez takie coś. Ktoś Cię skrzywdził, rozumiem…
(Natalia) – przerwała – Ty… Nic… Nie rozumiesz… Nie zrozumiesz…
(Mathias) – Na pewno wiesz Kto… Powiedz…
(Natalia) – Nie wiem… Był w kapturze…
(Mathias) – Głos… Coś szczególnego… Na pewno wiesz, skup się…
(Natalia) – Miał takie zimne łapska… Obmacywał mnie… Wsuwał ręce do moich majtek… I prawie… Prawie… - popłakała się
(Mathias) – przytulił – Jest ok… Już Cię nie dotknie…
(Natalia) – Chwycił za kark i kazał klękać… Nie miałam nic do obrony, a on mierzył do mnie… Rozsunął rozporek i kazał mi…
(Mathias) – Nie kończ… Domyślam się, co mogło być potem… Na szczęście nie zdążył Ciebie tknąć…
(Natalia) – Kiedy byłam w strachu… Kiedy straciłam nadzieję i byłam gotowa upokorzyć się… Zjawił się twój kolega… Rzucił go o ścianę, a ten uciekł… - trzęsła się – Uratował mnie… Przyprowadził tutaj…
(Mathias) – Dobrze zrobił. Zaczyna mi się układać… Gdzie to było? W jakim miejscu?
(Natalia) – Stare magazyny fabryczne w dokach… Nikogo nie było… Bałam się…
(Mathias) – Czemu wyszłaś? Prosiliśmy, byś nie zapuszczała się…
(Natalia) – Chciałam poznać ludzi... Nie mogę całe życie być zamknięta…
(Mathias) – Nie martw się. Jak spotkam Go, na żywych nogach stąd nie wyjdzie…
(Natalia) – To się nie zdarzy… Dziękuję, że się martwisz o mnie… Nie chcę narażać nikogo przez to, co przeżyłam… Toczy się wojna, prawda?
(Mathias) – Jeszcze nie, ale jest blisko, czuję to…
Rozmowę przerwał wybuch. Eksplozja, która nastąpiła za obozem. Mathias zostawił Natalię w środku, a sam wybiegł z mieszkania. Ujrzał spore tumany dymu. Pobiegł automatycznie do głównej bramy, gdzie czuwał Gustaw z Izą. Tłumy obcych ludzi zbiegły się. Niektóre kobiety zaczęły płakać, Mathias usłyszał przypadkowo, że kilka kilometrów od Obozu rozbił się samolot transportowy. Gustaw krzyknął do ludzi by się uspokoili, ale to nic nie dawało.
(Gustaw) – Słyszałeś?
(Mathias) – Co to było?
(Gustaw) – Samolot…
(Mathias) – Nie rób sobie jaj człowieku… Samolot, tutaj?!
(Gustaw) – Kamil otrzymał informację od dowództwa zbrojnego z południa. Mieli wysłać samolot z dostawami zaopatrzenie i żywności… Oprócz obozu tutaj, istnieje jeszcze ich aż trzy. Przynajmniej takie, które są podobnej wielkości co Gdańsk. Poznań, Białystok, Kraków. Ci ostatni odpowiedzieli na wezwanie, reszta milczy… Może już nawet tamci nie żyją… Przysłali samolot, ale coś wyszło nie tak… Zapalił się sam… A potem jebnął gdzieś niedaleko stąd…
(Mathias) – Ile osób tam mogło być?
(Gustaw) – Nie wiem… Kamil się nie ucieszy… Kolejny samolot zmarnowany…
(Mathias) – Kolejny, było ich więcej?
(Gustaw) – Bycie w Straży ma plusy. Dokładnie cztery samoloty w ciągu pół roku zrzucały miasto zapasy. Sporo… Razem to mogła być tona… Teraz jesteśmy stratni…
(Iza) – Co jeśli wybuch przyciągnie zombie?
(Mathias) – Z pewnością. Tego nie dało się nie usłyszeć. W promieniu kilkunastu kilometrów każdy jebany trup to usłyszał. Właśnie zaprosiliśmy ich na kolacje i podaliśmy dokładne położenie… Znajdą wrak, znajdą Obóz…
(Kamil) – pojawił się – Spróbujemy obadać sytuację.
(Mathias) – Chcesz wyjść ot tak i sprawdzić wrak?
(Kamil) – A jaki mam wybór… Wezmę jedno auto i trzech ludzi. Ktoś się zgłasza?
(Mathias) – Zostajemy tutaj.
(Kamil) – Dobra, pojadę sam z obcymi… - podszedł do obcego – Hej, jak się nazywasz? Nil?
(Mężczyzna1) – Stefan…
(Kamil) – Będę Cię nazywał Nil… Umiesz strzelać?
(Mężczyzna1) – Kiedyś… Na patyki…
(Kamil) – Dobra, trzymaj to – dał ak47 – Bierz żonę i syna… Idziecie ze mną.
(Mężczyzna1) – A czemu nie możesz iść sam…?
(Kamil) – Ponieważ ja tak powiedziałem. Nil, kobita i małolat za mną. Będziecie sławni, zobaczycie… Mathias, gdy mnie nie będzie, ani waż mi się ruszyć dupy z głównego ejścia… - poszedł
(Gustaw) – No no…
(Mathias) -  …?
(Gustaw) – Oni nie wrócą.. Mówię o rodzince…
(Mathias) – Skąd wiesz?
(Gustaw) – Widziałeś tego faceta. Nie wiedział za jaki koniec chwycić broń, a młody się prawie posikał.
(Mathias) – Miał na oko może z dwanaście lat…
(Gustaw) – Ma takie prawo… Sam raczej by nie pojechał.
(Iza) – Co teraz? Mamy czekać?
(Gustaw) – No najlepiej. Jeśli to ma być ostatnia bitwa naszych czasów, będziemy czekać.
(Mathias) – To będzie rzeź, gdzie bez ofiar się nie obędzie…
(Iza) – Do końca będziemy walczyć…
(Mathias) – Wiecie jak się ustawimy?
(Iza) – Ustawimy się tutaj. Jeśli się przeniesie, mamy się przenieść na Orunie i stamtąd likwidować trupy. Miejmy nadzieję, że się powiedzie. Nie chcę jeszcze umierać. Chcę doczekać ostatniego dnia Apokalipsy.
(Mathias) – Na mnie możecie liczyć. Póki mam naboje w magazynku, mogę zdjąć tylu, ilu się będzie dało. Pozostaje nam czekać… Ta upiorna cisza… Taka niespokojna…
Godzinę później
Wbiegł Kamil do środka, kazał za sobą zamknąć bramę. Jego obawy nie były bezpodstawne. Zanim podążały trupy, które zwabione przez rozbity samolot, zauważyły obecność obcego auta. Po czym trupy trafiły na szlak prowadzący do Obozu. Zamknięto bramę. Wrócił, ale bez rodziny. Było wiadomo, co się z nimi stało. Szturm się zaczął. Pierwszy szturm, który miał przesądzić dalszy przebieg walk. Szybko zdjął torby z zapasami i podał obcym, by ukryli to w bezpiecznym miejscu.
(Mathias) – Zaczęło się…
(Kamil) – A co myślisz… To było do przewidzenia…
(Mathias) – A co z tamtymi…?
(Kamil) – Nie żyją… To był błąd… Chociaż upewniłem się, że nie wstaną… Kazałem im stać na czatach, ale poszli za mną i dorwali młodego. Rodzice oczywiście próbowali coś zrobić, odwróciłem się i już ich dorwali… Nic z nich nie zostało… Dałem nogę, ale udało mi się trochę toreb zabrać. Nie ma tego dużo, ale to ocalało.
