#1 2016-03-18 16:36:58

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 22 - W pogoni

Mathias nie zawahawszy się wcale, podbiegł do Norberta i podał mu swą dłoń. Razem z Marcinem wciągali go ponownie do środka, a reszta ekipy rozstawiona po wagonach upewniała się, że obcy nie zakłócą tego procesu. Nieznajomi nie zważali na hałas, bezlitośnie strzelali do pociągu, nawet w tory, by tylko wykoleić pociąg. Osa co chwilę obserwował wskaźnik temperatury i doglądał wstecznego lusterka. Przeciwnik za żadne skarby nie chciał odpuścić, to był wóz lub przewóz dla wszystkich. Jeśli dadzą się złapać, ich historia skończy się w tym miejscu bezpowrotnie i nikt nie dowie się nic, bo czego można się dowiedzieć więcej od martwych ciał z przestrzelonymi czaszkami.
(Norbert) - agresywnie - Zaraz spadnę...
(Marcin) - Mathias, zaprzyjmy się i szybki wciąg w lewo. Piszesz się?
(Mathias) - Do dzieła... - zaparli się
(Marcin) - Teraz... - przejście w lewo
(Mathias) - Dasz radę?
(Norbert) - wdrapał się - Tak... - dyszał - Dzięki... - dołączył
(Osa) - Cały jesteś, cwelu?
(Norbert) - Hmm?
(Osa) - Możesz pomóc coś? Weź swoją pukawkę i pomóż reszcie... Mamy gliny na ogonie...
(Marcin) - Wymyśliłeś sobie to.
(Osa) - Co ja poradzę, że pogonie kojarzą mi się z policją.
(Mathias) - Coś z przeszłości, o czym mówić nie chcesz.
(Osa) - Otóż to. A teraz zapierdzielać... Nie mamy czasu... Jak będą tak jechać cały cza do samej granicy, to gówno zrobimy... Zróbcie coś...
(Mathias) - Zamiast strzelać do ludzi, pozbądźmy się ich maszyn.
(Osa) - To traf jakoś w te opony, to Ci osobiście pogratuluje. W głowę prościej trafić.
(Mathias) - przygotował m14 - Nie będę zabijał, chyba, że jest to konieczne - ustawił się przy oknie
(Osa) - Strzelajcie w głowy. Nie oszczędzajcie nikogo, tak jak oni by zrobili z nami.
(Mathias) - Uszkodźcie tylko opony, nie róbmy zbędnej rozróby.
(Marcin) - Jestem przygotowany... - ukrył się za ścianą - Oni mają celne oczy...
(Mathias) - wycelował w oponę - chybił - Niech to... Zrobili unik...
(Weronika) - wzięła oddech - strzeliła w szybę - Prawie...
(Marcin) - Trafiłaś?
(Weronika) - Poszła tylko szyba, ale im nic nie jest...
(Mathias) - pobiegł do drugiego wagonu - Jak sytuacja?
(Ula) - Próbowaliśmy ich obić, ale unikają tego. Co ledwo się drasnęło jednego...
(Marta) - Może powinniśmy nie strzelać na raty. Jeden po drugim.
(Mathias) - Jakbyśmy mogli przewidzieć ich ruchy...
(Marta) - Nie trzeba zgadywać. Wystarczy zapoznać się z terenem. Są w tyle, więc wypadałoby strzelać od przodu, a potem wpadną w szyk naszego ognia. Chaotyczne działanie nic nie da, a tylko przedłużymy to.
(Mathias) - Słyszeliście?
(Marcin) - Czyli mamy zacząć.
(Mathias) - Dopiero jak będę blisko siebie. Wtedy zaatakujemy - pewnie
(Patryk) - Gotowy.
(Wiktoria) - Gotowa.
(Dorian) - Gotowy.
(Iza) - Gotowa.
(Marta) - Gotowa.
(Ula) - Gotowa.
(Norbert) - Gotowy.
(Joanna) - Gotowa.
(Weronika) - Gotowa.
(Marcin) - Gotowy.
(Mathias) - przymierzył się - Zaczekajcie chwilę...
(Osa) - Dobrze to rozplanowałeś, bo coś...
(Mathias) - spostrzegł kolumnę - Teraz...
Strzały z pierwszego wagonu były częściowo celne, jedna opona i przednia szyba została zbita przy pierwszym aucie, co zakłóciło momentalnie pościg. Jednakże odpowiedzieli większym ogniem i przyśpieszyli. Nie spodziewali się nawrotu salwy. Obronny kontratak ponowił się, przy czym ludzie z drugiego wagonu dopełnili swego. Przypadkiem jeden kierowca dostał w głowę, a pociski przeleciały przez tylną szybę na drugie auto.
Przeciwnicy wyczuli, że z pociągu atak może ich roznieść w ciągu kilku minut. Przebili się do przodu w innej formacji. Po drodze jeden pasażer wyrzucił ciało zastrzelonego kierowcy i zajął jego miejsce. Ze swoją wściekłym wyrazem twarzy podjechał jak najbliżej pociągu i próbował zmusić kolegów do wtargnięcia na pokład maszyny. Mathias wyczuł to i od razu strzelił oponenta w rękę, gdy ten sięgał do barierki. Odruchowo zaczynał odjeżdżać kierując tylko prawą dłonią, to był znak dla Marcina, który miał czysty strzał. Dobrał swą strzałę, odmierzył i wystrzelił. Grot trafił w oponę, która od razu ze szła z koła i za śladami zaczęły pojawiać się iskry. Nim się zorientował co się dzieje, Marcin przygotował drugą strzałę i strzelił nieznajomemu w szyję. Ten ciągle dychał i aktem samobójczym próbował siłą staranować pociąg, poprzez mały pagórek, który znajdował się przed nimi. Dobrał chłopak trzecią strzałę i ze zdumieniem zadał ostateczny cios rywalowi prosto w głowę. Auto zaczęło się zapalać, a dwa pozostałe mobile nie dawały za wygraną. Jeden jechał po lewej stronie, drugi okrążył pociąg i atakował z prawej.  Grupa musiała mieć oczy z każdej strony.
(Osa) - Do jasnej cholery... Zaraz przestrzelą sterownie, a wtedy w pizdu pojedziemy...
(Marcin) - Okrążyli nas.
(Osa) - Jest was więcej do groma... Rozwalcie ich... A nie jak Mathias, tylko by oszczędzał. Tak to się kończy... Gdybyście tylko mnie słuchali... - spoliczkowany
(Ula) - Mathias wie, co robi.
(Mathias) - Strzelajcie przed nimi. Wtedy kula prędzej w nich trafi, jednak nadal jestem za oponami, a poza tym... - usłyszał wybuch
(Osa) - Coś ostro jebło...
(Mathias) - No dobra, rozwalcie ich.
(Marcin) - wycelował - Mathias... - odpuścił - Nie trafię ich z łuku, za szybko się poruszają...
(Ula) - Nawet pistolety nie mogą sięgnąć. Połapali się... Cholera... - uniknęła trafienia
(Marta) - Prędko plan do... - schowała się - Osa, jakieś sugestie?
(Osa) - Jakbyście się z nimi nie...
(Ula) - podniosła z ziemi strzelbę - Mogę pożyczyć?
(Osa) - Przecież nie umiesz tego używać...
(Ula) - Ja...? - wymierzyła lekko w prawo - To patrz, młokosie... - strzeliła w oponę
(Osa) - Omg...
(Ula) - przeładowała - Teraz druga... - trafiona - przeładowała - przeszła na drugi wagon
(Marcin) - Cofa się...
(Ula) - Zajmę się tym, tylko niech ktoś mnie chroni...
(Marta) - Mathias, potrzebuję synchronizacji. Razem zdejmiemy go.
(Mathias) - Pewnie... - przykucnął obok Marty
(Marta) - Bierzesz dalszą oponę, dobra? Zabiorę się za drugą. Tylko potrzeba tego momentu.
(Mathias) - Mogę liczyć na komitet odwracający uwagę?
(Weronika) - Zatrzymamy ich jak tylko się da, tylko...
(Mathias) - Dam radę, po prostu muszę...
(Marta) - Pamiętaj, równy oddech... Nie mamy za wiele szans na powtarzanie tego w nieskończoność.
(Mathias) - wymierzył w prawą oponę - Widzę ją...
(Marta) - Jest jakby ich dwóch... Akurat jest zbocze zaraz... To nasza szansa... W tej chwili...! - gotowa
(Mathias) - wytężył wzrok - Policz do trzech ze mną... Raz...
(Marta) - Dwa...
(Mathias) - Trzy... - podwójny wystrzał
(Marta) - obok Marty przeleciał pocisk - Boże... - upadła
(Mathias) - podał rękę - Nic Ci nie jest?
(Marta) - Widziałeś to...? - wstała - Zobacz - pokazała na zewnątrz
(Mathias) - Ewakuowali się... - spojrzał na Martę - Udało się.
(Marcin) - dotknął ramienia Mathiasa - Jeszcze nie...
(Ula) - Mamy problem, trochę się zagalopowałam...
(Osa) - No powiedz im...
(Mathias) - Hmm?
(Ula) - Wystrzelałam całe ammo, a oni nadal jadą...
(Marta) - My ściągnęliśmy jednego.
(Osa) - Dobre i to. Może skupmy wszystkie strzały ponownie.
(Mathias) - To nie zadziała. Nie ma żadnej przeszkody, łatwo to uniknie, a my stracimy amunicje...
(Osa) - Co zatem proponujesz, bracie?
(Mathias) - Wytyczmy kto czego pilnuje. Wtedy będzie prościej zaatakować.
(Osa) - Pomijając, że jeden z nich zginął, oczywiście przez przypadek.
(Marcin) - Ten umrzeć musiał.
(Mathias) - Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z założeniem. Nie nauczyłeś się tego, Osa?
(Osa) - marudził - A ten znów zaczyna...
(Iza) - Mathias, co proponujesz? Mów, proszę - uśmiechnęła się
(Mathias) - Iza, Wiki, Dorian... Starajcie się ostrzelać szyby z każdej strony.
(Iza) - Zrozumiałam.
(Wiktoria) - Wedle rozkazu.
(Dorian) - Pierwszy raz Cię widzę jako dowodzącego.
(Mathias) - Miejmy nadzieję, że nie ostatni. Marta, Ula... Postaracie się uszkodzić tylne opony.
(Ula) - Ciężko będzie z pistoletami, ale dam z siebie wszystko. Choćbym miała znów całe ammo wyczerpać...
(Marta) - zaśmiała się - Moje oko rzadko chybia. Podkreślam, rzadko.
(Mathias) - Weronika, Patryk... Obserwujecie teren wokół. Nie możemy sobie pozwolić na dodatkowy problem. To moment, gdy jesteśmy najbardziej bezpieczni, a zarazem najbardziej odsłonięci na atak.
(Weronika) - Nie zawiodę - podbiegła do barierki - Nie wiem, czy dobrze widzę, ale skarpa jest za mniej więcej kilometr...
(Patryk) - Jeśli nie zdejmiemy go teraz, ucieknie nam... Sprowadzi posiłki i...
(Osa) - Wtedy rozjebiemy również ich. Wiesz, tylko na to czekam...
(Mathias) - Pozostała kwestia przednich opon i postrzału.
(Marcin) - Zostałem tylko ja, więc...
(Mathias) - Możesz mieć na oku co mogą zrobić...? Jeśli nie uda mi się z oponą, postaram się go unieruchomić, lecz nie zabijać.
(Marcin) - Już trochę mnie znasz. Mi jak coś dać, to... Jestem trochę niecierpliwy.
(Mathias) - Nie będzie potem czasu na pytania. Jeśli dam wam znać, atakujecie. Jeśli proszę was o zaprzestanie, toteż robicie. Zachowajmy szyk. Tylko to możemy zrobić.
(Ula) - zdecydowanie - Do dzieła.
(Marcin) - ustawił się - Osa, lekko możesz dać speeda?
(Osa) - Raczej kurwa niemożliwe...
(Marcin) - Więc musimy sobie poradzić po swojemu. Jestem gotowy, Mathias. Zróbmy to.
