#1 2015-01-22 01:02:39

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 14 - Pozostać człowiekiem

Okolice Kościoła Mariackiego, Stare Miasto, Gdańsk.
Mathias pobiegł za Joanną, ślady poszukiwań kończyły się na Starym Mieście. Lecz nie było śladu po Mariuszu. Oboje rozejrzeli się, nic podejrzanego się nie działo. Przed kościołem stała mała gromada dzieci z kilkoma dorosłymi, można było usłyszeć, że już od wieku wczesnoszkolnego najmłodsze pokolenie musiało zadbać o swoje bezpieczeństwo. Wokół toczyło się normalne życie. Wyglądało to tak jakby trop Joanny w sprawie Mariusza i Mateusza był fałszywy, na złość losu i felerny pech po kłótni z Izą.
Nic podejrzanego się nie działo w okolicach kościoła. Jedyna różnica była taka, że na przeciw stała drewniana mównica, dla rdzennych kleryków z Gdańska, którzy trzymają starszych i młodszych wierzących na duchu, lecz po co mówić o wierze, skoro Bóg nawet nie ma mocy, by ochronić człowieka przed człowiekiem lub ugryzieniem zombie, czy też zwykłej śmierci.
Jednemu dziecku upadł karabin maszynowy na ziemię, jeden z dorosłych próbował uderzyć szkodnika, mimo nawoływań Joanny, Mathias nie mógł odpuścić traktowania dziecka w ten sposób, myśląc podobnie co by było, gdyby to jego siostra była tym dzieckiem.
(Karol) - podniósł karabin - Młody... Mówiłem Ci, trzymaj to ujostwo w łapie... Bo jak zaraz Ci nim przypie... - uderzył z kolby w brzuch dziecko - Nauczcie się trzymać to do uja. Jutro dostaliśmy zezwolenie na trening w jednosce wojskowej...
(Mathias) - Tak uczysz dzieci jak żyć? Przemocą i traktowaniem ich jak gówno?
(Karol) - Konrad wyznaczył mnie do tej grupy nieudaczników. Myślą, że mają po dziesięć lat to jest spoko. Truposzy nie obchodzi ile masz lat. Mięso jest mięsem... A tak po prawdzie, kim jesteś bym się miał spowiadać przed tobą...? Należysz do Gwardii?
(Joanna) - Gwardii?
(Karol) - Ci spec ludzie co ciągle są na każde skinienie naszego pożal się boże dowódcy. Elita, która nas chroni. Idziesz, wpieprzasz się w czyjeś sprawy, to uznałem, że On ciebie przysłał.
(Mathias) - Nie musiałeś bić kogoś, skoro upuścił broń. To jest ciężkie.
(Joanna) - Maszynowy jest za ciężki dla niego... Daj każdemu coś lżejszego. Jakieś szturmowe dla przykładu.
(Karol) - Nie ma dużo wszystkiego. Daje co nam dano. Dobra rada, nie wpieprzajcie się w cudze sprawy. Ja zostałem wyznaczony, ja nauczę ich jak żyć, jak się obronić...
(Mathias) - przyłożył ostrze do gardła - A kto nauczy ciebie jak się obronić przed Tym...?
Dzieci zaniepokoiły się tym, co zobaczyły. Małe pędraki próbowały zmusić Joanne, by zatrzymała Mathiasa, ciągnęły za ramię, by coś zrobiła. Postanowiła dać przyjacielowi wolną rękę. Pozostali obserwatorzy, nie próbowali robić nic, reakcji tłumu zdarzenie nie zmieniło. Zmuszony przez oponenta marny nauczyciel, choć miał w rękach podniesiony karabin maszynowy pecheng, nie miał odwagi go użyć.
(Karol) - Kim ty jesteś...? O co ci chodzi...?
(Mathias) - do grupki - Używajcie mniejszych broni. Poproście o szturmowe. Takie, które będziecie mogli unieść. Nie słuchajcie jego rad, pośle was na śmierć i pogrzebie razem z wami prawdę...
(Joanna) - Nie zrobiłam nic, bo Mathias ma rację. Nie róbcie z dzieci mięsa armatniego... Uczcie ich podstaw, ale nie wychodźcie za kompetencje i wymogi.
(Karol) - Nie masz nade mną żadnej władzy...
(Joanna) - Nad tym bym się zastanowiła jeszcze.
(Karol) - Kim jesteś, że to robisz... Co ci to da...?
(Mathias) - Nie jest ważne kim jestem - odpechnął - Ważne jak traktujesz innych.
(Karol) - próbował uderzyć Mathiasa - Takiś sprytny kozak?
(Mathias) - zrobił unik - wyrwał broń - Tak nie będziesz traktował innych.
(Joanna) - Masz szanse się odkupić, widziałeś chłopaka z ostrzem w ręku?
(Karol) - Widzę teraz...
(Mathias) - ...
(Karol) - Dobra... Kilka minut temu, przechodził. Trącił mnie nawet i nazwał fiutem... Spieprzył w stronę północnego wyjścia. Też macie przesrane z nim?
(Mathias) - Nie interesuj się, bo się nie wychowasz...
(Karol) - Jestem z Ukrainy i moi rodzice mnie dobrze wychowali... Nawet wtedy jak wycofywali wojska z Donbasu.
(Mathias) - Ubolewam nad wojną między Putinem, a Poroszenką, ale to teraz wspólna wojna. Weź się w garść szmaciarzu. Naucz się sam jak żyć, potem ucz innych. Nikogo nie rusza, co było na Ukrainie. Żyjesz tu, to się dostosuj...
(Karol) - A ty jesteś skąd, że tak znasz dobrze moją historię?
(Mathias) - Z tej strony Cię to nie ucieszy... Twoi przodkowie się raczej nie ucieszą.
(Karol) - Nie chcesz to nie mów... Dobra, może racja... Ale jak mam przekonać kogoś, by się nauczył strzelać? Ktoś musi...
(Joanna) - Używaj prostych metod. Zacznij od lekkiej broni, potem ucz ciężkiej. Nie zapominaj o nożach.
(Karol) - No dobra. Mam u was dług za te pouczenia. Gdybym miał coś załatwić, broń czy coś to znajdziecie mnie tutaj, zwykle do wieczora tu przesiaduje i uczę ten element.
(Mathias) - W sumie jest coś. Umiałbyś naprawić dla przykładu auto?
(Karol) - Kiedyś robiłem w mechanice, ale amatorsko... Jaka robota?
(Mathias) - Musimy się ulotnić z obozu... Na chwilę, potrzebujemy aut... Kogoś, kto naprawi... Nie możemy dać nic za to...
(Karol) - Powiedzcie tylko gdzie, a ja wezmę narzędzia i zajrzę. Nie obiecuję, że pomogę.
(Joanna) - Dobra, pokażę ci. Mathias, poradzisz sobie?
(Mathias) - Tak jak przez całe życie.
(Karol) - To zaczekaj chwilę, a potem pokażesz miejsce...
(Mathias) - Pójdę się przejść, może coś znajdę. Nie szukajcie mnie, wrócę niedługo.
Kawałek wgłębiając się w tłum, znów był spokój, znów wszystko działo się jak powinno. Aż zauważył gdzieś kilkanaście metrów dalej w tłumie jedną z koleżanek Joanny, w niebieskim kapturze, jakby za kimś szła. Nie zdradzając swojej pozycji, szedł dalej, patrząc co dziewczyna planuje. Skręciła w prawo przy którymś budynku, Mathias za nią, lecz już jej w alejce nie było. Rozejrzał się, osoby nie było. Pomyślał, że został wykryty i przyśpieszyła kroku. Postanowił pójść szybszym krokiem na drugi koniec alejki i sprawdzić czy jeszcze zdąży ją znaleźć. Kiedy mijał otwarte drzwi, coś zaszumiało w środku, po czym usłyszał przez chwilę skrzypienie podłogi. Stojąc w progu zajrzał, nie słyszał już nic. Odwrócił się chciał wrócić co aktualnego zajęcia. Coś wtedy go mocno chwyciło i przyciągnęło do środka. Został przyciśnięty do ściany, Mathias odruchowo uderzył łokciem w brzuch drugą osobę. Po chwili, napastniczką okazała się być Aneta, tą którą śledził.
(Aneta) - To ty... - zlękła się - Mathias, tak?
(Mathias) - Za co to było? Przemiłe powitanie.
(Aneta) - Czułam na sobie czyjeś oczy, nie spodziewałam się... Nigdy, że to mogłeś być ty... Przepraszam... - dotknęła okolic biustu - Nieźle sobie poradziłeś...
(Mathias) - Jakoś tak samo... Czy tobie nic nie jest...?
(Aneta) - Nie takie rzeczy się dostawało prosto w serce. Co tu robisz? Nie powinieneś szukać sposobu na wydostanie się z obozu?
(Mathias) - Masz jakieś zadanie czy tak po prostu szłaś za kimś?
(Aneta) - Tak, ale to nie powinno Cię obchodzić.
(Mathias) - Joanna powiedziała, że pozycja jednego z moich została namierzona. Ostrzegła mnie i pobiegła... Nie zdążyłem jej znaleźć.
