#1 2016-04-14 20:41:44

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 6 - Ogień wciąż płonie

Nikita jechał za Serogą, pamiętając o gościach, którzy siedzą im na ogonie. Wjechał na drogę do Bielska Podlaskiego, a przy każdej możliwej okazji robił slalomy z lewej na prawą i na odwrót. Zmusiło to ścigających do ofensywy, co szło po myśli Nikity. Gdy znaleźli się przy przyjeziornym moście, w końcu oponenci nie dawali za wygraną. Jeden jechał za grupą bezpośrednio z tyłu, pozostałe dwa auta oskrzydlały dwie przyboczne strony od lądu. Gdy samochody miały się spotkać, Nikita od razu przyspieszył, przez co polacy oberwali od własnej strategii. To ich tylko bardziej rozzłościło. Seroga była daleko przed resztą, co dało sposobność Nikicie do kontrataku. Jedną ręką prowadził, drugą wyjmował z kieszeni zapalniczkę otoczoną metalową obwódką. Podał ją Dimie i przyzwolił na strzał. Siła wystrzału miała być na tyle mocna, by sprowadzić pościg bliżej ich maski. Mimo postrzału w przednią oponę, nieprzyjaciele nie dawali za wygraną. Zbliżyli się do ściganego pojazdu i nakazali się zatrzymać, mówiąc to swoją niepoprawną formą, której nauczyli się poprzez jednego słynnego już youtubera. Rosjanie brali to za próbę odwrócenia uwagi, za co Dima odpowiedział ogniem. Wrzucił zapalniczkę do ich pojazdu przez okno, w pobliże wszystkich układów.  Nim jednak wściekli polacy zdążyli zareagować, Nikita uderzył w nich z taką siłą, że auto obróciło się o 180 stopni. Teraz zaczęła się ta nieprzyjemna chwila. Sięgnięto po broń. Pozostałe dwa auta dostały się do Nikity. Zderzyły się na tyle mocno, że z obu stron szły iskry, pozostali przyjaciele we wrogim uścisku. Sytuacja wydawała się patowa. Byli na celowniku, wszyscy. Jednakże coś odmieniło sytuację, zza horyzontu było widać kolejnego auto. Okazało się, że to był Seroga, który szukał sposobności do odejścia na drugi krąg. Niczego niespodziewający się rywale zostali staranowani z prawej strony. Ci drudzy otworzyli ogień, a Nikita z resztą na szczęście zdążyli pochylić się, gdy ekipa Serogii wzięła sprawy w swoje ręce. Lewy samochód podziurawiony jak durszlak zatrzymał się w końcu. Natomiast prawy pod wpływem ciężaru stoczył się do płytkiego stawu. Nie tak wyobrażali sobie przyjazd do Bielska Podlaskiego, nie na pewno z takimi emocjami. Wszyscy wysiedli, po czym połowa podeszła do przestrzelonego auta, a druga połowa w pobliże stawu.
Niestety dla tych pierwszych ich przygoda skończyła się szybciej niż zaczęła. Po otwarciu drzwi, od razu wypadło na trawę ciało, a przy tym skraplało się sporo krwi. Dima z bratem zajęli się ich bezpowrotną naturą. Drudzy w stawie mieli więcej szczęścia. Tylko kierowca pożegnał się ze światem, z trójka pasażerów nadto nie ucierpiała. Zostali wyciągnieci ze środka, a raczej wyrzuceni siłą. Przyjechała jednak niespodzianka. Trzecie auto, które ich goniło, zrekompensowało straty i zjawiło się na miejscu wypadku. Postanowiono nie rozwiązywać tego przemocą, przynajmniej na razie. Czwórka przybyszy wysiadła z auta, nadal będąc pod bronią dwóch augów, ak oraz awp.
(Paweł) - Witajcje tawariszje russkije.
(Dima) - Co on gada? Chce nas obrazić?
(Seroga) - Żebym to ja wiedział. Hej... - do obcego - Czemu nas ścigaliście, hmm?
(Marcel) - Są na tyle tępi, że nie ogarniają...
(Michał) - A co ja mam zrobić... Ruskie jebaki...
(Miha) - Teraz na pewno to nie było miłe... Jak ja zaraz...
(Seroga) - Opanujmy się...
(Lika) - Do you speak english?
(Paweł) - Inglisz, jes... Soł lityl...
(Lika) - What did you want kill us?
(Paweł) - Kurwa, mój angielski tak ssie...  Aj dont noł łot ju tokin abałt...
(Marcel) - Cyka bliedź!
(Dima) - Chyba się z nimi nie dogadamy. Zabiliśmy ich kumpli, myślisz, że odpuszczą?
(Seroga) - Trzeba spróbować. You should go fuckin away, when you can.
(Lika) - Nie wiedziałam, że tylko ja taka uzdolniona.
(Seroga) - Nie umiem dużo, ale gry poniekąd uczą.
(Paweł) - Słyszeliście? Każą nam spierdalać... Za zajebanie naszych powinna być tylko jedna kara... Śmierć!
(Lika) - Zważywszy na ostani wyraz... Nie wygląda to za dobrze.
(Seroga) - We have your friends. Youre really stupid or youre tryin be bad boy, hmm?
(Lika) - We didnt mean to. We were made for did this.
(Marcel) - Cyka bliedź ruska kurwo. Liż mi wora!
(Wiktoria) - Po moim trupie... - strzeliła Marcelowi w krocze
(Marcel) - Ty jebana szmato... - złapał się tam
(Paweł) - Pierdolę to... Miało obejść się bez przykrych incydentów...
(Marcel) - Moje jądra... Aż to tak źle wygląda...? - krwawiły spodnie - Kurwa...
(Paweł) - Powinniście poddać się póki mogliście... Ju ol of ju łil bi ded for fakin sejk...!
(Seroga) - Gdzie Alona... - rozglądał się?
(Dorian) - Zróbmy to szybko, bo chcę już sprawdzić co mieli przy sobie.
(Marcel) - Mój kutas kurwa... - odczuwał ból - poczuł dźgnięcie w szyję
(Paweł) - Marcel, co jest...?
(Michał) - dotknął go - Co kurwa...?!
(Marcel) - dławił się krwią - upadł
(Alona) - No witam panów...
(Paweł) - Kiedy ta suka tu podeszła...?!
(Alona) - cofnęła się
(Paweł) - strzelił obok głowy Alony
(Alona) - przewróciła Pawła na ziemię
(Dorian) - próbował odciągnąć Alonę - Wiedziałem, że tak będzie...
(Paweł) - sięgał po nóż do kieszeni - Zaraz zdechniesz... Idi na huj!
(Dima) - strzelił w głowę Pawła
(Seroga) - uderzył w głowę Doriana - Zostałeś tylko Ty...
(Nikita) - A co z tamtymi? Siedzą cicho jak makiem zasiał.
(Dima) - Musieli robić to nie ze swojej woli. Powiedz - do Doriana - On kazał Ci to robić? - wskazał na Pawła
(Dorian) - Ja nie paniemaju... - płakał
(Lika) - przytuliła
(Seroga) -...?!
(Lika) - I see. Everything will be alright. Just believe that.
(Dorian) - Aj dont noł... For nał...
(Like) - We were made to kill your comrades. We didnt have any choice. You have my... Our apologizes... I know we cant fix it, but... Really sorry, friend. We did everything for protect our people. They get what they deserve, you know that...
(Dorian) - Pliz... Kil mi nał. Aj dont łont fil pejn enymor... Ajm korupt men... Aj dizerw tu daj...
(Seroga) - Puść go... Całą resztę. Nie dbam o to, co zrobią potem, ale... Nie mają lidera. Nikt nimi nie będzie rządził i miejmy nadzieję, że nie odpłacą się nam potem pięknym za nadobne. Lika, nie mam siły strzępić języka na angielski. Dopowiedz mu co trzeba i zmywamy się.
(Dima) - pomógł wstać reszcie polaków - Możecie iść w swoją drogę.
(Lika) - Youre free now. What happen is happen. Take others and find somewhere good place to live. Maybe youre their new leader. Guide them. Like shepherd guides own sheeps.
(Dorian) - Aj kent...  Ja nie potrafie...
(Lika) - Możjesz jesli pragnjesz ih dobra - uśmiechnęła się - Lika... - podała rękę
(Dorian) - odwzajemnił - Dorian...
(Lika) - You got second chance for repair your mistakes. Dont waste it - odwróciła się
(Dorian) - Okej... Ajl go, łil go together. Gud lak łif jors miszyn end... Fenk ju for mersi...
(Dima) - Czyli sprawa załatwiona?
(Lika) - Załatwiona. Przynajmniej na to wychodzi. Po co wybijać wszystkich, skoro byli niewinni. Nie chcieli walczyć, dlatego przeżyli. On natomiast... Wiedział, że źle robi... I chciał otrzymać karę za błędy znajomych... Nie mogłam na to pozwolić. Nie mam jednak wpływu na to, co zrobi potem...
(Nikita) - Starczy rozczulania się nad sobą. Jedziemy dalej.
(Dima) - To rzut kamieniem, kilka minut i będziemy.
(Seroga) - Doskonale, wracamy do środka.
(Lika) - do siebie - Oby się wam udało - patrząc na odchodzących polaków
(Alona) - No chodź. Poradzą sobie. My daliśmy im szansę, oni muszą zrobić resztę.
