#1 2014-04-20 18:05:33

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 1 - Nic już nie będzie takie same

Wieczór w Płocku był jakże spokojny. Słońce wyjątkowo zaszło tego dnia szybko, mimo jesiennej pory. Mathias Nosarensky, bo o nim mowa, był kimś niezwykłym. Nie chodzi o krew, bo to mało odkrywcze, że nie miał jej czystej. Choć wychowywał się dłużej w środowisku Polskim, czuł bardziej swoją Rosyjską naturę. Miał przed snem spojrzeć na swój profil facebook i grupę, w które umieszczał co jakiś czas różne rzeczy z tematyki apokalipsy. Ta grupa była miejsce porozumiewania się ludzi z całej Polski, jeśli mieli odwagę do niej dołączyć. Zadziwiło go coś za oknem, więc spojrzał. Księżyc jarzył się wyjątkową czerwienią. Nie był to naturalny stan. Kiedyś w średniowieczu - gdy słońce lub księżyc przybierały barwę czerwoną - w tą noc będzie przelana krew lub przelano już jakieś życie. W głębi siebie Mathias zapytał siebie - Co to ma oznaczać? - Nie wiedział jednak, co spotkać go może kolejnego ranka, że nic już nie będzie takie same. W grupie na portalu nie było żadnych nowości. Ostatnimi czasy mało kto pisać coś nowego. Członkowie zaczęli już zaniedbywać swoje wpisy. Jedyne z czego nie zrezygnowano to z przypiętego posta. Posta, który był informacją dla każdego - kto by zdołał odczytać - że gdyby coś miało nastąpić, ludzie powinni skierować się do Płocka. Mathias nie wydawał się być szczególnie dobrym dowódcą, mało kto cenił sobie jego rady i opinie. Wiele osób nie chciało by on nadal sprawował pieczę nad grupą, by odszedł, bo to co robi nie jest normalne. Dzięki temu nawet w realnym życiu mało kto go szanował. Mało kto chciał mieć coś z nim wspólnego, przez to stał się samotnikiem. Choć te grupa tematyczna tylko pogłębiła ten rozpad, który rozpoczął się lata wcześniej. Na szczęście los nie był dla chłopaka zbyt okrutny, gdyż spotkał swoją miłość i zaczął odżywać. Skoro nikt nie dał nic na ścianie grupy, Mathias robił się senny i nie miał ochoty już przeglądać facebooka. Zrobił sobie ciepłą herbatę, wsypał dwie łyżeczki cukru i czekał aż ostygnie. Stał tak w kuchni przy zgaszonym świetle przed dobre parę minut. Jedynie, co było widać w ciemności, to niebieski ogień kuchenki i okolice jego twarzy od brody do połowy nosa, ponieważ latarnie na ulicy tyle dawały światła. Chwycił się za ową brodę i znów wspomniał swoje wcześniejsze słowa - Co to ma oznaczać? Przejmował się tym odkryciem. Mało kiedy księżyc przybiera taki kolor. Zdarzały się podobne niespodzianki, ale to nie była ta pora, w której by się miało tego zjawiska oczekiwać. Oparł się o szafkę i chwycił w miarę ciepły kubek. Musnął trochę herbaty i odruchowo spojrzał przez kuchenne okno. Latarnie zgasły, jedna po drugiej. Mathias nie był tym zaskoczony, dlatego iż te awarie zdarzały się często na jego osiedlu. Postanowił dobić herbatę w swoim pokoju, więc do niego wrócił. Za jego oknem także nie paliły się latarnie. Jedynie co miał włączone, to telewizor i komputer, których przez snem jeszcze nie zgasił. Nagle na facebooku ktoś napisał wiadomość. Dobry znajomy, z którym często Mathias miał do czynienia, gdy formował klan battlefield 3. Mateusz Chmielewski, oznajmił mu, że coś się u niego niedobrego dzieje na podwórzu, gdyż razem z bratem Oskarem mieszkali na wsi. Poinformował Mathiasa o identycznej awarii jak u niego. To nie mógł być przypadek, bo oboje mieszkają kawałek drogi od siebie. Dzieliło ich województwo. Jak Mathias chciał odpisać na wiadomość, wydarzyło się znów coś podejrzanego. Wiadomość nie została wysłana, wyskoczył komunikat by sprawdzić połączenie lub spróbować ponownie. Okazało się, że połączenie z routerem zostało zerwane. Nie dało się go ponownie włączyć. Sieć nie reagowała na próbę ponownej konfiguracji sprzętu. Nie było innego wyjścia. Na ten dzień Mathias się poddał i po wypiciu herbaty, dokończył oglądanie serialu w łóżku. Postanowił, że jak kolejnego dnia wstanie, to spróbuje znowu aktywować połączenia lub awaria minie, by mógł odpisać przyjacielowi, Sen dawał mu się coraz bardziej we znaki, oczy nie dawały już rady. W końcu opadły mu na dobre, zasnął na dobre. Zapomniał jedynie zgasić telewizora, gdyż nie mógł przewidzieć, kiedy sen go dopadnie. Zasnął z dobrą myślą, że kolejnego ranka, wszystko będzie normalne. To co dopiero miał odkryć rano, miało go przekonać, że życie nie jest miłe, że nie istnieje pojęcie prawa, oraz że trzeba trzymać się razem by utrzymać się przy życiu. Pojęcie brutalności życia nabiera tutaj dosłownego znaczenia. Nic już nie będzie takie same.
Był ranek, około godziny ósmej. Mathias obudził się ze snu, orientując się, że zasnął przy włączonym telewizorze. Gdy go zgasił, usłyszał jęki. Jakby jęki, wzywające pomocy. Odsłonił firany, myśląc, że ktoś z zewnątrz chciał pomocy. To co zobaczył, zamurowało go. Stał tak parę minut, patrząc na te potwory. Wyglądali jak ludzie, poruszali się jak oni, ale wydawali z siebie dziwne odgłosy i chodzili znacznie wolniej, mimo widocznej różnicy wieku. Na ulicy grasowało ich kilkunastu, auta świeciły pustkami, jakby ludzie uciekali w pośpiechu. Chciał powiedzieć rodzicom w pokoju obok, czy może wiedzą, kiedy to się stało. Otworzył drzwi i przeżył kolejny szok. Leżał martwy ojciec obok matki, która jeszcze okazywała jakieś ludzkie odruchy. Ciało ojca wyglądało jak po przejściu zarazy, skóra blada i oczy niemal przezroczyste. Miał wbity nóż do papieru w głowę, Mathias domyślał się, że matka musiała go zabić, dla swojej obrony i jego. Matka tkwiła w jednej pozycji, nie chciała się z niej ruszać. Syn chciał uspokoić matkę, ale nie udawało mu się to.
(Mathias)- Mamo, wszystko będzie dobrze...
(Matka)- Nic nie możesz zrobić...
(Mathias)- Możemy uciec stąd, poszukać innego miejsca... Ja... przykro mi z powodu ojca... Tylko, jeśli zostaniemy tutaj, może ich przyjść więcej.
(Matka)- Będę dla ciebie ciężarem, synu. Jeśli pójdziesz beze mnie... to wtedy...
(Mathias)- Nie ma mowy. Idziesz ze mną. Ojciec by nie chciał, bym Cię zostawiał.
(Matka)- Twój ojciec by zmienił zdanie, jakby był świadomy, co mi zrobił...
(Mathias)- O czym ty mówisz? Przecież go...
(Matka)- Nie byłam wystarczająco szybka... dopiero zareagowałam jak... poczułam to...
Matka podwinęła prawy rękaw, wśród krwawych ran można było dostrzec ślad po zębach. Co oznaczało, że została ugryziona. Dla ludzi ugryzionych zazwyczaj nie ma ratunku. Można amputować kończynę, jeśli jest w odpowiednim miejscu ugryzienie, lecz nie zawsze działa. Najważniejsze to, usunąć zarażoną tkankę jak najszybciej, zanim wda się zakażenie do pozostałych narządów. W przypadku matki Mathiasa, nie można było nic zaradzić. Ślad po ugryzieniu nie wyglądał na świeży, miał przynajmniej z parę godzin.
(Mathias)- Kiedy to się stało?
(Matka)- Jak zwykle spałeś jak kamień. Ja sama nie wiem... to coś, co siedziało w twoim ojcu, mnie obudziło... Nie wiem czemu, nie chorował ostatnio.
(Mathias)- Życia to mu nie wróci, ale dla nas jest jeszcze szansa.
(Matka)- Dobrze wiesz, że nic nie będzie lepiej... z jednym masz racje...
(Mathias)- hm?
(Matka)- Dla Ciebie jest nadzieja. Mówiłam idź... zostaw mnie.
(Mathias)- Na pewno jest coś, co mógłbym zrobić. Można by...
(Matka)- Dość! Posłuchaj mnie choć raz! Ja... też nie chciałam by to się tak skończyło... Ale może taka było moja rola. By w ostatnich chwilach był ze mną mój syn...
(Mathias)- Dobrze... zrobię, co powiedziałaś... odejdę i... zostawię Cię tu...
(Matka)- Nie martw się o mnie. Niedługo spotkam się z twoim ojcem.
(Mathias)- Przemienisz się...
(Matka)- Tak, ale to już nie będę ja. Posłuchaj mnie bardzo uważnie, wróć do pokoju i się spakuj. Wiem, że głupio mówiłam o tym... czym się interesujesz. Ta twoja miłość do broni. Przepraszam...
(Mathias)- Bądź silna, co mam dokładnie zrobić?
(Matka)- Zabierz wszystkie potrzebne rzeczy, jedzenie, broń, lekarstwa i antybiotyki. Leki najważniejsze... wiesz, że musisz je brać... Inaczej....
(Mathias)- Moja choroba akurat w tej chwili nie jest taka ważne, ale dobrze. Wezmę też te leki, ale jak się skończą, będę radził sobie w inny sposób.
(Matka)- Mądry chłopak. Wierzę w Ciebie. To dla Ciebie sprawdzian. Jeśli Ci się nie uda, nie będę Cię winić... Jednak, daj z siebie wszystko.
Mathias wrócił do pokoju, tak jak kazała mu matka. Wyciągnął z szafy swój plecak, wyjątkowo pojemny, by zmieścić tyle, ile potrzebuje. Obok łóżka leżały bronie, m14, m16a4 i ak47. Nie mógł zabrać wszystkich, mógł pozwolić sobie tylko na dwie sztuki. Zdecydował się na dobry ogier kierowany i dobrą precyzję, ak musiał zostać odstawiony. Amunicję znalazł w szufladzie, pod komputerem. Zabrał z kuchni dwa bochenki chleba, trochę kiełbasy i dwie butelki wody. W małej kieszeni jeszcze mogły znaleźć się lekarstwa, choć dużo ich nie zostało. W plecaku nie było już miejsca na nic więcej. Zawiesił przez plecy szturmówkę, a snajperkę wolał mieć  przewieszoną przez ramię. Nie były mu obojętne noże, lecz nie miał miejsca w plecaku by je schować. Na szczęście była pochwa na nóż, wybrał jeden mocny i przymocował do spodni. Był niemal gotowy, by wyruszyć. Poszedł pożegnać się z matką.
