#1 2016-05-15 20:00:07

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 26 - Zebranie Sojuszników

W drodze powrotnej Osie twarz się nie zamykała. Był wątpliwy, że obecność Stalkerów wpłynie jakoś pozytywnie na sytuację obecną. Wierzył, że każdy nowy po ich stronie to osiągnięcie, lecz zawsze jest jakiś haczyk. Nowi sojusznicy byli nie tyle groźni co rozumni. Mógł sobie wyobrażać jak po przegnaniu Rozjemców, Stalkerzy wyrzucą ich z miasta i zaczną odbudowywać swoje dawne imperium. Wtedy powiedzenia Marcina sprawdziłoby się, a brzmiało ono tak "Kto jest Stalkerem, ten może wszystko, a niczego nie musi". Zastanawiał się Osa czy szukanie kolejnych osób miałoby sens, ponieważ jest ich więcej, aczkolwiek nie znane są zasoby grupy przeciwnej. Mathias wtedy o Dimię oraz "Radzie", których spotkał wcześniej. Nie były to wielkie zasoby ludzkie, lecz na pewno dodawałoby im to pewności. Kontakt z jednymi się urwał, gdy wyjechali z Gdańska w poszukiwaniu swoich bliskich, o których dowiedzieli się z moskiewskiego radia. Drudzy natomiast nie pokazali się już po odejściu Mathiasa z ich wioski. Trzeba było szukać nowych rąk gdzieś indziej. Tropy urywały się, tak samo jak stare znajomości. Chociaż w obozie mógł być ktoś, kto ma jakieś poszlaki, gdzie szukać ludzi chętnych do walki. Była świadomość, że walki toczą się o wszystkie miasta, a zabranie jakichkolwiek ludzi choćby z jednego mogłoby zakończyć się jego upadkiem. Wyjątkiem był Gdańsk, który upadł nie z powodu braku ludzi, lecz z powodu większości ludzi niedoświadczonych i niczego nieświadomych. W międzyczasie auto minęło człowieka, który z plecakiem górskim próbował uciec goniącemu go zombie. Obcy wołał o pomoc, lecz w aucie nie było już miejsca dla nowej osoby. Ledwo odjechali kilkanaście metrów, a w lusterku wstecnym Osa dostrzegł jak nieznajomy upada, a trup zagryza go na śmierć. Skorzystał wten z okazji, cofając auto do tyłu, dobijając obu i biorąc do auta plecak. Iza przemilczała ten fakt, bo wiedziała jak będzie reakcja. Nie każdemu można pomóc w danej chwili, choć gdyby to działo się blisko Płocka, nieszczęśnik mógł uciec śmierci.
Przejażdżka została przerwana przy Soczewce, gdy nieznani sprawcy w kominiarkach w liczbie pięciu zagrodzili drogę grupie swoimi dwuosobowymi dwuśladami. Na dodatek byli tak zamaskowani, że tylko usta i oczy można było dostrzec. Dziwiły jednak metalowe komponenty na ich ubraniach, takie jak do złudzenia podobne rękawice rycerskie lub naramienniki schodzące blachą aż do łokcia. Każda osoba z nich miała inaczej dobrany strój dodatkowy. Niczym nie przypominali ludzi Igora, ani tym bardziej odseparowanego oddziału Stalkerów. Na pierwszy rzut oka to mogła być kolejna samodzielna grupa, która nijak ma do siebie porządek świata i grabi wszystko i wszystkich jak leci. Jeśli chodzi o uzbrojenie, to niczym się nie różnili od innych ludzi. Pistolet u pasa, shotguny i szturmówki na plecach. Marcin jako pierwszy spacyfikował schodząc z motoru z podniesionymi rękami.
(Iwona) - Czemu tak szybko...
(Osa) - To dziewczyny... Hej, nie za dużo csa?
(Morgana) - Myślałyśmy, że to jakiś konwój. Jedziecie bardzo rzadką trasą. Wiemy kto trzęsie tamtą okolicą. Nie wyglądacie jak oni, więc możemy was przepuścić. Mam jedno Ale... Macie naszą eskortę pod same drzwi.
(Marcin) - Nie możemy się na to zgodzić...
(Iwona) - Pacyfista siedzi... Przepraszam... Stoi cicho...
(Sandra) - Może ich puścić. Jeden nawet jest taki słodki, ten śpioch - wskazała Bartka
(Osa) - Jego to możemy wam oddać za darmo. Prawie nie je, łatwy w utrzymaniu i w razie czego może robić za nawóz do kwiatków.
(Iwona) - Boicie się czegoś? Dla przykładu, że pięć dziewczyn skopie wam tyłki?
(Mathias) - Jest was tylko pięć. Czego mamy się bać - wyszedł
(Sandra) - Jakie on ma oczka, szłit... - uśmiechnęła się
(Blanka) - Sandra, ty to głupia jesteś wiesz.
(Sandra) - Nie chcę im robić krzywdy... Najchętniej bym oddała im swój prowiant z dziś. Klaudia ma tego pod dostatkiem. A ten jej fason, wyglądała zupełnie jak asasyn.
(Iwona) - Klaudia nie pochwaliłaby tego. Jej trauma trwa dalej od kiedy straciła najlepszą przyjaciółkę. Była nikim jak nas spotkała.
(Blanka) - Po co mówić im takie sekrety?
(Iwona) - Muszą zrozumieć. Wystarczy jedno zdarzenie, by wszystko się spieprzyło. Wystarczy jedna osoba, by to wszystko zmienić. Ledwo co w styczniu się zjawiła, to w ciągu tygodnia zjednała sobie innych. Ona i jej dwie koleżanki. Choć ma chwile, gdy mówi od rzeczy... Zaczyna gadkę o palącym się domu i zawalonym murze, a wtedy jest nie do zniesienia...
(Osa) - Po co nam to znać? Jedziemy dalej, nie możecie nas zatrzymać.
(Katrina) - Coś mi się wydaję, że jednak możemy.
(Mathias) - stanął na przedzie - Hmm... Tylko piątka? Sprowadźcie koleżanki, bo możecie sobie nie dać rady.
(Iwona) - Przybłęda nam ubliża, a wy tak stoicie?
(Sandra) - Ma coś takiego w oczach, ale moment... Nie chodzi o tamto... On na serio ma coś dziwnego... 
(Iwona) - podeszła bliżej - Chcesz się bić? Po twojej obitej mordzie stwierdzam, że lubisz po niej dostawać. Dostaniesz jeszcze znacznik ode mnie, co ty na to?
(Mathias) - Miałem za sobą ciężki dzień. Niedługo równie ciężki wieczór. Nie chcecie mnie widzieć wkurzonego.
(Sandra) - Nie chcemy...
(Morgana) - Sandra, do cholery...
(Sandra) - Może wrócimy do pierwszej opcji. Pojedziecie z nami, a potem was puścimy.
(Osa) - A co jeśli odmówimy?
(Marcin) - Nasi nas potrzebują. Nie utrudniajcie nam tego.
(Iwona) - A gdzie są Ci wasi? Ilu was jest?
(Marcin) - Nie możemy powiedzieć.
(Osa) - Co to za tajemnica? Gdańsk, koło kilku tysięcy chłopa.
(Iwona) - Zebrało Ci się na żarty? Słyszałyśmy w radiu, że centrum w Gdańsku nie odpowiada. Czyli raz coś ich dopadło, dwa poszli na herbatkę.
(Macin) - Radio?
(Iwona) - Takie coś do odbioru fal radiowych. Ciekawe rzeczy się znajduje.
(Mathias) - Ile chcecie za radio? Też potrzebujemy się skontaktować z innymi.
(Sandra) - Spędź ze mną noc...
(Morgana) - Tania dziwka... Przehandlować jedyne okno na świat? Coś z wami nie tak?
(Osa) - Nie potrzebujemy tego radyjka.
(Mathias) - Potrzebujemy. Spotkamy się z waszym liderem. Spotkamy się na naszych warunkach.
(Iwona) - Jakie to warunki?
(Mathias) - My ustalimy miejsce spotkania.
(Blanka) - A potem rzucicie się na nią, zgwałcicie i okradniecie. Nie ufamy wam.
(Osa) - Inaczej zrobimy tu krwawą rzeźnie. Widzicie krew na kurtce Mathiasa? Lub to co ma na plecach? A nie chcielibyście poznać jego podręcznych przyjaciół. Zastanowiłbym się nad naszą ofertą nim na nowo staniecie się dziewicami.
(Sandra) - Ja jeszcze jestem...
(Iwona) - Imponujące. Jeśli potrafisz tak się bić jak pieprzysz...
(Mathias) - oko zajarzyło się - Hmm...
(Iza) - wysiadła - Mathias, nie rób tego...
(Iwona) - Czego niby?
(Mathias) - Fuus... Lautern... - z cienia wyszły wilki - Zahodi...
(Morgana) - cofnęła się - Skąd się tu wzięły...
(Iwona) - Co za czarną magię ty uprawiasz...
(Mathias) - sięgnął po miecz - To jeszcze nic - zmienionym głosem
(Iwona) - On wygląda jakby miał zamiar zaraz nas wszystkie wyrżnąć...
(Blanka) - Niech pokaże na co go stać - wymierzyła z pistoletu
(Mathias) - odwrócil się - Zostańcie na miejscach... Pora na demonstrację... - zniknął
(Iwona) - Gdzie on...?! - rozglądała się
(Sandra) - Pogrywa sobie z nami?
(Osa) - Och, wyczuwam sromotny wpierdol...
(Iwona) - Zamknij się w końcu... Co robimy, laski? Hej... Czemu nic nie mówicie...? - odwróciła się
(Mathias) - Witaj... - przystawił klingę do gardła - Gra skończona.
(Iwona) - Co im zrobiłeś...?
(Morgana) - Tylko lekko dostałyśmy po tyłkach... - leżąc na ziemi
(Iwona) - Składamy kapitulację... - uklęknęła
(Mathias) - Hmm... - spostrzegł podstęp - Nigdy się nie nauczą... - znokautował dziewczyny
(Blanka) - Shit... To nie przejdzie...
(Sandra) - Sam poradził sobie z nami pięcioma... - wilki krążyły wokół - Poddaję się...
(Iwona) - Możesz zabrać co chcesz... Propozycja Sandry też aktualna... Nie jest brzydka i na pewno się jakoś dogadamy, a wtedy...
(Mathias) - Cisza... - rozciął kominiarkę Iwonie
(Iwona) - Już jest cicho...
(Mathias) - Nic od was nie chcemy, prócz jednego. Powiedzcie waszej przywódczyni, że jeśli jest zainteresowana spotkaniem, to niech zajedzie do Płocka. Podolszyce południowe. Pytajcie wtedy Patrycję. Wysoka blondynka, rękawice bez palców, koński ogon z przerobioną grzywką. Nosi miecz podobny do mojego, ale bardziej masywny przypominający metalowy bejsbol. Zapamiętacie?
(Iwona) - Co mamy jej powiedzieć?
(Mathias) - Że chcecie dostać się do Dywizjonu. Wskażą wam wtedy najlepszą drogę do nas.
(Blanka) - A nie można od razu...?
(Mathias) - Prócz zombie mamy tam inne towarzystwo. Oni was skierują lepiej.
(Morgana) - Oni? Czyli to nie jest wasza grupa?
(Osa) - Mniej pytań jeśli łaska.
(Mathias) - Fuus... Lautern... - wycofał - Przekażecie?
(Iwona) - Jak tylko wrócimy... Nie wiem czy będzie chciała jak powiemy jej, że było nas pięć bab, a dałyśmy się jednemu facetowi...
(Joanna) - facepalm - Mathias, streszczaj się...
(Mathias) - wyjął nóż - To mój ostatni nóż, który praktycznie był ze mną od początku. Pierwszy straciłem w Gdańsku, drugi oddaję wam. Dajcie to jako trofeum, że pokonałyście mnie. To załatwi sprawę.