(Osa) – Teraz na mury… - pobiegli
(Mathias) – spojrzał na okolicę – Boże… - Ile ich jest…
(Kamil) – W chuj dużo… Popodziwiasz sobie potem…
(Osa) – Nigdy nie widziałem ich w takiej ilości… - wycelował
(Iza) – Trzymamy się razem… - zaczęli strzelać
Obrona na murach nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Po kilki minutach padło zaledwie kilkadziesiąt trupów, ale większość i tak przedostawała się dalej. Brama trzymała, ale z ledwością. Co chwile ktoś przeładowywał broń. Snajperzy mieli utrudnienie, gdy marnowali kilkanaście pocisków na minutę. Najwięcej amunicji marnowali szturmowcy, którym broń zadawała średnie obrażenia, a i nie zawsze trafiała pociskiem w głowę za pierwszym razem. Ci co mogli strzelali na murach, reszta ustawiona w grupie na dole czekała na moment, kiedy trupy dostaną się do środka. Z kijami, maczetami, nożami, pistoletami, obuchami i łukami czekali na przyjście człowiekożernych okupantów. Ponad godzinę na murach dzielnie strzelali Mathias z innymi. Niestety napieranie martwiaków było silniejsze. Po godzinnej obronie murów, brama padła. Truposze wdarły się do Obozu. Przypadkowo przewróciło się dziecko, które zauważył jeden z martwych. Mathias zeskoczył ze schodów prosto na trupa wbijając mu ostrze w głowę. Od razu przystąpił do ofensywy. W jego oczach było coś dziwnego. Wyjął drugą ręką nóż i grał na czas. Ludzie wykorzystali to i ruszyli do boju, niewielka część tych czekających. Mathias masowo zaczął dobijać przeciwników. Co chciano go ugryźć, robił unik i robił podwójne zabójstwo przy pomocy ostrza i noża. Dobra seria trwała chwilę, gdy przewrócił się o jednego z ludzi. Padając obok zauważył jak metr od niego leżał martwy człowiek, a nad nim siedział trup i żerował na jego szyi. Martwy człowieczyna patrzył martwym wzrokiem na chłopaka, a ten nie negował sprawy. Uderzył kolbą zombie i dobił go między oczy. Po czym od razu pobiegł w głąb obozu. W stronę Oruni się udał. Ciągle było słychać strzały. Ludzie zewsząd próbowali się bronić. Strzelali z okien, z dachów, ze studzienek. Linia oporu zatrzymała się przy bramie. Mathias nie oglądał się za siebie i biegł do przodu krzycząc do napotkanych ludzi by wycofywali się do centrum. Krzyczał też, by snajperzy osłaniali tych, którzy uciekają z głównego wejścia. Pamiętał, by wspomnieć, aby wszystkich, którzy zostali zarażeni próbować ratować, a zabijać tylko w ostateczności. Na ulicach tłoczno jak nigdy. Ciężko było się przedostać przez wielki mur ludzi. Co było słychać okropne jęki umierających, okrzyki trupów pragnących ludzkiego mięsa oraz co chwile przeładowania. Gdy ludzie chowali się w zaukach, gdy zniknęła z ich duszy nadzieja, próbował im ją przywrócić. Krzyknął na nich, by chwycili za broń i broni tego miejsca, dla którego narażali kiedyś swoje życie. To lekko przywróciło wiarę ludziom i pobiegli pomóc tym przy bramie. Nie obyło się także bez ludzi, którzy chcą zyskać na nieszczęściu. Których nie obchodzi walka, tylko własne korzyści. Mathias poczuł, że ktoś próbuje mu zdjąć snajperkę z pleców, automatycznie odwrócił się i przejechał po jego twarzy nożem. Po rysie wzdłuż twarzy zaczęła wydobywać się krew, spływająca po policzku. Ku zdziwieniu to był jakiś obcy chłopak, możliwe parę lat młodszy od niego, który także chciał walczyć. Mathias miał tylko nóż, którym zranił przechodnia. Dał mu go i kazał „Zawsze celować w głowę”. Po czasie dobiegł do Oruni, gdzie było bezpiecznie, a ludzie byli gotowi na przyjście wrogów. Także snajperzy stamtąd zaczęli ostrzał na główną bramę. To nie wyglądało dobrze iż trupów wciąż napływało, a ludzie wciąż ginęli.
Na miejsce dobiegli także pozostali. Mimo starć przy bramie, ludzie padali. Nie zauważono nikogo więcej, kto by mógł przybiec z tych, których Mathias widział wcześniej przy zebraniu. Mogli się rozdzielić, mogli też zginąć. Barykada przy Oruni miała zablokować, a raczej spowolnić trupy. Mathias wszedł na dach bloku, w którym mieszkał, gdzie byli także pozostali. Widzieli jak miasto powoli zaczyna przegrywać, lecz przygotowali się do większej ofensywy. Mathias próbował załadować ostatni ładunek, którego użył wcześniej w czasie pogoni z autem, Iza go powstrzymała, twierdząc, że lepiej zachować wyjątkowy ładunek na kryzysową sytuację.
Ula, Osa, Iza, Mathias, Klaudia, Natalia, Wiktoria oraz randomowi ludzie spoglądali na chaos na ulicach. Obrona się cofa, atakujący napierają i zbierają krwawe żniwo. Ugryzieni niedobici powracają do życia, a Upadła Armia rośnie w siłę.
(Iza) – Gdzie reszta? Widziałeś ich?
(Mathias) – dyszy – Nie… Gustaw mi chwilę mignął, nikogo z naszych dalej nie widziałem… Trzeba się przedostać na północ…
(Ula) – Strefa Niczyja?
(Mathias) – Dokładnie. Ta brama jest równie mocna co przed wejściem, dodatkowo z metalowych osłon. Zniszczenie jej zajęłoby z tydzień. Możemy się tam zabunkrować.
(Natalia) – Mamy zostawić pozostałych na śmierć?
(Mathias) – Nie pomożemy im, jeśli umrzemy na tym dachu – do ludzi – Idziemy na północ. Przekażcie każdemu, kogo spotkacie… Wynosimy się stąd…
(Iza) – Jesteś pewny… - spojrzała na stado – Ciągle napływają…
(Osa) – Mathias ma rację. Spieprzamy stąd, na północ… Mariusz musi sprowadzić  posiłki, zanim zgnilce opanują centrum i umrzemy śmiercią tragiczną…
2 godziny później, Strefa Niczyja, Gdańsk
Wszyscy bez wyjątku z obecnych wcześniej dotarli w okolice strefy. Miejsce było opuszczone, gdyż budynki Straży były ostatecznością, gdyby miasto zostało zajęte. Podziemne korytarze rozwinięte pod całym miastem sprawiały, że kryjówka była jednocześnie tak samo zbawieniem jak i karą. Jeśli ktoś zgubiłby się, a trafiłby na trupa, nie znając korytarzy, szybciej zginąłby niż dostał się do odpowiedniego wyjścia. Dlatego lepiej nie zapuszczać się samemu, chyba że się dobrze zna lokacje. Na złość Mariusza nie było na północnym obejściu. Musiał się przegrupować z innymi do centrum, gdy dowiedział się, że obrona na murach padła. Nie było także wieści od Gustawa, Alana, Lucy, Maksa, Marty oraz dziewczyn z Joanną na czele. Ich los jest na ten czas nieznany. Nikt nie myślał o najgorszym. Przynajmniej nikt tego głośno nie okazywał.
(Mathias) – ciągnął za drzwi – Zespawane czy jak…
(Osa) – Straciłeś siły, ja to zrobię… - ciągnął – przewrócił się – Nic się nie stało… Zespawane to kurwa…
(Mathias) – Czyżby?
(Ula) – Da się jakoś inaczej to otworzyć?
(Osa) – Zamek z drugiej strony, można się tam dostać w ten sposób, w jaki uciekliśmy wtedy – pobiegł
(Iza) – Oby wiedział co robi… Te kolce na murku wyglądają na ostre…
(Ula) – Najwyżej będziemy go wyciągać po kawałeczku – założyła ręce
(Osa) – przeskoczył za murek – To jest parkur, mam na to certyfikaty cztery… Rzućcie mi broń!
(Mathias) – Jesteś przekonany? To spory odgłos.
(Osa) – Chcesz umrzeć tutaj czy w środku? Rzuć mi broń…
(Mathias) – rzucił strzelbę – Wiesz, co robisz?
(Osa) – wycelował w zamek – Nie, ale ta broń kiedyś podobno rozwaliła drzwi od stodoły…
(Iza) – Tamte były drewniane…
(Osa) – Maksymalne skupienie… Cel namierzony… Palec na spuście… Wstrzymanie oddechu…
(Ula) – Rozjeb ten zamek kurwa…
(Osa) – Można to zrobić po chamsku, ale z zamkiem trzeba jak z kobietą… - strzelił- Poszło… - zdejmował łańcuchy – Wbijajcie do środka…
Po wejściu do środka zauważył one zostały małe wgniecenia na rolecie antywłamaniowej osłaniającej okno tuż obok drzwi frontowych. Mathias zaczął oględziny miejsca naczynając od okien kuchennych i kończąc na tyłach domu, gdzie ślady włamania, a raczej jego próby, były znacznie bardziej wyraziste. Na dawno nieskoszonej trawie widniały odciski co najmniej trzech par butów. Były domysły, że ktoś podczas mobilizacji mógł się jakoś włamać by coś stad wynieść. Coś żywego lub martwego. Ujrzał ciągnące się ślady krwi na podłodze. Zabrał Osę ze sobą po tych śladach. Natrafili na salę, gdzie wcześniej widziano więzionych ludzi. Było pusto. Weszli, widząc w rogu ucztujące dwa trupy przy ciele. Od razu Osa kolbą unieruchomił jednego, Mathias dobił go ostrzem. Drugi nadbiegł, Osa użył noża, by odebrać mu wolność. Spojrzeli na martwe ciało więźnia. Było tak zdefasonowane, że twarzy praktycznie nie było widać. W brzuchu dziura, na ziemi przy ciele zwisające jelito, wokół denata mnóstwo krwi. Ciało z raną postrzałową w głowie zostało znalezione przez trupy, które musiały tunelami się dostać do strefy, bądź co bardziej możliwe, ludzie w celach po prostu umarli śmiercią naturalną i powrócili. Chłopaki wrócili do reszty, Mathias usiadł przy oknie, Iza zaniepokojona siadła obok.
