#1 2016-04-25 22:06:52

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 25 - Las zagubionych

Zdarzenie, do którego doszło tkwiło wszystkim w głowie, zwłaszcza Mathiasowi. W jednej chwili widział jak jego pierwszy najlepszy przyjaciel z dzieciństwa został skatowany na śmierć na jego oczach, a on nie mógł nic zrobić. Na chwilę obecną nawet nie mógł go pomścić. Opierając się rękami o ziemię, drżąc i wydając z siebie otępiałe dźwięki wściekłości i żądzy krwi. Gdy Igor i jego ludzie zniknęli, grupa od razu pierwsze co zrobiła, to wykopała koło wcześniejszej mogiły grób dla Doriana. Mathias z Wiktorią osobiście nieśli go do dołu, w którym go pochowano. Po wszystkim do końca dnia Mathias nie chciał się z nikim widzieć. Wybrał się na dach bloku, usiadł i patrzył na gwiazdy. Postanowił, że pewnego dnia Rozjemcy zapłacą za wszystko, czego się dopuścili, zasłaniając się nowym porządkiem świata. Było również wiadome, że rezerwy rywali mogą sięgać o wiele dalej niż początkowo myślano. Dywizjon nie mógł już walczyć w pojedynkę. W końcu trzeba było sojusznika, który będzie mocny i nie zechce wiele w zamian. Mathias przysiągł w obecności nieba, że znajdzie oprawcę jego przyjaciela i dokona się zadośćuczynienie. Pozostawała kwestia tajemniczych śmierci przybocznych oddziałów Rozjemców, których jego grupa nie wybiła, bo byli na miejscu. Ta myśl zaprzątała mu również głowę, bo kto konkretnie mógł chcieć wrobić grupę, znając prawdopodobnie rezultat późniejszych negocjacji. Mathias był w punkcie wyjścia. Nadal chciał robić to samo, lecz nie poprzestał na tym. Miał większe ambicje i dobrych ludzi przy sobie oraz własne nabyte umiejętności. Błędem byłoby z nich nie skorzystać. Chciał bliżej poznać swojego wroga, na dwa możliwe sposoby. Pierwszy wydawał się nazbyt oczywisty, ktoś miał poobserwować nową bazę Rozjemców i zdać raport jak to wygląda. Druga opcja zakładała fałszywe przyłączenie się do rywali, zdobycia ich zaufania i wydobycie wszelkich dostępnych informacji o nich, a do tego nadawałaby się osoba, której Igor nie zna. Obie operacje wiązały się z ryzykiem wykrycia, lecz Mathias sam nie chciał czekać aż tamci przyjdą po kolejne racje zapasów lub co gorsza po nowych rekrutów. Wiedział, że Igor w końcu zapłaci za to wcześniej czy później, ale jakoby zdecydował się wykorzystać jedną z rad niedawnego mordercy. Pierw wolał zdobyć informacje, a potem zacząć działać na większą skalę. Świadomość, że tej walki sama grupa nie wygra, była spora. Czas krwi i pogardy zaczął się już dawno temu, lecz dopiero kilka godzin wcześniej zaczął przyjmować całkiem zabójcze kształty.
(Mathias) - do siebie - Nie cofnę tego, ale mogę nagiąć trochę zasad... 
(Marcin) - zapukał w drzwi - Można?
(Mathias) - Czy nie wyraziłem się jasno ostatnio?
(Marcin) - wszedł na dach - Wiem, ale mam sprawę. Trochę myślałem... Mam trochę dziwny pomysł.
(Mathias) - Myślałem o tym, co się stało. Oraz o tym jak nie dopuścić do kolejnych takich wypadków.
(Marcin) - Wiesz, że kiedyś byłem ze Stalkerami, oczywiście nie z własnej woli...
(Mathias) - Oczywiście. A co ma to do tego?
(Marcin) - Moglibyśmy poprosić ich o wsparcie.
(Mathias) - Ponoć mieliśmy ich omijać bez prowokowania z naszej strony. Skąd ta zmiana?
(Marcin) - Widziałeś co potrafią. Mogliby się równać z tymi dupkami... Tylko czy ty się zgodzisz.
(Mathias) - Nie wiemy gdzie szukać. Ten las może być wszędzie.
(Marcin) - Może prawda, ale to poniekąd w okolicach miejsca, z którego pochodzę. Okolice Poznania, mogę pojechać i poszukać. Wiem jak baza wygląda.
(Mathias) - To nie jest przejażdżka po mieście, to inne województwo. Wiesz, że to ryzykowne.
(Marcin) - Dlatego macie mnie. Motor szybciej zniknie w tłumie.  Mógłbym nawet z rana już jechać.
(Mathias) - westchnął - A potem co?
(Marcin) - Jak uda mi się do nich dotrzeć, wrócę i zaprowadzę was. Bez rozmów się nie obędzie, a mnie kojarzą, to może wam nic nie zrobią.
(Mathias) - Jesteś pewny decyzji?
(Marcin) - Bez obaw. Jeśli wyczuję podstęp, od razu ucieknę.
(Mathias) - Jedź zatem. Skoro wiesz, co robisz, nie będę protestował.
(Marcin) - wstał - Dzięki, a tak w ogóle to po co siedzisz tutaj?
(Mathias) - Lubię czasem popatrzeć w niebo.
(Marcin) - Rozumiem, w każdym bądź razie, do zobaczenia wkrótce - uścisk dłoni
(Mathias) - Patryk będzie musiał zrobić przegląd na pewno.
(Marcin) - Wiem, ciężko będzie go dobudzić i doprowadzić do składowiska, ale jakiś sposób się znajdzie. A ty na serio złaź z tego dachu i wróć do siebie. Jemu bardziej pomożesz jak wstaniesz z nowymi siłami.
(Mathias) - Doceniam troskę - spojrzał się
(Marcin) - I tak ufam, że postąpisz zgodnie ze swoją naturą. Ponownie, widzimy się za niedługo.
Rankiem kolejnego dnia
Przez całą noc Mathias potrafił przespać tylko 2 godziny. Nie był już smutny aż tak jak dnia poprzedniego, lecz nie mógł wymazać sobie tamtej chwili, gdy patrzył na brutalne zabijanie jego przyjaciela. Pocieszał go fakt, że to nie była Iza, gdyż wtedy nie darowałby sobie tego i choćby sam znalazłby winowajcę i sprawił, aby cierpiał tak samo jak Dorian. Przeszkodziły mu w takim dalszym myśleniu jego przyboczne wilki, głaszcząc pyskiem jego ręce, gdy ten oparty był przy drzwiach do swojej klatki schodowej. Stworzenia nie chciały zniknąć, widocznie z powodu, że mimo uspokajających słów, można było wyczuć w jego oczach wielki gniew. Ruszył czym prędzej wczesnym rankiem do składowiska, gdzie składowało się pojazdy, zastał tam Patryka i Marcina. Patryk grzebał coś w machinie, a Marcin oparty rękami o blat stołu, przyglądał się oknie w suficie, z którego promień światła wpadał do przyciemnianej pracowni. Momentalnie zaziewał, a na widok Mathiasa opamiętał się. Patryk pierwsze co poczuł, to piekielny zapach z ziejących wilczych pysków.
(Marcin) - Nigdy nie umiesz słuchać - z uśmiechem
(Mathias) - Chciałem tylko... Zobaczyć ciebie nim pojedziesz.
(Marcin) - Bajdurzenie po piccolo szampanie. Pamiętaj, ten jak mawiał Osa "Zdrowy Marmur" wrócić wróci zawsze, tylko wszystko zależy od jednej istotnej rzeczy.
(Mathias) - Pełności żołądka?
(Marcin) - Nie... Od tego jak szybko potrafisz "zapierdalać". Jakoś tak wyraził się nasz mędrzec.
(Patryk) - wyczołgał się spod motoru - Też mieliście, no wiecie... Takie dziwne sny...?
(Marcin) - Raczej powinieneś spytać kto ich nie miał... Widziałem Wikii, kiepsko to znosi... Mathias, z tobą też nie lekko od wczoraj. Miewam, że nadal moja propozycja aktualna.
(Mathias) - Jeśli to ma pomóc, a nie zaszkodzić...
(Marcin) - Co do jednego Jagna miała rację. Żadna stronie nie chciała ustąpić i źle się skończyło... Ula też staje się strzępkiem nerwów, wiecznie przy niej siedzi...  Widać jak babka się męczy, bo nie wiemy jak jej pomóc...
(Mathias) - A myśleliście o transfuzji?
(Marcin) - To w przypadku jak dolegliwość nie jest związana z krwią. Jej nie potrzeba walki w krwioobiegu, tylko w poszczególnym miejscu. Nie wiemy czym się leczy tą pieprzoną gruźlicę, a ona przez to umrze...
(Patryk) - Ostatnio jak patrzę to tylko my tracimy... A jeszcze ma się do Nas pretensje...
(Marcin) - Potrzeba nam sojusznika, na tyle dobrego, by ten cały Igor i jego banda zgięli karku przed nami, odpuścili i wynieśli się z miasta...
(Mathias) - Czyżby? Gość, który ma wszystkich swoich w małym palcu i chce, abyśmy spłacili jego zabitych.... Tak po prostu ma się przestraszyć i zwinąć manatki?
(Marcin) - Ponoć szanuje odważnych, zwłaszcza twój gest ostatni. On wie, że nie jesteś słaby. Że My nie jesteśmy słabi.
(Mathias) - Prócz tego, że pojawił się, zaorał i zniknął... Przy czym szachował nami jak chciał, no to możliwe jest honorowy. Zbieraj się nim obudzi się reszta i nie dopuszczą Cię do bramy.
(Marcin) - do Patryka - Działa?
(Patryk) - Lekko podkręciłem silnik, nasmarowałem co trzeba i chodzi. Odpal, to się przekonasz.
(Marcin) - przekręcił klucz w stacyjce - Najs. Nieźle chodzi.
(Patryk) - Tak jak się umawialiśmy. W schowku masz przenośne mini magazyny z paliwem. Starczą na drogę do Brześcia i z powrotem.
(Marcin) - Czyli tak kilka dobrych godzin.
(Patryk) - Jeśli ominiesz płatne autostrady, to... Dobra, to był żart.
(Marcin) - podszedł do wilków - Fuus... Lautern... Uważajcie na niego - spojrzał na Mathiasa - Nadal się dziwie, że są na tyle blisko z ludźmi. Rzadko kiedy mogę widzieć ich, prócz chwilowych momentów.
(Mathias) - Są nastawione dobrze do tych, których darze zaufaniem. Dostosowują się do sytuacji. Więc jeśli któreś z was stałoby się moim wrogiem, w tej chwili nie miałbyś ręki, gardła lub... Jakiejkolwiek części ciała.
(Marcin) - westchnął - Wielce mi to ulżyło. I z takim spokojem to powiedziałeś.
(Patryk) - wyprowadził motor - Otworzę bramę...
(Marcin) - Zanim pojadę, jak idzie Ignacemu nad twoim drugim karwaszem? Z pewnością przyda Ci się lepsza ochrona.
(Mathias) - Nie zaprzeczę. Jeszcze nie wiem, ale zajmie mu to dłuższy okres czasu. Nawet może tego nie zrobić. Tutaj miał gotowy model, tylko domocować. Stworzyć od nowa to zupełnie inna para ciżem.