(Iza) - Oddajesz swoją broń?
(Osa) - Chłopie, przemyśl to...
(Marcin) - Jeśli chcemy coś wskórać, niech biorą.
(Iwona) - przymocowała do paska - I co teraz?
(Mathias) - Ponawiam pytanie. Możemy jechać?
(Iwona) - Czy jeśli jest coś... Co możemy zrobić...
(Mathias) - Nie, tylko to...
(Sandra) - Liczę na kolejne spotkanie w innych okolicznościach.
(Osa) - Jak będziecie się wybierać, to zostawcie ją w domu...
(Morgana) - To je Sandra, jej nie zrozumiesz... - westchnęła
(Iwona) - Ostatnie pytanie... Skąd jesteś?
(Mathias) - wsiadł do auta - Z daleka... - odjechali
(Iwona) - Przychlast...
(Katrina) - Trafiałyśmy na brzydszych.
(Sandra) - No, ale jaki przystojny... - łapiąc się za głowę
2 godziny później, kryjówka Dywizjonu, Płock
Po dotarciu do bramy, otworzył im niepewny siebie Norbert. Okazało się, że w międzyczasie Baba Jagna zmarła. Na powrót przyjaciół przygotowała się także Ula, po której minie można było się spodziewać najgorszego. Pierw uderzyła Osę w głowę, a potem rzuciła się Marcinowi do gardła. Mathias uratował całą sytuację, stanął między nimi i nie dopuścił do zbędnych rękoczynów. Mimo sytuacji Ula powinna była wyżyć się, a zamiast tego przytuliła Mathiasa. Jagna umarła ledwo przed ich przyjazdem, pół godziny wcześniej i na aktualną porę nie zdażyła jeszcze się przemienić. To była idealna chwila, by podziękować staruszce za słowa i pokładaną w grupę wiarę. Ciało leżało owinięte w prześcieradło w składowisku. Na znak Patryk z Weroniką wynieśli je do centrum, na plac zabaw. Tam Jagna została złożona, na brzozowych gałęziach, przykryta białymi gołębiowymi piórami. Mathias na ten gest złóżył w dłonie starowinki jej laskę, z którą się nigdy nie rozstawała. Iza z Mathiasem czynili honory i wspólnie podłożyli ogień pod gałęzie. Ula dopełniła to symbolicznie zapalniczką, wrzucając ją prosto w odmęty wiecznego ognia.
Po ceremoni wszyscy zebrali się w pokoju spotkań w celu ustalenia konkretów i dalszych poczynań Sama sala była podzielona tak, by sporo osób mogło się w niej zmieścić, poprzez zburzenie niektórych ścian. Marcin, Weronika, Patryk i Norbert zajęli miejsca tuż przy zburzonej ścianie. Seven, Paulina i Mariola usiadły od strony zbitych okień. Bartek, Michał, Karolina i Dagmara rozsiedli się na samym środku. Joanna, Marta i Ignacy zajęli siedzenia przy samym wyjściu. Osa, Mathias, Iza i Ula jako jedyni stali podparci do lewej ściany. Beata sama kucała w koncie i nie chciała z niego wyjść. Z pomocą przyszła jej Wiktoria, która złapała ją zarękę i usiadła z nią obok Marcina. Angelika z Mariuszem dołączyli w ostatniej chwili. Zebranie mogło się w końcu zacząć.
(Osa) - Hmm, od czego zacząć...?
(Ula) - Najlepiej od powiedzenia, gdzie was wywiało wszystkich?
(Marcin) - Szukaliśmy sojuszników, ludzi zdolnych nam pomóc.
(Marta) - I znaleźliście kogoś?
(Ula) - Dobrze, spokojnie... Do kogo się zwróciliście?
(Mathias) - Mniemam już o nich słyszałaś, to Stalkerzy.
(Wiktoria) - Ci, którzy chcieli nas zabić?
(Marcin) - Tak i nie... To za długa historia...
(Joanna) - Konkretnie pozyskaliśmy ich. Choć musieliśmy wystawić jednego z Nas.
(Osa) - Pojechaliśmy. Obiliśmy i wróciliśmy. Tak w skrócie.
(Ula) - westchnęła - A ta dłuższa wersja?
(Mathias) - Doszło do pojedynku. Nie chcieli tak za nic pomóc.
(Ula) - Mathias... To są świeże ślady, czyli... Ty się naparzałeś z nimi?
(Osa) - No i to jak... - zaśmiał się - Przepraszam...
(Ula) - Większość się zagoiła, ale... Lekko jeszcze krwawisz. Trzeba się tym zająć...
(Mathias) - Po zebraniu jeśli nalegasz.
(Joanna) - Wracając do tematu... Wysyłają do nas setkę swoich. Dotrą do wieczora.
(Ignacy) - Czyli więcej zapierdzielu na moje lata?
(Osa) - Przeniosą się za ulicę Wyszogrodzką, między Mazovią a Auchanem, jeśli ktoś kojarzy.
(Ula) - Kojarzę za dobrze. Zaufaliście im?
(Iza) - Dziewięćdziesiąt osiem osób plus dwójka jego najlepszych.
(Mathias) - Dodatkowo... Hm... - odwrócił się
(Seven) - O co chodzi?
(Mariusz) - Co się dzieje?
(Angelika) - łapiąc dłoń Mariusza - Ta mina źle wróży...
(Mathias) - Gdy wracaliśmy mieliśmy konflikt... Napadły na nas pewne dziewczyny i...
(Marta) - Powtórzysz? Przestraszyłeś się kobit?
(Osa) - Daj mu dokończyć.
(Joanna) - Marta, to ważne...
(Mathias) - Wspomniały, że ich przywódczyni by się z nami zobaczyła. Najwidoczniej też komuś grunt spod stóp ucieka.
(Wiktoria) - I co zrobiłeś?
(Mathias) - Rozwiązałem problem.
(Ula) - Znając ciebie pewnie je pierw ostrzegłeś, a potem wybiłeś im coś z głowy...
(Mathias) - Doszliśmy do konsensusa. Przekażą wiadomość do ich Klaudii, a potem kto wie.
(Osa) - Zanim Ulka znów mi się dostanie, to mówię od razu... Dostały namiar na Stalkerów, dokładnie na tą napaloną bicze Patrycję, a potem dopiero skierują do Nas.
(Ula) - A czemu do nich akurat?
(Mathias) - Jeśli wyczują, że to pułapka... Nie przepuszczą ich dalej. Miejmy na uwadzę każdą ewentualność. Na dowód naszego zaufania dałem im mój nóż.
(Mariusz) - Ten z ruskimi inskrypcjami? Szkoda...
(Osa) - Wygląda mi to na jakiś babski gang... Dwuślady... Kominiary... Osłony na ramiona...
(Marcin) - Wyglądały na bardzo dobrze uzbrojone.
(Ula) - Mamy niektóre kwestie wyjaśnione. Pozostała jedna, myślał ktoś o zwiadzie Międzytorza?
(Marcin) - ziewał - Mogę zająć się tym jutro. Dziś już jestem wyczerpany.
(Osa) - Za to ja wezmę wartę dzisiejszego wieczoru.
(Joanna) - uśmiechnęła się - Dziękuję, że rozumiesz.
(Beata) - Mogę się wtrącić...?
(Ula) - Śmiało, przecież jesteś jedną z nas.
(Beata) - Chciałam przeprosić za swoją nieprzydatność.
(Ula) - Słuchaj, jeśli chodzi o tamto... Starałaś się. Nikt nie wie wszystkiego...
(Beata) - Głupie napary potrafię zrobić... Wyczyścić ranę potrafię, a głupiego leczenia gruźlicy nie znałam...
(Mathias) - Stało się...
(Beata) - Stało się to co nie powinno... Ciężko mi jest się z tym pogodzić.
(Ula) - Ona i tak jest wdzięczna, że próbowałaś do końca masować jej serce.
(Beata) - Zdążyła złapać mnie za rękę i powiedzieć "Przestań"...
(Mathias) - Wiele wniosła do nas. Każda śmierć czegoś uczy. Będzie nam jej brakować, ale... Użalanie się niczego nie zmieni. Jeśli będziemy się ranić przez to wszystko... Sprawimy, że splamimy honor zmarłej osoby... A nie chcemy tego.
(Beata) - Pozwolicie, że pójdę przetrzeć nos?
(Ula) - I tak koniec zebrania. Przynajmniej na teraz. Mathias, nie wymkniesz się nigdzie...
(Osa) - Napierdalał się jak miło...
(Ula) - Chciałbyś być na jego miejscu z pewnością.
(Osa) - Nawet proponowali dwójkę, ale powiedziałem, że to za mało to zrezygnowali z mojej kandydatury.
(Iza) - Nie wystałbyś minuty tam. Miała kopa mocnego.
(Ula) - Miała...?
(Marcin) - Nieistotne szczegóły...
(Ula) - No no no... Mathias... Ty cholerny damski bokserze...
(Osa) - Jego to chwali, a mi się zawsze dostaje...
(Ula) - Też jesteś ranny?
(Osa) - Tak...
(Ula) - Na to już lekarz nie pomoże. Mathias, idziemy...
(Osa) - Na co nie pomoże...? Ulka...! Powie mi ktoś, bo nie wiem?
(Mariusz) - zaśmiał się - Nie będę tego ułatwiał. Użyj mózgu o ile go masz...
(Joanna) - Z kim mi przyszło żyć - facepalm
5 minut później, mieszkanie Uli
(Ula) - Usiądź sobie tutaj - posadziła na krześle - A ja pójdę po wodę.
(Mathias) - Piłem już z wiadra dziś jedną.
(Ula) - Humor wraca czyli zdrowiejesz, ale utlenionej nigdy nie zaszkodzi - poszła do łazienki
(Mathias) - Marnujesz czas. Kilka godzin i śladów nie będzie. Może pójdę już i...
(Ula) - Nigdzie do cholery nie pójdziesz...! - krzyknęła aż ptaki odleciały
(Mathias) - Przestraszyłaś je.
(Ula) - Zaraz wrócą przesiadywać na balkonie, a Ty nie idziesz nigdzie. Sorry za to... Przebywanie z Osą robi swoje.
(Mathias) - Już mi lepiej. Nie musisz serio...
(Ula) - Nie mam się już kim zajmować, to zostałeś Ty... Nie ruszaj się... - wróciła z butelką
(Mathias) - Zaboli jak zgadnę.
(Ula) - Dla takiego faceta jak Ty to ledwie jak ukucie igłą... Powtarzam, nie ruszaj się... - dotknęła jego twarzy - No to ten... - spojrzała mu w oczy
(Mathias) - Coś nie tak?
(Ula) - Nie... - wylała wody na gazę - Trzymaj się mocno - dotknęła rany na policzku
(Mathias) - poczuł pieczenie - Fuck...
(Ula) - Jeszcze moment - trzymała gazę - Wiem, że to mało przyjemne... - rzuciła gazę do kosza
(Mathias) - głęboko oddychał - To już wolałem być ranny...
(Ula) - Głupoty paplesz... Pokaż no się... - złapała oburącz twarz Mathiasa - No nieźle. Ten specyfik podwoi regenerację - zarumieniła się - Mathias, ja...
(Mathias) - rozszerzył źrenice - Ula, co ty robisz...?
(Ula) - Sama nie wiem... - zbliżyła się - Nie wiem... - złączyli usta do pocałunku
(Mathias) - odwzajemnił
(Ula) - usiadła mu na kolanach - Mathias... - przewróciła nogą wodę utlenioną
(Mathias) - zamknął oczy - położył dłonie na jej biodrach
(Ula) - namiętnie całowała
(Mathias) - Ula... - wyczuł jej język
(Ula) - odsunęła się - Boże... Co ja zrobiłam...