(Mathias) - Pozostali na miejsca. Nie możemy pozwolić sobie na pomyłkę... Już nie.
Grupa skupiła się na swoim zadaniu. Każdy znał swoją powinność. Ostałe auto było jedynym celem, a jego kierowca ledwo nadążał z unikami. Jego kolega obok ostrzeliwał pociąg, lecz przy slalomach kół, perfekcyjne strzały mogły być tylko złudzeniem. Desperat postanowił wejść na dach, zaczepił się przy tym linką do barierki na dachu. Wyczekiwał momentu, gdy przyjaciel zbliży się wystarczająco do pociągu. Wtedy wyciągnął linę, która go trzymała i przymocował do niej hak, po czym rzucił. Narzędzie zaczepiło się barierki pociągu. Marcin prędko zdjął hak, ale to był tylko pretekst, by oponent rzucił go jeszcze raz, a przy skręcie pociągu, siła sprzyjająca pozwoliła mu dolecieć na pokład maszyny. Od razu Mathias z Marcinem wykorzystali sytuację i w biegu razem uderzyli wroga z całej siły w twarz. Zdezorientowany nieznajomy złapał się za szczękę, po czym jedyne co zobaczył to chwyt za jego kurtkę i wypchnięcie go z pociągu. Nie umarł, lecz tylko i wyłącznie przeturlał się po trawie.
Wkurzony ostatni desperat nie miał szans, został sam. Mathias kończąc pogoń strzelił mu w przednią oponę. Człowiek próbował ratować auto, ale jedynie nie przewidział, że przed sobą miał skarpę, a za nią wielki spad w dół prosto do wody. Próbował wyskoczyć na czas, lecz jego kurtka zaczepiła się o drzwi, a nim zdołał się uwolnić, razem ze swoim pojazdem runął kilkanaście metrów w dół.
(Mathias) - rozglądał się - To chyba wszyscy...
(Marta) - Na to wygląda.
(Marcin) - Daliśmy radę. A to dzięki współpracy, a nie świadomemu zabijaniu, bo tak jest szybciej...
(Osa) - A czy ja coś mówię? Brawo Marmur, żeś się spisał.
(Marcin) - To Mathias się pisał. Ja tylko uczestniczyłem w jego planie.
(Osa) - A jak się ma Norbi?
(Nobert) - Na tyle, by móc ci zasadzić kopa. Co to było powiedz mi...?
(Osa) - O czym mówisz?
(Marcin) - Dobrze wtedy słyszałem. Chciałeś, aby spadł w dół?
(Osa) - Gdybyśmy nie byli zorganizowani, nie byłoby innego wyjścia. Wolisz stracić kilku czy jednego? Cena minimalna za dobro ogółu to raczej żadna ofiara.
(Norbert) - Prowokujesz, ale nie przywalę Ci.
(Osa) - Słuszna decyzja, bo tylko ja tu się znam na mechanice tego pojazdu. Nie bym miał się za lepszego, ale możecie zawsze mnie zastąpić.
(Ula) - Weź już nie zaczynaj. Ile zostało tak do miejsca docelowego?
(Osa) - Płock to gdzieś z godzinę, ale mieliśmy chyba...
(Dorian) - Zahaczymy po drodze w jedno miejsce.
(Wiktoria) - No tak... Twój brat...
(Dorian) - Nie wiem, na ile to jest wiarygodne, ale muszę to sprawdzić.
(Wiktoria) - Ile ja bym dała, by Karola tam mogła być... To przeszłość, z której nie potrafię się uwolnić. A wracając te strony znów to odczuwam...
(Dorian) - Karola...?
(Iza) - Nasza dawna znajoma.
(Dorian) - Skoro jej tutaj nie ma, to musi oznaczać... Umarła?
(Wiktoria) - oparła się o ścianę - Tak, dobrych kilka miesięcy temu.
(Dorian) - Chcesz odwiedzić jej grób?
(Wiktoria) - Nie, a poza tym to za daleko, by się cofać. Zakończyłam to wtedy i nie będę niepokoić zakopanych prochów.
(Dorian) - Nie bałaś się wilków czy czegokolwiek, co może to odkopać?
(Mathias) - Upewniliśmy, że nikt się tam nie dostanie. Przykryliśmy warstwą kamieni, a pod nimi dwumetrowy dół. Właściwie to nie My ją chowaliśmy, tylko Dima.
(Dorian) - Jego już kojarzę. Mówiłeś coś wcześniej.
(Marcin) - Nie wypominajmy już tego. Ci, których nie ma, bo umarli czy odeszli... To jest za nami.
(Mathias) - Z tym się nie zgodzę. Póki tkwimy w tym bagnie razem, nie ma mowy o zapomnieniu. Na każdym kroku myślisz, nawet tego nie wiedząc.
(Iza) - Proponuję usiąść, rozluźnić się... Dobrze, rozluźnić się to może nie jest najlepsze słowo. Po prostu nie wszczynajmy awantur.
(Ula) - Iza ma rację. Pozbyliśmy się tamtych, to najważniejsze - usiadła
(Osa) - Popieram. A wy tam siedźcie póki możecie. Za niecałą godzinę robimy postój przy kujawskim.
(Mathias) - spojrzał na swój miecz
(Marcin) - Mogę dotknąć? Wiele mieczy widziałem. Te wykute przez prawdziwych kowali, a poprzez takie robione w chińskich fabrykach... Powiem Ci tak - gładził klingę - Czegoś takiego nie widziałem.
(Weronika) - Podniecasz sie jakimś kawałkiem stali.
(Marcin) - Wera, to nie jest zwykła stal. Jest w niej coś... - skaleczył się - Cholera...
(Ula) - Nie można was spuścić z oka... - rzuciła bandaż
(Marcin) - owinął rękę - Ciągle ostry... A te zdobienia i zagłębienie... Kto mógł to wykuć, bo na pewno jest to oryginał...
(Mathias) - Nie wiem. Przynajmniej na razie.
(Marcin) - Liczysz na odpowiedź?
(Mathias) - Czasem same się pojawiają. W najmniej spodziewanym momencie.
(Weronika) - Jak ludzie zaczynają widzieć w stali coś więcej niż tylko narzędzie, to powoli to idzie w złą stronę...
(Patryk) - Tak ładnie się mieni... - próbował dotknąć
(Marcin) - Dudas, weź lepiej nie, bo pobrudzisz. Jeśli pozwolisz, mógłbym go nosić, Mathias.
(Mathias) - Są pewne rzeczy, których się nie pożycza.
(Osa) - Nie obraź się, Marmur, ale wiem o kto najlepiej zająłby się tym.
(Mathias) - Jest taka jedna osoba. Tą osobą jest... Iza... - przed wszystkimi
(Iza) - Ale ja... Nie mogłabym...
(Mathias) - Nie jest na zawsze, ale póki nie dojdziemy, powinnaś go pilnować.
(Marcin) - Dobry plan, ostre jak diabli. Mam nadzieję Iza, że masz rękawice skórzane.
(Iza) - Nie mam...
(Marcin) - Wera ma drugie w plecaku. Przynajmniej miała jak ostatnio sprawdzałem.
(Weronika) - Moment... Marcin, czy ty mnie podglądałeś, kiedy ja... No wiesz...
(Marcin) - Możemy do tego nie wracać...? Przeprosiłem Cię wtedy...
(Weronika) - uśmiechnęła się zalotnie - No skoro tak, to chyba mogę jakoś pomóc... - zajrzała do plecaka
(Mariusz) - zaszedł od tyłu - Cześć, tęskniliście?
(Marcin) - Nie przypominam sobie, byś nam pomagał...
(Mariusz) - No bo nie pomagałem. Jestem inwalidą, zapomniałeś? Jestem dobry na bliski dystans, a w tej sytuacji bym tylko oberwał. Usadowiłem się na końcu wagonu i przeczekałem wszystko.
(Mathias) - To ten wagon, do którego nie patrzyliśmy...?
(Mariusz) - Dokładnie ten.
(Weronika) - wyjęła rękawice - Nie wiem czy w twoim rozmiarze, Iza... - podała - Ale powinny pasować.
(Iza) - naciągnęła lewą rękawicę - Hmm... - poruszała palcami - Wydaje się dobra.
(Weronika) - Załóż komplet, to sie przekonamy.
(Iza) - naciągnęła prawą rękawicę - Nie jest tak źle.
(Marcin) - Do tego żelastwa potrzeba rękawic, nie wiemy jak bardzo to jest ostre.
(Iza) - do Weroniki - Mam je potem oddać?
(Weronika) - Nie musisz, mam swoje w końcu.
(Iza) - oparła się o ścianę - I jak wyglądam?
(Ula) - Iza, skarbie... Bez urazy, ale nie widzę Cię machającej mieczem. To trochę ponad twoje siły. Ale gdybym Cię nie znała, to uznałabym, że nawet dodaje Ci to ostrości.
(Marta) - Ostry miecz, ostra laska. Wszystko na swoim miejscu.
(Joanna) - A ty, Mathias...? Rozgryzłeś jego obsługę?
(Mathias) - Hmm?
(Joanna) - Mówiłeś w Kwidzyniu wtedy, że musisz się nauczyć tym walczyć.
(Mathias) - Do praktyki potrzeba czasu.
(Marcin) - Najlepszą praktyką jest próbowanie. Spotkamy paru sztywnych, to potrenujesz. A na kim chcesz trenować? Chyba nie chodziło Ci o ludzi...
(Mathias) - Broń jest bronią, mało istotne do czego jest. Możemy nie trafić na kolejnych takich nieprzyjaciół, którzy będą do nas dostosowani. W walce na bliski dystans nigdy nie wiesz. Ludzie to najgorsze bestie, które momentami lepiej planują niż trupy... Wystarczy jeden nieostrożny ruch i koniec. Tak jest wszędzie. Nie trzeba przykładów szukać daleko.
(Marcin) - Nie byłem z wami od początku, także...
(Mathias) - Jeśli chcesz robić coś za wszelką cenę, to w końcu tracisz grunt pod nogami. Działasz z myślą o swoich, ale nie myślisz o konsekwencjach. Coś kosztem czegoś. Toteż jeśli nauka pomoże mi bardziej chronić swoich i siebie, to jestem gotowy, aby tego dokonać.
Na północy to zgubiło ludzi, bo nie działali razem, tylko każdy robił swoje i myślał, że da radę. Północ upadła, a jeśli My nie zrobimy nic, to reszta kraju upadnie razem z nami.
(Osa) - Co chcesz przez to powiedzieć?
(Mathias) - Wrócimy do miejsca, gdzie to się wszystko zaczęło. Odbudujemy to, co zostało zniszczone i sami staniemy na czele nowej narodowej rewolucji. Nie ma innych, którzy by nam pomogli. Rząd ma swoje sprawy, Unia Europejska ma swoje sprawy... Amerykanie i NATO mają ważniejsze sprawy niż wypełnianie swojego dekretu, który podpisywali na łamach poprzednich konfliktów.
Świat zapomniał o Nas, a jeśli sami się nie upomnimy, to nikt za nas tego nie zrobi... Stworzyć nową rebelię, to co trzeba zrobić, a przynajmniej mam takie założenie. To co zawiodło na północy, nie może i nie ma prawa powtórzyć się w centrum. Wiecie sami jak to działa, wiecie jak się mówi o Mazowszu.
(Marcin) - Jak się mówi?
(Mathias) - Centralna Zapora Środkowej Europy... A gdy nadejdzie sądny dzień, a na pewno kiedyś nadejdzie, będziemy pod wielką presją, by nie dać się sforsować. Jeśli My upadniemy, zaraza rozprzestrzeni się na dalsze regiony. Kraj podupada, a jeśli nie zrobimy nic, skończymy jak większość ludzi. Będziemy się błąkać w pieprzonym amoku, bez duszy, cierpiąc dalej i zadając ból coraz szerzej...
(Iza) - spojrzała na Mathiasa - Tylko działając razem możemy to osiągnąć.
(Mathias) - Potrzebny jest lider, który poprowadzi to wszystko, którego ludzie poprą. 