(Mathias)- Gotowe...
(Matka)- Tak żałuję, że nie mogę iść z tobą.
(Mathias)- Właśnie, że możesz.
(Matka)- Wiesz, że to nie podlega dyskusji. Co mi to da... I tak bym umarła.
(Mathias)- Nie chcę się kłócić.
(Matka)- Spełnij moją kolejną prośbę, tym razem ostatnią...
(Mathias)- Ja nie mogę...
(Matka)- Wiem, że odebranie życia swojej rodzinie nie sprawiłoby Ci przyjemności. Nie zamierzam Cię o to prosić. Zanim odejdziesz, weź moje klucze od pokoju i... zamknij od drugiej strony. Chcę mieć pewność, że po śmierci, nie skrzywdzę już nikogo.
(Mathias)- Chcesz, bym zamknął Ciebie w tym pokoju? A co jeśli zmienisz zdanie...
(Matka)- Już postanowiłam. Zrób to...
(Mathias)- Zrobię to. Tak jak chciałaś. Nie wiem tylko, gdzie mam iść.
(Matka)- Nie mogę Ci w tym pomóc... na pewno coś wymyślisz <chrząka>
(Mathias)- Masz rację. Pewnie sobie poradzę. Przepraszam, że tak mało czasu mieliśmy, by porozmawiać. Chciałem Ci jeszcze tyle powiedzieć.
(Matka)- Nie masz za co przepraszać. Pamiętaj, że zawsze będę z tobą. Dokładnie w twoim wnętrzu... razem z twoim ojcem.
(Mathias)- Żegnaj... Kocham Cię... <poleciała łza>
(Matka)- Ja też Cię Kocham... <przymyka oczy>
Zgodnie z życzeniem matki, Mathias zabrał klucze od pokoju i zamknął własną matkę. Nie miał odwagi odebrać jej życia, skoro ona te życie mu dała, w chwili jego narodzin. Nic już go nie trzymało w mieszkaniu. Chciał sprawdzić jeszcze pozostałe pokoje, czy może reszta rodziny zostawiła jakieś notatki, dokąd ewentualnie się udali. Zaczął od toalety, była pusta. Drugim pomieszczeniem była łazienka, na podłodze była kałuża, ktoś musiał niedługo przed jego pobudką używać zlewu. Dalej do sprawdzenia wybrał sypialnie dziadka, oprócz bałaganu w szafie i na podłodze, nie było nic przydatnego. Ostatnim miejscem odwiedzin była sypialnia babci, ostrożnie otworzył drzwi i wyjął odruchowo nóż. Lekko pchnął drzwi do końca i wszedł do pokoju, ku zdziwieniu pustemu. Cały dom opustoszał, a po seniorach ani śladu. Mathias wyjrzał przez okno, od przodu też nie było za ciekawie, choć znacznie bezpieczniej. Ostatni raz spojrzał w stronę pokoju, który został przez niego zamknięty. Spojrzał i otworzył drzwi wejściowe, wyszedł i domknął je. Schodząc po schodach, usłyszał krzyki kogoś z zewnątrz. Biegiem otworzył drzwi od klatki i wypatrywał źródła odgłosów. Wyłonił się człowiek, nie wyglądał dobrze. Mathias krzyknął do niego, by się zbliżył. Choć dzieliła ich ulica, sądził, że wypyta go o całą sytuację. Jednak los był okrutny, obok auta biedak nie zauważył zombie, który chwycił go za nogę i ugryzł. Okrzyk bólu był tak donośny, że zaczęły się inne zmutowane potwory schodzić w to jedno miejsce. To była dla nich okazja do posiłku. Ten człowiek nie miał szans. Został ugryziony, a na samą amputację nie starczyłoby czasu. Mówiąc inaczej, ten ktoś już był martwy.
Gdy sztywniaki zlazły się w jedno miejsce, Mathias postanowił obejść blok, sprawdzić tyły budynku.
Wśród zniszczonych aut, zbitych szyb i śladów krwi, nie było nic przydatnego z tylnej strony, Znalezienie kluczyków i auta pozwoliłoby jakoś uciec i znaleźć bezpieczną kryjówkę, lecz w żadnym aucie nie było nic wartego uwagi. Przypomniał sobie, że sąsiedzi zza ściany mieli auto, co prawda bez kluczyków, ale kluczyki mogły być w mieszkaniu. Nie miał wyboru, musiał dostać się do pomieszczenia przez balkon. Rozpędził się i chwycił metalowej rynny. Nie dał rady się wdrapać, plecak ciążył mu. Wymyślił inny plan. Przerzucił rzeczy przez balkon i spróbował znów chwycić się rynny. Udało się. Balkon był zamknięty. Zbił szybę nożem i otworzył drzwi.  Wewnątrz zastał jednego z braci, Norika. Nie znajdował się on na liście czołowych przyjaciół Mathiasa, a on sam nie darzył go przyjaźnią. Zakrwawionymi rękami chciał wypchnąć intruza z domu, lecz nie potrafił. Nie miał siły psychicznej. Musiało stać się coś ważnego w jego życiu, że nie miał ochoty zbić kogoś, a parę dni wcześniej pobił gimnazjalistę, bo mu pyskował.
(Mathias)- Spokojnie...
(Norik)- Czego chcesz?
(Mathias)- Pomocy.
(Norik)- To ja kurwa potrzebuję pomocy!
(Mathias)- Wiem jak to wygląda, ale nie chcę nikogo okradać...
(Norik)- Widziałeś co się tu stało?
(Mathias)- Miałem okazję się przekonać. Skąd ta krew?
(Norik)- To krew Dawida. On stał się tym czymś...
(Mathias)- Przemienił się? Co z nim zrobiłeś?
(Norik)- Ja jebie... a co miałem zrobić? Zamknąłem go w kiblu...
(Mathias)- Jeśli go kochałeś, jako brata... Powinieneś to dokończyć.
(Norik)- Ale to moja rodzina, nie mógłbym... nie potrafię do chuja...
(Mathias)- Pomyśl tak. Jeśli nie zabijesz jego, on wyłamie drzwi i zatopi swoje zębiska w tobie. Staniesz się taki jak on.
(Norik)- Gówno wiesz... nic nie zamierzam mu robić. On chce żyć! <sięga do kieszeni>
(Mathias)- To nie jest on, ten wirus w nim siedzi... twojego brata tam nie ma...
(Norik)- Kłamiesz! Czemu mi to robisz? Nigdy nie lubiłeś ani mnie, ani Dawida!
(Mathias)- Nie jest ważne co było...
(Norik)- Zamknij mordę! Ależ jest, ja to załatwię. Przyniosę mu potem twojego trupa...
(Mathias)- Nie sądzę bym mu smakował...
(Norik)- Moglibyśmy zawrzeć układ... nikt nie musi ginąć <wyciąga pistolet>
(Mathias)- Słuchaj, chcę tylko kluczyków do waszego auta. Zabiorę się stąd i...
(Norik)- Mówiłeś, że nie chcesz nikogo okraść, a tymczasem żądasz mojej rzeczy! Chłopaki wiedzieli by ci nie ufać. Zbyt długo tolerowałem twoją obecność.
(Mathias)- Poczekaj, pogadajmy... Dawid by nie chciał.
(Norik) Chuj wiesz, co mój brat by chciał... Ja chcę wolności, ale jej nie dostanę. Nikt jej kurwa nie dosta... <nagle kończy mówić>
Padł strzał, ale nie z broni Norika. Sam Norik padł na ziemię, chwile później dywan zalał się krwią jego. Strzał był perfekcyjny, nakierowany w głowę. Ktoś uratował Mathiasa przed losem warzywa, ale nie wiedział on sam, kim była ta osoba. Wyjrzał jednym okiem na zewnątrz... za autem Tunyan'ów stał Osa, inaczej Mateusz Chmielewski. Dawny towarzysz Mathiasa, znany jedynie z internetu, byli w jednej grupie w grze battlefield. Teraz poznał Mathias go osobiście. Jednak on zapamiętał adres i trafił do Płocka. Zjawił się w odpowiednim miejscu i czasie. Mathias przeszukał kieszenie Norika i znalazł 500zł, kluczyki do auta oraz komórkę. Rzucił przyjacielowi swój plecak i chwile później dołączył do niego na dole. Było wiadomo już, kto był prawdziwym przyjacielem. Mimo zagrożenia ze strony zombie, Osa odważył się strzelić, choć wiedział, że hałas mógł przyciągnąć martwiaków, a jeśli nie przyciągnął, to nie trzeba długo czekać by głodne stado się pojawiło.
(Mathias)- Stary, jak się cieszę, że Cię widzę... nie masz pojęcia jak bardzo.
(Osa)- Szczerze, nie wiedziałem, że tam jesteś. Usłyszałem kłótnie i chciałem ją jakoś zakończyć. Nie widziałem twarzy. Sądziłem, że jak pozbędę się problemu, dowiem się, co się stało w środku.
(Mathias)- Mogłem być na miejscu tego gościa...
(Osa)- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.
(Mathias)- Mogłem stać tam zamiast niego i byśmy ze sobą nie gadali...
(Osa)- No cóż, ale nie stałeś. Nie masz co żałować... no chyba, że go znałeś.
(Mathias)- Znałem, ale nie był kimś ważnym.
(Osa)- Byłeś w środku, co się tam do cholery wydarzyło?
(Mathias)- Mam szczegółowo wyjaśnić?
(Osa)- Jak można by było.
(Mathias)- Jego brat się przemienił, a ja miałem byś jego karmą. On oszalał, chciał mnie zabić... uznał, że jestem winny temu wszystkiemu.
(Osa)- Kiedy ktoś z rodziny umiera, nie każdy przyjmuje to z godnością. Przynajmniej umarł jako wolny człowiek, choć w tym świecie ciężko to dobrze określić.
(Mathias)- Zdołałeś się przedostać do mnie, a wiesz coś o reszcie?
(Osa)- Lepiej nie mówić, przez co przeszedłem by się tu dostać. Nie byłem sam. Oskar mi towarzyszył. Poszedł po zapasy, zaraz do nas przyjdzie.
(Mathias)- Młodszego brata wysyłasz na samodzielne misje? To do ciebie niepodobne.
(Osa)- Nie wiesz, co on robił wcześniej. Wolisz nie wiedzieć. On się dopaść nie da.
(Mathias)- Co z twoją rodziną? Powiedziałeś im, że odchodzisz?