(Marcin) - Wracając do Doriana, on szedł wtedy z tobą pierw... Wiedział co się może stać?
(Mathias) - Zgadywać mógł, ale... Na pewno nie wiedział na pewno. Wolał mnie nie puszczać samego.
(Marcin) - Tak jak postępował z bratem. To taka przypadłość, zupełnie jak u Osy.
(Mathias) - No tak, tylko... Mniej groźna dla środowiska.
(Marcin) - Starał się chronić ciebie, po tym jak nie udało mu się ochronić brata.
3 dni wcześniej
W ten dzień Mathias siedział na balkonie, oparty o metalowe barierki, bo akurat świeciło słońce. Izy akurat nie było, bo wykonywała jeszcze zadanie ze swoją ekipą. To dało sposobność do odprężenia się, gdy niemalże cały obszar miasta został odbity na nowo. Wziął akuratem dwa mocne wdechy i wydechy, po czym skupił się na błogim spokoju, co pozwoliło mu zamknąć oczy. Mathias przysnął, a obudził go Dorian, niespodziewany gość przez niego w takim momencie.
(Dorian) - Cześć.
(Mathias) - Jak sytuacja? A mogłeś wiesz zapukać.
(Dorian) - No wiesz, pukałem. Kilka razy, ale widocznie miałeś powód... Każdy ma ten powód w zanadrzu. A że inni się uwijali jak mogli, ktoś mnie zastąpił i wróciłem prędzej.
(Mathias) - Czyli wszystko idzie w dobrym kierunku?
(Dorian) - Na to wychodzi. Chciałem Ci powiedzieć coś w sekrecie. Zabiorę Wiki pewnego dnia na plac koło mojego domu. Może się zainteresuje tym? Powiedz, ona lubi bujaczki i te sprawy?
(Mathias) - Nie schodziliśmy na takie tematy.
(Dorian) - A mógłbyś się jej spytać tak z ciekawości, coś podpatrzeć?
(Mathias) - Ułatwiłoby sprawę, jakbyś sam się jej spytał. Myślałem, że podchody były już dawno temu. Mieszałem się już raz w twoją sprawę.
(Dorian) - spojrzał w niebo - Może masz rację. Nie chcę źle wypaść. To coś więcej, chyba rozumiesz.
(Mathias) - Zdaje się, że chyba tak.
(Dorian) - Więc wspomożesz mnie jakoś? Chcę być w jakiś sposób zauważony.
(Mathias) - Ostatnio blisko Seven się trzymała, więc może ona mi coś powie. Jak wróci to może coś wskóram.
(Dorian) - Dzięki.
(Mathias) - Powiedziałem, że może. Nie oczekuj cudów. A co bujaczki mają do twojego rande vous?
(Dorian) - Bo może dla przykładu woli kwiaty lub spacery przy plaży...
(Mathias) - przerwał - Daj już spokój. Kobiety to kobiety, nie są identyczne.
(Dorian) - Trafnie to ująłeś.
(Mathias) - Po prostu rób to co ja.
(Dorian) - Mam udawać, że mi nie zależy? Wiktoria to nie Iza, która obojętnie co zrobisz i tak pierwsza wykona jakiś ruch.
(Mathias) - To jeden i ten sam przykład. Bo na taką sytuację musiałem sobie zapracować. Nie tylko staranie się polega na brnięciu do przodu. Rób to co robisz nadal i nie oczekuj nagłej aprobaty.
(Dorian) - No dobra.
(Mathias) - Ale może jednak... Skombinuj jakieś kwiaty, tak na dobry początek.
(Dorian) - Przecież mówiłeś, że...
(Mathias) - Wiem co mówiłem. Ty nie jesteś Mną. Walcz o nią, nie walcząc w żaden sposób.
(Dorian) - Nie rozumiem.
(Mathias) - Ja też nie, ale to chyba jedna ze spraw, której się nie da wyjaśnić na trzeźwo.
(Dorian) - Chcesz to omówić przy alko?
(Mathias) - Może przy innej okazji. Nogi mi wchodzą... Rozumiesz gdzie...
(Dorian) - Iza niedługo wróci to się nacieszycie za wszystkie czasy, nie?
(Mathias) - Nie powinienem tego komentować, ale pewnie masz słuszność.
(Dorian) - oparł się tyłem o barierki - Kobiety... Kto je zrozumie...
(Mathias) - Jeśli przyszedłeś tutaj pogadać o Wiki wyłącznie, a nie masz zamiaru przynieść mi kawy, no to cóż... Wpadłeś w złej chwili.
(Dorian) - Słucham? Mam robić za lokaja...?
(Mathias) - Spójrz na mój sprzęt, na moje ubranie... A potem zapytaj na spokojnie jeszcze raz.
(Dorian) - wszedł do środka - No co, przecież... - zauważył zakrwawiony miecz na ścianie - Niby czemu miałem tak... - dotknął plamy na skórze - To zinterpretować...? - wziął do ręki lewy karwasz
(Mathias) - usłyszał brzdęk karwasza - Odłóż to... Mówiłem "spójrz", a nie "dotykaj".
(Dorian) - odłożył - Sądzisz, że tym obronisz Izę?
(Mathias) - Do czegoś zmierzasz?
(Dorian) - Do tego jedynie, czy mógłbym mieć coś podobnego?  Dla Wiki.
(Mathias) - Chciałeś powiedzieć, aby ją móc bronić, prawda? A co do twojego pytania... Sądzę, że nie jestem Bogiem, ale będę się starał jak tylko mogę, więc... Myślę, że raczej To obroni ją. Poza tym mamy naszego starszego kolegę, który zobowiązał się do czegoś. Nic osobistego, ale każdy sobie pomaga... Wtedy będę coś próbował wznieść na wyżyny, nim zdąży upaść.
(Dorian) - Ten lekko idący w siwiznę? Skąd wiesz, że pomoże?
(Mathias) - Kiedyś był kowalem. Więc na pewno będzie pomocny. Oby był świadomy, że tylko może liczyć na wdzięczność.
(Dorian) - No to ja... Może jednak pójdę... - wycofywał się
(Mathias) - Hej...!
(Dorian) - odwrócił się w obawie - Tak...?
(Mathias) - Nie zapomnij o tych kwiatach - uśmiechnął się
(Dorian) - No raczej, za kogo mnie masz. Lecę na pole czegoś poszukać, a nie... Może jednak poszukam gdzieś przy murku.
(Mathias) - Też sądzę, że to byłby dobry pomysł.
Teraźniejszość
(Marcin) - siedząc na motorze - Mathias, jesteś tu jeszcze...?
(Mathias) - dotknął swego czoła - Tak... O czym my to...
(Marcin) - Pytałem się... A zresztą to nieistotne. W takim tempie do wieczora się nie wybiorę. Wrócę niebawem, trzymajcie się wszyscy.
(Mathias) - Chcemy Cię tutaj z powrotem... - odwrócił się - My wszyscy.
(Patryk) - włożył do schowka w motorze pistolet - Mamy ich na potęgę. Weź tak na wszelki wypadek.
(Marcin) - Nie sądzę, że się przyda, ale przezorny... Hmm... Pierwszy nie ginie, czołem - odpalił silnik
(Patryk) - Czołgiem... - do Marcina
(Marcin) - odjeżdżając - Ja jestem jak Burza... Zawsze wracam... - luźny salut
(Mathias) - usiadł na krześle - No i pojechał...
(Patryk) - Po tym jak zlałem się ostatnio... To rozumiem twoją sytuację.  Już wolałem to być Ja... Moja osoba mniej znaczy niż znaczył On. Jego wartości były znacznie silniejsze...
(Mathias) - Igor mówił... Mówił, że słabi nie przetrwają długo na tym świecie... W tym obecnym świecie... To skoro Dorian miał silniejsze wartości niż twoje, to czemu zginął?
(Patryk) - Sugerujesz coś?
(Mathias) - Twierdzę, że jego zabawa była przemyślana dużo wcześniej. Ten cały długi wstęp... On z ukrycia na pewno liczył osoby i kto jego zdaniem powinien odpaść.
(Patryk) - Dalej nie rozumiem Czemu niby miało to służyć? Dorian był dalej niż Ty.
(Mathias) - Ponieważ wtedy... Przy całym zamieszaniu zamieniliśmy się, a on powędrował dalej...
(Patryk) - A jaki to miało związek z Tym, że został wytypowany wcześniej?
(Mathias) - Tego właśnie nie mogę rozgryźć... Ten typ... Spotkany raz i już działa mi tak na nerwy...
(Joanna) - No właśnie - wyłaniając się z cienia - Też mnie ten temat nurtuje. Na tyle, że musiałam...
(Mathias) - Trochę podsłuchać...?
(Joanna) - Każdy z was nie jest dla mnie obcą osobą. Taka samą sympatią traktuję każdego... Nawet tego czaszko łamacza Osę...
(Patryk) - To ja może was zostawię... No i... - rozglądał się - Pójdę sprawdzić wschodnie zabudowania... No to... Znikam... - pobiegł
(Joanna) - Czy on się... Mnie boi?
(Mathias) - Do tej pory myślałem, że to kobiety ciężko zrozumieć... Widocznie nie przyzwyczaił się do twoich... Czy nagłe wizyty to dobre określenie?
(Joanna) - Mniej więcej. A wracając do tematu, widziałam jak Marcin pojechał To ma związek z tym facetem...?
(Mathias) - Ten facet zatłukł na moich oczach mojego najbliższego przyjaciela...
(Joanna) - Też tam byłam... A teraz chcesz zrobić to, przed czym Cię przestrzegał? Będziesz się mścił?
(Mathias) - Zemsta to jest złe słowo.
(Joanna) - A jakie byłoby odpowiednie?
(Mathias) - Rekompensata za szkody.
(Joanna) - Wybacz... - pociągnęła nosem - Cholerny deszcz wczorajszy... Wybacz, że pytam ponownie. Ale chcesz sprawić, by  zapłacił za To? Wedle jego logiki zabiliśmy kogoś od niego, To miał prawo nam oddać.
(Mathias) - Nie miał żadnego prawa. Żadnych dowodów. Sugerował się samymi oponami...  To on się mścił, bo to jego wykiwali. Ktoś się bawi z nami... Zabito mu ludzi dwukrotnie, a na złość ślepo natrafiono na jedyną osadę w okolicy, Nas... Proste, że lepiej oskarżyć niewinnego niż pierw spytać się o winę... 
(Joanna) - Mathias...
(Mathias) - Myślisz, że pójście do Wiki coś pomoże?
(Joanna) - Znając ją... Zgaduję, że wolałaby zostać sama...
(Mathias) - I tak pójdę jej dotrzymać towarzystwa.... - wstał
(Joanna) - Nie angażuj się w kolejną wojnę, proszę. Możemy to rozegrać inaczej. On chce od nas długu, a my możemy go spłacić. Moglibyśmy oddać im fragment miasta...
