#1 2015-03-16 00:02:51

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 1 - Zbyt daleko

Przeznaczenie to ciekawa rzecz. Jednego dnia jesteśmy wśród swoich z wrażeniem, że więzy przyjaźni nas nie rozłączą. Drugiego dnia wszystko się zmienia, patrzysz na świat i widzisz, że coś nie pasuje. Los bywa kapryśny, bywa wielką ułudą, kiedy próbujemy dotrwać do końca, a Bóg łapie ciebie wcześniej za nogi i twoja walka o życie kończy się, umierasz bezpowrotnie. Mieć się na kim oprzeć to rzecz najważniejsze. Świat potrzebuje ładu, więzi pomagają w tworzeniu grup czy społeczności. Bez ładu zdarzają się rozpady, ludzie rozchodzą się, inni giną zabijani przez swoich pobratymców. Apokalipsa to miał być test dla ludzkości, by każdy się jednoczył przeciwko nowemu zagrożeniu, a świat się pogorszył. Ci co umierali na wojnach sto lat temu nie mogliby uwierzyć, że nastanie gorsze piekło niż za ich czasów, gdy kraj był wielokrotnie najeżdżany, grabiony i odzyskiwany. Drogi się krzyżują, często jednak się rozchodzą, a powrót do nich jest praktycznie znikomy. W świecie nikt nie jest bezpieczny. Bądź łowcą lub ofiarą, to motto tych, którzy cenią sobie przetrwanie, ci którzy wierzą w zakończenie Apokalipsy. Żyjemy jakby każdy dzień był ostatnim, lecz nie poddajemy się. Grupa to przyjaciele, złączeni  wspólną chęcią przetrwania. Mathias to wiedział, dlatego poprowadził innych, zgodził się na rozdzielenie grupy, by tylko ocalić dziewczynę, która kawałek czasu wcześniej zniknęła i nie było po niej śladu życia. Plan nie wypalił jak się każdy spodziewał.
03.09.2014, wzgórze w pobliżu Ruin, niedaleko granicy z KujawskoPomorskiem
(Osa) - położył sie na ziemi - spojrzał przez lunetę - Widzę ich... Safe Zone...
(Iza) - Nasi są całkiem odsłonięci...
(Tomek) - Ma rację. Kilka krzaków nie uratuje im dupy, gdyby coś...
(Osa) - Weź nie pierdol nawet...
(Maks) - wychylił się - Mają lekką broń, można ich rozwalić...
(Osa) - przywrócił do porządku - Zaczniemy, naszym się dostanie...
(Gustaw) - zobaczył Mateusza - On też tu jest...
(Osa) - Jebaniec... Jest na pozycji... Mógłbym go...
(Iza) - zasłoniła lunetę - Sam mówiłeś, że jest ryzyko...
(Osa) - Zawsze jest.
(Tomek) - Jesteś pewny, że strzelba kogoś zabije z takiej odległości?
(Osa) - Nie ma na celu zabić, ma odwrócić uwagę. Wtedy gdyby coś, dołączymy do naszych.
(Iza) - zobaczyła Klaudię - Mamy ją... Ona żyje...
(Osa) - Faktycznie mało martwa. Teraz czekamy na zwrot i zdejmujemy ich po kolei.
(Tomek) - Co jest... - Mariusz stanął przed Mateuszem - Co on robi...?!
(Osa) - Zamknął oczy... To chyba znak... Chyba...
(Iza) - Mierzy do niego...
(Tomek) - Nasi będą bez szans...
(Iza) - przymierzyła - Jestem gotowa...
(Osa) - Nie... Nie trafisz stąd, a zmarnujesz amunicje. Ja to zrobię...
(Gustaw) - Kurwa... - Mateusz przyłożył pistolet do głowy Mariusza
(Osa) - namierzył Mateusza - Pięć stopni do góry... Dwa stopnie w prawo... Mam Cię... - strzelił
(Tomek) - Dostał!
(Gustaw) - Ranny, ale nie martwy...
(Iza) - Musimy osłonić naszych. Nie mają szans na ucieczkę. Musimy coś zrobić... Teraz!
(Osa) - przeładował - Bierz z lewej, biorę prawą stronę - strzelał
(Iza) - do siebie - Mathias... Proszę, uciekaj stamtąd... - strzelała
(Osa) - zobaczył uciekającego Mateusza - Zaraz Cię dorwę...  - wymierzył
(Tomek) - Osa... - odepchnął go
(Iza) - Mathias z grupą uciekli - Udało się im...
(Osa) - Biegną do nas... Nie ma czasu na przeładowanie... Musimy ich zgubić...!
(Gustaw) - Do lasu, to jedyne wyjście...
(Iza) - Jak potem znajdziemy resztę?!
(Osa) - Iza... Wiem co Cię łączy z Mathiasem, ale skup się do cholery... Możemy już nigdy ich nie zobaczyć... Zapamiętaj go takiego jakim był... Policzę do trzech... Wtedy spieprzamy do lasu...
(Tomek) - Nie popieram odłączania się, ale to jedyne wyjście... Pamiętacie nasz wspólny cel. Po wszystkim, postaramy się ich znaleźć... - wrogowie sie zbliżali
(Iza) - do siebie - Wrócimy po was... Obiecuję...
(Osa) - Raz...
(Tomek) - Żadnego trupa w pobliżu lasu... Można biec...
(Osa) - Dwa...
(Gustaw) - spojrzał na zbliżających się - Teraz, Osa! Teraz!
(Osa) - Trzy... - strzelił na ślepo im pod nogi - pobiegli
Grupa podzieliła się. Część grupy na czele z Mathiasem wycofała się na główny szlak. Część grupy na czele z Osą uciekła do lasu. Uciekając nie oglądali się za siebie. Iza zobaczyła Mathiasa ostatni raz, dając mu czas na ucieczkę. Liczyła, że wkrótce się odnajdą i znów się połączą. Grupa musiała się rozdzielić, nie mieli wyjścia. Czując oddech przeciwników na karku, nie zatrzymywali się, biegli przed siebie z plecakami na plecach, z broniami w rękach. Lekka zadyszka ich złapała, po kilku minutach musieli przystopować.  Na szczęście natchnęli się na starą leśniczówkę. Lekko oparli się o budynek, nie siadając wcale, by nie dać się zaskoczyć. Osa wykorzystał uwagę, by przeładować strzelbę. Widział jak drużyna jest osłabiona, przez ostatnie gonitwy, gdy był spokój i niedługo potem znów trzeba było uciekać. Iza cierpiała wewnątrz, choć nie było po niej widać, martwiła się o pozostałych. Była jednak dobrej myśli, widząc jak reszta bez strat opuściła zagrożoną strefę. Grupę czekała ciężka próba. Rozłam był powodem wielu niepowodzeń, Osa chciał się sprawdzić, dać ludziom wiarę, by dożyli dnia, kiedy dotrą do Gdańska, bądź jak szczęście pozwoli, spotkać Mathiasa wcześniej. Osa stracił brata, teraz zniknął mu z pola widzenia dobry przyjaciel oraz dziewczyna, z którą planował przyszłość. Chłopak chciał być spokojny, chciał nie drażnić swojego sumienia, ale to było silniejsze. Na zewnętrznej części kolby miał wyryty napis "O+M=4ever". Coś, co pozostało mu po zmarłym młodszym bracie. Spojrzał na napis, na chwilę przymknął oczy, Tomek to zauważył.
(Iza) - spojrzała na Monikę - Cała?
(Monika) - Tak, tylko... Sytuacja...
(Gustaw) - Dla ciebie wszystko jest nowe...?
(Tomek) - Jej chodziło zapewne, że nigdy nie spodziewała się, że się rozdzielimy na dłużej.
(Osa) - gładził kolbę - do siebie - Szlag by to...
(Tomek) - spojrzał co robi Osa - No weź, drażni mnie to. Przestań gładzić to coś...
(Osa) - A chcesz wpierdol? Moje to mogę...
(Iza) - do Tomka - Odpuść. Coś widziałam tam wyrytego? Czy to broń... Oskara?
(Osa) - Nie... W pierwszy dzień wybuchu Apokalipsy... Wyryliśmy sobie na swoich kolbach nasze braterskie więzi. Taki symbol, który miał nas utrzymać przy życiu... Cóż, nie udało się...
(Monika) - Co będzie jak my zginiemy...?
(Osa) - dał z liścia - Nie zginiemy...
(Iza)  - Ula, by ci oddała dwa razy mocniej.
(Osa) - Nie ma jej tutaj, ale na moim miejscu, pewnie by zrobiła to samo. Jesteśmy grupą, nadal. Mniejszą, ale nadal grupą. Czy znajdziemy resztę czy nie, to mało istotne. Chodzi o nasze przeżycie. Najważniejsz jest przeżycie. Choć szanuję Mathiasa... Ula coś znaczy dla mnie... To nie zaryzykowałbym szukać igły w polu... Liczyć na przypadek...
(Iza) - Nieszczęścia są dziełem przypadków, a nie nasi przyjaciele... Trzeba próbować, słyszałeś?
(Osa) - olewczo - Sranie w banie. Powrót starymi śladami to samobójstwo...
(Tomek) - usłyszał szelest trawy - Słyszeliście?
(Osa) - jest wiatr, to jest powiew...
(Tomek) - Nie... Jakby ktoś niedawno poruszył trawę bądź liście...
(Gustaw) - wsłuchał się - Ma rację...
(Osa) - kucnął - zauważył Sebastiana niedaleko - szeptał - Jest jeden. Zdejmę go... Osłaniajcie mnie...
(Iza) - Nie uda ci się do niego podejść... - wycelowała
(Osa) - do Izy - Na Boga... W lesie chcesz dzwonić na obiad? Ja to zrobię... Tylko Ty już nic nie rób... Dam radę... - powoli na kuckach
(Iza) - Uparty osioł...
(Tomek) - Obejdź teren... Dupek straszny, ale tu nie ma racji idąc samemu na nieznane starcie... Iza, idź... Będę obserwował, czy nikt za tobą nie idzie...
(Osa) - podkradł się do Sebastiana - wyciągnął nóż - przystawił do gardła
(Seba) - zaskoczony - Nie... Nie rób tego...
(Osa) - Jesteś zwykłym śmieciem...!
(Seba) - Ja przyszedłem dla sojuszu... Nie trzymam z Nim...
(Osa) - I dlatego przybiegłeś z bronią w ręku... Jeśli byś uważnie słuchał. My nie przyjmujemy do grupy osób, które wielokrotnie siedziały mi na ogonie...!
(Iza) - dotarła na pozycję
(Seba) - Nie tak prędko... - zagwizdał
(Osa) - Ty jebany... - wbił nóż w szyję - dźgał trzy razy w głowe - dyszał - Jebaniec...
(Marcin) - przystawił karabin do głowy - Wszystko się kończy tutaj... Pierw Ty... Potem twoi kumple...
(Iza) - wymierzyła w Marcina - sprawdziła tłumik - strzeliła
(Marcin) - padł na Osę
(Osa) - upadł - Co to było...?! - odsunął ciało - wstał
(Iza) - zbiegła z kryjówki - Nic ci nie jest?