(Ula) - Sądzę, że już mamy takiego - zrobiła ukłon - podeszła do Mathiasa
(Iza) - odwróciła się - Lepszego takiego nie znajdziemy - przytuliła
(Mathias) - Proponuję byśmy utworzyli organizację, która pokaże jeszcze światu, że Polska się nie poddała. Polska jeszcze nie zginęła... W tym momencie powstaje Dywizjon Wilka , a wszyscy tu obecni już do niego należą. Razem odbudujemy to, co zostało zniszczone - z pewnością - Niech nasza służba pokaże światu, ile jesteśmy dla niego warci - wyciągnął rękę - Teraz wszyscy...!
Na ten gest wszyscy złożyli dłonie na ręku Mathiasa. W ten sposób powstał Dywizjon Wilka, prymitywna nazwa, która w danym momencie nie znaczyła jeszcze nic, a z biegiem czasu miało się to zmienić. Ludzie potrzebowali pobratymców, którzy zjednoczą rozbity już kraj. Kolejnej grupy, która walczy o swoje, ale już nie tylko o swoje przeżycie, lecz również o przeżycie innych. Gdy nastały czasy, kiedy instytucje międzynarodowe przestały się interesować Polską, przyszła pora, gdy sami obywatele  będą musieli zatroszczyć się o swój naród, o który walczyli niegdyś ich przodkowie wiele istnień temu. Mathias swoimi słowami zyskał poparcie u wszystkich swoich towarzyszy, nawet u tych, którzy z początku mieli go na dystans. Przekonał także on sam siebie, aby umacniać walkę zamiast ją ograniczać. Posuwać się do przodu, nie pogrążając niewinnych za sobą.
Chłopak był zdeterminowany, by po najbliższym postoju, od razu dotrzeć do rodzinnego miasta. Nie przyjdzie mu to z łatwością, znów widzieć stare obrazy z przeszłości, ale wiem co musi zrobić w pierwszej kolejności. Dotrzeć do swojego mieszkania i pochować swoich rodziców, by w końcu zaznali wiecznego spokoju.  Osa był szczególnie zaskoczony słowami przyjaciela, ponieważ nigdy nie posądzał go o to, że wróci do starego systemu dowodzenia, który wymyślił właśnie Osa, gdy jeszcze wcale się nie znali osobiście. Spojrzał na Mathiasa, będąc ciągle w podziwie, jak to wszystko osiągnął. Mimo, że wiele razy upadał i nie miał siły wstać, to podnosił się. A mógł jedynie domyślać się, co lub kto może dawać mu siłę do dalszej walki. A z powodu, że prowadził pociąg, nikt na szczęście nie mógł zobaczyć jego miny, która mówiła wszystko o tym, jak wszystko kiedyś zaczęło się niewinnie, a w tej chwili wszystko idzie w dobrym kierunku. Ponieważ jest tutaj z przyjaciółmi oraz z bratem, którego nosi w sercu. Grupa zauważyła jak zachowuje się Osa, Marcin podszedł do niego, położył rękę na ramieniu i powiedział "Lepsze jutro kiedyś nadejdzie, wierzę w to".
Godzinę później,  w pobliżu granicy z Kujawskiem
(Mathias) - oparty o ramię Izy - Czy już jesteśmy?
(Osa) - Jeszcze nie, ale już blisko. Przypominam sobie to miejsce.
(Iza) - Przysnąłeś?
(Mathias) - Nawet nie wiem kiedy... I nie chodziło mi wtedy, że jak mi zginiemy to wszyscy zginą, tylko...
(Ula) - Tego co się nauczyłam przez ostatnie miesiące jest to, że czasem mówisz szyfrem. Chodziło o to, by pokazać, że My traktujemy ludzkie życie poważnie i choć my będziemy się starać o to, by ono przetrwało jak najdłużej.
(Mathias) - Hmm...
(Ula) - Coś takiego zrozumiałam, chociaż można rozumieć to na różne sposoby.
(Joanna) - Może to zabrzmi głupio, wracając do tamtego, ale choć My wybierzemy własne przeznaczenie sami. Nie liczymy się z innymi, którzy nas nie szanują. Pracujemy wszystkim co mamy, by tylko dotrwać jutra. Gdyby ludzie pojęli to i starali się pomóc, byłoby od razu lepiej.
(Marcin) - A właściwie po co komu nazwy? Nasz dywizjon to tylko zwykła grupa, a zbieg zdarzeń pozwolił nam nazwać nas samych. Mathias, tylko powiedz, czemu Wilk jest w nazwie?
(Mathias) - Zanim dopytasz, nie chodzi wcale o to... Z czym ja mam do czynienia, chodzi o coś znacznie więcej.
(Iza) - Zaradność?
(Mathias) - To też, Wilki radzą sobie razem ze sobą. Są watahą, współpracują i umieją sobie poradzić w najcięższych sytuacjach. Także potrafią wiele przetrwać, a poharatane przez los, mogą obrócić swój ból na coś innego. Coś co łączy nas z nimi... Łączy nas Przywiązanie, innymi słowy na nasz dialekt, Przyjaźń, a u niektórych... - spojrzał na Izę - Nawet miłość. Wilki walczą o przetrwanie nie od dziś, a na moim przykładzie wiecie, że byłem niczym stary volk na skraju śmierci, a mimo to, żyję dalej. Wszystko jest realne, a moje oko dostrzega to, czego nie dostrzegałem wcześniej. Widzę mrok naszych czasów i bowiem tylko zjednoczeni możemy to przezwyciężyć. Analiza naszych błędów i próba ich naprawy to jedyny dobry nauczyciel. Dbajmy o to, a podniesiemy się z kolan i rozerwiemy okowy apokalipsy razem... Nie wymieniłbym Was na żadnych innych, chcę byście to wiedzieli.
(Iza) - Ani my Ciebie.
(Marcin) - Zmierzymy się z tym razem. Choćby nie wiem co.
(Wiktoria) - Chcę wierzyć, że każda śmierć to nie była śmierć na marne. Możesz liczyć na mnie.
(Joanna) - Cokolwiek by się miało stać, stanę za wami wszystkimi... - w myślach - Roksa, w tym aspekcie pomyliłaś się. Oni są tymi, którzy mają szansę dokonać to, czego myśmy nie dały radę dokonać z dziewczynami. Gdziekolwiek teraz jesteś... Musisz wiedzieć to, że On nas wszystkich wyprowadzi z tego - uśmiechnęła się
(Dorian) - Znamy się już dobrych kilka lat, a wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje.
(Ula) - Doszliśmy do tego wspólnie, trzymajmy się tego.
(Marta) - Cieszę się, że posłuchałam Osy wtedy i poszłam z wami. Teraz wiem, że gdybym nie zaufała nikomu, nigdy nie mogłabym doświadczyć tego, co teraz.
(Mariusz) - w myślach - Paula, widzisz to mam nadzieję. Zmienił się i to bardzo - łza zakręciła się - Oby tylko takim pozostał. Od początku chciałem, by on przejął stery i zrobił coś więcej. Nigdy nie mówiłem mu tego wprost, a nawet lepiej, że nie musiałem. Stał się kimś... Kimś innym. Chociaż jest coś co mnie niepokoi, ale to nowa sytuacja to uczyniła zapewne. Widać, że walczy nie tylko z tym co jest na zewnątrz, lecz również z samym sobą. Ciężko mi wyobrazić jak on musi czuć w środku po tym... Co go spotkało w lesie, czego pośrednio się przyczyniłem przez swoje tchórzostwo.
(Norbert) - Bądź co bądź, nie poszedłeś na skróty i pomogłeś mi. Wziąłeś na siebie wielką odpowiedzialność... Zupełnie jak ja na początku, gdy prawie nikomu nie ufałem.
(Weronika) - Zaimponowałeś mi, wiesz? Nie umiejętnościami. W końcu poza twoimi odpałami, delikatnie mówiąc, umiesz dowodzić ludźmi. Umiesz na pewno planować, nawet te bezpieczniejsze środki. To zaleta, której wiele osób nie ma. Większość myśli nad czymś szybkim, co przyniesie szybkie powodzenia, a Ty masz łeb na miejscu... No chyba, że komuś go zawaliłeś. Nie no spoko, żart - klepnęła w ramię
(Patryk) - Jesteśmy częścią Tego, prawda? Za wiele straciłem wtedy... Jeśli będąc z wami mam szansę odwrócić los i zmienić rzeczywistość, to ja... Pójdę za wami. Polska musi pokazać swoją siłę. Nikt do tej pory jej nie pokazał, każdy woli zadowalać siebie, a dobro innych ma w dupie. Czas to zmienić.
(Osa) - Powiem tyle. Byłbym kompletnym idiotą i psycholem, gdybym teraz miał się od was odwrócić. Siedzimy w tym razem. My będziemy starać się przeżyć, wspierając się nawzajem i przy okazji zrobimy coś dla świata. Bez żadnych wynagrodzeń, bez wazeliniarskich pochwał. Wystarczy mi wdzięczność tych, którym uda się pomóc.
(Mathias) - Jeśli będziemy kooperować, tak się stanie.
(Dorian) - spojrzał na stacje - Czy to tu...?
(Osa) - Najwidoczniej - zatrzymał pociąg - Na wszelki wypadek... - zapiął blokadę - Nikt prócz mnie tego nie odpali. Możemy iść na rozpoznanie - wyskoczył z maszyny
(Joanna) - Jak tu byłam ostatnio, było coś... Mniej krwawo... Boże - zobaczyła ślady krwi na śniegu
(Mathias) - Dorian, masz konkrety jakieś, gdzie to może być?
(Dorian) - Gdzieś w pobliżu. Jestem pewny, gdzieś muszą być te ruiny...
(Osa) - podbiegł do zgliszcz - Czy to... Tutaj?
(Ula) - Stare dobre ruiny po Safe Zone. Jesteś pewny, że to tutaj?
(Dorian) - Nie widzę nigdzie indziej żadnego budynku...
(Mathias) - Sprawdźmy piwnicę.
(Dorian) - kopnął w drzwi - Będziesz mnie ubezpieczać?
(Mathias) - Nie ma sprawy.
(Dorian) - poczuł smród - Co to za zapach...
(Mathias) - Coś dawno po terminie...
(Dorian) - przeczesywał zakamarki - Nie ma...
(Mathias) - niechcący zdjął dywan z szafy - Ukryty schowek...
(Dorian) - Raz... Dwa... Trzy... - otworzył szafę - wypadło ciało
(Mathias) - Jak tu śmierdzi... Blya... - zasłonił twarz
(Dorian) - przełknął ślinę - Ja pieprzę... - przewrócił nogą ciało
(Mathias) - Niech mnie...
(Dorian) - uklęknął - Dawid... - uderzał pięściami o podłogę
(Mathias) - Strzał w głowę. Nie został ugryziony... To była egzekucja...
(Dorian) - Kiedy to mogło się stać...
(Mathias) - Jeśli to było tego samego dnia, kiedy byliśmy tu ostatnio... To on musiał jeszcze żyć...
(Dorian) - Co masz na myśli?
(Mathias) - Safe Zone, a raczej jego odłam urządzili się tutaj... Mieli tam jedną osobę, którą znaliśmy z ich pierwotnego obozu... Wyprowadzili ją z tej piwnicy... Gdybym tylko wiedział.. Ale ta sytuacja, potem ucieczka... Musieli to zrobić wtedy...
(Dorian) - A co z nią się stało?
(Mathias) - Nie dotrwała ewakuacji z północy, zginęła tam...
(Dorian) - Pomożesz mi go zabrać? Musimy go pochować. Koniecznie.
(Mathias) - Nie wiem czy Osa będzie chciał...
(Dorian) - Mam gdzieś jego zdanie. To mój brat... Chcę go pochować.
(Mathias) - Oskar nigdy nie został pochowany, to przez to.
(Dorian) - Przez jego szaleństwo mam tego nie robić? Nie zostawię go na zjedzenie. Pomożesz mi?
(Mathias) - Pomogę - złapał za nogi
(Dorian) - za ręce - Teraz ostrożnie, są schody...
(Mathias) - Z drogi...
(Osa) - Co to za ciało...? Hej...! Wytłumaczy mi ktoś?
(Mathias) - To jego brat kretynie...