(Osa)- Mojej rodziny już to nie obchodziło. Byłem w pobliskim sklepie, wróciłem do domu i znalazłem ich. Leżeli i dobijali się do pokoju Oskara... Nie zdajesz sobie sprawy, jak on płakał. Pierwszy raz go takiego widziałem. Gdy zorientowałem się, co się dzieje, on otworzył drzwi i po kolei powbijał każdemu truposzowi kosę w głowę... Rany, zacząłem się go bać.
(Mathias)- Dobrze, że masz takiego brata, który potrafi Cię obronić.
(Osa)- Sam też potrafię... to dobry dzieciak, po prostu wiele przeżył.
(Oskar)- OTWÓRZCIE TE PIEPRZONE DRZWI! <ciągnął bez skutku klamkę>
(Mathias)- Szybko! <otworzył drzwi>
(Oskar) - Chłopaki... w porę... nie mogliście wcześniej? <dyszy>
(Mathias)- My tylko...
(Osa)- Wspominaliśmy...
(Oskar)- Mniejsza. Nie było rewelacji, ale mam trochę zapasów.
(Osa)- Co takiego wujek Oskar przyniósł?
(Oskar)- Mówiłem byś mnie tak nie nazywał...
(Mathias)- Pięć paczek mrożonek i dziesięć paczek chipsów? To wszystko?
(Oskar)- Wolisz zdechnąć z głodu? Warto ryzykować dla takiej idei.
(Osa)- Musimy się jakoś podzielić. Mathias, co sądzisz?
(Mathias)- Nie musicie, mam jeszcze swoje zapasy. Wystarczą mi na jakiś czas. Potem można pomyśleć o podziale.
(Osa)- Jasne. Gadka szmatka, ale co zrobimy teraz? Chcesz spędzić całe życie w tym aucie?
(Mathias)- Wyjedziemy z Płocka... tu nie jest bezpiecznie.
(Oskar)- A co z resztą? Jeśli przyjdą tutaj, a nas nie będzie? Sam mówiłeś by się łączyć.
(Osa)- Może decyzja nie należy do mnie, ale ja bym został jeszcze w mieście. Może znasz miejsca, które możemy sprawdzić. Po wyjeździe, nie wrócimy tu prędko. Jeśli coś trzeba sprawdzić, lepiej zrobić to od razu.
(Mathias)- Mam parę miejsc. Uporządkuje je jakoś,
(Osa)- Właśnie. Zaczynasz myśleć jak stary dobry Mathias.
(Mathias)- Stary dobry Mathias nigdy nie wróci...
Mathias nakreślił najważniejsze miejsca, jakie powinni sprawdzić. Jednym z nich była siedziba jego dawnego terapeuty. Dalej w kolejności siedziba fundacji jego ojca. Ostatnim miejscem był stary budynek, gdzie rodzice Mathiasa kiedyś sprzątali na etacie. Miejsca nie były od siebie zbyt oddalone, więc spokojnie nie musieli zapuszczać się w centrum.
(Osa)- To wszystko? Jesteś pewien?
(Mathias)- To najważniejsze punkty...
(Osa)- Myślisz, że kogoś tam spotkamy?
(Oskar)- Jeśli nie będą to złodzieje, to możemy się nawet zakumplować.
(Mathias)- Wszyscy są teraz złodziejami, kwestią jest dobrymi lub złymi...
(Osa)- Każdy chce przeżyć. To gdzie pierw mam obrać kurs?
(Mathias)- Fundacja, jedź wzdłuż głównej ulicy, a gdy zobaczysz ZUS, skręć w lewo. Jak będziemy w pobliżu, powiem ci, który to budynek.
(Osa)- Robi się... cholera...
(Oskar)- Co?!
(Osa)- Dawno nie prowadziłem... jak to się robiło...
(Mathias)- Wsadź te cholerne klucze do stacyjki...
(Osa)- Dobra, nie denerwuj się... dalej pamiętam... no dawaj malutka...
(Oskar)- Dawno się w to nie bawił. Ostatnio kiedy jeździł traktorem po polu i...
(Osa)- Oskar, skończ ok? Jest spoko... jeszcze raz spróbuje... odpal się maleńka!
(Mathias)- Masz dar przekonywania.
(Osa)- Rzeczywiście...
(Oskar)- Może dokończymy dyskusje w drodze, sztywni się zbliżają.
(Osa)- Musze cofnąć, inaczej nie wyjadę! <cofa> Dzień dobry panie zombie <trącił zombie> Gotowe... teraz gaz do dechy!
(Mathias)- Osa, o ciebie się nie martwię, ale Oskar - masz jakąś broń?
(Osa)- Nie bój się o niego, Oskar zawsze nosi pod koszulką jakiś nóż.
(Oskar)- Nie rozstaje się z nim...
(Mathias)- Cieszę się, że was spotkałem na swojej drodze. Ciężko mi było uwierzyć, że ktoś przyjdzie jednak. Mieliście sporo za sobą... ja w sumie też.
(Osa)- To znaczy twoja rodzina... też?
(Mathias)- Czy cała to nie wiem, ale najważniejsi dla mnie nie żyją...
(Osa)- A co z tą... jak jej było... Natalia? Jej nie było tutaj prawda?
(Mathias)- Nie było jej, ale ona nie jest taka mocna psychicznie... jeśli nagle ją spotkało takie nieszczęście, tyle złego na zewnątrz... jak sobie coś zrobiła lub ktoś jej? Chciałbym to wiedzieć.
(Osa)- Możemy po wyjeździe z miasta, skierować się na północ. Ja na jej miejscu, szukałbym ratunku w większych miastach. Jeśli była na to przygotowana, mogła kierować się do Płocka, ale z jakiegoś powodu możliwe, że utknęła po drodze. Jeśli zrobiła tak jak mówiłem... są duże szanse, że ją spotkamy po drodze. Miejmy nadzieje...
(Mathias)-  Za tym budynkiem w lewo... nie przegap skrętu.
(Osa)- Za kogo mnie masz? Ja bym ZUSu nie poznał?
(Mathias)- Napotkasz łagodny skręt w prawo, po nim chwile później zobaczysz fundacje. To takie coś przypominającego blok mieszkalny, kwatera jest na parterze.
(Oskar)- Chyba widzę.
(Osa)- Nie spodziewałbym się takiej okolicy. Myślałem, że to będzie coś większego.
(Mathias)- Powoli zaparkuj, jeśli jest tam ktoś w środku, nie chcemy go przepłoszyć.
(Osa)- Czas rozprostować nogi. Oskar, gotowy?
(Oskar)- Raczej nie mam wyjścia.
(Mathias)- Sprawdźcie wejście z boku, ja zajmę się głównym. Spotkamy się w środku.
(Osa)- Jakby co to krzycz... to znaczy, daj jakoś znać...
Drzwi były zamknięte od środka. Ktoś musiał tam być. Dzięki otworowi na klucz, dało się otworzyć zamek przy pomocy noża, przy wielu próbach kombinacji. Mathias już miał snajperkę przygotowaną na wypadek, gdyby obcy okazał się być negatywnie nastawiony. Usłyszał otwieranie drzwi z innej strony, to musiał Osa z Oskarem wejść bocznym wejściem. Na krześle w głównej sali siedziała zakapturzona postać, ta osoba siedziała tyłem. Jeśli to był zombie, należałoby go zabić. Jeśli to ktoś żywy, należałoby obchodzić się z nim równie ostrożnie. Bracia dotarli na miejsce i Mathias kazał im, by go ubezpieczali. Odchylił kaptur... człowiek odwrócił się. Intruzem okazał się być terapeuta Mathiasa. Nie wyglądał na chorego. Widocznie urządził sobie tu nocleg, szukał schronienia.
(Mathias)- Nie może być...
(Łukasz)- Mathias... Bóg świadkiem, nie sądziłem... że spotkam tu właśnie ciebie. Myślałem prędzej, że twój ojciec tu przybędzie pierwszy. Był zawsze taki punktualny.
(Mathias)- Mój ojciec nie żyje...
(Łukasz)- Przykro mi. Nie wiedziałem... a twoja mama?
(Mathias)- Żyła... przynajmniej do momentu mojego odejścia. Nie jestem potworem. Nie mam serca z kamienia, tylko ona... chciała bym uciekł sam.
(Osa)- Może dowiemy się, co stało się u ciebie. Moją wersję już znasz.
(Łukasz)- Chryste, czemu kazała ci uciekać bez niej?
(Mathias)- Ponieważ była ugryziona...
(Oskar)- Ugryzienie jest gorsze od czegokolwiek innego. To jak z rakiem...
(Łukasz)- Zamierzasz wrócić do domu? No wiesz, pożegnać ją?
(Mathias)- Nie życzyła sobie tego. Uszanuję tę decyzję. Mniejsza z tym. Może się dowiem, czemu spotykam ciebie właśnie tutaj? To zrządzenie losu?
(Łukasz)- Szukałem schronienia. U mnie nie było bezpiecznie, mieszkam bliżej centrum. Ale z tego co widzę tutaj, jesteście przygotowani na ten bałagan. Ja nie miałem czasu by zabrać cokolwiek. Miałem mało benzyny, starczyło mi jej na dojechanie tutaj. Jak się tu dostaliście? Zamknąłem drzwi od środka.
(Osa)- Czy odpowiedź Wytrych będzie wystarczająca?
(Łukasz)- Macie jakiś prowiant? Potrzebuje odnowić siły.
(Oskar)- Mathias? <sięga do plecaka>
(Mathias)- To dobry człowiek. Nie mamy tego dużo, ale powinno wystarczyć. <daje chipsy>
(Osa)- Możesz zabrać się z nami. Mamy auto przed siedzibą.
(Łukasz)- Możecie? To byłoby dobre wyjście z sytuacji. Gdzie planujecie pojechać?
(Mathias)- Dwa punkty już można odznaczyć. Ostatnim punktem w mieście będzie okolice Nowego Boryszewa. Dzielnica robotnicza.
(Łukasz)- Umiecie panować nad emocjami. Nie to co inni. Widziałem chłopaka, może w waszym wieku. Zawołałem by do mnie przybiegł. Chciałem zebrać grupę, w tej fundacji. Niestety to nie wypaliło...
(Osa)- Czy ten chłopak...
(Łukasz)- Tak... wystawił im się. Oczywiście to nie była jego wina. To nerwy. Okropieństwo.
(Mathias)- Przydarzyło mi się podobnie. Jeszcze nie raz pewnie spotkam się z podobnymi sytuacjami. Zgodzę się... to jest okropne. Gorszy los od śmierci... zjedzenie żywcem.
(Osa)- Każdy z nas spotkał się ze śmiercią. To jedziemy panowie?
(Oskar)- Nie ma sensu tu zostawać. Sprawdźmy ostatnie miejsce i spieprzajmy na północ.
(Łukasz)- Północ? Długa wyprawa. To jest wasz cel podróży?
(Osa)- To nie cel. To plan. Nie można wiecznie błądzić. Jak szczęście nam dopisze, znajdziemy grupę i się dołączymy. Choć jest nas trójka, potrzebujemy więcej ludzi.