(Lika) - Masz rację, trochę czasu poszło w plecy.
Pół godziny później, obrzeża Bielska Podlaskiego
Po bezproblemowej przejażdzce grupa dotarła do miejsca, gdzie mieszkali przyjaciele Dima z Polski, którzy zatrzymali się kiedyś u niego jak zwiedzali stolicę. Dima rozejrzał się i z opisów starych znajomych rozpoznał o jakie miejsce chodzi dokładnie. Był to numer 20a.  Zatęsknili trochę za trupami, a w Bielsku ich nie brakowało. Na korzyść była prędkość szwendaczy, z którymi łatwo przyszło łatwo poszło. Bramka wejściowa była uchylona, a na dzień dobry przywitał ich widok martwego kota z wyjedzonym żołądkiem  i zwisającym jelitem. Nie bacząc na to kroczyli powoli dalej ku wejściowym drzwiom, aż do okna nagle nie doszedł od środka zombie. Zaczął dotykać szkła i strasznie jęczał. Dima rozpoznał w nim jednego z dawnych znajomych, więc wszedł z buta głównym wejściem, zajrzał do kuchni i dopadł chodzące truchło nim się zorientowało skąd przychodzi cios.
W całym domu strasznie śmierdziało zepsutym mięsem, a latające wszędzie muchy to potwierdzały. Budynek nie był zbyt duży, więc tak zasobna ilościowo grupa mogła się podzielić, w celu przeczesania całego terenu i ewentualnego wyeliminowania wszelkiego zagrożenia. Dima z Aloną zajęli się kuchnią i łazienką. W kuchni prócz śladów krwi i bałaganu nie było nic istotnego widać. Wszystkie szafki były puste, nawet na podłodze leżał pusty zużyty worek na śmiecie. Zdecydowali się zajrzeć do łazienki. Tu nastąpił kolejny szok. W wannie we własnej krwi leżał drugi jego znajomy sprzed lat. Dziwny był fakt, że mimo ran, nie wyglądał jakby się przemienił, a na pralce leżał list pożegnalny, tuż obok wózka inwalidzkiego. List z datą wskazywał, że został napisany dzień wcześniej. Niestety był po polsku, więc nie wiedział o czym on był, ale starał się przeczytać go na głos i zrozumieć jego treść na tyle, ile się dało.
"Przepraszam za wszystko, czego się dopuściłem oraz za to, co inni musieli ze mną znosić. Być kaleką dla innych to żadna rewelacja. W dodatku ten wypadek... Mamy i taty już nie ma, wszyscy latają jak porażeni, a najlepsze w tym jest, że Mikołaj stał się jednym z nich. Zatrzasnąłem się tutaj i tylko czekałem na śmierć. Po wejściu do wanny wiedziałem, że już z niej nie wyjdę. Śmierć nie nadeszła więc wyszedłem jej na przeciw. Jestem tylko skrzywdzonym przez los chłopakiem, nikomu nic nie zrobiłem, a spotkało mnie takie coś...  Nie zostało mi nic, a siedzenie na tym pieprzonym wózku niczego by nie zmieniło. Zawsze byłbym ciężarem... Wolę umrzeć we własnym domu z myślą, że w końcu Ich spotkam po drugiej stronie. Ktokolwiek dotrze do tej wiadomości, nie zdąży mnie uratować, a jeśli zauważy jakąś iskrę nadziei, niech nie próbuje jej podsycać. Pozwól mi zgasnać, kimkolwiek jesteś. Nie jestem zdatny to przeżycia. Prędzej czy później zginąłbym... Piszę to we łzach, bo wiem, że to zaboli jak jasna cholera, lecz tylko przez moment. Poczuję tylko na kilka minut ból, a potem odejdę w spokoju. Widziałem zło tego świata i doświadczyłem jego działań, więcej nie chcę wiedzieć. W tym momencie kończę swój marny epilog i... Dziękuję wszystkim, którzy byli w przeszłości za mną. Wasz oddany kompan, Tomek.
PS. Na komodzie przy moim łóżku jest schowana pod kluczem moja broń. Klucz natomiast jest w mojej kurtce przy drzwiach wejściowych. Trzymałem ją na specjalną okazję od wielu lat, by w końcu jej użyć, aby ochronić przyjaciół, lecz pewno zdarzenie temu przeszkodziło."
(Dima) - Nie rozumiem wiele... Lika coś odczyta może.
(Alona) - Miałeś ich za gości kiedyś, więc czemu nie znasz języka?
(Dima) - Głównie po angielsku gadali.
(Seroga) - zajrzał - Co tak stoicie przy tym ciele?  Nie obrzydza was to?
(Alona) - Zapominasz czyj jest to dom.
(Seroga) - Ani przez moment. Tylko to już nie żyje. Domyślam się kto to jest, ale co to ma do rzeczy? Coś znaleźliście?
(Dima) - Jedynie list pożegnalny.
(Seroga) - Lika się tym zajmie. Coś liznęła ostatnio.
(Dima) - Też o tym pomyślałem.
(Lika) - Ktoś mnie wołał? Na piętrze niczego nie znalazłam... Rany... - zauważyła ciało
(Dima) - Zostawił to... - podał list
(Lika) - wczytała się - Hmm...
(Alona) - A jak reszta?
(Seroga) - Reszta już kończy. U mnie też nic nadzwyczajnego, prócz rozbitego telewizora i składu pornosów w szafie.
(Lika) - Nie znam treści w stu procentach, ale przeprasza w nim za swoją nieudolność. Miał wypadek wcześniej i głównie przez to. Czuł się ciężarem i uznał, że w tym świecie nie da sobie rady, bo bał się narażać ludzi. Na samym końcu wspomina o ukrytej broni u niego w komodzie. Klucz jest w kurtce gdzieś przy wejściu.
(Dima) - Nic więcej?
(Lika) - Może pisał coś więcej, ale z ledwością odczytałam to.
(Alona) - Nadal chcemy tu odpocząć?
(Dima) - I to na dłużej. Budynek jest masywny. Ogarniemy to i przeczekamy ile się da. Mamy na razie zapasów na jakiś czas, a potem zobaczymy. W razie czego będziemy wysyłać po kilka osób na ekspedycje.
(Seroga) - Czeka nas sporo pracy.
(Lika) - A potem do Gdańska?
(Dima) - Jedyny dobry kierunek.
(Lika) - Będę miała prośbę do was.
(Alona) - Hmm?
(Lika) - My z Wiki... Nie idziemy z wami.
(Dima) - Chcecie odejść? Po tym wszystkim?
(Lika) - Nic osobistego. Lubimy was. Tylko mamy inne priorytety. Nie uważamy, że Gdańsk jest dobrym miejscem, a podróż tam może okazać się fiaskiem po drodze. Nie wątpimy w was, ani mi to przeszło przez myśl, ale... Nie chcemy iść w tamtym kierunku.
(Seroga) - A gdzie chcecie iść?
(Lika) - Gdzieś na południe. Na jakąś wieś. Niech mnie broni iść do wielkich aglomeracji.
(Dima) - Nie mogę was zmusić. Jeśli czujecie, że musicie odejść, to nie będę zatrzymywał.
(Lika) - Dzięki, że rozumiesz. Jeszcze się nie żegnamy, więc nie musisz się teraz smucić.
(Dima) - To nie musi być pożegnanie.
(Lika) - Nie jest nim. Nadal liczę, że kiedyś się potem spotkamy w innych okolicznościach. Postanowiłyśmy ruszyć wtedy, gdy wy odjedziecie. Potrzebujemy pojazdu. Możemy zabrać małego, a wam zostanie terenówka. Mam nadzieję, że wystarczy.
(Seroga) - Dopiero co oznajmiłaś jakże miłą wiadomość, a teraz stawiasz żądania?
(Alona) - Jeśli pragną odejść, a my chcemy, aby odeszły całe... To coś im się należy.
(Seroga) - Ryzykowaliśmy wiele, by je zdobyć.
(Lika) - Nie obrazimy się, jeśli odmówicie.
(Dima) - Jest wasz. Nikita da wam potem kluczyki.
(Lika) - Dziękuję, Dima - przytuliła - Pójdę z Wiki pogadać o tym.
(Alona) - My za to powiemy reszcie, jak tylko ogarniemy mieszkanie.
(Lika) - Zgoda - wyszła
(Seroga) - Sądzicie, że się zmieścimy w jednym jeepie?
(Dima) - Ściśniemy się i damy radę.
(Alona) - Były z nami prawie od początku, podobnie jak Ty. Zrobiłby dla Nas to samo.
(Seroga) - Nie mam siły się kłócić z wami. Po prostu nie wypominajcie mi tego przez najbliższe kilka godzin.
(Dima) - Bierzmy się do roboty. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
03.09.2014, kilka miesięcy później
Nadszedł dzień wyjazdu. Po wielu miesiącach grupa była zmuszona do przemieszczenia się. Nie zostało dużo picia i jedzenia, a lekarstwa niemal wyszły. Okoliczne sklepy były przeczesywane wiele razy, więc pustki na półkach były wystarczającym powodem, aby opuścić gościnny Bielsk Podlaski.