(Wiktoria) - Czyli jednak...  Przykro mi...
(Dorian) - Bardziej to on miał pecha niż ja...
(Wiktoria) - Hmm?
(Joanna) - O ile dobrze widzę zaczął się rozkładać, a no i ślad po strzale. Zero ugryzień?
(Mathias) - Nic mu nie było...
(Iza) - To mogło być Wtedy?
(Osa) - Wielce prawdopodobnie... Ale przecież Klaudia tam była... Powiedziałaby...
(Mathias) - Mogła nawet nie zauważyć. Był zamknięty w szafie, a na nią był narzucony dywan w kolorach ścian... Jeśli zrobili to na świeżo, nawet nie miała jak poczuć zapach jego...
(Osa) - Pierdolone Safe Zone. Może nawet lepiej, że cwela rozwaliłem. Gdyby nam się wtedy udało ich zniszczyć, nie dotarliby aż tu... A twój brat by żył.
(Dorian) - A masz pewność, że twoje Safe Zone to zrobiło? Spotkaliście ich później, a ja na samym początku. Tylko miejsce się zgadza, ale osoby mogły być inne.
(Mariusz) - To nie ma już znaczenia.
(Dorian) - Zakopmy go tutaj.
(Osa) - A ktoś ma łopatę?
(Marcin) - Ziemia jest miękka przez śnieg, spróbujmy rozrobić dziurę manualnie.
(Osa) - Słucham?
(Marcin) - Gdybyśmy mieli łopatę, byłoby prościej.
(Ula) - Podzielmy się. Tak, by wszyscy od razu nie stracili czucia w dłoniach.
(Dorian) - Mogę zacząć.
(Wiktoria) - Pomogę.
(Osa) - Jakim byłbym fiutem, nie? Jęzor lata jak łopata - kucnął
(Ula) - Dorian, Wiki, Osa. Potem wejdę ja Marta i Mariusz.  Joanna, Iza, Patryk. Mathias Norbert Marcin Wera. Pasuje taka kolejność?
(Osa) - Co się będę kłócił.
(Ula) - Kopiemy po pięć minut, potem zamiana.
(Osa) - A liczyłem, że dziś się nie pobrudzę...
(Mathias) - zabrał Marcina i Ulę na bok - Jak wy to widzieliście?
(Marcin) - Prosty strzał, jak dla mnie zapobiegawczy. Zrobiony na szybko.
(Mathias) - To musiało być wtedy... Biedny dzieciak...
(Marcin) - A pobiegłbyś umrzeć, wiedząc, że on tam jest? Nie uciekłeś bez powodu.
(Mathias) - To był chaos... Nie dało się wrócić.
(Ula) - Było ich mniej, ale mieli lepsze pozycje... Mogli nas zdjąć szybciej, niż My ich...
(Marcin) - To było tutaj?
(Mathias) - Byliśmy podzieleni. Połowa tutaj, połowa na wzgórzu.
(Marcin) - spojrzał na wzgórze - Całkiem dobra pozycja. Mieliście ich na widelcu. Co poszło nie tak?
(Ula) - Zabrzmi to dziwnie i monotonnie, ale Osa trafił w złą część ciała.
(Marcin) - Strzelał z tej strzelby, co ma obecnie, prawda?
(Mathias) - Tak...?
(Marcin) - To była formalność Możliwe źle obliczył prędkość wiatru i kula poleciała lekko w dół.
(Ula) - A z tego Osy zawsze taki cwaniak?
(Mathias) - Na samym początku był zagubiony w tym wszystkim. Miał tylko brata. Kilka godzin jak się spotkaliśmy, a on już był martwy. Byłem przed nim i nie zdążyłem mu pomóc.
(Ula) - Dobić dobiłeś, tylko chodziło o to, co stało się chwilę potem.
(Marcin) - To wiele wyjaśnia. Stał się taki przez śmierć brata... Myśli, że się pogodził z tym, ale on w środku ciągle z tym walczy.
(Mathias) - Tak samo jak każdy z Nas... - westchnął
(Marcin) - Wierzę, że nadejdą lepsze czasy. Gdy wszyscy ludzie się zrozumieją i będą żyć w zgodzie. Właśnie chcemy od tego zacząć... Nasz dywizjon i w ogóle.
(Mathias) - By to wszystko miało sens, potrzeba czynów, nie tylko słów. Zajmie to trochę, może nawet kila miesięcy, ale jeśli będziemy dążyć, musi się udać.  Kiedy ludzie giną gdzieś w lasach sami, my otworzymy im nowe perspektywy na życie. Mam nawet pomysł już pierwszy, ale to powiem na miejscu.
(Ula) - Jeśli odbijemy dzielnice po dzielnice, miasto będzie nasze. Wtedy trzeba się podzielić, by zapanował ład i porządek. Miasto potrzebuje przywódcy, ale również doradców. Wielu nie wie jak to wszystko działa, wielu po prostu się boi. Idąc twoją ideą powinniśmy zapewnić im w miarę spokojne życie. Byle wytrzymać do końca tego czegoś... Aż rząd ruszy dupę i znajdzie lekarstwo...
(Marcin) - Póki co jesteśmy zdani wyłącznie sami na siebie...
(Osa) - No to wymiana partnerów... - wytarł pot z czoła - Dorian, powiedz mi, jeśli mogę spytać. Wybacz śmiałość, jeśli...
(Dorian) - Wykrztuś to w końcu - usiadł na ziemi
(Osa) - Jakim bratem był...
(Dorian) - Dawid...
(Osa) - No właśnie.
(Dorian) - Najlepszym, nie licząc połowicznie ślepych kotów, ale to inna historia.
(Osa) - Nie wyglądałeś jak inni... Wtedy gdy go wyniosłeś, panowałeś nad emocjami.
(Dorian) - Tak jak mówiłem wcześniej. Zakładałem, że to mogło się stać, więc byłem sporo w tył przygotowany na każdą ewentualność. Nie ma go, no i trzeba sobie radzić dalej.
(Osa) - Powiedziałeś, że był najlepszy. Możesz coś więcej? Walisz ogólnikami.
(Dorian) - Musiałbym opowiedzieć jak było dawniej... A to był dziwny moment w moim życiu...
(Osa) - Ula, pomóc Ci?
(Ula) - zmęczona - Nie ma potrzeby... Oszczędzaj się na potem...
(Osa) - Żałujesz, że... No wiesz, że nie ma go tutaj?
(Dorian) - Nie powinienem tego mówić, ale obiecałem mu kiedyś, że jak skończę osiemnastkę, to zabiorę go do Łodzi. Zawsze chciał tam pojechać, od kiedy zobaczył tamtą reklamę z castingiem. Wiedziałem, że odpadnie, ale chciałem spełnić jego marzenie, by choć on nie czuł uścisku fałszywej polityki tego kraju...
(Osa) - Gdyby to było wszystko takie proste. I co, zabrałeś go?
(Dorian) - Moja osiemnastka wypada w sierpniu tego roku...
(Osa) - Przykro mi... Szczerze, ale choć twój dostanie to, czego Oskar nie dostał.
(Dorian) - Znam drobne szczegóły twoje i rozumiem. Nie mieliście jak, wszystko działo się zbyt szybko. Mogę się domyślać jak się możesz czuć patrząc na to wszystko.
(Osa) - Słuchaj, kopałem nie po to, by zatrzeć swój ból. Zrobiłem to, ponieważ zależy mi na swoich kompanach. Tak wiem, jestem osiłkiem, który się często wkurza, ale jestem też człowiekiem. Nie ze wszystkiego jestem dumny, a szczerze niektóre rzeczy bym cofnął, gdybym mógł...
(Dorian) - Też bym wiele cofnął, bo lekko wchodziłem rodzicom na głowę.
(Osa) - Różnie bywa. A tak międzygrupowo, jeśli miałbyś opcję do czegoś wrócić i to zmienić, co to by było...?
(Dorian) - zamknął oczy - Rzecz, przez którą Dawid wylądował w szpitalu.
(Osa) - Wypadek samochodowy?
(Dorian) - westchnął - Niezupełnie...
16.08.2013, Międzytorze, Płock
Dorian z bratem byli wcześnie rano na automatach, jak to co tydzień. Los uśmiechnął się do młodszego Dawida, który pierwszy raz wygrał główną nagrodę, jaką było 500 złotych. Po prawdzie Dorian pomógł braciszkowi, lekko nagiął zasady gry, lecz przez zaawansowaną zaćmę właściciela, nie dostrzegł potencjalnego oszustwa. Zrobił to dla Niego. Ich rodzina nie należała do bogatych, a choć z pieniędzy mógł dać z pięćdziesiąt złotych Dawidowi, a resztę dać mamie na rachunki. Wyszli z klubu wraz z pieniędzmi, które schował do kieszeni spodni Dorian. Nawet pogoda im sprzyjała, świeciło słońce, a im bladym twarzom światło dobrze zrobiło. Pozostało im tylko wrócić do domu spacerkiem.
(Dawid) - podskakiwał - Udało się mi... Wierzysz w to...? Udało mi się - z uśmiechem
(Dorian) - Cieszę się razem z tobą. Zasłużyłeś w pełni na to - rozpuścił włosy
(Dawid) - Zetnij te kudły Doris... Wyglądasz jak baba. Ludzie się z ciebie śmieją.
(Dorian) - złapał oburącz brata - Nie obchodzi mnie, co inni mówią o mnie. Mają za mało swojego życia, to interesuje ich cudze... A włosy zostaną. Utożsamiam się ze swoim stylem.
(Dawid) - Czas Na Czarną Maszę... - zaśmiał się
(Dorian) - Mógłbyś też posłuchać trochę zdrowego metalu.
(Dawid) - Na razie myślę co można kupić za tyle forsy... Rower... Laptop... Skuter... Samochód...
(Dorian) - pod nosem - Dawid...
(Dawid) - Mogę to wszystko kupić?
(Dorian) - Może kiedyś jak dorośniesz. Słuchaj, a co powiesz na Mega Pizzę? Niedaleko jest pizzeria. Wskoczymy i coś wrzucimy na ruszt. Oby tylko mama nie była zła, ale to biorę na siebie.
(Dawid) - Jesteś najlepszym brajdakiem na świecie... - uwiesił się na jego szyi
(Dorian) - Dobrze, już dobrze... Uważaj, bo tracę dopływ tlenu...
(Dawid) - cofnął się - Przepraszam, tylko ja tak się nie mogę otrząsnąć. Nigdy nic nie wygrałem.
(Dorian) - Zawsze kiedyś jest pierwszy raz.
(Dawid) - Juuuuuupi - wskoczył na plecy Doriana - No to idziemy.
(Dorian) - Czyś ty... - czuł ciężar - Mam Cię nieść?
(Dawid) - Pędzisz mustangu!
(Dorian) - Jesteś trochę ciężki...
(Dawid) - No proszę, to jest mój dzień. Chcę się choć dziś poczuć wyjątkowo.
(Dorian) - No dobra, ale nie wierć się... - przyśpieszył
(Dawid) - uśmiechnął się - To ostatni raz... - ruszył się
(Dorian) - Hej...?!
(Dawid) - spojrzał zdziwiony - Doris?
(Dorian) - zaśmiał się - To nic, pędzimy, bo nam wszystko wyjedzą, hahahahahahaha... - szybszy bieg
(Dawid) - rozglądał się - Z drogi śledzie, bo Doris jedzie!
(Dorian) - Trzymaj się, zaraz będziemy... - spuścił głowę - Uważaj na gałęzie...
(Dawid) - Jestem super bohaterem... - głowa w tył - Nikt mnie nie pokona, Doris.
(Dorian) - Jeszcze im pokażesz, na co stać młodego Davidsona... - potknął się o chodnik - Kurwa...!
(Dawid) - poleciał na maskę najbliższego auta - Dooooooris...! - krzyczał - To bolało... - zaczął płakać
(Dorian) - podbiegł bliżej - Cholera... Nie... Wszystko będzie dobrze, słyszysz? - zdjął brata z maski
(Przechodzień1) - Dobry Boże...
(Przechodzień2) - To jeszcze dziecko...
(Przechodzień1) - Niech ktoś zadzwoni po pogotowie...