(Mathias)- Pamiętajmy o jednym. Nie tylko trupy są naszym problemem, także ludzie.
Wsiedli do auta. Obrali ostatni kurs w mieście, na starą fabrykę. Fabryka była jedynym miejscem, gdzie mogli skryć się ludzie ocaleli. Kilkunastometrowy budynek, był największym budynkiem na obrzeżach miasta, przed wybuchem tego bałaganu mieszkali w nim ludzie, większość nie miała prawdziwego domu. Często żyli tam za nędzne zasiłki. Albo spotkają na miejscu fabrykę pełną ludzi lub zombie, a jedno może być gorsze od drugiego.
Na szczęście pojechali skrótem. Fabryka była dwie ulice od nich.
(Osa)- Jasna cholera... no fuck...
(Oskar)- Paliwo się skończyło?
(Osa)- Czekaj, sprawdzę. Lepiej wysiądźcie.
(Łukasz)- Może pójdziemy pieszo. Nie jest daleko.
(Oskar)- Bez sensu jechać w centrum zagrożenia, jeśli tak się stanie. Zgadzam się.
(Mathias)- Mamy broń, jeśli natrafimy na coś gorszego niż ludzi, poradzimy sobie.
(Osa)- Mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że to nie problem z paliwem.
(Oskar)- Ulżyło nam, a zła?
(Osa)- Pojemnik z chłodnicą jest uszkodzony. Ten złom chyba nigdy nie był naprawiany. No to utknęliśmy. Może w tej fabryce znajdziemy coś. Jeśli nie, pójdziemy pieszo.
Wkroczyli na teren fabryki. Śmiecie walały się wszędzie. Z komina wydobywał się dym. Oznaczało to, że teren nie jest opuszczony. Choć wyglądał budynek niepozornie, to ten wysoki kolos w czasach PRL służył jako centrum łączności z resztą miasta. Prawie półwieczny kawałek historii ciągle stał, choć nieco mniejszy. Przez bunt mieszkańców w 1980, fabryka straciła jeden segment, wraz z ładunkami wybuchowymi, które tam składano. Było wiadome jedno. Zombie nie umieją uruchamiać instalacji w kominie, prawdopodobnie wewnątrz budowli ukrywali się ludzie o nieznanej liczbie. Na drodze do wejścia, blokowała ich brama. Zamek wyglądał na mocny. Nawet dobry wytrych nie umiał otworzyć drzwi.
(Osa)- Dotarliśmy. Prawie...
(Mathias)- Nie da się tego otworzyć.
(Osa)- Wiem, że to głupie, ale może zawołajmy kogoś.
(Mathias)- Duże ryzyko, tylko nie mamy nic do stracenia. Jak sztywni się tam kręcą, ogrodzenie ich zatrzyma na jakiś czas. Zachowamy bezpieczną odległość.
(Oskar)- Hej! Jest tam kto!
(Osa)- Obym nie żałował tego.
(Mathias)- Patrzcie, ktoś wychodzi.
Na zewnątrz wyszedł jakiś cień. W chuście na twarzy. Widoczne były tylko oczy, wielkie i patrzące w kierunku bramy. Postać podeszła pod ogrodzenie. Widać było jeszcze, że miała broń, więc ludzie siedzący w środku też musieli być uchodźcami. Osoba spojrzała na Mathiasa i wpatrywała się w niego najdłużej, po czym zsunęła chustę, ujawniając tożsamość.
(Osa)- Dziewczyna...
(Mathias)- Ja...
(Iza)-  Starczy uprzejmości. Ty tam, wyglądasz na ich przywódcę mam rację?
(Mathias)- Nie rządzę nikim. Jestem tylko z nimi... szukamy miejsca na odpoczynek.
(Iza)- Oh... słodki jesteś. Mało kto był ze mną szczery... więc szukacie miejsca by odpocząć?
(Osa)- Możemy oddać broń, jeśli potrzeba. To dobre miejsce. Nie wygląda na pełne zombie.
(Iza)- Zaufam wam. Dobrze z oczu patrzy waszemu liderowi. Możecie zatrzymać broń. Pomogę wam, wpuszczę was do środka. Tylko nie róbcie nic głupiego, ludzie są nerwowi.
(Mathias)- Postaram się nikogo nie urazić. <Uśmiechnął się do niej>
(Iza)- Masz gadane. Jak znajdziesz chwilę, to przyjdź ze mną pogadać. Wiesz jak wyglądam, będziesz szukał, to mnie znajdziesz. Oswój się z miejscem, jak chcesz. Czekam u siebie.
(Osa)- Ta dziewczyna mi się nie podoba... jest dziwna.
(Mathias)- Intrygująca...
(Oskar)- Czy ty bynajmniej nie masz dziewczyny?
(Mathias)- Masz same zboczone myśli w tej głowie. Sądzisz, że zaprasza mnie do siebie, by mnie zaliczyć jak pierwszą lepszą dziwkę? To by robiła osoba, która dopiero pierwszy raz nas spotkała? Po prostu może chce coś omówić. Pamiętacie co mówiła... Jestem liderem.
(Osa)- Chodź z nami liderze, nie zamierzam sam chodzić po tych korytarzach.
(Oskar)- Nie powinniśmy się rozdzielać...
(Mathias)- Wiem co robię. Ogarniemy teren, a później spotkam się z tą dziewczyną. Nawet nie powiedziała jak się nazywa. Pewnie dowiem się w swoim czasie.
Weszli do środka fabryki. Nie zostali mile przywitani. Od wejścia wszyscy im się przyglądali. Może dlatego, że Iza, mało komu ufała na tyle, by wpuścić z bronią do środka. Odpowiadała za grupę, która zebrała. Wnętrze nie różniło się wiele od klatek schodowych. Kilkanaście pokoi na jednym piętrze i tak aż do ostatniego stopnia. Pokój Izy znajdował się również na parterze, był bez wątpienia pilnowany przez strażnika, by nikt niepowołany nie ukradł czegoś. Budynek odpychał wyglądałem, dominował kolor szary. W niektórych miejscach okna ledwo się trzymały, a to znaczy, że konstrukcja nie jest stabilna, ale bezpieczna póki nic w nią nie uderzy z wielka siłą.
(Osa)- To jakaś gra? Czemu oni nas obserwują?
(Mathias)- Może chodzi o broń.
(Osa)- Nie mamy jej w rękach. Nie powinni nas się obawiać.
(Oskar)- Chodźmy dalej, macie zapałki?
(Mathias)- Akurat o tym nie myślałem, kiedy opuszczałem dom.
(Osa)- Dobra, ja mam. Możesz już iść do tej laski.
(Mathias)- Miałem z wami iść, bo nie mieliście światła?
(Osa)- Każdy radzi sobie jak może...
(Oskar)- Jak skończysz rozmowę, to spotkajmy się w tym miejscu.
(Mathias)- Sądzę, że to długo nie zejdzie. Do miłego...
Na końcu korytarza znajdował się pokój Izy. Pilnowany jedynie przez jedną osobę. Zezwolił Mathias'owi przejść dalej, bo widział jak jego dowódczyni wprowadzała obcych. Kazał pukać trzy razy, co miało oznaczać, że sprawa jest ważna, wtedy Iza powinna wiedzieć, że to ktoś, kogo oczekiwała. Po zapukaniu brak było jakiejkolwiek odpowiedzi. Chciał zapukać czwarty raz, lecz drzwi się otworzyły... w progu zobaczył ją. Wpuściła go i zamknęła drzwi na klucz.
Była ubrana w mundur moro z lekkim dekoltem, a z lewego boku spodni wystawał jej fragment białej koszulki.
(Iza)- No jesteś wreszcie. Czekałam na ciebie.
(Mathias)- Mów, czego ode mnie oczekujesz.
(Iza)- Pewnej przysługi... <usiadła na łóżko>
(Mathias)- Nie morduję niewinnych.
(Iza)- Nic z tych rzeczy... Usiądź... <wskazała na łóżko>
(Mathias)- Nie chcę zrazić sobie tutejszych.
(Iza)- Wystarczy, że zjednasz sobie mnie. Ja jakoś innych przekonam do was. Nie jesteś jak inni ludzie. Nie wyglądasz, ale masz... to coś... że się zainteresowałam tobą.
(Mathias)- W jakim sensie?
(Iza)- Sądzę, że z tobą, mogłabym postawić to miejsce znów na nogi.
(Mathias)- Nie postawisz tego od nowa. To nie ma sensu żadnego. <wstał>
(Iza)- Zaczekaj... Nie chodzi mi by ciebie pozyskać dla władzy... Chciałabym pozyskać sojusznika, a tak się składa nie mam żadnego. Pomożesz mi?
(Mathias)- Na czym moja pomoc miałaby polegać?
(Iza)- Może zapomnijmy o tym na chwilę... <wstała>
(Mathias)- Co ty zamierzasz zro... <dostał niespodziewanego całusa>
(Iza)- Próbuje cię rozluźnić. Jesteś taki poważny... jesteś gotów podyskutować ze mną dalej?
(Mathias)- Sądzę, że moja grupa nie będzie mieć nic przeciwko... <pocałował ją>
30 minut później
(Osa)- Dłużej się nie dało?
(Mathias)- My... długo gadaliśmy.
(Osa)- Teraz się tak to nazywa. Czemu nie powiesz prawdy?
(Mathias)- Sądziłem, że to mało ważne.
(Osa)- Nie obchodzi mnie, co tam robiliście. Obchodzi mnie to, czy nas nie wykopią, jak się dowiedzą o waszych rozmowach. Wiesz jak to brzmi, przychodzi nowy i już zaciąga do łóżka szefową. Brzmi jak z kiepskiego filmu.
(Mathias)- To samo jakoś wyszło. Nie ja ją zaciągnąłem, tylko ona mnie.
(Osa)- Dobrze wiedzieć, że dałeś się uwieźć byle komu, ale nie pora na to. Jakiś sukinsyn ukradł mi broń. Położyłem ją tylko na chwilę, bo do kibla to zbyt ryzykowne, a tam straszne echo jest... jak szczałem, to odgłos spłuczki szedł przez cały parter.
(Mathias)- Na pewno to nie Iza, była ze mną.
(Osa)- Raczej się nie rozdwoiła. Na bank ktoś z fabryki. Dorwę tego kogoś i ty świadkiem, że zabije złodzieja.
(Mathias)- Gdzie reszta? Nie powinni być z tobą?
(Osa)- Są razem. Powinniśmy ich poszukać i pomyśleć o opuszczeniu tego miejsca.
(Mathias)- Tu mamy schronienie, jedzenie i łóżka. Po co to tracić?
(Osa)- Ponieważ nie mam ochoty dzielić terenu ze złodziejami.
(Mathias)- Mam taki plan. Pierw znajdźmy resztę, potem znajdźmy twoją spluwę. Na końcu pomyślimy co dalej.