(Iza) – Dobrze się czujesz?
(Mathias) – To tylko zmęczenie. Nic mi nie jest.
(Iza) – Mamy tak tu siedzieć?
(Osa) – Wezmę parę osób na dach, spróbujemy obadać sytuacje z centrum. Może dowidzimy coś. Mathias, pożycz broń, oddam ci później.
(Mathias) – podał – Tylko nie upuść jej. Drugiej nie mam.
(Osa) – Postaram się, Ulka, Klaudia, chodźcie… - poszli na dach
(Iza) – Zobaczymy ich, na pewno… - przytulił
(Mathias) – Wiesz sama, że to ułuda…  Nikt kto był tam w natarciu przy bramie, nie mógł tego przeżyć… Poświęcili się dla takich Nas. Siedzimy tutaj, bo nie mamy dobrej alternatywy, by wyjebać ten koszmar ponownie do ziemi…
(Natalia) –Pójdę na dach, wołajcie, gdybym była potrzebna – poszła
(Mathias) – Podzielono nas. My jesteśmy tutaj, nie wiemy gdzie Mariusz, nie wiemy gdzie reszta…
(Wiktoria) – Nie ma tak, że zginęli… Przynajmniej nie Mariusz, on nie jest z takich… Wiemy to.
(Iza) – Zostaniemy tu ile będzie trzeba. Zabezpieczymy tunele, a potem spróbujemy znaleźć naszych. Przede wszystkich znajdziemy centrum łączności. Może ktoś tam został i możemy połączyć się z kimkolwiek. Tymczasem ukrywajmy się tutaj, gdy inni toną w szczylach i własnej krwi za naszymi plecami… - podszedł do okna
(Iza) – Sam pokazywałeś nam, by się nie poddawać się. Żyjemy! Nie jesteśmy tchórzami. Szarża bezmyślna to zwykła szybka śmierć… Wiedziałeś to, dlatego uciekliśmy tutaj. Spójrz na ludzi, nie znałeś ich, a pozwoliłeś zabrać się z nami… Nie jesteś tchórzem, nie jesteś złym chłopakiem…
(Mathias) – Będzie mi czas dziękować potem, gdy to wszystko ucichnie…
(Wiktoria) – Póki żyjemy jest szansa… Pamiętasz co mówił Dima, wtedy jeszcze kawałek przed tym wszystkim? „Że Boga Nie Ma”. Więc możemy liczyć tylko na siebie… Na siebie oraz na innych… W nas samych jedyna nadzieja, by przezwyciężyć to gówno.
(Iza) – Damy radę. Prawda, z takim zagrożeniem się nie mijaliśmy nigdy, ale damy radę. Wytrzymaliśmy kilka godzin, żyjemy. To najważniejsze.
(Mathias) – Masz rację… Obie macie rację… Liczmy się z tym, co mamy… Ile jest około czasu do Centrum Łączności…?
(Wiktoria) – Godzina bez odpoczynku. Chcesz iść już teraz?
(Mathias)- Nie, musimy się zregenerować. Jedno pewne. Dziś nie zaśniemy spokojnie.  Myślmy pozytywnie, że nie przedostaną się do nas. Jak opanują centrum… Będziemy mieli przejebane…
(Iza) – złapała za rękę – Nasz los złączony z twoim. Jeśli któreś z nas zginie. Obiecujemy sobie, że ta druga osoba nie pójdzie za pierwszą, tylko należy pamiętać, w sercu…
(Mathias) – Nie wypada o tym mówić teraz… Nic się nie stanie takiego…
(Iza) – Nie wiesz tego. A kiedy chcesz o tym gadać? Jak będziemy przy granicy śmierci? To w każdej chwili może nastąpić…
(Wiktoria) – Czy chcesz Mathias, czy nie, idziemy za tobą wszędzie. Teraz nie masz wyjścia.
(Mathias) – Przyrzekam Ci, ale wiem, że tak się nie stanie… Nie Nam Iza…
(Iza) – Wiesz to, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Wystarczy jedna nieuważna chwila i jesteś martwy. Wierzę, że przeżyjemy to… Chcę z tobą być do końca, nawet jeśli bym musiała konać ci na rękach…
(Wiktoria) – Zostawię was samych na chwilę. Spróbuje coś pomóc… Hej, ty – do obcego – Spróbuj pilnować drzwi, tylko ich nie rozwal, jasne? – do Mathiasa – Zaraz wracam… - poszła na dach
(Iza) – Zostaliśmy wybrani, by przeżyć… Może to głupie myślenie, ale znajdziemy resztę… 
(Mathias) – I gdzie uciekniemy…? Nie ma do czego wracać…
(Iza) – Zawsze jest… Nawet zniszczona szopa może być nowym domem. Tu bym nie została… Zbyt złe wspomnienia… Zbyt wiele cierpienia…
(Mathias) – Nie wiem czy będzie mi to dane dotrzymać, ale zabiorę Nas stąd, tam gdzie byśmy byli bardziej bezpieczni niż tutaj. Chodziło mi też o resztę… Są częścią nas… Nie zostawimy ich na śmierć… Jeśli ich znajdziemy, jeśli zdążymy… Opuścimy to miejsce razem, wszyscy… - spojrzał na Izę
30 Grudnia, Gdańsk, 2 Dzień Szturmu
Nie poszło zgodnie z planem. Miasto powoli upadało. Ci, którzy przeżyli chowali się jak szczury w budynkach. Trupy opanowały większość regionów w mieście, a ludzie, którzy mieli bronić północnego obejścia zniknęli, zostawili posterunek na pewną śmierć, uciekli w swoją stronę pozostawiając niewinnych mieszkańców na własną zgubę. Minął dzień, a miasto nie przypomina tego, czym jeszcze było dobę wcześniej. Mathias z pozostałymi nie wychodził od tamtego czasu ze Strefy. Wyjście nieprzemyślane mogło skończyć się śmiercią. Populacja praktycznie zmalała o połowę. Ci, którzy walczyli godnie, umarli z honorem, toteż mogli się przemienić i dalej nie zaznać spokoju. W tym czasie udało się nawiązać kontakt z Centrum Łączności. Dzięki radiu, które było w budynku, naprawionym przez Natalię, można było usłyszeć głos znajomy, był to Mariusz, jedna dobra wiadomość, ale za jaką cenę. To było niemal do przewidzenia.
(Mariusz) – Jest tam kto… Raz… Dwa… Trzy… Tutaj Mariusz Wasiak z Północnego Batalionu… Halo, no kurwa… Świetnie…
(Natalia) – przebudziła się – Co się stało…
(Mariusz) – Powtarzam… Północny Batalion… Ktoś tam jest żywy?!
(Natalia) – odblokowała krótkofalówkę – Halo?
(Mariusz) – Dzięki kurwa Bogom… Ty jesteś, Natalia? Dobrze pamiętam? Jest ktoś z tobą? Podajcie swoją pozycję…
(Natalia) – Tak… Są ze mną…
(Osa) – przerwał – Dobrze słyszałem? Predator przeżył?
(Mariusz) – Na twoje nieszczęście pacanie, powyrywam ci nogi z dupy jak się pojawię…
(Osa) – Też się cieszę z twojego głosu. Masz jakieś wieści? Siedzimy tu jak sardynki…
(Mariusz) – Wiem wiele, czego żałuję…
(Osa) – Są z tobą inni? Marta, Gustaw, ktokolwiek z naszych, Straży?
(Mariusz) – Są dobre i złe wieści. Zacznę lepiej od dobrych, są ze mną Marta, Maks, Joanna i Roksana. Innych nie widziałem…
(Osa) – Co z resztą?