(Aneta) - To zaczynam rozumieć. To chodzi o tego bez ręki?
(Mathias) - Tak brzmiało jakby On planował już dorwać tego, kto jest za wszystko odpowiedzialny. Dlatego chce znaleźć pierwszego, by nie zrobił czegoś drugiemu.
(Aneta) - Wasz zabije tamtego, który jest zły. W czym problem?
(Mathias) - Nie pora na to. Gdzie go widziałaś?
(Aneta) - Teraz może być wszędzie. Szłam za nim, póki nie poczułem ciebie, to musiałam odpuścić. Skoro chcesz go dorwać osobiście, to mogę pomóc. Oznaczyłam go, w sensie posmarowałam fragment jego kurtki niebieską farbą. Farba świeci tylko gdy pojawi się na niej światło.
(Mathias) - Jest zimowa pora. Gdzie ty chcesz słońce...?
(Aneta) - Można wywołać to czym innym. Powszechnie dostępnym.
(Mathias) - Luneta...
(Aneta) - Dokładnie. Zapewne masz coś takiego lub kogoś kto ma...? My niestety nie. Trudno takie coś zdobyć, prędzej ukraść, ale tu wiąże się to ze Strefą.
(Mathias) - Zostawiłem w bloku bronie, nikt nie chodzi z takimi... Oprócz tych wyznaczonych...
(Aneta) - No to wróć do domu i weź coś. Byśmy się spotkali za godzinę przy najwyższym punkcie w obozie. Hotel Kajman, wiesz gdzie jest?
(Mathias) - Nie.
(Aneta) - Wyjątkowo to zrobię, ale tylko raz. Wezmę swój pistolet i włączę laser. Tylko warunek. Za godzinę będę w kierunku Oruni świecić przez minutę, tak trzy razy. Wykorzystaj to, wtedy znajdziesz mnie i budynek. Wtedy się spotkamy.
(Mathias) - A co z nimi?
(Aneta) - Zorientował się, że za nim idę... Zrezygnował... Na pewno nie odpuści, więc musimy się śpieszyć.
(Mathias) - Jakie powiększenie brać?
(Aneta) - Obojętne. Najlepiej od 12x do 40x. To nam wystarczy by go wykryć. Budynek jest w centrum, więc dlatego wybrałam tą lokację. Leć teraz, ja się przygotuję - wyszła
Chłopak wrócił do mieszkania, przeszukał swoje miejsce, gdzie przechowywał swoją broń, ale zniknęła. W mieszkaniu nikogo nie było. Sprawdził pod łóżkiem, nie było. Sprawdził pod kołdrą, znalazł różowy papier toaletowy. Sprawdził piekarnik, odetchnął z ulgą, że snajperki tam nie ma. Usiadł na łóżku, złapał się za głowę, przed tym rzucając chustę na poduszkę.  Omyłkowo usiadł na rozwiniętym papierze. Jako, że mu przeszkadzał, chwycił go i na początku nie zobaczył nic nadzwyczajnego, bo był zaślepiony czym innym. Po dłuższym wpatrywaniu się, ujrzał napis "Musiałam, to dla twojego dobra, Iza". Pomyślał, że dziewczyna ukryła jego broń, by nie zrobił czegoś głupiego przed Wyprawą. Tupnął nogą o podłogę, nic to nie dało początkowo. Odgłos usłyszała jednak Ula, która była w swoim pokoju. Weszła do przyjaciela, zauważyła, że czymś się przejmuje.
(Ula) - Hej... Co tak siedzisz, sam...?
(Mathias) - Dostałem cynk, gdzie może być ten, którego szukamy...
(Ula) - Serio? I gdzie?
(Mathias) - Tego mam się dowiedzieć... Wiem, to bez sensu... Wyczułem Mariusza, trzeba pierw jego znaleźć, on nas doprowadzi. Potrzebuje broni... Na złość jej nie ma.
(Ula) - Otwarcie ognia to zły pomysł...
(Mathias) - No przecież... Nie... Nie, co ty... Potrzebuje blasku lunety...
(Ula) - Dalej nie rozumiem. Jak to ma pomóc?
(Mathias) - To skomplikowane. Wiesz chociaż, gdzie jest Hotel Kajman?
(Ula) - Pierwsze słyszę... Powiedz, po co ci to...?
(Mathias) - Za dużo gadać. Gdzie Iza, była tutaj?
(Ula) - Była i zastała Wiki w dziwnym stanie. Prosiła, bym zostawił je same. Poszłam. Dalej nie wiem, co się mogło dziać. Po co ci broń, po co ci hotel, po co ci Iza...?
(Mathias) - Wszystko jest ze sobą powiązane. Wracając do Izy, gdzie mogła pójść...?
(Ula) - Mathias, lubię Cię, dlatego jeszcze mam cierpliwość. Powiedz, powoli najlepiej. O co w tym chodzi. Z Mariuszem zrozumiałam, ale dalej pustka...
(Mathias) - Mariusz śledzi gnoja. My musimy znaleźć jego, dlatego potrzebuje lunety, by zobaczyć gdzie jest, a broń może mieć Iza. Po to właśnie jej szukam...
(Ula) - Nadal nie wiem jak go znajdziesz...
(Mathias) - Ula, na Boga...
(Ula) - Na niego się nie powołuj.
(Mathias) - Wybacz... - wstał - Mariusz ma na plecach coś, co reaguje na światło. Będziemy w pobliżu. Boom. Jego plecy zapłoną jak choinka. W przenośni oczywiście.
(Ula) - Dalej mgła, ale niech ci będzie. Nie wiem, gdzie poszła. Wiki też nie ma.
(Mathias) - Blyat...
(Ula) - Może poczekamy, może wróci...
(Mathias) - Mam jeszcze około kwadrans, by znaleźć broń...
(Ula) - Rozumiem, to pilne, ale co poradzimy... Nie siedzisz w jej głowie...
(Mathias) - Siedzę... Tylko nie mam dostępu do jej myśli.
(Ula) - Jak z twoją głową...?
(Mathias) - Ciągle coś wraca, ale nic nie pobije tego koszmaru... Nigdy czegoś takiego nie widziałem... Tylko w grach... Sen prawie jak na jawie, nigdy... Nie aż taki...
(Ula) - Pozwól, że teraz spytam podobnie, wracając do niewiadomych. Osa jeszcze nie wrócił? Nadal szuka aut?
(Mathias) - Znalazłem kogoś, kto zgodził się spróbować naprawić.
(Ula) - Ktoś z naszych?
(Mathias) - Nie, jakiś random spod kościoła. Mieliśmy małe spięcie i po nieprzyjemnościach, zgodził się zrewanżować.
(Ula) - Jak nas wyda?
(Mathias) - Jeśli ma honor, nie spróbuje nawet. Joanna znajdzie sposób, gdyby coś.
(Ula) - Ona jest w to zamieszna?
(Mathias) - Pilnuje go, gdyby coś nie wyszło.
(Ula) - W takim razie gdzie Osa?
(Mathias) - Może jak mówił, szuka nadal amunicji, a raczej znając jego, szuka sposobu by łatwo zabrać bez kosztów.
(Ula) - No, a co jeśli... - usłyszała pukanie
(Mathias) - Kto?
(Iza) - weszła - To tylko ja...
(Ula) - Dokończymy innym razem... Nie przeszkadzam, zobaczymy się później - wyszła
(Iza) - Zrobiłam coś nie tak? W czymś przeszkodziłam?
(Mathias) - Gdzie moja broń... - spojrzał na nią
(Iza) - Tak się nie zaczyna rozmowy...
(Mathias) - chwycił za ramiona - Iza... Gdzie zabrałaś moją broń...
(Iza) - Nie powiem... To dla twojego dobra...
(Mathias) - podszedł do okna - Mam kilka minut najwyżej, by ją zabrać...
(Iza) - Jeszcze nie czas... Poleży tam, gdzie będzie bezpieczna...
(Mathias) - To sprawa życia i śmierci...
(Iza) - Co może być ważniejszego od...
(Mathias) - przerwał - Skup się... Mariusz znalazł Mateusza... Jeśli nie znajdę broni, nie pójdę w pewno miejsce... Dojdzie do samosądu... A nam chodzi o doprowadzenie go pod osąd, a nie samemu wymierzać sprawiedliwość... Nie jesteśmy za murami, mamy demokracje i prawo.
(Iza) - Oj... Nie wiedziałam, że aż tak jest kiepsko...
(Mathias) - Powiesz mi, gdzie schowałaś?
(Iza) - usiadła na łóżku - Schowałam w miejscu, do którego praktycznie nie wchodzisz, tylko okazyjnie... W toalecie... W urwanej rurze wentylacyjnej...
(Mathias) - pobiegł do toalety - Wentylacyjnej...?!
(Iza) - Wiem, głupi pomysł, ale tam byś nigdy nie spojrzał...
(Mathias) - zajrzał w otwór - Coś tam jest - szarpnął za wejście - Mocno trzyma...
