#1 2015-05-31 19:45:56

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 1 - Piekło na ziemi

Pamiętaj co masz za młodu, bo potem możesz za tym zatęsknić. Pamiętaj kto ci pomagał, a kto odwracał się, gdy była tobie potrzeba pomoc. Pamiętaj czym żyjesz i dla jakiej idei walczysz. Takimi prawidłami życia kierował się Dima Borodastow, rdzenny mieszkaniec Murmańska, który przeniósł się z rodziną do gościnnej Moskwy w czasach kryzysu. Było trudno znosić im warunki ich dotychczasowego życia, więc wyjechali, kupując dom w dzielnicy Kriukowo, w okręgu centralnym Moskwy. Nie było łatwo się dostosować do nowych rejonów, nowych ludzi, nowej szkoły.  Starszy z braci oswajał się z miejscem, młodszemu było nieco gorzej, ponieważ tęsknił za domem. Pewnego dnia, rodzeństwo miało przed sobą trudną próbę, która zadecydowała o utrzymaniu ich braterskich więzi.
03.04.2015, Mieszkanie Dimy
Nie wybiła jeszcze pełna godzina ósma, a starszy z braci Borodastow, został obudzony przez budzik w telefonie, niechętnie wziął komórkę do ręki, wyłączył dzwonienie i położył się ponownie, zasłaniając twarz poduszką. Jego bumelka nie trwała długo. Młodszy brat podbiegł do Dimy i lekko przydusił go poduszką, po czym wyrwał ją od niego i rzucił o ekran laptopa, który pod wpływem ciężaru, zamknął się.
(Dima) - Czego chcesz, człowieku?- niewyspanym głosem
(Mihaił) - Co może chcieć brat od brata? Wstawaj, zobaczymy ile masz lajków pod ostatnim materiałem - szturchnął Dimę -
(Dima) - Sam możesz to zrobić, w końcu znasz mój kanał - próbował zasnąć
(Mihaił) - otworzył laptopa - do siebie - No to sprawdźmy pierw komentarze... Wow...
(Dima) - mamrocząc - Wow?
(Mihaił) - Lololoshka napisał, że chce z tobą coś nagrać...
(Dima) - zerwał się z łóżka - Serio?
(Mihaił) - Nie, no co ty - zaśmiał się
(Dima) - uderzył o biurko - Musiałeś? Wiesz, że ostatnio nie sypiam najlepiej.
(Mihaił) - Ale nie skłamałem w stu procentach. Lera napisała do ciebie.
(Dima) - Że chce coś ze mną nagrać? - zaśmiał się - Wybacz, ale pornosów nie kręcę.
(Mihaił) - Bez przesady. Chce się z tobą spotkać. Przy Arbacie, jutro rano.
(Dima) - Ona chce się spotkać? Myślałem, że po ostatniej akcji ze sklepem, nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
(Mihaił) - oparł się o biurko - Skąd mogłeś wiedzieć, że włączy się alarm... Odpisała, bracie... Warto się tym zainteresować.
(Dima) - Czy ja wiem...
(Mihaił) - Staraj się coś robić w życiu. Jesteś starszy, powinieneś mi dawać przykład, a teraz to ja tobie doradzam. Ogarnij się, idź jutro na spotkanie z Lerą, a potem zobaczymy co będzie.
(Dima) - Czy sądzisz, że ona się gniewa?
(Mihaił) - Sądzę, że na ciebie leci - uśmiechnął się - Dobrze kombinuj, bracie.
(Dima) - Serio?
(Mihaił) - zaśmiał się - Żartowałem, ale na pewno coś do ciebie czuje. W końcu chce się spotkać. Rusz łepetyną...
(Dima) - Napisała, gdzie dokładnie spotkanie?
(Mihaił) - Przy tym drzewie, co wtedy się umawialiście na skok. Pamiętasz? Wyryte były na nim litery BL. Życzę ci jak najlepiej, bracie. Tylko się nie angażuj, wypytasz o szczegóły, a wszystko będzie dobrze. A teraz pozwolisz, że pójdę na śniadanie... - odszedł od komputera
(Dima) - Zanim pójdziesz, jeszcze jedna sprawa...
(Mihaił) - Tak?
(Dima) - Po jaką cholerę czytasz cudzą korespondencje?
(Mihaił) - Pozwoliłeś mi...
(Dima) - Pozwoliłem ci, byś przeczytał co nowego na YouTube. Nic nie było o czytaniu gmaila.
(Mihaił) - Mogłeś sprecyzować... - wyszedł z pokoju
(Dima) - do siebie - Ano, mogłem tak zrobić... Tylko co Lera może chcieć, po tych miesiącach. Przecież taka laska jak ona... Z kimś takim jak ja? Po tym jeszcze, co sie wydarzyło złego... - usiadł przy laptopie
(Mihaił) - stuknął w drzwi - Oderwij się od kompa i chodź jeść, a zresztą... Chcesz się głodzić, to twoja sprawa. Ja idę jeść - przez drzwi
(Dima) - do siebie - Trudno sobie wyobrazić, że mogłem mieć lepszego brata - spojrzał na wiadomość na VK - Czego ona może chcieć... - kliknął na połączenie głosowe - No odbierz... Odbierz to...
(Lera) - przez komunikator VK - Dima, to Ty? Dobrze, że przypomniałeś sobie o mnie.
(Dima) - O co chodzi z tym spotkaniem?
(Lera) - Od kilku miesięcy nie odzywałeś, to chciałam odnowić kontakt.
(Dima) - Nie odzywałem się, bo... Myślałem... Sądziłem, że obraziłaś się za mnie, że wtedy ciebie złapali...
(Lera) - Stare czasy. Nie mogłeś wiedzieć wtedy... Nie mam żalu. To jak będzie?  Mała czarna i odnowimy znajomość? Stęskniłam się za tobą - seksownym głosem - Naprawdę...
(Dima) - A sądziłem, że nie chcesz mnie znać.
(Lera) - Może z początku byłam zła. Kilka dni zaledwie. Tata się wstawił za mną, wyszłam bez szwanku. A co było z tobą po Tym?
(Dima) - Uciekłem, a świadków nie było prócz ochroniarzy, których zostawiłem w tyle. Upiekło się nam, czyż nie?
(Lera) - No to jutro około 9 będę czekać wiesz gdzie. No to do jutra, Dima - posłała buziaka
(Dima) - Do jutra... - miłym głosem - Lera... - rozłączył się
Dima wstał od komputera, przy czym znacząco odetchnął i uśmiechnął się. Schował telefon do kieszeni, założył bluzę i poszedł do salonu, gdzie rodzina zaczynała jeść śniadanie. Kiedy rodzina siedziała przy stole, Dima wyjmował z lodówki dwa jajka, po czym stłukł je i żółtka przetransportował na patelnie, stojącą na gazie. Obok już miał przyszykowany ciemny razowy chleb, gotowy by potem posmarować go grubą warstwą masła, tak jak starszy Borodastow lubił. Delikatnie podtrzymywał patelnie, by żółtka idealnie się ścięły, przy czym spoglądał na rodzinę jak jedzą posiłek.
(Mama) - do Mihaiła - Co będziesz dziś robić?
(Mihaił) - Jeszcze nie wiem. Może do klubu wyskoczę. Jakąś laskę dla Dimy wyrwę, bo biedaczek sobie nie umie poradzić z kobietami.
(Dima) - Po prostu czasem wolę kogoś bardziej poznać, niż od razu się pchać na pierwszą lepszą.
(Tata) - Nie kłóćcie się. A jak ci idzie z karierą w internecie?
(Dima) - Nie narzekam. A kiedy Tata mi oddasz moje zaległe 200 rubli, co ojcu pożyczyłem tydzień temu?
(Tata)  - Zwróci się. Mam intuicję, że dziś wygram dwukrotność tej kwoty.
(Mama) - Grasz w kasynie?
(Mihaił) - Nie, aż tak źle nie jest. Wyścigi konne. Miesiąc temu udało mu się.
(Tata) - Nawet starej Karskiej oddałem odszkodowanie za jej przejechanego kota. No powiedzcie mi, skąd mogłem wiedzieć, że obok opony spał jej ukochany zwierzak...
(Mihaił) - A to perskie, taka drożyzna...
(Mama) - Raz się udało, a co będzie dziś?
(Dima) - do Taty - Jak przegrasz, będą ci rosły odsetki, drogi Ojcze - uśmiechnął się
(Tata) - No synek, lepiej pilnuj patelni...
(Dima) - zaniósł jajecznice na swój talerz - Mam wszystko pod kontrolą.
(Mama)- do Dimy - A jak z tobą? Gdzieś wychodzisz czy zostajesz w domu?
(Dima) - Dziś nie planowałem wyjścia. Dopiero jutro.
(Mihaił) - Dmitrij się wreszcie umówił - uśmiechnął się
(Tata) - Która to miała takiego wielkiego pecha?
(Mama) - Kochanie, no proszę...
(Tata) - Przecież żartowałem - klepnął Dimę - Jest ok, synek.
(Dima) - Ma na imię Lera.
(Mama) - Już myślałam, że powiesz "że to nie nasza sprawa". Miłe zaskoczenie. A skąd ją znasz?
(Dima) - usiadł przy stole - Nic o czym warto wspominać.
(Mama) - Lera? Czy to nie jest ta dziewczyna sprzed kilku miesięcy? Ta, którą widziałam przez okno jak w nocy rozmawialiście. Przyjechała wtedy skuterem, prawda?
(Dima) - Szpiegujecie mnie? Tak, to jest ona. Ale nie jest taka jak kiedyś.