(Mathias) - oko zmieniło barwę - Sami sobie przywłaszczyli jedną dzielnicę. Sądzisz, że nie mogli skorzystać? Tamten sygnał był z okolic międzytorza... Łatwy dostęp do Nas, do Wisły... A także prosta droga do stolicy... Jeśli czegoś nie zrobimy, a zrobić coś musimy, to zmiażdżą Nas. Chcesz być za większą cenę niewolnikiem w swoim własnym kraju? Ja byłem za długo o wiele dużo razu przed tym całym syfem, więc nie damy się jego represjom. Za wiele czasu poświęciliśmy na to odbicie, byśmy mieli stracić to przez jakiegoś wariata... Mogę pójść w stronę pokoju, nawiązując do tego, że On się podda i odstąpi... Dość jednostronne, nieprawdaż? Wyjdzie na jedno i to samo. On ma w dupie, co się stanie... Jemu zależy na sile i władzy. Pojawia się znikąd i chce zagarnąć to co jest nasze.
(Joanna) - Wypowiesz mu wojnę?
(Mathias) -Zbrukał krwią moje własne podwórko... Odpowiemy tym samy. Nie jestem samobójcą. Nigdy nie byłem, ale pewnego dnia On... - groźne spojrzenie - Za wszystko zapłaci...
(Joanna) - Co się dzieje... - zamarła w bezruchu - Co się ze mną dzieje... Nie mogę się ruszyć... Ten twój wzrok teraz, jakbyś mnie złapał w coś i nie puszczał...
(Mathias) - Nie mam wpływu na to, jak ludzie reagują na moje gesty. Jeśli przestraszyłem Cię lub uraziłem, to przyjmij moje przeprosiny.
(Joanna) - Nie... To nie to... - wstała - To było coś więcej. Twojego oko, gdy w nie spojrzałam... Przybiło mnie do krzesła. Normalnie czułam, że mogłam wstać, ale moje nerwy jakby się blokowały...
(Mathias) - Każdy z nas z czymś walczy. Po prostu dawno nie miałaś ze mną takiej rozmowy. Nie dziwię się wcale.
(Joanna) - Chyba wezmę aspirynę, która mi pozostała... Jak skończysz z Wiki, przyjdź do pokoju spotkań. Mam sprawę. Mogę na ciebie liczyć?
(Mathias) - Jak tylko skończę, od razu tam przyjdę. Mam coś zabrać ze sobą?
(Joanna) - Wiesz, dobre wino by się przydało... Takie osiemnastoletnie najlepiej, plus wykwintna kolacja przy świecach, a no i nie zapomnij jakiegoś muzycznego kawałka.
(Mathias) - Czyli mam przyjść i o nic więcej już nie pytać.
(Joanna) - Cieszę się, ze zrozumiałeś. Widzimy się, hmm, za pół godziny?
(Mathias) - Myślę, że tak. A nie mówiłaś coś przypadkiem o nie zadawaniu pytań.
(Joanna) - Uznam to za stwierdzenie... Nie mówiłam nic o tym, że Ja nie mogę spytać. Do potem .
(Mathias) - wyszedł - Do potem, Joaśka... Do potem... - spojrzał w niebo - Heh... - deszcz zaczął padać - Co dopiero przestało przez noc i znów się zaczyna... Z drugiej strony zawsze lubiłem śnieg - krople spływały w dół twarzy w kształcie ściekających łez - Zawsze... 
Zajrzał wten Mathias do Wiktorii. Podszedł do jej drzwi, zapukał, lecz nie dostał odpowiedzi. Złapał za klamkę, a drzwi okazały się być otwarte. Wyjął z paska nóż i wprosił się do środka. Rozejrzał się po zrujnowanym mieszkaniu, szukając po drodze przy każdym pomieszczeniu przyjaciółki. Nie widział nic, aż w oczy rzuciła mu się smuga krwi ściekająca po szklanej uszczerbionej półce. Idąc za śladami zastał zamknięte od środka drzwi do łazienki. Zrobił natarcie na drewnianą przeszkodę, nic a nic nie ruszyło się z miejsca. Włożył miecz w szczelinę i próbował wyczuć zamek, aby go wyłamać w charakterze łomu. Stało się, że wejście stanęło otworem, a w rezultacie miecz złamał się w połowie. Po wejściu do środka Mathias zastał dziewczynę pochylającą się nad zlewem, mającą całą dłoń we krwi. Od razu odsunął Wiktorię od umywalki, wyrywając jej brzytwę z drugiej ręki. Wziął ją pod ramię i zaprowadził w okolice stołu, gdzie posadził ranną na pufie. Prędko zostały znalezione podręczne bandaże w celu zatamowania krwawienia, gazy oraz woda utleniona. Dziewczyna siedziała ze spuszczoną głową otępiała. Nawet opatrywanie jej ręki nie sprawiało, że zainteresowała się obecną sytuacją. W dotyku Wiki była lodowata, więc trzeba było ją ogrzać w jakiś sposób. Mathias wybrał gorącą herbatę, więc użył kubka, który był w pobliżu i włożył do niego torebkę czerwonej herbaty. Przy czym zapalił kuchenkę gazową i wstawił wodę na zagotowanie w blaszanym dzbanku. Przez ten czas nie pozostało mu nic innego jak tylko usiąść obok zdezorientowanej dziewczyny i zacząć z nią konkretnie rozmawiać.
(Mathias) - patrząc w oczy - Czemu to zrobiłaś...?
(Wiktoria) - Nie powinieneś tu być...
(Mathias) - Oboje wiemy, co mogło się stać, gdybym wpadł później. Co ty chciałaś zrobić...?
(Wiktoria) - To przed czym starałam się uciekać... Wczorajszy wieczór złamał mnie...
(Mathias) - Też tam byłem... Sądzisz, ze mnie to nie boli? Dorian... Był dla mnie jak brat. I nie zasłużył sobie na to... Dobrze wiesz o tym. Tym co robisz, nie wrócisz go... A chyba chciałaś dla niego dobrze? Więc po co to wszystko? Pamiętasz Roksanę...? Sama nawiązywałaś nawet. Widzisz bym ja się okaleczał?
(Wiktoria) - Jesteś inny niż dawniej. Działasz w inny sposób. Ja nie potrafię tego zatrzymać...  Historia zatoczyła koło. A powiedz... - dotykając bandaża - Dlaczego mi pomogłeś...? Pomijając to, że mogłeś jedynie przyjść później by mnie dobić...
(Mathias) - Nie mam gdzieś problemów. Może reaguję inaczej, ale rozumiem Cię. To się niedługo zmieni...
(Wiktoria) - Co się zmieni?
(Mathias) - Ci, którzy nas napadli... Dostaną za swoje.
(Wiktoria) - Widziałeś ich. Chcesz sam na nich ruszyć? Nawet w twoim przypadku... Trafią na dobry moment i umrzesz... Nie dasz rady... Nie musisz udowadniać swojej siły... A tamten miał rację. Zemsta nie jest logiczna, gdy się mścimy... Co z tego, że kiedyś go dorwiemy...?
(Mathias) - Odpowie za wszystko. Nie wiem kiedy, ale odpowie... To nie jest byle kto z ulicy... On dobrze o tym wiedział... Tylko tamta sytuacja...
(Wiktoria) - ...?!
(Mathias) - Przy całym zamieszaniu zamieniliśmy się. Staliśmy obok, a potem zszedł na boczny tor... Przeczuwał, ze coś się stanie...
(Wiktoria) - Myślisz, że chciał Nas ochronić? Wolał sam zginąć...? To nie ma sensu...
(Mathias) - Możliwe skojarzył fakty i nadstawił się... Niech go...
(Wiktoria) - Proszę. Wyjdź... Potrafię wlać wodę do kubka do cholery...
(Mathias) - Nie wyjdę stąd... Potrzebujesz pomocy.
(Wiktoria) - Jeśli miałabym się zabić i tak wiecznie nie możesz mnie kontrolować... Ja się w nim zakochałam, rozumiesz...? Ledwie niedawno to było jak zaproponował mi wycieczkę... Tak ładnie ubierał słowa w zdania... Wtedy się pocałowaliśmy pierwszy raz... Obiecał mi, że będzie chronił mnie i cały obóz. Od razu wyczułam w nim więź... Samo wyszło... Wtedy gdy zaczynaliśmy się schodzić został zabrany...
(Mathias) - Domyślałem się, że coś się świeci.
(Wiktoria) - Rozmawiał z tobą o mnie?
(Mathias) - Wiele razy. Martwił się o ciebie bardziej niż Ty o niego. Ciekawe czy przyniósł te kwiaty...
(Wiktoria) - A żebyś wiedział. Wrócił tamtego dnia potem z garścią dmuchawców i powiedział "Wikuś, to dla kobiety, która tak bardzo przypomina mi mamę. Nie jest ładne, ani kreatywne, ale zapieprzałem po tych polach, by tylko Ci to przynieść."
(Mathias) - Ładne porównanie.
(Wiktoria) - A dalej było tylko lepiej - uśmiechnęła się - Był taki słodko niezdarny jak to mówił. Ciągle oczami błądził wokoło. A pół bukietu było i tak zdmuchnięte. Liczył się gest, który doceniłam.
(Mathias) - podszedł do okna - W końcu się uśmiechnęłaś. On na pewno to doceni.
(Wiktoria) - Nie mogę obiecać, że Tego nie zrobię, ale...
(Mathias) - Wystarczy, że pomyślisz o nim, gdy będziesz chciała To zrobić. Pomyśl wtedy o tych przyjemnych chwilach. Nie zastąpi to dotyku, ale zastąpi choć złe myśli.
(Wiktoria) - Ty tak robisz?
(Mathias) - Staram sie myśleć o dobrych momentach. Zwłaszcza te, które bawiły najbardziej.
(Wiktoria) - Jeśli chcesz znać moje zdanie, zostań tu na miejscu i nie działaj pochopnie. Popełniłam błąd, lecz Ty zjawiłeś się i odwiodłeś mnie... Ciężko mi jest się pogodzić z tym... Po tych wszystkich latach jeszcze gdybym miała stracić Ciebie... To byłoby za wiele. Tylko proszę Cię, nie jedź nigdzie... Nie zaczynaj błędnego koła nienawiści...
(Mathias) - Marcin pojechał niedawno w okolice. Przy odrobinie szczęścia wróci w jednym kawałku.
(Wiktoria) - Czemu tak mówisz?
(Mathias) - Sądzi, że Stalkerzy mają gdzieś klitkę w pobliżu miasta. Pojechał ich szukać.
(Wiktoria) - Pojechał szukać guza? To ciemne towarzystwo...
(Mathias) - Sam mu pozwoliłem. Na ten czas sami sobie pozostawieni jesteśmy karmą dla trupojadów... Nikt nam nie pomoże. Szczególnie po ostatnim. Sama wiesz, że przy kolejnej pomyłce może zginać więcej. To wchodzenie diabłowi w gardło, ale nie mamy wyjścia... Czasy wymagają czasem dziwnych aliansów...
(Wiktoria) - Nie widzi mi się to. Chcesz komuś usługiwać?
(Mathias) - Kooperować. Nigdy nie lubiłem słowa usługiwać. A nie dam się ciągać sznurem po ziemi przed nikim innym, który będzie chciał wywiązać to siłą.
(Wiktoria) - Więc jednak ciągle myślisz o jednym. Zawieszenie broni na określony czas, a potem co? Znów walka o terytorium?
(Mathias) - Nie pozwolimy sobie na błędy. Oni są naszą szansą. Weszliśmy sobie w drogę, nie było ciekawie, ale to było kiedyś. Co prawda to nie był ich główny oddział, więc może nawet nie wiedzą o tamtym.