(Iza) - Zapomniałam powiedzieć, zatrzasnęło się... Wiki mi doradziła, żebyś sobie czegoś nie zrobił... Głupia byłam, że uwierzyłam, że byś się do tego posunął... Po pewnym czasie od naszej kłótni, zrozumiałam, że miałeś racje. Coś czyimś kosztem. Że czasem trzeba kogoś zranić, by dać postęp w sprawie... Poświęcałeś się, dla mnie, dla grupy... Tyle razy mijałeś się ze śmiercią, a ja na ciebie wydarłam się jak niewdzięczna głupia... Nastolatka...
(Mathias) - ciągnął za otwór - Mocno siedzi... Może gdyby... Iza, możesz na chwilę?
(Iza) - weszła do toalety - Hm?
(Mathias) - Możesz mnie złapać w pasie, dwoma rękami i pociągnąć, gdy dam znać?
(Iza) - Ot tak? Już teraz?
(Mathias) - Za mocno się trzyma. Możliwe, że pod naszym ciężarem odpadnie...
(Iza) - Słuchałeś o czym mówiłam wcześniej?
(Mathias) - Po prostu zrób to...
(Iza) - złapała w pasie
(Mathias) - Raz... Dwa... Trzy... - Ciągnij!
(Iza) - przyciągała Mathiasa do siebie - Jeszcze... Mocniej!
(Mathias) - Raz... Dwa... Trzy... - ciągnął z całej siły
(Iza) - Dawaj jeszcze...
(Mathias) - Raz... Dwa... Trzy... - drzwiczki odpadły - padł z Izą na podłogę
(Iza) - zaśmiała się - To akurat było zabawne...
(Mathias) - wstał - włożył rękę do wentylacji - Chyba go czuję...  Muszę tylko dojść do niego... - chwycił za kolbę - Zaczepił się... - pociągnął mocniej - Powoli wyciągał broń
(Iza) - Mam nadzieję, że się nie uszkodziła...
(Mathias) - wyciągnął - Wygląda na całą... Trochę luneta porysowana, ale to nic... Szkło wygląda na całe... Zapomniałem. Już czas... Mam tylko trzy szanse... - pobiegł do drzwi
(Iza) - Jakie szanse? Mathias...?!
(Mathias) - Wyjaśnię Ci później... - wybiegł
(Iza) - Mathias...! Zapomniałeś chusty...!
Wybiegł z budynku. Spojrzał w stronę centrum. Nie widział żadnego blasku. Postanowił spojrzeć przez lunetę w okolice środka obozu, by zwrócić uwagę Anety, przyjaciółki Joanny. Okazało się, że szkło lunety uległo małemu urazowi i lekko się zarysowało. Lekko podkręcił Mathias przybliżenie, co miało dać większy odblask z dalszej odległości. Miasto było jednak duże, a jego luneta nie przystosowana do takich dużych odległości. 500 metrów nie sprawiłoby problemu, ale większe odległości są mniej osiągalne. Trzymał tak przez kilka minut celownik bez rezultatów. Kiedy miał juz odłożyć oko od lunety, coś mu się rzuciło  oczy. Blask, który lekko oślepił go na chwilę. Odstawił oko od celownika. Zauważył czerwony promień, który skierowany był na okolice jego bloku, dzieliło go od promienia kilka metrów. Ponownie przyłożył oko, zobaczył miejsce, skąd pochodzi sygnał. To był Hotel, ale nie miał nazwy, choć połowa informacji się zgadzała. Założył snajperkę na plecy i nałożył na głowę kaptur, po czym ruszył w stronę budynku, licząc, że choć ten plan się uda.
30 minut później, Hotel Fahrenheit.
Mathias dotarł na miejsce, ale nie obyło się bez spotkania z ludźmi, którzy pilnowali wejścia na dach. Gdy zobaczyli broń, stwierdzili, że osoba może stworzyć zagrożenie dla mieszkańców. Gdy przedstawił sytuacje, że na górze czeka na niego koleżanka, to przypomnieli sobie, że faktycznie taka osoba przechodziła obok nich. Zaprzestali szarpaniny, puścili chłopaka do schodów, które prowadziły prosto na dach najwyższego budynku w obozie, specjalnie rozbudowanego na potrzeby obserwacji. Na górze już czekała Aneta, nie zauważyła Mathiasa, jadła kanapkę i patrzyła w niebo. Szczęśliwy dzień, bo śniegu padającego póki co nie było widać.
(Mathias) - Z czym masz?
(Aneta) - Szynka z solonym ogórkiem na maśle... Na nic lepszego nie mam co liczyć... - schowała do plecaka... Trafiłeś jednak. Widziałeś sygnał?
(Mathias) - Tak daleko promień lasera z pistoleta?
(Aneta) - Mocny laser, prawda? Ukradłam go trupowi, na samym początku tego. Twoją lunetę też widziałam, no pokaż te cacko... Wyjmij ten swój sprzęt...
(Mathias) - pokazał karabin - Nie jest w najlepszej formie... Trochę napsuty przez czas...
(Aneta) - Nie przejmuj się. Metal lufa, zgadłam? Prosty zamek dwutaktowy i luneta ulepszona do 20x. To powinno wystarczyć, możesz się rozłożyć na tym skrawku dachu, najlepiej się połóż. Trochę ruch w pionie będzie ograniczony, najwyżej będziesz robił przerwy.
(Mathias) - położył się na kancie dachu - przyłożył oko do lunety - Gdzie patrzeć?
(Aneta) - Gdziekolwiek. To centrum. Trzeba sprawdzić wszędzie. Jak twój kolega jest zawzięty, a jest, to go znajdziemy.
Godzinę później.
(Mathias) - wstał - To bez sensu... Sprawdziłem wszystkie możliwe miejsca... Zapadł się pod ziemie, czy co?
(Aneta) - Może gdzieś tam jest, tylko... - spojrzała na tłum w oddali - Mathias... Chodź tu...
(Mathias) - Co widzisz?
(Aneta) - Zobacz lepiej, nie mam dobrych okularów...
(Mathias) - Zrozumiałem aluzję... - spojrzał przez lunetę - Spory tłum... Jakby się coś szykowało... Koło kościoła...
(Aneta) - Mariackiego?
(Mathias) - Da... Byłem tam. Sporo ludzi może się zmieścić w okolicach. Tylko co się tam dzieje... Co się dzieje...
(Aneta) - ...?
(Mathias) - Księżulek znów daje kazanie...
(Aneta) - O tej godzinie?
(Mathias) - Też podejrzane... Chwila, ktoś się tam pojawia... Chyba Konrad...
(Aneta) - Pofatygował się na kazanie...? To do niego niepodobne... Jak wychodzi gdzieś to tylko by kogoś opieprzyć lub jak mu się laski kończą...
(Mathias) - Nie łączy się nic... - oślepiło go światło - Blya...
(Aneta) - Co się stało?
(Mathias) - Nic... Tak miało być... - spróbował podobnie - Mam go...
(Aneta) - Mariusza? Sprawce?
(Mathias) - Obu... - zauważył Mariusza - Do czegoś dojdzie jak nic... Są w pewnej odległości. Póki jest Konrad, chyba do niczego nie dojdzie - odstawił broń - Musze tam dotrzeć.
(Aneta) - Nie zdążysz...
(Mathias) - Muszę... - założył broń na plecy - Jak do czegoś dojdzie, gnój znów się wymknie... Nie mogę do tego dopuścić... Dzięki raz jeszcze... - pobiegł do schodów
15 minut później, Kościół Mariacki, Stare Miasto.
Na ostatnich siłach dotarł Mathias w okolice kościoła. Zobaczył Mariusza jak zmierzał w stronę Mateusza. Kazanie trwało nadal, Konrada nie było, poszedł w ten czas do kościoła, by odmówić modlitwy. Mathias powoli wmieszał się w tłum. Do samosądu było blisko. Mateusz nie wiedział co go czeka, stanął w końcu z resztą i obserwował mszę. Mariusz był zaledwie kilkanaście metrów od celu. Mathias przyśpieszył, musiał trącać ludzi, by przedostać się dalej. Strażnicy, którzy byli obecni w okolicy, zaobserwowali, że ktoś biegnie przez tłum w stronę drewnianej mównicy. Wycelowali w Mathiasa i mieli go na strzał. Szarżujący chłopak wdarł się do przedniego sektora i był bardzo blisko. Mariusz podszedł do Mateusza od tyłu i szykował się do ataku od tyłu. Mathias dotarł w czas i lewą ręką chwycił dłoń Mariusza, prawą natomiast ramię Mateusza. Obaj panowie byli zdezorientowani. Próbowali mimo obrony, nadal walczyć. Przez to tłum się zaczynał odsuwać i wokół trójki zrobiło się swobodniej. Jednak byli na celowniku strażników. Mateusz odepchnął Mathiasa, tak, że ten trafił plecami o kolumnę mównicy. Tą sytuację uratowali już strażnicy, którzy kazali zaprzestać bójki. podeszli bliżej i czekali, aż Konrad wyjdzie z kościoła. Konrad w końcu wyszedł, gdy już wszystko było gotowe. Zdziwiony widokiem owej trójki w tym miejscu.