(Osa) - Co to było kurwa?
(Tomek) - Właśnie uratowała twój łeb. Mówiliśmy ci, byś nie robił tego sam...
(Osa) - Poradziłbym sobie... Miejmy nadzieję, że strzał nie zwabi więcej trupów...
(Gustaw) - Wydawało mi się, że kogoś znów słyszałem, ale ucichło...
(Osa) - Spieprzył... Tłumik osłabia, ale jednak dźwięk jest słychać... Usłyszał, że nie ze znajomej broni ktoś strzelił i uznał, że lepiej spieprzać. Niech ucieka. Lepiej dla niego.
(Iza) - Co proponujesz teraz?
(Osa) - Po starych śladach nie wrócimy... Musimy iść dalej w tym kierunku... Licząc, że znajdziemy schronienie, to najważniejsze. Chodźmy, nie marnujmy czasu.
5 godzin później
(Monika) - zemdlała ze przemęczenia
(Tomek) - Osa... Ona ma dość... - spojrzał na Monikę
(Osa) - Jeszcze nie pora na to. W lesie chcesz odpoczywać dłużej? Wystawisz się trupom.
(Iza) - Zgadzam się z nim, ona potrzebuje odpoczynku. My również...
(Osa) - To odpoczywajcie. Ja się rozejrzę w okolicy.
(Iza) - Nie pójdziesz sam...
(Osa) - Boisz się, że zostawię was tutaj?
(Gustaw) - Pierdolisz od rzeczy... Możesz się wreszcie zamknąć i choć raz teraz jej posłuchać?
(Tomek) - Będziemy ją obserwować, a wy sprawdźcie teren. Może jakaś leśniczówka, zgubiony plecak... Cokolwiek...
(Osa) - niechętnie - Dobra... Zgoda... Idziemy...  - poszli przed siebie
(Iza) - Widziałeś jak ona wyglądała. Nie jest przystosowana do takiego wysiłku...
(Osa) - Mogę zrozumieć. Tylko moim zdaniem, siedzenie w lesie dłużej niż chwilę prowadzi do katastrofy. A teraz co? Wracamy do punktu wyjścia. Nie boisz się przy okazji iść tak blisko mnie? Nie boisz się, że coś ci zrobię?
(Iza) - Jeśli byś zrobił, Ula by ci wpieprzyła - uśmiechnęła się
(Osa) - Tu mnie masz... A że tak z innej beczki. Gdybym ci wtedy nie powiedział... Próbowałabyś dostać się do tamtych? W sumie daleko nie było, ale nie byliśmy sami.
(Iza) - Chcę, by jemu nic nie było, ale wystawić się to byłoby głupie wyjście.
(Osa) - Przyjdzie lepszy dzień.
(Iza) - Myślisz?
(Osa) - Nie, ale staram się ślepo w to wierzyć.
(Iza) - spojrzała na martwego królika - To byłoby nasze jedzenie...
(Osa) - Gdyby nie było skażone... Staraj się mieć oczy otwarte na wszystko, a czasem też patrzeć pod nogi. Jak ja nie lubię takich sytuacji... Kurwa...
(Iza) - W sensie?
(Osa) - Rozlam to najgorsze co mogło nas spotkać. Co z tego, że nam się udało. Jak pewnego dnia możemy zobaczyć na drodze jak jeden z naszych żre drugiego. Wiesz jakie są szanse. Pół na pół... Do tego śnieg może nam popsuć wszystko.
(Iza) - zobaczyła na śniegu ślady krwi - Wygląda na świeżą - ukucnęła
(Osa) - To jest poza trasą. Jak zgubimy trasę, będziemy mieć tą laskę na sumieniu. Cokolwiek to było. Nie możemy zboczyć z trasy. Chodź, nie pora na to. Liczmy, że to nie był człowiek...
(Iza) - Liczmy, że nie umrzemy z głodu.
(Osa) - Jesteś głodna? Mam chyba przy sobie resztki, które miałem dać Ulce, ale... Tobie się po części przydadzą... - zajrzał do plecaka
(Iza) - Serio, nic mi nie jest  - burczenie z głodu
(Osa) - Czyżby? - wyjął kromkę chleba - podał - Masz, nie chcemy byś i ty zemdlała. Wiesz, nie jestem taki zły, jakim mnie opisują. Tylko chodzi o zapasy, a nie wyprzedaż w supermarkecie. Sama wiesz.
(Iza) - ugryzła kawałek - To co dałeś na długo nie starczy.
(Osa) - Dlatego nie chciałem się zatrzymywać. Po to się dostarcza pożywienie, by ciało miało siłę iść dalej. Kiedy odpoczywamy, nic się nie zmienia, a dwukrotnie marnujemy energię, którą mogliśmy wykorzystać, by przejść jakiś odcinek.
(Iza) - Wiesz dużo więcej niż spodziewałam się.
(Osa) - Wiem tyle, ile potrzeba wiedzieć.
(Iza) - Z pewnością... - spojrzała na Osę - Hej... Co jest?
(Osa) - spojrzal przed siebie - Spójrz... - zobaczył światło w oddali
(Iza) - Czy to...
(Osa) - Wracamy po naszych. Nie spodziwałem się... Że takie coś nas spotka... Szybko... Musimy się tam dostać...
30 minut później
(Tomek) - z Moniką na ramieniu - Już kawałek czasu jest nieprzytomna - spojrzał na szpital
(Gustaw) - Czy to jest pewne?
(Iza) - Palą się światła w oknach.
(Osa) - Ona potrzebuje pomocy. Skoro tu jesteśmy, spróbujemy znaleźć pomoc. Jak to nie jest pułapka, możliwe spędzimy tam noc.
(Maks) - Będziemy  was osłaniać.
(Osa) - Ja z Izą będziemy was osłaniać, nie wyjmujcie broni, chyba że zajdzie potrzeba...
(Iza) - Od kiedy chcesz współpracować?
(Osa) - Od kiedy przypomniały mi się słowa, których użył kiedyś mój przyjaciel...  W drogę...
Nie mając za dużego wyboru, zebrali się w sobie, by sprawdzić czy rzeczywiście miejscowy szpital jest bezpieczy, a przede wszystkim czy są ludzie, którzy mogą coś dać Monice na polepszenie stanu zdrowia, a przy okazji zapewnić im nocleg. Osa szedł ze strzelbą przodem. Za nim Tomek z Moniką, Gustaw, Marzena i Maks. Iza chroniła ze snajperką tyły, dzierżąc ją przy swoim boku. Niepewnie rozglądali się po okolicy, trupów dużo nie było, ale zawsze znalazły się gromadki zamknięte w budynkach, czy samochodach. Im bliżej szpitala, tym światło z okien wydawało się jaśniejsze, przyciągało uwagę. Osa zobaczył przypadkiem jak ktoś obserwował ich zza firanki i po przyłapaniu, zniknął z pola widzenia. Z powodu zimna, Monika miała ledwo wyczuwalny puls, ale oddychała. Po przejściu ulicy, oczom ukazał się budynek w całej okazałości. Wokół metalowe ogrodzenie z drucianą siatką. Nad wejściem wisiała kamera, ruszała się. To oznaczało, że ktokolwiek był w środku, miał dostęp do prądu. Osa spostrzegł, że jest obserwowany.  Nagle wyszły z budynku trzy postacie, uzbrojone. Stanęli przy bramię, nie chcąc jej otworzyć, póki tożsamość obcych nie zostanie potwierdzona.
(Gabi) - Kim jesteście?
(Osa) - Nie widzicie kurwa? Zdychamy z zimna...
(Jan) - Co wy nie powiecie... To nie hotel. Jeśli macie kogoś potrzebującego, przekażcie go nam.
(Iza) - Sugerujesz, że mamy dać obcym naszego człowieka, a potem czekać w niewiedzy?
(Jan) - Nie możemy was wpuścić. Nie po tym co się stało miesiąc temu. Za duże ryzyko.
(Osa) - Pogadajmy o tym w środku.
(Gabi) - Słyszeliście. Jeśli wam zależy, możecie wejść do garażu, który jest obok, ale do nas was nie wpuścimy... Więc, jak będzie?
(Daniel) - A może... Byśmy ich wpuścili? Na groźnych nie wyglądają...
(Jan) - pod nosem - Tamci też na takich nie wyglądali.
(Tomek) - Chcemy debatować nad ludzkim życiem? Jak ona wchodzi, my razem z nią!
(Gabi) - oburzona - Macie jakąś broń, o której nie wiemy?
(Osa) - W tym świecie bez broni lepiej się nie ruszać. Nie użyjemy jej, jeśli wy nie użyjecie swojej.
(Jan) - Dobra... - ustępując - Możecie wejść...  Tylko ostatnia formalność... Czy ktoś jest ugryziony?
(Iza) - Ona zemdlała z przemęczenia. Nie mamy dużo jedzenia, a te co mamy oszczędzamy.
(Jan) - Spoko. Nie interesuje mnie, gdzie chcecie iść dalej. My tu jesteśmy stacją, gdzie możecie opatrzeć się. Wejdźcie, tylko radzę niczego nie dotykać - otworzył bramę
(Gabi) - Szybko, zbiera się na śnieżycę - wpuściła do środka
(Daniel) - Dobrze świadczy o nich, że są jednością.
(Jan) - To czasem moze zgubić.
(Osa) - Zgubić może brak zaufania.
(Daniel) - Wiesz na czym stoisz, w tym świecie to ważne - zamknął bramę
(Jan) - Nie obchodzi nas dokąd idziecie. Bardziej skąd przychodzicie. Nieźle wyglądacie, jakbyście z kilka dni spędzili bez oddechu.
(Osa)- Kilka godzin. Mieliśmy incydent przy ruinach koło Grudziądza... Tak w tej sprawie, gdzie my jesteśmy?
(Gabi) - zaśmiała się - Pierw wchodzisz w bagno, a potem pytasz czy oby na pewno...? Spokojnie, to żart. To Kwidzyń, a właściwie to co po nim zostało...
(Osa) - facepalm - Serio, spory kawałek trasy pokonaliśmy.
(Jan) - Też jestem zdziwiony. Nie jesteście jedyni, którzy nas mijali. Byli tacy przed wami, ale im nie wyszło. Chcieli podstęp wykopać tych, którzy patrolowali szpital i wstawić swoich ludzi. Nie udało się, straciliśmy kilka osób, a cichacze przez tydzień nie dawały nam spokoju.
(Iza) - Cichacze? Tak nazywacie zombie?
(Jan) - Ludzie tak zaczęli ich nazywać, zanim sami nie zaczeli się w nich zamieniać. Początkowo tu nie było nikogo, ale odkąd Nata razem ze swoją ekipą wprowadziła się do szpitala, to mieliśmy nagły przypływ ludzi, a tamtą historię już znacie. Zanim jednak pójdziecie dalej, musicie się spotkać z Nią.
(Osa) - spojrzał na Monikę - Potrzebuje, by ktoś ją obejrzał...