(Osa)- Zgadzam się. Jak ostatnio widziałem Oskara, to był na pierwszym piętrze.
(Mathias)-No to idziemy. Tu są schody.
(Osa)-Oby się w nic nie wpakował. Idź pierwszy, będę cię osłaniać.
(Mathias)-Chyba jest ok. Nic nie słychać.
(Osa)- W przypadku Oskara, to nie oznacza nic dobrego. Rozwidlenie, ty bierz prawą. Ja wezmę lewą. Jak coś znajdziesz to idź moim śladem.
(Mathias)- Weź moją latarkę. Dam sobie jakoś radę. Moja droga jest lepiej oświetlona.
Rozdzielili się. Nie było trzeba było czekać na rezultaty. Osa zniknął w ciemnościach, a Mathias się w nią dopiero zagłębiał. Na ścianach widniały napisy UCIEKAJCIE STĄD i wiele podobnych nawołujących do zawrócenia. Fabryka coś kryła, czegoś co Iza nie była łaskaw powiedzieć. Im Mathias szedł głębiej, tym słyszał jakieś odgłosy. Z początku myślał, że to ktoś chodzi po korytarzach, ale to nie mógł być człowiek, przynajmniej nie w pełni zdrowy. Głosy były coraz mocniejsze. To był najlepszy czas na wyjęcie noża z kieszeni. Przez przypadek Mathias wpadł na drzwi, były mocno zaryglowane i zakute w żelazne łańcuchy. Gdy przypatrzył się dokładniej, zauważył napis JEŚLI OTWORZYSZ, ZGINIESZ. Za drzwiami coś było ważnego, skoro ludzie zamknęli te przejście. Sądził przynajmniej, że nie ma tu Oskara i powinien wracać do Osy. Jak już schował nóż, usłyszał głos Osy, biegł w tym kierunku. Wrócił na rozwidlenie, skręcił w lewo i nie myśląc co się stanie, zaczął bardziej kontrolować swój oddech, przez co głośniej oddychał. Ku jego oczom ukazała mu się latarka, leżąca na ziemi, podniósł ją ostrożnie i światłem starał się wyszukać Osę. Znalazł go. Jeszcze bardziej prawiło go w osłupienie odkrycie przyjaciela. Skierował światło na znalezisko Osy i ze zdziwienia rozszerzyły mu się źrenice. Stał tak bez ruchu chwilę. Osa widział jego minę, Mathias czuł złość i smutek w jednym. Chwycił kolegę za ramię. Gdyby nie przyszli tutaj, nie dowiedzieliby co się stało. Jeden z ich towarzyszy został zastrzelony. Sprawa musiała zostać wyjaśniona. Ten kto zabił Łukasza, mógł być też złodziejem broni. To mogło oznaczać, że jedna i ta sama osoba kręci się swobodnie po budynku.
(Mathias)- Jak to się mogło stać?
(Osa)- Spójrz, perfekcyjny strzał w głowę. Ktokolwiek to zrobił, uchronił go przed czymś gorszym. Przypatrz się na ramię, jak myślisz co to może być.
(Mathias)- Ugryzienie...
(Osa)- Został ugryziony prawdopodobnie gdzieś indziej, ale tu próbował się dostać. Możliwe, że widział tego zabójcę, dlatego uciekał. Już on i tak nam nie powie. Przynajmniej nie cierpiał. Bycie czymś bez duszy, to kara gorsza od śmierci.
(Mathias)- Skoro tu nie ma Oskara, to gdzie jest?
(Osa)- Wiem, że chcesz zmienić temat. Znałeś tego gościa, to nie było miłe. Wiem jak to jest. Wszyscy wiemy, jeszcze wiele razy doznamy podobnych strat.
(Mathias)- Jest ok. Znajdźmy twojego brata i wracajmy na dół.
(Osa)- Co zrobimy z tym ciałem? Mamy zostawić by zgniło?
(Oskar)- Polecam powiedzieć o tym ludziom...
(Osa)- Co do... mały gnoju, szukaliśmy ciebie, a ty z nikąd się pojawiasz.
(Oskar)- Szukałem Łukasza, bo sprawdzaliśmy piętro i się rozdzieliliśmy. Jak usłyszałem kroki stąd, pomyślałem... ktoś pewnie wiem ,że tu jesteśmy, to chciałem się ujawnić i... O ja walę... O ja kurwa walę...
(Mathias)- Powiedzmy innym o tym. Zajmą się ciałem.
(Oskar)- Powiecie mi co tu się stało?
(Osa)- Powiem ci później, nie tutaj w każdym razie.
Cała trójka wróciła na parter, gdzie czekali już ludzie. Ich grymasy wskazywały na to, że wiedzieli, co Mathias i Osa robili na górze. Zza ściany wyłoniła się Iza. Za nią wyszły dwa cienie w szarych kapturach. Głosy wydawały się znajome, ale Mathias chciał mieć pewność. Utrzymywał dystans od reszty i nie chciał dać po sobie poznać, że chwile wcześniej znalazł martwego człowieka. Osa stał niewzruszony, w przeciwieństwie do Oskara. Ciągle się dygotał i mógł wydać przypadkiem grupę.
(Iza)- Gdzie się podziewaliście. Zobaczcie kogo wam przyprowadziłam. Mathias, ty powinieneś być już z nimi zaznajomiony.
(Mathias)- Nie robie interesów z ciemnymi typami.
(Iza)- Hę? Parę godzin temu miałeś o mnie inne zdanie...
(Osa)- Nie powinniśmy milczeć... <szeptał do Mathiasa> Byliśmy na górze i zgadnijcie co znaleźliśmy. Naszego przyjaciela, z prezentem w głowie. Jestem przekonany, że ktoś z was maczał w tym palce, tak samo jak w mojej sprawie.
(Iza)- Martwy człowiek? To są żarty? Mathias, co nic nie mówisz?
(Mathias)- To prawda. Ktoś sprezentował mu kulkę w głowę...
(Oskar)- Do tej pory nie mogę się ogarnąć... to nie jest normalne?
(Osa)- Pytanie tylko skąd u Łukasza było ugryzienie, skoro teren jest czysty? Przyznajcie się, trzymacie tu trupy?
(Iza)- Nie wiem co powiedzieć...
(Mathias)- Najlepiej prawdę. Człowiek nie żyje, a może umrzeć więcej.
(Iza)- Tak, masz rację. Mamy pomieszczenie, gdzie zamykamy sztywnych. Służą nam jako talizman. Gdy inne trupy wyczują, że ich bracia są w pobliżu, to wtedy opuszczą teren, stwierdzając, że nie w okolicy świeżego mięsa...
(Osa)- To chore...
(Iza)- Drzwi przecież były zamknięte. Nie ma opcji, że ktoś je otworzył. Tylko ja mam klucz.
(Mathias)- Ktoś musiał go ukraść, tak samo jak broń Osy.
(Oskar)- Nie odejdziemy bez broni mojego brata.
(Iza)- Proponuję by się uspokoić. Przepraszam, że nic nie mówiłam... Ja... Nie chciałam...
(Mathias)- Nie obwiniaj się, to nie z twojej winy Łukasz zginął... ale jego morderca jest wśród was. Zasługuje na to samo, co spotkało jego.
(Tomek)- Dość... <ściągnął kaptur> Ja to zrobiłem.
(Mathias)- Tomek... Nie wierzę. Dopiero co Cię spotykam i takie coś...
(Ula)- On mówi prawdę. Widziałam to...
(Osa)- Chwila moment, on trzyma moją broń.
(Tomek)- Weź ją sobie... <rzuca> Już nie jest mi potrzebna. Tak to ja. Uświadomię was jednak. Ten facet zginął, bo mnie prosił. Nic nie rozumiecie.
(Mathias)- Jak można prosić o śmierć... zwłaszcza prosić obcego o takie coś.
(Osa)- To ty też wypuściłeś tego trupa z klatki?
(Tomek) - Nie wypuszczałem, lecz chciałem wpuścić, bo kręcił się zbyt blisko fabryki. Opuściłem klucz przypadkiem i wtedy zerwał mi się... Akurat szedł ten koleś i go dopadł.
(Mathias)- Ty skurwielu! <rzucił się na Tomka> Powinienem Cię zabić!
(Ula)- Puść go... To nie była jego wina.
(Tomek)- Ulka, nie broń mnie już. To przeze mnie. Może gdybym lepiej schował klucz... Nie doszłoby do katastrofy... Przykro mi, jeśli to jest coś warte.
(Mathias)- Przeprosiny przyjętę... <przyłożył w twarz Tomkowi>
(Tomek)- Chciałem to załatwić pokojowo...
(Ula)- Mathias, przestań. Przeprosił.
(Osa)- Racja stary, odpuść. Mam już swoją broń. Możemy spadać z tego miejsca.
(Iza)- Odchodzicie?
(Mathias)- Chcemy być bezpieczni... A wy nie możecie nam tego już zagwarantować.
(Iza)- Nie odchodź... <podbiegła do Mathiasa>
(Mathias)- To nie zależy ode mnie tylko. Grupa tego chce.
(Iza)- Zostań dla mnie... <przytuliła go>
(Osa)- Nie daj się jej nabrać. Mimo, że jest jej przykro, to jednak przez nią tu trafiliśmy.
(Mathias)- Powinniśmy jeszcze zostać.
(Ula)- Mądra decyzja. Nie miałam okazji powiedzieć, że dobrze Cię widzieć. Miło, że przeżyłeś. Wiedziałam, że dasz radę.
(Osa)- Ty tu dowodzisz. Możemy zostać, ale nie na długo. Dobra, sprawa wyjaśniona. Możecie się rozejść wszyscy... teraz!
Gdy wszyscy wrócili do swoich zajęć, Mathias i Iza zostali sami w głównej sali. Iza ciągle była wtulona w Mathiasa i płakała pod nosem. Poczuł, że to są szczere zły. Nie jest winna przeszłych wydarzeń, postanowił jej wybaczyć. Chwycił ją za głowę i lekko przechylił ku swojej. Zastygli tak na chwilę, a po chwili Iza odkleiła się od Mathiasa.
(Iza)- Dziękuję, że we mnie uwierzyłeś.
(Mathias)- To nie była twoja wina.
(Iza)- Sądzę, że nie pasuje do tego otoczenia. Wszyscy to wiedzą.
(Mathias)- Jeśli mam coś sugerować, możesz iść z nami. Lepszej okazji nie będzie.
(Iza)- Wydostałabym się z tego więzienia? Tyle czasu już tu jestem...
(Mathias)- Przemyśl to. Choć reszta będzie mieć wątpliwości, ja biorę wszystko na siebie.
(Iza)- Twój przyjaciel nie żyje, a ty chcesz zaufać mi? Skoro we mnie nie wątpisz...
(Mathias)- Wiem co robię. A co z Tomkiem i Ulą, od dawna tu są?