(Mathias) - Nie przepraszaj, też to zrobiłem...
(Ula) - Nie powinniśmy... To przez tamto o czym mówiła Jagna... Po prostu mi z głowy nie chciało wyjść, a teraz... Po Tym... W końcu wyszło... To był spontan, prawda? Nie czujesz nic więcej.
(Mathias) - Nic więcej. A poza tym nie odkręcimy tego już...
(Ula) - podeszła do okna - Miałam chwilę słabości... Jesteś dobrym liderem, dlatego.
(Mathias) - Co ty... Ula i słabość. To nie idzie ze sobą w parze.
(Ula) - Żebym to ja wiedziała... Zawsze przeważnie wywierałeś na mnie pozytywne wrażenie... A może Jagna miała rację?
(Mathias) - Pasujemy do siebie, jako równi sobie przyjaciele i współliderzy.
(Ula) - Właśnie chciałam to zasugerować. Już było co było, zapomnijmy o tym... Będzie ciężko, ale musimy. A jak się ogólnie czujesz?
(Mathias) - Szybko zmieniasz temat coś. Nie martw się. Nie powiem Osie.
(Ula) - Dobrze to słyszeć. Nie ma co mówić. To było...
(Mathias) - przerwał - Głupstwo?
(Ula) - Dokładnie. Nie ma co się rozwodzić na tym. Jeśli pozwolisz to przygotuję sobie kąpiel. Chyba, że chcesz wejść tam ze mną...?
(Mathias) - Zostawię Cię w takim razie.
(Ula) - A ty zamierzasz powiedzieć Izie?
(Mathias) - W swoim czasie, gdy ten zgiełk po Igorze się skończy. Teraz tyle ma na głowie, że nie chcę jej jeszcze dokładać teraz tego.
(Ula) - Zrobisz jak uważasz.
(Mathias) - Jeszcze jedno. Straciłaś trochę wody...
(Ula) - podniosła butelkę - Jeszcze tego sporo zostało. Widzisz co się dzieje, jak w pobliżu jest kobieta. Osa wie to najlepiej - przytuliła - Uważaj na siebie, no i... Też zrób sobie kąpiel. Dusza też potrzebuje regeneracji.
(Mathias) - Z moją to ciężki przypadek.
(Ula) - Chociaż spróbuj. Na każdą duszę jest sposób. Jak nie rozluźni Cię kąpiel, to idź postrzelać... Pozabijaj jakieś zombie za obozem... Zrób coś, co Ci pomoże.
(Mathias) - A może po prostu łóżko?
(Ula) - Ta bezpośredność. Rozwalasz mnie tym, a tak w ogóle to czemu mówiąc to spojrzałeś na mnie?
(Mathias) - Akurat rozmawiałem z tobą, to do kogo miałem mówić?
(Ula) - Byłabym zapomniała - podała nóż - Wiem, że swój straciłeś... Weź go.
(Mathias) - A co z tobą?
(Ula) - Poradzę sobię z tym. Ładne ostrze ma i wygięcie przy grzbiecie. Ignacy na pewno ładnie Ci zmodernizuje to i jakieś inskrypcje nabazgrze.
(Mathias) - Dzięki - schował
(Ula) - Chociaż mogłam pomóc. To taka rekompensata za dzisiejszy mój wybryk.
(Mathias) - Daj spokój. Nic się nie stało.
(Ula) - Nie mów, że Ci się to podobało - zaśmiała się
(Mathias) - Ujdzie jakoś.
(Ula) - Ja Ci dam ujdzie... - rzuciła poduszką - Ty głupolku...
(Mathias) - Pudło... - zrobił unik
(Ula) - A teraz... - trafiła
(Mathias) - Heh... - uśmiechnął się
(Ula) - No zmiataj już... - pomachała
(Mathias) - zniknął zza rogu
(Ula) - Głupolku... Jaka idiota ze mnie...
(Mathias) - Coś mówiłaś? - wyjrzał
(Ula) - Mówiłam o sobie...
(Mathias) - Ok, nie strzelaj - wyszedł
(Ula) - usiadła pod drzwiami - Naprawdę to powiedziałam... Ula co się z tobą dzieje... - wycierała łzy szczęścia
Mathias od razu wybrał się przed grób Doriana. Stanął przy mogile i spojrzał się odruchowo w górę, gdy mignął mu klucz ptaków na niebie. Deszcz sprawił, że na świeżą ziemię spadała skroplona słona woda, która mieszała się z wytwarzanymi w tej chwili łzami. Całą sytuację z okna obserwowała Wiktoria świadoma tego, że to co przeżywała ona to jest nic w porównaniu ze strzępkami we wnętrzu kogoś, kto znał go o wiele dłużej. Osa również był tego świadkiem. Od razu poszedł i zaproponował wyładowanie emocji na co innego. Miał na myśli przyjacielski pojedynek. Warunkiem było nie używać nic prócz pięści ani wszelkich broni czy gadżetów. Można było polegać tylko na swoich umiejętnościach i pobliskim otoczeniu. Areną miał być dawny plac zabaw, a płot tworzył pozorną granicę, której nie można za wszelką cenę opuścić.  Mimo wielu odmów, Osa nie dawał za wygraną i pod wpływem szantażu wywarł na Mathiasie presję zmierzenia się z nim. Powód pojedynku nie był jednakże znany. Jedynie domysły mogły mówić o temperamencie kolegi, który chciał się gdzieś wyżyć. Tak przynajmniej myślał Mathias. Skłonił się przed grobem i podszedł do placu zabaw, gdzie Osa zdążył już zwołać resztę znajomych. Ze zdziwieniem zorientowano się, że na miejscu czeka również w środku Marcin. Mathias poprawił skórę, nastawił kręgi przy ramionach i burknął do siebie. Na dół zeszła również Ula, która nadal miała na twarzy te zakłopotanie. Joanna prowadziła pod pachą Wiktorię owiniętą bandażami. Iza jako jedyna nie zjawiła się na miejscu, tylko jej nie było. Nie zamierzała oglądać jak ktoś okłada się po twarzy bez sensownego powodu. Została przez to w mieszkaniu i przeglądała zdjęcia Mathiasa z dzieciństwa. Od razu łza poleciała jej po policzku.
Osa w ten czas stanął przez przyjacielem, lekko pchnął go i nagle wycofał się gwałtownie do tyłu licząc po cichu do dziesięciu. Wyjął z kieszeni nóż i wyrzucił za płot, to samo zrobił ze strzelbą.  Mathias zrobił identycznie, podając Uli swój karwasz. Podobnie zdziałał z karabinem snajperskim, a miecz został pominięty, ponieważ od śmierci Doriana pozostał on na swoim prawowitym miejscu. Przewieszony za linki do haków na ścianie w jego pokoju.
(Osa) - Pewnie jesteś ciekawy czemu tu jesteś.
(Mathias) - Zapewne zaraz mnie oświecisz. Chcesz się bić? Już teraz?
(Marcin) - Chcemy zapanować nad twym gniewem, nim będzie za późno... Nim kogoś niewinnego skrzywdzisz...
(Mathias) - Dlatego mnie rozbroiliście?
(Osa) - Zadbałem o środki ostrożności. Po tym co widziałem... Możesz być zdolny do czegoś więcej...
(Marcin) - Uznaj to jako towarzyski sparing. To ma sprawić, byś się wyciszył w środku. Spróbuj z nami powtórzyć swój poprzedni sukces. Jednakowoż w tym przypadku masz dwóch przeciwników.
(Mathias) - Na co to wszystko? Ja to kontroluję, a nie wy.
(Osa) - Jak bardzo się mylisz. Mamy spory wpływ. Sądzisz, że gdybyśmy przeszkadzali Ci za każdym, to byś zaprzestał? Teraz masz za rywali naszą dwójkę. I pod uciskiem powinieneś się okiełznać póki czas. Nie twierdzę, że zaczniesz nas mordować po kolei, ale... Tamtego wieczora byłem przekonany, że gdyby nie tamta zasłona... Zabiłbyś go od razu...
(Marcin) - Jeśli nie chcesz by hejty na twój temat się uwiarygodniły, to daj sobie pomóc.
(Osa) - Nawet nie wykażesz odrobiny samokrytyki. No dajesz pierdolony op tanku... Spróbuj mnie zmieść w proch.
(Marcin) - Lepiej nie...
(Mathias) - Bez obaw. Nie sprowokujesz mnie.
(Osa) - Właśnie do tego zmierzam. Musisz otworzyć bramę, byśmy mogli ją zamknąć... Musisz się wkurwić, no dalej... Wkurwiaj się kurwa...
(Mathias) - Nie ma opcji. Postaraj się bardziej.
(Marcin) - Jego mózg wie o tym, że blefujesz... Za długo nas wszystkich te więzi łączą... Potrzeba coś więcej...
(Osa) - Cos mi przyszło...  Niech ktoś poleci po zdjęcia twoich rodziców. Marmur, masz ogień?
(Mathias) - Co ty zamierzasz?
(Osa) - To twoja ostatnia pamiątką, nie? Potrzeba silnego bodźca... Tak mocnego, by rozkurwił twoją duszę. Po prostu muszę...
(Mathias) - Jeśli spalisz je... - oko zajarzyło się - Będzie to ostatnia rzecz jaką zrobią twoje ręce....
(Marcin) - Może lepiej nie...
(Osa) - Mam go obrażać, a on i tak to oleje...? Trzeba prosto z mostu do cholery... Musi to poczuć...
(Mathias) - rozglądał się - No to zacznijmy... Na co czekacie...
(Osa) - do Seven - Leć po zdjęcie...
(Seven) - Nie chciałabym brać w tym udziału. Ufam mu... Po co wywoływać wilka z lasu?
(Osa) - Ponieważ nie mam gdzieś moich przyjaciół...?
(Seven) - Pójdę, ale... Dalej uważam, że to słabe... - pobiegła
(Mathias) - Dobrze wiesz, że nie pozwolę Ci na to oraz, że będę próbował...
(Osa) - przerwał - Wiem, że będziesz. Doskonale to wiem.
(Marcin) - Nie jest mi do śmiechu, że muszę w tym uczestniczyć, ale... Miejmy nadzieję, że nie połamiesz nam obu kości.
(Osa) - Bez swoich zabawek nie zrobi nic. A ja sprawnie postaram Ci się twoje wygibasy utrudniać.
(Mathias) - To i tak niczego nie zmieni. Marnujesz nie tylko swój czas, ale również reszty...
(Osa) - To tylko nasze przedstawienie, Mathias. Jeśli masz jakieś asy, ujawnisz je.
(Mathias) - Ktoś tu mówił o tradycyjnych metodach. Widzę, że uczysz się na swoich błędach skromnie nieudolnie.
(Osa) - Ja ci miałem jechać w twarz, a nie na odwrót... Choć jest inne wyjście, w którym poprzednia opcje możemy anulować. Wystarczy tylko, że wkurwisz się... Dla przykładu wtedy, gdy... Musiałeś patrzeć jak Natalia musiała umrzeć i ten ostatni cios dla niej pochodził właśnie od Ciebie...! Gdy błagała o śmierć, a Ty... Zgodziłeś się ją dobić w geście litości, by tylko nie cierpiała dłużej... Przypomnij sobie ten moment... Zobacz ten obraz... Wejdź w przeszłość i poczuj tamten ból...
(Mathias) - Nie zmusisz mnie...
(Osa) - Wiem, że w temacie przeszłości jesteś słaby. Przez to się zatracasz, więc wystarczy tylko raz... A wtedy obejdzie się bez pierdolenia...
(Mathias) - Nie zmienisz mnie... Nic mnie nie zmieni...
(Marcin) - Osa...
(Mathias) - stąpał pewnie - Ani Ty... Ani ktokolwiek inny... Nawet jeśli zwątpię, to z czasem powrócę...
(Osa) - Nie podchodź... Chyba, że... - zobaczył Seven - Dzidka, masz tamto?