(Tata) - Jak dobrze pamiętam jej ojciec trochę musiał się nagimnastykować, by sprawa nie trafiła do sądu. Jesteś jej teraz pewny?
(Dima) - Idę się z nią tylko spotkać. Nie biorę z nią ślubu.
(Mama) - spojrzała na Dimę - A powiedz, Kochasz Ją?
(Dima) - milczał
(Mihaił) - Nie męczcie go więcej. Będzie chciał, to w odpowiednim czasie powie.
(Dima) - Mogę jutro ją przyprowadzić, jeśli chcecie?
(Mama) - Nie ma takiej potrzeby.
(Mihaił) - dopił kawę - Dobra, na mnie już czas. Wrócę pod wieczór. Trzymajcie się - wybiegł
(Mama) - Może byś się zrelaksował, synu... Może przejdź się po mieście. Zaczerpnij powietrza.
(Dima) - Myślę, że odwiedzę starych znajomych.
(Tata) - Znajomi z uniwersytetu, jak się domyślam?
(Dima) - Mało jest osób, którym ufam. Trzeba sobie radzić.
(Tata) - Nie sądzisz, że masz zbyt szemrane towarzystwo? Weź przykład z Mihaiła. On chociaż...
(Dima) - przerwał - Ani Igor, ani Kirył, ani nikt inny. Masz żal za ten skok na sklep? To było niefortunne, oni nie mieli z tym nic wspólnego.
(Mama) - Wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej. Byś się nie wplątał w coś kolejnego.
(Dima) - Doceniam, ale sam zadbam o swoje szczęście - dopił herbatę - Wychodzę.
(Mama) - Do Tych ludzi?
(Dima) - Powinniście się cieszyć, idę oddychać świeżym powietrzem - założył kurtkę
(Tata) - Kiedy wrócisz? Byś mi wytłumaczył jak napisać w końcu ten skrypt html.
(Dima) - odwrócił się - Jak wrócę, to będę. Nie czekajcie z kolacją - wyszedł
Po wyjściu z mieszkania, Dima od razu skierował się do miejsca, gdzie zwykle spotykał się ze znajomymi. Miejsce nie było przypadkowe. Bosfor to był ulubiony lokal Dimy, gdzie właściciel zwykle dawał jemu i jego znajomym zniżkę za drinki. Zjawił się tam, gdzie jego przyjaciele już siedzieli i popijali. Zaczął właśnie padać deszcz, kiedy Dima roztworzył drzwi, od razu przeciąg zrzucił szklankę z drinkiem na podłogę, przybysz został zauważony.
(Kirył) - zdziwiony - Gdzie się pojawisz, od razu wiadomo, że to Ty - uściskał Dimę
(Dima) - Też się cieszę, że was widzę w dobrych nastrojach.
(Igor) - zrobił ukłon - Myślałem, że przyjdziesz tu z młodym. Gdzie się szlaja tym razem?
(Dima) - Mogę? - wskazał na krzesło
(Igor) - Nie krępuj się...
(Dima)  - Tak więc... - usiadł - Dżon Bull Pub... Jego ulubiony lokal.
(Igor) - Czy przypadkiem tam za dodatkową opłatą nie ma...?
(Kirył) - przerwał - Dodatkowych usług? Dima, jego pogrzało?
(Dima) - Bogate życie uczuciowe ma, to trzeba mu przyznać.
(Kirył) - Choć masz nas. Do samego końca jak bracia.
(Dima) - Nie przyszedłem wyjątkowo pogadać o życiu. Lera się odezwała - oparł się o stół
(Kirył) - Stara ekipa się odnawia?
(Dima) - Weź nawet nie wracaj do tamtych dni. Ciągle się obwiniam.
(Igor) - My po części też. Nie było nas tam.
(Dima) - Chce się zobaczyć, jutro.
(Kirył) - Przyszedłeś tu spytać się nas, czy pójdziemy z tobą?
(Dima) - Nie, raczej co sądzicie o Tym?
(Igor) - A coś się kryje pod tym, tak uważasz?
(Dima) - Szczerze, nie jestem co do jej losu obojętny. Nie spędziliśmy dużo czasu, ale wiecie... Może coś do niej poczułem.
(Igor) - Oh, Dima się zakochał. Przyznam ci rację, Lera jest niezła.
(Dima) - A co z wami? Coś się zmieniło przez te ostatnie kilka dni?
(Kirył) - Się zmieniło. Dla przykładu - wyjął telefon - Poderwałem taką laskę - pokazał zdjęcie - Aldona... Jesteśmy umówieni dziś wieczorem na kolację. Liczę na to, że się uda.
(Dima) - Czy to nie jest ukraińskie imię?
(Kirył) - Walić to, skąd pochodzi. Ważne, że kocha. Przy granicy miasta mieszka, to jest kawałek, ale choć mamy ze sobą kontakt. Raz nie ogarniałem sytuacji i zerwałem z nią, z nerwów. To był błąd, bo potem chciałem powrotu. Cudem się zgodziła.
(Igor) - Ingerował trochę w jej życie rodzinne. Rozumiesz, Aldona miała pewien problem. Konkretnie to z matką, no i Kirył był mądry wtedy, chciał pomóc jej z problemem. Skontaktował się z jej rodziną dalszą, postawił pół miasta na nogi, by tylko inni się dowiedzieli, że stara manipuluje innymi, a przez to Aldona cierpi.
(Kirył) - Potem dostałem po łbie. Wiesz, czasem laski wiedzą swoje, upierają się przy tym. Cieszę się, że dała mi szanse, a nie jak inne, co obrażają się na cały świat - łyknął drinka - I pieprzę gadanie, że nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy. Ja jestem przykładem, że się da...
(Dima) - To masz równie ciekawe życie, co Miha.
(Igor) - wyjął telefon - pokazał zdjęcie - Julia, jest też z centrum. Szczerze, pierwszy raz się z nią spotkam. Właśnie dziś. Właśnie teraz.
(Dima) - przerwał picie - Zaczekaj moment... Jak to teraz? Jak to tutaj?
(Igor) - Zaprosiłem ją tutaj. Niech pozna moich znajomych.
(Kirył) - dopił drinka - To nas wkopałeś. Możemy wyjść tylnym wyjściem.
(Igor) - Zostańcie. Zróbcie na niej dobre wrażenie.
(Dima) - A co ja? Mam ci robić za przyzwoitkę? Twoja kobieta, wymyśl jak jej zaimponować. Mamy nawrzucać jak ostatnio, że tamta babka z rynku miała rozsuniętą torbę już wcześniej. Zanim oczywiście wyciągnąłeś jej portfel, zabrałeś 100 rubli i zwróciłeś zgubę, owszem, ale połowicznie.
(Igor) - To było wtedy. Nie wkopaliście mnie przecież, a staruszki muszą czasem spojrzeć na siebie, zanim wyjdą z domu. Dzielnica nie jest za bardzo bezpieczna.
(Kirył) - Niech ci będzie. Za ile ta twoja księżniczka przyjdzie?
(Igor) - Lada chwila powinna przyjść.
(Dima) - Jakoś to ogarniemy.
(Kirył) - spojrzał w okno - To chyba ona...
(Igor) - Tak, to raczej ona... Tylko wygląda, normalniej...
(Julia) - weszła - Cześć chłopcy. Który z was to Igor, bo jesteście tak piękni, że mam chwilowe zaćmienie.
(Igor) - No... - wstał - To ja jestem... Igor, a Ty... Julia, tak?
(Julia) - wyciągnęła rękę - Zgadza się.
(Igor) - delikatnie pocałował dłoń - Proszę, usiądź - pokazał krzesło
(Julia) - rozejrzała się - Igor, przedstawisz mnie swoim kolegom?
(Igor) - Ten taki roztrzepany to Kirył. Znam go od przedszkola.
(Kirył) - Słyszałem o tobie wiele dobrego - skinął głowę
(Julia) - A ja o was mniej słyszałam. Ale się to zmieni, nieprawdaż?
(Igor) - Ten drugi, Dmitrij Dima. Nie znam tak długo, ale swój chłop. Przyjechał z Murmańska.
(Julia) - Murmańsk powiadasz. Miałam dziadka ze strony mamy w tamtych rejonach. Miło mi poznać. Poznać was obydwu.
(Kirył) - Skąd właściwie się znacie - do Julii
(Igor) - VK, a konkretnie to Igromir, Julia jest cosplayerką.
(Julia) - Skromną w swoim rodzaju, ale jestem. Nie ma z tego dużo, ale czasem coś wpadnie. Ale tak między nami, nigdy nie pokazałam więcej ciała niż powinnam.
(Dima) - Bywałem na Igromirach, ale nigdy ciebie tam nie spotkałem.
(Julia) - Możliwe, że się mijaliśmy. Mam zdjęcia z ostatniego Igromir - wyjęła telefon
(Kirył) - Świetnie poinformowana.
(Julia) - pokazała zdjęcie - Spójrzcie. To ja tutaj. Na niebiesko.  W tle napis Igromir.
(Dima) - Pozazdrościć. Ja to bardziej jestem zaangażowany w gaming.
(Julia) - zainteresowała się - Jesteś youtuberem?
(Dima) - Mały kanał. Głównie shorty kręcę. Zdarzają się literały.
(Julia) - Czyli te mówione rapy, tylko do trailerów z gier. Rozumiem. Też dobre hobby i mniej kosztowne. Mnie to często dotykają i kostium się niszczy.
(Igor) - Chłopaki, moglibyście coś nalać dla Nas?