(Wiktoria) - Marcin podobno był Stalkerem kiedyś, to prawda?
(Mathias) - Był krótki czas i to z musu. Potem uciekł od nich.
(Wiktoria) - Nie sądzisz, że może nas oszukać?
(Mathias) - Wtedy chodziło o jego znajomego. Nie miałby powodu do nich wracać.
(Wiktoria) - Są groźniejsi. Mają pole do manewru i mini siedzib rozsianych po całym kraju.
(Mathias) - Skończył  z tym. Każdy kiedyś zaczął popełniać błędy. Każdy był na początku głupi.
(Wiktoria) - Tak jak ja zachowałam się... Jak niewyżyta suka...
(Mathias) - spojrzał na nią - Wcale nie. Tylko brakowało Ci wsparcia i zrozumienia. Ja trochę Doriana znałem, więc potrafię zrozumieć i doradzić... Dlatego to zrobiłaś? Bo nie mogłaś dogadać się z innymi... A głównie przez tęsknotę...
(Wiktoria) - Zostaniesz na trochę? Zrobiłam tu bałagan... No i w tym stanie...
(Mathias) - Nie ma sprawy. Pomogę. A ty nigdzie się nie ruszaj.
(Wiktoria) - Zupełnie jak Dorian. Mówisz podobnie jak on.
(Mathias) - Bo z niego był dobry facet. Nie urazisz się jak wyrzucę brzytwę?
(Wiktoria) - Wyrzuć to... Ja... Nie chcę już na to patrzeć... Wiem, że to po fakcie, ale żałuję, że rozraziłam stare rany... Nie przystoi mi to...
(Mathias) - Nie przystoi Ci sobie tego wypominać. W porównaniu z moją twarzą, to twoja ręka jest ledwie draśnięciem. No niech to... Nie tak to miało zabrzmieć...
(Wiktoria) - To nic. Zrozumiałam. Faktycznie... Gorzej wyglądasz...
(Mathias) - Dzięki.
(Wiktoria) - No, ale dalej Cię lubię - zamknęła oczy - A co z tą herbatą? Woda już się przegotowała.
(Mathias) - Rany, zaczyna się.
(Wiktoria) -No leć, czas umyka.
(Mathias) - Już wolałem jak niedomagałaś... - zajrzał do kuchni
(Wiktoria) - A ja wolałam jak nie prawiłeś morałów i siedziałeś cicho.
(Mathias) - Tylko komuś powiesz o tym...
(Wiktoria) - Że byłeś tutaj...? - zaśmiała się - No tak. Przecież usługiwanie kobiecie nie przystoi takiej personie jak Ty.  Oczywiście... Nie patrz tak na mnie, żartowałam. Postaram się aby ta rozmowa pozostała między nami, a herbatę nalałam sobie sama.
(Mathias) - Wiki...?
(Wiktoria) - Hmm?
(Mathias) - Już nic - nalewając herbatę - Słodzisz coś?
(Wiktoria) - Nie.
(Mathias) - I tak nie ma cukru, więc kamień z serca.
(Wiktoria) - A pomyślałam sobie... Odpuść sobie sprzątanie. Ja nabałaganiłam i...
(Mathias) - Daj spokój. I tak nie mam co robić... A ty się połóż lepiej jak wypijesz - postawił kubek
(Wiktoria) - Nie wysługuję się tobą?
(Mathias) - Każdy po trochu, ale przyzwyczaiłem się. W końcu się to zmieni, jak tylko Marcin wróci. Najlepiej w całości...
(Wiktoria) - Taka ostatnia prośba wliczona w przysługi na teraz. Zawiesisz mi wisiorek na szyi? To należało do Doriana i... Chciałabym go mieć przy sobie.
(Mathias) - Nie musisz mnie pytać.
(Wiktoria) - podała - Zapnij na drugie oko, dla pewności.
(Mathias) - zawiesił wisior na szyi Wiki - Wypalana z żelaza litera D... - zapiął - No i zrobione.
(Wiktoria) - Nie zdejmę go nigdy. Jedynie przy mojej śmierci pozwolę komuś go zerwać ze mnie...
2 godziny później
(Wiktoria) - A no proszę... Przegrałeś...
(Mathias) - rzucił karty na stół - Na tym ciąży klątwa. Czego się spodziewałem o kartach od Osy...
(Wiktoria) - Po prostu słabo zagrałeś. Trzeba mieć dobrą talię...
(Mathias) - Lub dobrą kartę w rękawie... - wstał
(Wiktoria) - Musiało coś Ci się przywidzieć.
(Mathias) - Po tych kilkunastu grach, może tak... - do siebie - A co to... - podszedł do okna
(Wiktoria) - Co takiego?
(Mathias) - Marcin wrócił. Pozwolisz, że...
(Wiktoria) - Proste, że tak. Idź, no i dzięki za pomoc... Także za herbatę.
(Mathias) - To nic. Trzeba troszczyć się o ludzi, bez których nie byłoby tego miejsca - zrobił ukłon
(Wiktoria) - Już sobie poradzę. Idź, to na pewno coś ważnego.
(Mathias) - Zobaczymy... - wyszedł - Wyrobiłeś sie nieźle w... - wpadł na Osę
(Osa) - Nie ma to jak wpaść na ciebie na dzień dobry...
(Mathias) - Marcin wrócił - zbiegał po schodach
(Osa) - Właśnie wiem. Miałem po ciebie iść. Też się cieszę, że się cieszysz z mojego widoku... Ciekawe co Marmur odpierdolił tym razem.
(Mathias) - A tyś nigdy niczego nie zjebał.
(Osa) - Minimalne straty były, więc się nie liczy.
(Mathias) - wybiegł z klatki - To twoja głowa mogła się posypać wczoraj.
(Osa) - A weź dajże spokój. Nie mogłem spać przez to.
(Mathias) - I prawidłowo. Oby ze Stalkerami się udało...
(Osa) - Hmm? Halo... Kontakt...! Jak to ze Stalkerami...?
(Mathias) - Zaraz się dowiesz przychlaście.
(Osa) - A chcesz w ryjo?
(Mathias) - Uderzyłbym Cię, to byś nie wstał... Zamknij swoją mordę i chodź. Zmęczysz się nim dojdziesz.
(Osa) - Jestem samowystarczalny.
(Mathias) - Z naciskiem na "samo".
(Weronika) - O, nawet wy już dotarliście - widząc chłopaków
(Osa) - Nie mogliśmy się doczekać powrotu naszej skały.
(Marcin) - Jak widzicie wróciłem. Cały, no lekko poobijany, ale żywy bez ugryzień.
(Mathias) - Czyli nie znalazłeś ich.
(Marcin) - Znalazłem. Choć traciłem nadzieję, ale musiałem sporo wyjechać na zachód. Posłuchajcie, przy granicy województwa się okapali. Przy drodze na Włocławek wzdłuż Wisły, w głębokim lesie.
(Osa) - Bo mało takich w kraju. Wracasz z niczym jak zwykle...
(Marcin) - Nowa Wieś, pół godziny od Soczewki.
(Mathias) - To już jakiś trop.
(Weronika) -Czegoś się dowiedziałeś?
(Marcin) - Poszło inaczej niż myślałem. To było... Jak to ująć... Fascynujące doznanie.
(Osa) - Żebyś się nie zesrał. Konkrety panie, bo się ściemnia.
(Marcin) - Chcą negocjować.
(Osa) - Za ile będą?
(Marcin) - Postawili warunek. My mamy się tam zjawić.
(Osa) - Spieprzyli życie niejednym, a śmią stawiać warunki już. Pizdy się boją Nas czy co?
(Marcin) - Ty powinieneś się Ich bać. Obili mnie trochę nim zorientowali się, że jestem bezbronny.
(Mathias) - Jeśli to jedyne wyjście. Osa, auto na chodzie?
(Osa) - Wyczyszczone opony, sprawdzony silnik i naprawiony bagażnik, bo skrzypiał. Jest na chodzie. Tylko nie wiem jak wepchniesz do niego wszystkich.
(Marcin) - Zmieści się piątka, plus ja mogę motorem.
(Weronika) - Mamy się naradzić?
(Mathias) - Cholera... Miałem coś zrobić...
(Osa) - Zapomniałeś zrobić kupę, o ja pierdolę. Tragedia narodowa.
(Mathias) - Będzie musiało zaczekać.
(Joanna) - dołączyła - Czekałam, ale pomyślałam, że coś Cię zatrzymało. Nie myliłam się.
(Osa) - Spostrzegawcza jesteś.
(Joanna) - W skrócie słyszałam koniec rozmowy. Czyli się udało do nich dojść?
(Marcin) - Tylko wybrać piątkę.
(Joanna) - Nie zadręczałabym innych tym, ale jeśli chcecie...
(Mathias) - Co proponujesz?
(Joanna) - Inni są w rozsypce, co już widziałeś. Wybierz z góry swoja piątnice.
(Marcin) - Co z opinią innych?
(Osa) - Ja znam dobrą trasę. Więc ja wchodzę bezdyskusyjnie. Czy to jaśniutkie?
(Mathias) - Hmm... Czyli dwójka już jest.
(Joanna) - Trójka. Pisałam się na to od początku, gdy tylko znałam temat.
(Mathias) - Myślę, że Iza powinna jechać też. Lepiej o nią zadbam jak będzie w pobliżu.
(Osa) - Lub ona o Ciebie. Twoja kobieta twoja wola. Tylko decyduj się szybko.
(Mathias) - Zastanawiam się nad Seven oraz Bartkiem.
(Joanna) - Seven ma dobry ogień kontrolowany, więc w razie czego wykieruje nas. Bartek bardziej stawia na noże i walkę wręcz. Wybierz osobę, która twoim zdaniem bardziej się przyda.
(Marcin) - Bartek moim zdaniem. Nie potrzeba rozgłosu.
(Weronika) - Seven za to jest konkretna, mimo swojej ostatniej dramy.
(Mathias) - Jesteś bardziej rozeznany, więc weźmiemy Bartka.
(Marcin) - Mądra decyzja.
(Osa) - To lećcie po nich, a ja rozgrzeję lambordżini.
(Joanna) - Polecę po Bartka.
(Weronika) - Ja biorę na siebie Izę.
(Mathias) - do Marcina - I tak się skapnie reszta, że Nas nie ma.
(Osa) - Ulka to przeżyje. Ma co robić, a reszta nie ma wyjścia. Wątpię, że chcieliby się stąd wyrwać. Ten Igorek zajebany nie zjawi się dziś. Jeśli jak mówił jest honorowy, to przez kilkanaście dobrych dni mamy spokój. Potem przyjdzie do swych lenników po dalszą zapłatę. Obyśmy do tego czasu mieli więcej sojuszu niż on ludzi, bo powtórzy się sytuacja z rządkiem, lecz wtedy oberwiemy jeden po drugim.
(Marcin) - Stalkerzy czy jak to mówiąc inaczej Łowcy są w pobliżu, więc grzechem byłoby nie zgadać do nich. A jeśli nie uda się, to poszukamy gdzie indziej rozwiązania.
(Mathias) - Miejmy taką nadzieję, że nie spojrzą na Nas jako tylko na Ciebie...