(Seven) - podała zdjęcie - Wchodzicie na niepewny grunt...
(Osa) - To w tej chwili nasza sprawa. Więc... Spójrzmy, to jesteś Ty, Mathias... - pokazał fotografię - W środku ten słodki dzieciaczek jakim byłeś kiedyś, gdy miewałeś chwile po mutacji i zacząłem poznawać ciebie w battlefield... A po bokach... Poznajesz tych państwa? Mama targa Cię po głowie, a ojciec podtrzymuje twoje barki. Wielce wszyscy uśmiechnięci, choć czekaj... Jedna osoba tego nie czyni, a któż to jest... Tym kimś jesteś wyłącznie Ty... Jak się czujesz teraz, gdy to wszystko czym żyłeś przed laty... Zostanie Ci ostatecznie odebrane...? - złapał zdjęcie oburącz - Co się wtedy stanie...?
(Mathias) - Nie zrobisz tego...
(Osa) - Co się wtedy stanie...?! - lekko naderwał - Mam kontynuować?
(Marcin) - Nie tak to powinno wyglądać...
(Osa) - Mathias, współpracuj... Wiem, że Cię to rusza... A to ruszy jeszcze bardziej - przedarł do połowy - To boli, prawda?
(Mathias) - Zrozumiałbym wielu... Zrozumiałbym nielicznych, ale... Tego zrozumieć nie potrafię i nie zamierzam wcale rozumieć... - zbliżył się do Osy
(Osa) - Nie tym razem... - odepchnął - No co jest...? Nagle osłabłeś? Gdzie twój duch walki? Albo wiesz co... Jedziemy z grubej rury - zdjęcie zostało przerwane - Więc...?
(Mathias) - do siebie - Niech wszyscy odsuną się od ogrodzenia...
(Wiktoria) - cofnęła się - Mmm... Mathias...
(Ula) - w myślach -  Co on kombinuje...
(Osa) - No dajesz... - rzucił kawałki na ziemię - To kres twoich możliwości - zdeptał - A teraz przejdziemy do... - pchnięty do piaskownicy - Kurwa...
(Mathias) - trzy kroki w tył - W tym choć masz rację... - zmienionym głosem - Mogło się obyć bez tego, ależ tak... Taka szkoda, że musi do tego dojść... - oko zajarzyło się - Czekam na wasz ruch.
(Marcin) - przełknął ślinę  - To będzie najcięższy sparing jaki miałem w życiu...
(Osa) - schował garść piasku - No przyznam... - wstał - Niefortunny początek, lecz... Nie wszystko stracone... Marmur, gotowy?
(Marcin) - Ta...
Mathias zaczął biec, Osa z Marcinem również w jego kierunku. Przy zejściu się w jedno miejsce otrzymali po ciosie, który obronili. Następnie minęli się wzajemnie. Osa się odwrócił i chciał wykorzystać moment, gdy Mathias był odwrócony, lecz ten zablokował jego wściekłą pięść. Marcin tutaj wykazał się swoją finezją i kopniakami próbował wywrócić przyjaciela na plecy. Mathias natomiast umiał sobie z tym poradzić i walka z dwoma przeciwnikami nie sprawiała mu większych trudności, choć był przez to ograniczony bezpośrednimi atakami, których zadać nie miał jak. Wymieniali się ciosami, a ich ruchy stóp mogłyby pokazywać, że w walce poruszali się jak w tańcu. Osa w ten moment zmienił taktykę i zagrał agresywniej. Starał się polegać również na swojej przełamanej granicy i synchronizował swoje ciosy z Marcinem, a Mathias mógł tylko tego unikać. Ta walka działa się na całym terenie ogrodzonym, a każdy cios miał znaczenie. Każdy kontratak oraz każda garda. Jakby tworzyli wspólnie ową sztukę, znając swoje ciała oraz ich możliwości. To mogło trwać z pozoru w nieskończoność. Szło tak do czasu, gdy przez chwilę Osa solował Mathiasa, a Marcin zaszedł go z drugiej strony. Złapany w pułapkę chłopak dostał piaskiem po oczach, więc Osa chwycił Mathiasa za kurtkę, kopnął w kolanem w brzuch i pchnął na ziemię. Od razu wbiegł po drewnianej kładce od zjeżdżalni i z góry miał znokautować Mathiasa, lecz samotny rywal zdążył podnieść się i odskoczyć na bok, zataczając półksiężyc przednio schylając się przy kontrataku Osy. Dostał się do Marcina, złapał za rozsuniętą bluzę i centralnie cisnął nim o Osę.  Wtedy role się chwilowo odwróciły. Mathias dzięki zmyleniu przeciwników, mógł pozwolić sobie na więcej i zasypywał gradem ciosów Osę, nim ten pomógł Marcinowi wstać. Marcin supportował sparing partnera jak tylko mógł odciągając Mathiasa od niego, ale z marnym skutkiem. Przenieśli się szybko w okolicę największego drzewa na placu zabaw, na nieszczęście Osy, który nie spostrzegł w porę, że coś jest z tyłu.  Marcin próbując pchnąć Mathiasa na trzon drzewa, sam wpakował się w kłopoty, gdy jego ręka została przez ów chwycona, wykręcona do tyłu i mocarnie spychany Marcin spotkał swoją głowę z drzewem. Osa mając jeszcze trochę piasku w kieszeni rzucił go w powietrze i dmuchnął w kierunku Mathiasa, co umknęło drugiemu, choć nie sprawiło, że uległ jak ostatnio. Przy gwałtownym cofnięciu się Osa spojrzał na przyjaciela. Ten wypluł piasek z ust, przy czym nie przejmował się zbytnio tym, że jego oponent walczy w ten sposób, zmierzając tylko w jednym kierunku. Marcin siedzący pod drzewem zniknął, Mathias wten rozejrzał się wokół i jedyne co spostrzegł to obu przyjaciół pędzących na niego, wymierzając wspólny cios, który zepchnął Mathiasa na ziemię po raz kolejny. 
Po jego powstaniu jego twarz lekko krwawiła w okolicach lewego policzka, a po krótkiej chwili krwawiący ślad zaczął powoli zanikać. Nie zanosiło się na to, aby któraś strona miała odpuścić. Mimo zmęczenia, które dotyczyło wszystkich. Nawet Mathias mimo zużytej energii, czuł w środku, że jakiś czas temu przekroczył swoją granicę oraz, że walczy coraz pewniej. Marcin rzucił kamieniem w stronę Mathiasa, który został przejęty i omal nie trafił biegnącego Osę. To co nastąpiło potem było niespodziewane. Mathias skupił się, zatrzymując się przy swoim przyjacielu. Obaj stali obok siebie, wyminięci twarzami, z czego minęło kilka sekund, by uderzony z całą siłą w brzuch Osa ugiął się w bok, dając szansę Mathiasowi na zadanie kolejnego ciosu prosto w twarz. Jego dłoń została złapana przez poturbowanego Marcina, co zmusiło jednego do pozostawienia Osy samemu sobie, a drugi miał tylko jeden cel. Zatrzymać Mathiasa, nim stanie się coś gorszego. Osa nadal dychał i mamrotał sobie pod nosem, że inna reakcja niż zamierzona może stworzyć sytuację ku temu, by walka przeniosła się na wyższy poziom ze znaczną przewagą samotnego wilczego wojownika. Nawet mając przeciwko sobie uzbrojonych towarzyszy mógł w pojedynkę zdziałać cuda, eliminując każdego na swój sposób. Kluczem był jego przypadkowy dar, który czyni go niezwykle trudnym celem do zabicia, a w krytycznych momentach znacznie podnosi jego samoocenę na tyle, by mógł swobodnie wbiec w tłum ludzi i dokonać masowych zabójstw. Samo używanie swojego oka przynosi ze sobą znacznie kłopoty. Z każdym użyciem Mathias stawał się bardziej pewny i nie bał się aktywować swojego drugiego ja. Zaczął polegać głównie na nabytej umiejętności, a nie na tym, z czym się urodził. Powoli tracił nad tym kontrolę, aż w końcu skupił swój nabyty ból z przeszłości, by ten dawał mu więcej siły, zatracając go przez to coraz bardziej, łapiąc jego duszę w mroczne szpony, bez możliwości ucieczki.
Marcin ztarł się z Mathiasem. Podobnie było jak z Osą, jedynie z pewnym wyjątkiem. Jego ciosy były dokładniejsze i przemyślane. Ponadto był bardziej wygimnastykowany niż kolega. Ścierali się rywale ze sobą co chwilę. Co moment było widać ich wzajemne spojrzenia. Całe ciało pracowało przy tym.  Następowała kombinacja ciosów, zepchnięcie na bok, po czym minięcie się i ponowna próba zaatakowania od pleców. Większość nie mogła na to patrzeć spokojnie za wyjątkiem Mariusza, który oparty o brzózkowe drzewo niemalże uśmiechał się. Odgłosy dotarły także do Izy. Spięła włosy w koński rozwiany ogon i wyszła w nataliowej bluzie na balkon, dostrzegając mordobicie, w którym udział brak Mathias. Zacisnęła pięści, toteż postanowiła zakończyć cały ten nonsens. Po minucie wróciła do środka, założyła swoje rękawice bez palców i postanowiła wyjść.
Tymczasem po  wymianie głębszych ciosów doszło do tego momentu, że Marcin miał zamiar złapać Mathiasa za szyję i zmusić go do zaprzestania walki. Zostało mu to zabrane. Mathias przewidział to, a skoro nie miał sposobności odeprzeć ciosu, wyszedł mu na przeciw. Złapali się wzajemnie w morderczym uścisku, jednako zaciskając swoje palce, stawiając wzajemny opór.
Żaden z nich nie pozwolił przeciwnikowi się wyrwać z uścisku, choć na chwilę. Marcin wyczuł, że Mathias próbuje uwolnić swoją prawą rękę, więc on skrycie uwalniał swą prawą.  Jego spojrzenie było na tyle błędne, że otrzymał cios kolanem w dolną szczękę, a po ustach zaczęła mu spływać iście kryształowa krew. Nie zważając na to, Marcin wytarł swoje wargi i biegł bez strachu w oczach w stronę Mathiasa. Oboje w swoich spojrzeniach mieli swoje bojowe niszczycielskie oddanie w realności. Ataki skumulowały się, a prędkość w biegu sprawiła, że otrzymali obaj ciosy w okolice nosa, po czym odruchowo cofnęli się od siebie kilkanaście kroków. Mathias akurat stał niedaleko siedzącego Osy, także moment został wykorzystany na niekorzyść atakującego. Szarżujący ledwo Osa został na tyle uderzony z ramienia, że plecami uderzył o trzon drzewa, od którego się podnosił.
Skupił na sobie uwagę Mathiasa, co wykorzystał Marcin całkiem skutecznie. Podbiegł na tyle blisko, by móc złapać Mathiasa od tyłu za szyję ostro zaciskając dłonie na szyi. Przy szarpaninie potknął się o konar od tyłu, a to wystarczyło na szybką ofensywę Marcina. Jego prawy sierpowy trafił Mathiasa prosto w nos na tyle mocno, że chłopak miał w oczach wielkie zdziwienie, a pod własnym ciężarem upadł na ziemię.
Wtedy w Mathiasie się coś zmieniło. Jego oddech stawał się szybszy, a przy próbie wstania pierwsze co zobaczył to gest Marcina z wyciągniętą ręką. To miało symbolizować koniec pojedynku. Czerwień nadal gościła w jego oku, lecz na chwilę spojrzało ono na fragment zdjęcia, który leżał niedaleko niego. Widział tylko tą część na której byli jego rodzice. Z jego oka od razu popłynęła łza, co wzbudziło smutek u przyjaciela. Mathias wyciągnął dłoń również, a z powietrza na jego dłoń spadł drugi fragment zdjęcia, na który był on sam.  Złapał go lewą dłonią i mocno zacisnął, po czym chwycił Marcina. W tej chwili czerwień krwi odeszła w cień, a jej miejsce zajął błękit morskiej wody.