(Iza) - Zrozum człowieku, że chodzi o życie, a nie formalności...
(Daniel) - Nie chcemy, by nas wykopano...
(Osa) - To ja z Izą pójdziemy do tej... Naty, a wy zatroszcie się o resztę, zgoda?
(Jan) - Główne schody, pierwsze piętro, gabinet na końcu korytarza... Tylko nie zajmujcie czasu... Przybyło jej obowiązków, odkąd miesiąc temu cwele nas zaatakowały...
Osa musiał zostawić grupę na chwilę. Razem z Izą wybrali się na piętro, do tej która dowodziła miejscem. Lokacja była dobrze urządzona. Nie wyglądała na zaniedbaną, a mieć szpital jako dom to byłaby wielka zaleta. Na końcu korytarza stało kilka osób w kolejce. Osa nie czekając na moment chwały, wepchał się w kolejkę i bez pukania wszedł do gabinetu, za nim Iza. Przy czym, siedząca w środku Natalia, widząc Osę od razu wymierzyła do niego z pistoleu 93r. Bronią dała znak na krzesło, by goście usiedli. Na biurku laptop, na parapecie radio, a wokół mnóstwo kabli na ścianach.
(Natalia) - Obowiązuje coś takiego jak kolejka. Jak jesteście od Niego, to darujcie sobie wykłady.
(Osa) - Nikt nas nie przysłał. Sami tu trafiliśmy.
(Natalia) - Te ofermy was wpuściły... Opieprze ich... - próbowała wstać
(Osa) - złapał za rękę - To my nalegaliśmy. Mamy koleżankę, potrzebowała antybiotyku.
(Natalia) - Dlatego przyszliście uzbrojeni przed wejście? Widziałam jak ktoś szedł w naszym kierunku.
(Iza) - Długo bylismy w ruchu. To nawyk.
(Natalia) - Zapewne. A co się stało tej koleżance?
(Osa) - Zemdlała, ale coś na pobudzenie i nas nie ma. Chyba, że możemy tu zostać na noc.
(Natalia) - To baza lecznicza, nie trzymamy tu ludzi. Oprócz naszych, ale nie jesteście jednymi z nas, a raczej wy wolicie swoją bandę, racja?
(Osa) - Było nas więcej, ale się rozdzielliśmy. Chcemy gdzieś spędzić noc, by potem ich poszukać.
(Iza) - Jeśli nie możemy tu zostać, powiedz chociaż gdzie możemy pójśc, by przeżyć noc?
(Natalia) - Czerwone Stogi, znacie? Kierunek północ. Taka mała wioska. Aktualnie nie wiem, co tam jest teraz, ale mnóswo przyczep kempingowych jest na pewno.
(Osa) - To jest pół dnia drogi, zanim doszlibyśmy cudem, zeżarliby nas.
(Natalia) - Nie musisz się denerwować. Kto wam każe iść? Mamy jednego busa. Powinniście się zmieścić i dotrzeć tam przed wieczorem.
(Osa) - Tak po prostu nam dacie transport...
(Natalia) - Nie, mam warunek. Wszyscy dacie sobie przebadać krew. To nasz warunek. Po wszystkim, jak się dobrze skończy. Puścimy was.
(Iza) - Nie mam nic do ukrycia.
(Natalia) - Doskonale. Skończymy z waszą koleżanką, to zabierzemy się za was. Idźcie na parter do zabiegowego, znajdźcie Gośkę, ona się wami zajmie.
(Osa) - Zanim pójdziemy na pewną śmierć, co myślisz o Obozie w Gdańsku? Pierwotnie mieliśmy plan tam się udać.
(Natalia) - Owszem... Słyszałam dobre rzeczy o miejscu, ale nie jest potwierdzone, że obóz nadal istnieje. Mamy dobrą miejscówkę, nas nie obchodzi inne miasto. Idźcie już, ok? Minęło dobrych kilka minut, a mi już się zrobiło nudno... Nie zawracajcie mi dupy z każdym drobiazgiem, tylko po badaniach... Do potem...
Osa z Izą wrócili na parter, gdzie przed drzwiami do zabiegowego gabinetu stali Gustaw, Tomek, Marzena i Maks. Nie pozwolono być przy badaniu Moniki obok niej, więc reszta musiała poczekać na wyniki. Długo niepewność nie trwała. Drzwi się otworzyły, ale tylko Osa mógł wejść, jako odpowiedzialny za grupę. Usiadł obok badanej dziewczyny, podłączonej do aparatury z kroplówką.  W całym gabinecie tylko jedna dziewczyna, za młoda na lekarkę, ale jednak nią była.
(Gośka) - Z twoją przyjaciółką już lepiej. Nie jest zarażona z pewnością. Był reakcja na antybiotyk. Zarażone ciało nie radzi sobie z takimi dożylnymi. Obyło się bez sprawdzania krwi. Jestem tego pewna. Tyle przynajmniej wiem z doświadczenia.
(Osa) - Długo już robisz co robisz? Jesteś chyba w moim wieku...?
(Gośka) - Wiem, nie jestem dosyć stara na to stanowisko, to chciałeś powiedzieć?
(Osa) - Nie...
(Gośka) - Od dwóch miesięcy próbuję tu pomagać. Szczególnie, że sama musiałam się wszystkiego uczyć. Daleko mi do chirurga... Więc jak ktoś ma poważniejszą ranę, po prostu umiera, bo nie ma nikogo, kto by mógł na własną odpowiedzialność dokonać operacji.
(Osa) - Wspominałaś coś o krwi. Masz nas przebadać, czy oby nie mamy wirusa.
(Gośka) - Doprawdy? Więcej roboty? Nata musi mnie kochać. Dobra, to może zacznijmy od ciebie. Usiądź wygodnie, a w międzyczasie odpowiedz mi na parę pytań. Coś mnie nurtuję.
(Osa) - usiadł - podwinął rękaw - Pytaj...
(Gośka) - szykowała strzykawkę - Nie bój się, w cholerę mam tego. Jednorazowego użytku. Nie martw się, nie wtoczę ci żadnego wirusa...
(Osa) - Chciałaś coś wiedzieć, no to pytaj, ale pozwól, że zapytam pierwszy - Nie myślałaś o tym, by stąd spieprzyć?
(Gośka) - Nie miałam jeszcze powodu. To dobre miejsce. Pełno miejsca, dużo zapasów, dużo lekarstw.
(Osa) - Możesz pójść z nami. Znasz się na tym, skoro tak twierdzisz, a nam się taka osoba by przydała.
(Gośka) - zawiązała opaskę uciskową - Chciałabym, ale póki są kamery. Nie mogłabym, by mnie znaleźli. Rozumiem, że wam się śpieszy na zewnątrz.
(Osa) - Zostawiłem kilka znajomych za sobą. Nie wypada ich zostawiać.
(Gośka) - szukała dobrej żyły - Serio? Ciekawe to co mówisz. Zwykle każdy tu o swoich zagubionych znajomych woli nie wspominać.
(Osa) - O niektórych osobach nie powinno się zapominać. Mówiłaś, że musiałaś się uczyć, jak to było?
(Gośka) - Interesowałam się anatomią, ale nie szłam dalej.  Dwa miechy temu przynieśli stos ciał i kazali na nich ćwiczyć. Rozumiesz, podawałam różne substancje, potem zapisywałam notatki. Życie wybrało za mnie mój zawód.
(Osa) - Jakby nie patrzeć, każdy ma do czynienia z przeznaczeniem, a nie ze świadomym wyborem.
(Gośka) - wkuła się - Taki jest życie, tego nie zmienisz... - pobierała krew
(Osa) - Kurwa...  poczuł ból
(Gośka) - Trzymaj sie panie odważny. Dobrze ci idzie...
(Osa) - Nie miałem od dwóch lat pobierania. Cóż, warto czasem odświeżyć stare zwyczaje...
(Gośka) - Jeszcze moment...
(Osa) - spojrzał na Monikę - Kiedy ona się obudzi?
(Gośka) - Możliwe za godzinę, jak się nawodni i poziom cukru się wyrówna. Na wszelki wypadek zaaplikuje jej jeszcze trochę adrenaliny, by przyśpieszyć działanie leku.
(Osa) - Jeśli laska mówiła prawdę i nas nie wkręca z tym busem...
(Gośka) - Jest gburowata czasami, ale nie kłamie. Nawet jak powiedziała, że mnie uderzy, robiła to.
(Osa) - Aż tak źle?
(Gośka) - Człowiek robi źle czasem, należało mi się... - skończyła - No to byłoby na tyle. Z tobą już skończyłam. Jak masz jeszcze pytania, to pytaj.
(Osa) - Nie mam, póki co zaspokoiłem ciekawość.
(Gośka) - uśmiechnęła się - Zawołaj kolejną osobę, potem poczekacie trochę na wyniki. Porównam wasze próbki z innymi, pozytywnie się nastawiam.
(Osa) - Co mam robić przez ten czas?
(Gośka) - Może idź na drugie piętro, do sali wieczorowej. Tam jest kilka pokoi, tam można się położyć i odpocząć. Jak coś się będzie dziać, kogoś po ciebie poślę.
(Osa) - No dobra... Tylko idę tam z bronią, nigdy się z nią nie rozstaję...
(Gośka) - Nikt ci nie zabrania. Gdyby ktoś zatrzymał do kontroli, powołaj się na mnie. A teraz wybacz, pora zająć się kolejnym pacjentem, do kolejnego spotkania.
(Osa) - Tak jest - wyszedł
(Iza) - Co wiesz?
(Osa) - Wydaje się być zastraszona, gdybyśmy może... Ją zwerbowali?
(Tomek) - To nie jest nasza sprawa. Widziałeś tamtych, nie chcemy problemów. Zabieramy Monikę i spieprzamy.
(Osa) - Teraz wasza kolej. Zagrajcie w zapałki, nie wiem... Dowiedziałem się, że jest miejsce na tymczasowy odpoczynek, więc tam zmierzam. Jak się dowiecie czegoś, znajdziecie mnie na drugim piętrze. A tak poza tym, powęszcie trochę. Tu jest coś więcej niż szpital. Wiem jaki mamy cel, ale ciekawości nam nikt nie zabroni. Nata mówiła o jakimś gościu, ale nie podała imienia. Może uda się wam coś dowiedzieć od innych tutejszych... Jakby co, wiecie gdzie mnie znaleźć - poszedł
Godzinę później.
Osa wiercił się przez sen, Tomek został wybrany, by obudzić kolegę, ponieważ wszystkie badanie zostały zrobione, a jako dowódca, Osa musiał się osobiście stawić, by wiedzieć na czym stoi. Tomek szarpał go za ramię, a gdy ten się obudził, odruchowo przystawił mu nóż przy szyi. Orientując się w sytuacji, zaniechał dalszych działań, wstał z łóżka, przetarł oczy i wyszedł z pokoju.
(Tomek) - Już po wszystkim. Wszystko jest gotowe, ale nie chcą nam powiedzieć. Dlatego wybacz, że musiałem narażać życie, by próbować sprowadzić ciebie na ziemie...