(Konrad) - No proszę... Więc jednak, musiało się to stać...
(Mariusz) - Mathias, powiedz mu... Ja nie miałem złych zamiarów...
(Konrad) - Daj mu własne zdanie.
(Mathias) - To jest on... On jest odpowiedzialny za wszystko... Za moją rodzinę... Za tamtego też... On nas wrobił...
(Mateusz) - Kłamstwo... Nic o tym nie wiem...
(Mariusz) - Chciałem go zabić... By zakończyć to wszystko...
(Konrad) - Czyli przyznajesz się do próby zabójstwa z afektem?
(Mathias) - On nie jest winny... To byłaby samoobrona...
(Konrad) - Nie przeczę, że kłamiecie, ale muszę wysłuchać obu stron. Przykro mi, ale muszę was dwóch zabrać.
(Mathias) - Dwóch?
(Konrad) - Trafiłeś tu przypadkiem. Próbowałeś zapobiec zbrodni. Chłopcy mówili, że biegłeś na złamanie karku. Jestem wdzięczny, że strony sporu żyją. Przesłuchani zostaną i puszczeni...
(Mariusz) - Puścisz go? Po tym wszystkim?!
(Konrad) - Nic nie jest udowodnione.
(Mathias) - Nie możesz go zabrać... On nic nie zrobił.
(Konrad) - Po pierwsze, chciał zrobić. Po drugie sprawa powiązana z tobą, więc to ma sens. Nie zabiorę ciebie, bo wiem, że próbujesz oczyścić się z zarzutów. Winny zwykle takiej motywacji nie ma. Nikt nie ucierpi bardziej. I tak nie mają pozwolenia na opuszczenia miasta. Znają twarze, zobaczą za obozem, mogą strzelać bez ostrzeżenia. Jeśli są niewinni, nie muszą się bać. Tak więc, pozwolisz, że się oddalimy.
(Mariusz) - Nie miało tak być...
(Mateusz) - Mogło być gorzej...
(Konrad) - Bierzcie tych dwóch, ta sprawa może być przełomowa. Mathias, dzięki za interwencję - wyjął sakiewkę z 100 nabojami - Łap, to twoja przynależność.
(Mathias) - złapał - Za co to?
(Konrad) - Pomagając temu obozowi, pomagasz mnie. Każda przysługa jest nagradzana. Nie jestem takim dyktatorem, jakim mnie inni malują. Pragnę tylko sprawiedliwości. Winnych każe, pomocnych nagradzam.
(Mariusz) - Jesteś jakimś jebanym Bogiem, że decydujesz o każdym?!
(Konrad) - Trzymam w ryzach te miasto, by nie upadło. Coś kosztem czegoś. Dość pieprzenia o byle czym - do straży - Słyszeliście? Zabieramy ich - do tłumu - Możecie wracać, wszystko wraca do stanu poprzedniego. Nie ma już zagrożenia - odszedł
Mathias został pozostawiony samemu sobie. Zyskał mały progres w zadaniu, ale za to stracił jednego z członków wyprawy. Sytuacja wróciła do normy w ciągu kilku minut. Nie miał już czego szukać. Utknął psychicznie w tym miejscu. Ciałem jednakże zmierzał do Orunii, by położyć się i odpocząć. Przy okazji wyjaśnić Izie, o co chodziło z tym wszystkim. Jego samopoczucie się lekko zmieszało. Nie miał ochoty na nic. Tylko powiedzieć najbliższej osobie o sytuacji i położyć się, by zapomnieć o zdarzeniu. Los płatał figle, był nieobliczalny i bezwzględny. Kiedy wszystko zmierzało w dobrą stronę, jedno zdarzenie sprawiło, że plan Joanny mógł się obrócić o 180 stopni. Powrócił do mieszkania. Iza przygotowywała się do snu. On sam pierwsze co zrobił, odstawił broń w kąt, zdjął kurtkę, którą powiesił na wieszaku, a potem położył się na łóżku, kompletnie opadając z sił moralnych. Dziewczyna zauważyła stan chłopaka, ale nie chciała pytać czemu ma zły humor. Jednak przed snem, gdyby byli obok siebie, nie mogła zasnąć, póki się nie dowie, co gryzie jej najbliższego. Nie dając mu powodu do zmartwień, nie wykonywała gwałtownych ruchów, jedynie spokojnie zadawała pytania.
(Iza) - Zrobiłeś, co miałeś?
(Mathias) - Jakby... Mają go... Dorwali Mariusza...
(Iza) - Kto? Kiedy?
(Mathias) - Akurat ten Konrad tam był. Dodał dwa do dwóch i zabrał obu. Nawet mi za to zapłacił, że pomogłem mu w tym... Brudna waluta...
(Iza) - To jednak amunicja... Niezbędna... A sprawa się wyjaśni, jestem przekonana...
(Mathias) - Gdybym nie dotarł na czas, byłoby gorzej. Mariusza by wygnali, Mateusza uniewinnili, a mój los byłby nieznany.
(Iza) - Tak się nie stało... Nie martw się. Tamten odpowie za wszystko.
(Mathias) - Osa wrócił?
(Iza) - Tak, jak ciebie nie było. Mówił, że twój kolega prawie naprawił auta. Skończył na chwilę, bo zrobiło się za ciemno. Jutro ma dokończyć. Czyli jutro idziesz?
(Mathias) - Póki Mariusza nie wypuszczą, nigdzie iść nie zamierzam...
(Iza) - Póki Cię Kocham, będę się przejmować.
(Mathias) - Wszystko będzie dobrze, ok? Nie będę sam.
(Iza) - Nawet wtedy będę o tobie myśleć.
(Mathias) - O tobie też nie zapomnę. Ciebie nie da się zapomnieć, tak jak tego czerwonego lasera... - uśmiechnął się
(Iza) - Jakiego lasera?
(Mathias) - Żadnego... Tak sobie żartuje... Ciebie nigdy nie zapomnę... Czy na tym, czy tamtym świecie... Walczę między innymi dla ciebie i nie odpuszczę.
(Iza) - Dzięki, że jesteś... - splotła swoją dłoń z jego
(Mathias) - Dzięki i z góry przepraszam za wtedy... Zbyt dosadny byłem...
(Iza) - To nic. Już przywykłam. Nie wszystko kolorowe jest, a to dokładnie powiedziałeś jak jest. Mądrze powiedziałeś. Tylko moja pierwsza reakcja była niefortunna... Wiem, że nie chciałeś źle... Jakby nie patrzeć, oboje ponieśliśmy jakąś małą wpadkę...
(Mathias) - Wpadkę?
(Iza) - Wpadkę słowną... Spokojnie, o nic więcej.
(Mathias) - przymknął oczy - Dziękować... Kocham Cię...
(Iza) - Ja Cię również... - pocałowała w policzek - Śpij spokojnie, mój Drogi.
Zapadł zmrok,  para mogła zasnąć. Tym razem koszmary senny odpuściły. To nie zmienia faktu, że sen nie był szczególny, praktycznie jakby był, ale go nie było. Mathias nie spał wyjątkowo długo, nie czuł aż takiego zmęczenia, po niespełna kilku godzinach obudził się, kiedy Iza jeszcze spała. Przez sen musiała odkryć nieco kołdry, więc przykrył ją, by się nie zaziębiła. Lekko przesunął jej nogi przez kołdrę do tyłu i usiadł na kancie łóżka. Nie czuł zmęczenia, ale czuł zmieszanie. Puknął w ścianę, by dać znać, że się obudził. Do pokoju weszli Ula, Marta i Osa, bez Mariusza z wiadomych przyczyn. Widząc, że Iza śpi, próbowali wszyscy zachowywać rozwagę i mówić nieco ciszej.
(Ula) - Mamy dobre wieści. Bez złych.
(Osa) - Brakowało ammo? Teraz mamy full zapas.
(Mathias) - Komu ukradłeś?
(Osa) - Nie ukradłem... Pożyczyłem od gościa, co miał ich za dużo. Straty wyrównamy.
(Ula) - Oprócz tego, dziś możemy użyć części środków, by spłacić Mariusza i go wydostać wcześniej. Nie popieram kradzieży, ale w tym wypadku było to konieczne. Ten koleś, co tylko Ty go poznałeś, naprawił co powinien. Dwa auta gotowe do odpalenia. Czekamy tylko na dobry moment i decyzję Joanny, kiedy wyjechać.
(Mathias) - Ja jestem gotowy na drogę, ale nie wiem czy ona jest gotowa na czekanie - spojrzał na Izę
(Ula) - Przeżyła niemały szok, gdy się rozdzieliliśmy, ale myślę, że teraz jest trochę lepiej.
(Mathias) - Trzeba, by pójść do Dimy, poprosić go, czy by mógł przenieść się na czas Wyprawy do tej okolicy...
(Osa) - Tu kolejna niespodzianka. Wiedzieliśmy, że spytasz o niego, więc przed przyjściem tutaj, zawitaliśmy do niego. Musiała Wiktoria nam pomóc w tłumaczeniu, ale wyszło, że za godzinę powinien tu być. Sam, bez Alony, on tej laski czuć dziwne wibracje.