(Przechodzień3) - To wyglądało jakby on specjalnie go rzucił...
(Dorian) - odwrócił się - Sądzi ktoś, że chciałem, by mojemu bratu coś się stało...?! - ze łzami w oczach
(Przechodzień3) - Jesteś jego bratem...? Hej, ludzie... To jego brat!
(Przechodzień2) - złapał od tyłu - Zaraz przyjedzie policja, to wszystko im wytłumaczysz...
(Dorian) - wyrywał się - Ratujcie go...
(Przechodzień1) - Chyba nie oddycha...
(Przechodzień3) - Co się dzieje z tą młodzieżą...
(Przechodzień4) - Co się wyprawia z wami bachory... Jeszcze tacy za kierownicą siadają.
(Przechodzień3) - Podjeżdża ambulans, również jest patrol. Będziesz się tłumaczył...
(Dorian) - To był wypadek... Dawid do cholery, obudź się!
(Policjant1) - Posterunkowy Halama.
(Policjant2) - Starszy posterunkowy Moskal.
(Policjant1) - Co tu się stało?
(Dorian) - Ratujcie mojego brata...
(Przechodzień1) - Mamy tu sprawcę... Rzucił nim...
(Dorian) - To wszystko łgarstwa...! Czemu to mówicie?! 
(Przechodzień2) - Panie, on wraz z rodziną żyją tutaj jak pączki w maśle. Rozpuścili dzieciaki, nie umieli ich wychować. Wiele razy widziałem jak jeden z drugim grali na automatach na pieniądze. Myślałem, że zacznie któryś kraść, a tu proszę...
(Dorian) - wyrwał się - podbiegł do Dawida - Przyszła pomoc, słyszysz? Pomogą Ci...
(Policjant1) - Spokojnie. Ty jesteś bratem poszkodowanego?
(Policjant2) - Eksperci sprawdzą co było przyczyną, a kamery z monitoringu pokażą jak było...
(Przechodzień2) - Trzeba sprawdzić ich mieszkanie. Pomagałem kiedyś ich matce, gdy chorowała. Nie spodziewałem się, że...
(Dorian) - Proszę im nie wierzyć... Oni... Byli powiązani z moją mamą, a ona... Zrobiła nie po ich myśli...
(Policjant2) - Do rzeczy.
(Dorian) - Sprzedawała im szyte własnoręcznie tekstylia po dwukrotnie niższej cenie. I to dokładnie tym obecnym tutaj... Chcą ją zniszczyć... Odebrać dzieci, a potem zostawią ją samą sobie. Ona nie poradzi sobie beze mnie. Proszę nie zabierajcie mnie...
(Policjant1) - A kto to może potwierdzić...?
(Dorian) - No nie wiem... Mathias... On zna sytuację, jego rodzice też. Mogą poświadczyć.
(Policjant1) - westchnął - No dobrze, podaj jego adres, sprawdzimy to. Jeśli się to potwierdzi, będziesz wolny.
(Dorian) - ujrzał budzącego się brata - Dawid...
(Dawid) - podbiegł i uściskał - Doris, co się stało...?
(Dorian) - Nic Ci nie jest... Dziękuję...
(Policjant2) - Dawid? To twój brat, prawda?
(Dawid) - Tak, to najlepsiejszy brat na świecie.
(Policjant2) - On Ci to zrobił?
(Dawid) - To nie jego wina... Potknął się. To mój brat. Nigdy nie zrobił nic złego celowo... Puśćcie go. Inaczej będziecie mieć do czynienia ze mną.
(Policjant1) - Niech będzie, zostawimy Was obu na ten czas, ale wpadnijcie za kilka dni na komisariat. Musimy to wszystko opisać. Cokolwiek wyjdzie, wezwij też lepiej swoją mamę.
(Dorian) - Wkurzy się... Nie możemy o tym zapomnieć...?
(Przechodzień3) - Do paki z nim...
(Policjant1) - Może Pan się uspokoić, bo zaraz wlepię mandat za zakłócenie spokoju i pomówienia.
(Przechodzień3) - Wszystko za moje podatki było... - podszedł - Ja na was płacę, więc należcie do mnie.
(Dorian) - Dawid, spadamy stąd...
(Przechodzień2) - Bądź przeklęty Ty i twoja matka... Oszukała Nas wszystkich, ciebie również...
(Policjant1) - Spokój, bo środków przymusu użyję.
(Dawid) - Czemu oni chcieli Cię zamknąć. Czego chcą od mamy...?
(Dorian) - To nieporozumienie. Nie martw się. Ja to załatwię. Nikt nie będzie obrażał naszej Mamy.  A jak twoja głowa?
(Dawid) - Tylko trochę szczypie.
(Dorian) - Nie oglądaj się za siebie. Oni chcą byśmy się bali, a nie możemy sobie na to pozwolić.
(Dawid) - Staram się, ale tyle ludzi się zjawiło... Przechodzili też inni, ale nie zareagowali...
(Dorian) - Ludzie potrafią być przyjaciółmi, kiedy jest im to wygodnie, a gdy tylko chcą mogą ryć pod nami dziurę... Nie przejmuj się. Wrócimy do domu, porozmawiam z mama i coś wykombinujemy.
(Dawid) - Będziesz miał kłopoty przeze mnie?
(Dorian) - Jeśli będę miał jakieś, to nie przez ciebie. Nie martw się. Jesteśmy rodziną i wyjdziemy z tego razem... - położył dłoń na ramieniu brata
Teraźniejszość
(Osa) - To było głębokie.  Aż tak...?
(Dorian) - Aż tak. Ludzie, którym kiedyś ufałem, bo z widzenia ich kojarzyłem. Odwrócili się, kiedy było im niewygodnie.
(Osa) - A ten wypadek?
(Dorian) - Poszliśmy dzień później to wyjaśnić. Kamery nic nie pokazały, bo były od pół roku zepsute. Trafiła się osoba, która poświadczyła za mnie.
(Osa) - Kto?
(Dorian) - Mathias. Zwolnił się z lekcji, poszedł na gliny i potwierdził wszystko. A dzięki wywiadowi środowiskowemu... W końcu winni zostali ukarani. Za to mama całą noc nie spała - westchnął - To i tak teraz bez znaczenia. Cofnąłbym się w czasie i uniknął tego. 
(Osa) - Wybacz, że o to spytam, ale co z kasą?
(Dorian) - Jak wróciłem do domu okazało się, że ich nie mam. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
(Osa) - Jeszcze raz szczere wyrazy współczucia. Wiesz, jest tam z Oskarem zapewne i nie muszą już się martwić niczym.
(Dorian) - uśmiechnął się - Zapewne.

Offline

 

#2 2016-03-18 16:43:57

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 22 - W pogoni

Pół godziny później
Po wykopaniu wystarczająco głębokiego dołu, Osa wszedł do mogiły, a Marcin podał mu powoli ciało, po czym zostało złożone na sam dół. Dorian wyjął z kieszeni brelok brata, z którym się nigdy nie rozstawał i wrzucił do dołu. Osa wyciągnął rękę do góry, Dorian z Mathiasem pomogli mu wyjść na powierzchnie. Chłopak wytarł pot z czoła i sam zasypywał z buta rozkopywaną wcześniej ziemię.
Dorian stał nieruchomi i obserwował  jak twarz jego brata pokrywa ciemny ziemny osad, jak widzi go realnie już ostatni raz. Mając do siebie żal za przeszłość, próbował naprawić błąd, który popełnił kiedyś. Liczył, że teraz jest kimś innym. W jego sercu zagościły nowe uczucia, których za młodu nie znał. Poznał co znaczy kogoś szanować i jak należy takiego szacunku uczyć. Nawet potrafił twardego Osę doprowadzić do rozpadu, a nieczęsto się to zdarzało mu.
(Wiktoria) - Czyli to już.
(Osa) - Na to wygląda.
(Dorian) - W końcu część mojej misji się dopełniła
(Mathias) - Hmm?
(Dorian) - Teraz możemy kontynuować nasze zadanie.
(Ula) - Właśnie tego chcesz?
(Dorian) - Wiem, czego chciałby Dawid. Wracajmy do pociągu, jestem gotowy.
(Norbert) - Dobrze, bo mi nogi zdrętwiały...
(Osa) - Powagi trochę, nad grobem stoisz...
(Dorian) - Nic się nie stało. Mnóstwo ludzi, których znałem było różnych. Tak samo jest teraz. Jedyna jest różnica taka, że w tym momencie poznaję ludzi na nowo.
(Joanna) - Jeśli nie mamy już nic tutaj do zrobienia, posłuchajmy Doriana i chodźmy. Dom czeka.
(Mathias) - pod nosem - Dom...
(Iza) - do Mathiasa - Wszystko dobrze?
(Mathias) - Tak. Powinniśmy już iść.
(Dorian) - Więc chodźmy.
5 minut później, w pociągu
(Osa) - zdjął blokadę - Obieramy kurs na Płock. Orientuje się ktoś, czy tamtejsza stacja jest otwarta?
(Mathias) - Dworzec jest w centrum, a my trochę nie zapędzaliśmy się dalej.
(Osa) - W sumie racja. Fundacja i fabryka były stosunkowo bardziej odsunięte od centrum.
(Dorian) - Fundacja. Tam chcecie stworzyć siedzibę? Zważywszy na to, że fabryka raczej się nie nada do niczego.
(Osa) - uruchomił silnik - Myślałem o blokowisku, przy komendzie.
(Marta) - Komenda powiadasz. Czyli blisko byśmy mieli po amunicje.
(Joanna) - A jak te blokowiska wyglądają?
(Osa) - Takie duże wysokie bloki kilkupiętrowe. Tworzą mur jakby z trzech stron. To byłoby dobre miejsce na główny obóz, a potem stopniowo oczyszczać pozostałe obszary, tak jak mówiła Ula.
(Mathias) - usiadł na ziemi - Miewam, że wszystko sobie przemyśleliście.
(Osa) - Tkwimy w tym razem.
(Mathias) - Nie odprawiam Was, ale pozwólcie Mi zrobić pewną rzecz, gdy tam dotrzemy. Najważniejsze jest to, abym ja to zrobił.
(Joanna) - Krycie masz zapewnione.
(Iza) - Wiem, co chcesz zrobić, ale jak chcesz to zrobić?
(Mathias) - A co mam zrobić? Zaniosę ich, wykopię dół i zakopię. Nie musicie się martwić kopaniem, ja się tym zajmę.
(Dorian) - Dawid też był dla mnie ważny, ale pozwoliłem, aby inni mi pomogli. Sam pomagałeś przecież. Czemu jesteś teraz taki uparty?
(Mathias) - Ponieważ to jest moja powinność... Tylko ja to mogę zrobić, nikt inny nie może mi pomóc. Ja wtedy uciekłem, to jestem im winny teraz równie sam ich odprawić na drugą stronę. Rozumiecie?
(Iza) - Nie możesz nas zmusić, byśmy od Ciebie odeszli, bo dobrze wiesz, że tego nie zrobimy. Możesz nie chcieć naszej pomocy, lecz My zawsze będziemy w pobliżu, zwłaszcza Ja.
(Dorian) - Jeśli dobrze pamiętam, to pokój z ciemnym drewnem...
(Mathias) - Dobrze pamiętasz. Nic się nie zmieniło od twojej ostatniej wizyty.
(Ula) - To są dwa ciała, sam nie dasz rady.
(Mathias) - To będę robił dwa kursy - oko zmieniło barwę - Jestem ich synem i ja muszę to zrobić. Nie próbujcie mi pomagać, słyszycie?
(Osa) - Rany, znów się tobie to dzieje...
(Marta) - Oko jarzy się piekielnym ogniem. Jakby go coś opętało.
(Iza) - Ponieważ poniekąd to prawda. Nie zawsze to się pojawia. W dziwnie losowych momentach.
(Mathias) - Staram się to opanować, ale momentami po prostu nie potrafię... Ale jakby mnie coś powstrzymywało. Czuję wewnętrzny ogień, ale jakby to coś nie miało siły przejąć nade mną pełnej kontroli. Nienawidzę tego pieprzonego uczucia... Niszczy we mnie człowieka, a po prawdzie sam nie wiem czy jeszcze się do ludzi zaliczam.