(Dima) - Czemu nie - rozejrzał się - do Kiryła - Chodź...
(Kirył) - Nie ma właściciela. Poszedł na zaplecze. Chcesz po cichu im nalać? Stary ryzykujesz.
(Dima) - nalał drinka do szklanki - Ryzykowałem też wcześniej...
(Kirył) - Od tej strony ciebie nie znałem.
(Dima) - Jeszcze musisz się wiele nauczyć - poczuł wibracje telefonu - Co znowu...?
(Igor) - Jakiś problem?
(Dima) - odebrał połączenie - Miha? To Ty? Co się dzieje? Jak to kurwa Cię napadli? Gdzie? Na serio... Dobra, posłuchaj mnie bardzo wyraźnie. Nie ruszaj się stamtąd. Ja za kilka minut tam będę. Tylko nie rwij się tam. Czekaj przy wejściu, zabiorę Cię stamtąd... Jak to nie? Jak sam nie pójdziesz, to ci pomogę... Hej, Miha! Nie odkładaj słuchawki! Miha! - rozłączył się - do siebie - Jebać to...
(Igor) - Coś nieciekawie brzmiałeś.
(Dima) - Znów wplątał się w coś...
(Julia) - Jak ważna sprawa to idź.
(Igor) - Dobry pomysł, Kirył pójdzie z nim. By Dima z nerwów kogoś nie uszkodził.
(Kirył) - Jestem za. Tylko w jakie miejsce?
(Dima) - Dżon Bull Pub. Tylko to jest kawałek.
(Kirył) - Pojedziemy moim autem. Chodźmy.
(Dima) - Miło było poznać - do Julii
(Julia) - Mi Was również. Powodzenia - uśmiechnęła się
(Kirył) - wyciągnął Dimę z lokalu - Stary, lecimy... - otworzył auto kluczem - Wsiadaj.
(Dima) - On nie odpuści. Mówiłem mu, by poczekał. Nie słucha, jak zwykle - wsiadł - zapiął pasy
(Kirył) - Pojedziemy. Zgarniamy młodego i wracamy. Odwiozę was do domu.
(Dima) - Dzięki. Czas goni, ruszaj...
(Kirył) - odpalił silnik - W drogę... - pojechali
10 minut później, Dżon Bull Pub
Podjechali Kirył z Dimą pod restaurację, gdzie miał czekać na nich Mihaił. Chłopaka niestety nie było na miejscu, a po zbitych szybach można było poznać, że w środku miała miejsce awantura. Z lokalu zaczęli wybiegać ludzie, przyjaciele wyszli z auta, by sprawdzić jak wygląda sytuacja od środka, lekko zacierając skropione od deszczu twarze.
(Dima) - Nieźle się dzieje.
(Kirył) - Wchodzimy?
(Dima) - Tylko postarajmy się niczego nie rozwalić - wbiegli do środka
(Kirył) - spojrzał na złamany stół - Ominęła nas największy zabawa.
(Dima) - Ludzie uciekli jakby się paliło.
(Kirył) - Gdzie jest Miha?
(Dima) - Są tam schody. Może tam?
(Kirył) - zauważył nieznajomego - Spójrz, mamy towarzystwo.
(Dima) - do obcego - Hej Ty!
(Ochroniarz1) - Ta strefa jest zamknięta. Odejdźcie, zanim wezwę policję.
(Kirył) - Może go tu nie ma.
(Dima) - Mój brat tu jest... Dzwonił do mnie.
(Ochroniarz1) - Nie ma nikogo tutaj. Na górze trwa sprzątanie. Nikt nie może wejść.
(Kirył) - Od kiedy sprzątaczki potrzebują takiej prywatności?
(Ochroniarz1) - Stoicie przed strefą VIP. Przejścia nie ma. Wypad dzieciaki.
(Dima) - odepchnął ochroniarza - Z drogi dziadu...
(Ochroniarz1) - Gnoju...
(Kirył) - złapał ochroniarza - A miało obyć się bez przemocy - zrzucił ze schodów
(Dima) - Kirył, za mną! - pobiegli na piętro
(Kirył) - Nikogo tu nie ma...
(Dima) - wsłuchał się - zamknął oczy - Słyszysz?
(Kirył) - Masz rację... To gdzieś dalej...
(Dima) - szedł wolno - Coraz bliżej...
(Kirył) - słyszał kłótnie - szeptem - To chyba tutaj...
(Dima) - przyłożył ucho do drzwi - Jest ich chyba trzech.
(Kirył) - Ubezpieczam Cię... - wyjął z torby bejsbola
(Dima) - Nawet nie widziałem, kiedy to zabrałeś.
(Kirył) - Ma się w aucie skrytki.
(Dima) - otworzył po cichu - zajrzał do środka - pokazał Kiryłowi by ogłuszył z prawej ochroniarza
(Kirył) - rzucił się - Dobry dzień...
(Dima) - zobaczył brata - Miha...
(Ochroniarz2) - Co się tu wyprawia? W mordę jeża...
(Dima) - Nie przeszkadzajcie sobie. Nas tu nie ma - uderzył w nos
(Ochroniarz3) - Dostanie się wam za to... Znam każdy lokal w mieście... Będzie przez neta zamawiać wódę... Zobaczycie dranie!
(Kirył) - My tylko po kolegę - przydusił - Dima, rozwiąż młodego... Długo tak nie wytrzymam...
(Dima) - rozwiązał brata - Żyjesz, bro?
(Mihaił) - kaszlnął - Jak widzisz. Mówiłem ci byś nie przychodził... - dotknął ranną dłoń
(Dima) - To Oni ci to zrobili?
(Mihaił) - Okradli mnie... Mówiłem ci... A ja tylko chciałem się zabawić... Zapłaciłem normalnie, a potem mnie tu zaciągnęli... Lekko się rzucałem...
(Kirył)  - To tłumaczy zbite okna. Moment, ci tutaj ojebali ciebie? - do ochroniarza - Gdzie kasa łysy?
(Ochroniarz3) - Spuściliśmy w kiblu... - zaśmiał się
(Kirył) - przydusił - Kasa... Gdzie jest kasa...
(Ochroniarz3) - wyjął portfel z kieszeni - rzucił na ziemie - Puszczaj gnojku...
(Kirył) - Dima, sprawdźcie... - rzucił portfel
(Dima) - Miha... 200 rubli, tyle miałeś?
(Mihaił) - wycierał krew z twarzy - Chyba tak...
(Kirył) - pchnął ochroniarza na ziemie - mocno nadepnął na jego plecy
(Dima) - Chłopie, złamałeś mu chyba nos...
(Kirył) - Powinniśmy spadać stąd, zanim...
(Dima) - usłyszał odgłos policyjnych syren - No to nas mają...
(Kirył) - Jeszcze nie... Za mną! - wybiegli z pokoju
(Dima) - dyszy - Gdzie ty nas prowadzisz, Kirył? Co ty wyrabiasz, Kirył!
(Kirył) - Zobaczysz... - dobiegli do okna - Dobra, zaryzykujemy - zbił okno - Skaczemy...
(Dima) - Oszalałeś. Złamiemy nogi zanim dobiegniemy do auta.
(Mihaił) - Damy radę - spojrzał na Dimę
(Kirył) - Na dole leżą worki ze śmieciami. Teraz albo nigdy. Dmitrij, decyduj teraz... - skoczył
(Dima) - Kirył, o ja pierdolę...
(Kirył) - Nic mi nie jest... Szybko, ruszajcie się... Zajmę się autem...
(Mihaił) - Raz się poniekąd żyje... - skoczył
(Ochroniarz1) - Stój gnoju jebany! Gliny już jadą!
(Dima) - do siebie - Panie Borodastow, to ten czas... - szykował się do skoku
(Ochroniarz1) - Stój, bo strzelam! - wyjął pistolet
(Dima) - Nie radziłbym...
(Ochroniarz1) - strzelił - Jak...
(Dima) - uchylił się - Na razie! - wyskoczył
(Ochroniarz1) - spojrzał przez okno - Sukinsyny! - wymierzył w Mihaiła
(Kirył) - odpalił silnik - Dajecie! Teraz!
(Dima) - otworzył drzwi - Miha, szybciej...
(Mihaił) - Lekko noga mnie boli...
(Ochroniarz1) - Gnoje... - postrzelił Mihaiła
(Mihaił) - Kurwa... - złapał się za ramię - Dima...
(Kirył) - Pomóc?
(Dima) - Nie... - spojrzał w górne okno - Skończył się mu magazynek... - wpakował Mihaiła do środka
(Kirył) - Pakuj się, Dmitrij! - rozglądał się
(Dima) - do Mihaiła - Trzymaj się, odstawimy Cię do domu...
(Kirył) - usłyszał piski kół z oddali - Zaraz tu będą...
(Dima) - wszedł do auta - zamknął drzwi - Gazu!
(Kirył) - Nie odstawimy tak szybko... Musimy pierw ich zgubić...
(Dima) - Chcesz się ścigać z glinami?
(Kirył) - A masz inne wyjście? Trzymajcie się... - ruszył z piskiem opon
(Dima) - Wiesz co robisz?
(Kirył) - Chuj mnie wie... - wjechał w główną ulicę Arbat
(Dima) - Masz już plan, gdzie będziesz jechał?
(Kirył) - Na razie improwizuję - skręcił w lewo - jechał prosto
(Dima) - spojrzał przez szybę - Wyjeżdżają od Troilinskiego...
(Kirył) - Nie przejmuj się...  - zmienił bieg - Weź mołotowa. Jest pod twoim siedzeniem i walnij w Mc Donald. Zejdzie zanim złapią nowy trop.