(Mariusz) – Gustaw martwy… Dopadli go przy bramie… Tyle się dowiedziałem, zanim Obrońców Muru szlak trafił…  Reszta tych kretynów też pewnie padła. Nie byliście w centrum, lepiej nie przychodźcie. Wszędzie trupy, tylko kryjówka daje nam schronienie, ale bez zapasów zdechniemy po kolei… Pytałem się, co z wami. Kto jest u was, w jakim miejscu… Może uda nam się dostać…
(Osa) – Dobrą porę wybrałeś… Lepsza niż żadna… Mathias, Ula, Wiki i Klaudia. Poza tym kilku obcych.
(Mariusz) – Chociaż to. Serio, nie widziałem reszty. Nie przetrwaliby na ulicy minuty. To skurwieństwo pierdolone wszystko wyczuje.
(Osa) – Co teraz? Musimy jakoś się przebić.
(Mariusz) –Nie ma kurwa mowy. Zginiecie w trakcie i będą was zeskrobywać z ziemi. Plan taki. Nazbyt oczywisty. Cel priorytet. Wypierdalać z miasta.
(Osa) – Dzięki, też o tym pomyślałem wcześniej. Jesteśmy na szarym końcu. Jak się przedostać na początek?
(Mathias) – wstał – Osa?
(Osa) – Mathias się otrzeźwił, chcesz go?
(Mariusz) – Lepiej wymyśl plan jak się dostać do wyjścia, lepiej zbudź też resztę. Spróbuję poszukać na własną rękę innych żywych. Spróbujemy wziąć uwagę zombie na siebie, wtedy wy ruszacie przed siebie.
(Mathias) – Przeżyłeś…
(Mariusz) – Czego nie można powiedzieć o innych. Jesteś kawał sukinsyna. Ciebie nie da się zabić. Wbić ci nóż w gardło, tyś byś go wyjął i jeszcze oddał ze zdwojoną siłą, ja jebie… Mniejsza… Nie mamy zbyt wiele czasu… Masz zegarek? Za godzinę zadzwonię znowu… Wtedy spróbujcie się wydostać stamtąd… Jasne? Drugiej szansy nie będzie. Przyjmiemy falę na siebie. Damy wam czas. Prawdopodobnie całe miasto się zwali mi na głowę, ale wam się uda.
(Mathias) – To brzmi jak pożegnanie. Chyba nam tego nie zrobisz.
(Mariusz) – W żadnym razie. Wiem, zabrzmiało dwuznacznie. Znasz już plan. Jak coś, sygnał, bieg, brama. Tam się wszyscy spotkamy. Jak znajdzie się reszta, skieruje ich tam. Pamiętaj, to jedyna szansa. Jeśli się nie uda, przesiedzimy kolejną dobę bez jedzenia, a wtedy dołączymy do trupów i zapalimy własne świece… Rozłączam się, bez odbioru… - brak sygnału
(Osa) – Więc znasz jego plan. Pojebało go. Pieprzony samobójca… Zgrywa bohatera…
(Iza) – Możliwe chce nam pomóc.
(Osa) – Przyjmując najsilniejszą falę na siebie? To nie jest wyjście.
(Mathias) – To jego życie. Wybrał co z nim zrobi. Gustaw już zapłacił za wolność. Chcecie skończyć jak on? Zostaniemy tutaj, umrzemy…
(Klaudia) – To co mamy robić?
(Mathias) – Czekamy na sygnał, więc załatwcie się lepiej. Potem nie będzie czasu na oddech.
(Iza) – Nie dosłyszałam. Kto z nim był?
(Osa) – Joanna, Roksana, Marta i Maks. To na pewno. Żyją.
(Wiktoria) – Alan… Lucy… Karina… Klaudia… Aneta…  Gustaw… Apokalipsa zbiera żniwa…
(Mathias) – Oni Wcale Nie Umarli…!
(Wiktoria) – Jakie mają szanse na zewnątrz. Widziałeś sam co się stało. Ludzie ginęli na żywca. Zostawali rozszarpywani…  Obrona zawiodła… Centrum niemal zdobyte… My tutaj… Martwy punkt…
(Ula) – Wydostaniemy się. Mam mieszane uczucie co do Wielkiego Planu, ale nie mamy wyjścia innego. Wszyscy to wiemy.
(Mathias)-Zrobimy jak mówił. Potem reszta w rękach opatrzności – usiadł – zamyślił się
Chłopakowi zrobiło się chwilowo słabo. Złapał się dłonią za głowę. W tej chwili przychodziły mu do głowy obrazy. Kolejne mary, które go nawiedzały. Tym razem nie były tak złe jak się spodziewał. Znów zobaczył tych, których znał. Tym się różniło to spotkanie od poprzedniego, że aktualne obrazy były wytworem i rezultatem obecnych zdarzeń, a wcześniejsze było realną rozmową, która już nie nastąpi, dopiero przed śmiercią Mathiasa, do której mu śpieszno nie było. Było w jego głowie kilka osób. Matka, Ojciec, Siostra, Oskar i Łukasz, czyli najbliższe mu osoby z otoczenia i najbardziej zaufane. Duchy były tylko wytworem wyobraźni, ale miały postać jego bliskich, a to było dla niego bardzo istotne.
(Matka) – Tak jest lepiej… I będzie lepiej…
(Ojciec) – Nie musisz walczyć. Przecież wiesz jak będzie.
(Mathias) – Nic nie jest prawdziwe…
(Oskar) – Też tak myślałem, kiedy ugryźli mnie jako ostatniego, gdy mieliśmy uciekać. A teraz, leże w Fabryce z dziurą w głowie. Wiesz jaki jest twój problem?
(Mathias) – Oświeć mnie…
(Oskar) – Pierw robisz, potem myślisz… Sprowadzisz swoich przyjaciół na śmierć… Ślepo za tobą idą, bo wierzą, że coś dobrego zrobisz. Tkwisz w bagnie… Przez to mogło się obyć bez kilku wypadków… Może wtedy Ja bym żył… Może nawet Paula by żyła…
(Mathias) – To nie było moją winą… To był przypadek…
(Łukasz) – Przypadek, którego nie dopilnowałeś… Ludzie umierają na tej wojnie. Coraz więcej. Nie zbawisz świata. Za swoje błędy trzeba zapłacić. Może pora ci będzie ponieść zapłatę już niedługo…
(Mathias) – Pieprzysz… Wiem, co było i co może się stać, a wcale nie musi. Będzie trzeba to zmienię mój los. Nie jestem najważniejszy. Ci ludzie są ważniejsi niż ja… Iza jest ważniejsza niż ja… A Wy… Was tu nie ma… Ponieważ Wy nie żyjecie… To jeszcze nie koniec… To nie koniec…
(Siostra) – Tak jest lepiej… Zamknij oczy… Wiesz co będzie…  Nie walcz z tym braciszku…
(Mathias) – Nie powstrzymacie świata… Nie zmienicie mnie… Was tu nie ma, słyszycie?! Dawno odeszliście z tego świata, a teraz niepokoicie stare prochy… Wyjdźcie z mojej głowy…!
(Łukasz) – Za swoje błędy trzeba zapłacić… Nie uciekniesz od tego…
(Mathias) – Póki walczę i mam dla kogo walczyć… Póki żyje we mnie człowiek… Mogę zmienić wszystko… Mam dla kogo żyć, a Wy… Jesteście puści… Iluzje bez duszy… Spieprzajcie z mojej głowy…
Po lekkim szoku Mathias się obudził z transu. Obudziła go Iza, która od momentu wejścia Mathiasa w zamyślenie, czuwała przy nim, ściskała go za rękę i nie śmiałaby puścić. Bacznie też obcy przyglądali się zdarzeniu, które miało miejsce. Osa tym co zobaczył też nie był zdziwiony. Rozumiał wszelkie dziwne wizje i myśli w głowach. Sam nie powiedział tego nikomu, ale zaczął przez chwilę myśleć o tym jak wszyscy po kolei zginą, tak samo jak myślał Mathias gdy w Malborku miał dłuższy sen, który zamienił się w koszmar.
(Osa)  - Mathias, chłopie nie odpływaj…
(Iza) – Znów koszmar na jawie?
(Mathias) – Nie… Coś gorszego… Mózg ze mną walczy… Ale jak zwykle, nie złamie mnie…
(Klaudia) – Tyle was znam, a ciągle się nie mogę oswoić z myślą, że zginiemy…
(Mathias) – Nie zginiemy… Przeżyjemy i zrobimy przysługę dla świata…
(Osa) – Gdzie Natalia?