(Dorian) - Nie umarłeś. Nie jesteś zombie. Nie zabijasz niewinnych. Walczysz z samym sobą. Wszystko jak najbardziej jest w porządku.
(Mariusz) - W razie czego nas jest więcej, więc sromotny wpierdol, sznur i potulny jak baranek.
(Marcin) - Jesteś naszą kartą atutową. Wybacz za porównanie... Chodziło mi, że posiadasz umiejętności, których My nie posiadamy. Jak wtedy przy włazie... Niemal przerżnąłeś mi policzek w poprzek. Zrobiłeś swoją sztuczkę dwa razy, a wszystko trwało dosłownie chwilę.
(Mathias) - Wyczułem dobry moment.
(Marcin) - Moment, ogólnikowo powiedziane. Co jeśli miałbyś miecz przy sobie...
(Osa) - Byłbyś przecięty w poprzek, tylko w innym miejscu. 
(Marcin) - Hmm?
(Ula) - Ma rację. Zważając na to, że Mathias dopiero się uczy... To porównując wagę stali, a jego prędkość... Nie wyrobiłby na tyle, by trafić w górne partie. Najwyżej w żołądek.
(Weronika) - A wtedy to jest... Powolna śmierć.
(Marcin) - oparł się o barierkę - Nawiązywałem do tamtego, ponieważ jest coś, co powinniście wiedzieć. Wera... Patryk... Norbert... Wy również zasługujecie na to.
(Norbert) - Stary, co jest...?
(Marcin) - Obecni nie mogą wiedzieć, ale wasza trójka kojarzy. Pamiętacie wtedy jak zniknąłem. Wtedy jak mnie porwali, a wróciłem do was po kilku dniach.
(Weronika) - Porwali Cię... Jak oni mieli...
(Norbert) - Stalkerzy, czyż nie?
(Marcin) - Miałem dostać zapasy, które wam obiecałem, miałem wam to przynieść. W zamian chcieli tylko jednej rzeczy, bym pozostał przy życiu... Miałem zostać jednym z nich. Miałem być Stalkerem.
(Dorian) - Ty ich naprowadziłeś na Nas?
(Marcin) - Nie rozumiesz. Dołączyłem z musu, by tylko potem zabrać zapasy dla swoich... Przed wyjściem dostałem zadanie, które miało przesądzić o mojej lojalności. Przetrzymywali kogoś, nie znałem jej osoby. Miał lub miała zawiązane oczy i był czy była w kapturze... Posadzili tą osobę na kolanach i dali mi wybór... "Zabij i udowodnij swą wartość lub Stchórz i licz się z konsekwencjami".
(Weronika) - Byłeś z nimi, Ty... - zaczęła się szarpać - A ja Cię... Broniłam przed wszystkimi...
(Patryk) - odciągnął Weronikę - Daj mu mówić. Marbur, nie było szczęśliwego zakończenia, prawda?
(Marcin) - oparł się o ścianę - Zostałem z tym sam. Zamknęli mnie z tym kimś w przyczepie i czekali. Miałem tylko kilka naboi, ale postanowiłem zmarnować jeden, by dać sobie szansę... Strzeliłem byle gdzie, a potem wyskoczyłem przez tylne drzwi. Nie musiałem daleko iść... Zobaczyli, że nie zrobiłem tego, czego oczekiwali ode mnie. Skopali mnie jak psa i leżałem tak z pół godziny.  Potem byłem trzymany w izolatce najbliższe dni, do czasu jak oszukałem jednego strażnika, poddusiłem go, zabrałem jego ubranie, swoje ukryłem w torbie i tyle. Narzuciłem szal na twarz i niezauważony przemknąłem. Chociaż to trochę złe słowo. Gdy mijałem już ostatnich Stalkerów, spotkałem jednego z tych, który mną kierowałem... Nic nie mówiłem, ale spojrzał mi w oczy i już wiedział, że to Ja. Na moje odchodne powiedział "Możesz uciekać, ale kiedyś boleśnie sobie przypomnisz o Nas. O tym się nie zapomina, a jarzmo Stalkerów wypalone w duszy pozostaje na zawsze...".
(Mathias) - To wyjaśnia czemu mogli Nas znaleźć. Mogli podążać za naszymi śladami, ale jak... - oko wróciło do swego stanu
(Marcin) - Może w tym co mówił jest trochę racji. Może ze Stalkerstwa nie da się wypisać ot tak, a wszystko pozostawia ślad.
(Osa) - Sądzisz, że to na działkach... I przy kościele, to był twój trop?
(Marcin) - Teraz sam już nie wiem. Uciekliśmy na działki, bo z przeciwnego kierunku szliśmy od poprzedniego obozu.
(Osa) - Byłeś więc w Ich bazie. Wiesz jak wygląda? Gdzie jest? Ilu mają ludzi?
(Marcin) - Byłem tam przewieziony, nie widziałem trasy, ale... Mówili cos o Lesie Zagubionych.
(Joanna) - Pierwsze słyszę o takim lesie, no ale czego się spodziewać miałam. Musieli zmyślić nazwę.
(Marcin) - Mieli zwykły zniszczony plac, a na nim kilka budynków. Wyglądało jak plac jakiejś budowy, otoczonej drewnianym płotem. Na pierwszy rzut oka wszędzie naokoło drzewa i lasy.
(Osa) - Tak jak setki tysięcy miejscówek w kraju. To do niczego nie prowadzi...
(Marcin) - Co do liczebności. Kilkunastu na pewno było, ale... To było wiele tygodni temu. Teraz mogli powiększyć szeregi.
(Marta) - Marcin, mamy więcej wspólnego niż myślisz.
(Marcin) - Hmm?
(Marta) - Ja też się wtedy im naraziłam, w lesie w drodze do Kwidzynia.
(Iza) - Była ich tylko trójka. Potem tylko odeszło dwoje ich.
(Marcin) - Nie mówcie, że...
(Marta) - Zabiłam go. Nie będę kłamać. Dostałem to, na co zasłużył. Mogłam być uważna, to by nic się nie stało.
(Marcin) - To popełniłem błąd w ocenie sytuacji. Równie dobrze mogli podążać za mną, jak również za wami. Jesteśmy sporą grupą, a inne mniejsze grupy pragną mieć przy sobie odpowiednich ludzi. A takich Stalkerów nie obchodzi ile masz lat oraz w co wierzysz. Jeśli umiesz strzelać i zadawać ból, to jesteś dla nich idealnym rekrutem. A oni jak już wiecie, nie pytają się o zdanie. Jeśli zdecydują, że jesteście przydatni, wezmą Was bez waszej zgody. A jeśli uznają was za słabych, okradną was i pozostawią na śmierć... Tak jak omal nie doprowadzili Cezarego... Kurwa niech go... Stalkerem się nie rodzi. Stalkerem się zostaje.
(Osa) - Pasjonujące, jakoś ogarniam, że ci kolesie zajmują się Sortowaniem Ludzi, tak?
(Marcin) - Cezary miał wzloty i upadki. Kłóciliśmy się czasem, ale stał się dobrym obiektem rekrutacyjnym dla Stalkerów... W odróżnieniu ode mnie, on nie zgodził się od razu. Uciekał przed nimi, rozdzieliliśmy się kawałek czasu temu, no i tyle go widziałem. Nie wiem co z nim, a swojego czasu miał rozpracowywać ich szajkę. Gdyby wtedy nie zniknął, stałby się nam bardzo dobrym źródłem pomocy. Jeśli znasz fundamenty przeciwnika, możesz znaleźć w nich szczelinę i stopniowo osłabiać podpory, by w końcu pozwolić temu upaść.
(Norbert) - Mówi prawdę. Cezary się najbardziej z Nas wszystkich interesował się ich działaniami. Miał już pewną teorię... Szkoda tylko, że zniknąwszy nie pozostawił nam ani cienia informacji...
(Mathias) - Domyślam się jak mogłeś się czuć. Ale możliwe już ich nie spotkamy, a nawet jeśli, to teraz będziemy przygotowani. Nie ośmielą się zaatakować osady nadającej się za osiedlenie się. Musieliby zrobić to na otwartym terenie.
(Osa) - Co jeśli ten cały Las znajduje się gdzieś niedaleko?
(Mathias) - Wtedy będziemy cierpliwie czekać aż przyjdą. Będą na naszym terenie... - oko zajarzyło się - Więc, tak jak zagramy... Tak oni zatańczą... - groźne spojrzenie
Godzinę później, DK w Płocku
Po długich wielomiesięcznych przeprawach z miejsca na miejsce, w końcu grupa dojechała do swojego priorytetowego miasta. Dalej pociąg nie mógł pojechać ze względu na tory. Zatrzymawszy się na dworcu, Mathias rozejrzał się wokół i ledwo rozpoznawał swoje rodzinne miasto, w którym się wychowywał. Podniszczone drogi, nierówny grunt pod nogami, a także obszerne zaschnięte ślady krwi, zagryzione ludzkie ciała oraz auta bez kół.  Dorian był w szoku, stał i patrzył nie mogąc się ruszyć ani trochę. Mathias lekko szturchnął go w ramię, lekko wychodząc na przód. Patryk podnosił plecaki z przedziałów i podawał każdemu. Iza oddała Mathiasowi swoją rękawice, a on sięgnął za miecz, przywieszając go do pleców, a m14 trzymał w dłoniach.
Osa dla pewności założył ponownie blokadę na stery pociągu, na wypadek, gdyby pojazd był jeszcze kiedyś przydatny. Dołączył do swoich towarzyszy, a wszyscy w zwartym szyku niczym Spartańska Falanga. Ludzie ustawieni blisko siebie, lecz z drobnymi odstępami od siebie. Chcieli w ten sposób zabezpieczyć się przed zagrożeniem, które mogło nadejść do nich z każdej strony.
(Dorian) - Nie było mnie tutaj...
(Osa) - Pewnie z rok.
(Dorian) - Rok minie w kwietniu. Ciężko pomyśleć i sobie wyobrazić, że to dopiero rok mija... Po tym martwym mieście moglibyśmy się spodziewać, że znacznie dłużej jest bez życia...  Cholera jasna...
(Iza) - To wygląda okropnie...
(Joanna) - Nikt nie miał prawa tego przeżyć. A jeśli ktoś nadal tu żyje, to musi się ukrywać... Tacy z reguły żyją krótko...
(Mathias) - Mamy szansę to zmienić. Odskoczyć od dna i zacząć od nowa, próbując żyć dalej na naszych własnych warunkach.
(Osa) - Gdy odjeżdżaliśmy to chociaż widywaliśmy ludzi uciekających... Gdybyśmy tylko zostali uprzedzeni  sporo wcześniej, wiele istnień by się uratowało... Pierdolone urzędasy w gajerach...
(Marta) - A sądzisz, że gdyby wiedzieli wcześniej, to by powiedzieli ludziom? Są mądrzy, kiedy tego nie trzeba. Sądzili pewnie, że sami jakoś powstrzymają postęp zarazy... Niestety grubo się mylili.
(Osa) - Jak bym spotkał tego ministranta do chuja, pierwsze co bym zrobił, to nakopał mu do dupy, a potem spytał Czemu Człowieku Wyruchałeś Własny Naród...
(Marcin) - Minister...
(Osa) - Co?
(Marcin) - Nie ministrant, źle to powiedziałeś.
(Osa) - A sądzisz, że Tadeusz też jest święty? A dwadzieścia milionów dotacji dla kościoła...?  Jedno i drugie jest ze sobą powiązane.
(Patryk) - Ciekawe jak episkopat sobie poradził.
(Weronika) - Na moje oko byli pierwszymi, którzy uciekali. Podwinęli kiecki i byle do przodu.
(Mathias) - dostrzegł kilku zombie - Nie wykonujcie gwałtownych ruchów. Niech podejdą, wtedy ich zdejmiemy. Nie łammy szyku.
(Norbert) - Zaraz się zbierze ich więcej. Przecież możemy ich zdjąć teraz.
(Mathias) - Zbyt szybkie ruchy są przez nich wykrywalne. Nie jesteśmy Nimi, ale choć poruszajmy się w grupie. To jedyne wyjście.