Przy jednej z wypraw natchnęli się na człowieka w opałach, ugrzązł bez drogi ucieczki, a Dima z bratem pomogli mu się wydostać. Po minucie ciszy okazało się, że to był ich rodak, który również uciekł z Moskwy i od przeszło tygodnia przebywał w Bielsku próbując znaleźć rzeczy potrzebne do przeżycia. Był sam, był sprawny i miał motywację, toteż został wcielony do grupy natychmiast. Nazywał się Aleksej, a był średniej postury i mimo warunków nie wyglądał na wychudzonego.
Coś się jednak kończy, coś zaczyna. Przy zwerbowaniu Alekseja, z grupą rozstały się Lika oraz Wiktoria. Dziewczyny przenosiły rzeczy do auta, także i grupa Dimy do swojego. To był dzień w którym grupa coś zyskała, a również też coś straciła. Dima miał nadzieję, że nie umrą w najbliższym czasie i spotkają się w przyszłości gdzieś lub jak zmienią zdanie, nawet w samym Gdańsku. Kiedy było wszystko gotowe, drzwi do domu Tomka i Mikołaja zostały zamknięte, a broń pierwszego Dima przyczepił sobie do paska, to był krótki pistolet za czasów drugiej wojny światowej. Dwaj przyjaciele zostali pochowani we wspólnej mogile, przy duchowym pożegnaniu Dimy, który własnoręcznie zasypywał dół, w którym leżeli. Przed samym dojściem do jeepa, spojrzał na sąsiedni dom 21c oraz na leżące ciała jedno na drugim z inicjałami wyrytymi na trawie "OC MC". Przy płocie tkwił zwisający napis "Chmielewscy", co nawet błędnie Dima zrozumiał czytając "Czmielescy".
(Lika) - No to idzie się nam rozstać.
(Dima) - Uważajcie tam na siebie.
(Wiktoria) - Będziemy. Nie obrazicie się, że wzięłyśmy 1/3 zapasów waszych?
(Alona) - Byłyście z nami. Zapracowałyście na to.
(Dima) - Jeśli zmienicie zdanie, wiecie, gdzie nas szukać.
(Lika) - Nie zmienimy raczej, ale zapamiętamy. Jeszcze raz dzięki za wszystko... - westchnęła - Nienawidzę długich przemów. Po prostu... Wiecie...
(Seroga) - Nie rozklejaj się.
(Lika) - Najbardziej będziemy tęsknić za Tobą... - uśmiechnęła się
(Wiktoria) - Zgrywa się. Za wami wszystkimi... A teraz nie chcę przerywać, ale...
(Lika) - Tak, wiem... Nie chcę z wami się rozstawać, ale... Musimy. Powodzenia na drodze wam życzę, przyjaciele. Obyście znaleźli to, czego oczekujecie.
(Dima) - Wam również - uścisk dłoni - Bywajcie.
(Wiktoria) - Bywaj, Dima. A byłbym zapomniała... - sięgnęła do kieszeni - To się na pewno przyda - podała piersiówkę
(Dima) - Czy to aby nie za dużo?
(Wiktoria) - I tak zamierzałam to rzucić. A poza tym Ja ją zdobyłam, więc Ja zdecyduję co się z nią stanie. Jest twoja. Niech każdy łyk z niej Ci o nas przypomina. A teraz... - przytuliła - Trzymajcie się.
(Seroga) - wsiadł do jeepa - No to... - spuścił głowę - Pora nam ruszać też.
(Alona) - oglądała odjeżdżające dziewczyny - Oby znalazły swoje szczęście gdzieś tam.
(Nikita) - Hej... Dima... Pakuj się do jeepa lub jedziemy bez ciebie.
(Dima) - Co...? - zamyślony
(Nikita) - Chcesz iść z buta?
(Dima) - Nie, ja tylko... Chciałem obejrzeć jak odjeżdżają, by nie stracić żadnej pożałowanej sekundy... Możemy jechać dalej - wskoczył na tyły - Chociaż pozwoliłeś im dostać kluczyki.
(Nikita) - Nic do nich nie mam. Były w porządku. Skoro miały potrzebę odejść, zrozumiałem to. Nie będę jak niektórzy, co za niby zdradę mogliby zabić. Myślmy ponad to.
(Seroga) - odpalił silnik - Tutaj pełna racja. Chciały iść w swoją stronę, więc dostały od nas pełną aprobatę. Teraz zobaczymy co kryje przed nami północ - ruszył
(Aleksej) - Czyli zostało nas tylko tyle.  Może lepiej, tylko szkoda auta...
(Dima) - Szkoda, że Igora i Lery  nie ma z nami.
(Seroga) - Nataszy też... - poprawił kurtkę
(Wlad) - Chciałbym się przespać trochę, mogę?
(Mihaił) - Śpij póki masz czas. Niedługo przesiadamy się na nogi.
(Wlad) - Nie ma za co - próbował zasnąć
3 godziny później, Nidzica
(Dima) - przebudził się - Już jesteśmy?
(Seroga) - Wedle atlasu... Miasto odnoszące się nazwą Nidzica, o ile dobrze to wymówiłem.  Jeszcze z drugie tyle godziny jazdy. Powinieneś wrócić spać, tak jak reszta.
(Dima) - Jak się obudzę, to potem ciężko.
(Seroga) - Nie przejmuj się laskami. Dawały sobie radę przed nami, teraz również dadzą radę.
(Dima) - Nie chodzi o to.
(Seroga) - Hmm... Więc o co chodzi?
(Dima) - Cholerne sny... A raczej koszmary...
(Seroga) - Pewnie teraz gdybym spał śniłbym o Nataszy, ale... Wiem, że wolałbym sobie tego oszczędzić.  A co do Lery, to były też dobre chwile, nie?
(Dima) - Niewiele, ale masz rację. Jakieś tam były.
(Seroga) - Możesz coś więcej powiedzieć, nim ktoś się obudzi. Nawet doły ich pozostawiły w stanie nienaruszonym, twardziele z nich. Tylko Wlad i Andrej spędzają mi zdrowy rozsądek.
(Dima) - Czy to sprawi, że przestanę mieć koszmary?
(Seroga) - Wątpię, ale z pewności pomoże Ci się otworzyć.
(Dima) - Może przy innej okazji.
(Seroga) - Nie winię Cię. Musi to dotrzeć w końcu. Do mnie trafiło szybciej, bo...
(Dima) - Miałeś w wojsku ćwiczenia na wykluczanie emocji.
(Seroga) - No tak... Moment, nie... To nie tak. Nikt mi nie wyprał mózgu. Kochałem moją siostrę. Kocham ją nadal, tylko... Ciągłe oglądanie jej twarzy nie sprawi, że dotknie mnie fizycznie i usiądzie na kolanach jak za młodu, gdy ją bujałem do spania. Te czasy nie wrócą.
(Dima) - A może ona... Lera, czemu musisz mi to robić...
(Seroga) - Nie dzieje się to powodu. Nigdy nie dzieje się bez powodu.
(Dima) - Dokładnie pamiętam co lubiła, czego nie. Co ją pasjonowało, a co irytowało. Wiem sporo o niech, mimo, że nie spędziliśmy ze sobą sporo czasu.
(Seroga) - Czasem wystarczy chwila. Do zakochania jeden krok jak to mówią.
(Dima) - Ludzie mówią różne rzeczy. To jest o tyle zabawne, że pierwszy raz poznałem Lerę tak na serio w dzieciństwie. Gdy ledwo co brodziłem po piaskownicy. Ona sama tego pewnie nie pamięta, ale nieoficjalne znaliśmy się znacznie dłużej, żyjąc w dzieciństwie na jednym podwórku. Urodziłem się w Murmańsku, potem tymczasowo mama zabrała mnie do stolicy, bo miała tam pracę. Potem ojciec miał problemy zdrowotne, to rzuciła robotę i wróciliśmy, aby się nim zaopiekować. Aż w końcu dorosłem i przenieśliśmy się do Moskwy na stałe.
29.07.1999, plac zabaw przy Kremlu, Moskwa
Dima wtedy nie miał nawet 10 lat. Niewiele wtedy rozumiał z sytuacji, czemu ciągle musiał się przenosić. Jego młodszy brat niedawno się urodził, brakowało pieniędzy, a rodzina była podzielona. Mieszkał w wynajętym mieszkaniu w pobliżu Kremla, skąd był piękny widok na te stare międzywojenne czerwone cegły. W ten ranek młody Borodastov wyszedł się pobawić sam w piaskownicy nieopodal. Miał ze sobą żółtą podniszczoną łopatkę i zielone foremne plastikowe wiaderko. Postanowił, że stworzy na wzór stojącego Kremla jego odpowiednik w piasku. Baszty miały być formowane przy pomocy kubełka. Fosę stworzył przy pomocy gołej dłoni, a patykami dopieszczał detalami mury i wnętrze. Pomyślał, że kamyki posłużą mu jako dachówki, a z wyrzuconego patyka po lodzie wyrobił flagę. Więc zajrzał do kieszeni, wyjmując cukierka, którego podarowała mu mama przed wyjściem. Włożył go do buzi, a papierek mocno przymocował do patyka, a sam drewniany element wbił w dach prawej przedniej baszty. Wtedy wnet uśmiechnął się i był z siebie dumny. Na tyle, by nie zauważyć, że był od jakiegoś czasu obserwowany.