(Mathias) – Była tutaj przed chwilą…
(Wiktoria) – Mówiła, że idzie się odlać…
(Osa) – Puściłaś ją samą…?
(Wiktoria) – To nie dziecko…
(Natalia) – krzyk – Pomocy!
(Iza) – Ten krzyk nie wnosi nic dobrego…
(Osa) – Mathias, ze mną, zostańcie tutaj… Oby ten krzyk całej dzielnicy nie zwalił na głowę… - pobiegli
Na miejscu znaleźli martwego trupa i Natalię, trzymającą w ręku kuchenny nóż. Trzęsła się i upuściła go na ziemię. Zombie pojawił się znikąd, było pewne, że skoro jeden znalazł pożywienie, w niedługim czasie pojawi się ich więcej. Chłopacy przyprowadzili dziewczynę do pozostałych. Nie bała się kontaktu z trupem, bała się ataków z zaskoczenia, gdzie mogła zostać ugryziona.
(Wiktoria) – Co tam się stało?
(Osa) – Trup…
(Iza) – Jak to? W toalecie?
(Osa) – Kurwa, przyciągamy za dużo uwagi… - usłyszał szuranie za oknem – Chyba mamy nieproszonych gości…
(Wiktoria) – stanęła przy drzwiach – Przynajmniej pół dzielnicy… - podtrzymywała swoim ciałem
(Mathias) –Co z sygnałem od Mariusza?
(Osa) – Jebać sygnał… Do tego czasu wyjdziemy nogami do przodu… Ktoś ma jakiś plan… Dobra, już mam… Po dachach… My ściągnęliśmy uwagę, musimy dostać się do Centrum Łączności. Znaleźć Mariusza, resztą i spierdalać stąd zanim więcej umrzyków będzie chciało dobrać się do moich jajek. Za mną, będzie chwila bez oddechu, szybko!
(Wiktoria) – Co z tamtymi? Stoją bez ruchu…
(Osa) – Słuchajcie, nie zmuszamy was… Jeśli nie chcecie iść… Chociaż trzymajcie drzwi, by nam dać czas… Lub… Stójcie i czekajcie na śmierć… Wiki, szybko… Nie mamy czasu!
(Wiktoria) – spojrzała na ludzi – Dziękuję… - pobiegła
(Osa) – spojrzał na sąsiedni dach – Dobra, to będzie drobnostka. Szybki sprint i przed krawędzią skok. Złapiemy się tych szczebli. Potem to pryszcz, by się dostać do centrum miasta…
(Mathias) – Jasne… - usłyszał wyłamane drzwi – Dostali się…
(Iza) – Szybko…
Skoczył pierw Osa, za nim Ula, Iza i Wiktoria. Mathias szykował się do skoku, rozpędził się i skoczył. Natalia podczas skoku straciła równowagę, ale Mathias zdążył ją chwycić na czas. Czas był na Klaudię. Zrobiła parę kroków do tyłu i próbowała zrobić rozbieg, ale poślizgnęła się przed krawędzią i spadła trzy metry niżej na ziemię. Osa widząc to, nie myślał długo. Zeskoczył na ziemię i próbował doprowadzić Klaudią do reszty, by mogła dostać się na górę. Problem był taki, że skręciła nogę i nie mogła samodzielnie wdrapać się nawet na ścianę. Osa posadził ją na ziemi, wyjął strzelbę i ostrzeliwał nadchodzące trupy. Kiedy został mu ostatni magazynek, postanowił znów spróbować, podniósł Klaudię i próbował pomóc jej chwycić się drabiny. Gdy myślał, że dziewczyna się trzyma, a tak się wydawało, musiał ją puścić, by móc ją osłaniać. Upadek wcześniejszy jednak sprawił, że jej siła zmalała do minimum. Nie mając na to wpływu, samoistnie puściła szczebel i upadła ponownie. Jednak tym razem upadek był na tyle niefortunny, że wbiła się na wystający z ziemi metalowy spawany drut. Poczuła wielki ból przeszywający ją w okolicach pleców. Leżała wbita w ziemię. Iza zdjęła snajperkę i zdejmowała nadchodzące ścierwa, jednak na niewiele się to stało. Osa spróbował ostatni raz. Chwycił oburącz za korpus Klaudii i próbował wyciągnąć ją z męczarni, ale każde pociągnięcie w górę sprawiało, że dziewczyna czuła niewyobrażalny ból wewnątrz siebie. Nie było już nic, co mogłoby pomóc. Osa spuścił wzrok, przed czym spojrzał na Klaudię. Dziewczyna dyszała, a ziemia zalewała się powoli jej krwią. Trupy nie odpuszczały. Klaudia z bólem patrzyła na przyjaciela, wiedziała co ją spotka. Osa wymierzył do niej, powiedział sentymentalne „Przepraszam”, po czym strzelił jej między oczy. Od razu z jej ciała wyszło życie. Szybko przymknął jej oczy i wdrapał się na dach dzięki szczeblom w ścianie. Kilka sekund później trupy zbliżyły się do ciała dziewczyny i zaczęły swoje kanibalistyczne żerowanie. Przyjaciele już nie mogli na to patrzeć, ze smutkiem w oczach musieli biec dalej, zostawiając za sobą dobrą dziewczynę, której śmierć była przypadkiem, a teraz mogła wreszcie spotkać się ze swoim chłopakiem, który już czeka na nią po drugiej stronie.
[b]Godzinę później, Centrum Łączności.[/b]
Szczęście im sprzyjało. Dotarli w to miejsce, do jakiego chcieli dotrzeć. Centrum miasta, które było równie opanowane przez trupy. Zdążyli przed odejściem atakujących. Mariusz z obstawą tkwili w budynku na dziedzińcu. Iza i Mathias ostrzeliwali zombie przy wejściu. To był sygnał dla reszty niedobitków, że przybyło wsparcie i mogą wyjść. Ku oczom przybywającym ukazały się osoby, o których Mariusz wspominał. On sam, Marta, Maks, Joanna i Roksana.
(Mariusz) – Czy nie mieliście iść w innym kierunku?
(Osa) – Zmiana planów. Idziemy razem. Bez wyjątków…
(Marta) – rozglądała się – A gdzie Klaudia? Zaraz przyjdzie, prawda?
(Mathias) – Nie przyjdzie…
(Osa) – Jeśli nie pośpieszymy się, podzielimy jej los. Wiesz jak sytuacja? Gdzie do chuja ten pseudo dowódca tej obrony?
(Mariusz) –Nie widziałem go od ataku na mur. Ale mamy coś, co was zainteresuje… Chodźcie, to kilka kroków stad… Patrzcie… - pokazał ciała zombie
(Iza) – Alan… Lucy… Nie żyją…?
(Mariusz) – Znaleźliśmy ich niedługo jak się rozłączyłem… Chcieli chyba dostać się do jakiegoś budynku… Nie udało im się… Ugryzienia na nogach głównie… Próbowali walczyć to pewne… Ale byli bez broni… Nie mieli szans….
(Mathias) – Musimy się wydostać stąd…
(Mariusz) – Coś mi świta. Baza Konrada… Gdzie wedle legend chował się dowódca, gdy oblegano jego twierdzę? W swoim pałacu… Tylko tam mógł się udać… Musimy tam pójść.
(Osa) – To kolejne pół godziny stąd. Nadrabiamy drogi… Pamiętaj, trupy nie śpią…
(Mariusz) –Dobra, to rozdzielimy się…
(Iza) – Nie… Za dużo razy…
(Mariusz) – Kompromis. Iza, Mathias, Ula, Osa. Idziecie ze mną, sprawdzimy to. Uratuję dupka. Gustaw mu zaufał, ja zrobię to samo i uratuje gnoja, co go wpakował pod zębiska.
(Osa) – A reszta?
(Mariusz) – Joaśka poradzi sobie z resztą. Zabierze pozostałych do bramy, tam będziecie na nas czekać.
(Joanna) – Robi się…
(Iza) – Moim zdaniem nie jest warto…
(Mariusz) – Jeśli nawet na próżno idziemy… Chce być tego pewny…
(Joanna) – Będzie dobrze. Spotkamy się później.
(Osa) – Trzymajcie się dachów.
(Joanna) – Zapamiętam… - pobiegli
(Mariusz) – Dobra, biegiem… Macie siłę?
(Mathias) – Ktoś musi…
(Mariusz) – Sprintem, Mathias… Jesteś kawał sukinsyna o carskiej duszy…
(Mathias) – westchnął – Dzięki…
(Osa) – Biegiem…!