(Mihaił) - Dima... - czuł ogromny ból
(Dima) - Kirył, on mocno krwawi... - wyjął mołotow - rzucił w ścigający ich radiowóz
(Kirył) - O kurwa... - usłyszał krzyki ludzi - Miałeś walnąć w budynek... - skręcił w Smolenskaya
(Dima) - Odruchowo to było...
(Kirył) - Poszukaj czegoś w mojej torbie... skręcił w lewo - Wjeżdżamy na głową ulicę. Uważajcie..
(Dima) - wyjął z torby gazetę - To musi na razie wystarczyć - przycisnął bratu do ramienia
(Kirył) - spojrzał w lusterko - Zatkajcie uszy...
(Dima) - O czym Ty... - usłyszał wybuch z tyłu
(Kirył) - To nam da trochę czasu... Pół drogi będzie nieczynne...
(Dima) - Stary, właśnie zabiłeś człowieka...
(Kirył) - Coś trzeba było zrobić. Wtedy by wsadzili mnie, a ciebie z rodziną deportowali do Murmańska. Tego chciałeś?
(Mihaił) - Dzięki... - odetchnął - Już mi lepiej...
(Kirył) - Jeszcze nas gonią? Dima...
(Dima) - spojrzał w tył - Dwa radiowozy... Mieliśmy uciec normalnie, a nie rozjebać pół dzielnicy przy tym...
(Kirył) - Wszystko będzie dobrze. Wujek Kirył ma plan.
(Dima) - Jaki plan... Jedziesz, nawet nie widząc gdzie...
(Kirył) - Słuchajcie. Jest plan B.
(Dima) - A był jakiś A?
(Kirył) - Przy Nowym Arbacie, zawrócimy, będąc po drugiej stronie. A dalej pojedziemy między uliczkami. Zgubimy ich tam. Lekko może nas spowolnić momentalnie, ale ze mną nie zginiesz.
(Dima) - To co teraz? Zaraz będzie skrzyżowanie...
(Kirył) - Skręcamy przed skrzyżowaniem... - skręcił na przeciwny pas
(Mihaił) - usłyszał nowe syreny - Chłopaki... Czy mi się pogarsza, albo glin jest więcej...
(Dima) - Nie pogarsza się...  Oni nas czekali. Zrobili blokadę.
(Kirył) - pokazał fucka przez szybę - Plan C... - cofnął auto - skręcił przy skrzyżowaniu w lewo
(Dima) - Gdzie Ty jedziesz? Oddalamy się od domu...
(Kirył) - Mówiłem, że póki nas śledzą, nie ma mowy, byśmy wrócili po starych śladach. Przez Kutuzovskiy, a potem przejedziemy przez Borodinskiy.
(Dima) - odetchnął - Pewnie. A jak zgubimy policję?
(Kirył) - Zajrzyj do bagażnika. Tylko nie włączaj jeszcze. Jak przejedziemy przez rzekę.
(Dima) - wyciągnął syrenę - Chłopie, ile tego jeszcze masz?
(Kirył) - Jedyna sztuka...
(Dima) - Mam rozumieć, że mamy udawać cywilny radiowóz? Kirył do chuja, nie nabiorą się.
(Kirył) - przejechał przez most - Przekonamy się.
(Dima) - Wiesz, że to działa tylko na filmach...
(Mihaił) - krztusił się - Zrób to... Zanim się tu wykrwawię...
(Kirył) - Dajesz, Dima... Załóż to na dach...  Zaraz znajdą nasz trop.
(Dima) - przyczepił syrenę do dachu - Co teraz?
(Kirył) - Grzecznie zwalniamy i jedziemy swoim tempem z resztą. Teraz pora się zabawić - włączył syrenę
(Dima) - Jadą...
(Kirył) - Lekko się ukryj, będą obok nas jechać.
(Mihaił) - szepcze - Zamaskowane czarne brązowookie owce idą na mnie...
(Dima) - szepcze - Już się zaczęło... Ile to potrwa...
(Kirył) - Moment, jeden pojechał główną dalej. Drugi się zatrzymał.
(Dima) - Chcesz gadać z gliniarzem?
(Kirył) - Przykryj się czymś...
(Dima) - Mam tylko gazetę... No dobra... - zdjął kurtkę - przykrył się
(Policjant1) - zapukał w szybę - Czołem, przyjacielu. W jakiej sprawie tu stoisz? Czekaj, moment... Z jakiego wydziału jesteś?
(Kirył) - Nikolai Kovalov. Czwarta oficerka, jestem nowy od tygodnia.
(Policjant1) -Rzuciło mi się w oczy twoje nazwisko. Skoro tak mówisz, tak jest. Widziałeś w okolicy trójkę ludzi. Uciekali od Arbatu ciemną beemką.
(Kirył) - Przykro mi, tutaj nie widziałem, ale spytaj się w centrali. Przy okazji, wróćcie na główną autostradę, tam widziałem szybko jadące auto. Może to poszukiwany pojazd.
(Policjant2) - Dzięki. Tego było trzeba.
(Kirył) - A powiedzcie, jeśli można. Za co są tamci poszukiwani?
(Policjant1) - Napaść na ochronę. Zabójstwo policjanta na służbie. Zniszczenie radiowozu. O kosztach za wcześniejsze rzeczy nie muszę wspominać. Trzeba ruszać, może jeszcze ich dogonimy. Dzięki przyjacielu. I mała uwaga, jak stoicie na światłach, gaś syrenę. Tylko jest potrzebna w razie pościgu.
(Kirył) - Tak jest. Zrozumiałem - salutował - spojrzał do tyłu - Poszli...
(Dima) - odkrył się - Nikolai Kovalov?
(Kirył) - zgasił syrenę - Mój sąsiad. Recydywista - uśmiechnął się - zapalił silnik
(Dima) - Zgłosiłeś własnego sąsiada?
(Kirył) - Jak byłem mały, zawsze przejeżdżał mi rower na podjeździe - skręcił na Dorogomilovskaya
(Mihaił) - usłyszał telefon - Biją dzwony, jak dwa sokoły... - majaczy
(Dima) - wyjął telefon brata -Mam dzwoni...
(Kirył) - Odbierz i udawaj zdziwionego.
(Dima) - odebrał - Mama, co słychać?
(Mama) - głośnomówiący - Gdzie Ty się podziewasz? Był u nas twój kolega, Igor... Twierdził, że grozi ci niebezpieczeństwo. Coś się stało?
(Dima) - Spokojnie, nic się nie stało. Właśnie jadę do domu. Kilkanaście minut i będziemy.
(Mama) - głośnomówiący - Brat jest z tobą?
(Dima) - Tak, jest obok mnie.
(Mama) głośnomówiący - Przecież nie masz prawa jazdy. Z kim ty jedziesz?
(Kirył) - Dzień dobry, pani Borodastow. Obiecuję, że odstawię chłopaków pod same drzwi.
(Mama) - głośnomówiący - Gdzie byliście, powiedzcie mi... Ciesz się, że nie jestem w domu teraz... Ale... Nie obchodzi mnie to. Póki to nie dotyczy mnie i ojca...
(Dima) - Byłem w moim ulubionym lokalu, spotkałem chłopaków i pogadaliśmy, to potem Miha zadzwonił, by go zabrać, bo źle się poczuł. Nic wielkiego.
(Mama) - głośnomówiący - Dobrze, już się nie tłumacz. Tylko nie złamcie żadnych przepisów, w drodze do domu... - rozłączyła się
(Kirył) - Było blisko...
(Dima) - Ty nie mów, że blisko, kiedy jest daleko, tylko jedź... Tylko bez numerów tym razem. Mamy dojechać w jednym kawałku.
(Kirył) - Zgodnie z życzeniem - uśmiechnął się - przejechał przez most Borodinskiy
(Dima) - I jeszcze jedno, pomożesz mi go doprowadzić do pokoju... Sam nie dam rady...
(Kirył) - Choć tyle mogę zrobić - rozglądał się - Nie wychylajcie się na zapas... Tak dla bezpieczeństwa...
10 minut później, Mieszkanie Dimy
Kirył podjechał z braćmi pod ich mieszkanie, lekko zaniepokojony stanem młodszego Borodastowa. Wyszedł z auta i pomógł Dimie wyprowadzić go z auta. Otworzył drzwi mieszkania, a Dima wprowadził młodszego do środka, Kirył musiał tymczasowo zabezpieczyć auto kluczem.
(Dima) - Nie musisz nam pomagać...
(Kirył) - Wezmę go - wziął Mihaiła na ramię -  Ty poszukaj czegoś na oczyszczenie rany. Zaprowadzę go do pokoju... -
(Dima) - To idź, prosto, do końca, po lewej - pobiegł do łazienki
(Kirył) - dyszał - Kurwa, ale ciężki... - do siebie
(Dima) - wyjął z apteczki wodę utlenioną i bandaże - do siebie - Powinno wystarczyć.
(Kirył) - głośno - Znowu majaczy! Dima!
(Dima) - pobiegł korytarzem - Chyba mam wszystko - wszedł do pokoju brata 
(Kirył) - spojrzał na ranę - Nie dostał mocno, nie rozumiem krwawienia. Moment... Teraz rozumiem. Kula przebiła ramię na wylot. Dziwne, że kość cała. Dziwne, że on może ramieniem ruszać...
(Dima) - wziął wodę utlenioną - Może zaboleć... Kirył, połóż go na łóżku...