(Iza)- Przybyli dosłownie przed waszym powrotem. Są równie nowi jak wy. Dobrze, że się znacie. Trudno teraz w tym świecie o przyjaciół.
(Mathias)- Mogliby iść z nami.
(Iza)- Podbiłeś mu oko, bo jest winny śmierci twojego przyjaciela i chcesz go brać ze sobą? Czy to rozsądne? Nie boisz się, że zrobi to znowu, no wiesz... poświęci kogoś z twojej grupy?
(Mathias)- Jeśli zrobi to ponownie... Skończy z pociskiem w głowie. Przysięgam przed tobą.
(Iza)- Oh, zaczynam się ciebie bać. Trochę zrobiło się niezręcznie, może pójdę do siebie.
(Mathias)- Dobry pomysł. Ja pójdę do Osy i Oskara. Nie martw się, wszystko będzie ok. Nie przejmuj się Osą. Często gada by gadać.
(Osa)- Ile chcesz jeszcze dowodów, że to nie miejsce dla nas? Morderstwo, kradzież i co jeszcze potrzeba udowodnić, byś się zgodził?
(Mathias)- Nie możemy jeszcze odejść.
(Osa)-     Ona Cię tu trzyma, prawda?
(Mathias)- Rozmawiałem z nią. Ona też nie chce tu zostać.
(Osa)- Niech bierze swoich i niech odchodzi, byle nie z nami.
(Mathias)- Zaproponowałem jej przyłączenie się do nas. To moja decyzja.
(Oskar)- Jest nas tylko trójką. Osa, nie mamy innego wyjścia. Sami nie damy rady.
(Osa)- Żałuje, że wtedy pociągnąłem za spust...
(Mathias)- Czyli zostawiłbyś mnie tam?
(Oskar)- O czym gadacie?
(Osa)- Ja po prostu... Nie mogę patrzeć, jak ta laska ciągnie ciebie za sobą.
(Mathias)- Może to ci się bardziej nie spodobać, ale tamtą dwójkę też planuje zabrać ze sobą. W grupie raźniej. Straciliśmy Łukasza...
(Osa)- On by nie chciał byśmy zginęli. On i tak jest martwy. Posłuchaj mnie i nie bierz nikogo. Jest nas trójka, tyle wystarczy.
(Oskar)- Jeśli Mathias będzie mnie potrzebował, ja pójdę za nim.
(Osa)- Oskar, musisz mi to robić... Zabrać intrygantkę i złodzieja... Jeszcze może masz coś w zanadrzu?
(Mathias)- Osa... Ogarnij się... To postanowione. Droga wolna dla ciebie. Chcesz, możesz odejść już teraz. Ja nikogo z was tu nie trzymam.
(Oskar)- Ja zostaje tutaj, póki nie wyruszymy wszyscy.
(Osa)- No i co ja mam tu do gadania. Przegłosowaliście mnie. Tylko nie zwlekajcie zbyt długo z tym postojem.
Mathias przekonał Osę, by zostali w fabryce dłużej. Poszedł do okna. Okno fabryki wychodziło akurat na osiedle, z którego uciekł. Wszystko wyglądało normalnie, jakby się nic nie stało, lecz przy bliższym spojrzeniu, ulice roiły się od chodzących powolnych trupów. Trupy pragnące mięsa, pragnące przemienić żywych w ich samych. W tym momencie przypomniał mu się wypadek sprzed domu, kiedy biegł człowiek i na jego oczach został chwycony i ugryziony przez stwory. Zamknął oczy i rzekł do siebie słowo MAMO. Zastanawiał się czy jego mieszkanie już zostało splądrowane, lub nadal się trzyma. Poczuł na swoim ramieniu dotyk, to była Iza. Uśmiechnęła się w jego kierunku i stanęła obok niego.

Offline

 

#2 2014-04-20 18:37:52

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 1 - Nic już nie będzie takie same

(Iza)- O czym myślisz?
(Mathias) <wziął oddech> Tam kiedyś mieszkałem... kiedyś, wczoraj to jeszcze był mój dom.
(Iza)- Miałeś szczęście. Teraz szans na ucieczkę byś nie miał.
(Mathias)- Wiesz o co tyczy się gra w tym świecie? O ludzkie życie... A my je tracimy. Matka, Łukasz i ten koleś...
(Iza)- Koleś? Jest coś co powinnam wiedzieć?
(Mathias)- Gdy się to zaczęło, pierwsze co zobaczyłem na zewnątrz, to śmierć człowieka.
(Iza)- Wspominałeś o Matce, wiesz jak umarła?
(Mathias)- Nie chcę o tym mówić... Teraz jest w lepszym świecie...
(Iza)- Widzę, że się obwiniasz. <Chwyta za dłoń Mathiasa> Nie masz o co. Zrobiłeś to, co mogłeś zrobić. Czasu nie cofniesz, a trzeba żyć dalej. Dla mnie, dla swoich kolegów.
(Mathias)- Nic już nie będzie takie samo...
(Iza)- Słyszałam szepty twoich przyjaciół, słyszałam wiele.
(Mathias)- Co konkretnie?
(Iza)- Że chcesz bym z wami poszła. Doceniam to. Powiedz mi jedną rzecz, kim jest Natalia?
(Mathias)- Przed tym... była mi bliska. Teraz może już nawet nie żyje. Może Osa miał rację. Może pójście na północ nic nie pomoże.
(Iza)- Czyli to była twoja dziewczyna? To już inaczej stawia sprawę. Czy to wypada...
(Mathias)- Co wypada?
(Iza)- To co zrobiliśmy ostatnio... Gdybym wiedziała, że jesteś w związku... to...
(Mathias)- Nic nie szkodzi. <Spojrzał głęboko w jej oczy> Nic się nie stało. Natalia by nie chciała, bym się o nią zamartwiał, bym ułożył swoje życie. Słuchaj Iza, potrzebuję Cię.
(Iza)- To miłe, ale nie powinniśmy teraz... <Przerwał jej pocałunkiem> No puść mnie, ty głuptasie. Czuję teraz to, co czułam, gdy się kochaliśmy. Ja... Chyba się w tobie zakochałam.
(Mathias)- Hę? Nie uważasz, że to zbyt wcześnie? Dopiero się poznaliśmy...
(Iza)- Wiem o tym. Może racje. Nie powinnam się narzucać.
(Mathias)- Mimo tego, dziękuje Ci za wyznanie. Szczerość jest ważna. Ona sprawia, że jesteś poważana. Ja Cię szanuję, tym kim jesteś.
(Iza)- Nie wiem co mam powiedzieć...
(Mathias)- Wiesz co, nie mogę tak zostawić matki...
(Iza)- Chcesz wrócić do domu?
(Mathias)- Przysięgłem, że nie wrócę. Ja już nie mam odwagi tam wracać. Mógłby zrobić to kto inny. Sprawdzić czy wszystko z nią ok.
(Iza)- Masz na myśli to, czy się przemieniła, tak? Wiem co czujesz. Coś mogę dla ciebie zrobić. Może to sprawi, że będę dla ciebie kimś ważnym. Ula, Tomek... Możecie do nas?
(Ula)- Potrzeba czegoś?
(Iza)- Nie ja potrzebuję pomocy, ale ja jej od was wymagam. Mathias potrzebuje kogoś, kto wróci do jego domu i upewni się, że jego matka nie będzie się męczyć, więcej niż to konieczne. Wiecie jak to jest. Sama przemiana to coś, czego wam nigdy bym nie życzyła. Mimo, że to tylko śmierć... Tylko, że po odejściu, ktoś przejmuje ciało naszych bliskich i nim manipuluje, mimo iż dusza już dawno jest tam na górze...
(Ula)- Jesteś pewien? Może jednak ty pójdziesz z nami, by sprawdzić... czy wykonaliśmy to?
(Mathias)- Ufam wam, tobie w stu procentach. Weź to... <podaje klucze> Tym otworzysz drzwi od pokoju. Mimo, że chciała umrzeć sama... Nie mogę się pogodzić z tym, czym jest.
(Tomek)- Może mało Cię obchodzi moja opinia, ale jestem za tobą.
(Ula)- Daleko to jest?
(Iza)- Widzicie ten wieżowiec, ten dymiący się?
(Ula)- Armia Krajowa lub Walecznych, domyślam się. Na miejscu się dowiemy.
(Iza)- Starczy wam amunicji?
(Ula)- Sądzę, że tak. Najlepiej będzie, jak wyruszymy teraz. Tomek, zbieramy się. Wypatrujcie nas za godzinę ponownie.
(Iza)- Widzisz, sprawa załatwiona.
(Mathias)- Wydajesz się pewna siebie. Sądziłem, że Ty sama podejmiesz się tego.
(Iza)- Ktoś musi tu zostać. Wybrałam tych, których znasz.
(Osa)- Gdzie tamci poleźli? <wtrącił się>
(Mathias)- Twój zwyczaj pojawiania się nagle mnie przeraża.
(Osa)- Wyrzuciłeś ich?
(Iza)- Wrócą wkrótce. Mają coś do zrobienia, Mathias?
(Mathias)- To nic ważnego.
(Osa)- Oskar jest jakiś nieswój. To co zobaczył to chyba było nadto.
(Iza)- Nie znam twojego brata, ale nie wyglądał na takiego, co boi się śmierci.
(Osa)- Widział na początku zbyt wiele. Teraz jakby się obudził z tego snu.
(Mathias)- Mi też nie jest łatwo. On znał moją rodzinę, ja go znałem. Przynajmniej nie cierpiał długo. Tylko mnie ciągle męczy myśl, że Tomek nie mówi mi prawdy.
(Iza)- Mówił, że twój przyjaciel prosił o śmierć. Wiecie jak to działa. Człowiek ugryziony to cykająca bomba z opóźnionym zapłonem. Śmierć jest kwestią czasu, może on nie chciał się męczyć z tym. Oszczędził sobie wielu cierpień, choć strzał w głowę nie jest miły dla nikogo.
(Mathias)- Gdyby ktoś miał dar widzenia, bym mógł zobaczyć co się tam stało. Szkoda...
(Osa)- Te miejsce jak już mówiłem, nie jest dla nas bezpieczne.
(Iza)- Masz na myśli naszą klatkę?
(Osa)- Gdyby nie ta skrytka na trupy, nie doszłoby do niczego. Jak tamci dwoje wrócą, wynosimy się stąd. Ty zdecydujesz czy idziesz z nami czy zostajesz tu.
(Iza)- Ostatnio nie byłeś po mojej stronie.
(Osa)- Ktoś mi coś ostatnio uświadomił.
(Mathias)- W obliczu sytuacji na świecie, nie mamy szans na przeżycie oddzielnie. Mamy szanse przeżyć w grupie. Tylko nie w tym miejscu.
(Iza)- Macie racje. Może czas na to, bym się zaczęła pakować.
(Mathias)- Przyjdę do Ciebie później.