(Osa) - Stracisz swoją siostrę, to pogadamy wtedy...
(Tomek) - Teraz to i tak nie jest ważne... Jesteśmy tu i teraz. Myślenie o zmarłych bardziej boli.
(Osa) - Skoro mowa o myśleniu. Coś wiesz o tych gościach, którzy ich napadli wcześniej?
(Tomek) - Nie. Próbowaliśmy coś wskórać z miejscowymi. Udają, że to stara sprawa i nie warto wracać do tego. Możliwe miałeś rację, że coś tu nie gra. Tak czy inaczej, to nie nasza sprawa.
(Osa) - Jednak ta laska... Nie zasługuje, by tu być.
(Tomek) - Jedyna coś tu umie. Jak ją zabierzemy, ludzie nie będą mieli choć namiastki pomocy.
(Osa) - schodził po schodach - Nie zasługują na pomóc...
(Tomek) - Nie zabieraj innym pomocy. Gdyby ktoś pomyślał o tym co ty, Monika nie dostałaby pomocy. Umarłaby, tego byś chciał...
(Osa) - przy gabinecie - Skąd...
(Iza) - Wejdź, tylko ty jesteś upoważniony, choć to chodzi o nas wszstkich...
(Osa) - Załatwie to.
(Gustaw) - Tylko nie przyjeb jej od razu...
(Osa) - Jestem bardzo pokojowo nastawiony... - wszedł
(Gośka) - Mam dobre wieści. Tak jak przewidywałam.
(Osa) - To po co to wszystko?
(Gośka) - By mieć dowody na to. Nikt z was nie ma aktywnego wirusa.
(Osa) - Każdy ma...
(Gośka) - Nie rozumiem...?
(Osa) - Wszyscy jesteśmy zarażeni. Tylko póki żyjemy, wirus nie niszczy komórek. Jesteś lekarzem do chuja przecież...
(Gośka) - Sama uczę się na błędach. Dzięki, że poinformowałeś. Zapamiętam.
(Osa) - spojrzał na leżącą Monikę - Jak się czuje?
(Gośka) - Za kilka minut powinna się obudzić. Patrzysz na nią w ten sposób... Czy to ktoś dla ciebie ważny?
(Osa) - Skąd te twierdzenie?
(Gośka) - Sama byłam zakochana, znam spojrzenie...
(Osa) - Ja... Wcale nie... To tylko... Przyjaciółka...
(Gośka) - Pójdę przynieść opatrunki z magazynu, zaczekaj chwilę - wyszła
(Osa) - do siebie - Wariuję już kurwa... - usiadł na łóżku
(Monika) - złapała za rękę - Wcale nie...
(Osa) - hę?
(Monika) - Dzięki, że jesteś... - spojrzała
(Osa) - Chciałem tylko... Sprawdzić jak się czujesz... Reszta za drzwiami mi truła dupę...
(Monika) - Jestem ci dłużna, że nie zostawiłeś mnie w lesie.
(Osa) - Jesteś częścią grupy. Będę się starał nas ochronić... Choć łatwo nie będzie.
(Monika) - Nachyl się. Chcę ci coś powiedzieć, a nie chcę by każdy to wiedział...
(Osa) - nachylił się - Nie rozumiem...?
(Monika) - Cieszę się, że nie zostałam sama... - spojrzała mu w oczy - dotknęła wargą jego ust
(Osa) - odwzajemnił - pocałował
(Monika) - mruczała pod nosem
(Osa) - oderwał się - Co ty robisz...?
(Monika) - Przepraszam...  Poniosło mnie...
(Osa) - złapał się za głowę - No tak...  Czyli tego nie było, ok?
(Monika) - Wiem przecież jak to wyglądało. Nie wracajmy do tego...
(Osa) - Ale wszystko ok?
(Monika) - Jak pytasz o zdrowie, to tak. Nic mi nie jest. Ktokolwiek mi pomógł, dzięki temu żyję.
(Gośka) - weszła - Obudziłaś się. Jak się czujesz?
(Monika) - Lepiej niż przedtem...
(Gośka) - To macie wielkie szczęście. Po drodzę pokazywałam wyniki Natalii. Powinniście iść z nią pogadać, jak nadal macie zamiar skorzystać z transportu.
(Osa) - Możesz iść z nami...
(Gośka) - Potrzebują mnie tutaj...
(Osa) - Jeśli zechcesz się wyrwać, idź do Gdańska, tam nas znajdziesz. Jeśli oczywiście on istnieje nadal, co chcemy sprawdzić. Cokolwiek się stanie, wykorzystaj dobrą okazję i uciekaj stąd.
(Gośka) - Póki mnie tu potrzebują, tu zostanę... Powinniście iść, zanim się ściemni...
(Osa) - Powodzenia... Obyśmy się jeszcze spotkali...
(Gośka) - Odepnę ją, za kilka minut do was dołączy.
(Osa) - Dzięki...
(Gośka) - Po to tu jestem...
(Osa) - Za to przede wszystkim... - wyszedł
(Iza) - Wszystko ok?
(Osa) - Ta... Idziecie ze mną tam na górę? Niech laska wie, że nie jestem sam w tym, do czego dążę.
(Tomek) - Jesteśmy drużyną. Chodźmy... Ale co z Moniką?
(Osa) - Za niedługo dołączy do nas. Z nią też wszystko dobrze.
(Gustaw) - Jeśli nas ta panna wpuści...
(Osa) - Wpuści. Wie, że jesteście ze mną, a ja bez swoich przyjaciół nigdzie się nie ruszam... - poszli
Grupa poszła do pokoju, w którym przesiaduje Natalia. Tym razem zapukali i grzecznie weszli do środka. Natalia w ten czas kończyła rozmawiać przez walkie talkie. Widząc, że Osa sprowadził wsparcie, nie sięgała nawet po broń. Ułożyła się  w fotelu i założyła ręce za oparcie. Przez okno można było zobaczyć jak spotkani wcześniej przy wejściu, wychodzą ze szpitala i idą w kierunku garażu. Osę to zainteresowało. Natalia spojrzała na niego mroźnym spojrzeniem, że dostali to, czego oczekiwali, a ona musiała się ugiąć.
(Natalia) - Cwaniaki z was niezłe.
(Osa) - Hm?
(Natalia) - Dowiedliście prawdy. Wyszło na wasze. A ja słowa nie łamię.
(Iza) - Dostaniemy transport?
(Natalia) - Właśnie wysłałam kilka osób na dół, by wystawili busa na drogę. Potrzebujecie, to macie.
(Osa) - Skąd nagła zmiana zachowania? Chodzi cały czas o tamto zdarzenie, o którym nie chcesz mówić?
(Natalia) - To sprawa mojej ekipy, wy miejcie szczęście i znajdźcie swoich.
(Tomek) - Pójdziemy jeśli powiesz, kto to był.
(Osa) - Lub puścisz dziewczynę z zabiegowego...
(Natalia) - Bez niej umrzemy tutaj... Szantażyści... A jak nie powiem, to mnie zwiążecie i zgwałcicie?
(Osa) - Chodzi wyłącznie o ciekawość...
(Natalia) - Człowiek na wolności szaleje jak dziki wilk po lesie...
(Osa) - Zapewniam, że tacy nie jesteśmy.
(Natalia) - W skrócie powiem, ale raz, więc słuchajcie tego co mówię. Nie wiem jak ten kutas miał na nazwisko, ale mawiali na niego Domino... Dominik, jebać to... Było ich kilkunastu, próbowaliśmy nawiązać sojusz, by nasza grupa się rozwinęła, a dostaliśmy nóż w plecy. Jeden z jego brygady prawie mnie zgwałcił w tym miejscu, gdzie właśnie stoisz...
(Osa) - spojrzał w dół - Wybacz... - cofnął się
(Natalia) - Gabi mi pomogła, przypadkowo przechodziła. Wyrzuciliśmy ich, a potem zemścili się. Po wydarzeniu zamknęlismy bramę i mało kogo wpuszczamy. Teraz wiecie, czemu nie możecie tu zostać. Nie przyjmujemy nowych, bo nie mamy na tyle zaufania, by powierzyć im coś, o co walczyliśmy tak długo. Ale mało kto może się pochwalić tym, co dostaniecie wy.
(Iza) - Dotrzemy tym czymś do Malborka, czy w okolice?
(Natalia) - Bez problemu. Nie ma dużo paliwa, ale traficie w dobre miejsce. Niestety do Gdańska nie dotrzecie, polecam zaopatrzyć się na miejscu w benzynę.
(Osa) - Za ilę możemy ruszać?
(Natalia) - Nawet teraz.
(Gustaw) - Najwyższy czas...
(Natalia) - Zanim pójdziecie... - wyciągnęła torbę spod lady - To może się przydać.
(Osa) - Co to?
(Natalia) - Latarki. Nie mają dużo światła, ale na jakiś czas starczy wam. Tylko radziłabym zamontować to na broni, jak macie szynę.
(Osa) - To już zadbamy w naszym zakresie.
(Iza) - A lekarstwa? Jedzenie? Możesz nam to dać?
(Natalia) - Mamy zapasy głównie dla nas wyłącznie... Ale... Niech wam będzie, dostaniecie jałmużnę od nas. Byście nas dobrze wspominali.
(Osa) - Wiesz, że zapasami nie zmienisz naszego poglądu na to, co wyprawiasz z ludźmi?
(Natalia) - Tego się właśnie obawiam... - włączyła walkie talkie - Janek, podeślij tu swoje dupsko...
(Jan) - przez radio - Właśnie sprawdzam busa... Po co kurwa?
(Natalia) - przez radio - Bo cię ładnie proszę kurwa. Weź ze sobą skrzynkę 21c, potrzebuję jej...
(Jan) - przez radio - Za ilę kurwa? To mam sprawdzić tego jebanego busa czy nie?
(Natalia) - przez radio - Gabi z Danielem zastąpią ciebie... Rusz się po zapasy... Albo sama się tam przejdę...
(Jan) - przez radio - Pewnie, już pędzę... - zapomniał wyłączyć - Suczysko...
(Natalia) - przez radio - Słyszałam... Zaraz kopa dostaniesz kretynie... - rozłączyła się
(Osa) - Ehem... O co chodzi z numerem 21c?
(Natalia) - Numer skrzynki z zapasami. Mamy ich kilka setek, to są ogólniki. Chodzi o to, że część z nich już dawno po terminie. Wasz numer jest zdatny to spożycia.
(Osa) - do siebie - 21c... Tak znajomo to brzmi...
(Natalia) - Byłeś w klasie C numerem 21?
(Osa) - Mieszkałem pod tym numerem...
(Natalia) - Wybacz zbieżność... Litera C oznacza u nas jedzenie z puszki. Mamy oznaczenia od A do G, po na więcej rodzajów nam nie starczyło. Może to mało, jak na was wszystkich, ale nie mogę pozwolić na więcej. Nie powinnam nic dawać obcym, ale wam zaufam.
(Iza) - O co chodzi z tym przeglądem? Miało być wszystko sprawne.