(Marcin) - Nie wiem jak teraz funkcjonują, ale tyle co zauważyłem to wiem na pewno, że są umocnieni. Wtedy to był marny dziedziniec, a teraz zrobili sobie mini miasto. Coś w rodzaju naszego obozu, ale znacznie rozleglejszego. Poszerzyli się o cały tamtejszy las. Mają sporo kontroli przy granicy. Zajęli dobrą pozycję. Każdy kto przejedzie tamtędy, musi pozostać sprawdzony. Sporo się nabiera na skróty... Przez to nieliczni muszą nadrabiać drogi, by tylko ich ominąć.
(Osa) - Jeśli masz kontrolę nad ważnym obszarem strategicznym, to Ty jesteś tam panem. Decydujesz tym bardziej co robisz z ludźmi. Nic ci nikt nie zrobi, bo nie ma policji, która zlikwidowałaby ten kartel. Ciekawy jestem poza tym jak tamte gnoje się urządziły.
(Marcin) - Wolałbym się nie przekonywać póki co. Na pewno gdzieś w mieście. Czekają na nasz ruch.
(Osa) - Auto raczej już gotowe. Czekamy tylko na panienki i zbieramy się.
(Mathias) - Hmm?
(Osa) - Chodziło o Bartka. Słyszałem jak płakał, gdy zrobiłeś z niego królika na uwięzi. Podziwiam pomysł. Sam chciałem się jakoś zrewanżować.
(Mathias) - To nie była zemsta. Po prostu tak wyszło. Trzymał uszy tam, gdzie nie powinien.
(Osa) - Czyli jednak...
(Mathias) - Przysłużył się. A poza tym nic się nie stało. Sam strzał nie zabija. O to w tym chodzi. Ma na celu tylko unieruchomić.
(Marcin) - Pogadacie o tym przy innej chwili. Idą już, wskakuję na  motor - usiadła na siedzeniu
(Mathias) - Nie będzie nas za dużo?
(Osa) - Niech wiedzą, że nie jesteśmy biedni w zasobach ludzkich - zasiadł za kierownicą
(Joanna) - Sprowadzeni.
(Iza) - Nikt nie wyjaśnił mi o co chodzi, ledwo się ubrałam. Tylko miałam wziąć broń i o nic nie pytać... Mathias, wyjaśnisz dogłębnie?
(Mathias) - Musimy jechać.
(Iza) - Jeśli nie powiesz o co chodzi, nie wchodzę w to.
(Joanna) - Jedziemy na spotkanie z inną grupą. Mieliście z nimi w przeszłości do czynienia.
(Iza) - Nikt się nie śmieje, czyli to prawda. A czemu wybraliście mnie?
(Mathias) - Ja wybrałem.
(Iza) - To cofam pytanie. Chcesz bym pilnowała Cię?
(Osa) - pod nosem - Mówiłem...
(Mathias) - Bardziej przydasz się tam. To wszystko.
(Marcin) - Jestem gotowy, będę was prowadził.
(Osa) - Wsiadajcie nim się rozmyślę.
(Mathias) - Osa, siadam obok.
(Osa) - Nie krępuj się.
(Mathias) - Nadążysz za nim? - usiadł na przedzie - To spora prędkość.
(Osa) - No co Ty. Będziemy jechać żółwikiem przyczepieni linkami, aby się nie zgubić... Pomyśl. Macie mnie. Nawet w wyścigu bym Marmura dogonił, więc śledzenie go będzie moim chlebem powszednim.
(Bartek) - Do tej pory się obawiałem czy będę w coś wciągnięty. W końcu nadszedł ten dzień.
(Osa) - Wszyscy na miejscach?
(Joanna) - Po prostu wciśnij ten gaz...
(Osa) - Marmur, prowadzisz...! 
(Marcin) - Robi się - uruchomił silnik - ruszył
(Osa) - zawołał Weronikę - Zamknij bramę...!
(Weronika) - przez okno - Poproś ładnie...
(Osa) - Zgubimy go zaraz... Proszę...
(Weronika) - I tak trudno było? - uśmiechnęła się - Jedźcie - odsunęła się
(Osa) - wcisnął pedał gazu - No to w drogę. Jak nastroje?
(Iza) - Do dupy, następne pytanie...
(Osa) - Aham... - przemilczał
30 minut później, okolice Nowej Wsi
Nie gubiąc Marcina z oczu, auto dojechało na miejsce, a raczej w jego pobliże. Kilka minut drogi od miejsca natchnęli się po drodze na stos ciał leżących przy drogach. Miało to symbolizować, że Stalkerzy dbają o swoje mini miasto w lesie i nie dopuszczają każdego do środka. Przywitała ich prowizoryczna drewniana brama najeżona kolcami, to samo tyczyło się ich ukrytych pułapek rozsianych po zaroślach. Miejsce na pierwszy rzut oka wyglądało na zwykły skrawek ziemi, a pusta przestrzeń po prawej stronie w kierunku Wisły miała to potwierdzać. Przy bokach stały opuszczone domy mieszkalne, a przed nimi roztaczał się zwany przez ową grupę Las Zagubionych, także rozwinięcie definicji jest w tym przypadku zbędne. Przy bramie wszyscy zostali na miejscach. W chwili gdy poznano Marcina, mogli wjechać do środka. Wtedy wrota za nimi zostały zamknięte, a grupa mogła w końcu wydostać się na zewnątrz.
(Rafał) - Już wrócił. Szybko poszło.
(Marcin) - Też się nie cieszę z twojego widoku... Gdzie Veskin?
(Rafał) - Już tak od razu? Może przedstawisz mnie swoim znajomym. Którzy to już z kolei?
(Osa) - Koleś, nie przeginaj pały.
(Rafał) - Kultury trochę, nie jesteś u siebie.
(Marcin) - Nie mamy czasu na głupoty.
(Patrycja) - wyłoniła się zza rogu - Och, Marcin wrócił. To na stałe?
(Bartek) - pod nosem - Co ona ma na plecach...
(Marcin) - Nie dzisiaj koleżanko. Veskin jeszcze dycha? Mam sprawę. Zgodnie z umową. Chcemy negocjować...
(Patrycja) - A może jesteś tu ze względu na mnie? Widziałam jak uciekłeś wtedy... A patrzcie państwo dziś sam do nas przyjechałeś. Szkoda, że dwie godziny temu nie byłam na miejscu.
(Iza) - Nieciekawe towarzystwo.
(Patrycja) - Przyszedłeś z obstawą. Nawet lepiej. Tylko rozczaruję was. Jesteście na naszym terenie.
(Osa) - Przyszliśmy pogadać.
(Patrycja) - Każdy może tak powiedzieć.
(Rafał) - Nie utrudniajcie. Zostawcie sprzęt tutaj na stole, który przygotowaliśmy na specjalne audiencje. Po wyjściu zostanie wam to oddane. A co do pojazdów, nikt ich nie ruszy. Wbrew pozorom terem jest rozległy, więc każdy jest w innym miejscu. Tutaj pozostali nieliczni, w tym My... Nazwijcie to najważniejsze osoby z naszej społeczności.
(Joanna) - Wasza społeczność nieraz próbowała wyeliminować naszych przyjaciół. Jak na to odpowiecie?
(Patrycja) - uśmiechnęła się - To zabawne. Marcin, byłeś u nas i nie powiedziałeś o naszych zasadach?
(Rafał) - My nie zabijamy niewinnych.
(Mathias) - Tylko przywłaszczacie sobie ich rzeczy.
(Iza) - Przy czym w przypadku płci damskiej możecie robić co chcecie. Nawet kogoś zgwałcić...
(Patrycja) - Nikt stąd tego nie zrobił. Byśmy wiedzieli. Prawda, zostaliśmy podzieleni na mniejsze grupy, ale nie mamy wpływu na ich działania. Oficjalnie nikomu nie zagrażają.
(Joanna) - Nieoficjalnie dziewczyna ma traumę do końca życia.
(Patrycja) - To już nie nam oceniać. Zostawcie broń na stole i idźcie jedno za drugim przed siebie. Tam znajdziecie leśniczówkę. Veskin tam przesiaduje i rzadko kiedy wychodzi. Wybór należy do was.
(Rafał) - Możecie spróbować się przebić, ale...
(Patrycja) - Nie może to skończyć się nieciekawie - pokazała ciężki miecz - Widzicie to? Nie tylko wyglądem imponuje. Jest ciężki, lecz nadrabia czym innym. Nie róbcie tego, co wam nie jest miłe.
(Bartek) - Jakie to duże...
(Patrycja) - Nie pójdziemy na ugodę w tej sprawie. Wykładajcie co macie, lub spieprzajcie.
(Marcin) - Wykładamy?
(Mathias) - Ich ziemia ich zasady - podszedł do stołu
(Rafał) - Po ostatnich wydarzeniach chronimy bardziej nasz teren. Trafiliśmy na bandę popaprańców, którym mieliśmy zapieprzyć zapasy. To znaczy zabrać, bo nas było więcej, a oni nie protestowali. Idziemy w swoją stronę, a tu jak nie pierdolnie... Cud, że nikt z naszych nie zginął. Zaczęli się gryźć z nami, kule świstały jak muchy... - spuścił głowę - Potem tylko padali jeden po drugim. To był spokój przez jakiś czas... Aż do wczoraj. Próbowaliśmy zgubić ich. Trafili się kolejni... Wtedy nie wiedzieliśmy, że to ta sama grupa. Atakowało ich stado, to zdecydowaliśmy się pomóc. Nim dotarliśmy, tamci biegiem... Zginęli kilkanaście metrów dalej. Tylko jakaś laska się ostała. Wołałem sam z nią... Uciekała w pizdu daleko, więc odpuściliśmy.
(Osa) - Dziwny przypadek, że podobna zguba trafiła mi się w mieście. Potem sprowadziła kolegów i rozpierdolili ryj jednego z naszych... Pewnie to przypadek...
(Patrycja) - Rafał, to było w Płocku?
(Rafał) - Tak, ale...
(Osa) - To wyście naprowadzili ich na nas...
(Mathias) - To rozumiem już o czym mówił Igor... Miał dobry powód. Zabiliście jego ludzi, a on przyszedł do Nas...
(Rafał) - To był przypadek. Poza tym sam nie znalazł. Musieliście go skusić czymś.
(Osa) - Czyli to moja wina?
(Marcin) - Mieliśmy znaczone koła...
(Rafał) - Macie swoją odpowiedź.
(Patrycja) - Sprawa jest bardziej pojebana niż sądziliśmy na początku. 
(Osa) - Bronie zostawione... Możemy przejść?
(Patrycja) -Tylko nie pchać się, pójdę z wami. On bywa trochę nerwowy... Od jakiegoś czasu nie rozstaje się z pistoletem... Chodźcie i nie róbcie niczego głupiego... - prowadziła
(Mathias) - Domyślasz się po co przyszliśmy.
(Patrycja) - Teraz to nabiera sensu - zapukała do drzwi - Veskin...! Veskin, masz gości. W liczbie sześciu. Marcin jest z nimi - przyłożyła ucho do ściany - Wchodźcie. Zaczekam na zewnątrz i przypilnuje waszych rzeczy - otworzyła drzwi - Jak wyjdziecie, pogadamy o czymś, a teraz, wchodźcie.