Była to dziewczyna wtedy o długich kręconych ciemnych blond włosach sięgających aż niemal do dolnych pleców. We włosach przy lewym uchu miała przyczepiony biały kwiat, a jej sukienka sama miała kwiatowe ubarwienie. W prawej dłoni miała pleciony koszyk otwierany z dwóch stron, wraz z wystającym niebieskim kocem. Jej znakiem rozpoznawczym rzucającym się pierw w oczy była blizna rozpoczynająca się na zewnętrznej części barku, a kończąca na na wewnętrznej części przy łokciu. Widząc Dimę od razu się uśmiechnęła, wpatrując się swoimi oczyma w równieśnika z podwórka. Dima było o tyle zaskoczony, że w przeciwieństwie do nowej koleżanki, on był ubrany głównie w spodnie z szelkami i nosił czapkę z daszkiem "JaRusskij" otrzymaną na jego poprzednie urodziny.
(Lera) - Cześć. Ładny zamek budujesz - uśmiechnęła się
(Dima) - Dzięki. Chcesz pomóc? Zostało tylko wlać wody do fosy i postawić strażnika.
(Lera) - Chętnie pomogę. Jestem Lera, a Ty?
(Dima) - Dima. Jesteś stąd?
(Lera) - Urodziłam się tutaj. Jestem dumna, że mój tata tak mi pomaga, gdy mama pracuje.
(Dima) - Moja mama ciągle zmienia miejsca pobytu. Żyjemy w drodze. Od zlecenia do zlecenia.
(Lera) - Super. Nie widywałam Cię często tutaj. Nie lubisz wychodzić?
(Dima) - Niedawno braciszek się urodził i muszę pomagać rodzinie. Czasem nie pójdę do szkoły przez to, ale mama usprawiedliwi.
(Lera) - wyjęła butelkę wody - Myślę, że wszystko się ułoży - wlała do fosy - Wygląda nieźle.
(Dima) - Potrzeba nam strażnik, aby mógł chronić nasze miasto.
(Lera) - Pan Krab może się przydać. Właśnie dostał nową pracę na pełen etat - wzięła skorupiaka do ręki - Powinien bronić skarbu, który strzeżemy w środku - umieściła wewnątrz
(Dima) - Ładnie. Dzięki za pomoc.
(Lera) - Nie ma sprawy, też się czasem nudzę. Nie ma z kim się bawić. Wszyscy wolą jakieś drogie parki do zabawy, a ja wolę posiedzieć na łonie natury przy dobrym krajobrazie.
(Dima) - Ładnie dziś jest przy tej porze roku. Nie pada, to jest szansa, że zamek przetrwa do ulewy, którą nadawali za tydzień.
(Lera) - zasłoniła twarz - Wiesz, mam pomysł. Możemy zostać przyjaciółmi, takimi najlepsiejszymi. Mogłabym poprosić tatę, czy pozwoliłby Cię przyprowadzić do domu. Bym pokazała tobie moją kolekcje plecionek, którą sama wytwarzam.
(Dima) - Hmm?
(Lera) - złapała za jego dłoń - Chodźmy na bujaczki, chcę Ci coś pokazać.
(Dima) - A co z zamkiem?
(Lera) - Pan Krab będzie go bronił. No chodź - ciągnęła za sobą - To niedaleko.
(Dima) - Urwiesz mi rękę... - pchnięty do przodu
(Lera) - usiadła na bujaczce - Pobujasz? Sama nie dam rady...
(Dima) - Spróbuję - zaczął ruszać linkami
(Lera) - Chciałam Ci pokazać mój znak Odwagi. Spójrz na ramię, widzisz to, prawda?
(Dima) - To zadrapanie?
(Lera) - Mama kłóciła się z tatą, a nie chcieli powiedzieć czemu. Tata próbował wyrwać mamie butelkę, ona ją puściła... Nie zauważyłam szkła, a chciałam zatrzymać rodziców... Przewróciłam się i przejechałem po ziemi. Dzięki temu pogodzili się, zajęli się mną. Nazwałam to znakiem Odwagi, bo dzięki temu mogłam pomóc tym, których kocham.
(Dima) - Bolało bardzo? Pamiętam jak spadłem z roweru...
(Lera) - Tylko chwilę. Byłam dzielna, tak mi tata powiedział. I miałam o takie góry słodyczy... O takie... - pokazała rękoma
(Dima) - Fajnie, że mam taką koleżankę.
(Lera) - Znudziło mi się już. Chodźmy do domu, no chodź. Tata coś przygotuje, a na pewno się ucieszy, że mam nowego kolegę.
(Dima) - Mama może się martwić.
(Lera) - Tylko na chwilę. Proszę proszę - uśmiechnęła się
(Dima) - Panie Krabie, wrócę niedługo, a Ty broń naszego dziedzictwa...!
(Lera) - Dima, no chodź... - splotła jego dłoń - Zobaczysz będzie fajnie - podskakując
(Dima) - Ładny kwiatek masz - zatrzymał się
(Lera) - Tak?
(Dima) - wyrwał czerwonego tulipana - Teraz będzie symetrycznie - podał Lerze
(Lera) - Dziękuję. To miły gest, teraz jestem jak lód i ogień.
(Dima) - Nie myślałem tak. Po prostu ładnie Ci w tych kolorach. Lubisz kwiaty?
(Lera) - Przeplatam wszystko co się da, nawet kwiatki. Przekonasz się, tylko złap mnie.
(Dima) - Ale obiecasz, że to na chwilę, brat może potrzebować mnie.
(Lera) - Przyszła Pani Sierżant obiecuje - biegła wymachując włosami
(Dima) - Lera, poczekaj na mnie! - pobiegł za nią
Teraźniejszość, 2 godziny później, okolice Sztumu
(Dima) - przebudził się - Lera...
(Seroga) - trząsł Dimą - Budzimy się...
(Dima) - otworzył oczy - Leeeee.... To tylko Ty.
(Seroga) - A kogo sie spodziewałeś? Krasnoludków z wunderwaffe? Sytuacja krytyczna. Musimy iść z buta.
(Dima) - Jak to?
(Nikita) - Wjechaliśmy w kolczatkę... Widziałem to. Ręczna robota, ale już zużyta. Kilka aut musiało już w to wpaść.
(Alona) - No to skończyło się El Dorado.
(Mihaił) - Daleko jeszcze?
(Seroga) - Ciężko powiedzieć.
(Dima) - Przejdziemy to. Ruszymy  przez leśną drogę.
(Aleksej) - Czemu leśną?
(Dima) - Mech, porasta dobrą stronę. A trochę się ostatnio poznałem z lasem z bliższej strony.
(Alona) - zaśmiała się
(Andrej) - A co ma mech do kierunku?
(Dima) - Legenda mówi, że wskazuje północ. Przekonajmy się.
(Wlad) - A jak to marnowanie czasu?
(Seroga) - Zawsze można się rozdzielić.
(Viktor) - Idziemy wszyscy. Dima, prowadzisz.
(Mihaił) - Gdyby ktoś się orientował w jakim miejscu jesteśmy...
(Alona) - przeszła się wzdłuż drogi - Jest znak na Gdańsk, o ile się nie mylę. Widziałam gdzieś nazwę Sztum... Chyba dobrze to czytam.
(Dima) - Sztum...!
(Seroga) - Coś świta - złapał się za brodę
(Dima) - Tomek i Mikołaj mi kiedyś mówili o tym mieście.
(Alona) - Tamci polacy z domku?
(Dima) - Mówili cytując "ze Sztuma wszystkie drogi do morza zapierdalają, tylko znajdź tą odpowiednią".
(Seroga) - Dobrze poinformowani byli. Skoro to nasz trop, to chodźmy.
(Dima) - Wszyscy wszystko mają?
(Alona) - podała Dimie plecak - Teraz chyba wszystko. A co z autem?
(Seroga) - Przerżnięte dwie opony przednie, silnik cały... Żal się z nim rozstawać.
(Aleksej) - Zabierzmy kluczyki, by ktoś sobie go nie przywłaszczył.
(Seroga) - Mam lepszy plan. Rozwalimy go na części, skoro my go nie mamy, to nikt mieć nie będzie - wyjął zapalniczkę - Będzie odgłos jak po fajerwerkach, lecz to konieczne.
(Dima) - Nie martwisz się o hałas?
(Seroga) - Nim to zrobi boom, nas tu nie będzie. Opóźniony zapłon - rzucił zapałkę do środka
(Alona) - Chodźmy stąd, nim nam się oberwie - wskazała drogę leśną
(Nikita) - A mogliśmy jechać normalnie. Nie mogę w to uwierzyć, że tego nie zauważyłeś.
(Seroga) - Ty na pewno byś dostrzegł. Cofnę czas i pozwolę tobie prowadzić.
(Dima) - Chłopaki... - odwrócony tyłem - Mam wam zaraz wpierdolić?
(Seroga) - ?!
(Nikita) - ?!
(Dima) - Uznam wasze milczenie za Nie. Nie spinajcie się teraz. A jeśli chcecie nadal, to nie w mojej obecności. Trzymajcie się blisko. Jesteśmy otoczeni drzewami z dwóch stron. Żadnej taryfy ulgowej, cokolwiek wyskoczy, unieszkodliwiamy. Wszystko jasne? 
(Seroga) - uśmiechnął się - No proszę. Dima powrócił.
(Alona) - Prowadź. Będziemy tuż za tobą.