30 minut później, Baza Konrada
W okolicy siedziby było spokojnie. Trupy chodziły w większych odstępach, przez co budynek był w miarę bezpieczny od zewnątrz, czego nie można było powiedzieć o środku. Wewnątrz panował chaos. Sterta ludzkich ciał wraz z ciałami zombie. Wszystko w ciągu doby się zmieniło. Brak życia, brak ludzi. Jednak dopiero w gabinecie Konrada znaleźli tego, kogo poszukiwali. Na ich nieszczęście dotknęli siedzącego na siedzeniu Kamila, lecz po odwróceniu fotela, okazało się, że dowodzący jest martwy z raną na szyi od ugryzienia i pociskiem wbitym nad prawym okiem, od razu ciało bezwładne opadło na ziemie, a wokół było słychać kroki. Mathias odwrócił się, został uderzony w twarz, Osa oddał jeszcze mu zanim się dowiedział kim jest napastnik. To był Mateusz.
(Osa) – Ani kroku, a rozpłatam ciebie jak żabe…!
(Mateusz) – Jeśli tak zrobisz… Sam zginiesz…
(Osa) – Martwi mi nic nie zrobią…
(Mateusz) – Ja nie, ale trupy owszem…
(Mathias) – Dość… Później się policzycie… Trwa walka z czasem, a my marnujemy ją na tego tutaj…
(Mateusz) – Muszę was się pozbyć, słyszycie… - wycelował w Ulę
(Osa) – Tylko spróbuj, a twój były kolega wpakuje tobie nóż w dupsko…
(Mariusz) – Teraz jesteśmy sami… Nie ma twoich popychadeł… Kat i ofiara…
(Mateusz) – Chciałbym pogadać, ale… - próbował się wymknąć – zauważył stado
(Ula) – Świetnie… - wyjęła pistolet
(Osa) – Nie, dźwięk zwabi ich więcej…
(Mariusz) –To wasza szansa... Biegiem!
(Mathias) – Ty też uciekaj… - pobiegli schodami na piętro – Zginiesz tam na dole!
(Mariusz) – Biegnijcie prosto przed siebie, potem szybko na dach… Dołączcie do pozostałych!
(Mateusz) – Kurwa… - otaczały go zombie – Kurwa…
(Osa) – Zostaw go… Szybko uciekaj!
(Mariusz) – Jeśli mam wybierać jakieś zło, wolę nie wybierać wcale – rzucił się na trupy
(Ula) – Albo jest szalony… Albo ma coś w zanadrzu…
(Mariusz) – Uciekajcie! Uciekajcie! – walczył z trupami – Dołączymy do was później…!
(Mateusz) – Pomagasz mi… Czemu?
(Mariusz) – Wróg mojego wroga to mój przyjaciel… Może umrzesz, kto wie… Ale nie tutaj!
(Osa) – pchnął Mathiasa – Nie ma czasu! Biegiem!

Offline

 

#2 2015-02-13 10:34:02

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 16 - Droga bez powrotu

Godzinę później, okolice Oruni
(Mathias) – Spójrzcie na to… Nic z tego nie zostało… - spojrzał na zniszczony budynek mieszkalny
(Osa) – Szczęście, że nas tam nie było…  - zobaczył z daleka bramę – Nie zostało daleko… Miejmy nadzieję, że innym się udało… Że Mariuszowi się udało… Że Natalii się udało…
(Ula) – Na pewno…
(Iza) – Może odpoczniemy chwilę… Padam z sił… - usiadła
(Osa) – Chwilę, nie możemy długo stać w jednym miejscu… Zwracamy uwagę… Za bardzo… Patrzą, ale nie wiedzą jak się do nas dostać… Nie czekajmy za długo, by się przekonać…
(Mathias) – Ile macie jeszcze amunicji?
(Osa) – Dwa magazynki po dwadzieścia…
(Ula) – Trzy magazynki po trzydzieści…
(Iza) – Półtora magazynka czyli trzydzieści.
(Mathias) – Mi został ostatni magazynek… Ostatnie piętnaście pocisków… Plus ten specjalny, który miał być na coś wyjątkowego.
(Osa) – Może dla przykładu na tą okazję? Pieprznij tym ładunkiem w chuj daleko, trupy pójdą tam, a my spieprzymy do bramy. A cieci spod niej załatwimy prościej z formalnością,
(Iza) – Wiemy gdzie się udamy?
(Osa) – Nie… Nie mamy gdzie iść… Pamiętacie o czym gadaliśmy przed Świętami? Że gdyby coś, mamy kierować się na południe. Wiem, zły pomysł, ale prawie wszyscy zgadzali się na to. Czyli jak uciekać to tą samą drogą, którą przyszliśmy tutaj.
(Iza) – wstała – Już lepiej, ale nadal nie jest najlepiej…
(Mathias) – Chodźmy… Niewiele brakuje do wolności…
Pobiegli dalej, choć już nawet Izie kończyły się siły, ale biegła dalej. Biegli do przodu przed siebie, nie oglądając się do tyłu. Na miejscu, przy granicy z Orunią napotkali małą potyczkę, strzelaninę, w której uczestniczyła Joanna, Maks, Marta i Wiktoria. Drużyna szybko wspomogła przyjaciół, amunicji pozostawało coraz mniej. Dowiedzieli się, że Natalia z Roksaną odłączyły się na chwilę przez przypadek i grupa próbowała się dostać do nich, ale trupy zagroziły im drogą. Mathias wziął ze sobą Izę i Osę, Ula dała swój pistolet i reszta wspięła się na pobliski dach, by poczekać aż Natalia z Roksaną wrócą. Powrót wcale nie był taki prosty. Mathias, Iza i Osa biegli w kierunku najbliższego małego stada, nic nie znaleźli. Nic, dopóki ktoś nie krzyczał o pomoc. To była Roksana. Dzięki temu szybko dziewczyny zostały odnalezione. Były na pobliskim dachu, napierające trupy nie pozwalały odetchnąć. Mathias szybko zawołał do dziewczyn, by dołączyły do nich, ale nie mogły. Było zbyt ryzykowanie. Iza zmarnowała pół magazynka, co dało Natalii oraz Roksanie chwilę czasu, by zejść z dachu. To było chwilowe zwycięstwo. Nie było czasu, aby wspinać się na kolejny dach. Aby nie dawać inicjatywy wrogowi, Mathias zszedł na dół i próbował pomóc dziewczynom się wydostać. Były lekko obolałe, ale jednak zależne od Mathiasa. Wziął je pod ręce i próbował wyprowadzić. Ciężar jednak był odczuwalny. Trupy nie czekały w spokoju na rozwój wydarzeń, od razu przystąpiły do ataku.  Mathias się potknął, Osa wykorzystał pistolet Uli i zdejmował najbliższe trupy z pola widzenia. Chłopak wstał, a potem zauważył jak dziewczyny coś przyciąga w dół. Okazało się, że trupy ogłuszone jedynie próbowały przyciągnąć do siebie dziewczyny. Mathias nie miał czasu wyciągać broni, narobiłbym hałasu większego. Osa miał ostatnią kulę w pistolecie z tłumikiem.
(Natalia) – Pomóż jej…
(Mathias) – Pomogę wam… - trzymał obie dziewczyny za dłonie - Osa, zastrzel to wreszcie!
(Osa) – Mam jedną kulę… Kurwa…
(Natalia) – Posłuchaj…  Jestem ugryziona…
(Mathias) – nie puszczał – Nie pozwolę Ci umrzeć… Nie w takiej chwili…
(Natalia) – Nie daj się zabić, słyszysz… Puść mnie i ratują tamtą…
(Iza) – załamała ręce
(Roksana) – Nie słuchaj jej… Mathias, pociągnij… Dasz radę…
(Mathias) – ciągnął – Ani drgnie…
(Osa) – Zaraz będzie za późno… Kurwa…
(Natalia) – Przyjrzyj się mojej szyi… To koniec, słyszysz… - kaszlała – To koniec… Wiesz dokładnie co zrobić, by przeżyć… Usunięcie zarażonej kończyny… A na mój przypadek znasz już lek…
(Mathias) – Nie… Pozwolę… Wam… Umrzeć – wyciągnął obie spod łap trupów
(Roksana) – Dzięki… - pomogła Natalii
(Natalia) – Po co… Umrę… Wiesz to…
(Mathias) – Wiem… Ale nie tutaj… Osa, osłaniaj!