(Marcin) - zapukał - Jest tu ktoś?
(Veskin) - Zależy kto pyta - wyłonił się z cienia - Przyprowadzasz nowych przyjaciół. Powiedz, jak miewa się Cezary?
(Marcin) - Jesteś dobrze poinformowany.
(Veskin) - Nie jestem. Raczej twierdzę, że nie ma go z tobą, czyli albo go zabiłeś lub coś go zabiło.
(Osa) - Nie przyszliśmy aby słuchać pierdolenia.
(Veskin) - To w końcu może dowiem się po co tu jesteście.
(Mathias) - Zostaliśmy napadnięci. Potrzebujemy pomocy.
(Veskin) - Czyżby? A kto was napadł biedacy?
(Osa) - Rozjemcy. Coś ci mówi to?
(Veskin) - Pierwsze słyszę.
(Marcin) - Zostaliśmy wrobieni. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale... Nie poradzimy sobie bez sojuszników.
(Veskin) - A to dobre. Pierwszy raz w życiu Marbur prosisz o pomoc. A co to za pomoc i Dlaczego?
(Osa) - Dopuściliście się mordu tamtych, za co musiano nas rozjebać ostatniego wieczoru...
(Veskin) - Skąd wy... Rozumiem, tamta dwójka wygadała. A skąd pewność, że tamci to znajomi tamtych?
(Marcin) - Sami się przyznali do tego. Dysponują sporą ilością ludzi. Wydaję mi się, że chcą przejmować co większe obozy, aby zyskać władzę nad terenem. Jeśli dobrze myślę chodzi im o niezależną część Mazowsza...
(Veskin) - Dajcie mi pomyśleć... Czyli jestem wam winny pomocy za waszą stratę w ludziach, a poza tym ponieważ boicie się zniszczenia waszej osady? Spore warunki współpracy.
(Osa) - Równoznaczne ze stratami.
(Mathias) - Jeśli przejmą Nas, zabiorą się za innych. Chcesz tego?
(Veskin) - Mam propozycję. Lubię widowiskowe akcje, lecz nie tak na sucho. Niech ktoś z was zmierzy się z moim człowiekiem. Zwykła walka wręcz bez zbędnych broni białych. Tylko ręce. Co wy na to? Wtedy pomyślę o waszej prośbie.
(Mathias) - Po co ta gra?
(Veskin) - Bo nie wchodzę w byle co. Pokażcie z jakiej jesteście gliny. Martwi mnie tamta grupa, ale nie wejdę w ciemno w nic... Za Marbura mogę poręczyć, ale jeśli chodzi o całokształt... Muszę być pewny. Pogadajcie o tym, a ja pójdę do podziemi, które są za moim domkiem. Jeśli się zdecydujecie, tam mnie znajdziecie - wyszedł
(Marcin) - Powinniśmy się zgodzić. Wystawcie mnie. Mam okazję się zrewanżować za tamte dni upokorzeń..
(Osa) - Nie za cieńki w uszach jesteś? Ja jestem zbalansowany w chuj, w końcu widzieliście.
(Iza) - Nie wypowiem się na ten temat, bo to nie ma sensu. Robicie z siebie małe dzieci w tej chwili.
(Mathias) - A gdybym poszedł Ja?
(Osa) - Chodzi o walkę, a nie mordobicie do krwi... Nie obraź się, ale... Jesteś nieprzewidywalny, gdy się wkurzysz. Bardziej niż ja... A może gdyby... - spojrzał na Bartka - Ty...!
(Bartek) - Nie. Nie wkręcicie mnie w to. Ja nie umiem się bić...
(Osa) - Ktoś kurwa musi...
(Joanna) - Ja też odpadam. Nie z powodu słabości. Brak oka mnie ogranicza i widziałabym niepełnie. Iza się tak nie wyrywa, to może Ona?
(Iza) - Mamy zagłosować? Zakończmy farsę w tej chwili.
(Marcin) - Zróbmy tak, bo nigdy stąd nie wyjdziemy. Głosuję na siebie.
(Osa) - W tych okolicznościach spróbuję powierzyć to Marmurowi.
(Mathias) - Nie zagłosuję na siebie, więc Osa jest dobrym kandydatem.
(Joanna) - Mimo wszystko podtrzymuję Izę.
(Iza) - Mathias.
(Bartek) - Zdecydowanie Mathias się nada.
(Osa) - Jesteśmy w kiepskim położeniu. Jest remis... Może papier kamień nożyce?
(Marcin) - Czemu nie.
(Osa) - ustał pomiędzy - Więc tak. Gramy do trzech rund, chyba że wcześniej uda się wygrać dwa razy pod rząd. Zaczynajcie.
(Mathias)(Marcin) - Raz... Dwa... Trzy...
(Osa) - Mathias kamień. Marmur papier.
(Mathias)(Marcin) - Raz... Dwa... Trzy...
(Osa) - Mathias papier. Marmur kamień.
(Mathias) - Nieźle...
(Marcin) - Jakim trafem obaj pomyśleliśmy o takiej rotacji?
(Iza) - Intrygujące - pod nosem - Przewidzieli swoje ruchy...

Offline

 

#2 2016-04-25 22:13:30

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 25 - Las zagubionych

(Mathias)(Marcin) - Raz... Dwa... Trzy...
(Osa) - Mathias nożyce. Marmur papier.
(Marcin) - Ustępuje miejsca w takim razie.
(Joanna) - Skoro formalności mamy za sobą. To w jaki sposób chcemy się przygotować?
(Mathias) - Mówił o pięściach, czyli można używać rąk... Ale nie wspomniał nic o tym, że nie można używać tego co w ręku się znajduje.
(Osa) - Mówił. Na pewno nie palna, nie mówiąc o białej.
(Mathias) - Problem w tym, że to co mam - podwinął rękaw - Nie należy do tego grona.
(Iza) - Zamierzasz wykorzystać jego błąd?
(Mathias) - Gram na jego postawionych zasadach. To na pewno niewielkie zgromadzenie, więc jakby się coś działo, interweniujcie. Pomogę jak szybko będę mógł.
(Marcin) - Zapomniałem wspomnieć, że Veskin nie lubi być oszukiwany.
(Mathias) - W takim razie musi sam siebie ukarać za swoje niedopatrzenie. Chodźmy, nie pozwólmy gawiedzi czekać.
5 minut później, arena podziemna pod Nową Wsią
Po wejściu na arenę od razu można było poczuć chłód. Miejsce znajdowało się kilka dobrych pięter pod ziemią, a droga do niego prowadząca była usłana krętymi schodami w  dół. Przestrzeń wynosiła rozmiary przeciętnego boiska piłkarskiego, a arena została podzielona na dwie części. Dolna wkopana w dół służyła za ring, a na około ludzie zza barierek obserwowali pojedynek. Walki zawsze były honorowe i wyłączanie w stosunku jeden na jednego. Zawsze chodziło o pięści, czasem pokuszono się nawet o same noże, lecz po jednym przykrym incydencie zaniechano dalszych pojedynków o takim zabarwieniu. Veskin żadnego pojedynku nigdy nie opuścił, ponieważ sam je organizował. Miał swoje specjalne miejsce, skąd obserwował wszystko. Mimo wyniku to On decydował czy zwycięzca jest godzien swojego miana, a wszelkie oszustwa karał na swoje różne sposoby. Arena mimo prostoty była dobrze rozbudowana, niemal można się było w niej zgubić.
Gdy jednak grupa stanęła w centrum areny, zostali natychmiastowo dostrzeżeni. Ludzi było znacznie więcej niż się spodziewali. Każdy w dodatku miał przy sobie broń, prócz jeden osoby stojącej tyłem w kapturze obok Veskina, który ze zniecierpliwieniem czekał na pojawianie się grupy. Gdy z szeregu wystąpił do przodu Mathias, młody wódz był świadomy, że pojedynek nie będzie należał do łatwych. Poznał to po jego oczach, które jeszcze nosiły swoją niebieską barwę. Obejrzał się w tył i kiwnął drugiemu zawodnikowi na znak. Ledwo przeciwnik wychylił tylko nos spod kaptura, a nie chciał się ujawniać przed samą walką.
(Veskin) - Dotarliście w końcu. Zaczynaliśmy się martwić.
(Osa) - Budowaliśmy taktykę.
(Veskin) - Do bicia się po mordzie nie potrzeba taktyki, tylko szczęścia. Także życzę Ci szczęścia... Hmm...
(Mathias) - Nazywam się Mathias.
(Veskin) - Teraz dopiero wyczaiłem twój akcent. Będzie ciekawie. Zapomniałem o ważnej rzeczy. Nie bijemy się w miejsca kluczowe... Rozumiesz... To byłby walkower wtedy.
(Marcin) - Gdzie honorowa taktyka Powyżej Pasa?
(Veskin) - Istnieje wersja zmodernizowana. Wszędzie byle Nie w Krok. Czy to zrozumiałe?
(Mathias) - Przejdźmy do rzeczy. Kim jest ten drugi?
(Veskin) - Przekonasz się za chwilę. Zejdź na dół, a ja zajmę się resztą.
(Mathias) - do ucha Osy - Bądźcie w pogotowiu.
(Veskin) - Jaka konspiracja. Nie martwcie się, tutaj nikomu krzywda się poważna nie stanie.
(Osa) - Nie chciał skusić losu, więc wolał po cichu powiedzieć dokładnie to co ty teraz.
(Veskin) - Dobrze wiedzieć. Życzę powodzenia obojgu.
Na samej dole Mathias był gotowy na pojawienie się przeciwnika. Dotknął swojego karwasza przez ubranie, aby sprawdzić jego przyczepność. Próbował grać na zwłokę, dopóki nie pozna siły swojego rywala, a wtedy w ostateczności użyje łańcucha, by przechytrzyć gospodarza i wygrać pojedynek. Rozprostował kości w palcach, a gdy podniósł głowę, to dołączył do niego jego sparing partner. Zrzucił skórzany płaszcz na ziemię, a ku zaskoczeniu wszystkich, prócz samego Veskina, który wiedział kogo wybiera, partnerem do versusa okazała się być kobieta. Dziewczyna, którą spotkali wcześniej, a nie dane im było porozmawiać przed walką, gdyż nagle zniknęła. Teraz było wiadome czemu było jej tak spieszno. Patrycja, bo tak jej było na imię, nieco górowała nad Mathiasem wzrostem zaledwie kilkanaście centymetrów. Mathias mierzył około 180, kiedy Patrycja sięgała nieco ponad 190. Na dłoniach miała założone rękawice skórzane zakończone lekką kolczatką na zgięciach. A znakiem jej charakterystycznym nie było wcale ubranie, które należało do przeciętnych, lecz jej styl uczesania. Włosy związane w koński ogon wraz z rozpuszczoną grzywką przedłużoną na prawą część twarzy.
(Osa) - Wystawiłeś laskę przeciwko? Gdzie twój honor...?
(Rafał) - Możemy nagiąć zasady. Damy drugą osobę, lecz chłopa jakiegoś. Wtedy będziesz usatysfakcjonowany?
(Joanna) - Osa, przymknij się lepiej...
(Marcin) - Nie przewidywałem, że wybierze Ją... On musi być naprawdę zdeterminowany.