Spacer przez las wydawał się spokojny i bez problemów. Jedynie do czasu, gdy minęło kilka minut od wybuchu, a w pobliżu słyszeli szwendacze mimo przebytych już kilometrów. Przechodząc obok przejścia na inną leśną drogę, spostrzegli przez liście idące stado. Kucnęli wszyscy, przyjęli się drugiej stronie, Dima usłyszał z oddali czyjąś rozmowę. Nie było słuchać wyraźnie, bo wiatr zagłuszał, lecz chłopak wiedział co zrobi wbrew innych. Postanowił się wmieszać. Razem za nim poszła reszta, gotowa na rozrachunki z trupami.
Grupa doszła do miejsca, gdzie szturm na ocalałych już zaczęto. Spostrzegł dziewczynę i chłopaka, do tego słabo uzbrojonych przeciwko takiemu stadu. Poszło kilka strzałów, wiedząc, że to może zwabić wiecej zombie, lecz to nie było dla nich istotne. Dima nie mógł pozwolić, aby niewinni zginęli, gdy miał szansę im pomóc na czas. Po przeszło kilku minutach było po wszystkim, nim trupy padły na dobre. Po wszystkim Rosjanie podeszli do nieznajomej dwójki. Dima, który miał na sobie kaptur, zdjął go i wyciągnął dłoń ku chłopakowi w szarej czapce i granatowej bluzie, dzierżący m14 w dłoni. Nieznajomy niewzruszony nie przyjął dobrze przywitania. Oczekiwali wszyscy aż ktoś zacznie rozmowę. Nikt nie próbował nawiązać dialogu, więc Dima wziął sprawy w swoje ręce. Ponownie wyciągnął dłoń i czekał na ponowną reakcję.
(Dima) - Witajcie. Jestem Dima, a to moi kompani.
(Ula) - "Ruski..."
(Mathias) - Nazywam się Mathias. A wy kim jesteście?
(Dima) - zaśmiał się - A co? Jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy pragną przeżyć. Również jak wy...
(Mathias) - Rozumiesz po polsku?
(Dima) - Niestety.
(Andrej) - Dima, o co chodzi?
(Dima) - To nic. Bez obaw. Mathias, rozumiesz rosyjski. Możesz być dla mnie jak brat. Skąd znasz tą tutaj?
(Mathias) - Każ im opuścić broń.
(Wlad) - Nie masz prawa nam rozkazywać.
(Ula) - "Nic nie rozumiem..."
(Alona) - Hej, laska. Jak się nazywasz?
(Mathias) - "Pyta się, jak ci na imię."
(Ula) - "Ja... Nazywam się Ula..."
(Alona) - Ula? Miło poznać. Alona - wyciągnęła rękę
(Ula) - uścisnęła
(Dima) - Skąd żeście przyszli? Szukamy miejsca na obóz. Jesteście tu sami? Jakoś wam pomóc?
(Mathias) - Nas było wielu, tylko coś się wydarzyło i... Rozstaliśmy się potem. Urządziliśmy się w domu niedaleko stąd.
(Alona) - Też potraciliśmy trochę. Rozumiemy.
(Dima) - Może będziemy z wami. W końcu, nie macie wyboru. Nie chcieliśmy nic istotnego od was. Pragniemy tylko być w grupie. To pomaga. Nie wiecie. Istnieje legenda, że w Polsce znajduje się wielki obóz przy morzu. Dlatego zjawiliśmy się tutaj.
(Mathias) - Zapotrzebowanie jest na pomoc, dzięki. Chodźmy.
(Ula) - "Co ty zrobiłeś. Pozwoliłeś im iść? Co powie Mariusz?"
(Mathias) - "Nie róbmy sobie nowych problemów. Ktoś z was tak mówił. To zamierzam. Gdyby chcieli nas zabić, zrobiliby to przy pierwszym spotkaniu. Może nie każdy rozumie Rosjan, ale ja jestem żywym dowodem, że da się z nimi dogadać."
(Ula) - "Ta Alona, nie podoba mi się."
(Mathias) - "Podała ci rękę. Nikt nie chce wojny, skoro podaje rękę."
(Wlad) - O czym tak gadacie? Powinniśmy wiedzieć?
(Mathias) - Takie tam.
(Dima) - Już mnie kojarzysz. Andreja, Wlada oraz Alone też poznaliście. Nie chceliśmy walki. Próbowaliśmy się dogadać, nim coś się stanie.
(Mihaił) - Jestem Miha. Dima to mój brat. Wybaczcie za tamto. Pewnie domyśliliście się, że trafaliśmy na martwych wcześniej. Trzeba ich zabijać.
(Aleksej) - Nazywam się Aleksej. Mathias, posłuchaj. Dima z Mihą znaleźli mnie miesiąc temu. Trupy dopadły mnie pod ścianą, a mogłem być martwy. Pomogli mi, a wtedy do nich dołączyłem. Każdy przeżył załamanie, tak jak z tobą?
(Dima) - Zwróć uwagę na tamtą trójkę. Seroga jest nieco niespokojny, była z nami jego siostra. Trupy ją dorwały. Pożarły ją niemal na jego oczach. Trzeba być stabilnym. Viktor i Nikita są z jego ekipy. Chcieli mnie zabić, jak zobaczyli pierwszy raz. Viktor to cwel, lecz potrafi strzelać z svd. Nikita za to jest medykiem. Kiedyś dostaniemy się do leków, on je przechowuje. Mogłbyś odpowiedzieć Aleksejowi, twoja rzecz. No tak. Kto z nas nie tracił, każdy człowiek. Przyszliśmy w Polskę, aby zmienić nasze życie. Możliwe Bóg was zesłał tutaj.
(Mathias) - Już jesteśmy. Dom. Zaczekacie za drzwami? Ja z Ulą mamy do pogadania z naszymi. Poczekajcie tutaj - wszedł
(Alona) - Nie ma co, miłe powitanie.
(Mihaił) - Wystawili nas nieco, dosłownie.
(Seroga) - oparł się o ścianę - Dajcie im czas. Do tego to są polacy. Poznałem po akcencie. Choć ten Mathias całkiem dobrze włada naszą mową. Tylko ta dziewczyna...
(Alona) - Średnio ciekawa...
(Seroga) - Tak, ale nie będziemy komuś narzucać takich gustów.
(Dima) - Oby nie zwlekali za długo. A dziewczyna według mnie normalna. Trochę przypomina Lerę, taka w głosie pełna życia i zaradności. Mimo, że praktycznie jej nie rozumiałem.
(Mihaił) - Tylko się nie rozpędzaj.
(Dima) - zdecydowanie - Nie zamierzam.
(Nikita) - Ile można się naradzać, ja pieprzę... - chodził w kółko
(Viktor) - Drogę do Chin wydepczesz w tej ziemi.
(Nikita) - To może narysuję klasy i poskaczemy sobie dla zabicia czasu.
(Dima) - Domowe przedszkole, hmm? Ciekawą drużynę sobie dobrałem - założył kaptur
(Alona) - spojrzała na Dimę - Martwisz się tym, że znów ktoś Cię wystawi?
(Dima) - Nie, ten Mathias wydawał się w porządku. Martwię się bardziej resztą jego ekipy. Jeśli są uprzedzeni, to lekko nie będzie, ale kto mówił, że w życiu będzie lekko.
(Seroga) - Dobre zdanie w dobrym miejscu - westchnął
(Mathias) - Możecie wejść - otworzył drzwi
(Dima) - Wielkie dzięki. Zdecydowaliście?
(Mariusz) - "Co on pierdoli?"
(Mathias) - "Potrzebują pomocy, tak jak my."
(Mariusz) - "Nie mam nic do nich, ale ochujałeś? I tak się z nimi nie dogadamy."
(Mathias) - "Ja się dogadam."
(Alona) - O czym mowa?
(Mariusz) - "Dość. Mamy umierającą koleżankę na górze. Pozwolicie się z nią pożegnać?"
(Mihaił) - Mathias, co on powiedział?
(Mathias) - Mam kogoś... Dziewczyna, ona umiera. Chcemy do niej.
(Dima) - Ugryziona? Powiedz.
(Mathias) - Nie, ciężko powiedzieć co z nią...
(Seroga) - Cisza... Dima, posłuchaj, ten głos... Kurwa...
(Wiktoria) - "Im nie pozwolę się do niej zbliżyć..."
(Mariusz) - "Nie mamy czasu..." - próbował iść na górę
(Dima) - Stój... - zablokował drogę
(Mariusz) - "Odpuść..."
(Dima) - Nie, zostajemy tutaj.
(Mathias) - Zostajemy? My chcemy...
(Dima) - Mathias, pobite gary... Powiemy wam, że wszyscy pójdziemy jak grupa, nie jak wrogowie. Posłuchaj. Nikt nie ujdzie, niech Bóg mi wybaczy, może nie wiem, co czynię. Lecz chcemy pomóc, wam wszystkim...
(Wiktoria) - "Nie..."
(Klaudia) - "Zamieniła się..."
(Seroga) - "Słychać już. Trup jest tutaj. Trzeba zabić... Weźcie no... Ta laska...
(Wiktoria) - "Nie zabijajcie jej..."
(Mariusz) - "Jest już martwa. To już nie jest ona..."
(Mathias) - "Zróbcie coś..." - zombie Karolina spełzała po schodach
(Dima) - Viktor, zrób to...