(Norbert) - pod nosem - Na szybką śmierć...
(Osa) - Pomóc Ci zginąć, to spieprzaj od Nas i idź. Zrób jak mówiłeś. Biegnij brudasie.
(Marcin) - Hej, spokojnie...
(Norbert) - A ty kiedy się myłeś, czyściochu?
(Osa) - Masz immunitet teraz, ale tylko jak dojdziemy na miejsce... Spuszczę Szanownemu Panu Wpierdol ala Osa...
(Norbert) - Szkoda mi brudzić noża takim ścierwem...
(Mathias) - odepchnął lekko Norberta - Ogarnij się i nie łam szyku...
(Osa) - Pamiętaj kto jest wilkiem w tym stadzie. Mathias, sorry za skojarzenie.
(Mathias) - Nie zamierzam Was carrować, jeśli będziecie szukać ze sobą zwady. Pozabijacie się prędzej, a przy tym udupicie innych niewinnych.
(Marcin) - Nie widziałem pełni twoich możliwości. Miejmy nadzieję, że kiedyś to ujrzę.
(Mathias) - Wolałbyś nie. To śmiertelna wiedza. Sam nie chciałbym siebie samego widzieć w stanie krytycznym... Mariusz, Marta... Bierzcie tych po prawo, tylko ostrożnie...
(Osa) - Zaczynam trochę się denerwować. Idziemy złączeni zapraszając trupy na jedzenie...
(Mathias) - Hałas i ruch ich zwabia. Nie popsuj tego. Nie po tym wszystkim.
(Iza) - Tylko powoli...
(Marta) - Załatwieni... Muszę tobie Mathias pogratulować. Niezbyt myślałam, że to się powiedzie, ale nie rzucamy się tak w oczy. Słyszę kroki wszędzie, ale nikt nie przychodzi.
(Wiktoria) - To chyba dobrze.
(Dorian) - Teraz musimy dojść z buta kilka kilosów...
(Mathias) - Już niedaleko.
(Dorian) - Wiem, ale im wolniej idę tym bardziej jestem zmęczony... Nóg nie czuję prawie...
(Ula) - Wytrzymajcie. Jeśli chcecie postój, znajdźmy tymczasowe lokum, by usiąść.
(Mathias) - Teraz nie możemy. Jesteśmy za blisko - spojrzał na wieżowiec z oddali
(Joanna) - Dorian ma rację, bez amunicji iść to jedno, ale bez rozumu to drugie.
(Mathias) - Tam jest gdzieś Nasz cel. Nie możemy ustąpić w takim momencie.
(Osa) - Widzę jakiś sklep blisko. Przystopujmy tam.
(Iza) - Jysk... Pierwszy raz widzę to od tak dawna...
(Mathias) - Szyby są słabe. Byle masowe oparcie je stłucze.
(Ula) - Mathias, damy radę. Tylko usiądźmy i odpocznijmy. Ten ostatni raz.
(Marcin) - otworzył drzwi - Wchodźcie. Zamknę za wami.
(Iza) - Jakby nic się nie zdarzyło. Żadnego chaosu w środku.
(Weronika) - Mało kto wierzył w ten sklep, by nawet go obrabować. Ten świeży zapach... - zaciągnęła się - Jakby mieli zaraz wrócić pracować...
(Iza) - Prawda?
(Norbert) - W końcu. Nogi w dupę wchodzą... - usiadł
(Marcin) - zamknął drzwi - Ci którzy muszą, niech siadają.
(Mathias) - Nasiedziałem się wcześniej.
(Marcin) - Jak chcesz. Ja poobserwuje okna, a no i... Norbert...
(Norbert - Hmm?
(Marcin) - Nie próbuj dostać się do tej kasy...
(Norbert) - A czy ja coś robię...?
(Marcin) - krząknął
(Norbert) - Tylko spojrzałem...
(Mathias) - spojrzał na Marcina - Ile dajesz czasu?
(Joanna) - Kilka minut starczy i będę gotowa.
(Mathias) - oparł się na parapecie - Wszystko tak się tu pozmieniało... - wymacał klucze w kieszeni
(Iza) - zauważyła gest - Wracają wspomnienia z tamtego dnia?
(Mathias) - Wracają... W ten zakończę jeden rozdział, a rozpocznę nowy.
(Iza) - Coś się kończy, coś zaczyna. Powstajemy od razu przychodząc na ten świat z wolą walki. Bo wiesz, co jest pierwszym odruchem noworodka.
(Ula) - Pierwsze, co robi, to kopie. Pokazuje, że nic mu nie jest.
(Iza) - Tak jak on, cieszmy się, że żyjemy i pokazujmy sobie nawzajem, że potrafimy walczyć o własną wolność.
(Mathias) - Pierwsze, co zrobiłem ja, to było to ugryzienie w palec.
(Osa) - Słucham?
(Mathias) - Wiem, że niemowlaki nie mają zębów, ale to był taki odruch.
(Marcin) - To teraz wiadomo skąd ten twój charakter i nastawienie - uśmiechnął się
(Mathias)  - A mogłem wam tego nie mówić.
(Iza) - położyła dłoń na jego ramieniu - Wiesz, nie jest tak tragicznie. Nawet mi się podoba.
(Osa) - A kiedy ja się rodziłem to...
(Mariusz) - przerwał - Zamknij się...
(Osa) - A oni to mogli...
(Mariusz) - Łeb mnie boli, a Ty jeszcze nadajesz. Zamknij swoją jadaczkę choć na kilka minut...
(Weronika) - Niezły stan. Szkoda, że nie każdy budynek tak wygląda w środku, a właśnie, Mathias... Jak u Ciebie to wygląda?
(Mathias) - Nie zamykałem wejściowych, gdy uciekałem. Tylko od rodziców pokój jest zamknięty.
(Osa) - Czyli mówisz, że zastaniemy puste ściany...
(Mariusz) - Zaraz dostaniesz repetę, tylko wstanę...
(Osa) - Dobrze wiemy, że Ci się nie chce marnować siły - uśmieszek
(Mariusz) - No nie chce mi się... Póki co... - westchnął
(Mathias) - Marcin, jak sytucja?
(Marcin) - Chwilowo spokojnie, ale nie zostawajmy tutaj dłużej niż to konieczne.
(Joanna) - wstała - Ja jestem już gotowa... - rozciągnęła się - Wstajemy. Pora iść dalej.
(Norbert) - Mnie jeszcze nogi bolą...
(Osa) - Hej, rusz się, bo dostaniesz w jądro.
(Mariusz) - Odpuść mu, widzisz jak wszyscy wyglądamy.
(Osa) - Im bardziej opóźniamy, to tym więcej szwendaczy zapuka do Nas.
(Mariusz) - Rozumiesz, co znaczy Ogarnij się...? Mam Ci ręcznie to wytłumaczyć.
(Osa) - W twoim przypadku to będzie trochę trudno. Niezręczna odpowiedź, prawda?
(Baba Jagna) - wyszła z ukrycia - Powstrzymajcie swoje zapędy, młodzieńcy...
(Osa) - Co tu się wyprawia...? - cofał się
(Joanna) - w myślach - Skąd ona się wzięła...
(Baba Jagna) - rozglądała się - Och, sporo was tutaj. Jakże to dobra wiadomość, och jakże.
(Marcin) - Kim jesteś albo Czym jesteś?
(Baba Jagna) - zdzieliła laską po głowie - Trochę szacunku do starszych... - zakaszlała - Drogie dziecko...
(Marcin) - Ała... - złapał się za głowę - To bolało...
(Baba Jagna) - To twoje słowa Cię zraniły, nie Ja. Tyle w tobie niepewności. W was wszystkich ją wyczuwam.
(Osa) - Babciu, co Ty możesz wiedzieć o Nas. Kierujesz się pozorami.
(Mariusz) - spojrzał w oczy - Jak się tu dostałaś?
(Baba Jagna) - Czemu dzisiejsza młodzież tak traktuje tradycje, och tatku dopomóż... Czy obecny chaos wyprał wasze mózgi doszczętnie?
(Mariusz) - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
(Baba Jagna) - Milcz jak ze mną rozmawiasz... Bo inaczej... - przygotowywała laskę
(Mariusz) - cofnął się - Już nic nie mówię...
(Osa) - Nie chcę byś niemiły lub dostać po łbie za to, ale mogłabyś odpowiedzieć na pytanie, babciu.
(Baba Jagna) - spojrzała na Mathiasa - Ty... Taki tajemniczy jesteś. Pełno jest w tobie miłości, lecz przykrywa ją gruba warstwa nienawiści. Synu, widzę po twoich oczach, że wycierpiałeś więcej niż niejeden człowiek.
(Osa) - Pierw pytanie na pytanie, teraz zmiana tematu... Hej, moment...
(Baba Jagna) - do Osy - Spójrz na swego przyjaciela i spytaj samego siebie czy chcesz tak wyglądać.
(Marcin) - Stary, guz będzie na pewno...
(Mathias) - odwrócił się - Nazywam się Mathias... A wycierpiałem wiele, to prawda. Tak jak inni.
(Baba Jagna) - Nie jak inni. Przeżyłeś coś, czego nikt inny nie doświadczył... - zakaszlała - Przeżyłeś to jaki jeden z nielicznych. Odmieniłeś swój los, prawda? - oparła się na lasce
(Iza) - zdziwienie - Skąd to wie...
(Baba Jagna) - do Izy - Siedzenie w jednym miejscu daje do myślenia, dziecko. A czemuż najlepiej myślimy w spokoju i opanowaniu...? Ponieważ w naszym świecie głowa najlepiej pracuje w harmonii, a z pośpiechu może czynić gorsze rzeczy... Tak powiadam Wam, że źle się dzieje od tego roku.
(Mathias) - W kwietniu minie rok, od kiedy...
(Baba Jagna) - Oszukano Nas... Tylko nieliczne ludziska znały prawdę.  W tym biedna ja, Baba Jagna.
(Osa) - Skoro dowiedzieliśmy się kim jesteś, to odpowiesz na moje pytanie?
(Baba Jagna) - Dociekliwy jesteś. Tak nadmierna ciekawość zgubi Cię kiedyś... - zakaszlała - Zmartwychwstanie nie rozpoczęło się w kwietniu, lecz w marcu.
(Marta) - Jak to...?!
(Dorian) - Przecież wszyscy zaczęli wariować później...
(Mathias) - To, że ludzie uciekali, to niczego nie oznacza... - oko zmieniło barwę
(Baba Jagna) - zauważyła to - Ta krwista czerwień. To znak, że Pan zesłał mnie tutaj w dobrą godzinę...
(Osa) - Chodźmy, jest stuknięta...
(Baba Jagna) - Ale nie głucha... - uderzyła od tyłu w głowę
(Osa) - Kurwa...
(Mathias) - spojrzał kobiecie w oczy - O czym mówisz? Jak to zesłał... Długo tu czekasz?
(Baba Jagna) - Już będzie pół roku jak posadziłem swoje siedzenie na tutejszym stanie. Modliłam się o cud do Pana naszego. Objawił mi się, powiedział o czerwonookim nieznajomym. Mówił, że mam go spotkać i towarzyszyć mu, tak jak moje dziady i pradziady kiedyś - zakrztusiła się
(Patryk) - Czy Pani się dobrze czuje?
(Baba Jagna) - Och źle, synku... Ale moje życie nie jest tak cenne jak Wasze, prawda, Mathias?
(Mathias) - Wydajesz się być szalona...
(Baba Jagna) - zaśmiała się - Rozbrajające... Los ma poczucie humoru. Otóż to, jestem... - kontynuowała
(Osa) - To mi się nie podoba...
(Baba Jagna) - Pragniecie stąd odejść, a ja pójdę razem z wami. Będę służyć pomocą i dobrą radą.
(Osa) - Mamy dość problemów... Nie ma takiej opcji.
(Iza) - To miła staruszka. Może czas z nią to zrobił, ale chcecie ją tak zostawić? Tak chcecie stosować się do naszych obietnic?
(Osa) - Nie obiecywałem, że będę zbierał każdego z ulicy. Tylko by przeszkadzała...