(Osa)- Przyjdziemy, wolę mieć was na oku. Nie musze mówić, co się działo jak ostatnio byliście sami.
(Iza)- Jasne, nie ma problemu.
Gdy Iza poszła do swojego pokoju i zaczęła się pakować, Osa zabrał Mathiasa do Oskara. Chłopak siedział na dachu i obserwował okolicę. Miał w rękach broń Mathiasa, celował z niej, ale nie strzelał. Blask lunety jednak mógł zwabić trupy w ich kierunku, trzeba było coś zrobić, by temu zapobiec.
(Oskar)- Poszli do twojego domu, prawda?
(Mathias)- Oskar, oddaj mi broń.
(Oskar)- Pozwoliłem sobie pożyczyć. Nie znam okolicy, to chciałem się przyjrzeć.
(Osa)- Debilu opuść broń, zaraz zlezie się ich setki... <wyrwał broń> Wiesz, że luneta daje odblask? Trzymaj stary... <podał Mathiasowi> Myślałem, że wiesz...
(Oskar)- Wybacz, ale lornetki mi nie dałeś. Nie chcę siedzieć tam na dole, nie ufam nikomu. Całkiem dobre echo idzie na dach z dołu. Mniemam, że widzieliście ten rurociąg.
(Osa)- Słyszałeś naszą rozmowę na dole?
(Oskar)- Trudno było nie słyszeć, braciszku... Pilnujesz Mathiasa jak przyzwoitka.
(Mathias)- Mogłeś do nas przyjść, skoro tak ostrzyłeś uszy.
(Oskar)- Szczerzę? Nie chciało mi się... Miałem lepsze zajęcie.
(Mathias)- Wiesz już, że Iza idzie z nami. Ona i dwie inne osoby.
(Oskar)- Tamta dwójka, co ich widziałem niedawno? Dziewczyna wydaje się ok, ale ten chłopak jest dziwny. Miałbym go na oku, by czegoś nie wywinął.
(Osa)- Nadal macie w planach północ, czy może inny kierunek?
(Mathias)- Im dalej na północ, tym bezpieczniej.
(Osa)- Nawet jeśli znajdziemy tą Natalie, to co później? Powiesz jej, że spałeś z inną? Nie zrozum mnie źle, ale skoro wybrałeś tą, to po co szukasz swojej starej?
(Mathias)- By poznała prawdę, bym miał satysfakcję, że ją odnalazłem? Może mi nawet nie wybaczyć, ale nie przeżyłbym, gdybym jej nie spotkał ponownie.
(Oskar)- Dobrze stary... <podnosi się> Wszystko rozumiem. Jak dobrze słyszałem, mamy iść do tej Izy, tak chyba się nazywa...
(Mathias)- Powinniśmy sprawdzić czy wszystko z nią dobrze. Tak na wszelki wypadek.
(Osa)- Teraz taki poważny jesteś, a pewnie jak ci pomogłem na tym balkonie, to się zeszczałeś ze strachu.
Cała trójka zeszła na dół, pod pokój Izy. Mathias zapukał trzy razy, tak jak zawsze. Usłyszał głos dziewczyny, wszedł z Osą, zostawiając Oskara na straży przed drzwiami. Iza pakowała się nadal, ze swoim uśmiechem, który pamiętał Mathias, jak kochali się w tym samym pokoju. Wzięła zdjęcie rodzinne, na którym była ona, jej ojciec i matka. Jej rodzie byli przekreśleni białym krzyżem, a to mogło oznaczać, że mogli być martwi. Mathias nie zabrał ze sobą zdjęć rodzinnych, bo mogły mu tylko przeszkadzać, a i tak nie było ich dużo. Iza była sentymentalna i choć to był nadbagaż, zabrała rodzinną pamiątkę. Wyciągnęła album, na którym były zdjęcia jej rodziny, zaproponowała Mathiasowi i Osie, by obejrzeli z nią go.
Oglądali album około godzinę lekcyjną, to jest czterdzieści pięć minut. Osa w tej chwili zmienił pogląd o Izie. Wiedział, co przeżyła i co musiała zrobić przy przetrwać.
(Osa)- Wszystko już jasne. Tylko nie mówcie Oskarowi, że się poryczałem.
(Mathias)- Wątpię czy by go to obchodziło.
(Iza)- Dziękuję, że tu byliście. Nikomu jeszcze tego nie pokazywałam. Wstydziłam się.
(Mathias)- Ja Cię rozumiem.
(Osa)- Pójdę sprawdzić co u Oskara <wychodzi>
(Mathias)- Wszystko masz?
(Iza)- Nic innego mi nie potrzeba. Mam rzeczy najważniejsze.
(Mathias)- Może pójdę po swoje rzeczy, Ula z Tomkiem wrócą lada chwila.
(Iza)- Nie zatrzymuję Cię.
(Mathias)- Zaraz wracam <wychodzi>
Nagle było słychać dziwny brzdęk łańcuchów. Oskar z Osą poszli na górę, by wypatrywać powrotu dwójki przyszłych przyjaciół. Mathias pobiegł do swojego pokoju, gdzie zostawił rzeczy. Założył plecak, na niego zawiesił broń. Nachylił swoją czapkę mocniej na oczy. W jednej chwili usłyszał krzyk i jęki. Nie był zdziwiony, bo wokół pewno trupów, ale ten dźwięk był czulszy, był niesiony przez echo.
(Mathias)- Osa?! Jesteś tu?!
(Osa)- Ta... <dyszy> Trochę zajmuje zejście po schodach... Co się dzieje?
(Mathias)- Słyszałeś też to co ja?
(Osa)- Ten dziwny hałas, jakby z wnętrza budynku? Na dachu jest straszne echo. Oskar pobiegł do pokoju po sprzęt. Czuję, że będzie gorąco.
(Mathias)- Widziałeś Ulę lub Tomka?
(Osa)- Nie, trochę się zachmurzyło i dlatego. Stary, wiem o co ci chodzi, ale to najlepszy moment by się stąd wynieść, póki jest okazja.
(Mathias)- Nigdzie bez naszej grupy się nie ruszam!
(Iza)- Jestem gotowa... Nie widziałam jeszcze Uli, coś jest nie tak... <spojrzała na Mathiasa>
(Mathias)- Ktoś sprawdzał skąd dochodzi źródło hałasu?
(Iza)- Tak, wysłałam tak kogoś...
Wbiegli do budynku od tylnego wyjścia Tomek, a za nim Ula. Pokryci byli krwią, musieli się przebić przez sztywnych, aby dostać się do środka. Wyglądali na zdrowych, ale Tomek jakby miał traumę. To musiało mieć związek z tym, co musieli zaobserwować w domu Mathiasa.
(Ula)- Wracamy z jednego bagna, do drugiego... Ktoś mi powie, co się tu działo przez tą godzinę naszej nieobecności?
(Iza)- Zaraz ktoś przyjdzie, nie chciałam ryzykować...
(Ula)- Jasny gwint... Może sama to sprawdzę?
(Iza)- Nie musisz, bo... To musi być on! Co wiesz?
(Michał)- Kurewskie pały... Drzwi ktoś otworzył... Zanim się zorientowałem, jeden z tych kurw mnie chwycił... Jestem stracony, zobaczcie... <pokazał ramię>
(Osa)- Ugryzienie jak nic...
(Iza)- Nie mów, że te Nasze Drzwi zostały otwarte...
(Michał)- Kurwa, jak piecze... Nie widziałem kto, ale wiem jedno... Tu już nie jest bezpieczne... Budynek jest zagrożony, trzeba go bronić...
(Oskar)- Jesteś ugryziony i chcesz walczyć dalej w takim stanie?
(Michał)- Nie oddam tego miejsca bez walki... <pobiegł w głąb fabryki>
(Iza)- Co teraz? Mathias?
(Mathias)- Musimy stąd się wynosić... Ile tych trupów zamknęliście w środku?
(Iza)- Około setki...
(Osa)- To przesądzone... Oskar, co ty robisz?
(Oskar)- Biorę to, co się da. Trzymaj braciszku... <podaje torbę z broniami>
(Osa)- To zapasy tych ludzi. Nie wypada im tego zabierać.
(Oskar)- Spójrz wokół... Ludzie są zajęci spieprzaniem stąd. Kto by miał czas, by zabrać broń. Chociaż my miejmy jakiś pożytek i ujdźmy z życiem. Którym wyjściem się można wydostać jak najszybciej?
(Ula)- Tylne wejście odpada. Ledwo się przedarliśmy. Trzeba się przedrzeć przez cały dziedziniec. Do głównej bramy!
(Tomek)- Trzymaj, to należy do ciebie <dał klucze Mathiasowi>
(Mathias)- Nie zatrzymywać się!
(Osa)- Kurwa... Główne wejście obsadzone. Przejście graniczy z cudem. Jest duże ryzyko, ale nie ma wyjścia, trzeba przez budynek. Jest jakieś wyjście w środku?
(Iza)- Przez piwnice, innego nie mamy...
(Mathias)- Iza, prowadź!
Okrążyli dziedziniec, wbijając przez zbite okno do budynku. Mijali martwe ciała i rannych mieszkańców fabryki. Dotarli do felernego rozwidlenia, gdzie po prawo była droga do pułapki. Skręcili w lewo i dostali się w pobliże piwnicy. Iza nie mogła otworzyć drzwi, zamek się zaciął, dlatego iż był dawno używany. Próbowała wytrychem, bez efektu. Na ich niekorzyść, usłyszeli jęki z oddali, zagrożenie się zbliżało. Mieli coraz mniej czasu.
(Osa)- Kurwa... Dajcie mi to zrobić... <szarpał zamek> Nie! Kurwa, no nie!
(Iza)- Mówiłam, zaciął się.
(Osa)- Dajcie mi broń!
(Mathias)- Samobójstwo to żadne wyjście...
(Osa)- Chodziło mi by przestrzelić zamek. Przy celnym strzale, zębatka, która trzyma zamek by pękła. Tylko to musiałby być strzał z daleka, kUla z bliska może jedynie przelecieć przez otwór, a z większej odległości jest prawdopodobieństwo, że rozjebie ten mechanizm.
(Ula)- To jest zbyt ryzykowne...
(Osa)- Lepsze to niż nic. Dobra tchórze, ja to zrobię... Oskar, podaj strzelbę. Jak usłyszycie strzał, pakujcie się do środka, nie patrzcie w tył. Dołączę do was chwilę później...
(Oskar)- Nie podoba mi się to...
(Osa)- Mi też nie... Raz... Dwa... Trzy... <strzał> Teraz! Dalej!
(Mathias)- Osa, za tobą!
(Osa)- Chowajcie się! Ja ich odciągnę! Chodźcie tutaj skurwysyny! <do zombie>
(Ula)- Niech się spieszy. Te drzwi długo nie wytrzymają.
(Mathias)- Osa! Dawaj!