(Natalia) - Nie zaglądaliśmy do garażu od miesiąca. Nie martwcie się.
(Osa) - Jak pożyczycie nam pojazd, to jak mamy zwrócić?
(Natalia) - Nie zwracajcie. Będzie wasz. My nie zamierzamy się stąd ruszać. A skoro ma wam pomóc, to tym bardziej go potrzebujecie.
(Osa) - Dzięki, może jednak nie jesteśtaka zła, a miałem takie pierwsze wrażenie.
(Natalia) - Piewsze nie zawsze jest prawidłowe...
(Jan) - wszedł - Zrobiłem co chciałaś, choć to oni powinni sami nosić swoje rzeczy.
(Natalia) - Nie prosiłam ciebie o komentarz. Zostaw skrzynkę i wyjdź.
(Jan) - postawił skrzynkę na biurku - To wszystko?
(Natalia) - Powiedz Gabi, by sprawdziła sektor operacyjny na pierwszym piętrze. Trzeba sprawdzić, czy trupy nie dostały się do wyjścia podziemnego.
(Jan) - Pewnie... - wyszedł
(Iza) - Można wydostać się stąd innym wyjściem?
(Natalia) - Wydostać, dostać się nie dostaniesz od zewnątrz. Jeśli szpital byłby stracony, to jest inne wyjście, jeśli jest oczyszczone. Czychacze często lubią tam się zbierać.
(Gustaw) - Co jest w tej skrzynce?
(Natalia) - Kilka puszek fasoli.  Dwa bochenki chleba. Kilka puszek turystycznych. Otwieracz do konserw. Plus dorzucam od siebie zastrzyk z adrenaliny, gdyby wasza znajoma miała kolejny nagłe omdlenie - włożyła strzykawkę do skrzynki - Liczę, że to wam pomoże.
(Osa) - Co możemy zrobić w zamian?
(Natalia) - Nigdy więcej tu nie wracajcie. Choć wy oszczędźcie nam kolejnych ataków zombie. Im mniej osób tędy przechodzi, tym mniej mamy ataków.
(Osa) - Będzie jak chcesz... Odejdziemy i nigdy nie wrócimy.
(Natalia) - Cieszę się, że rozumiesz - sygnał walkie takie - Co znowu?
(Daniel) - przez radio - Bus sprawny. Przekaż tamtym, że jak chcę jechać, to niech tu przyjdą.
(Natalia) - Przekażę, dzięki za czujność... Bez odbioru... - rozłączyła się
(Iza) - Czyli to już.
(Osa) - Gdzie Monika, miała dołączyć do nas...
(Natalia) - Na moim miejscu, dołączyłabym ją do swoich, ale to wasza przyjaciółka. Z jej omdleniami, nie puszczałabym jej często samej. Tu miałaby kogoś, kto by ją doglądał. A u was jest ktoś z dyplomem medycyny?
(Iza) - Nasza przyjaciółka trochę umie. Nie ma jej z nami, ale... Chcemy ją znaleźć...
(Natalia) - Życzę powodzenia. Bierzcie skrzynkę, latarki i już was tu nie widzę. Uparci, ale walczycie o swoje. Was to normalnie rozstrzelać, a i tak byście wstali... - uśmiechnęła się - Powodzenia...
(Osa) - Wam też... - zabrał skrzynkę
(Iza) - Dzięki za przyjęcie nas, wiemy czym ryzykowaliście... - zabrała latarki
(Natalia) - Wy na zewnątrz ryzykujecie bardziej. Dobra, zmiatajcie zanim zmienię zdanie.
(Osa) - Bywaj... - wyszli
Zgodnie z przewidywaniami na zewnątrz stał bus, a przy nim majstrował Daniel, jeden ze społeczności. Ładował paliwo, które zostało w baku. Chwilę potem dołączyła do nich Monika. Wyglądała lepiej niż przy swoim omdleniu. Osa spojrzał na nią, dziękując Bogu, że na zwykłym omdleniu się skończyło. Iza otworzyła przednie drzwi i położyła do schowka skrzynkę i torbę, tymczasem z okna spoglądała Gośka, trzymając dłoń na szybie, a z ust można było wyczytać "Uważacie na siebie". Osa pod nosem rzekł do okna "Ty też". Daniel zakrył maskę, oznajmił, że wszystko wygląda na gotowe, do odjazdu.
(Daniel) - To teraz jak stoicie z tym... Paliwa wam nie starczy do morza, to na pewno. Więc wybierajcie proste trasy, by się dostać do celu. Pamiętajcie, że dając wam zbawienie, możemy narazić siebie na gorszy los, jeśli lekkomyślnie rozbijecie się na najbliższym zakręcie.
(Osa) - Nie stanie się tak... A wy serio nie chcecie uciec stąd?
(Daniel) - Mamy tu wszystko czego potrzeba. Jeśli się kiedyś spotkamy, podziękuję za to, co powiedziałeś wcześniej.
(Iza) - wsiadła do przodu - Dotrzemy przed zachodem?
(Tomek) - Prawdopodobnie.
(Daniel) - Miło było was poznać.
(Osa) - Oby się to nie rozpadło. Macie dobrą kryjówkę. A tyle się jeszcze może wydarzyć.
(Daniel) - Mądre słowa... Otworzę wam bramę, a wy się pakujcie do środka.
(Monika) - do Osy - Gdzie jedziemy?
(Osa) - Gdzieś gdzie będzie bezpiecznie... Mam taką nadzieję...
(Daniel) - otworzył bramę - Gotowe...
(Osa) - Chodźmy, im wcześniej wyjedziemy, tym szybciej trafimy... Jak to było, prosto przed siebie?
(Iza) - Nie wiesz jak się jedzie na Malbork?
(Osa) - Byłem, ale to kiedyś tata prowadził. Nie miałem wtedy takiej pamięci...
(Marzena) - Pokieruję Cię...
(Osa) - Hm?
(Marzena) -  Pamiętam trasę. Wsiadaj, po drodzę będę służyć pomocą...
(Daniel) - Szybciej, nie chcemy chyba wpuścić nowych gości na kolację, nie?
(Gustaw) - Lepiej nie kusić losu... - wsiedli
(Osa) - Kluczyki...  - szukał - Gdzie są kluczyki...
(Daniel) - wyjął kluczyki - Zapomniałbym... To jest wasze... - rzucił
(Osa) - wychylił się - złapał - Siedzicie wygodnie? Może jakąś muzykę zapuszczę?
(Iza) - Ruszaj wreszcie...
(Osa) - przekręcał klucz - No co jest... To powinno działać... Klucz... Myk w prawo... Powinno zapalić...
(Tomek) - No co Ty...
(Osa) - zaśmiał się - Nie zabijajcie mnie ok? Wiem co było źle... Kręciłem z lewo...
(Iza) - Gratuluję...
(Daniel) - Powodzenia w szukaniu swoich...
(Osa) - Powodzenia wam wszystkim... - ruszył do przodu
(Daniel) - Obyście znaleźli to, czego szukacie... - pod nosem
Odjechali z terenów Kwidzynia. Skierowali się w kierunku Malborka, licząc, że znajdą tam chwilowe ukojenie. Marzena zgodnie z obietnicą kierowała Osę zgodnie z trasą, a reszta głównie milczała choć zdarzały się chwilowe rozmowy, w celu zabicia nudy. Krajobraz w zimie praktycznie nie różnił się wiele od tego, gdy na ziemi nie było śniegu. Jedynie białe puchy z nieba spowalniały trupy, ale nie zatrzymywały. Czy przy leśnych wjazdach, czy na głównej trasie, rozczłonkowane kończyny czy też martwe niedobitki, które widząc busa, chciały go dogonić. Tomek widząc, że Monika dobrze znosi warunki, poprosił Izę o jedną konserwę, by chociaż kawałek zjadła, ale ta odmowiła usprawiedliwiając się dobrem grupy, a zje kiedy będzie już na miejscu. Zaczynało się ściemniać, a to już grupę zaczynało martwić. Póki bus ich prowadził mieli nadzieję, ale po skończeniu się benzyny, będą musieli polegać wyłacznie na sobie. Jechali tak prawie godzinę, aż zapas paliwa się skończył, jeszcze przed samym miejscem kempingu. Osa wyjął nóż i wyrysował na busie napis "Mathias, jeśli to czytasz, idź na północ". Wewnątrz zostawił dwie puszki ze skrzynką, a resztę zawartości podzielili między siebie. Zamknął drzwi na klucz, który zostawił w zamku. Po czym napisał na tylnich drzwiach "Zapasy w środku". Liczył, że jeśli zostawią jakiś ślad o sobie, to pozostali pójdą ich tropem, jeśli będą tędy przechodzić. Niechętni i lekko zmęczeni sytuacją, szli przy drodzę, przy prawie ciemnym niebie. Lekko łudząc się, że znajdą po ciemku schronienie, mijali zagrzebane zombie w śniegu, które chciały dopaść ekipę, ale zanim wstały, grupa była już kawałek drogi dalej. Mróz i padający śnieg dały się we znaki, kiedy dłonie zaczynały odmarzać, a para przy oddychaniu stawała się coraz większa.  Uratowało ich to, że po wiecznym pechu, znaleźli wspominany kemping, a raczej co z niego zostało.  Z jednej strony metalowy płot, z drugiej obumarła wioska. Skorzystali z dwóch wozów kempingowych, by położyć się choć na chwilę, by odpocząć. Iza, Osa, Gustaw i Marzena spali w jednym, Monika, Tomek i Maks w drugim. Szczelnie zamknęli się od środka, licząc, że nawet spanie na twardej zimnej podłodze pomoże im choć przespać najgorszą noc. Zasnęli, ale nie całkiem, Iza nie mogła spać, Osa udawał, że nie śpi, ale wiedział, że dziewczyna cierpi, znał jej ból doskonale. Widział w niej siebie, wtedy gdy stracił brata. Nie sądził, że jego przyjaciel zginął, ale uczucie straty tak samo smakuje, szczególnie jeśli się temu nie dowierza. Gustaw ślinił się przez sen, a przez to leżacy pół leżący na podłodze Osa, nie miał warunków by spać. Nie miał natchnienia, by spać, jego to przerastało, choć próbował z tym walczyć. Odwrócił lekko głowę w drugą stronę, zamknął oczy, ale nie potrafił zasnąć.
(Iza) - To co się stało nie daje ci spać, racja?
(Osa) - Spójrz na te towarzystwo, im się jakoś udało... Coś ze mną jest nie tak?
(Iza) - Jeśli z tobą, ze mną też.
(Osa) - Nie mam siły. Wolałbym spać, być gotowym na jutro.
(Iza) - A co jutro by się mało zmienić?
(Osa) - Nie wiem... Może byśmy znaleźli lepsze miejsce. To dziwne uczucie.
(Iza) - To nie jest takie uczucie. Chodziło raczej o rzeczywistość.
(Osa) - Jeden pies. Jedno i drugie nie daje mi spać.
(Iza) - Co się stało, to się nie odstanie. Pomyśl tak, może tak musiało być. Po to się ktoś rozdziela, by potem się spotkać znowu.