Została przełamana złość Mathiasa. Wystarczyło wejść w grę, w którą lubi grać jego wewnętrzny demon. Żywiciel karmił się jego bólem i poczuciem winy. Osa przez to wierzył, że pokonanie Mathiasa na ich regułach sprawi, że mroczna siła się wycofa, a tak również się stało. Mimo wszystkich jego wybuchów złudnie myślał, że wyleczy go z tej nienawiści, która dawała mu siły. To był jednakże pierwszy poważny krok, który miał mu pomóc wyjść z tego stopniowo. Marcin natomiast był pewien, że przy przyjaciołach jego symbiotyk może odejść w zapomnienie szybciej. Różniło obu podejście. Osa preferował bardziej siłowe rozwiązanie problemu, Marcin był zwolennikiem naukowych strategicznych teorii. Ów przegrana miała dać pasożytowi do myślenia, że jego nosiciel jest na tyle silny, by nie prosić go o kolejną dawkę mocy. To była brutalna lekcja, by tylko oszukać mózg. Początkowo to pomogło, lecz nie na dłuższą metę. Wszystko zależało od postępowania Mathiasa, a był pochłonięty on żądzą zemsty na Igorze i tym się kierował. Nie było to tajemnicą, że każdy wiedział o tym, że nie cofnie się przed niczym. Myślał on ponad to, jednocześnie próbując poskromić swoje wnętrze. Ciężko więc było zrównoważyć jedno z drugim. Zawsze jedno lub drugie brało górę w jego duszy. Gdy nic szczególnego się nie działo, co mogło zagrażać bliskim, umiał być wyrozumiały i uczuciowy. Gdy tylko działo się źle i czuł cierpienie w powietrzu, dało się po nim poznać jaki jest chłodny, arogancki i bezwzględny dla wrogów. W drugim przypadku działało to wyłącznie na tych, którzy próbowali skrzywdzić jego przyjaciół, miłość lub jego własną osobę. Działał w nim syndrom obrony własnej. Wtedy nie myślał o skutkach, a wyłącznie o wykluczeniu problemu  z listy na stałe.
(Osa) - wstał o własnych siłach - No to dojebałeś jak rudy o podłogę...
(Ula) - Dajesz radę? - pomogła wstać
(Osa) - Ośmieszasz mnie przed ludźmi. Paszła... Nie no żartowałem, ale jest ok. Wytrzymały jestem.
(Marcin) - Mathias, czy wszystko ok...?
(Mathias) - Tak mi się wydaje... - podniósł z ziemi fragment zdjęcia - A wam nic nie jest...?
(Osa) - Dobra walka... Tylko niewiele brakowało do skręcenia nogi...
(Iza) - Wy pieprzone świry... - stanęła obok Osy - Bawi was ta gra...?
(Osa) - To był mały krok dla ludzkości, lecz wielki dla człowieka.
(Iza) - Cokolwiek wymyślisz to wszystko musi się kończyć obitym pyskiem... A jakbyś się czuł w tej chwili...? - złapała Osę oburącz - Jak się czułbyś teraz...? - z kolana w krocze
(Osa) - Iza, tylko spokojnie...
(Ula) - Rozmawiasz z rozjuszoną kobietą. Z najgroźniejszą z wszelakich bestii.
(Marcin) - Ja nie chciałem w tym być, tylko...
(Iza) - Widziałam wszystko... Ty chociaż starałeś się go nie zabić, a Osa... Chyba powinnam... - odwróciła się
(Osa) - Kurwa...
(Iza) - Albo jednak nie... Mathias, jak się masz?
(Mathias) - dysząc - Jest nieźle... - wypluł krew na ziemię - Jeśli to coś pomogło, to dzięki, ale jak to ma tak wyglądać, że cierpicie przeze mnie to ja nie chcę się zmieniać kosztem was.
(Iza) - Jedynym narażającym Nas jest Osa... Mało masz popieprzonych pomysłów, hę? Musisz wciągać w to innych? Ty nie jesteś winny, Mathias... Jedyny winny stoi obok nas...
(Osa) - Nie zamierzam moczyć poduszki z tego powodu. Tyle z nim jesteś, a nie wiesz jakie monstrum w sobie nosi...
(Iza) - Ja nie posunę się do takiego znieważenia, jakiego Ty się dopuściłeś...
(Osa) - Sram na to komu co się nie podoba. To miało mu pomóc...
(Iza) - Po to wszyscy musieli to oglądać? Zrobiłeś sobie widowisko. Gratuluję...
(Osa) - Powtarzam, sram na to... Dbam o przyjaciół, a on jest szczególnym wyjątkiem w tej regule.
(Iza) - Powtórz to...
(Osa) - Powtórzyć co...?
(Joanna) - Iza, nie rób tego...
(Osa) - Ma czego nie robić...?
(Iza) - Dokładnie tego... - drugi raz w krocze - Powtórzysz tamto?
(Osa) - Ty mała wredna...
(Iza) - W takim razie Ja zrobię powtórkę z rozrywki... - trzeci raz w krocze - No i jak teraz?
(Osa) - To ledwie jak uszczypnięcie komara...- ściszonym głosem
(Iza) - pchnęła Osę na drzewo - Mały bonus ode mnie... - uderzyła kilkukrotnie jego głową
(Ula) - zasłoniła - Dość... Niech każdy się rozejdzie... Po Joanną... Mathiasem... Izą... Marcinem... Osą...
(Mariusz) - Iza, jestem pod wrażeniem.
(Iza) - pod nosem - Nie uduś się z nadmiaru tlenu.
(Ula) - Słyszała reszta...? Wracać do swoich zajęć...
(Seven) - A co do tego zdjęcia, na szczerze nie chciałam...
(Ula) - Po prostu idź.
(Joanna) - Powinniśmy oszczędzać sobie tego. Rozumiem o co chodziło, ale... Nie przewidzieliście jednego... Zły ruch w naszą stronę i byście mieli większe kłopoty. To bardziej było głupie niż odważne.
(Osa) - Nie użył ani razu swojego speeda, a to już jest coś...
(Iza) - Nie użył ponieważ nie jest opętany i wie do czego może się posunąć, a wy podsycaliście go jak napaloną kurwę spod latarni... Tak jak mówił Mathias, to jak rak... Chcemy zniwelować coś, co wzmacnia się poprzez częstotliwość używania tego... Jedno drugiemu przeczy, nie? To jeden krok naprzód, a dwa do tyłu.
(Marcin) - Mieliśmy to załatwić pokojowo, ale wtedy Osa...
(Osa) - Co ja... Co znów Osa...?!  A ja mam powiedzieć co Marmur robił zanim do nas trafił?
(Mathias) - Kiedyś to miałoby rację bytu, ale teraz to bez znaczenia.
(Iza) - Nieźle paplasz jęzorem jak na rozwalony łeb i obite na kartoflankę jaja...
(Osa) - Nigdy tego nie usłyszałabyś ode mnie wprost, ale kobieto... Zaczynam się bać...
(Joanna) - Mathias prócz swojego zauważalnego speeda nie pokazał również wilków. Może i to poprowadziło nas w dobrą stronę, ale mamy przez to ofiary w ludziach.
(Osa) - Oskar gorzej mnie kaleczył.
(Marcin) - To tylko żebra. Na szczęście nie złamane.
(Ula) - Głupi zawsze ma szczęście. Osa powinnam Ci oddać za ten kretyński pomysł, ale już mnie Iza wyręczyła. Aby zakończyć wojnę domową proponuję Napijmy się czegoś. Zostało kilka butelek... Nie patrzcie na datę. Dobrze to każdemu zrobi.
(Mathias) - Nie pijam z reguły, ale tym razem... Mógłbym.
(Osa)  Tyś najmniej ucierpiał, to sporo masz racji.
(Iza) - Ktoś musi zostać na warcie, a skoro ostatnio inni nadstawiali karku to...
(Osa) - To ja się tym zajmę... A przyniesiecie chociaż kieliszka...?
(Iza) - Nie...
(Osa) - Porcja dziecięca. Taki naparstek na palec...
(Iza) - Jeśli nawet dostaniesz, to na pewno nie ode mnie. Wybacz, ale to mnie przerasta, a teraz... Zejdźcie mi z oczu wszyscy - odeszła
(Ula) - Sprowadź ją do parteru. A mówiąc sprowadź mam na myśli wesprzyj, a nie zadekuj na cały dzień w łóżku. Później dołączcie do nas w sali spotkań. No i nie spiesz się. Do wieczora mamy czas.
(Marcin) - No właśnie, a co z tymi laskami?
(Ula) - Kiedy przyjdzie czas to przyjdzie. Teraz my zajmiemy się swoimi pracami.
(Mathias) - Pójdę z nią pogadać.
(Marcin) - Tylko delikatnie... Nie chciałbyś dostać jak Osa.
(Osa) - Po prostu fart, nic więcej.
(Mathias) - Pozostawcie to mi.
5 minut później, plac obserwacyjny
(Iza) - Wiesz, że trochę mnie poniosło... - patrząca w dal
(Mathias) - Nie musisz mi tego mówić.
(Iza) - Czemu się na to zgodziłeś?
(Mathias) - Osa potrafi zirytować. Nie chciałem wojny wewnątrz.
(Iza) - Przewidziałeś to, że mogło być gorzej?
(Mathias) - Wystraszyłem Cię?
(Iza) - Nawet nie wiesz jak bardzo. Gdy Seven mignęła mi przez balkon to wiedziałam co się świeci.
(Mathias) - Jakby na to spojrzeć to Osa dostał najbardziej, lecz nie z mojej ręki.
(Iza) - Czyli nie popisałeś się.
(Mathias) - Starałem się nie wybuchnąć.
(Iza) - Wilczuś się postarał, hmm? Chcesz jaką nagrodę ode mnie?
(Mathias) - Wystarczy, że przyjdziesz gdzie trzeba wieczorem.
(Iza) - A już sądziłam, że co innego chodzi Ci po głowie. Nie jestem tam mile widziana. Dla Osy to hańba, że laska go położyła.
(Mathias) - Będziesz ze mną... Będzie nas czwórka.
(Iza) - Czwórka...? Ano tak, rozumiem. Właściwie nie miałam okazji się im przyjrzeć i... Porozmawiać?
(Mathias) - Nie usłyszysz ich mowy. Tylko ja mogę ją usłyszeć. Chcesz się z nimi już zobaczyć?
(Iza) - Lubię tobie podobne zwierzaki. Lepiej by reszta tego nie słyszała...
(Mathias) - Fuus... Lautern... - do siebie
(Iza) - Mogę je pogłaskać?
(Mathias) - Zasadniczo... - wilki same podeszły - Nie wierzę...
(Iza) - Wilczki chodźcie do Pani... - podrapała pod brodą - W co nie wierzysz?
(Mathias) - Nigdy nie próbowały się jednać z obcymi bez zgody. Coś się musiało zadziać.
(Iza) - Po prostu wyczuwają dobrych ludzi. A skoro jestem najbliżej Ciebie, to przecie oczywiste.
(Mathias) - Czy wyczuwacie to w niej...?
(Iza) - osunęła się na ziemię - Hejże moment...
(Mathias) - Iza...
(Iza) - To tylko... Oblizują mnie jak szalone... - śmiejąc się - Masz jakąś komendę na to?
(Mathias) - Nie mam. Same wiedzą kiedy przestać.
(Iza) - podnosząc się - Niezwykłe stworzenia, prawda? Mało się pojawiały ostatnio. Prawie nie odczuwałam ich obecności.
(Mathias) - Zwykle pojawiają się, gdy sam mam niepewności.