(Viktor) - wycelował w głowę zombie - Na pozycji. Czekam na znak.
(Wiktoria) - "Nie rób tego... Mathias, powiedz coś im!"
(Mathias) - Zrób to...
(Viktor) - strzelił - Bezbłędnie. Hej, przepraszam... - próbował dotknąć Wiktorii
(Wiktoria) - spojrzała na ciało - "Karola... Czemu mnie przy tobie nie było... Nie zdążyłam się nawet z tobą pożegnać... NIE!" - zaczęła płakać - "NIEEEEEEEE!" - krzyczała głośno
(Dima) - do Wiktorii - Przestań krzyczeć - do Mathiasa - To nie wróży nic dobrego...
(Mariusz) - "Wiki, proszę... Nie tak głośno..."
(Wiktoria) - spojrzała na Viktora - "Zabiłeś ją! Wiem, że by umarła... Ale chciałam, by umarła w innym miejscu, wśród przyjaciół... Umarła sama, nikt przy niej nie był w ostatnich chwilach!"
(Viktor) - Nie wiesz, co jest najważniejsze na świecie?
(Mathias) - Możesz odpuścić?
(Viktor) - Tak... Mogę...
(Wiktoria) - "Przepraszam, ale była dla mnie jak siostra..."
(Dima) - położył rękę na jej ramieniu - Może nie znam twojego języka... Tam mamy już. Nie pojmuję twoich idei, a rozumiem twój ból.  Możesz nas lubić lub nienawidzić. Viktor zrobił co mógł, Rozumiesz. Cel jest w głowie, między oczami... Chciałbym, aby to się nie stało, móc wrócić do moich przyjaciół - spuścił wzrok - Moich rodziców...
(Ula) - "Cokolwiek powiedział, zgadzam się"
(Mathias) - do Wiktorii" - Chce byś oswoiła się z myślą, że to coś siedzi w głowie, że..."
(Wiktoria) - "Wiem wszystko... Po prostu łatwo o tym myśleć, jak nie dotyczy twojego otoczenia. Kiedy umarła Karola, umarła część mnie..."
(Dima) - Spoko.
(Alona) - Teraz sprawdzić, czy krzyki nie przyprowadziły trupów. Obczaję - podeszła do okna
(Mathias) - "Jak długo tu zostaniemy?"
(Mariusz) - "Chcesz czekać do powrotu Osy? On nie przyjdzie, są i tak pewnie o parę godzin przed nami. Nie ma sensu tu zostawać."
(Ula) - "Co więc z ciałem?"
(Mathias) - "Była jedną z nas, trzeba ją pożegnać..."
(Klaudia) - "Chcecie grzebać zwłoki?"
(Mariusz) - "Racja, nie każdy ją lubił, ale była jedną z nas. Szkoda, że skończyły się drożdże... Może wtedy...?
(Wiktoria) - "Skąd mogłeś wiedzieć..."
(Dima) - Co takiego?
(Mathias) - Należy ją pochować. Tak trzeba. To nam pozostało. To jest i tak dług...
(Dima) - Pomóc?
(Mathias) - Tak. Weź za nogi, "Wiki, weź za ręce. Chodźmy na zewnątrz..." Alona, coś masz?
(Alona) - Nic. Póki co...
(Mathias) - "Chodźmy wszyscy. Znajdźmy miejsce na zewnątrz. Zróbmy to dla niej. Mniejsza z tym, że nie każdy sobie ufa. Jej los był naszym, należy jej się godny spoczynek..."
(Mariusz) - "Jesteś pewny, że z Nimi też?"
(Dima) - ...
(Mathias) - "Pomogli mnie i Ulce, to coś znaczy. Gdyby mieli nas okraść, zrobiliby to."
(Dima) - No to. Chodźmy - wyniósł ciało razem z Wiki
(Mariusz) - "Obyś wiedział, co wyprawiasz."
(Ula) - "On wszystko ma pod kontrolą."
(Mariusz) - "Do czasu..."
(Klaudia) - "Czyli już się zbieramy? Skoro pora."
(Mathias) - "Co krok to bliżej, nie można już zrezygnować."
(Ula) - "Z każdym dniem mam nadzieję, że dotrzemy do celu. Nigdy nie myślałam, że życie potrafi być takie trudne. Kiedy miałam wszystko, było prosto. Teraz nie mam nic, jest trudno."
Wszyscy opuścili pospiesznie budynek, zebrali się za domem, gdzie Dima i Wiktoria już czekali. Śnieg dawał się we znaki. Dima kopał dół, Wiktoria patrzyła cały czas na martwą koleżankę. Rosjanie mimo wątpliwości Mariusza, zbliżyli się. Choć dziewczyna była dla nich obca, to chcieli uszanować to iż dla Mathiasa i reszta grupy, była ona kimś ważnym. Ula podeszła do Wiktorii i przytuliła, po czym coś powiedziała jej na ucho.
(Dima) - Cholera... Ile jeszcze... - ocierał pot z czoła - kopał dalej
(Alona) - Ona była dobra?
(Mathias) - Pewnie, że była..Dobra, ale... Straciła swoje człowieczeństwo...
(Mihaił) - Co? A coś więcej... Niczego nie ogarniam.
(Mathias) - Cierpiała... Bez ugryzienia, wszelkich rzeczy nie ma... Tylko jedna przyczyna.
(Viktor) - Cholera. Źle to słyszeć. Już rozumiem.
(Mihaił) - Powiedz jedno. Czemu ty, jakoby Rosjanin, uwierzyłeś w nich? Nie chciałbym... Twoja grupa... Tylko my, chcemy... Rozumiesz, wrócić do domu, możesz z nami...
(Mathias) - Nie...
(Alona) - Mahias, pomyśl jeszcze. Oni nas nie chcą, wiesz to. No i... Nas nie rozumieją. Czego trzeba jeszcze byś zrozumiał. Sorry.
(Wlad) - Ten idiota, jak mu było... Mariusz? Niczego kurwa nie kapuję, ale wierzę... Że on...
(Mathias) - Stop. On was nie zna. Jest ok.
(Mariusz) - "Mathias, gotowe" - spojrzał na wykopany dół
(Ula) - "Co teraz? Powinniśmy chyba coś powiedzieć... "
(Mathias) - "Ktoś umie przemawiać?"
(Dima) - Pomóc? Mówicie o pochówku.
(Mathias) - Znasz się?
(Dima) - Nie jest to poziom księży, ale przy pogrzebie dziadka, czytałem mowę.
(Mathias) - Czytałeś... Powiedzieć, a nie przeczytać..
(Dima) - Masz lepszy plan? Spróbuję.
(Mathias) - "Słuchajcie. Dima zaraz zacznie."
(Ula) - "Po co przemowa, której nikt... Prawie nikt nie zrozumie?"
(Wiktoria) - "Niech mówi."
(Dima) - Przyjaciele. Drodzy kompani. Panie. Jesteśmy tutaj, aby pożegnać tą oto dziewczynę, młodą jak na swój wiek, Karolinę. Młodo umarła, chociaż mogła żyć dłużej. Wielu z nas ją znało, wielu było dla niej czymś. Uczmy się kochać ludzi, ponieważ tak prędko odchodzą. Wykopaliśmy ten grób dla ciebie, biedna istotko, abyś odeszła z honorami. Żałuję, że nie znam polskiej mowy, gdyż przemowa mogłaby brzmieć inaczej, lecz smutno... Smutno, że spotkaliśmy się tak ponurych czasach. Zabójstwa ludzi... Bieg do przodu... Bycie w zamknięciu... Strach... Żyjemy, a żyć będziemy dalej. Bóg zabrał Cię z tego świata i bądźmy dobrej myśli, że jesteś już na górze i... Dalej wierzysz w swoich. Trwali przy tobie do końca, tak działa grupa. Ta grupa się nie rozpadnie, ponieważ sama wtłoczyłaś w nią życie. Dziękujemy Ci za to. Bywaj siostrzyczko. Teraz i po wieki... - skończył
(Wiktoria) - do siebie - "Teraz i zawsze." Dziękuję Dima.
(Dima) - To pomoc. Nie chciałbym przerywać, ale trzeba ją zakopać... - podał łopatę Wiki
(Wiktoria) - Nie wiem... Czy potrafię...
(Mathias)(Dima) - jednocześnie - "Jesteś jej przyjaciółką. Zrobisz to. Dasz radę. Jesteś silna." To twoja przyjaciółka. Dokonasz tego. Poradzisz sobie. Masz siłę.
(Wiktoria) - zaczęła zasypywać grób - "Karola... Żałuję, że nie mogę iść tam razem z tobą, ale mam swoją rolę do odegrania tutaj. Mam nadzieję, że na mnie poczekasz..."
(Ula) - "Poradzisz sobie. Ona nie chciałaby, byś tak szybko za nią podążyła. Nikt z nas nie chce, prawda?"
(Klaudia) - "Norik by chciał, abym żyła dalej. Dlatego żyje nadal. Nie dzięki niemu, Osa mi pomógł... Rozmawialiśmy wtedy rano, tamtego dnia. Przekonał mnie, choć do tamtej pory, nikt nie potrafił. Jestem mu za to wdzięczna."