(Osa) - Czy jest w tym sens? Kiedyś tak, ale w tym świecie... Chciałbym wierzyć, ale reszta może być wiele kilosów od nas, kto wie co teraz się z nimi dzieje.
(Iza) - Nic nie dzieje się bez przyczyny... Myślisz, że czemu nie potrafię zasnąć... Rozłąka mi nie pozwala... Chciałbym, by Mathias tu był...
(Osa) - Też bym chciał...
(Iza) - Ile razy przeklinałeś los, gdy... Wiesz, to się stało z Oskarem?
(Osa) - westchnął - Tyle razy, że byś sobie nie wyobraziła. Nie życzyłbym tobie tego samego. Zaskoczyłoby mnie, gdyby przepadł, nie wydaje się być typem gościa, co porzuca wszystko, bo się nie da. Wszystko się da. Dowiódł już, że się da. Oby tylko się nie zatracił... Wiesz, sprawa z Włocławkiem. Jak już się nakręci, to raczej nie zrezygnuje... Cóż, równie twardy co Mariusz, choć bardziej stawia bezpieczeństwo grupy na czele niż swoje.
(Iza) - Znałeś go wiele przed epidemią. Jaki był?
(Osa) - Jak normalny facet. Potrafił dowodzić, ale to w bf3... Nasz pluton był czymś, dla czego się poświęcał. Chciał wyciągnąć nas z dna. Wychodziło mu to - uśmiechnął się - Nawet kurwy Oskara nie przeszkadzały mu w osiągnięciu celu... Dobre, jesteśmy w środku zagrożenia, a gadamy o grze...
(Iza) - Próbuję lekko zmienić twój nastrój...
(Osa) - To lekko ci się udało. Gdyby nie ten pieprzony bf3, raczej bym go nie poznał. Wiele mu zawdzięczałem w starym dobrm PRB, a teraz zawdzięczam mu jeszcze więcej. Prawie jak brat, teraz tym bardziej.
(Iza) - Ty masz czasem gadane.
(Osa) - Daje sobie szanse, że może rozmowa mnie zmęczy, wtedy zasnę jakoś.
(Iza) - No wiesz ty co...
(Osa) - lekko pchnął Izę - Nie fochaj się tak od razu. Myśl tak, że pomagasz mi zasnąć.
(Iza) - Zapamiętam to - uśmiechnęła się
(Osa) - odetchnął - Dobrze wiedzieć. W każdym razie lekko mi pomogłaś. Przypomniałaś mi o rzeczy, o której zdążyłem zapomnieć, gdyż myślalem przede wszystkim jak przetrwać. To dobre wspomnienie. Dzięki, że zapytałaś... Choć na chwilę mogłem zapomnieć o sytuacji.
(Iza) - uśmiechnęła się - Po to są przyjaciele... W końcu jesteśmy jakby rodziną...
(Osa) - Potrafisz dać do myślenia, Iza... Ach potrafisz... - usłyszał hałas na zewnątrz
(Iza) - Co to...?
(Osa) - Nie wiem... - spojrzał przez okno - Niech mnie piekło pochłonie...
(Gustaw) - Co do chuja pana... - przebudził się
(Osa) - Trupy...
(Iza) - Co?
(Osa) - Dobijają się do kempingowca, gdzie są nasi...
(Iza) - Nie dobrze... Co teraz?
(Osa) - Zaraz nadejdą zwabieni kolejni... Muszę im coś powiedzieć, bo nie wyjdą stamtąd... - otworzył drzwi - Tomek! Wyjdźcie górą!
(Iza) - Świetnie, część idzie do nas... - przyszykowała broń
(Osa) - O to chodziło... Tomek do chuja! - wyjął nóż
(Tomek) - wszedł na dach kempingowca - Osa... Jak zejdziemy to nas dorwą...
(Osa) - Jak nie zejdziecie, to was z tym autem zepchną na dół... Nie ma czasu... - zaczął dobijać zombie
(Tomek) - do Moniki - Pomogę ci... - pomógł wejść na górę
(Maks) - Jeszcze ja... - wdrapał się
(Osa) - zepchnął trupa w dół - Teraz, skaczcie na dół i do nas... Nasza strona czysta...
(Maks) - skoczył na ziemię - biegł do Osy - Jest...
(Tomek) - do Moniki - Teraz Ty, będę cię ubezpieczał...
(Monika) - nachyliła się - Kawałek na dół jest... - spojrzała
(Osa) - Nie patrz w dół! - zabijał kolejnych zombie
(Monika) - Co?
(Tomek) - Uwaga... ! - zombie próbowały przewrócić kempingowiec
(Monika) - spadła na tyły na dół
(Tomek) - Szybko... Monia, uciekaj... - wyjął pistolet - strzelał do zombie
(Monika) - biegła przed siebie - Pomóż ktoś!
(Osa) - Co się dzieje tam kurwa?! - zobaczył idące stado od strony lasu
(Iza) - strzeliła w najbliższe zombie - Kończy się amunicja...
(Osa) - Tomek, Monika... Nie mamy czasu... Jest ich coraz więcej... - zabijał dalej - lekka zadyszka
(Tomek) - Nie ma jak wrócić tędy... Zaraz mnie zepchną ... - czuł chwianie się pojazdu
(Osa) - Monika...! Znajdź coś i obiegnij teren... Tylko szybko... - przewrócił się  - Kurwa... - szedł na niego zombie - probował dosięgnąć strzelby
(Iza) - wbiła nóż w trupa - Wszystko ok? - pomogła wstać
(Osa) - Uwaga! - zabił szwendacza chcącego ugryźć Izę
(Tomek) - Nie dobrze jest... - ledwo się trzyma
(Monika) - Gdzie...?! - zauważyła lukę w płocie - biegła co sił w nogach
(Osa) - odepchnął zombie - Ja jebie... Coraz więcej... Rozerwą nas żywcem... 
(Iza) - dźgnęła w gardło szwendacza - dyszy - Długo nie wytrzymamy... - stanęłą do Osy plecami
(Monika) - usłyszała za nią trupy - Nie... - próbowała przejść przez dziurę - utknęła - Nie teraz...!
(Tomek) - zauwazył na tyłach zombie - Cholera... - strzelał do zombie
(Osa) - Tomek do chuja...!
(Maks) - Zginiemy tutaj...
(Tomek) - odwrócił się - strzelał by chronić przód
(Monika) - próbowała przejść dalej - No dalej... - poczuła na sobie dotyk - Puszczaj mnie kurwa...! Osa! Ktokolwiek! - próbowała odepchnąć jedną ręką
(Maks) - do Tomka - Pomóż Monice! - cios lewym nożem w gardo - cios prawym nożem w głowę
(Tomek) - spojrzał na tyły - Boże... - wymierzył w trupa
(Monika) - nie mogła uwolnić się - Pomóżcie...  - chwilowo odepchnęła nogą trupa
(Tomek) - chciał strzelić - Pusty magazynek... - wyjął drugi - zaczął przeładowywać
(Monika) - Proszę pomóżcie... Proszę... - zombie wgryzł się w ramię - okrzyk bólu - Kurwaaaa...!
(Tomek) - Kurwa... - przeładował - strzelił w trupa
(Monika) - Utknęłam... Tomek... Osa... - wołała
(Tomek) - zeskoczył na dół - podbiegł do Moniki - złapał za zakrwawioną rękę - Trzymaj się...
(Osa) - Muszę im pomóc... Dacie radę? - rozpłatał trupowi gardło
(Iza) - Biegnij! - strzelała do zbliżających się zombie
(Osa) - pobiegł na tyły - Co tu się stało...?!
(Tomek) - Ugryźli ją...
(Monika) - Nie mogę się ruszyć... Pomóżcie mi się wydostać...
(Osa) - chwycił drugą rękę - Dajesz... Wyciągnięmy Cię stąd, słyszysz?!
(Tomek) - Mocno trzyma... - ciągnął
(Osa) - zauważył idące zombie z drugiej strony - Jebane zwłoki...
(Tomek) - Jak ty tą rękę włożyłaś, że nie chce wyjść... - szarpał z całej siły
(Osa) - Prędzej byśmy odcięli piłą jeden pręt, wtedy byłaby wolna szybciej...
(Tomek) - Co robimy?
(Osa) - Próbuj dalej... Wracam do kampera, spróbuje poszukać narzędzi...
(Tomek) - Nie ma czasu na to...!
(Osa) - wszedł do kampera
(Monika) - ze strachu - Wyciągnięcie mnie... Prawda?
(Tomek) - Osa może coś najdzie... - spostrzegł zombie idące w stronę kampera - Kurwa...
(Monika) - Nie zostawiaj mnie, słyszysz...?!
(Tomek) - pobiegł do Osy - pukał do drzwi - Hej! Pośpiesz się...
(Monika) - Tomek... Tomek! Pomóż mi... - trupy ją zauważyły
(Osa) - Pomóż jej kurwa... - wyszedł
(Monika) - Proszę... Pomóżcie... - kilka zombie chwyciło ją za nogę - Nie! Ahhhh! - poczuła pierwszy ugryzienie - okrzyki bólu
(Tomek) - pobiegł do Moniki - Nie... Ona jeszcze żyje... Możemy jeszcze...
(Osa) - spojrzał na kolejne nadchodzące stado - Już jej nie pomożemy... Czemu nie pilnowałeś jej, czemu tu kurwa przyszedłeś?! - próbował uderzyć - Złamasie pierdolony...
(Tomek) - Przykro mi serio... - widział jak Monika jest zagryzana - Później mi dojebiesz... Pomóżmy tym, którzy jeszcze mają szansę...
(Osa) - Masz rację... - spojrzał ostatni raz na Monikę - w myślach - Przykro mi, że nie mogłem nic więcej... - pobiegli do przodu
(Iza) - walczyła ostatkami sił - odepchnęła trupa - wbiła drugiemu nóż
(Maks) - Osa... Tomek... Nie odeprzemy ich... Co zabijamy jednych, przychodzą kolejni... Musimy im uciec... Zaraz, gdzie Monika...?
(Tomek) - Ona...
(Osa) - Nie udało się jej...
(Iza) - Biedna dziewczyna... Boże...
(Tomek) - Co teraz...?
(Iza) - Musimy iść w las... Tylko tak możemy ich zgubić...
(Osa) - W lesie może być ich więcej...
(Iza) - Wolisz tu zginąć?
(Gustaw) - Ma rację...
(Marzena) - Szybka decyzja...
(Osa) - zmieszany - Dobra, teraz albo nigdy.
(Iza) - rzuciła kamieniem by odwrócić uwagę
(Osa) - Biegiem...!  - nie oglądał się do tyłu
(Iza) - z płaczem - Monika...
(Osa) - do siebie - Nienawidzę siebie za to co zrobiłem...