(Iza) - Z ciekawości pytanie, czy by mnie posłuchały?
(Mathias) - Skoro się poddały temu jednemu, to może... Spróbuj.
(Iza) - Faz... Luter... - pokazała palcem - Na Mathiasa...!
(Mathias) - facepalm - Po pierwsze źle to wymawiasz, a po drugie... Czemu akurat Ja?
(Iza) - Ja wiem... Daj moment... Fuz... Latern...
(Mathias) - Fuus... Lautern...
(Iza) - Masz coś ze słuchem?
(Mathias) - Nie, nie nic...
(Iza) - Na Mathiasa... No czemu nie idziecie...? Wpatrują się we mnie jak dwa słodkie niewinne szczeniaczki...
(Mathias) - Nie zaatakują swojego przodownika. Taką mają naturę.
(Iza) - Fuus... Lautern... Czy dobrze...?
(Mathias) - Kontynuuj.
(Iza) - Na zombie za obozem!
(Mathias) - Iza... - rozejrzał się
(Iza) - Zniknęły...
(Mathias) - Całe szczęście.
(Iza) - Nie robią jednak wszystkiego. Było wygodnie to przyszły, ale już mnie nie posłuchają. Może jestem dla nich konkurencją, w końcu też żyję w twoim wnętrzu.
(Mathias) - Nie wykonają czegoś sprzecznego z ich wytycznymi. Po pierwsze trzeba konkretów, które nakreślam Ja. Po drugie to nie są zabawki.
(Iza) - Ciekawie to ująłeś... - oparta o kolumnę - A co do tego wieczora... Zastanowię się. Pod jednym warunkiem.
(Mathias) - Jaki warunek?
(Iza) - Dasz mi się zamienić w Ciebie na chwilę? Chodzi tylko o tył...
(Mathias) - Nie rozumiem.
(Iza) - Władasz mocą większą niż normalny człowiek, a tego się nie domyślasz? Ubranie, mój słodziaku. Daj mi się przebrać w twoje na pewien czas. Obiecuję nie uszkodzić.
(Mathias) - Po co się za mnie przebierać? Wyduś to.
(Iza) - To miała być tajemnica. Powiedzmy chcę komuś zrobić psikusa.
(Mathias) - Obudziła się w tobie prankerka?
(Iza) - Kwestia spojrzenia na to pod innym kątem. Dowiesz się wszystkiego po fakcie, słowo honoru.
(Mathias) - Słowo honoru to nie jest byle co, Iza...
(Iza) - Czyli wyrażasz swą aprobatę?
(Mathias) - Przydałoby się zdjęcie jakieś jako dowód...
(Iza) - Podejrzliwy się zrobiłeś. Słowo, że poważnie pomyślę nad przyjściem, ale nie nastawiaj się. To nie moja bajka. Wolałabym napić się z Tobą w cichym zakątku bez tych ludzi.
(Mathias) - Można udawać, że ich nie ma.
(Iza) - Jeśli znasz taką technikę, to idę w ciemno.
(Mathias) - Średnio dobry żart.
(Iza) -Pomyślę, tylko jak będziesz tu stał to niczego nie wskórasz.
(Mathias) - Co mam zrobić?
(Iza) - Ciesz się chwilą, a ja pomyślę w samotności. Dasz radę wytrzymać tyle beze mnie?
(Mathias) - Nie będzie łatwo, ale będę się zmagał z tym.
(Iza) - No i przeproś Osę ode mnie. Nie chciałam tak mocno...
(Mathias) - Sama mu to powiesz.
(Iza) - Mathias, mieliśmy nie przedłużać tego.
(Mathias) - Ciężko mi Cię zostawiać teraz.
(Iza) - A mi dumać kiedy ciągle słyszę twój głos, głuptasie. Rozpraszasz mnie.
(Mathias) - To widzimy się wieczorem.
(Iza) - Niczego takiego nie powiedziałam.
(Mathias) - Twoje usta mówią nie, a mózg co innego.
(Iza) - pocałunek w policzek - Ty lepiej zostaw mój mózg w spokoju. Wystarczająco, że resztę mi skradłeś. A teraz spiesz się.
(Mathias) - Wedle rozkazu.
Wieczór, kilka godzin później
Wszyscy zabrali się  w międzyczasie za ustawianie sali spotkań na tyle, by można było usiąść równie obok siebie, co kiedyś na północy. Zebrano możliwie mało uszkodzone drewniane stoły, po czym stworzono z nich dwa rzędy miejsc siedzących. Po jednej stronie siedziały głowy obozu, a przy drugim stole całe reszta śmietanki Dywizjonu. Ula zadbała o nowe zasłony, a Joanna skołowała trochę wałówki. Osa postarał się z trunkiem i z piwnic wyciągnął kilkunastoletnie wina.  Mathias za to siedział najbliżej wejście zostawiając obok miejsce dla Izy, która do tej pory się nie zjawiła.
Po kilku minutach bez nowych wieści, Osa wzniósł toast za obecny Dywizjon i zastrzegł sobie, że całe miasto zostanie odbite w pełni, gdy zagrożenie ze strony Rozjemców Igora zostanie zażegnane. Tak też czyniąc, przeszedł obok każdego i stuknął się kieliszkiem z pozostałymi. Przechodząc obok kolegi lekko kucnął na ugiętych nogach i rzekł, że Iza musi dojść do siebie i zrozumieć sytuację. Dodał również, że nie ma jej za złe tamtego zdarzenia. Położył w ten dłoń na jego ramieniu i cofał się na swoje miejsce.
Przy wspólnej uroczystości nie zabrakło również niezapowiedzianych gości. Drzwi otworzyła dwójka ludzi, a przez blask światła z okien można było poznać, że to byli Rafał i Patrycja. Osa pomyślał wtedy, że już ich współpraca się skończyła, kiedy powiedzieli z czym przychodzą.
(Rafał) - Wybaczcie, że naruszamy wasz wikt domowy, ale nie jesteśmy tutaj bez powodu.
(Osa) - Jest szansa, że się dowiemy konkretów?
(Patrycja) - Przyszły dziewczyny pod nasze tereny, które nam użyczacie. Dziwne, że wiedziały. Pewnie to wasza sprawka. Mniejsza z tym. Dokładnie im mnie opisaliście. Jak to było "Chłopak ze szponami na twarzy kazał ciebie szukać".
(Mathias) - Opisały mnie niemal idealnie. A są tutaj?
(Rafał) - Na swoich motorkach mogą wszystko. Czekają na placu.
(Ula) - Po co mają czekać.
(Patrycja) - Mam nadzieję, że dacie się napić za to. Na złamanie karku szliśmy.
(Rafał) - Co prawda podwiozły nas, ale... Niełatwo było je znaleźć.
(Osa) - Było zamknięte. Kto wam otworzył?
(Rafał) - Dziewczyna, która była z wami w lesie.
(Joanna) - Wpuście gości. Miewam, że nie zrażą się z pierwszego wrażenia.

Offline

 

#2 2016-05-15 20:02:21

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 26 - Zebranie Sojuszników

(Rafał) - Dajcie moment - wyszedł
(Patrycja) - Całkiem przyzwoite dziewczyny. Żałuję, że nie jestem lesbą.
(Marta) - Niczego to nie ujmuje. Wierz mi.
(Patrycja) - Och, czyli mogłybyśmy się lepiej poznać. Rozkminić wiele tematów. Marburek może też dołączyć. Tęskniłam za twoim humorem i umiejętnościami bojowymi.
(Marcin) - Gdzież moje maniery. Księżna Patrycja zaszczyciła swą wizytą nasz skromny kasztel.
(Patrycja) - Widzę, że nie zapomniałeś pierwszej książki, którą mi dałeś pierwszego dnia naszej starej Stalkerskiej braci.
(Marcin) - Trafnie to ubierasz w zdania.
(Patrycja) - Trafnie ujęte.
(Rafał) - zapukał - Zaraz będą. Zaprowadzają maszyny do schowka. Musiały zapierdolić je jakimś bogaczom. Amerykańskie nabite blachy, jakby każda miała swoje oznaczenie. Ciekawy zamysł.
(Klaudia G) - zapukała - Skończyliście farmazonić?
(Osa) - Wchodzić, bo kopa na ryja... - krząknął - Proszę.
(Klaudia G) - weszła - Miło z waszej strony, że... Holly shiet...
(Joanna) - zdziwienie - Oczy mnie mamią...
(Klaudia G) - Nie miałam wątpliwości, gdy dziewczyny pokazały mi To - pokazała nóż Mathiasa - Wiedziałam, że już gdzieś go widziałam. A tak poza tym - spojrzała na resztę - Sporoście się zmienili. Zwłaszcza Ty, Joanna... - uśmiechnęła się - Nadal ten sam niewinny wyraz twarzy bez skazy. Wiesz, dobrze Cię widzieć, mimo... Tego wszystkiego, co się wydarzyło w Gdańsku.
(Joanna) - Klaudia... To  naprawdę Ty... - przytuli
(Aneta W) - Ktoś się stęsknił - założyła na siebie ręce
(Joanna) - Ty też tutaj... - z zamiarem tulenia - No to... Też miło Cię widzieć - podała dłoń
(Aneta W) - Wiemy obie, że Klaudia była twoją ulubienicą nim właśnie nie wzięłaś pod skrzydła Roksany. A no zmierzając do tego, to gdzie nasz Roksa...?
(Osa) - Co za zbieg okoliczności, że o Nią pytacie.
(Klaudia G) - Znając ją musiała uciec. Na pewno uciekała  wami... Jestem pewna...
(Osa) - Uciekając lekko się pogubiła.
(Aneta W) - Dawno się nie widzieliśmy, ale twój charakter kojarzę.
(Osa) - Powiem krótko. Była jebniętą osoba do pokurwistości samego znaczenia tego pierdolonego słowa. Rozkurwiła system popadając w coraz kurwa większą przepaść. Po Gdańsku wzmogły się jej chujowe cięcia... Ale przejebała pałę gdy na szali było życie jednego z Nas.. A dokładnie to patrzysz na niego.
(Klaudia G) - Jako jeden z nielicznych coś łapiesz - patrząc na Mathiasa - Powiesz mi, czy to prawda?
(Mathias) - Jest winna śmierci innej dziewczyny, która nie była godna ujrzeć śmierć tak szybko... Doszło do momentu, że chciała wyeliminować Mnie, głównego winowajcę jej chorej wyobraźni. Tak, zabiłem ją... Nie zamierzam kłamać. Zrobiłem to jednak dla dobra tych, których lubię, kocham i szanuję. A co Ty byś zrobiła mając przystawiony nóż do twarzy.
(Aneta W) - Szukaliśmy jej niedługo po ataku... Bo może gdzieś utknęła. Wróciłyśmy do waszego lokum, lecz tam też nic. Odpuściłyśmy wiedząc, że mogła pójść z tobą, Joanno.
(Joanna) - Nie dopilnowałam jej, to prawda, ale była inną osobą niż tą, którą poznałam sporo wcześniej. Taka zimna...
(Patrycja) - Macie sprawy prywatne, to może my...
(Osa) - Siadać na dupach... I tak nie macie jak wrócić...
(Rafał) - Na piechotę pół godziny...
(Osa) - Winko się zmarnuje, a chcieliście się posilić.
(Joanna) - A co z resztą dziewczyn?
(Klaudia G) - Potwierdzona informacja. Nie żyją w stu procentach. Nie napotkasz więcej niespodzianek. Tylko my dwie ocalałyśmy - opuszczając głowę
(Joanna) - Usiądźcie może. Musicie mi to opowiedzieć. Ze szczegółami. Nawet z tymi, o których wolałybyście zapomnieć, zgoda?
(Aneta W) - Klaudia, zacznij, a ja powiem laskom, aby się zabrały do środka z nami.