(Ula) - Odezwał się ten, co nie lubi być pieszczony...
(Osa) - No weź, nie przy ludziach.
(Marta) - A ty jak się czujesz? Przeszły koszmary?
(Mathias) - Mogło być gorzej. Byle jak, byle do przodu. To co planujecie teraz?
(Osa) - Ty się przygotuj, bo my już prawie gotowi, tylko pójdziemy odbić naszego samozwańczego fightera. Weź co ci trzeba i spotkamy się za godzinę przy północnym wyjściu.
(Mathias) - Jak wyjdziemy? Usłyszą nas.
(Ula) - Mamy ciche opony. Poza tym śnieg robi nam za tłumik. Jedynie mogą zobaczyć, że auta dostały nóg. Joanna już komuś zapłaciła, by odciągnął strażników z bramy. Powinno się udać. Przynajmniej tak ma zaplanowane. My już pójdziemy. Pamiętaj. Północ - wyszli
Mathias nie miał serca budzić Izy. Wziął swój plecak. Włożył do niego bandaże, zapasowe magazynki oraz metalowe noże z przywiązanym ładunkiem łatwopalnym. Podwinął rękaw, przy tym zakładając na nadgarstek swoje ostrze. Odruchowo wysunął klingę i przypomniał sobie moment, gdy musiał użyć jej by ratować swoje życie, kosztem innego życia. Wsunął ponownie ostrze i rozwinął rękaw. Założył chustę na twarz i nałożył kurtkę na siebie. Był przygotowany do wyjścia. Spojrzał na Izę, przywiesił snajperkę na plecy, zabrał plecak i wyszedł. Udał się do północnej bramy. Przechodził między ludźmi, dając im odczuć niepokój. Głównie przybysze i strażnicy chodzili z broniami na plecach. Przeszedł przez miasto, nie był zatrzymywany przez nikogo. Dotarł na miejsce bez żadnych problemów. Tam czekała już reszta, przy północnej bramie. Mathiasowi było jedynie żal budzić Izy, bo chciał się pożegnać przed wyjściem, ale sen dziewczyny nie pozwolił mu go jej przerwać. Po niespełna godzinie, pojawił się Dima, zgodnie z umową.
(Mathias) - Pochti slishkom pozdno. No kak govoritsya, luchshe pozdno, chem nikogda.
(Dima) - Prosil o vstreche? Moment, tvoy tim poprosil menya vstretilitsya c vami. Shto takoy?
(Mathias) - Izu uzhe znaesh. Videl ty yeyo, kogda my snova vstrchilis...
(Dima) - przerwał - Da, ya pomnyu. Tebe ne nuzhno, shtoby napomnit. Shto o ney?
(Mathias) - Znaesh li ty... Shto ya dolzhen pokinut lager. Ne znayu, kogda ya vernus. Ya hotel by sprosit tebe, esli ty smog... Tak prismotret na neyo.
(Dima) - Kazdhyy iz nas proshel cherez ad. Moy brat zaplatil samuyu vysokuyu cenu potom... Da... Da... Ya znayu, ty hotel spastit yevo. Ne pohozhe, shto zhivem zdes iz za tebya. Pomogl mne. Teper, ya tebe pomogu - podał rękę
(Mathias) - Spasiba.
(Dima) - Daleko uhodyat?
(Mathias) - Blizhe, chem dumaesh...
(Dima) - Udachi na etom puti. Obeshiayu, shto tvoya zhenshina budet v bezopasnosti.
(Mathias) - Ya uveren... - zobaczył Izę
(Dima) - Ostavlyu vas na odnu minutu. Poka - poszedł
(Iza) - podbiegła do Mathiasa - Chyba nie chciałeś odejść bez pożegnania - przytuliła się
(Mathias) - Spałaś i nie chciałem...
(Iza) - Obudzić mnie?
(Mathias) - Tak... To znaczy... Nie planowałem, że...
(Iza) - Nie mam ci tego za złe. Już czas, prawda?
(Mathias) - Na to wygląda.
(Iza) - Kiedy wrócisz?
(Mathias) - spuścił głowę - Nie wiem... Mam dobrych ludzi ze sobą... Nie będziemy tam wieczność. Załatwimy co potrzeba i wrócimy tutaj.
(Iza) - mocno ściskała - Nie chcę byś mnie opuszczał.
(Mathias) - położył głowę na jej ramieniu - Wrócę tutaj. Obiecuję. Dla ciebie.
(Osa) - z oddali - Mathias...!
(Mathias) - Chyba już czas. Będę za tobą tęsknił - chwycił ją za dłonie - Nie przejmuj się. Myśl pozytywnie, a na pewno się powiedzie i znów mnie ujrzysz.
(Iza) - Kocham Cię... - pocałowała w policzek
(Mathias) - opuścił chustę - Ja Ciebie również - odwzajemnił pocałunkiem w usta
(Iza) - Dziękuję... Wracaj prędko. Będę na Ciebie czekała.
(Mathias) - założył chustę - spojrzał na Dimę - Poprosiłem go, by miał na ciebie oko, kiedy mnie nie będzie. Dzięki temu będziesz bezpieczna.
(Iza) - Nie musiałeś.
(Mathias) - Straciłem zbyt wiele osób, które wiele dla mnie znaczyły. Nie chcę stracić i ciebie.
(Iza) - Uważaj na siebie i wróć cały.
(Mathias) - Obiecuję.
(Iza) - Pamiętaj. Będę na ciebie czekała - poszła
(Joanna) - do Mathiasa - Gotowy?
(Mathias) - odetchnął - Bardziej być nie można.
(Joanna) - Wiem, że pożegnania zwykle nie należą do przyjemnych. Mądra dziewczyna, niedługo odstawimy Cię do niej. Masz moje słowo.
(Mathias) - Mamy plan jak się wydostać?
(Joanna) - Tak. Przez kilka minut obserwatorzy zajmą się czym innym. Kiedy nadejdzie chwila, będziecie wiedzieć czego wyglądać. To w każdym momencie może nastąpić. Wtedy nie będzie czasu. Wasza drużyna do jednej maszyny, my do drugiej.
(Osa) - Zaklepuje kółko. Tym razem nic we mnie nie wstapi.
(Joanna) - Ja będę prowadzić w moim oddziale.
(Mariusz) - Z jednym okiem?
(Joanna) - Od was tylko jedna osoba umie prowadzić. Ode mnie tylko Ja. Nie mamy wyjścia.
(Ula) - Kto prowadzi pierwszy?
(Joanna) - Ja z dziewczynami. Byłyśmy w Gdyni, wiemy jak tam trafić. Będziecie jechać za nami.
(Mathias) - Jasne. Maszyny działają?
(Joanna) - Tamten gadał, że powinno chodzić.
(Osa) - Powinno?!
(Joanna) - spojrzała na mur - Chyba nasz sygnał - spojrzała na odchodzących strażników - To nasz znak. Ktoś z was musi otworzyć bramę, tam na górze jest włącznik.
(Mariusz) - Jak ktoś ma mało do stracenia jak ja, to może to zrobić - pobiegł na górę
(Mathias) - Wiem czemu wybraliście ranek. Bo mniejsze ryzyko zauważenia świateł.
(Joanna) - Dobrze myślisz.
(Mariusz) - przekręcił dźwignie - Poszło - zeskoczył na dół

Offline

 

#2 2015-01-22 01:07:17

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 14 - Pozostać człowiekiem

(Osa) - To było palancie zajebiste.
(Mariusz) - Dzięki dryblasie.
(Ula) - Później pokażecie jak się bardzo kochacie. Jak zobaczycie, że można biec, to biegiem.
(Osa) - Zaraz... - brama się otworzyła - Biegiem! Już... Już! - pobiegli
(Strażnik1) - Hej, wy tam! Odejść od samochodów!
(Strażnik2) - Stać! Zatrzymajcie się i odłóżcie broń na ziemi! Ostatnie ostrzeżenie! Będziemy strzelać!
(Osa) - wsiadł do auta - Sprawdźmy czy to cudeńko odpali...
(Ula) - Pośpiesz się...
(Osa) - spojrzał w lusterko - Laski też dotarły... - klucz się zaciął
(Marta) - Szybko zanim otworzą ogień...
(Strażnik1) - Liczymy do trzech, wyjdziecie z maszyn lub podziurawimy was jak szwajcarski ser! - do walkie talkie - Potrzebne wsparcie... Grupa uciekinierów przy północnej bramie...
(Strażnik2) - Jeden...
(Osa) - Kurwa... Co to jest kurwa... Co to kurwa jest - przekręcał bez efektu
(Ula) - Joanna rusza, musimy się pośpieszyć...
(Osa) - Co ja ci kurwa zrobię... Zacięło się...
(Strażnik2) - Zatrzymajcie się, natychmiast! A potraktujemy was ulgowo... Dwa!
(Joanna) - przez okno - Co jest...?! My ruszamy póki silnik się pali, szybko ruszajcie dupy...