(Kirył) - To może być kiepskie doświadczenie - położył Mihaiła
(Dima) - polał ranę
(Mihaił) - Puść mnie... - szarpał się
(Dima) - To dla twojego dobra... - uderzył brata
(Kirył) - Nokaut... - podał bandaże
(Dima) - owijał brata - Inaczej się nie dało.  Dzięki za pomoc, rozumiesz... Sam bym nie dał rady.
(Kirył) - Jesteś dla mnie jak rodzina, Dima. A rodzinę mam w zwyczaju ratować. Nienawidzę tych, którzy okłamują samych siebie i ukrywają prawdziwy problem przed innymi.
(Dima) - Są ludzie i nieLudzie.
(Kirył) - Daj jutro znać, jak z młodym. Przy okazji powiem ci, jak z randką Igora. A i jeszcze coś, powiesz jak z Lerą poszło - podał rękę
(Dima)  - Trzymaj się, Kirył - odwzajemnił - Trafisz do wyjścia? Pomógłbym ci, ale widzisz...
(Kirył)  - Nie musisz, znam drogę. Jeszcze raz, do kolejnego spotkania - poszedł
(Dima) - do brata - Czemu nie dałeś sobie pomóc wcześniej... Nie doszłoby do tego...
(Mihaił) - Zły Czarownik zamienił mnie w żabę... - usunął
(Dima) - Boże, czego on się naćpał... - do siebie
Kilka godzin później
(Mihaił) - otworzył oczy - Di... Dima...
(Dima) - Otrzeźwiałeś?
(Mihaił) - Niczego nie pamiętam... Tylko strzał, a potem pustka... Co się działo potem?
(Dima) - Kirył pomógł mi ciebie tutaj dostarczyć.
(Mihaił) - A rodzice wiedzą?
(Dima) - Nie... Skłamałem, że wszystko w porządku. Nie dostałeś zbyt mocno, ale musisz się zregenerować. Pójdę do siebie, wołaj jak coś - poszedł do pokoju - usłyszał dzwonek telefonu - Co do chuja... - do siebie - Nieznany numer... - odebrał - Słucham?
(Policjant1) - Dzień dobry, panie Kovalov.
(Dima) - Słucham?
(Policjant1) - Spotkaliśmy się kilka godzin temu, wtedy był Pan bardziej rozmowny.
(Dima) - Nie wiem w czym rzecz.
(Policjant1) - Rozumiem. Nieznajomość prawa nie zwalnia Pana z jego przestrzegania. Donos w Pana sprawie jest w toku. Jutro podjedzie pod Pana radiowóz.
(Dima) - Nie mam nic wspólnego z tym.
(Policjant1) - Proszę nie opuszczać terenu zamieszkania, wiemy gdzie Pan mieszka. Panie Kovalov, a raczej... Borodastow... Proszę się wyspać, jutro będzie ciężki dzień... - rozłączył się
(Dima) - do siebie - Kirył, coś ty odjebał... - usiadł na łóżku - wziął telefon do ręki - wybrał numer Kiryła - No odbierz...
(Kirył) - Tu automatyczna sekretarka wujka Kiryła, po sygnale zostaw wiadomość lub spierdalaj... Piiiiiii...
(Dima) - Daj spokój, Kirył... Wiem, że tam jesteś...
(Kirył) - Nie da się przed tobą nic ukryć.
(Dima) - W co ty mnie wkręciłeś...
(Kirył) - O co ci chodzi? Odwiozłem ciebie i brata do domu, zatarłem ślady i dojechałem bezpiecznie do domu. Czego chcesz?
(Dima) - Dzwonił do mnie przed chwilą gliniarz. Wiedział jak się nazywam. Skąd ciekawe mógł wiedzieć. A no tak... Bo leżałem w chuj cicho pod własną kurtką w aucie, więc raczej usta milczały jak grób...
(Kirył) - Stary, nie wiem jak ci mam to powiedzieć... Tobie się upiekło, a ja mogłem mieć za recydywę...
(Dima) - Gówno mnie obchodzi, że próbowałeś ratować swoją skórę. Tak się kumplom nie robi... Czy Igor wie o akcji?
(Kirył) - Dzwoniłem, ale nie odbierał. Zabawia się pewnie z laską i nie słyszy... Dima, uwierz mi... To nie było proste... Ale wtedy by złapali nas obydwu...
(Dima) - Najlepiej wystawić kolegę. Nie wiem jak, ale masz to odkręcić. Nie chcę, by moja rodzina miała kłopoty...
(Kirył) -  Musiałem coś zrobić, stary...
(Dima) - Jutro po mnie przyjadą... Nie wiem jak, ale masz to odkręcić...
(Kirył) - Nie da rady... Już raz uciekłeś z sytuacji niewygodnej, poradzisz sobie.
(Dima) - To nie jest ani trochę zabawne...
(Kirył) - Muszę kończyć... Spróbuj nie dać się złapać... A jutro spotkajmy się przy Naszym Drzewie...  Razem z Lerą... Muszę kończyć, bo coś starzy podejrzewają... Trzymaj się, Dima...
(Dima) - Nie odkładaj słuchawki... Kirył! - krzyknął
(Kirył) - rozłączył się
(Dima) - do siebie - To jest żart prawda... - zacisnął pięści - No to zajebiście...
(Mihaił) - z drugiego pokoju - Coś się stało?
(Dima) - Nie... Po prostu emocje... Śpij dalej... - do siebie - Może też się położę... Na pewno nie zamierzam uciekać... Ale też nie dam się zamknąć... Ten chuj musi opowiedzieć jak było lub znaleźć świadków na to... Tak nie może być... Byliśmy kumplami, Kirył, a ty mnie chamsko wkopałeś, by chronić swój tyłek... - położył się na łóżku - Tak sobie czasem myślę... Czy pewnego dnia stąd nie wyjechać... - w głowie miał Lerę - Zabrać ją stąd... Wyjechać do Murmańska czy innej wioski, mało ważne gdzie... Byle być bezpiecznym...
(głos Lery) - Pójdę za tobą, nawet do końca świata...
(Dima) - Widzisz co oni ze mną robią... Serio przepraszam Cię za tamtą akcje... Ja powinienem był zostać... Byś nie miała kłopotów...
(głos Lery) - Zrobiłeś to, co do ciebie należało... Nie zrezygnowałeś ze mnie...
(Dima) - Zostawiłem Cię...
(głos Lery) - Nikt nie ma do ciebie za to żalu... Zamknij oczy... Połóż się... Miałeś ciężki dzień...
(Dima) - Siły mam jeszcze dostatek... - zamknął czy
(głos Lery) - Idź spać, Dima...
(Dima) - poczuł obcy dotyk na sobie - otworzył oczy - Znów to samo... - do siebie - Muszę w końcu zasnąć... Nie tak planowałem dzisiejszy dzień...
(Mihaił) - z drugiego pokoju - Przestań gadać do siebie... Inni próbują spać...
(Dima) - do siebie - Ciesz się, że nie mam siły do ciebie pójść i przyśpieszyć twoje zaśnięcie... Boże wybacz mi, że go wtedy jebnąłem, ale zasłużył... Jest moim bratem. Zrobiłem to, by go ratować...  - zamknął oczy - Głupiutki braciszek - uśmiechnął się - którego zawsze trzeba ratować z opresji...

Offline

 

#2 2015-05-31 19:51:02

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 1 - Piekło na ziemi

Kolejny dzień, godzina 08:51
Dimę obudziły głośne odgłosy rozmów w jego domu. Nikt go inaczej nie obudził. Wyjątkowo nic mu się nie śniło. Przetarł oczy i spojrzał na godzinę w telefonie. Z przyzwyczajenia otworzył laptop, lecz okazało się, że nie ma połączenia z internetem. Spróbował wejść przez telefon na Vk, ale też nie było połączenia. Kiedy wychodził z pokoju, usłyszał krzyki za oknami. Pobiegł od razu do źródła rozmów w mieszkaniu, by dowiedzieć się, o co chodzi. Widząc Dimę, pierwszy przytulił go brat, a reszta była zaniepokojona ogólną sytuacją w okolicy. Nikt nie chciał nic powiedzieć, póki do drzwi nie zapukał ktoś. Był to Kirył, wyglądał na zmęczonego, szybko został wpuszczony do środka.
(Dima) - Co się wyprawia? - złapał Kiryła
(Mihaił) - To nie jego wina, że tak się dzieje...
(Kirył) - Nie jestem tu w tej sprawie... - dyszy - Co myślisz, Dmitrij...
(Mama) - Co się stało? Długo byłeś na zewnątrz?
(Kirył) - Dobre kilkanaście minut... Jest ich w cholerę... I chyba mnie widzieli...
(Dima) - Czy ktoś mi wyjaśni, kto widział?
(Kirył)) - Dima, wytężaj mózg... Nie wiesz? Co chodzi i chce ciebie ugryźć?
(Dima) - Chyba żartujesz...
(Mihaił) - Widziałem ich... To prawda... Nie wiem czemu... Nie wiem skąd, ale pojawili się...
(Dima) - Zombie...  Dziś jest jakiś wyjątkowy dzień wkręcania mnie?
(Kirył) - pchnął Dimę - Trzeba ciebie uświadomić jak jest? Zobacz... - pokazał ślady po zębach na kurtce - Wybacz, że nie mam dotkliwszych śladów, byś mógł uwierzyć w całości, ale starałem się przetrwać...
(Tata) - Co teraz?
(Dima) - Mamy trochę zapasów w lodówce. Na kilka dni nam starczą, a potem można coś wymyślić.