(Klaudia G) - Dobry pomysł - usiadła - A ja jeśli pozwolicie zacznę... A więc to było tak... - zamyśliła się
30.12.2014, 2 Dzień Szturmu na Gdańsk
Dziewczyny widziały jak ich długotrwałe schronienie zaczyna powoli upadać. Lekko zagubione w sytuacji postarały się pierw znaleźć Joannę, myśląc, że jest ona w mieszkaniu, które zajmował Mathias razem z grupą. Przebicie zajęło im sporo czasu i nie obyło się bez problemów.
Po zebraniu najpotrzebniejszych rzeczy, Karina, Klaudia oraz Aneta ruszyły przed siebie, mijając cały chaos, który dział się w tle. Ludzie jedzeni żywcem. Ludzie zdradzani przez innych ludzi strzałem w głowę. Ludzie, którzy bezbronnym dzieciom i starcom zabierali ich plecaki, zostawiając biedaków na pewną śmierć głodową. Gonitwa nie mogła trwać wiecznie, gdyż alejki już zaczęły się wypełniać. Najlepszą drogą była dla nich wędrówka przez Stare Miasto, gdzie mogły zaczerpnąć oddechy w podniszczonej restauracji, gdzie dziewczyny spotkały Kingę, spotykaną często nastolatkę handlującą towarami przy głównej ulicy. Widząc częste klientki, Kinga zamknęła za nimi drzwi. W lewej dłoni trzymała srebrny rewolwer, a jej bluza  była pokryta jeszcze świeżą trupią krwią.
(Aneta) - Jesteś cała?
(Kinga) - Póki co tak, ale... - spojrzała na prawą dłoń - Nie udało mi się bez komplikacji.
(Karina) - Jesteś pewna, że... Oni Cię ugryźli?
(Kinga) - Wyglądał na mało martwego? Oczy bez życia... Potworny odór... Jęczenie przez gardło... Wypadająca wątroba...
(Klaudia) - Kiedy to było...? Musimy się dostać do przyjaciół, ale mamy czas jeszcze.
(Kinga) - usiadła - Dobre pół godziny temu... Wątpię, że to odpowiednia pora. Słyszałam, że to trzeba zrobić niemal natychmiast... Jeśli chcecie odnaleźć swoich, idźcie. Ja i tak się na nic zdam.
(Aneta) - Nonsens. Nic do stracenia, prawda? Jeśli miałabyś umrzeć już niedługo, to co szkodzi spróbować? Klaudia, mamy coś na składzie?
(Klaudia) - Tylko maczetę od tego świra z Safe Zone - wyciągnęła - Starczy?
(Aneta) - Lepszej opcji nie mamy.
(Kinga) - Co wy próbujecie zrobić? - cofnęła się do ściany - Cholera...
(Klaudia) - Toksyna zabije ciebie szybciej...
(Kinga) - wycelowała w Anetę - Powiedziałam, że macie odejść... Nie rozumiecie, że marnujecie czas. W tym momencie wasi mogą umierać, a wy zadręczacie się mną... Ugryzienie to wyrok...
(Karina) - Poznałyśmy kogoś, kto żyje bez ręki. Daj sobie pomóc.
(Kinga) - Nie wierzę wam. Odejdziecie czy mam wam to utrudnić?
(Aneta) - Nie umierasz jeszcze. Zgódź się na to... Proszę...
(Klaudia) - zaszła od tyłu - Musisz się temu poddać... Teraz życie jest na wagę złota...
(Karina) - trzymała za lewą dłoń - Aneta, teraz twoja kolej. Weź moją maczetę - podała
(Aneta)  - Przykro mi, ale tu już nie tylko twoja decyzja... Potrzebujemy pomocy... - odebrała - Teraz tylko nie krzycz za głośno...
(Klaudia) - zatkała usta dłońmi - Słyszysz ich...? Są wszędzie...
(Kinga) - niewyraźnie - Puuusz.... Mn.... Kurw....
(Aneta) - zamach - Obyś miała miękkie tkanki... - pierwszy cios - Niech to... -
(Kinga) - wycie z bólu - Kurw....!
(Aneta) - Ledwo draśnięte... Muszę mocniej... - zamach
(Kinga) - ...!
(Aneta) - drugi cios - Fuck... - opryskana krwią - Strasznie mocno siedzi...
(Karina) - Niebezpiecznie bliskie te głosy... Robi się nieciekawie...
(Aneta) - zamach - Musisz wytrzymać... - trzeci cios - ostrze utknęło w kości - Nie mogę wyciągnąć...
(Kinga) - Auuuuua....!
(Karina) - Ciszej laska... Nie rób nam tego...
(Kinga) - płacząc - ...!
(Aneta) - wyciągnęła - To jest nie do zniesienia, szlag by to... - dysząc - Zaczęłyśmy i musimy skończyć... Zaciśnij pięść...
(Kinga) - szarpała się - Puusz... Mn...!
(Aneta) - zamach - Jeszcze kilka prób... - czwarty cios - dźwięk łamania kości
(Kinga) - ugryzła Karinę
(Karina) - Kurwa... - odruchowo odepchnęła Kingę
(Aneta) - upadła na podłogę - Co się dzieje...?
(Kinga) - podniosła maczetę - Dość... - rzuciła w stronę Anety
(Karina) - Schyl się...! - zasłoniła - zakaszlała
(Kinga) - ...?!
(Klaudia) - Karina... - uderzyła Kingę
(Aneta) - przytrzymała Karinę - Czemu...? To był cios w moją stronę...?
(Karina) - łapiąc wbitą w brzuch maczetę - Ponieważ... - splunęła krwią - Jesteśmy siostrami... Nasz pseudo zakon, pamiętasz? Jak to Joanna mówiła, jesteśmy Asasynkami tego miasta. Poświęcenie się dla towarzysza jest niczym w porównaniu do bólu jaki może czuć niewinna osoba... Nie czuję żalu, że to zrobiłam...
(Kinga) - podniosła rewolwer - Pomogę jej odejść... Ale pierw... - stanęła przy drzwiach - Pozostała jedna sprawa... Nie trafiłam ostatnio, a teraz naprawię ten błąd... - wycelowała w Anetę
(Aneta) - A myślałaś o konsekwencjach...? Zabijesz nas i co dalej? Ten kaliber daje spory rozgłos. Nim zdążysz uciec, znajdą cię, a poza tym z taką raną... Wykrwawisz się nim gdzieś dotrzesz...
(Kinga) - Moje życie, nie wasza rzecz... - cofnęła się do drzwi - A ta kulka będzie za rozpłatanie mojej ręki... - oznaki bólu - Boli teraz jeszcze bardziej, ale na szczęście lewą mam jeszcze sprawną...
(Klaudia) - Aneta, ona strzeli...
(Kinga) - A teraz sprawdzimy czy kolejna narazi swoje życie dla ciebie.
(Karina) - Nawet ja mogę to zrobić, tak jak ostatnio... - osunęła się na ziemię - Cholera...
(Klaudia) - Karina, nie forsuj się...
(Karina) - To te ostrze...
(Aneta) - Klaudia, nie próbuj tego ruszać...
(Kinga) - odbezpieczyła rewolwer - Coś chcecie powiedzieć nim poddam was próbie...? Jakieś ostatnie słowa...?
(Karol) - z ukrycia - Zamknij mordę sukwo... - znokautował z powietrza
(Kinga) - Auć... - odepchnięta w tył
(Karol) - do dziewczyn - Uciekajcie...
(Klaudia) - otworzyła drzwi - Idą tutaj, cholera jasna...
(Kinga) - wymierzyła w Karola - Peekaboo!
(Karol) - ...?!
(Kinga) - strzał w głowę Karola - A teraz... - rzuciła się na Anetę
(Klaudia) - pomagała wstać Karinie - Musimy uciekać... Jest tam gdzieś drugie wyjście...
(Aneta) - Pomyśl co robisz... Musisz się opamiętać - szarpiąc się
(Kinga) - Same to spowodowałyście. A powinniście były odejść, kiedy wam proponowaaaaałam...!
(Aneta) - pchnęła Kingę na stado - Szybko, w nogi... - biegły po schodach na górę
(Kinga) - Ludzie... To... Kurwyyyyyyy! - rozszarpywana
Kilka minut później
(Karina) - Dość... Ja... Nie dam już rady iść... - dotknęła brzucha - Wbiło się głęboko, mam rację?
(Klaudia) - Karina... Przepraszam, że musiałaś to zrobić...
(Aneta) - Mam bandaże, ale...
(Karina) - Nie marnujcie ich na mnie... Specjalista musiałby to wyjąć, a wy... Bez urazy, ale nie znacie się na medycynie... - z uśmiechem - Zostawcie mnie tutaj.  Macie czym się bronić.
(Aneta) -Nie umiem posługiwać się rewolwerem.
(Karina) - Nauczysz się z czasem - usiadła na dachu - Spójrzcie na to... Żeby przyszło mi w ostatnich chwilach oglądać ten rozgardiasz... Nie przyszło mi nigdy do głowy, że taki obraz będzie moim ostatnim prawdziwym wspomnieniem... - przymknęła oczy - Zostałyście dwie... Musicie znaleźć resztę. Joannę... Roksanę... Nawet tamtych... We dwie dacie radę na krótką metę, a potem co...?
(Aneta) - Nie będzie to łatwe. Miasto jest zatrupione...
(Karina) - W tym już wam nie potrafię pomóc...  - obficie krwawiła - To się już dzieje... Cieszę się, że jesteście tutaj...
(Klaudia) - Nie opuścimy Cię. Będziemy do samego końca.
(Karina) - spostrzegła wybuch z oddali - Czy to...
(Aneta) - Przy bramie...
(Klaudia) - Znam ten dźwięk... C4... Ale nie zwykłe. Takie przyczepiane do lufy przy wystrzale. Działa jak granatnik... Dałam Joannie to. A tylko ona mogła to mieć. W końcu nikt inny nie handlował materiałami wybuchowymi...
(Karina) - Czyli przebili się... To... Dobra... Wiadomość... - osunęła się na ziemię
(Klaudia) - Karina... - poleciała łza - Pomścimy Cię, zobaczysz...
(Aneta) - zamknęła palcami jej oczy - Żegnaj... Siostro...
(Klaudia) - wyciągnęła maczetę z brzucha - Miejmy nadzieję, że już tam nie czujesz bólu... - wbiła między oczy - Przyjaciółko...
(Aneta) - Skoro Joannie się udało, to oznacza... Mathiasowi i reszcie także.
(Klaudia) - Oby Roksana była z nią, ale nie zaszkodzi poszukać... Jak już będziemy wybywać...
(Aneta) - Myślisz o Centrum Łączności?
(Klaudia) - Chodźmy czym prędzej.
(Aneta) - A co z ciałem?
(Klaudia) - Nie mamy czasu na pogrzeb. Zrobiłyśmy wszystko co było w naszej mocy. Chodźmy.
(Aneta) - Chodźmy.
Godzinę później, Centrum Łączności
Dziewczyny zjawiły się w miejscu, skąd sterowało się działaniami całego miasta. Dokładnie w tym miejscu były przechowana najcenniejsze i najbardziej unikatowe przedmioty takie jak lekarstwa, żywność czy radia. Na miejscu na szczęście panowała milsza atmosfera niż wcześniej. Ledwie płot był naruszony, a w okolicy kręciło się tylko kilka trupów, które do zabicia były tylko formalnością.
Prócz przemieńców Aneta dostrzegła przy wejściu do budynku dwa ciała, które trzymały się za ręce. Po obróceniu ich na plecy można było zauważyć ślad po postrzale w głowę oraz liczne ugryzienia na nogach. Klaudia przez chwilę miała wrażenie, że twarze są jej skądś znajome.