(Osa) - usłyszał dźwięk stacyjki - Jest... Kurwa, jest zajebiście... Yea! - przycisnął pedał gazu
(Strażnik1) - Trzy... Strzelać bez komendy... - grupa strażników zaczęła strzelać w auta
(Osa) - Trzymajcie się mocno, może będzie trzęsło... - przyśpieszył - znikli z zasięgu strzału
5 minut później, na drodze do Gdyni.
(Mathias) - Sądzisz, że po wszystkim?
(Osa) - Raczej nas tu nie dosięgną.
(Marta) - Widzicie gdzieś Joannę?
(Osa) - Nie. Musiała przyśpieszyć. Miała jechać wolniej, byśmy się nie zgubili.
(Mathias) - westchnął - Przynajmniej mamy tamtych z głowy... - usłyszał strzał - wsłuchał się - Słyszeliście coś? Jakby strzał?
(Osa) - Sorry, ale rączki mam tutaj. Pewnie to wiatr - przed maską mignęła mu kula - Kurwa... Mathias, Ulka, macie widok na tyły, luknijcie czy za nami nic nie jedzie.
(Mathias) - spojrzał przez tylną szybę - Mamy... Coś jedzie...
(Ula) - Nie tylko jedzie... Co chwilę... - uchyliła się - pocisk zbił szybę - Co chwilę ktoś strzela...
(Osa) - A sądziłem, że odpuścili... Przypadkiem tylko te dwa auta miały działać wyłącznie?
(Marta) - Musimy ich zgubić...
(Osa) - Niedługo minę dopuszczalną prędkość... Trzeba ich opóźnić, nie mogę się rozpędzić od razu... Jest blokada...
(Ula) - Masz na myśli zdjąć ich?
(Osa) - Bez przesady. Najlepiej celować w opony. Zróbcie to zanim nas dogonią... To chyba ferrari czy chuj wie co...
(Mathias) - wyjął snajperkę
(Ula) - Marta, mogę pożyczyć... ?
(Marta) - Nie wiem czy umiesz się tym obsługiwać...?
(Ula) - Kiedyś musi być pierwszy raz - wyjęła snajperkę
(Osa) - Starajcie się walić w opony... Jak przypadkiem traficie w głowę, to nawet lepiej... - próbował gazować
(Mathias) - wycelował w oponę - strzelił - pudło
(Ula) - wycelowała w oponę - Osa zrobił odbicie w lewo - strzeliła - pudło - No żesz...!
(Osa) - Musiałem... Ja tu robie za żywą tarczę...
(Mathias) - dostał laserem po oczach - Blya... - schował się - Jak mamy ich zdjąć?! Świecą po oczach... 
(Osa) - Dlatego jedna osoba celuje w opony, druga chroni pierwsza...
(Ula) - Mathias, zamieńmy się... Osłaniaj mnie...
(Mathias) - celował w przeciwnika - Mam go... Osa zrobił odbicie w prawo - strzelił - Kurwa...
(Ula) - wymierzyła w oponę - strzeliła - prawidłowo - Trafiłam, ale czemu nic się nie dzieje...?
(Osa) - Twarde opony... Spróbuj znowu.
(Mathias) - zobaczył jak ktoś celuje do Uli - wymierzył - strzelił - W samą porę...
(Ula) - Dzięki... - wymierzyła w oponę - strzeliła - prawidłowo - Znowu nic...
(Marta) - Da się ich zepchnąć?!
(Osa) - Zróbcie coś, zanim skończą się nam pomysły...
(Mathias) - włożył do lufy metalowy nóż z ładunkiem - Pora uderzyć z grubego działa...
(Ula) - do Mathiasa - Co to jest?
(Mathias) - Ostateczność... - wymierzył w maskę samochodu - Osa, tylko nie manewruj...!
(Osa) - Streszczaj się...!
(Ula) - wymierzyła w oponę... - strzeliła - prawidłowo - Dostał!
(Mathias) - strzelił - w cel - Trafiony...
(Osa) - odwrócił się - Co ty tam miałeś?
(Mathias) - Patrz na drogę!
(Osa) - Patrz na drogę, bla bla bla... Zawszę patrzę... - spojrzał przed siebie... - O nie kurwa...
(Ula) - Co jest?!
(Osa) - Nie jest dobrze... - zauważył pniak na drodze... - Już po nas...
(Ula) - Po nich też... - spojrzała na uszkodzony samochód... O co ci chodziło z...?
(Osa) - Trzymajcie się... Nie będzie przyjemnie... - auto wpadło na pniak - Kurwaaaaaaaa....
Auto wjeżdżające na konar, sprawiło, że maszyna zaczęła dachować i wytrącona z równowagi wpadła do rowu. W lepszym stanie maszyna przeciwników nie uległa wypadkowi, lecz z powodu trafienia w oponę, prędkość doprowadziła do zatrzymania bezwarunkowego. Pierwszy z pojazdu wyszedł Osa, potem Ula i Mathias. Na końcu Marta. Najbardziej poszkodowany był Osa, bo prowadził, uszkodził sobie łuk brwiowy. Reszta lekko była obtłuczona. Schowali się prędko za autem, czekając na ruch oponentów
(Mathias) - Wszyscy cali?
(Osa) - Wszyscy żyją. Co teraz robimy? Joanna gdzieś kilka kilosów przed nami, a my utknęliśmy...
(Ula) - zauważyła wrogów - Wychodzą... Mają broń...
(Osa) - No co ty nie powiesz... Ilu ich jest?
(Ula) - Najwyżej tylu co nas...
(Osa) - Zdejmujemy wszystkich...
(Mathias) - wycelował w maskę - strzelił - auto zaczęło się palić
(Osa) - Co to było?!
(Ula) - ...
(Marta) - wycelowała w jednego - strzeliła - trafiła w głowę
(Osa) - Idealnie... Mathias, pomóż jej... My będziemy was ubezpieczać...
(Mathias) - wycelował w uciekającego - strzelił - trafił w szyję - Pech...
(Osa) - poczuł zapach siarki... Mathias, Marta... Kryć się! Zaraz jebnie...
(Ula) - Skąd wiedziałeś, że... - usłyszała eksplozję - Skąd wiedziałeś?
(Mathias) - Siarka w powietrzu, do tego paląca się. Zapach poprzedzający wybuch.
(Osa) - Same strzały nie zrobiły tego. Tylko przy kontakcie z czymś łatwopalnym... To mogłoby wybuchnąć... To ma coś wspólnego z tym, co włożyłeś przed strzałem do broni?
(Mathias) - Lekko zmodyfikowany karbid. Nazwijcie to wybuchającym śrutem.
(Marta) - spojrzała na miejsce wybuchu - Boże... Czy ktoś mógł to przeżyć?
(Osa) - Sądząc po tych poćwiartowanych ciałach...? Wątpię...
(Ula) - Znów się rozdzieliliśmy. Co teraz? Bez transportu... Bez mapy...
(Osa) - próbował odpalić auto - Działa... Ale raczej sami go nie przepchniemy...
(Mathias) - Przynajmniej połowę musieliśmy przejechać. Możliwe, że jak przetniemy las, dojdziemy szybciej.
(Osa) - Wiesz jak nie lubię lasów. Co nam pozostaje? Umrzeć na tej drodze. Dobra, idziemy.
Weszli głębiej w las. Szukając dobrej leśnej ścieżki do obejścia drogi głównej. Gęsta roślinność nie dawała wcale im dobrego rozpoznania terenu, lecz na ich szczęście śnieg do tego lasu jeszcze nie dotarł. Mathiasa znów złapał ból w nodze, tak samo jak pół roku wcześniej, przy ucieczce. Drużyna musiała iść wolniej i bardziej się rozglądać.
2 godziny później, centrum lasu, blisko granicy z Gdynią.
Idąc bez celu przed siebie, napotkali opuszczony mały fort, w którym mogła mieszkać jakaś grupa osób. Po dotarciu przed wejście, napotkali wiszącego związanego trupa przywiązanego do dachu leśniczówki. Rozejrzeli się wokół. Znikąd zaczęły schodzić się zombie. Tak jakby przyjście pod fort leśny, było jakąś pułapką. Na początku było ich mniej, potem zbierało się większe stado. Widząc osłabienie ludzi, truposze podążały za zapachem świeżego mięsa. Grupa musiała wbiec do środka. Nie było jak zamknąć wejścia. Weszli na górne tereny, musieli wdrapać się po drabinie. Ale zombie i tak małą tężyzną fizyczną, próbowały wspiąć się do ocalałych. Nie było innego wyjścia, jak tylko otworzyć ogień. Cała piątką wyjęła sprzęt i zaczęła się masowa rzeź. Trup padał jeden po drugim, ale na ich miejsce pojawiało się kilka kolejnych. W pewnym momencie amunicja była na wyczerpaniu. Kiedy gasła już wszelka nadzieja, że grupa skończy w jednym dole, trupy usłyszały inne dźwięki. Obok, na przeciw wejścia. Część mięsożerców poszła w tamtą stronę. Od razu przywitały ich pociski w głowę i odgłosy ludzi krzyczące do grupy, by uciekali póki można. Obcy nie wiedzieli kim są, ale chcieli odciągnąć stado, by dać czas nieznajomym na ucieczkę. Grupa nie dała za wygraną. Ostatnimi nabojami próbowali dopomóc nowym. Gdy się skończyły, a w snajperkach pozostały ostatnie magazynki, przeszli do ofensywy. W ruch poszły noże, ostrza i kolby. Kiedy po dobrych kilkunastu minutach krwawych starć, stado zostało wyeliminowane. Mathias, aż ugiął nogi w kolanach z wrażenia, że nadal żyją. Grupa pełna obaw kim są wybawcy, nie chowali broni, przeczuwali kłopoty. Mathias stał w tyle, ciągle odczuwał ból w nodze, stary uraz przy skoku musiał powrócić przy wcześniejszym wypadku samochodowym. Obcy podeszli do grupy, było ich tylko troje.