(Kirył) - Nie ma co słowa Coś... Trzeba konkretów. Pakujcie rzeczy, wynosimy się stąd...
(Mihaił) - Gdzie chcesz sięukryć...  Skoro trupy chodzą wszędzie...
(Kirył) -Mam jedno takie miejsce, póki co. Budynek Spraw Zagranicznych. W miarę możliwości jest blisko. Po drodze musimy ogarnąć, co z Igorem i Lerą.
(Mihaił) - Rzucić w chuj ich. To nie zabawa...
(Kirył) - do Mihaiła - To nasi przyjaciele. I choćbym miał zapłacić swoim jebanym mało ważnym życiem za ich odnalezienie, niech tak kurwa będzie... - do Dimy - To jak będzie?
(Dima) - Spakujcie się, a jak możecie też mnie. Muszę pogadać z Kiryłem na osobności... - poszli na bok - Skąd to wszystko? Wczoraj było wszystko normalnie...
(Kirył) - A znasz Haiti, bro? Też spokojnie miejsce, a było trzęsienie ziemi. Nie musiałem tu przychodzić, bo zaręczam, że pierwsza twoja reakcja wczorajsza... Wiesz sam, chciałbyś obić mordę temu, co wplątał ciebie w konflikt z prawem.
(Dima) - Zrobiłeś to dużo wcześniej... To i tak było wczoraj. Dziś jest dziś. Wczoraj miałem ochotę Cię zabić, ale dziś w takich okolicznościach... Kurwa, nadal nie rozumiem skąd Oni przyszli. Przecież nie było w mieście epidemii...
(Kirył) - Może była, tylko przenosiła się po cichu i nie dawała od razu objawów...
(Dima) -  Czemu tu przyszedłeś, powiedz mi.
(Kirył) - Chciałem sprawdzić jak znajomi się mają. Musimy znaleźć Igora i Lerę, jeśli dopisze szczęście. Będą razem. Zanim spytasz, tak... Po rozmowie z tobą zadzwoniłem do Igora by też czekał przy drzewie. Miałem przeczucie...
(Dima) - Czyli te gadki o zombie, to prawda...
(Kirył) - Przyjechałem tu ciężarówką... Uprzedzę kolejne pytani i dam ci odpowiedź... Tak, ukradłem ją... Ale nie wiesz co było w środku... Dwa karabinki g36c i torba z amunicją.
(Dima) - Komu to ukradłeś...?
(Kirył) - Staremu Kovalovowi. Dopadli go jak próbował dostać się do domu, a że upuścił kluczyki to pomyślałem, że zabiorę pojazd, bo jemu nie będzie potrzebny.
(Dima) - Miałem go za twardego dziada... Kto by pomyślał... Gdzie zaparkowałeś?
(Kirył) - Za waszym domem, tam jeszcze ich nie było.
(Dima) - Nie ma neta, jak skontaktujemy się z innymi?
(Kirył) -Nie skontaktujemy się. Łapiesz, sieć padła. Teraz twój android może służyć jako zwykły gadżet na baterię. Nie ma daleko do miejsca Spotkania.
(Dima) - Masz rację... Tylko co z rodziną. Czy będziemy umieli ich obronić?
(Kirył) - Postarasz się o to. Dostaniesz jeden karabin, ja wezmę drugi.
(Mihaił) - Spakowałem twoje rzeczy, jak prosiłeś - podał plecak
(Dima) - A co z twoim plecakiem... Co z rodzicami?
(Mihaił) - Oni nie chcą się stąd ruszyć. Ja nie mogę ich zostawić samych.
(Dima) - Zrozumcie, że ja też was nie chcę, ale tutaj nic nie zrobimy więcej...
(Kirył) - spojrzał przez okno - Radziłbym się pośpieszyć...
(Dima) - Zbliżają się?
(Kirył) - Tak, jakiś dzieciak ich naprowadził... Uciekaj młody, nie walcz z nimi... Nie no... - odwrócił wzrok - Kurwa...
(Dima) - Martwy?
(Kirył) - Tak... Oni już czują naszą obecność... Spieprzajmy stąd...
(Mihaił) - Jeśli rodzice nie idą, ja też nie...
(Kirył) - usłyszał dobijanie się do drzwi - Dima... Jeśli nie chcą się ruszyć, nie możesz ich zmusić...
(Dima) - Co to ma znaczyć...
(Kirył) - podtrzymywał drzwi - Że nie zmusisz każdego, by z tobą poszedł... - trupy wybiły szybę w oknie - Dima... Przetrzymam to jakoś, a ty naprowadź ich szybko... 
(Mihaił) - Nigdzie nie idziemy...
(Kirył) - Ja pierdolę... - drzwi powoli puszczały
(Mihaił) - Jeśli oni zostają, ja też... Wiesz, że tak trzeba...
(Dima) - Wiem jedno... Nie pozwolę Ci umrzeć... Nie w tym miejscu... - przycisnął Mihaiła do ściany
(Kirył) - Zaraz się przedostaną... Kurwa, ale jebią...
(Dima) - Nie mogę uratować każdego, ale uratuję Was... - przydusił brata
(Kirył) - Biegnijcie... - biegł w stronę tylnego wyjścia
(Tata) - Nigdzie nie idziemy... Mamy noże... Obronimy naszą posiadłość...
(Kirył) - Gówno zrobicie... - próbował wyważyć drzwi - Macie klucz do tego?
(Tata) - Ze strachu zjadłem go...
(Kirył) - wyjął z kieszeni młotek - Odsunąć się, może narobić hałasu... - zbił szybę w drzwiach
(Dima) - zauważył wbiegające zombie - Musimy uciekać, już!
(Mihaił) - Nie zostawię ich tutaj!
(Kirył) - przeszedł przez drzwi - Dima, dajesz... Teraz...
(Dima) - Nie zostawię Cię... - chwycił Mihaiła - przerzucił przez ramę - Nie zostawię nikogo...
(Kirył) - do Mihaiła - Auto jest na podjeździe... Trzymaj klucze - podał - Pomogę im tutaj, a ty otwórz ciężarówkę...
(Mihaił) - Co z rodzicami...
(Kirył) - Zostaw to nam... Biegnij!
(Dima) - do rodziców - Chcecie tak skończyć... Ta walka jest w tym miejscu przegrana... Porzućcie wspomnienia z tym domem... Jest już stracony... Pomyślcie o Nas,  o swoich dzieciach... Co byście dali za przykład nam, gdybyście się teraz poddali...
(Tata) - Masz rację... Nie jest za późno, by naprawić swoje błędy... - przeszedł przez ramę
(Dima - Mamo, uważaj! - zobaczył trupa trzymającego rękę matki
(Tata) - To moja żona, umiem ją obronić - wyjął z kieszeni nóż - rzucił w szyję zombie
(Mama) - przeszła o własnych siłach - dyszy - Dziękuję...
(Kirył) - Biegnij od strony płotu, tam będzie czekał twój brat z transportem... Ja przeprowadzę ich od drugiej stron. Jesteś szybszy niż Ja, to szybciej się dostaniesz na miejsce... A pójście w kupie może nam zagrozić... - pobiegł w prawą stronę
Dima czym prędzej pokonał stare ogrodzenie i przebiegł wzdłuż alejki, która wychodziła na boczną ulicę, gdzie czekała ciężarówka z jego bratem. Zdyszany zapukał w drzwi, Mihaił mu otworzył i uściskał całego i żywego brata. Od razu Dima usiadł na miejscu kierowcy i w przyzwoitej prędkości jechał w stronę ucieczki Kiryła i rodziców. Na miejscu jednak nie było widać nikogo, prócz trupów. Borodastow rozejrzał się, ani żywej duszy, aż nagle ktoś podbiegł do auta cały we krwi. Otworzył drzwi i wpadł do środka jak oparzony. Nieproszonym gościem okazał się być Kirył, ale nie było z nim rodziców Dimy.
(Dima) - Gdzie rodzice... - przytrzymał Kiryła - Gdzie są moi rodzice...
(Kirył) - Jedź, słyszysz... Widziałem ich przy trakcie... Jedź prosto i skręć w lewo...
(Dima) - włączył silnik - jechał prosto - Czemu im nie pomogłeś... Czemu ich zostawiłeś...
(Kirył) - Biegli za mną... Potem odwróciłem się i zniknęli... Potem zobaczyłem, że biegli do traktu... Trupy człowieku... Miałem wpaść na te ścierwo? Moja śmierć nie zmieniłaby nic, a ty byś nie dowiedział się co z nimi...
(Dima) - skręcił w lewo - Powiedz gdzie ich widziałeś...
(Kirył) - pokazał na uciekającą parę - To chyba oni...
(Dima) - krzyknął przez okno - Mamo! Tato!
(Mihaił) - Uciekli... Musimy ich dogonić...
(Kirył) - Nie ominiemy ceglanego murku, a samo obkrążenie okolicy zajmie z kilkanaście minut... Znów nam się wymkną...
(Dima) - Proponujesz, bym porzucił ich szukanie...
(Kirył) - Nie jestem twoim wrogiem. Nigdy nim nie byłem, ale decyzja należy do ciebie... Ale pamiętaj, nie jesteśmy studnią bez dna, benzyny nie ma za dużo...
(Dima) - oparł się o kierownicę - Może nie jest za późno, by ich uratować... - krzyknął przez okno - Dostańcie się do Metra! Szukajcie schronienia!
(Mihaił) - Czemu my nie jedziemy do metra?
(Dima) - Bo nie zdążymy tam dojechać, to jest w przeciwną stronę...  Jedźmy pod nasze Drzewo, a potem... Pomyślimy, co dalej...