(Mariusz) - "Jesteśmy zespołem. Przyznaję, na początku byłem bez uczuć. Mathias jako jedyny zauważył iskrę nadziei dla niej, choć była już przekreślona... Przykro mi, że nie mogłem powiedzieć jej osobiście jak bardzo się myliłem..."
(Paulina) - "Nie zawsze lekko było, ale Karolina jest nadal z nami..". - przyłożyła dłoń do serca - "Jest właśnie tutaj i pozostanie."
(Wiktoria) - "Próbowałam ją ratować, swoją własną krwią, a i tak odwlekałam nieuniknionego."
(Mathias) - "Wyszło jak wyszło, ale liczmy się z tym, że pomogliśmy jej odejść my."
(Wiktoria) - "Przepraszam, że się wydarłam" - spojrzała na Viktora - Wybacz...
(Alona) - To nic.
(Dima) - Mathias, pora nawiewać. Śnieg może nas zabić.
(Mariusz) - "Wiki, skończyłaś?"
(Wiktoria) - "Prawie, jeszcze kawałek."
(Mariusz) - "Mathias, spytaj ich o amunicje, bo nasza jest na wyczerpaniu."
(Mathias) - Potrzeba amunicji. Jakieś zasoby posiadacie?
(Mihaił) -  Tylko dla SVD i AK47. Innych nie bardzo.
(Aleksej) - Jednakże. Słyszałem o składzie broni. Można poszukać, lecz to wasza opcja.
(Mathias) - Gdzie? Jakie miasto?
(Alona) - Nigdy nie byliśmy, miasto przy torach.
(Mariusz) - "Mamy gdzieś iść? O co biega?"
(Mathias) - "Słyszeli o składzie broni, ale nigdy nie byli w okolicy. Wiedzą tylko tyle, że to jest przy torach. Jakie miasta na północy NIE są przy torach?"
(Mariusz) - "Kurwa, nie wiem. Moja mapa nie pokazuje kolei. Wasze szczęście, że znam okolice, nic więcej. Starogard Gdański, to trop."
(Mathias) - "Jaka gwarancja, że coś znajdziemy?"
(Mariusz) - "Znikoma."
(Ula) - "Byłam w Starogardzie kiedyś. Sądzę, że wiem jak trafić."
(Mariusz) - "Prowadzisz."
(Ula) - "Tylko lekko to jest z boku naszej trasy. Chcecie nadkładać drogi?"
(Mathias) - "Kończą się nam pociski. Jak chcemy dotrzeć do Gdańska bezpiecznie, skoro jesteśmy prawie wystawieni? Osa będzie musiał poczekać."
(Dima) - Więc?
(Mathias) - Gdańsk zaczeka. Zrobimy po przyjacielsku. Broń.
(Aleksej) - Wiecie gdzie?
(Wiktoria) - skończyła - Wierzę im. Zaufałam wam. Zaufajcie nam.
(Viktor) - Jeśli znajdziemy broń czy naboje, dzielimy się. Daliśmy wam trop, a wyście się zgodzili.
(Mathias) - Jeśli nas oszukacie, będzie nieciekawie. A mnie będzie mało obchodziło, żeście nam pomogli.
(Mihaił) - Nie kłóćmy się, Mathias. Nikt nikogo nie zabije, jeśli będziemy jak grupa, a nie przedszkole.
(Mariusz) - "Wszystko załatwione? Idziemy, nie chcemy powtórki. Mathias,o co się kłóciliście?"
(Mathias) - "Nic ważnego. Po prostu znajdźmy ten cholerny magazyn. Jeśli istnieje nadal, może znajdę nie tylko amunicję do snajperki."
(Mariusz) - "Masz na myśli coś konkretnego?"
(Mathias) - "Pamiętasz moją lufę? Do tej pory powinna już dawno odpaść, ale jeszcze się trzyma. Może znajdę w magazynie coś zamiennego. Popełniłem błąd z m4, tej broni porzucać nie chce, bo umiem się nią posługiwać."
(Mariusz) - "Cóż, chociaż masz jakoś wygodnie trzymać."
(Mathias) - "Jest coś o czym powinienem powiedzieć."
(Mariusz) - "Tak przy nich? To coś ważnego?"
(Mathias) - "W sumie, nic takiego. Później pogadamy."
(Mariusz) - "Przy nich starajmy się ograniczyć rozmowy o nich do minimum."
(Ula) - "Idą przodem, robią za naszą ochronę. Ja bym się cieszyła. Mathias, myślałam za pierwszym razem, że ty też się cieszysz, że spotkałeś swoich."
(Mathias) - "Jest ukryta w nich jakaś tajemnica, nie wiem..."
(Paulina) - "Też coś odczuwam, że nie są z nami szczerzy."
(Ula) - "Dajcie spokój. Chyba ich nie wystrzelacie przy najbliższej okazji?"
(Wlad) - Wystrzelać? Słucham?
(Mathias) - Nic, tylko gadamy.
(Wlad) - Może, musiałem się przesłyszeć. Wybacz.
(Mathias) - "Ufam im, ale nie zaszkodzi ich trochę poobserwować."
(Klaudia) - "Nie za ostro? Mają przewagę. Sprzętową też."
(Mariusz) - "Klaudia i Mathias, macie racje. Trzeba zrobić to tak, by nie spostrzegli, że są obserwowani. Wystarczy zachowywać się normalnie."
(Ula) - "Póki zapewniają nam pomoc, nic do nich póki co nie mam. Jak będę miała czym się bronić, rozważymy waszą propozycję."
(Mariusz) - "Bronić? Chcesz z niej strzelać? "
(Ula) - "Kobieta nie może? Iza jakoś strzelała, Alona też."
(Mariusz) - "Nie powinniśmy schodzić z formacji. Używając wszyscy broni dystansowej narazimy się na atak, jeśli żaden nożownik nie będzie czuwać. Rozumiesz, po to jesteśmy my. W tym stanie nadaję się głównie do nożowania, to mój atut. Paula, musisz nauczyć się strzelać, wiem... Za dużo wymagam, ale jest nam to potrzebne. Kiedy ja z Ulą będziemy finiszować,  wy musicie być dywersją. Mathias, Wiktoria i Klaudia jakoś sobie radzą. Tylko ty musisz ukochana, poradzić sobie z nową sytuacją. Ja nie mam jak już ci tego pokazać. Ktoś musi ci pomóc."
(Wiktoria) - "Kobieta kobiecie pomoże. Obiecuję, że jak znajdziemy magazyn, pokażę ci podstawy.
(Paulina) - Czy to dobry pomysł? Wtedy na drodze... Prawie Cię..."
(Mariusz) - "Nie myśl o tym... To nie była twoja wina. Jeśli nie zrobisz czegoś, możemy wszyscy zginąć. Jakby zabrakło mnie? Mathiasa lub reszty? Jak byś się obroniła? Dlatego chcemy ci pomóc, byś w razie czego... Mogła przeżyć bez nas..."
(Paulina) - "Przetrwamy to razem, wszyscy. Połączymy się z Osą i przetrwamy to."
(Nikita) - O czym oni pieprzą? Tak dawno polskiego nie słyszałem.
(Mihaił) -Po prostu udawaj, że Cięto nie interesi. Reszta ma wprawę.
(Wiktoria) - "Wiesz, że to kłamstwo. Liczysz, że tak wielka grupa przetrwa? Liczebność się przydaje, ale w tym świecie oznacza to śmierć. Ktoś z nas nie doczeka lepszych czasów... Tylko, że nie my wybieramy... Zależy jak na to spojrzeć."
(Mariusz) - "Jak spojrzeć na co? "
(Wiktoria) - "Dla przykładu Przemek, ten chłopak. Bóg mógł go osądzić, a zrobiłeś to ty. Taki ten świat jest, że coraz częściej to ludzie mają podobną władze nad życiem i śmiercią, co Wszechmogący. "
(Mariusz) - "Zapomniałaś dodać, że dochodzą do tego emocje... Nie powiem, że od początku tego gówna jestem święty i odpowiedzialny. Postąpiłem parę razy źle, ale to już Bóg sam oceni na sądzie."
(Dima) - do siebie - Mathias ma z grupą dobre relacje, dobrze wiedzieć.
(Alona) - Dorównuje niemalże tobie.
(Dima) - Skąd... Jest lepszy - z podziwiem
(Mathias) - "Chciałoby się cofnąć to wszystko. Zrobić inaczej. Uratować tych, których się nie dało. Moją matkę. Łukasza. Oskara... Tyle złych wspomnień na raz."
(Dima) - Chyba kiedyś wezmę lekcje polskiego, bo to taki piękny język. Tyle bym chciał im powiedzieć, a dupa, nie mogę, bo nie potrafię.
(Alona) - Ja może też. Nigdy nie wiesz kto będzie po twojej stronie, nawet przypadkiem.
(Dima) - Otóż to.
(Ula) - "Spójrzcie na tamtych. Są drużyną, my też taką bądźmy. Nie zrozumiałam mowy tego Dimy, ale domyślam się, że każda mowa ma swój ukryty sens. Chodzi przeważnie o to, by ludzie pozostali ludźmi. W naszym przypadku o to, by grupa się nie rozpadła. Tak myślę..."
(Mathias) - "W pewnym sensie o tym mówił."
(Mariusz) - "Nie pieprzmy więcej, bo nadciąga mróz. Oszczędzajmy jadaczki."