(Michał) - Kazaliśmy wam uciekać... Idioci. Możecie schować broń?
(Ula) - Ma rację, już nic nam nie grozi.
(Michał) - Co wy za jedni. Nie rozumiecie co się do was mówi. Mogliście wpakować nas w większe gówno.
(Osa) - Właśnie przyczyniliśmy się do tego, że dłużej pożyjecie.
(Mathias) - do siebie - Po co ta agresja...
(Kacper) - Macie przewagę liczebną, dobra poddajemy się. A może przyłączycie się do nas? Szukamy własnego kąta na ziemi.
(Marta) - Co myślicie o Gdańsku? To nie jest tak daleko.
(Kacper) - Żadnych dużych lokacji. Tam ciebie szybciej okradną, wydupczą i zabiją. Szukamy czegoś w rodzaju bezpiecznej wsi.
(Mathias) - wyłonił się z grupy - Może to wy przyłączycie się do nas i razem pójdziemy do Gdyni?
(Kacper) - Gdynia? Też duży burdel.
(Osa) - Chcemy tylko dotrzeć do jednego miejsca. Zabrać co potrzebne i wracać.
(Kacper) - No to w czym przeszkadzamy?
(Osa) - Mieliśmy kraksę... Auto raczej się nie podniesie z tego. Chyba, że nam pomożecie.
(Kacper) - Nawet nasza trójka z wami by nie dała rady. Auto trochę waży. Co wam zależy. Możecie skorzystać z torów. Przez nie dotrzecie do Gdyni.
(Ula) - Problem leży w tym, że nie wiemy, w którym kierunku mamy iść. Zbłądziliśmy i chcemy do naszych wrócić.
(Kacper) - Nie orientuję się za bardzo, ale Nata będzie wiedzieć. Sama nas wyczaiła przez przypadek. Nata! - krzyknął
(Natalia) - wyłoniła się zza rogu - Przepraszam. Sprawdzałam czy nie ma innych trupów w okolicy... O co cho... - spojrzała na Mathiasa...
(Osa) - ...?
(Kacper) - Dobrze się czujesz?
(Natalia) - ... - zdziwiła się
(Michał) - Nata - klepnął w ramię - Przebywasz tam w środku...?
(Mathias) - To nie może być prawdą... - spojrzał na Natalię
(Natalia) - Ma... Mattt... Mathias...
(Osa) - To wy się znacie?
(Kacper) - Nata znasz tego ziomka?
(Michał) - dał jej z liścia - Ogarnij się...
(Mathias) - Hej...! - probował oddać
(Mariusz) - przytrzymał Mathiasa - Co w ciebie wstąpiło?
(Natalia) - To bolało... - odepchnęła Michała
(Michał) - zaśmiał się - No wreszcie ożyłaś.
(Natalia) - Mathias, to jesteś Ty?
(Mathias) - To jest żart prawda? Ty nie stoisz na przeciwko mnie.
(Natalia) - podeszła - Spróbuj odpowiedzieć sobie tak - przytuliła
(Mathias) - Hę?
(Natalia) - Tęskniłam za tobą... - zaczęła płakać - Myślałam, że dopiero Tam się spotkamy...
(Mathias) - Hę?
(Natalia) - Nic nie rozumiesz? Sadziłam, że jesteś martwy...
(Osa) - Jak na martwego to dobrze sobie radzi.
(Ula) - Osa...?
(Osa) - Przepraszam... Tak więc, to jest ta nasza słynna zguba. No no, nie wiesz gdzie chodziliśmy by ciebie znaleźć... Mathias do końca był zawzięty... Aż w pewnym momencie stracił nadzieje...
(Kacper) - Nata, to jest twój... Chłopak?
(Natalia) - Mój słodziak jedyny. Szukałeś mnie?
(Mariusz) - Wszyscy szukaliśmy.
(Natalia) - Co się z tobą działo przez te pół roku?
(Ula) - Nie chciałabym przerywać, ale mamy zadanie.
(Natalia) - No tak, możemy w drodze pogadać. Do Gdyni idziecie, tak?
(Mathias) - Potem wracamy do Gdańska, więc gdybyś chciała...
(Natalia) - Zżyłam się z chłopakami... Nie wiem... Okaże się w praniu.
(Kacper) - Dużo was jest w tym Gdańsku?
(Ula) - Kilkanaście osób.
(Michał) - Wolimy udać się na wieś, ale jeśli pozwolicie udamy się pierw z wami. Potem się rozejdziemy. Wszyscy.
(Natalia) - A co ze mną? Mogę zadecydować sama? Prawie najważniejszą osobę straciłam, widzę go przede mną, a potem mam znów zerwać więzi?
(Michał) - Nata, spokojnie... To wolny kraj i zrobisz co zechcesz.
(Kacper) - Jeśli chcemy dojść przed wieczorem, powinniśmy już się ruszyć, tak więc pogadamy sobie w drodze.
(Marta) - spojrzała na plecy Natalii - Czy to Ak47?
(Michał) - A jakże. Wszyscy mamy akacze.
(Natalia) - Powiedzcie mi, skąd się wzięliście tutaj?
(Osa) - Azyl w Gdańsku nas przywiódł na północ. Ziemia Obiecana. Nie dla wszystkich.
(Ula) - Chodzi o to, że było nas więcej... Nawet ci, których od Płocka znaliśmy...
(Natalia) - zasmuciła się - To znacie się wszyscy praktycznie od początku.
(Osa) - Przykro mi z powodu rodziny... Byliśmy we Włocławku...
(Natalia) - Wiedziałam, że tak będzie... Ważniejsze, że choć Mathias ocalał. Jak ty sobie radziłeś beze mnie tyle czasu?
(Osa) - pod nosem - Jak ma się laskę na boku, szybko leci czas...
(Natalia) - Co mówiłeś?
(Osa) - Zapewne cały czas myślał o tobie.
(Natalia) - Mathias?
(Mathias) - zamyślił się - Co?
(Natalia) - To prawda co twój przyjaciel mówił?
(Mathias) - Zależy o czym mówił.
(Natalia) - Słuchałeś nas czy z wrażenia ogłuchłeś?
(Mathias) - Słuchałem tylko... Wciąż to dla mnie nowość.
(Natalia) - Myślałeś o mnie, by zabić czas?
(Mathias) - Oprócz myślenia, musiałem działać, wiele razy... Ponad siebie...
(Natalia) - Czyli zakładam, że Twoi rodzice...?
(Ula) - Nie pytaj go o to... Muszę mówić za siebie i naszego kolegę, który też był przy tym... Zaznali spokoju. Brutalna śmierć, ale była konieczna...
(Natalia) - Kochanie - spojrzała na Mathiasa - Dlatego teraz milczysz...?
(Mathias) - Nie chcę do tego wracać...
(Osa) - Sporo pytasz się nas o naszą historię, a co było z tobą? Co Ty też robisz tak daleko?
(Michał) - My dopiero ją spotkaliśmy w Toruniu. Przemarznięta w samej bluzie. Daliśmy jej tą polarną kurtkę. Tyle mogliśmy znaleźć.
(Natalia) - Jestem wdzięczna, że żyję. Dlatego się ich trzymałam. Choć mamy jeszcze te same czapki, które kiedyś kupiliśmy. Ty wybrałeś szarą, ja wolałam lekko żywszą barwę...
(Mathias) - Zawsze wolałaś coś rzucającego się w oczy...
(Michał) - Jeśli będziesz chciała odejść, Nata, zawsze możesz. Nam wystarczy, że będziesz bezpieczna z nimi.
(Natalia) - Nie będziecie za mną tęsknić?
(Kacper) - Trochę, za twoją bojaźliwością.
(Ula) - spojrzała w niebo - Oby Joannie nic nie było...
(Natalia) - złapała Mathiasa za rękę - Wiem, odzwyczaiłeś się od tego gestu...
(Osa) - W sumie nawet dobrze, że był ten wypadek. Inaczej byśmy was nie znaleźli.
(Michał) - Raczej my byśmy was nie znaleźli. Nie miałem odwagi zapytać, ale skąd się urwaliście. Dwie snajpy, pistolet, strzelba, szturmówka, ostrza...
(Mariusz) - Ja nie mam możliwości zmiany mojej ręki...
(Michał) - Byłeś ugryziony?
(Mariusz) - Nie, oszpecony i zdradzony.