(Kirył) - Wreszcie... Wiem, że nawaliłem... Ale pomyślmy też o Igorze i Lerze. Są gdzieś tam i czekają na nas. Metro jest dobrym schronieniem. Jeśli  rodzina usłyszała twoje wołanie, na pewno się tam udali.  Jedźmy...  - przesiadł się do tyłu
(Dima) - Dasz mi g36c?
(Kirył) - wyjął z plecaka broń - dał Dimie - Masz tylko kilkanaście pocisków. Mam do niego kilka magazynków, niewiele, ale zawsze.
(Dima) - Powiedz, co pierw zobaczyłeś... Na początku...
(Kirył) - Zagryzanego psa i żula, który potknął się... Finał tego możesz znać. Nie jest mi to na rękę. Wcale.  Teraz nie ma ludzi dobrych i złych, teraz wszyscy jesteśmy bandytami...
(Dima) - Nie sądziłem, że tak powitam nowy dzień...
(Kirył) - Też go przeklinam...
(Dima) - Rozumiesz, że to dla mnie trudne...
(Kirył) - Myślisz, że mnie jest łatwo? Nie co dzień ma do czynienie z chodzącymi trupami... Nie takie jak z gier, a dodatkowo bardziej niebezpieczne... Instynkt każe spierdalać. Dusza jednak każe ratować przyjaciół.
(Mihaił) - Ratowałeś swoją dupę, a nie nas...
(Kirył) - Tak też można na to spojrzeć... Mogliście odjechać, prawda? Ale zaczekaliście...
(Dima) - Sądziłem... Podejrzewałem, że przyprowadzisz ich ze sobą...
(Kirył) - Czyli kłamałeś, że chowasz urazę...
(Dima) - Nie... Nie zabiłbym Cię, tylko zostawił tutaj...
(Kirył) - Załatwiłem ci transport... Masz czym się bronić... Czy to mało, czego jeszcze chcesz?
(Dima) - Moich rodziców...
(Kirył) - Nie jestem cudotwórcą... Jak tak bardzo chcecie ich szukać, to idźcie, droga wolna... Tylko ja zabieram ciężarówkę, a wy próbujecie przeżyć beze mnie.
(Dima) - Nie było pytania...
(Kirył) - No to prowadź dalej...
(Mihaił) - Możesz się zamknąć... Choć na chwilę...
(Dima) - Miha, dzięki...
(Kirył) - No dobrze... Spróbuję do czasu dojazdu milczeć jak grób... Ups, chciałem powiedzieć... Jak zaklęty...
(Dima) - Wszyscy tutaj wiemy, o co ci chodziło... - jechał w milczeniu
Jechali tak kilka minut do miejsca spotkania, w zupełnej ciszy, kiedy drogą zabarykadował im druga ciężarówka, uniemożliwiając przejazd. Tuż przed ich Drzewem. Za nią było słychać odgłosy walki. Przez wiatr mało można było zrozumieć, ale ktoś był w tarapatach. Mihaił został w środku, Kirył z Dimą wyszli na zewnątrz. Po ich stronie teren wyglądał na czysty. Kirył zbił szybę w drzwiczkach, przez to mógł wejść do pojazdu. Dima czym prędzej wszedł na drabinę awaryjną na najbliższy budynek. Kirył podejrzał przez okno dwójkę ludzi i stado, które napierało w ich kierunku, niekończącą się hordę trupów. Borodastow po dotarciu na górę, szybko spojrzał na dół. Rozpoznał po twarzach swoich przyjaciół. Wziął losowy kamień z dachu i rzucił najdalej jak mógł, co odwróciło uwagę części stada.  Wiadome było czemu towarzysze stali w konkretnym miejscu. Jakaś postura siedziała za nimi, wyglądało to tak, jakby jej bronili, uzbrojeni wyłącznie w noże.
(Igor) - krzyknął - Dima!
(Lera) - Kto? Dima... - spojrzała na niego
(Kirył) - do siebie - Nie przejmujcie się... Spróbuję jakoś bez klucza to chujstwo przestawić...
(Lera) - Co wy chcecie zrobić? - rozglądała się
(Igor) - Nadchodzą...
(Kirył) - rzucił Igorowi g36c - Rozpraw się z nimi... - próbował uruchomić ciężarówkę
(Dima) - Zejdę tam...
(Lera) - Nie schodź... Zabijesz się...
(Dima) - Zaufajcie mi... - zawiesił się pod rynną - ześlizgnął się w dół - skoczył na trupa z nożem
(Igor) - Strzelę tylko w ostateczności...
(Dima) - Musimy się bronić jak tylko możemy... Kto to jest przy murze... Nie mówcie, że...
(Igor) - złość w oczach - Dopadły ją skurwysyny... I to niedawno...  Nim zdążyliśmy dobiec, była już we krwi... Zalała się nią... Umierała na moich oczach...
(Dima) - Nie należy się tym przejmować. Nie chcemy do niej dołączyć...
(Igor) - Dima, ona wiele dla mnie znaczyła... Nie możemy jej zostawić...
(Lera) - spojrzała na ciało dziewczyny - do siebie - Ona jest martwa... Nie ma sensu się narażać dla kogoś martwego...
(Igor) - strzelił w trupa - Kirył, co kurwa z barykadą?
(Kirył) - Momentalnie jeszcze nie udało mi się... 
(Igor) - strzelił w drugiego - To jest nasza sprawiedliwość. Zasłużyliśmy sobie.
(Dima) - złapał Igora za ramię - Wyjdziemy z tego, bracie...
(Igor) - Dima, dwóch z lewej... Razem... - wycelował
(Dima) - strzelił - Trafiony...
(Igor) - strzelił - walił w drzwi kabiny - Nie dałeś nam dużo amunicji... Kirył, do kurwy nędzy...
(Dima) - zawiesił karabinek na ramieniu - Zostawcie to mnie...  Spróbujcie przepchać to gówno...
(Lera) - złapała Dimę za rękę - Co chcesz zrobić?
(Dima) - Uratować nam życie - spojrzał na ciało dziewczyny - Ona by tego chciała... - wyjął dwa noże
(Igor) - Słyszałaś go... - krzyknął - Lera! Pomóż mi z pchaniem - przystawił dłonie do ciężarówki
(Lera) - Dlaczego to robisz? - do Dimy
(Dima) - Ponieważ Ja... - spojrzał jej w oczy - Kocham Cię, Lera.. I chcę byś była bezpieczna - odwrócił się
(Lera) - do siebie - zdumiona - Dima... - otrząsnęła się - Już pomagam - przystawiła dłonie do ciężarówki - Raz... Dwa... Trzy... - pchali
(Kirył) - Nie ruszajcie tym... Już prawie zapaliłem świecie... Od tego kołysania... - zbierało się na pawia
(Dima) - do siebie - Dobra ludojady... Boję się jak cholera... - spojrzał na swoje spodnie - Może nawet teraz popuszczam na wasz widok, ale JEBAĆ TO! - przygotował noże
(Lera) - Raz... Dwa... Trzy! - pchali
(Kirył) - Boże... Zaraz chyba... - zwymiotował  za okno
(Igor) - spojrzał na ziemie - Kirył, prawie ujebałeś mi buty...
(Kirył) - Przepraszam, odruch wymiotny... - wycierał twarz - do siebie - Dajesz suko... Zapal się wreszcie... Zapal się kurwa...
(Lera) - Raz... Dwa... Trzy! - pchali - Ani drgnie... Dima, co teraz?  Dima! - zobaczyła go walczącego
(Igor) - Spójrzcie państwo jak wywija ostrzami... Pomogę mu... - odstrzelił kilku zombie
(Dima) - Nie marnuj amunicji! - krzyczał zabijając trupy
(Kirył) - Prawie zapalił...
(Lera) - Raz... Dwa... Trzy! - pchali - Poruszyliśmy go... Jeszcze trochę...
(Dima) - w myślach - Chuj mnie ile stracę człowieczeństwa za to... - dźgnął lewym w głowę - Chuj mnie to, czy tu umrę... - uniknął ugryzienia - Walczę tutaj kurwa... - odepchnął zombie - By chronić swoich bliskich... - dźgnął w skroń - podskoczył - z buta w czaszkę - Ci, którzy mnie lekceważyli i mieli za tchórza... - podwójne zabójstwo z obrotu - Teraz sami stali się tchórzami... - upuścił nóż - odepchnął trupa - zrobił przewrót - chwycił nóż - Jestem Dima... - dźgnął w szyję znienacka - Pomimo strachu, jestem dokładnie w tym miejscu - wbił lewe ostrze w brzuch - prawym przejechał tułów - Nie lekceważcie mnie gnoje... - zmiażdżył butem czaszkę
(Kirył) - Jeszcze kawałek - do Lery i Igora
(Lera) - Raz... Dwa... Trzy... - przepchnęli -dyszy - Dima!
(Igor) - odstrzelił kilku zombie - Dima!
(Dima) - zorientował się - uwolnił się z uścisku - biegł do przodu - Do drugiej ciężarówki... Do przodu!
(Kirył) - próbował się wydostać - odwrócił się - Kurwa...! - zobaczył trupa - do siebie - Nie mogę się uwolnić... Dima, ktokolwiek... Zaklinowałem się!
(Lera) - wbiegła do ciężarówki - Co mam zrobić...?
(Kirył) - Użyj noża, spróbuj przeciąć te kajdanki... Kto trzyma obok kierownicy kajdanki... - spojrzał na pełzającego trupa - O kurwa... Wchodzą następni... - trupy zbiły tylną szybę
(Lera) - Nie mam piły do metalu... - krzyknęła - Chłopaki!