(Osa) – Mam tylko jeden nabój kurwa… - strzelił w losowego trupa
(Iza) – strzeliła w losowego trupa
(Roksana) – wdrapała się na dach – odetchnęła – Dzięki…
(Mathias) – Teraz pomóżcie Natalii – osłaniał – Szybko… - walczył krótko w zwarciu
(Osa) – podał rękę Natalii – No chodź, maluka… Nie umrzesz… - pomógł wspiąć się
(Mathias) – No to byłoby na tyle… - wskoczył na balkon – wspiął się po filarze – dyszał – Wszyscy cali… Kurde… Było blisko… Blyat, cholernie blisko…
(Osa) – Wszystko ok.? Przez chwilę sytuacja wyglądała na niepewną…
(Mathias) – Jest ok… Zabierajmy się stąd. Czym prędzej…
(Iza) – Pomogę Roksanie z Natalią – pomogła w prowadzeniu
(Osa) – Musimy się dostać szybko do reszty. Jeśli jest szansa na ratunek dla Niej, można zawsze spróbować. Narażałeś się dla obu dziewczyn… Mathias, jesteś pro… Szacun… Serio…
15 minut później, Orunia
Grupa dotarła do siebie. Na widok zakrwawionej Natalii lekko nastrój wszystkim zbladł. Rana wyglądała na poważną, a na ugryzienie zombie jest  tylko jedno lekarstwo. Zwykłe ugryzienie w ręką lub nogę skończyłoby się amputacją, ale ugryzienie w szyję lub brzuch może skończyć się tylko jednym. Takowego ugryzienia nie da się wyeliminować. Głoszono, że antyzyna mogła powstrzymywać rozwój wirusa, ale z powodu jej braku, kontakt z obcą substancją zwykle bez pomocy, kończył się śmiercią nieubłaganą.
(Mathias) – spojrzał na Natalię – Jak to się stało…?
(Natalia) - …
(Roksana) – To moja wina… Pomyliliśmy drogę i utknęłyśmy… To moja wina. Ja powinnam zostać ugryziona…
(Natalia) – Nie byłam uważna… Wiecie, co ze mną… Mathias, czemu mi pomogłeś… Tylko to odwlekłeś…
(Mathias) – Jeszcze nie umierasz… Jeśli tak się będzie dziać, będziemy wiedzieć…
(Osa) – Póki jest szansa, warto spróbować…
(Joanna) – Moim zdaniem to tylko odwlekacie to, co się może stać. Jeśli zdecydowała, że to nie ma sensu… Mathias, nie potrzebnie się narażałeś…
(Mathias) – Swoich się nie zostawia… Do końca walczy się o swoje…
(Natalia) – Twoja rola się skończyła już dla mnie… - podeszła do krawędzi
(Osa) – Hej, odejdź stamtąd…
(Natalia) – Wiecie, że umrę… Gdy byłam zdrowa bałam się tego… Jak to będzie wyglądać… Teraz kiedy już jestem jedną nogą w grobie… Nie czuję strachu… Umrę, czy tutaj czy tam… Nie ma różnicy… Nie będą dla nikogo ciężarem…
(Mathias) – Nie rób tego… Może jest Inne wyjście…
(Natalia) – przytuliła się – Dobrze wiesz, że nie ma… Dziękuję za wszystko, za ostatnie miesiące, za ostatnie lata… Zrobiłeś dla mnie wiele – zaczęła płakać – Chciałabym… Chciałabym pobyć z tobą dłużej… Poznać ciebie bardziej… Zobaczyć jak tworzycie z Izą dobraną rodzinę… Być przy najszczęśliwszym dniu w twoim życiu… Tyle jeszcze chciałam ci powiedzieć…
(Osa) – Czyli chcesz tego?
(Marta) – Boże…
(Natalia) – To moja decyzja…  Pozwólcie mi umrzeć… Proszę…
(Mathias) – Wiesz, że nie musisz tego robić…
(Natalia) – gotowa do skoku – Przepraszam…
(Osa) – Mathias…
(Mathias) – wycelował w Natalię
(Natalia) – Musisz to zrobić… Ty, nikt inny…
(Mathias) – Ja… Nie potrafię… - poleciała łza
(Natalia) – Dasz radę… Zrób to dla mnie… Ostatnia obietnica, jakiej możesz dotrzymać… - zaczęła się dusić – Zrób to… Zanim się zacznie…
(Iza) – Ona się dusi… Niech ktoś coś zrobi…
(Natalia) – Zrób to… Dla mnie… - spojrzała Mathiasowi w oczy - Chroń Ją, do końca... Bądź szczęśliwy i... Nie spieprz tego... Ona ciebie potrzebuje żywego... - kaszlała
(Mathias) – rozszerzyły się źrenice - strzelił w głowę Natalii – jej ciało padło na beton na dachu
(Roksana) – zasłoniła oczy – Nie wierzę…
(Mathias) – odłożył broń – Blyat...  - poleciały łzy - zasłonił usta
(Iza) – Mathias… - złapała za ramię – Spokojnie, dobrze… Wszystko będzie dobrze…- przytuliła mocno - poleciała łza
(Osa) – To co teraz… - zamilkł
(Marta) – Nie można tak jej zostawić. Macie zapałki?
(Mathias) – wycierał twarz od łez – Co chcesz zrobić?
(Marta) – Należy się jej pogrzeb… Lepszego nie możemy jej zafundować… Można ją spalić…
(Joanna) – westchnęła – Mathias, ty ją znałeś całkiem dobrze. Co powinniśmy zrobić?
(Mathias) – Spalmy ją - spojrzał na ciało Natalii - przymknął na chwilę oczy - Niech chociaż odejdzie w spokoju bez obawy, że jej ciało zostanie pożywką…
(Marta) – Wiem, że to nie było łatwe… To co zrobiłeś… Ale dobrze zrobiłeś… Uratowałeś ją od gorszego cierpienia… Rozumiem, że próbowałeś ją ratować do końca… Była dla ciebie ważna… Wszystko rozumiem… - rozpaliła pod Natalią ogień – Liczmy teraz, że jestem po drugiej stronie, przy twoich bliskich…
(Mathias) – Też mam taką nadzieję… - przyłożył prawą dłoń poziomu do swojej klatki piersiowej – Obiecałem ci kiedyś, że nie dam się zabić… Że przeżyje, by opowiedzieć innym jak było naprawdę… Obiecuję, że tym razem dotrzymam słowa… - odwrócił się
(Iza) – Chodźmy stąd…
(Joanna) – Mało amunicji zostało, ale chyba damy radę. Tylko ostrożnie. Jesteśmy niedaleko bramy. Nie możemy jednak iść główną ulicą. Musimy przejść pod murem… Tam możliwe nas nie znajdą… To jedyne przejście… Mathias, wiem jakie to musi być trudne… Ale czekając tu, złamiesz słowo, które obiecałeś tej dziewczynie… Chodź, nim trupom zrobisz przysługę…
(Mathias) – Masz rację… Ona by tego nie chciała…
(Iza) – przytuliła – Jestem przy tobie, pamiętaj…
(Mathias) – Pamiętam i mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę…
(Osa) – Chodźmy, przed nami mały kawałek…  Joaśka, znasz przejście, poprowadzisz…
(Joanna) – Za mną… - pobiegli dalej po dachach
30 minut później, przed Główną Bramą
Grupa podeszła pod wieże, obok której miało byś przejście prowadzące do głównego wyjścia, wolne od zombie. Jednakże brama główna była zapełniona po brzegi trupami. Chodzącymi swoimi ścieżkami, żerującymi na zwłokach, nowymi trupami, które jeszcze dobę wcześniej były żywą istotą. Rozglądali się po okolicy, musieli sprawdzić czy za murem jest bezpiecznie,  gdy będą uciekać. Maks wyrwał się bez wiedzy innych do wieży, Mathias go zauważył i z Osą pobiegli za nim. Nie było trzeba czekać długo na kłopoty. Złapali Maksa zanim zdążył uciec. Ten zobaczywszy trupa leżącego za nim zignorował zagrożenie i odwrócił się, gdyż trzeba było obejrzeć teren zza murów. Chłopaki po obejrzeniu tego co ich interesowało, postanowili szybko przebić się ręcznie przez drobne stado i wydostać się z miasta. Maks wychodził ostatni, lecz podczas schodzenia został złapany za nogę i ugryziony. Szybko oswobodził się od uchwytu i odruchowo próbował uciec, trup czołgał się za nim. Grupa to zauważyła. Na niekorzyść sytuacji, stado także dostrzegło niejasności, świeże mięso zostało wykryte. Mathias szybko pomógł Maksowi, uderzył kolbą zombie, po czym wbił w czaszkę ostrze, ku zdziwieniu, trupem był Rakso Śucaj, który był związany z władzą Konrada. Mimo degradacji, Rakso ukrywał się w wieży, nawet w czasie szturmu, gdzie prawdopodobnie z wyczerpania i osłabienia zmarł i powrócił.