Przestawiła ciała na bok i wraz z Anetą weszły do środka. Niestety prócz chaosu nie zastały nic wewnątrz. Jedynie napisany odręcznie list, który wskazywał na to, że zastępca Konrada oszalał i skazał miasto na śmierć. Wykonawca listu wskazywał również na przywódcę osobnej grupy Safe Zone. Notatki podpisane wyłącznie skromną literą M z przebitą obok dziurą jakby nożem.
Nie wiedząc czemu Aneta schowała list do kieszeni, licząc, że kiedyś się to im przyda. Poza tym nic ich nie trzymało w mieście, więc pospiesznie wdrapały się na pobliski dach i po wzniesieniach dostawały się co skok coraz bliżej wyjścia. A podczas uciekania zaciekawiło jedno zjawisko. Mijały palące się zwłok, które kątem oka mogły przypominać dziewczynę. Kilkanaście minut wiecznego pędu dało im przyzwolenie na wydostanie się z obleganego miasta.
Po pokonaniu kilkunastu napierających zombie, dziewczyny skierowały się w zupełnie innym kierunku niż na południe. Ruszyły na wschód w stronę Elbląga, gdzie cioteczna babcia Anety miała przydrożny domek. Tak przeczekały w ów miejscu przeszło tydzień, lecz ani Joanna ani Roksana nie dotarły na miejsce, a wiedziały one o tej lokacji. W razie niepowodzeń miały wszystkie tam uciekać. Po bezskutecznym czekaniu, spakowały się, uzupełniły zapasy i ruszyły w dalszą drogę, gdy tylko drogi stały się bardziej ośnieżone.
Kilka miesięcy później spotkały inne dziewczyny na motorach, które widząc stan psychiczny Anety i Klaudii, przyjęły je do siebie. Nie trwało to długo, a role niedługo się odwróciły i to one zajmowały się przodowaniem w grupie, a na czele stała Klaudia, nowa protegowana, która pozostała wierna swoim przeszłym ideałom i zaczęła nosić się w skromny skórzany płaszcz ze wcięciami. Mniejsze z tyłu, większe z przodu, a kaptura przeważnie nie zdejmowała, pozostawiając swe oczy w kompletnej ciemności, żalu i rozczarowania. Z całej ich siostrzanej bandy zostały tylko dwie osoby, a idąc jej tokiem myślenia, Joanna z Roksaną mogły być równie martwe co Karina. Przez co zakładała zamknięcie tego rozdziału. Niestety niektóre zamknięte rozdziały lubią się czasem otworzyć na nowo, samoistnie i nieuchronnie.
Teraźniejszość
(Joanna) - podparła się ręką - Nie miejcie urazy do mnie, że nie podążyłam w waszym kierunku, ale... Starałam się chronić Roksę przed najgorszym, lecz to zbyteczne było i tak finalnie...
(Aneta) - Wiesz... - westchnęła - To nie jest twoja wina, czym ona się stała. Tak czasem bywa, że ludzie wariują. Przez takich Karina nie mogła dożyć spotkania z wami.
(Mathias) - Umarła z uśmiechem, to jedna z lepszych sytuacji.
(Klaudia) - Zależy jak na to spojrzeć. Nie umarła szczęśliwie... Z wbitą maczetą w ciało.
(Osa) - Nie była jedyną, która skończyła podobnie. Twoja imienniczka skończyła podobnie.
(Mariusz) - Tylko, że on podobno potknęła się i upadła, a tu masz przypadek dynamiczny.
(Marta) - A ten chłopak, który wam pomógł wtedy. On umarł?
(Aneta) - Strzał w głowę, bez możliwości przeżycia. Uratował nas... Dziewczyna, której chcieliśmy pomóc obróciła to w karę i przez to... Nie mogę o tym spokojnie myśleć... Wybaczcie,  to z emocji...
(Ula) - Od nas też wielu nie przeżyło. Dlatego zbieramy się tutaj. Jedyny powód jest ku temu. Przetrwanie. Ostatnio staliśmy się obiektem pewnej samozwańczej grupy, którzy chcą odebrać nam to, co nasze, a potem... Sprawować magnackie rządy na ich bestialskich zasadach.
(Mathias) - Dlatego to wszystko. Potrzebujemy każdej ręki, która jest sprawna, a serce walki o swoje nie odmawia.
(Klaudia) - Byśmy były zdolne Ci takie dłonie podać na tacy. Ot my, nic więcej nic mniej. Nie zyskasz tylko mnie, czy nawet Anety. Macie też nasze koleżanki, z którymi kontakt bliższy już mieliście.
(Aneta) - Od początku gdy zobaczyłyśmy twój nóż, Mathias, wiedziałyśmy. Nie znałyśmy tylko konkretów. Wiedziałyśmy jedynie, że jest was więcej, a nam tego potrzeba. I nie mielibyście z nami żadnych zobowiązań. Nie to co obecni tutaj reprezentanci wyższych sfer.
(Rafał) - My nie chcemy nic. Veskina w tym głowa co postanowi. Ale może się da przekonać. Jest większy problem.
(Klaudia) - A co długu, to My się zrewanżujemy po wszystkim.
(Joanna) - Po co się zadłużać. Jak my nic, to wy też. Nie mieszajmy tego.
(Klaudia) - Więc powiedzcie mi coś więcej o celu tego spotkania.
(Osa) - Koleś nazywa się Igor. Średnio przyjazny typ. Lekko przypakowany. Średni zarost. Włosy postawione jakby na tani żel. Ciemna skóra. Gwendolynn. Wiek koło trzydziestki.
(Aneta) - Hę...? Gwendolynn?
(Wiktoria) - Nazwał tak swoją broń. Zmodyfikowana wyborówka dwulufowa z kolczastą kolbą.
(Klaudia) - Zabicie jednego lub wypędzenie to nie problem. Ilu ludzi on posiada?
(Osa) - Kilkudziesięciu na pewno. Osiedlili się dwa kilometry stąd według mnie. Nie mieliśmy sensownego planu na zbadanie jego szeregów. Najlepiej byłoby jakoś od środka, ale... Nie mamy nikogo kto...
(Seven) - Chodzi o osobę, której facio nie zna. Lasek na pewno nie kojarzy. Więc mielibyśmy opcję wkraść się w jego łaski i wybadać durni od wewnątrz.
(Marcin) - Nie jest to łatwe. Mają brutalne inicjacje. U każdego wygląda ona inaczej, ale wiąże się z bólem... Udowadniasz wtedy swoją przydatność. Próba oszusta wykryta może wiązać się z połamaniem ci kości, bądź trwałym urazie psychicznym.
(Klaudia) - Po tym wszystkim nie czuję niemal bólu. Mogę się podjąć.
(Dagmara) - A co ze mną? Nie mam nic do powiedzenia? Są osoby, które nie były na egzekucji...
(Joanna) - Tylko, że osoby bezpośrednio powiązane z nami są zbyt ryzykowną opcją. Klaudia, czy aby jesteś pewna? Znam Cię długo i wiem jaka jesteś...
(Klaudia) - Jestem to winna wam. Szczególnie wam. Od wielu miesięcy szłam wizjami i nie obchodził mnie obecny świat. Tylko pragnęłam jednego. Ochronić gatunek ludzki, a jak nie cały to choć nasze przyjaciółki. Teraz przyświeca mi nowy cel - ukłon - Pomóc wam z tym pierdolnikiem, nim na dobre się zacznie - wypadł list
(Osa) - podniósł - To twoje? Moment... Ten charakter pisma i niecodzienny podpis.
(Ula) - Co się dzieje?
(Aneta) - Znalazłyśmy to w Centrum Łączności. Opuszczone jak większość miasta wtedy. Tylko list ocalał. To jedyna pamiątka z północy.
(Osa) - To pismo Mariusza Rozpierdalacza...
(Mariusz) - Jak tyś mnie nazwał... - podniósł się - Pokaż ten papiur - wczytał się - Trzymajcie mnie, bo szczeznę. To moja wiadomość. Przed ucieczką ją napisałem. Ciężko jest jedną ręką utrzymać kartkę. Chciałem by zbrodnie Safe Zone nie zostały zapomniane. Pomyślałem, że ktoś kurwa oczyści miasto z trupolandu i dowie się kto przyczynił się do upadku. Potem miałem myśli czy zrobiłem dobrze... Jednakże zabrałyście to, więc nieco lepiej się z tym poczułem.
(Aneta) - Możesz to zatrzymać i...
(Mariusz) - rzucił papier w ogień - To koniec tego tematu.
(Aneta) - ...I zrobisz co zechcesz.
(Klaudia) - Pozwolicie, że omówimy resztę jutro. Jechałyśmy kawałek i... Mało kontaktujemy.
(Joanna) - Ale proszę, nie rób tego jeśli nie musisz. Chcesz by z naszej paczki nic nie zostało?
(Klaudia) - Nie ma już naszej paczki. Teraz jesteśmy z wami. A jeśli miałoby dojść do wymiany ognia i czyimś poświęceniu w zamian za wygraną, to ja jestem gotowa podjąć taką ofiarę.
(Marta) - Nawet tak nie mów.
(Aneta) - Nie przemówisz Klaudii do rozumu. Zaufaj mi. Ma tak od pewnego czasu.
(Klaudia) - Pomogę wam, tylko stawiam jeden warunek. Nie próbujcie mnie siłą zatrzymywać. Możecie co najwyżej ostrzec - dosiadła się obok Mathiasa - A poza tym... Ktoś na ciebie czeka, tam za drzwiami. Widzę jej cień - uśmiechnęła się
(Patrycja) - odwróciła się otwierając drzwi - Iza, tak?
(Iza) - krząknęła - Postanowiłam przybyć, ale jeśli nie w porę to...
(Aneta) - do Izy - To żaden problem. Wejdź.
(Mathias) - wstał - Cieszę się, że zmieniłaś zdanie.
(Iza) - Nie zmieniłam. Tylko musiałam bardzo długo myśleć. Co tym razem szykujecie?
(Mariusz) - Zrobimy wielkie kaboom... - zaśmiał się
(Angelika) - To było takie sobie...
(Osa) - Kojarzysz panie z nieoficjalnego zgrupowania zwącego się Asasynkami?
(Iza) - Byłabym chora na amnezję, gdybym zapomniała. Dobrze was widzieć.
(Klaudia) - Ciebie również. Nie przeszkadzamy Ci mam nadzieję.
(Iza) - Miałam nie przychodzić, ale pomyślałam, że upiję się do nieprzytomności i czas szybciej zleci.
(Osa) - Hehe, dobre. Muszę zapamiętać.
(Mathias) - A jaki był prawdziwy powód?
(Iza) - Wolałam się upewnić, byś kolejnej maniany nie odwalił przy wspólnej inicjatywie Osy. Nie chciałam by wpakowali Cię w kolejny shit.
(Mathias) - Osa nie ma na tyle władzy, aby mną manipulować.
(Iza) - A ja? - ściszonym głosem
(Mathias) - Z tobą to inna para butów.
(Iza) - To może pora się z tych butów uwolnić - uwiesiła się na szyi - Hmm? - pocałowała
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Joanna W
- Wiktoria B
- Weronika K
- Marcin B
- Karina M (Wspomniana)
- Klaudia G
- Aneta W
- Alan K (Wspomniany)
- Lucy M (Wspomniana)
- Karol L (Wspomniany)
- Kinga G (Wspomniana)
- Natalia M (Wspomniana)
- Baba Jagna* (Ciało)
- Ula S* (Seven)
- Beata S*
- Ignacy K*
- Paulina K*
- Angelika S*
- Mariola R*
- Michał T*
- Dagmara B*
- Karolina M*
- Iwona S*
- Morgana N*
-  Sandra F*
- Blanka Z*
- Katarina P*
- Patryk D*
- Norbert G*
- Patrycja W*
- Rafał N*

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.djsoul.pun.pl www.timik-wirtualny-swiat.pun.pl www.sasuke1.pun.pl www.spox-bakugany.pun.pl www.naszaklasa2c.pun.pl