(Veskin) - Witajcie wszyscy zebrani. Wiem, że jest nas niewiele, ponieważ każdy w tym świecie ma swoją misję do spełnienia. Dziś zyskaliśmy nowych gości. Jednego z nich już kojarzycie. Marbur... Który złamał kiedyś wiążąca nas przysięgę i uciekł. Jednak... Z biegiem czasu wybaczyliśmy mu jego błędy i powitaliśmy ponownie jak brata. Przyprowadził do Nas swoich przyjaciół, którzy zobowiązali się rozchmurzyć nasze ponure twarze. Nie są tutaj bez powodu. Mają swój określony cel, tak jak My. Znacie mnie, jestem człowiekiem honoru i zawsze dotrzymuję słowa, choć dla kłamców mam go coraz mniej... Mimo tego są dwa końcowe warunki tego pojedynku. Nim dojdę do nich, przedstawie aktualną parę sparingową. Naszą ulubienice Patrycję już znacie. Do tej pory nie przegrała ani razu, choć niewiele brakowało. Przeciwko staje nieznany mi do tej pory Mathias, a co ciekawe wedle moich domysłów ma ruskie korzenie... - uśmiechnął się - Tak, to będzie ciekawa walka. W doborowym towarzystwie zawsze... Rafał, otwórz tamte beczki, które trzymaliśmy na specjalną okazję. Właśnie takowa nadeszła. A wracając do warunków... Jeśli nasz czempion wygra, Marbur wróci w nasze łaski bez możliwości wykupienia... Jednakże jeśli to obcy wygra, sam zobowiązany będę wesprzeć jego działania i poślę część moich wojowników  do Płocka... Tak czy inaczej szczegóły dalsze będziemy rozwijać po pojedynku...
(Mariusz) - Jak to...?
(Osa) - Tego nie było w umowie, kurduplu... Myślałem, że to będzie walka o przekonanie... Kłamliwa stalkerska mendo...
(Veskin) - Ja tu określam zasady. Czemu tylko Wy byście mieli mieć korzyści. To takie zabezpieczenie. Skoro wybraliście dobrą osobę, to nie macie się o co bać.
(Iza) - Mam złe przeczucia... Nie wygląda groźnie, ale mam mętlik w głowie...
(Rafał) - postawił kubki na wysuwanym stole - Beczułki otwarte, częstujcie się.
(Osa) - Wypiję symbolicznego tylko przy jedynej opcji jaką rozważam.
(Veskin) - A ja się napiję... - zanurzył kubek w beczce - Zdrowie wszystkich - napił się
(Patrycja) - do Mathiasa - Połamania nóg... - ukłon
(Mathias) - do Patrycji - Skrętu kiszek... - ukłon
(Veskin) - Jakie współzawodnictwo. W końcu ukłon od przeciwnika. Miłe rozczarowanie. Także koniec pieprzenia. Gotowi...? W bój paszoł...! - usiadł na fotelu - Obserwujmy.
Pojedynek zaczął się. Mathias stał i czekał na ruch przeciwnika. Przy pierwszej próbie prawy sierpowy został zablokowany, lecz miało to przykre konsekwencje. Patrycja mogła od razu podciać nogi, sprawnie przydusić do ściany i wykonać cios z kolana w brzuch. Od razu Mathias ugiął się przy czym przymknął jedno oko. Jego ataki nie robiły nic, ponieważ dziewczyna każdy blokowała i unikała wymiany ciosów, by tylko zmęczyć oponenta. Wychwyciła moment, gdy Mathias zachwiał się, wymierzyła więc w jego twarz i trafiła w okolice jego nosa. Chłopak cofnął się, dotknął nosa i poczuł jak leci z niego krew. Cały czas to on był atakowany i nie miał pomysłu na dobry kontratak.  Ciosy i blokady nie miały końca. W ruch poszły nawet nogi. Patrycja miała strategię, że gdy tylko Mathias osuwa się na ziemię, to ona używa swoich nóg, by tylko przygnieść go do podłoża nie dając przy tym wstać. Ponownie nadarzyła się okazja przy próbie jego kontrataku. Złapała oburącz za jego kurtkę i wykonała karuzelę, od razu z zewnętrznej strony dłoni odpychając Mathiasa, a przy ponownym zbliżeniu swoim kręciąłkiem okładała go coraz bardziej. On mógł tylko zasłaniać swoją twarz, odsłaniając przy tym resztę ciała. Pojedynek wyglądał na zabawę w kotka i myszkę. Działo się coś, nagła przerwa przy gonitwie i znów moment akcji. Mathias wyglądał na zdezorientowanego, a przy ostatniej wymianie pięści pchnęła tak go, że plecami mocno uderzył w ścianę, aż na górze się zatrzęsło. Widać było po nim, że dyszy i ma dość, lecz inni nie przewidzieli jakiego asa w rękawie posiada. W porywie udało mu się zaledwie raz ledwo uderzyć Patrycję w klatkę piersiową nim zdążyła zadać ostateczny cios. Od razu się odsunęła na bok i również zaczęła dyszeć. Musiała prawą rękawicą wytrzeć pot z czoła w dowód uznania za takiego przeciwnika, sądząc, że zaraz walka się zakończy. Wszyscy na arenie byli mało poruszeni, bo znali możliwości Patrycji, a tylko przyjaciele Mathiasa przeżywali każdy cios, który otrzymał, a zwłaszcza Iza z Osą. Tego drugiego z kolei rwało, by przerwać pojedynek i wparować tam na dół. Wzrok Veskina nie pozwalał mu na działanie, gdyż lider Stalkerów domyślał się, że w razie czego przyjaciele będą chcieli mu pomóc.
Patrycja rozprostowała swoją szyję i biegła po swoje zwycięstwo. W biegu trzymała zaciśniętą pięść przy swoich plecach i tuż przy Mathiasa zamierzała zadać swój dobijający cios. Doszło do tego, czego się przekonywali lokalni bywalcy. Cios nastąpił od dołu prosto uderzając w dolną szczękę. Wtedy wydawało się, że to koniec. Mathias padł na ziemię, a Patrycja szła po swój skórzany płaszcz. Wten okazało się, że to jeszcze nie wszystko. Mathias z ledwością próbował wstać, w końcu się mu udało. Pojedynek kończy się, gdy jeden walczący upada i ponad pięć minut nie jest zdolny do walki. Nawet podnoszący się inwalida z połamanymi palcami jest nadal uznawany za osobę zdolną do dalszego pojedynku. Patrycja nie miała wyboru i zamierzała zakończyć pojedynek swoją autorską techniką zwaną "Mortal". Polegała na ogłuszenia wroga jedną dłonią w pobliżu jego ucha, małej wywrotce, kilku szybkich ciosach w sześć kluczowych miejsc, a potem skok na ścianę zakończony zmiażdżeniem przeciwnikowi pleców. Taki miała plan dziewczyna. Mathias zablokował cudem jej pierwszą fazę ataku, lecz nie przeszkodziło to w kontynuacji tego finalnego zagrania. Nogami wykonała nieudane ścięcie, dzięki szybkiemu skrętowi nóg Mathiasa, który od razu przydeptał jej jednego buta. To był chwilowy błąd, gdyż miała dzeki temu lepszy dostęp do sześciu punktów. Miednicy. Skroni. Nosa. Kolana. Kostki. Gardła. Nie można było zatrzymać tej kombinacji mimi wszelkich prób. Nadszedł czas na cios z wyskoku. Patrycja wskoczyła prędko na ścianę, odbiła się i była tuż tuż od wygranej. Nagle w powietrzu jej prawa ręka została zablokowana, przyciągnięta do Mathiasa i lekko wykręcona. Od razu odepchnął on dziewczynę na ziemię. W szarży nie zorientowała się, że oko Mathiasa zaczęło się jarzyć na czerwono, a jej dłoń była przymocowana do łańucha. Spuścił go, by potem znów szybko go użyć. Dziewczyna w złości na ślepo rozdawała ciosy, lecz jedne co otrzymała to nagłe przygniecenie do brudnej ziemi. Prędko oswobodziła się i atakował dalej, Mathias od razu robił uniki i kontratakował skutecznie. W końcu gdy była sposobność, wystrzelił łańchuch ponownie w jej szyję i przyciągnął się do niej. A gdy dziewczyna próbowała się uwolnić z uścisku, to Mathias zasypywał ją miliardem stunów po całym ciele. A prędkość ataków była na tyle szybka, że ciężko było dostrzec same jego ruchy, tylko Patrycji reakcję na każdy cios w nią samą. Nie mogła nic zrobić, aż w końcu łańcuch został spuszczony, a Mathias w biegu wymierzył dziewczynie cios z łokcia w brzuch. Na tyle mocny, że czempion upadł na kolana ze swoją zakrwawioną twarzą spływającą z czoła, rozwalonych paznokciach i rozdartych rękawicach. Nie chciała się poddać. Próbowała wstać, lecz po tym od razu padła pod swoim ciężarem tuż pod nogi Mathiasa. Wszyscy podbiegli do barierek i nie dowierzali. Mathias pod wpływem natłoku bólu i zmęczenia uśmiechnął się, lecz odruchowo skinął się lekko i złapał za ramię. Wyprostował się jednakowoż. Rozglądał się wokoło. Był na tyle zdyszany, że nie zorientował się za bardzo w sytuacji oraz co przed chwilą zrobił. Wiedział jedynie, że wykorzystał błąd przeciwnika przeciw niemu, by potem przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
(Veskin) - No nieźle... Szczęka dotąd leży na ziemi...  - zeskoczył na dół - Do tej pory nic mnie nie zdziwiło jak to... Pati, żyjesz?
(Patrycja) - Tak, tylko... - wycierając twarz - Muszę chwilę odpocząć...
(Veskin) - Chłopie, nieźle ją poobijałeś. Rzekłbym, że to była bardziej napierdalanka niż walka...
(Rafał) - Stawiałem na inny wynik, ale trudno.
(Veskin) - No to mamy zwycięzcę... - podniósł rękę Mathiasa - To był zaszczyt oglądać ten...
(Osa) - Ja pierdolę... - faceplam
(Veskin) - Co to jest... - pokazał na karwasz - Co to ma znaczyć? - spojrzał w oczy
(Patrycja) - Hmm....?
(Veskina) - Oszukałeś mnie... A ja tego bardzo nie lubię... - wycelował z pistoletu - To wpadliście...
(Osa) - Wiedziałem, że tak będzie... - poczuł lufę przy plecach
(Veskin) - No to wpadliście w niezłe kłopoty. Mnie się nie oszukuje. Zawsze kłamałeś Marbur... Wykorzystałeś silniejszego od siebie, by przejąć nasz azyl. Po tym wszystkim... Macie coś jeszcze do powiedzenia?
(Mathias) - Przegrałeś w swojej własnej grze...
(Rafał) - O czym on pitoli?
(Marcin) - Ma rację... Mówiłeś o walce bez broni palnej i białej. Miałeś na myśli pięści, lecz zapomniałeś wspomnieć, że nawet zegarek może być uznany za broń chociaż bronią nie jest. Graliśmy według twoich zasad, a Ty sam wpakowałeś się na pole minowe...
(Rafał) - To prawda...? Mam mu rozwalić czaszkę?
(Veskin) - Chwila... - chodził wzdłuż areny - Rzeczywiście... Nie przewidywałem takiej sytuacji...