Przebijali się długo, trwało to z piętnaście minut, ponieważ stado niemiłosiernie napierało, a walki mogły trwać w nieskończoność. Mathias użył ostatniego ładunku, strzelił w okoliczny budynek, to sprawiło iż zombie chwilowo były zajętę zdarzeniem, część napierała dalej, ale nie byli sporym wyzwaniem. Z ugryzionym Maksem wszyscy wybiegli przez główną bramę. Nie było tam Mariusza, ale nie można było czekać. Udali się w najbliższy możliwy schron, by odpocząć i się przespać. Wykorzystali budynek, który był na ubuczu, przy granicy z lasem. Nie byli śledzeni. Zamknęli się od środka, by nic ich nie zaskoczyło. Usiedli wreszcie na ziemi, a choć było w nich życie, odczuli rozmiar katastrofy dokładnie w tym momencie, gdy byli bezpieczni.
(Maks) - Cholera... Jak piecze... - podwinął nogawkę - spojrzał na ugryzienie - Kurwa...
(Joanna) - Nie minęło wiele czasu... Ma ktoś nóż?
(Maks) - Co?!
(Joanna) - Musimy ci ją uciąć... To jedyna szansa...
(Maks) - Nożem kurwa?! Wykrwawie się... Będziecie mieć mnie na sumieniu...
(Ula) - Po części On ma rację... To potrwa kawałek czasu... Zdąży się wykrwawić...
(Joanna) - Chcecie go ratować czy nie? Wóz albo przewóz...
(Mathias) - Za dużo tracimy ostatnio... Tylu nie mogliśmy uratować... Warto jest próbować... Nawet gdy wydaje się, że to koniec... Póki jest dla kogo walczyć... To nie jest koniec...
(Osa) - wyjął nóż - Dobra, tniemy nogę...
(Maks) - To będzie bolało...
(Joanna) - Będzie mnóstwo juchy... - przystawiła nóż do nogi
(Ula) - Tylko tnij pod kątem, by jak najmniej krwi stracił...
(Maks) - Czy ja tu umrę...?
(Iza) - Miejmy nadzieję, że nie...
(Osa) - Mariusz przeżył amputację na żywca... Tobie też się powinno udać... Właśnie, gdzie ten pierdoleniec...
(Ula) - Znajdziemy go... Na pewno uciekł, teraz nas szuka...
(Joanna) - Coś jeszcze chcesz powiedzieć? - do Maksa
(Maksa) - Tylko zrób to szybko, bym... - krzyczał
(Joanna) - zaczęła ciąć - Zatkajcie mu mordę, prędko...
(Ula) - Zaraz będziemy mieli przejebane po środku pustkowia... - zatkała usta Maksowi
(Joanna) - Próbuję... - cięła dalej
(Maks) - przez dłonie Uli - Kurwa... Ja pierdolę... Jak to boli...
(Mathias) - Bądź cicho... - rozglądał się
(Osa) - Jest czysto... Tylko Joaśka, skończ to szybko... Ulka, przygotuj bandaże i coś do odkażenia...
(Ula) - Mam zajętę ręce...
(Osa) - Dobra, powiedz gdzie to masz, sam wyjmę...
(Ula) - W bocznej prawej masz bandaże, w górnej mniejszej utlenioną...
(Maks) - Kurwaaaaaaaaaaaaa...
(Iza) - Boże, zaraz straci przytomność...
(Joanna) - przerwała w połowie - dyszała - Jeszcze drugie tyle... - spojrzała na Maksa - Wytrzymaj! Koleś, nie odpływaj... Hej!
(Wiktoria) - Zemdlał...
(Joanna) - Tym bardziej będzie dla niego prościej... - cięła dalej
(Ula) - sprawdziła puls - Oddycha... Ale jeśli nie skończymy tego w szybszym tempie... On się może wykrwawić...
(Joanna) - Próbuję...
(Wiktoria) - puściła pawia do wiadra - Przepraszam...
(Mathias) - odwrócił wzrok - w myślach - Przeżyliśmy to, a twoja ofiara nie poszła na marne...
(Ula) - przygotowała lekarstwa -To tylko ta tkanka dzieli go od przeżycia... Ujeb to...
(Joanna) - kończyła - Jeszcze chwila... Jeszcze moment... - wycierała krew z twarzy - Maks, przyjacielu... Nie uciekaj od nas... - przecięła - wbiła nóż w ziemię - dyszała
(Ula) - Jakie masz dłonie...
(Joanna) - Jest tu gdzieś woda?
(Osa) - Ja mam trochę, ale nie wiem czy starczy dla pozostałych...
(Joanna) - wytarła o ubranie - Trudno. Umiem sobie poradzić.
(Iza) - Co z nogą?
(Joanna) - Ula, wiesz co robić...
(Iza) - Chodziło o tą uciętą...
(Joanna) - Zostawiamy tutaj. Już jej nie potrzebuje. Jeśli przez kilka godzin nie złapie go gorączka, to oznacza, że udało mu się...
(Osa) - Co potem? Gdzie iść, hę?
(Marta) - Może cofnąć się i poszukać schronienia gdzieś tam.
(Mathias) - Stamtąd trupy przylazły...
(Joanna) - Na razie mamy przetrzymać ten dzień tutaj. O świecie idziemy dalej. Byle gdzie, nawet na południe. Daleko od tego miejsca.
(Mathias) - Jest nas niewielu. Jest nas garstka... Miejmy nadzieję, że to wystarczy...
31 Grudnia, kilometr od Gdańska
Grupa zabrała się ze starej rozwalającej się chaty, ruszyli w powrotną drogą ku południu. Maks przeżył amputację, ale był wielce ograniczony. Marta z Osą musieli go prowadzić, ale szli pewnym krokiem do przodu. Co krok, to oddalali się od upadłego Gdańskie, gdzie można już zastać tylko śmierć, a tym, którzy zostali można jedynie życzyć, by zdołali się wyrwać ze szponów śmierci i oszukać przeznaczenie.
(Mathias) - w myślach - Los nas oszczędził... Co ja gadam, los był łaskawy, by dać nam drugie życie... Prawdziwi My umarli podczas oblężenia... Jesteśmy zupełnie inni niż byliśmy wcześniej. Iza jest niespokojna, widocznie śmierć Natalii poruszyła ją bardziej niż mnie... Zabawne, że rzeczy, które nas spotykają, łączą ludzi w bólu... Ona była... Kimś godnym zaufania, nie zasłużyła na taki los, jaki ją spotkał. Wiem jedno... Nic nie poszło na marne... Poświęcenie nie zostanie zapomniane... Alan... Lucy... Gustaw... Natalia... Klaudia... Aneta... Karina... Klaudia...  Wasza śmierć nie zostanie zapomniana, to jest pewne... Straciliśmy was, ale zyskaliśmy nową wiarę... Przyjaźń, która jest silniejsza niż kiedykolwiek... - spojrzał na Maksa - Możliwe nie będzie łatwo... Nie tak jak wtedy, ale będziemy próbować... - spojrzał na Osę - Każdy ponosi ofiarę, nie znam nikogo, kto by nie stracił nikogo z rodziny - spojrzał na Ulę - Ludzie uczą się na własnych błędach. Jednak... - spojrzał w niebo - Nikt nie umarł na próżno, a życie każdego było czymś za co walczyliśmy... Walczymy nadal... Możecie spoczywać w spokoju przyjaciele... Możecie iść na wieczny odpoczynek... Nie zapomnimy o was, ale nasza rola jeszcze trwa... Droga bez powrotu, ktoś by tak powiedział, ale wiem, że zawsze można zmienić swój los, wystarczy próbować...  Mieć coś, o co warto walczyć...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Marta M
- Joanna W
- Roksana L
- Diana O
- Mariusz W
- Karina M (Wspomniana)
- Klaudia G (Wspomniana)
- Aneta W (Wspomniana)
- Iza M
- Mateusz K
- Natalia M
- Rakso Ś
- Alan K
- Lucy M
- Justyna T
- Kamil A
- Gustaw D
- Karol L
- Maks G
- Wiktoria B
- Klaudia L
- Kinga G
- Kinga R
- Klaudia C
- Kuba T
- Marek P
- Marlena M
- Mateusz T
- Ola D
- Sewek Ł
- Szymon R
- Weronika C

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.link7.pun.pl www.cs-knajpa.pun.pl www.bw-abw.pun.pl www.pisarze.pun.pl www.horoskopsmierci.pun.pl