(Iza) - Później o tym pogadamy - nie mogła złapać oddechu

Offline

 

#2 2015-03-16 00:06:17

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 1 - Zbyt daleko

30 minut później, Nieznana lokacja w lesie
Osa szedł pierwszy przez las, za nim reszta. Byli na fizycznym wykończeniu. Ciemność praktycznie nie dawała zapomnieć  zdarzeniu, które miało miejsce wcześniej. Nie mając celu aktualnego, szli do przodu, nie wiedząc po co, z myślą wyłącznie o przeżyciu. Znikąd coś zaczęło mu świecić po oczach z odległości kilkunastu metrów, przyspieszył kroku. Światło bardziej świeciło mu w oczy. Spojrzał na ziemię, zauważył czyjeś buty. Spojrzal ponownie przed siebie, widział kogoś ubranego na ciemno. Odwrócił się na chwilę, nikt z drużynny nie przyszedł. Zawołał ich, także brak reakcji. Osa próbował uderzyć człowieka, ten się uchylił, ale upuścił latarkę. Cień padał na twarz tak, że na twarzy zauważył dziwne wzory w lekkich czerwonych barwach. Osoba się odezwała, w głośnie Osa rozpoznał przyjaciela. Nie wiedział skąd Mathias wziął się w lesie, jak trafił jego ślad.
(Osa) - Co Ty tu robisz? Jak...?
(Mathias) - Czy to ważne jak... Myślałem, że będzie z tobą bezpieczna...
(Osa) - Co kurwa?
(Mathias) - Masz krew na rękach... A jej ciało leży obok ciebie... I udajesz, że to przypadek?!
(Osa) - spojrzał na ręce - Kiedy... Co... Nie rozumiem... - spojrzał na ciało Izy - O ja pierdolę...
(Mathias) - podszedł do Osy - Jesteś dumny z siebie... Zabiłeś ją... Osobę, którą kochałem...  Chciałem by poszła z tobą, by była bezpieczna... - ze złością - Myślałem, że przyjdę, a ona mnie przywita... Szkoda, że zamiast przywitania, muszę patrzeć w jej martwe oczy... - odwrócił się
(Osa) - Chłopie, spokojnie... Ja nie wiem jak... Nie wiem skąd krew...
(Mathias) - Tylko gdy jesteśmy w grupie, możemy przejść razem przez wszystko. Tak się nie rozwiązuje się problemów... Nie wyciąga się broni, nie strzela w łeb... Wiesz co, sam mogłeś jebnąć sobie w ryj...  - sięgał po nóż
(Osa) - Nie mówisz poważnie...
(Mathias) - powoli szedł do Osy -  To Ty powinieneś tu leżeć... Na ziemię...
(Osa) - Żartujesz? - położył się
(Mathias) - poleciała łza - Musiałeś mi to zrobić...? Akurat ona... - Iza, boże blyat...
(Osa) - Zostawmy to na później... Nie wiem, co się stało, ale jesteśmy w środku lasu... Pożrą nas, jak nie ruszymy dalej... Nie wiem... Nie ogarniam sytuacji, ale uwierz mi... Ja nic nie zrobiłem... Nie miałem wczesniej żadnych śladów...
(Mathias) - Wiesz co, może ci wierzę...
(Osa) - odetchnął z uglą - Dziękować...
(Mathias) - Ja może owszem, ale moja broń ani trochę... - rzucił nóż na ziemię - Bierz to...
(Osa) - Co mam z tym zrobić?
(Mathias) - Zakończ to... Skoro zabiłeś ją, zabij też mnie...
(Osa) - wstał - usłyszał z tyłu zombie - Jestem twoim przyjacielem...
(Mathias) - On umarł... Jakiś czas temu...
(Osa) - dźgnął idącego trupa - Nie tak działa świat... Co się z tobą stało...?
(Mathias) - podiegł do Osy - wyrwał nóż - Świat działa tak, jak go nakreślimy - dźgnął Osę w ramię
(Osa) - złapał się - Przykro mi... Ona była dla ciebie ważna, wiem... Ale to nie daje ci powodu...
(Mathias) - przerwał - Wyjątkowo ważna, że teraz doświadczam zaszczytu oglądania jej bez życia... Wyjątkowo ważne, by ten co był moim przyjacielem, odebrał mi ją...
(Osa) - Nic ci jej nie zwróci... Nie działaj pochopnie...
(Mathias) - zobaczył idące trupy - Nie zmienię świata. Nie mam żadnych złudzeń.  Nie mogę już wierzyć w nikogo... Pora, bym zaczął wierzyć wyłącznie w siebie... - zdjął snajperkę
(Osa) - cofnął się lekko - Możesz się zmienić. W pojedynkę nie dasz rady... Pomyśl o tym... Możemy być znów grupą... Walczyć o przetrwanie dalej... Wystarczy, że spróbujemy... Nie musimy wchodzić sobie w drogę...  Jeśli zrobisz inaczej, zaprzepaścisz wszystko to, dla czego walczyłeś...  Wiesz, że nie musi tak być. Pomyśl o przeszłości... Pomyśl o rodzinie... - spojrzał mu w oczy
(Mathias) - odłożył snajpę - spojrzał jak wiatr przesuwa liście na ziemi - Kłamca... - postrzelił w głowę
(Osa) - osunął się na ziemię - Mathias... - dotknął głowy - Coś ty zrobił? - zauwazył zombie - próbował wstać - Coś ty zrobił?! - trupy rzuciły się na niego - Aaaaaa! - gryziony żywcem
(Mathias) - obserwował zdarzenie - Nie wrócisz przeszłości... - do siebie - poszedł w drugą stronę
(Osa) - Nie... Wracaj... - do siebie - rzucał się na ziemi
(Iza) - dotknęła - Osa... Osaaaa!
(Osa) - Wróć... - otworzył oczy - przestraszył się - Dzięki Bogu... To tylko Ty...
(Iza) - A kogo się spodziewałeś?
(Osa) - Nic ci nie jest?
(Iza) - Jestem cała. A ty miałeś koszmary chyba. Rzucałeś się jakbyś przeżywał w głowie piekło.
(Osa) - Bo tak było... Na szczęście to był sen... Krótki, ale... Wydawało mi się, że był prawdziwy...
(Tomek) - Na szczęście to tylko sen. Teraz ci lepiej?
(Osa) - Jak pizga.. - drżał - Która godzina?
(Iza) - Późna... A temperatura pewnie poniżej zera zeszła... Nie możemy tu siedzieć na śniegu...
(Tomek) - Nie wiemy gdzie jesteśmy. Nie wiemy, gdzie iść... Cokolwiek wiemy?
(Osa) - Musimy iść dalej...
(Tomek) - Nie mamy siły...  Mamy ostatnią adrenalinę. Nie chcemy go marnować tak szybko...
(Maks) - Jak zostaniemy umrzemy, jak pójdziemy umrzemy. To jakie wyjście, prawie żadne.
(Iza) - Osa ma rację... - probowała wstać - Trzeba sie ruszyć... Jak sie nie ruszamy, to tracimy ciepło...
(Marzena) - Wyjaśnijcie mi proszę, jeśli łaska... Jak to się stało, że Monika zginęła... Przecież nie była sama... Tomek, Maks? Byliście z nią?
(Maks) - Byłem chwilę, ale musiałem pomóc na przodzie. Osa dołączył i coś próbował zrobić...
(Tomek) - To moja wina...
(Iza) - Słucham?
(Osa) - Ja mogłem próbować dalej... Poszedłem do kampera poszukać piły... To był błąd...
(Tomek) - Dość jasne? To przeze mnie. Chciałeś mi wpierdolić, to choć teraz się nie wcinaj. Miałem ją obserwować, kiedy szedł pierwszy sztywny mogłem ją uratować... Zapomniałem przeładować... A potem nie zdążyłem wrócić na miejsce, by uchronić ją od smierci...
(Iza) - To niczyja wina... Staraliście się... Wiem to... Po prostu w złym czasie się tam znalazła...
(Marzena) - Czy ją dobiliście?
(Tomek) - Nie chcieliśmy robić hałasu... Uciekliśmy stamtąd...
(Osa) - Nie chcieliśmy ściągać ich więcej... - zasłonił twarz ręką - Gdyby kilka sekund wcześniej... Byłaby tu z nami... Może to nie w pełni nasza wina, ale My z nią byliśmy. Potrzebowała nas... Prosiła  o ratunek, a wszystko co zrobiliśmy, to pozwoliliśmy jej umrzeć w męczarniach...
(Iza) - Słuchaj... Stało się, słyszysz? Obwinianie się nic jej już nie pomoże. Chodźmy dalej. Póki mamy się, powinniśmy jej używać... Wstawajcie...
(Osa) - Tak... - wstawał z bólem w stawach - Jak mnie zakwasy złapały...
(Iza) - Poradzisz sobie...
(Osa) - Dobrze ci idzie... Ja bym siebie tak nie pocieszył...
(Iza) - Pragnę, byśmy byli jednością... Razem jesteśmy silniejsi niż osobno. Może gdybyśmy byli razem, może by do tragedii nie doszło, ale już nie pora rozstrzygać tego... - pomogła Marzenie wstać
(Osa) - Słusznie... Jesteśmy silniejsi... Może dlatego wciąż mimo braku sił możemy wciąż się poruszać...
(Tomek) - Chodźmy. Tylko idźmy blisko siebie, gdyby coś miejsce pod ręką noże... Może jesteśmy w nocy słabsi, ale za to potrafimy bardziej wyczuć zbliżające się zagrożenie... Mózg sam nam podpowiada o tym, to jest nasza przewaga nad sztywnymi...
(Marzena) - Boże... Jak daje po kościach... - trzęsła się
(Osa) - Może użyjemy latarek?
(Iza) - Pomogłoby nam to, ale nie tylko nam...
(Osa) - W sumie to prawie jak rzucić granata w zamkniętym pokoju. Uważajcie, gdzie stąpacie, by to nie był wasz ostatni spacer - spojrzał na niebo - Choć księżyc daje nam trochę światła.
(Gustaw) - Jesteśmy w najgorszej sytuacji, w jakiej mogliśmy się znaleźć. Bez mapy. Idziemy do przodu, nie wiemy czy nawet ten las się kończy.
(Maks) - Ja bym zaryzykował z latarką, ale nie chce wpakować nas w bagno.
(Osa) - Zdechniemy, słowo daje... Temperatura jednak ma swoje granice... Długo nie wytrzymamy tego chłodu... Ktoś wie ile trzeba do śpiączki, ile czasu bez ciepła?
(Iza) - Kilka godzin? Nie wiem... Nie uważałam w szkole...
(Osa) - Kurwa... Pieprzyliśmy na budę, że po chuj ona... A teraz by się niektóre rzeczy przydały...
(Iza) - A w twoim przypadku?
(Osa) - Ja znam się na kompach, ale raczej aktualnie to nie pomoże nam...
(Maks) - Powiedzcie, że macie zapałki... Cccoookolwieeek...
(Osa) - Nie brałbym nawet tego, w zimę nie zapalisz na zewnątrz, same zapałki mało pomogą... Zapalniczka już bardziej, ale też nie mamy tego... Mogliśmy spytać się tamtych czy mają ogień...