(Kirył) - Nie zzzzzostawiaj mnie samego!  - próbował się uwolnić - do siebie - To nie działa...
(Igor) - Co jest?
(Lera) - Kirył...
(Dima) - obserwował wcześniejsze stado - Sprężajmy się...
(Kirył) - wyrywał się - Zdejmijcie ze mnie to coś...!
(Lera) - odwróciła się
(Kirył) - Nie zostawiajcie mnie... - dotknął go zombie - Zejdź ze mnie... Lera, ja pierdolę...
(Lera) - dźgnęła trupa w głowę - Jest ich za dużo... Za mało miejsce... Nie zdążyłabym ich wybić...
(Igor) - Kurwa, mało ammo... Nie starczy na nich wszystkich... - wybiegł
(Lera) - pobiegła za nim - Co ty robisz? Nie pomożemy Mu?
(Kirył) - płakał - Boże, dopomóż swojemu słudze... -  trup wgryzł się w szyję - Aaaaaaaaaaaa! - krzyczał
(Dima) - Co to było...?!
(Kirył) - krzyczał zagryzany - Dima... Diiiiii... Dimaaaaa.... - krew zalewała go
(Dima) - Jemu już nie pomożemy... Biegiem do ciężarówki! Za mną! - pobiegli
(Lera) - zobaczyła pełzającego Jakuba Piotrowskiego - Pomożemy mu?
(Jakub) - Pomóżcie mi... - wyciągnął rękę
(Igor) - Jebać go... - pobiegli dalej
(Dima) - Nie lubisz gościa?
(Igor) - Miałem z nim kiedyś wątek, a raczej wtedy wielce zjebał moje zaufanie... Od tamtej pory skurwiela mam w dupie...
(Jakub) - Proszę... - trupy rzuciły się na niego
(Lera) - Jesteś straszny, wiesz? - do Igora
(Igor) - Nie będę marnował życia na takiego kogoś... Wiecznie szedł na skróty, pora, by w końcu za to zapłacił...
(Lera) - zauważyła ciężarówkę - Dima, to chyba twoje...
(Dima) - To jest Ta ciężarówka... Pakować się!
(Igor) - otworzył drzwi - wsiadł - Miha, dobrze Cię widzieć...
(Mihaił) - Powiedziałbym to samo...
(Lera) - wskoczyła na tyły - dyszy - Widzieliście to, prawda? Kirył nie żyje...
(Mihaił) - zamilkł
(Dima) - wsiadł na tyły - Spieprzamy stąd...
(Igor) - odpalił silnik - Gdzie jedziemy?
(Dima) - Jeśli to prawda, może w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
(Igor) - Może od razu na Kreml?
(Dima) - Zbyt ryzykowne. Jedź, gdzie mówiłem.
(Igor) - ruszył do przodu - Może odpocznijcie trochę. Jak dojedziemy na miejsce, dam wam znać. Lub jakby coś nas atakowało.
(Lera) - Dobry pomysł...  - położyła się - Musimy się zregenerować... - zamknęła oczy
(Mihaił) - zamknął oczy
(Dima) - do Igora - Jesteś pewny, może ja poprowadzę?
(Igor) - Ledwo się trzymasz na nogach. Ja to zrobię... Zbytnio te pchanie mnie nie zmęczyło.
(Dima) - położył głowę na bok - Czuwaj, bracie...
(Igor) - Dam radę...
(Dima) - zasypiał - Czasami mam pewien sen. Wyglądam w nim zupełnie zwyczajnie: jestem ubrany jak przeciętny facet. Nie ma nic, co mogłoby wydać się niepokojące. A jednak sen nie jest zwykły, bo błąkam się w nim po znanych mi miejscach. Jak można gubić się na drogach, które zna się od dzieciństwa? Można, jeśli tylko nie zależy nam na samym przejściu tych dróg, a na tym, by cała podróż miała jakiś głębszy sens. Wtedy zaczyna się tułaczka i można się zgubić wszędzie, nawet w rodzinnej dzielnicy.
(Igor) - Dima, chętnie bym posłuchał, ale bredzisz chłopie... - uderzył głową Dimy o blat - W końcu...
(Dima) - w głowie - Czemu próbuję sprawić, by wędrówka okazała się czymś ważnym? Aby poczuć, że żyję, a ŻYCIE to ma jakikolwiek sens. Bo na razie wydaje mi się, że ludzie rodzą się i przemijają, po prostu. Nie ma w tym żadnej głębi, żadnego celu. Jedynie beznamiętny byt, który kiedyś się skończy. A ja pragnę wierzyć, że nie na tym to wszystko polega. Chcę czuć, że moje życie nie było tylko jednym z wielu bezsensownych istnień. Bo jeśli tak jest, to właściwie czemu żyję? Po co mam trwać na tym świecie, skoro i tak kiedyś przeminę, a nikt nie ma ze mnie żadnego pożytku? Jestem potrzebny, ale nie dlatego, że muszę. Dlatego, że tak naprawdę Chcę im pomóc, mimo strachu.
   Nie chcę tego czuć. Chcę wierzyć, że może być inaczej. Chcę móc myśleć, że właśnie odkryłem jakiś cel, powód, by nadal istnieć. Ale moja tułaczka nie ma końca, nie znajduję tego, co tak bardzo pragnę odnaleźć. Jest tylko tłum ludzi chcący mnie dopaść i zagryźć. Ludzi, tak naprawdę NieLudzi których tak naprawdę nie obchodzę. Wystarczy być mięsem... Jest także stos moich czynów. Rzeczy dobrych i złych, które zrobiłem, ale które tak naprawdę nie zmieniają nic, nie nadają istnieniu ludzi żadnego głębszego sensu.  I właśnie wtedy, gdy to sobie uświadamiam, sen staje się najgorszym koszmarem. A potem zdaję sobie sprawę, że nie śnię. To wszystko dzieje się naprawdę. Gdyby to był sen, przynajmniej mogłabym się obudzić. Lecz to nie koszmar, ale rzeczywistość. Kurewska  pierdolona rzeczywistość...
Dima został obudzony przez Igora, w dziwnym momencie. Ich ciężarówka leżała wywrócona w rowie, a wokół czuć można było zapach palącej się benzyny. Znikąd zaatakowało stado. Dima dopiero ogarnął co się dzieje. Zobaczył jak niedaleko niego siedziała Lera z krwawiącą raną dłoni. Czuł ogromny ból w żołądku, jakby coś go rozrywało od środka. Igor odszedł od Dimy i podszedł do Lery, po czym ją uderzył.  Zorientował się Borodastow, że to jego kolega go musiał kopnąć w brzuch. Po chwili usłyszał jęki, spojrzał w stronę źródła dźwięków. Trupy próbowały przebić się przez ciężarówkę, stopniowo ją przesuwając. W tym czasie Dima podszedł bliżej, by zobaczyć co z Lerą, ale zobaczył coś, co go wielce zirytowało. Igor stał obok dziewczyny, z którą się zaczął całować, a potem jej głowa rytmicznie przy rozporku chodziła w te i nazad z charakterystycznym dźwiękiem mlaskania. Przyjaciele nie robili sobie nic z tego, że Dima to widzi. Nie wiedział co ma myśleć. Uklęknął na obu kolanach i spojrzał w niebo.
(Dima) - do siebie - Robiliście mnie w chuja od dawna? Po to było te spanie? Chłopie, rozwaliłeś wóz... Gdzie teraz uciekniemy... Gdzie Miha?
(Igor) - na stojąco - Poszedł się odlać... Bro, pogódź się z tyyyym... Lerka, oh skarbie...  Pogódź się z tym, że Ona od zawsze wolała mnie.
(Dima) - A twoja była?
(Igor) - Nie było żadnej byłej - zaśmiał się
(Dima) - do Lery - Jak mogłaś? Bawiłaś się mną...
(Lera) - wzięła oddech - Dmitrij, mój drogi... Zostawiłeś mnie wtedy w sklepie. Wpadłam, a ty sobie żyłeś normalnie. Myślałeś, że będzie jak dawniej? Nie będzie. Igor potrafi o mnie zadbać.
(Igor) - Zdecydowaliśmy, że Ty i Miha... Idziecie swoją drogą...
(Dima) - Po tym wszystkim? Chcesz się rozdzielić?
(Igor) - Rozstać... Nie będziemy was szukać. Wy też nie próbujcie Nas. Choć ci muszę podziękować za ratunek. Dzięki temu teraz dług jest spłacony.
(Dima) - Jaki kurwa dług...?! Trupy się przebijają... Czemu nic z tym nie zrobicie? Już wam nie zależy... Mam spierdalać? Spoko, rżnijcie się dalej... - odwrócił się - Miha! Miha? Idziemy...  - coś go potrąciło - Co kurwa?! - nerwowo czołgał się - zobaczył brata zombie - Odejdź... Miha, odjedź ode mnie!  - próbował wyjąć broń - do siebie - Nie mam... - czołgał się dalej - Igor! Lera! - krzyczał - szukał noża - Bracie... Nie chcesz tego zrobić... Nie chcesz, ale i tak to zrobisz... - wyjął nóż - próbował dźgnąć w głowę - spojrzał w martwe bratnie oczy - Kurwa... Nie dam rady...  - poczuł trupi oddech - upuścił nóż - przytrzymywał brata za ramiona - Odejdź ode mnie... Odejdź! - krzyczał
Godzinę później,  przed MSZ