(Marcin) - Jest trochę nie tego, ale... Te info, które nam oznajmiła... Chciałbym wiedzieć więcej, wy chyba też?
(Weronika) - Osa, powinieneś to wiedzieć, że każde życie ma wartość. A że ona coś pieprzy, że jej nie ma, to nie musisz od razu się zgadzać z tym.
(Ula) - Jest w niej coś. Nienaturalnego, ale nie możemy jej zostawić. Nie mogłabym spać po tym spokojnie.
(Osa) - Zabrać emerytkę pod nasz dach... A jak w nocy poderżnie nam wszystkim gardła?
(Mariusz) - Jeśli tak się boisz, to zwiąż ją i zaknebluj usta.
(Osa) - Pierdol się...
(Baba Jagna) - Baba Jagna głodna. Ma ktoś zakąskę jakąś?
(Iza) - Biorę to na siebie... - wyjęła z plecaka stare herbatniki
(Baba Jagna) - zabrała - Dziękuję, drogie dziecko - zakaszlała - I pamiętaj, że karma zawsze wraca, gdy...
(Osa) - Dobra, starczy tego pierdolenia. Nie wierzę w karmę, od kiedy straciłem wszystko i tracę nadal. Pomagam innym, a nigdy do mnie dobro nie wróciło.
(Baba Jagna) - A twoi przyjaciele? Czy to nie wystarczająca karma? Pomyśl choć chwilę nim odpowiesz. Czynisz dobro, czasem błądząc, a twoi kompani są ciągle przy tobie.
(Osa) - milczał
(Norbert) - wstał - Dobra, już możemy iść. Się nasłuchałem.
(Marcin) - Zabierajmy się stąd - ruszyli przed siebie
(Iza) - patrząc w tył - A co z nią...?
(Osa) - zatrzymał się - Niech będzie... - westchnął - Przecież nie jestem bez serca.
(Baba Jagna) - utykając na nogę - Wiedziałam, że podejmiecie właściwą decyzje... Bóg jest przychylny wam w waszej sprawie.
(Osa) - Bóg nie ma nic do tego. Po prostu zadecydowaliśmy.
(Baba Jagna) - Może Ty nie wierzysz w niego, lecz on widocznie musi wierzyć w Ciebie.
(Osa) - Whatever...
2 godziny później, Komenda Miejska Policji
Spotkana przez grupę kobieta sprawiała wrażenie wypaczonej z życia, a jej głowę mogły zaprzątać szaleńcze myśli. Baba Jagna wydawała się być dziwną starszą babcią, której mogło się coś przewidzieć i pomieszać przez obecny chaos na świecie. Szczególnie Mathias był zaniepokojony tym, że ów staruszka tyle wie o tym, co działo się wcześniej, a wieści, że epidemia zaczynała się wcześniej i można było ją zatrzymać wtedy, to mąciło jego umysł. Lekko zmienili formację i babcia szła w centrum falangi. Ze względu na jej tempo, grupa musiała iść nieco wolniej. Iza co chwilę zerkała w drodze na nieznajomą kobietę, myśląc, czy miała ona rację co do Mathiasa. Nie wiedziała czy to zwykła bujda wymyślona na poczekaniu czy pozornie szalona Jagna wiedziała więcej niż się wydaje.
Pełni obaw, w pełni uzasadnionych, grupa dotarła w okolice komendy policji na rozwidleniu dróg. Naprzeciwko znajdowała się ulica, na której wszystko sie zaczęło. Do Mathiasa wracał obraz tego, co zobaczył wiele miesięcy temu. Pierwsze, co zobaczył wtedy, był to obraz zjadanego żywcem człowieka, który nie spodziewał się ataku. Mathias zatem wyostrzył spojrzenie i ujrzał, że auta stoją w tym samym miejscu, co ostatnio. Za wyjątkiem rozbitych szyb.
Osa widział spojrzenie Mathiasa, przez co wyszedł na przód i szturchnął go w ramię. Wyszła również przed szereg Iza, reszta została na swoich pozycjach.
(Iza) - To postanowione, idziemy z Tobą.
(Osa) - Nie obchodzi mnie co postanowisz. Możesz upierać się, żebyśmy nie pomagali na upór we wszystkim, ale pójść z Tobą pójdziemy, nie ma innej opcji.
(Mathias) - Jesteście uparci jak woły...
(Iza) - zdziwienie
(Mathias) - Ale po to są przyjaciele - wyszedł do przodu 
(Osa) - odwrócił się - Ula, możesz tymczasowo mieć oko na wszystkich... A szczególnie na babcie.
(Ula) - Skoro tak się martwisz, to zamieńmy się.
(Osa) - Już zaklepałem miejsce w tym pociągu, na razie wasza stacja jest tutaj, ciao. Jak wyjdziemy, to będzie to dla was znak. Wytrzymacie? Nie macie innego wyjścia - pomachał
(Ula) - On jest taki wkurzający...
(Joanna) - Ale za to go lubisz, hmm?
(Ula) - Nie da się ukryć.
Trio doszło do drzwi klatki, w której mieszkał Mathias. Całe stalowe drzwi były lepkie od starej zakrzepłej krwi, a na murku pod domofonem znajdował się napis spisany krwią "WP 43536". Nie wiedział co oznacza, prócz podejrzeń, że to czyjaś rejestracja samochodu. Wiedział na pewno, że napisu nie było wtedy, gdy opuszczał dom rok temu. Zignorował dziwną wiadomość i sięgnął do kieszeni po zardzewiałe już klucze. Próbował włożyć do zamka i przekręcić, lecz rdza utrudniała tą czynność. Wyjął z drugiej kieszeni nóż i poharatał lekko klucze. Rdza nie zniknęła całkowicie, lecz zamek można było już otworzyć. Po przekręceniu, drzwi zostały otwarte, a trójka weszła do środka. Odgłos zamykanych drzwi usłyszał trup znajdujący się w piwnicy i już szedł na świeże mięso. Mathias od razu przystąpił do kontrataku. Podciął szwendaczowi nogę, pchnął na barierkę od schodów i dźgnął nożem w głowę. Po czym wrócił na parter i po schodach stanął już przed swoimi drzwiami do mieszkania z cyfrą 11. Też różniły się od ostatniego wypadu, ponieważ były domknięte. Mathias otwarł lekko drewniane dzwi i kroczył do środka, a zanim Iza z Osą. Po kolei otworzył drzwi od pokoju babci, było czysto. Powoli stąpał po płytkach od przedpokoju w stronę rozstaju budynku, gdzie drogi rozwidlały się na całe mieszkanie. Spojrzał w lewo, kuchnia wyglądała na czystą. Kopnął z buta wejście do pokoju dziadka, tutaj sytuacja taka sama. Osa sprawdził oddzielnie toi toi, Iza zajęła się łazienką. Pozostały ostatnie drzwi, do pokoju Mathiasa, które były nie rozchylone do końca, lecz lekko domknięte, ale nie do końca. Uderzył z ramienia w drzwi, a wystarczyło, że postawił jedną stopę po drugiej stronie, by rozjuszyć trupy, które wylegiwały się na podłodze.
Mathias z opanowaniem przygotował ostrze w rękawie,  by razem z nożem zyskać na efektywności i skuteczności. Wbiegł na nich, pchnął jednego na łóżko, wtedy drugiemu zrobił rozmach obiema rękami rozcinając mu podwójne krtań w kształt półksiężyca. Podniósł się w ten czas drugi, to Mathias wbił w niego nóż, lecz zagrożenie nadchodziło ze strony balkony. Było ich kilku. Osa z Izą szybko dobiegli na miejsce i chcieli pomóc przyjacielowi. Ten zdawał sobie dawać radę. Problem zaczął się, gdy chciał wyciągnąć nóż, a ten siedział zbyt głęboko. Wtedy pomyślał o swoim mieczu, który miał przy sobie. Cofnął się lekko w prawo, wyciągając klingę zza pleców. Przy czym pierwszy cios jaki zadał stalą, był to cios w żołądek, który natychmiastowo został przebity na wylot. Zdezorientowany trup to była idealna chwila, by użyć ostrza dobijając go. Kolejny szedł na żer, Mathias przytrzymał jedną ręką ciało, drugą wyciągał zakrwawione ostrze miecza. Zrobił obrót o 90 stopni, nadcinając szyję szwendacza na tyle, że ledwo utrzymywała się na ciele. Jednakże, gdy chciał zrobić dobijający zamach, uwięziony trup pod biurkiem jakoś się wydostał i wbił się na Mathiasa, wytrącając mu miecz z ręki. Chłopak zdążył uniknąć ataku, przy czym aktywował swoje oko. Iza z Osą wyczuli moment i zablokowali drugi atak wrednego trupa, przez co sami stali się celem, a nie chcieli zostawiać Mathiasa. On już zatem wiedział, że musi się postarać bardziej, odwrócił się, złapał trupa za tors i pchnął na ścianę, przy czym obijał jego głową o nią tak mocno, że co uderzenie, ślady krwi stawały się bardziej obfite. Zawziął się, z całej siły wyciągnął nóż z martwego ciała i od tyłu dobił ostatniego trupa szarżującego na przyjaciół. Pierwsze co zobaczyli po upadku ciała, to plamy krwi na kurtce Mathiasa oraz spadające krople krwi z jego ostrza i noża. Zawrócili również uwagę na sporą plamę krwi na dywanie, która otaczała miecz.
(Mathias) - dyszał - Już po... Wszystkim...
(Osa) - Tylko czemu do cholery one były tutaj... ?
(Iza) - Skoro drzwi wyjściowe były zamknięte, to musi oznaczać, że ktoś tu był i wpuścił za sobą pogoń. A gdzie uciekł, nie mam pojęcia. Może był jednym z tych tutaj...
(Mathias) - Co się stało? Jakby was wmurowało wtedy.
(Osa) - Próbowałem wyjąć nóż, ale zaklinował mi się... Nim zdążyłem, już było po zabawie.
(Iza) - Ja nie spodziewałam się, że spotkamy tu jeszcze zombie. Znaczy spodziewałam się, ale najwyżej jednego lub dwóch, z którymi bym sobie poradziła od razu.
(Mathias) - Nie winię was. Mało miejsca w tym pokoju, ciężko tutaj o komfort...
(Osa) - spojrzał na ścianę - Ty to zrobiłeś?
(Mathias) - Musiałem dobyć noża przecież.
(Osa) - Niech Cię, znów twoje oko...
(Mathias) - Wiem, poczułem to od razu, przy końcu... - poczuł pieczenie
(Iza) - Mathias...!
(Mathias) - patrzył na zakrwawiony miecz - Gdy patrzę na to... Wtedy bardziej boli...
(Osa) - Nie myśl teraz o tym. Weźmiemy go potem.
(Iza) - cofnęła się - To te drzwi?
(Mathias) - Dokładnie te.
(Osa) - przygotował się - Otwórz, będziemy tuż za tobą.
(Mathias) - w myślach - Gdy obiecywałem sobie, że wrócę... - wkładając klucz - Nie sądziłem, że stanie się to tak szybko... - przekręcał - Chciałem jeszcze z tym poczekać, wiedząc jak to może na mnie wpłynąć... - drugi obrót - Jednak w głębi serca nadal wiem, że... - zamek otwarty - Bardzo Was kocham...  - poleciała łza - łapiąc za klamkę
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Izabela K
- Mateusz C
- Marta M
- Joanna W
- Mariusz W
- Wiktoria B
- Dorian O
- Weronika K
- Marcin B
- Patryk D*
- Norbert G*
- Baba Jagna*
- Dawid O* (Ciało)
- Przechodzień1 (Wspomnienie)
- Przechodzień2 (Wspomnienie)
- Przechodzień3 (Wspomnienie)
- Przechodzień4 (Wspomnienie)
- Policjant1 (Wspomnienie)
- Policjant2 (Wspomnienie)
- Szabrownik1
- Szabrownik2
- Szabrownik3
- Szabrownik4

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.naszaklasa2c.pun.pl www.timik-wirtualny-swiat.pun.pl www.sasuke1.pun.pl www.wrestlingforumgame.pun.pl www.spox-bakugany.pun.pl