(Marzena) - Przyznam, masz łeb na karku.
(Iza) - Co się stało, się nie odstanie... - trzęsła się - Nie myślałam, że będzie tak źle...
(Osa) - Podobnie się czułem, gdy oblałem się wodą w wakacje i biegałem po osiedlu w samej koszulce i spodenkach.. - zaśmiał się - Wtedy to było coś... Wredna larwa z sąsiedztwa jebła mnie laską i powiedziała, że zboczeniec grasuje.
(Maks) - zaśmiał sie - Kiedy to było? W przedszkolu?
(Osa) - W podstawówce...
(Iza) - I jaka była różnica?
(Osa) - Wtedy chociaż od tamtego nie umarłem, zaledwie katar i gardło dzień później... - trząsł się
(Marzena) - Jest opcja, by się ogrzać, ale się nie spodoba wam zapewne.
(Iza) - Jeśli to jest to, o czym ja myślę... Nie ma mowy...
(Osa) - Może inaczej myśli - do Marzeny - Co to jest?
(Marzena) - Gdyby każdy z nas... Wiecie, popieścił się lekko... To sprawi, że ciało zacznie samoistnie wytwarzać ciepło i na kolejne kilka godzin by starczyło...
(Gustaw) - Od razu mi się skojarzyło z orgią... - zniesmaczony - Że ja miałbym komuś... Mi mózg jeszcze funkcjonuje...
(Marzena) - Ale mi nie chodziło to...
(Iza) - Nie rozumiem..
(Maks) - Chyba wiem... Całowanie też ma chyba takie właściwości, słabsze od tamtego, ale podobne...
(Osa) - Odpada. Nie zamierzam znów popadać w obłęd... Nawet jakbym miał całować w dupę Mariusz, by przeżyć, nie zrobiłbym tego...
(Marzena) - Ale nie trzeba w dupę...
(Osa) - Powiedziałem... Nie ma opcji...
(Iza) - Dobry pomysł, ale nie w naszym przypadku.
(Marzena) - Chciałam tylko pomóc, no nic się nie stało.
(Osa) - Chyba coś widziałem... - zobaczył granicę lasu - Dziękować Bogu, jebana mać...
(Iza) - Że Ty masz siłę iść szybciej od nas...
(Osa) - wyszedł z lasu - Ludzie... Mamy to... - spojrzał przed siebie
(Iza) - oparła się o drzewo - Co takiego? Puste pole uprawne...
(Osa) - Patrz mózgiem, a nie oczami... - pokazał na gorzelnie
(Maks) - Jakieś tropy, że będzie bezpiecznie?
(Osa) - Trzeba sprawdzić. W końcu chyba musimy odpocząć...
(Marzena) - Iza, może sprawdzisz... Czy ktoś jest pod budynkiem?
(Iza) - Musiałabym włączyć latarkę...
(Osa) - Jak trzeba to trzeba. Zrób to.
(Iza) - spojrzała przez lunetę - Chwilowo nic...
(Gustaw) - Oblukaj parter...
(Iza) - Kilka trupów przy wejściu... Stłuczone okna.
(Osa) - Sprawdź teraz górę...
(Iza) - Coś mi się zdawało chyba...
(Osa) - Co?
(Iza) - Że cos się ruszyło tam na górze... Chwila, coś widzę... Coś się błyska...
(Tomek) - Nic nie widzę...
(Iza) - To chyba przez moją latarkę, albo... - zrobiła zbliżenie - Ktoś tam jest...
(Osa) - Pieprzysz?
(Iza) - Ktoś do nas mierzy... Też chyba snajperka... Mocna luneta...
(Osa) - I mówisz to tak spokojnie...
(Tomek) - Gdyby to był ktoś wrogo nastawiony, byśmy już byli martwi...
(Osa) - Jeśli mam umierać na polu lub w budynku, wolę umrzeć w czterech ścianach...
(Marzena) - Nie możemy biec... Jak dostaniemy się tam, to spory kawałek...
(Tomek) - Raczej gościa nie poprosimy, by nas osłaniał... Musimy się ruszyć. Inaczej wszyscy zginiemy.
(Osa) - Tylko uważajmy, każdy krok ważny jest...
(Iza) - Broń w pogotowiu...
Tak więc grupa zaryzykowała i zdecydowali się iść przez opuszczone pole, wprost do budynku, by wreszcie zregenerować siły. Wyjątkowo dobrze się rozglądali wokoło. Po osobie na piętrze nie było śladu. Stąpali po grubej warstwie śniegu, grubszej niż ta, która była w lesie, ponieważ lokacja była lekko na obniżonym terenie. Osa co chwilę spoglądał na broń, powoli odmrażały się mu ręce i ledwo czuł, że trzyma coś w dłoniach. Sytuacja lekko zaczęła się komplikować, kiedy Maks przeszedł obok drewnianego słupa telegraficznego. Spod śniegu zaczynały wychodzić zombie, kroki na śniegu dodatkowo pobudzały trupy, które nigdy nie zaznały spokoju, a teraz zostały przebudzone, wezwaniem na kolacje. Początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia. Dopiero po dźwiękach spostrzeżono trupy. Mając resztki amunicji, grupa próbowała się bronić. Byli w patowej sytuacji. Byli brani na trzy fronty. Zdecydowali się strzelać tak długo jak starczy im amunicji, a potem będą starać się uciec. Kilka minut i stracili wszelki dostępny zapas. Lecz, gdy chcieli wycofać się, zorientowali się, że są całkowicie oblegani z każdej strony. W ruch poszły noże, ostatnia linia obrony.
(Osa) - Kurwa... Ja... Nie mam siły... - dźgał na oślep
(Iza) - Osa... Trzymaj się... - wyjęła z kieszeni granat hukowy
(Tomek) - Skąd to masz... - dźgnął jednego w gardło
(Iza) - Zabrałam to ze szpitala...
(Osa) - opadł z sił na ziemię - Iza... Zrób to... - stracił przytomność
(Marzena) - Zemdlał... - próbowała wziąć na ramię
(Iza) - odbezpieczyła granat - Niech stwórca nas prowadzi... - rzuciła w zbliżającą się część stada
Lokalne zombie, a przynajmniej ich część poleciała lekko do tyłu, ale to ich nie zabiło. Dało to grupie trochę czasu, by szybko się ewakuować. Osa nie mógł wstać, nie był przytomny. Marzena miała go na ramieniu. Iza zdecydowała, że spróbują się ewakuować do budynku. Jako, że Marzena i Osa są bezbronni, Gustaw, Tomek, Maks i Iza musieli służyć za tarczę i odpierać wszelkie ataki. Przesuwali się powoli do przodu, a trupy szykowały się do kolejnego szturmu na grupę. Na ich nieszczęście, przy wejściu na ruinach leżały trupy, które chciały rękami dosięgnąć drużynę. Maks zmarnował swój nóż, by rzucić w zombie próbującego ugryźć Marzenę w nogę.
(Iza) - Są wszędzie... - rozglądała się
(Maks) - Zginiemy tutaj... Zginiemy kurwa...
(Iza) - sprzedała liścia - Zamknij mordę...
(Maks) - zdziwiony - Dobra rozumiem...
(Gustaw) - dźgnął w głowę - Zróbcie coś...
(Iza) - spojrzała na Osę - Nie przestajemy... - dźgała dalej
(Marzena) - słuchała serca Osy - Jego serce bije wolniej...
(Tomek) - odepchnął trupa - rozciął żołądek - wysypały się jelita - No kurwa... Moje buty...
(Iza) - Masz tą adrenalinę, co ci dałam w busie? - kopnęła trupa - z całej siły rozgniotła butem głowę
(Marzena) - Mam... Już wiem... - wyjęła strzykawkę
(Maks) - zdjął plecak -używał go jako broni
(Marzena) - podwinęła Osie rękaw - To dla twojego dobra - wkuła się
(Iza) - Niech to kurwa.. - trzymał ją trup
(Maks) - Iza! Refleks - rzucił celnie plecakiem w zombie
(Iza) - uchyliła się - odepchnęła sztywnego - podniosła plecak - odrzuciła Maksowi - Dzięki...
(Marzena) - skończyła - Udało się... - wsłuchała się - Tak, szybciej oddycha... Jest inaczej, niż było wcześniej. To chyba dobrze...
(Iza) - złapała trupa - uderzała jego głową o kamień - W dobrym momencie... - wycierała pot
(Tomek) - Znowu nadchodzą... Kurwa, ile ich jest...
(Iza) - Po prostu... Kres mych sił... - dyszała
Nagle usłyszeli obce strzały w ich kierunku. Strzały eliminowały zombie, które było na dole. Dzięki temu lekko zainteresowanie szwendaczy się zmieniło. To dało czas, by grupa spróbowała uciec. Podbiegli do drzwi, były zamknięte. Iza próbowała wywarzyć z ramienia, nie było efektu. Po chwili strzały ustały, a sztywni szli w kierunku. Osa powoli odzyskiwał świadomość, ale nie był jeszcze obeznany, co goni grupę za jego plecami. Iza spróbowała kolejnego sposobu, kopnęła drzwi z całej siły. Nic się nie stało. Uderzała w drzwi. Rozpędziła się, wbiegła z całą siła i rzuciła się na wejście. Zawiasy się poluzowały, drzwi się roztworzyły.  Szybko reszta wbiegła do środka.
(Iza) - wstała - Wszyscy?
(Maks) - Chyba tak... Co z drzwiami?
(Tomek) - Wygląda na to, że to tylko otworzyły się przez poluzowanie zamka, sam mechanizm jest cały - spojrzał na drzwi - Można je zamknąć ponownie...
(Iza) - spojrzała na stado - Zrób to...
(Tomek) - zamknął - przekręcił klucz
(Osa) - ocucił się - Serio kurwa... - złapał się za głowę - Musieliście...?
(Gustaw) - Co?
(Osa) - Pierdolnąć mnie czymś ciężkim... Tak mi łeb napierdala...
(Iza) - Miałeś drobny problem ze sobą, zemdlałeś. Musieliśmy Cię przywrócić do żywych. Odpływałeś powoli. Nic nie pamiętasz?
(Osa) - Pamiętam, że był niezły sajgon... A potem boże... Jakby mi ktoś jebnął granatem...
(Tomek) - Nic mu nie jest. Dobra, jesteśmy bezpieczni. Skoro to było zamknięte od środka, musiało być wytrzymałe. Sprawdźmy teren. Jeśli ten ktoś tu jest, musimy być czujni.
(Iza) - Stąpajcie bardzo uważnie...
(Osa) - Od każdego kroku zależy to, czy się wreszcie wyśpimy... - splunął - Kurwa...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
Mateusz C
Iza K
Maks G
Monika S
Gustaw D
Tomek S
Marzena S
Mathias N (Wspomniany)
Natalia K*
Gabi K*
Jan W*
Daniel F*
Małgorzata P*

*Postacie do dodania

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wxp.pun.pl www.vri.pun.pl www.ffswiebodzin.pun.pl www.rani.pun.pl www.miasteczkodlacandy.pun.pl