(Patrycja) - oparła się o ścianę - Przegrałam uczciwie... Dobrze walczył...
(Veskin) - To nie powinno się zdarzyć... 
(Rafał) - Jeden znak i wszyscy padną.
(Veskin) - Zamknij się w końcu. To są nasi goście... A wy co tym wymachujecie? Opuśćcie to wy skurwiałe dziadki. Wygrał... To jest fakt dokonany. Niech szlag trafi mój honor, ale składam wyrazy najwyższego szacunku.
(Marcin) - Czyli możemy teraz pogadać?
(Veskin) - Słowa dotrzymam. Rafał, zabierz Patkę do mnie. Obiecałem wam negocjacje, więc je dostaniecie. Wpadnijcie do mnie za chwilę, a Ty... Mathias, dobrze kojarzę? Idź w kierunku naszego stołu, gdzie zostawiliście broń. Znajdziesz tam wiadro z wodą i czysty ręcznik. Powinieneś się lekko ogarnąć. Ja zajmę się Patrycją.
(Osa) - I takie konkrety ja lubię.
(Mathias) - Widzimy się za kilka minut... - osunął się na ziemię - Cholera...
(Iza) - zeszła na dół - Pomogę Ci, chodź tu - wzięła pod ramię - Razem tam pójdziemy.
(Rafał) - Jeszcze raz, dobra walka.
(Marcin) - Czyli nie wracam do was. Jak miło.
(Rafał) - Uwierz, płaczemy z rozpaczy, że znów nas opuszczasz.
(Iza) - do Mathiasa - Nic nie mów. Nie spiesz się, jesteś wyczerpany... Widzę to po tobie. Widziałam jak obrywałeś i... Z mojej perspektywy było to okropny widok. Raz myślałam, że coś Ci złamała...
(Mathias) - Iza... To jeszcze za mało, aby mnie przykuć do łóżka... To za mało... - przymknął oczy
(Osa) - Tylko nie zabłądźcie po drodze.
5 minut później
(Mathias) - Od razu lepiej... - obmył twarz - Do czego to ludzie się posuną... Wszystko mnie boli...
(Iza) - Nie dziwię się. Ja bym tak długo nie wytrzymała. Pewnie nawet się bym poddała... Nie miałabym szans z nią...
(Mathias) - Głowa mnie boli w cholerę... Kręci mi się...
(Iza) - Znowu tamto?
(Mathias) - Nie... Dostałem sporo w te okolice... Zaraz mi przejdzie. Pomóż mi dojść do środka. Mamy do pogadania z panem Veskinem... - zawiesił się Izie
(Iza) - Dostosuję się do twojego tempa. Nie forsuj się. Zaraz będziemy.
(Mathias) - zapukał - Zastaliśmy Veskina w domu?
(Iza) - weszła z nim - Jesteśmy za wcześnie?
(Veskin) - westchnął - Nie, jesteście na czas. Posadź go gdzieś i... Usiądź w pobliżu gdzieś...
(Marcin) - Właśnie mieliśmy zaczynać.
(Rafał) - Dajesz, nie mamy całego dnia.
(Osa) - Potrzeba nam pomocy. Niekoniecznie przy obronie, ale jest nas za mało. A ten świr może niedługo nas odwiedzić. Coś pieprzył, że pracujemy dla niego... A dobre, Osa nie pracuje dla nikogo.
(Veskin) - Tak słyszałem o waszym koledze. Więc zobowiązałem się to nie wypada być frajerem i was odprawić z niczym... Zwłaszcza za ten brzuch, wybacza za niedogodności, Mathias.
(Mathias) - Nie ostatni raz oberwałem.
(Veskin) - Miło słyszeć. Patrycja nawet była pod wrażeniem. Pierwszy raz od dawna. Sama ciągnęła się do pomocy. Winszuję jej przekonanie, mi się nigdy nie udało.
(Patrycja) - A ja winszuję zwycięstwa. Należało się - ukłoniła się - Kurwa... Nadal boli, ale nie przejmujcie się. Przejdzie. Rany mi się szybko goją, jak na psie.
(Marcin) - Możesz mieć za złe, że wtedy uciekłem, ale Moi mnie potrzebowali. A co Ty byś zrobił?
(Veskin) - Pewnie podobnie, gdyby moi prawdziwi znajomi jeszcze wtedy żyli na tym świecie, ale rozumiem. Takie czasy. Wybaczyłem Ci dawno. Jest parę łepków innych, ale naprawię niedługo ich pogląd. To co proponujecie? Mam zebrać wszystkich i przenieść się do was? A co z granicą? Mam to zostawić puste?
(Mathias) - Część może zostać, a reszta pojechać.
(Veskin) - Ja bardziej tutaj jestem potrzebny niestety... Te dziewczynki umrą bez mojego wsparcia... Ale mogę polecić wam... Nie wiem ilu ludzi... Setka starczy? Rafał z Patrycją na czele.
(Osa) - To cała oferta?
(Veskin) - Właściwie to nie. Daję wam ludzi, więc dacie im miejsce do spania.
(Iza) - Nie za dużo ludzi w jednym miejscu?
(Marcin) - A co z inną dzielnicą? Jakbyście ją zamieszkali.
(Bartek) - Wtedy byśmy mieli środek zapobiegawczy.
(Rafał) - Możliwe do zrealizowania. Tylko czy ten cały Igor się nie kapnie, że nagle tyle ludzi w okolicy?
(Mathias) - Dopiero co nas zgniótł. Za szybko na powrót. Potrzeba mu czasu. Wykorzystajmy ten moment i przemyćmy Was do jednej z dzielnic. Dla przykładu podole południowe. Ulica jest granicą.
(Veskin) - Dałem wam moich najlepszych. Nie będę chamem i może któregoś dnia wpadnę, pamiętając o tym co zrobiliście, aby się tu dostać oraz.. To o czym Marbur mówił w międzyczasie.
(Patrycja) - To kiedy możemy wyruszać?
(Osa) - Ruszać? Nie macie aut?
(Veskin) - Daleko się nigdy nie zapuszczaliśmy. Dziwisz się, że żyjemy jak tarzany w dziczy.
(Rafał) - Możemy nawet od razu, jak tylko się spakujemy i tak dalej. To jest Płock, nie? To ze dwie godziny marszu.
(Patrycja) - Idziemy od bezpiecznej strony, więc jeśli On osiedlił się dalej w centrum, to nie powinien nas zauważyć. O ile nie ma patroli...
(Marcin) - Nieprzewidywalny człowiek.
(Veskin) - Tak więc, macie sojusznika, łajdaki... Lepiej późno niż później - wyciągnął dłoń
(Mathias) - Dywizjon nie odrzuci wyciągniętej ręki - uścisnął - Lepiej bym tego nie ujął.
(Veskin) - spojrzał w oko - Coś od początku widziałem w tobie... Nie jesteś zwyczajny jak reszta. Tamte przedstawienie nawet... Jakbyś pod koniec dostał dopalacza. To ma związek z tym śladem,  a nie chcę wywlekać przeszłości, bo wiem, że to było na pewno nieprzyjemne. Mimo tego... Mam nadzieję, że będzie to owocna współpraca... Oraz, że nas nie wydymacie jak tylko odwalimy swoją robotę. Wtedy pierw wyrżnąłbym tych Rozjemców, a potem wrócił po Was...
(Bartek) - trząsł się - Shit...
(Veskin) - A pierdolę od rzeczy. Taki stalkerski humor, ale... Serio, nie próbujcie nas wyruchać. Taka rada....
(Osa) - Nie dotkniesz mojej strzelby, to łapki zostaną na miejscu.
(Rafał) - ?!
(Veskin) - Macie nadwornego klauna. Słodki...
(Osa) - Ja nadworny kurwa klaun...?
(Veskin) - Straciliśmy dość czasu - klepnął Mathiasa - Dotrą przed wieczorem na pewno. Trzymajcie się sojuszniczy... Pierwszy raz z kimś się bratam, to takie amejzing...
(Rafał) - Więc...? Ja idę się już pakować. Widzimy się na miejscu potem.
(Mathias) - Możemy zabrać nasze rzeczy?
(Veskin) - Są wasze. Poinformuję od razu przy wejściu tamtych, by nie robili problemów. Bywajcie.
(Mathias) - spojrzał na Veskina - Oby nic wam się nie stało.
(Veskin)  - Teraz się martwisz? Nie tacy tu przybywali i wychodzili z niczym. To historia na inną chwilę. Nie martw się o Nas. My Stalkerzy byliśmy wybijani i zawsze się odradzaliśmy. Mogą zabić karalucha, a ten się rozmnoży w mgnieniu oka. Dlatego żyjemy do tej pory. Nigdy zbytnio nie uciekaliśmy. To nasz charakter i nasi ludzie dali nam to czym teraz jesteśmy.
(Iza) - Dzięki, że nie skończyło się gorzej.
(Patrycja) - Starałam się nie uderzać za mocno.  Nie chodziło o zabicie. Moje żebra dalej wołają o pomstę do nieba, ale jest ok. Widzimy się u was - wyszła
(Osa) - My też lecimy. Musimy uprzedzić resztą, by nie zaczęli partyzantki przy bramie...
(Joanna) - Nie odzywałam się, bo wolałam posłuchać, ale... W końcu mądre słowa w tej sytuacji. Wracajmy czym prędzej.
(Iza) - Ciekawe jak zareagują na nich... Obawiam się...
(Mathias) - Jeśli się wytłumaczy im... Zrozumieją, że wojny wymagają poświęceń.
(Joanna) - I muszą się pogodzić ze sytuacją. Oraz co musieliśmy zrobić, to znaczy Ty... Aby się to udało... Nie zmarnujmy szansy...
(Marcin) - Jest szalony i ma obsesję, ale dogadaliśmy się. Lepiej, że nie będziemy mieć Jego na karku. Prawiłby ciągle mi morały.
(Mathias) - Nie lubisz jak się tobą rządzi, wiem. Mówiłeś kiedyś o tym. Nikt tu nikim nie rządzi. Sojusz nie wymaga tego. Jedynie współpracy. Zdrada jedynie może nastąpić jak jedna strona zabije sojusznika... Wtedy to problem, ale dlatego mamy być oddzielnie. Aby do tego nie doszło. A w razie ataku... Być na dobrych pozycjach - podszedł do stołu - Będziemy przygotowani. Zabrali nam jedno istnienie, lecz więcej nam nie zabiorą... - gotowy do drogi - Daliśmy im wskazówki, gdzie powinni się osiedlić, a oni teraz muszą sami to wykorzystać .
(Marcin) - Nie damy się Igorowi, tanio skóry nie sprzedamy.
(Mathias) - Mamy to czego On nie posiada. My szanujemy ludzi, a jego działania prowadzą go do jeszcze większego szaleństwa niż w jakim jest obecnie. Nie damy się... Nie tym razem...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Joanna W
- Wiktoria B
- Dorian O (Wspomnienie)
- Weronika K
- Marcin B
- Patryk D*
- Norbert G*
- Patrycja W*
- Wojtek C* (Veskin)
- Rafał N*

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.sasuke1.pun.pl www.naszaklasa2c.pun.pl www.wrestlingforumgame.pun.pl www.spox-bakugany.pun.pl www.timik-wirtualny-swiat.pun.pl