(Osa)- Skurwiele! <strzelił w głowę trupa> Trzymajcie drzwi, biegnę! Dobra zamykać już!
W porę zamknęli drzwi. Zamek był co prawda zepsuty, ale wsunęli w zasuwkę ułamane deski. Nie była to perfekcyjna osłona, ale trupy tak szybko nie mogłyby się dostać. Oskar miał strach o w oczach. Przez chwilę obawiał się, że straci jedynego brata. Z odważnego dzieciaka, zmienił się w zakłopotanego uczuciowego człowieka.
(Osa)- Dobra... <dyszy> Jest ok... Najgorsze za nami. Jak się stad wydostaniemy?
(Iza)- Tam na górze jest zapadnia, można ją otworzyć tylko od tej strony. Wystarczy ją pchnąć lekko i będzie można jej użyć. Tylko nie ma drabiny, trzeba będzie lekko podskoczyć. Dobrze będzie jak ktoś najwyższy wejdzie pierwszy, to powinno nam ułatwić wyjście.
(Osa)- Nie patrzcie tak na mnie. Wiem ile mam wzrostu... Lepiej się odsuńcie. Zrobię rozpęd.
(Ula)- Udało mu się... <do Mathiasa> Znajdź taką dźwignię po prawej, o właśnie! Pociągnij do siebie! Zrobił to...
(Osa)- Dobra, pakujcie się szybko. Te drzwi długo nie wytrzymają.
(Mathias)- Panie przodem, Iza...
(Iza)- Dżentelmen... Trzymaj mnie <chwyciła się Osy>
(Ula)- Teraz ja... Staraj się mnie nie puścić <trzymała się dłoni Osy>
(Tomek)- Pozwólcie, pójdę przodem... Może dam radę sam... <złapał się krawędzi>
(Osa)- Urodzony alpinista, chwyć się mnie, bo spadniesz... <wyciągnął rękę>
(Tomek)- Dzięki, ale sam sobie poradzę... <wspiął się sam>
(Mathias)- Oskar, no dawaj.
(Oskar)- Idź pierwszy, ja przypilnuje drzwi...
(Mathias)- Jesteś młodszy, no idź pierwszy!
(Oskar)- Nie dyskutuj ze mną!
(Osa)- Co się tam dzieje, Mathias? Wchodzicie czy nie?
(Mathias)- Zgrywa bohatera i nie chce!
(Osa)- Olej go i idź przed nim!
(Oskar)- Słyszałeś, zaraz dojdę do was!
(Mathias)- Zrozumiałem... Osa, przygotuj się <skoczył>
(Osa)- Mam Cię... <chwycił Mathiasa>
Drzwi się wyłamały z zawiasów, a stado zombie wpadło do piwnicy. Trupy próbowały chwycić Oskara, ten się nie dawał. Mathias widział tylko czubek jego głowy. Miał moralną decyzje w głowie. Jednak kierowała w nim chęć pomocy swoim i puścił dłoń Osy.
(Osa)- Co do...
(Mathias)- Wiem co robię! Oskar, zamknij oczy! <rzucił granat pieprzowy> Gińcie! Chcecie dostać z noża w mordy, proszę bardzo! I ty! I ty! I ty... <dyszy> To ich powinno zatrzymać... <przystawił starą kanapę do drzwi> Oskar, jesteś tam?
(Osa)- Co tam się dzieje?
(Mathias)- Dorwali go... sprawdzę co z nim!
(Osa)- Oskar, gnoju jesteś tam na dole?
(Oskar)- Mathias...
(Mathias)- Jesteś tu... Chodź zabieramy się stąd... Wstawaj <próbował podnieść Oskara>
(Oskar)- Kurwa... <okazywał ból> Przestań... Nie dam rady, kurwa... Jeśli wstanę, to obawiam się, że nie przeżyje... Nie dasz rady mnie uratować... <Mathias znów próbował>
Proszę, nie rób tego. Marnujesz swój czas... Zostaw mnie!
(Osa)- Mathias do chuja! Co się tam dzieje?
(Oskar)- Obiecaj, że będziesz obserwował Osę. Teraz tylko tobie może zaufać.
(Mathias)- Obiecuję...
(Oskar)- Dobrze... <jęczał> Pozostała jeszcze jedna sprawa... <Spojrzał na broń Mathiasa>
(Mathias)- Nie możesz mnie prosić o takie coś... Nie potrafię...
(Oskar)- Dasz radę... Po prostu wyciągnij broń, przyłóż palec do spusty i wymierz mi w głowę. Reszta pójdzie sama... Nie chcę prosić o nic innego. Osa musi być bezpieczny.
(Mathias)- Jesteś tego pewny?
(Oskar)- Nie masz innego wyjścia. Nie sądziłem, że tak będę się żegnał jak idiota... Ale to jedyne wyjście. Zrób to! Wspominaj mnie dobrze... <zaczął kaszleć> Czuję w swoim środku żar. Czuję jak zaraza mnie wyżera od środka... Nie zwlekaj. Pomóż mi odejść... Żałuje tylko, że nie zdążyłem się pożegnać z bratem...
(Mathias)- Zawsze będziemy o tobie pamiętać... <wymierzył w Oskara> Choć znamy się krótko, to związałeś swój los ze mną. Jak spotkasz moją matkę... Powiedz jej, by się nie martwiła <Strzelił w głowę Oskara> Przykro mi stary...
(Osa)- Czy to był strzał?! Mathias?!
(Mathias)- Osa, wciągnij mnie!
(Osa)- Kurde, jaki ty jesteś brudny... <wciągał Mathiasa> Rany... Czy to krew? Ale nie twoja... Gdzie Oskar? Oskar! <krzyczał do środka budynku> Kurwa! Czemu on nie idzie?
(Mathias)- Oskar nie przyjdzie...
(Osa)- Że kurwa co?!
(Mathias)- Po prostu on nie wróci...
(Osa)- Co to był za strzał? Czy to go... Ty go zabiłeś?
Osa wyjął pistolet i znienacka chwycił Mathiasa, przyparł do ściany i przystawił broń do głowy. Wszyscy stali i próbowali się nie wtrącać, bo każdy zły ruch mógł skutkować śmiercią któregoś z nich. Mathias wykorzystał sytuacje, że Osa był wkurzony i nie patrzył poniżej wzroku. Wyjął nóż i szybkim zamachem wytrącił koledze pistolet z ręki. Wykorzystując okazję, Tomek odciągnął Osę o Mathiasa. Ula tymczasem podniosła pistolet i dała go Mathiasowi, by ten go nosił.
(Osa)- Chronicie go?! A ja Cię uratowałem debilu, a ty mi się tak... <dostał cios w głowę>
(Ula)- Od razu lepiej. Później będziesz mi dziękować.
(Mathias)- Cholera... <dyszy> Co go opętało...
(Ula)- Czy to prawda z jego bratem? Co się stało tam na dole?
(Mathias)- Sztywni wdarli się, co już wiecie. Nie miał szans, a ja mimo tego, próbowałem coś zrobić. Matkę zostawiłem i nie chciałem popełnić ponownie podobnego błędu.
(Iza)- A ten strzał później? Czyli musiał być ugryziony... Boże...
(Mathias)- To było jeszcze dziecko... Wiem, że w czasie tego mógł mówić z nerwów, ale widać było, że cierpiał. Teraz rozumiem, co Ty musiałeś zrobić... <spojrzał na Tomka>
(Tomek)- Nikt nie lubi odbierać życia przyjaciołom, nawet obcym żyjącym ludziom, ale czasem trzeba. Nie jeden raz jeszcze zwątpimy, jesteśmy tylko ludźmi.
(Iza)- Polecałabym się przemieścić. Te ogrodzenie nie wytrzyma długo.
(Mathias)- Co z nim? Trzeba by go obudzić... <wskazał na Osę>
(Ula)- Niech śpi. Mniej pieprzenia przynajmniej. Trzeba będzie go zabrać w takim stanie, w jakim jest. Tomek, bierzemy gada.
(Tomek)- Boże, jaka robota...
(Ula)- Gdzie się przemieszczamy?
(Iza)- Mówiłeś, że na północ? Trzeba się przeprawić przez most, jeśli chcemy się wydostać z miasta. To jest kawałek drogi. Nie przyjechaliście przypadkiem tu autem?
(Mathias)- Tak, ale skończyła się benzyna... Liczmy na to, że coś po drodze znajdziemy.
(Ula)- Przykro mi z powodu tego dzieciaka, wydawał się w porządku.
(Iza)- Ula, martw się lepiej naszym bagażem.
(Tomek)- Trochę ten bagaż waży...
(Mathias)- Znam dobry postój przed mostem. Fundacja ojca, co prawda już tam byłem, ale żeby odpocząć, to jest miejsce najlepsze. Są tam zapasy jedzenia, możemy tam przekimać, co wy na to?
(Ula)- Szczególnie słowo przekimać brzmi sensownie. Jestem za.
(Tomek)- Mnie to wszystko jedno, pójdę tam, gdzie wy.
(Iza)- Mnie nie musisz pytać.
(Mathias)- Nie jest daleko, ale na piechotę z dwie godziny może nam zająć. Zbierajmy się lepiej czym prędzej.
(Iza)- Straciłeś dwój swoich przyjaciół, jak sobie z tym radzisz?
(Mathias)- Oni by nie chcieli, byśmy się poddali, tak jak oni walczyli do końca, chcąc naszego dobra. Wiem jedno, w grupie możemy przezwyciężyć wszystko.
Cała piątka odeszła w stronę zachodzącego słońca. Ich głównym celem było wydostanie się z miasta, lecz przede wszystkim odpoczynek, którego od jakiegoś czasu im brakowało. Postanowili wrócić do fundacji, gdzie Mathias był już wcześniej. Chcą się wyspać, by na kolejny dzień ruszyć dalej na północ. Lecz ta droga nie będzie tak prosta, jak by się mogło wydawać. Każdy myśli, że znajdą schronienie, w miejscu, które zna Mathias. Miejsce dobre na odpoczynek jednak okaże się czymś więcej, niż tylko schronieniem. Przez upływ czasu, świat się zmienia. Wszystko marnieje, umysły ludzi wariują, szczególnie gdy ludzie są głodni, samotni lub przeżyją ogromną traumę. Grupa była gotowa na wyprawę, lecz żałowali tych, którzy zostali w fabryce i zginęli broniąc jej, a najbardziej Oskara, którego nie dało się uratować, a jego ciało zostawili, gdyż nie mieli czasu na pochówek. Nastały mroczne czasy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ewa G
- Piotr N
- Norik T
- Dawid T (Wspomniany)
- Mateusz C
- Oskar C
- Łukasz J
- Iza K
- Michał M
- Tomek S
- Ula G

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.girlsgames.pun.pl www.zoltysmok.pun.pl www.przelecz.pun.pl www.wol.pun.pl www.pozyczki-kredyty-forum.pun.pl