Obie powiązane ze sobą grupy dotarły do torów, tym śladem mieli dotrzeć wprost do miasta, gdzie jest magazyn z bronią. Rosjanie nadal byli pierwsi, reszta za nimi podążała. Wiktoria musiała się zatrzymać, zrobiło się jej słabo. Mariusz półgłosem zwrócił uwagę obcym, by zawrócili na chwilę. Ula posadziła Wiktorię na skale i podtrzymywała na ramieniu. Dima odniósł dziwne wrażenie, że nowi przyjaciele coś kombinują.
(Ula) - "Dobrze się czujesz?"
(Wiktoria) - odetchnęła - "Tak. To tylko nerwy. Jeszcze do mnie nie dotarło. Tylko się czegoś napije. Macie coś?"
(Mariusz) - "Z tego co pamiętam, Ula miała jakąś wodę."
(Ula) - "No tak, zapomniałam" - zdjęła plecak - "Zaraz, gdzie to mam, znalezione" - wyjęła wodę - "Pij ile chcesz, teraz się liczy każdy członek grupy. Nie umrzesz nam tutaj."
(Wiktoria) - wypiła połowę butelki - "Nie, więcej nie potrzebuję" - oddała
(Alona) - podeszła do Wiki - Żyjesz?
(Wiktoria) - Tak...
(Alona) - Chodźmy dalej. Nie marnujmy czasu. Dalej.
(Mathias) - Ona nie może, zabijesz ją.
(Alona) - Mówiła, że da radę. Nic jej nie jest. Uwierz.
(Mariusz) - "Wiki, proszę. Im szybciej wyruszymy, tym mniej oni będą gadać."
(Wiktoria) - wstała - "Chodźmy, trzymam się."
(Dima) - Dobrze, że się troszczy o nią, ale każde opóźnienie może zabić nas wszystkich.
(Alona) - Sama zdecydowała, że jej lepiej. Raczej nie kłamałaby, aby ryzykować życiem.
(Ula) - "Tory prowadzą pewnie z Bydgoszczy. Stamtąd trupy przylazły. Jesteście pewni, że nie napotkamy oporu na miejscu?"
(Mariusz) - "Nie widziałem tego magazynu na oczy. Nie wiem jak wygląda. Zrobimy rozeznanie i nikogo z nas nie stracimy. Nie byłem także w fabryce, ale jak mówiłem, nie pozwolimy nikomu umrzeć."
(Wiktoria) - "Im bliżej, tym się mi wydaję, że to pułapka."
(Mathias) - "Nie wyczuwałem w ich głosach kłamstwa. Poza tym są ze wschodu. Nie znają okolicy, jak niby mieliby nas oszukać. Sami nie wiedzą, gdzie dokładnie jest ten magazyn."
(Ula) -" Czy chcesz ich zabrać do Gdańska? Co ludzie powiedzą jak zobaczą nas z nimi?"
(Mathias) - "W dupie mam opinie innych. Uratowali twoją dupę, oraz moją. Nie chce brać z powodu długu. Nie wkroczymy z nimi jako z wierzycielami. Tylko jako równy z równym."
(Wiktoria) - "Myślisz sporo do przodu."
(Mathias) - "A jak mam myśleć? Lepsze to niż myślenie o przeszłości. Natalia. Matka. Łukasz. Oskar. Karola. To już za nami, myśli o tym mogą spowodować ból. Wiem, że należy pamiętać o swych bliskich, ja nigdy o nich nie zapomnę, ale głośne gadanie o nich, przysporzy nam więcej bólu... Widzieliście co się ze mną stało, wiecie jak to wyglądało. Ktoś opętany tęsknotą i smutkiem nie ogarnia w danej chwili świata. Mogłem tam zginąć, lecz uratowałem się. Nie dzięki temu, co zobaczyłem w głowie, lecz dzięki wam. Byliście tam ze mną, wspieraliście mnie... Może nie każdy..."
(Seroga) - Przyznać trzeba, ma gadane. Jestem pod wrażeniem.
(Dima) - Lera miała podobny charakter do niego, dobrze wykorzystuje zdobyte informacje i rozporządza nimi.
(Mariusz) - "Było chujowo tam na dole. To ci przyznam. Osa cały czas został przy tobie, kiedy niektórzy bali się coś powiedzieć."
(Ula) - "To prawda, cały czas chciał ci pomóc. Nie zapomnę twarzy Izy. Trzęsła się, nie mogła nic wykrztusić. Ten moment... Kiedy przytuliła Cię. Od razu wiedziałam, że jej na tobie zależy i nie mów mi, że nie. Ja wiem co widziałam. Jesteś twardy, ale ja wiem jak to jest. Widziałam wasze pożegnanie. Tak obce osoby się nie żegnają. Jej zależy na tobie, a tobie zależy na niej."
(Mathias) - "Nie twierdzę, że nie."
(Dima) - Usłyszałem, że... No tak... Mathias mówił o obecnym świecie,  o waszych znajomych... Nie żyją? Poważnie?
(Mathias) - Tak było. Nasza historia.
(Dima) - Jesteśmy razem. Opowiedz.
(Wiktoria) - Nie, to jego wybór. Nie chciał. Zrozumiałeś?

Offline

 

#2 2016-04-14 20:49:49

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 6 - Ogień wciąż płonie

(Dima) - Nie. Niestety.  Co się wydarzyło przed nami?
(Mathias) - Mówiłeś już. Przyjaciele. Aktualnie martwi. Takowa historia.
(Mihaił) - Nie denerwuj się Mathias. To pomoc.
(Mathias) - Dima, weź spierdalaj, jasne?
(Dima) - Spokojnie. Nic się nie stało.
(Wiktoria) - Hej,panowie. Już!
(Alona) - Dima. Mathias. Kurwa wasza... - uderzyła Dimę
(Mathias) - No i fajnie... - otrzymał cios od Alony - Za co...
(Alona) - Wiesz za co. Lepiej?
(Dima) - Nieźle.
(Mihaił) - Więc...
(Alona) - Jedyna opcja, bym mogła ich ogarnąć.
(Ula) - "Niezły prawy sierpowy. Ale jednak musi trochę potrenować, daleko jej do mnie. Szkoda, że Osy nie ma. Bym zademonstrowała."
(Wiktoria) - "Mathias, wiem kto zaczął. Wybacz, że tak wyszło. Nie mieli prawa pytać Cię o takie szczegóły."
(Mathias) - "Nie jesteś ich sekretarką by się za nich tłumaczyć. Dostałem po twarzy i jest ok.
(Mariusz) - Zaczyna mi się to nie podobać. Do tej pory nic się nie działo. Nigdy nikt nas nie zaatakował tak."
(Mathias) - "Sprawdzał mnie. Dostaliśmy słusznie. Kłótnie sensu nie mają."
(Dima) - Patrzcie. Niedaleko miasto. Ładnie.
(Mathias) - "Dotarliśmy."
(Ula) - "Pamiętacie rozmowę o naszej taktyce? Cały czas obstawiamy, że ktoś musi być nożownikiem? Chciałabym może zadecydować za siebie."
(Mariusz) - "Niech będzie. Nie jestem tyranem, by zabraniać komuś wyboru. Okaże się na miejscu, czy ten magazyn istnieje."
(Klaudia) - "Wreszcie. Paula, widzisz?"
(Paulina) - "Widzę. Mariusz, mogę jakoś pomóc?"
(Mariusz) - "Dam sobie radę jakoś. Jak będę chciał czegoś, przekaże ci to."
(Ula) - "Nieźle się zapowiada."
(Mariusz) - "Zbyt często się przejmuje mną."
(Ula) - "Miałam na myśli miasto. Co do was, nie wtrącam się. Póki się nie zabijacie, ja w to nie wchodzę. Taka rada ode mnie, pilnuj ją. Jest dziwna, racja. Dlatego powinieneś uważać, by czegoś nie odwaliła."
(Mariusz) - "Nie mogę mieć wglądu na każdego. Wystarczy, że naszych znajomych obserwuje. Niech ktoś inny ma na nią oko."
(Dima) - Otwieramy draństwo? Chodźmy - pokazał na bramę
(Mihaił) - Długo mnie nie trzeba namawiać - pobiegli
(Klaudia) - "Ja mogę..."
(Mariusz) - "Nie nadajesz się. Jesteś zbyt krucha do tego."
(Klaudia) - "Przeprosiłam za tamto..."
(Wiktoria) - "Wiem o co mu chodzi, nie chodzi o tamto. Ja się mogę tym zająć. Nie dziwi was, czemu idzie na końcu? Ukrywa coś?"
(Mariusz) - "Może śmierć Karoliny też do niej dotarła dopiero teraz. Nie znam się."
(Mathias) - "Moim zdaniem, jest coś jeszcze. Nie wiem co. To normalne nie jest."
(Ula) - "Póki się nie zabijacie, ja w to nie wchodzę."
(Mariusz) - "To twój stały tekst?"
(Ula) - "Przepraszam. Tak mi się wymsknęło. O Chryste... - spojrzała na bramę - Jesteśmy. Próbują otworzyć. Może im pomożemy?"
(Mariusz) - ...
(Ula) - "No tak. Zapomniałam. Mathias, Wiki, znacie ich powiedzmy. Idźcie im pomóc."
(Mathias) - "A ty co planujesz?"
(