(Osa) - Mathias nosi z wyboru. Poręczne cacko i bardzo ciche. Do tej pory nie wiem komu ukradł, ale wolę nie wnikać.
(Natalia) - A ta chusta? Z powodu żałoby?
(Marta) - Z powodu atmosfery. Chroni twarz.
(Natalia) - Tyle o nim wiecie. Więcej niż ja.
(Osa) - Bo mieliśmy sporo czasu, by się trochę o sobie dowiedzieć. Był skromny, ale nie wspomniał, że to od niego to się zaczęło. Był dowódcą, nadal postępuję podobnie jak kiedyś.
(Mathias) - Wyzbyłem się tamtych emocji, bo swoje widziałem i moje serce jest przyzwyczajone do zła obecnego świata.
(Osa) - Innymi słowy. Żegnaj świecie, witaj anarchio.
Godzinę później, okolice Redłowa, Gdynia.
Po przedostaniu się przez granice miasta, grupa dotarła do Redłowa, miejsca, gdzie mogą być przetrzymane zapasy całego miasta. Wiele kosztowało ich dojście. Nie obyło się bez problemów w postaci stada, które krążyło po ulicach Gdyni, które też żerowało na ludzkich i zwierzęcych szczątkach. Na wzgórze prowadziła kręta droga zakończona schodami, które prowadziły na górę. Na górze przy wejściu do posiadłości czekała drużyna Joanny.
(Osa) - Długo czekacie?
(Joanna) - Kilka godzin z kawałkiem, a co?
(Osa) - Były małe komplikacje.
(Joanna) - Właśnie widzę. Niezła jucha jak mniemam. A ta trójka? 
(Mathias) - Są z nami. Można im ufać.
(Joanna) - Nawet lepiej. Więcej rąk do pomocy. Czekaliśmy na was, bo bez was nie zamierzamy w to wchodzić.
(Ula) - Jesteście tu jakiś czas, jak wygląda sytuacja?
(Joanna) - Wydaje się cicho, ale wyczuwam, że w środku przy wejściu jest kilka trupów. W dalszej części budynku może być ich więcej.
(Marta) - Co mamy zrobić?
(Osa) - Może jedni niech wejdą głównym wejściem, inni drugim.
(Joanna) - Dobry plan. My spróbujemy z drugiej strony. Wy zostajecie tutaj. A wy - spojrzała na nowych - Spróbuje nie ruszać się z miejsca i ubezpieczać naszych.
(Michał) - Ona zawsze taka dosadna?
(Joanna) - Mogę się bardziej postarać. Przygotujcie się, nie wiemy, co zastaniemy w środku. Starajcie się nie strzelać, tylko w ostateczności. Strzelajcie tylko jak macie tłumiki - poszła
(Osa) - Mathias, otwieraj drzwi. Rozprawimy się z tym, co jest w środku.
(Mathias) - otworzył drzwi - Uważajcie...
Po otwarciu drzwi od razu leżące trupy rzuciły się do ataku. Wedle zaleceń Osa używał kolby by ogłuszać, potem Ula dobijała nożem. Chwilowo zawiało grozą, kiedy na Osę wpadł trup i prawie ugryzł, fartownie Mathias zainterweniował i ostrzem zapobiegł tragedii. Wewnątrz budynku było brudno, tapety odchodziły od ściany, a z sufitu kapało przez dziurawą podłogę. W środku teren wyglądał na większy, poszli wąskim korytarzem jeden za drugim do pierwszych drzwi. Po otwarciu oczom ukazał się salon z mnóstwem śladów krwi na stole. Na kanapie leżało przykryte ciało, dobite dużo wcześniej przed odkryciem jego. Smród dawał się we znaki. Osa przypadkowo puścił pawia na buty Uli, przez co dostał z liścia od niej, po czym on sam uderzył sobą o ścianę, spadł obraz. Na miejscu obrazu była wiadomość napisana krwią "Śmierć za drzwiami, nie otwierać". Chodziło o drzwi za biblioteczką, z których na podłodze bił blask zapalonego światła. Dziwne, gdyż prądu nie powinno być, a zjawiskiem mogło być światło słoneczne. Mathias z Martą odsunęli regał z książkami i mieli przed sobą drzwi zamknięte na kłódkę. Tam mogły być zapasy lub zamknięte zombie. Odwlekli to. Poszli w innym kierunku, wrócili do głównego holu. Skierowali się schodami do góry. Znaleźli się w niekorzystnym położeniu. W jednym pokoju został przyłapany trup na żerowaniu przy ciele kobiety. Marta zdjęła go przy pomocy tłumika w broni. Sprawdzili pokój, ale prócz rzeczy osobistych, nic przydatnego nie było. Osa załamał ręce, uderzył w ścianę. To miało negatywny efekt. Trupy, które były w pozostałych pokojach usłyszały hałas i zaczynały się zbiegać. Wywiązała się walka, a przez ciasny korytarz, ciosy były ograniczone. Marta z Mathiasem siedzieli w rogach pokoju i strzelali, kiedy trup wyłaniał się z framug.
10 minut później, główny hol.
(Joanna) - Jak u was? Czy oprócz tej rzeźni na górze, znaleźliście coś?
(Osa) - Prócz zamkniętych drzwi... Nic szczególnego, a wy?
(Aneta) - Nic. Żadnych trupów. Wszędzie papiery i krew. Musieli tu być ludzie, ale nie wiedząc czemu część uciekła, a część została. Te zombie, które widzieliście, to ci którzy zostali, ale czemu niektórzy byli przemienieni, a niektórzy umarli normalnie...
(Osa) - Pomożecie nam otworzyć te drzwi po lewo?
(Aneta) - Kłódka? Trzeba zrobić hałas. Nie mamy piły do metalu.
(Osa) - wyjął strzelbę - Już raz nam uratowała dupę - Ja to zrobię, a wy będziecie mnie ubezpieczać.
(Joanna) - Jasne. Chodźmy.
(Ula) - Jesteś pewny? To mała przestrzeń? Co jak będzie rykoszet?
(Osa) - Trafi przynajmniej Mariusza, bo w końcu ma w sobie magnetyzm.
(Mariusz) - Frajer...
(Osa) - przygotował się - No to robimy... - wycelował - strzelił - Fuck Yeah! - kłódka pękła
(Mathias) - otworzył drzwi - zakrył oko - To nie było sztuczne światło... Zobaczcie.
W szczelnie zamkniętym pomieszczeniu było to, czego poszukiwali wszyscy. Żywność, woda, lekarstwa i amunicja. Osa odruchowo rzucił się na Martę i zaczął ją obcałowywać po twarzy, Ula wyjątkowo nie interweniowała. Każdy zaczął pakować tyle ile się da rzeczy do plecaków. Wszelkie pieczywo, mięso i nabiał. Wody mineralne w małych butelkach. Mnóstwo amunicji w małych metalowych opakowaniach. Rysy na ścianach były rosyjski, brzmiały na polski język tak, "NIC NIE JEST TAKIE, NA JAKIE WYGLĄDA". Mathias tylko rozumiał co tu pisze, ale nie zmartwił się tym. Wszystko wyglądało normalnie, nie zanosiło się na żadną napaść, ale jak zwykle przeczucia nie pozwoliły o sobie zapomnieć. W ciągu kilku minut już wszystkie plecaki były wypełnione. Zapasy, które zdobyli, miały starczyć im na przynajmniej kilka miesięcy. Osę zaciekawił napis, w który wpatrywał się Mathias. Wdepnął przypadkowo w ruchomy grunt, gdzie ukryta była skrytka. Otwarto ją. Był w niej granat z kolejnym napisem "SMAŻCIE SIĘ GNOJE". Mathias szybko wziął granat i rzucił przez okno. Kilka sekund później wybuchła bomba w powietrzu.
(Osa) - Stary... Uratowałeś mi dupę...
(Mathias) - Dupę, jaja i mózg, a wiesz co to wszystko łączy?
(Osa) - ...?
(Mathias) - Długość, a nie jest dłuższa niż twój język.
(Marta) - Co to było, ktoś mi powie?
(Joanna) - Pułapka z opóźnionym zapłonem. Miny działają od razu. Granaty z opóźnieniem. Jak ktoś ogarnia, może ustawić czas jaki chce. Kto wie ile czasu to tu leżało.
(Natalia) - przybiegła - Mathias, żyjesz? Słyszałam wybuch i pomyślałam, że coś ci się...
(Mathias) - Miałaś zostać na zewnątrz...
(Natalia) - Nic się nie działo, to przybiegłam. Macie coś?
(Osa) - Przyprowadź chłopaków. Niech wezmą resztę. Nam starczy to co mamy.
(Joanna) - Mówiłam, że przyjście tu się opłaci. Mówiliście, że mieliście problem? No tak, do jednej maszyny was nie wpakujemy. Zrobimy tak, dwójka pojedzie z zapasami w pobliże Gdańska. Potem reszta dojdzie na miejsce i wypakujemy wszystko.
(Marta) - Brzmi rozsądnie. Po co dźwigać tyle kilosów to wszystko.
(Joanna) - Ja mogę pojechać, ale by było fair, niech ktoś od was się usadzi obok.
(Ula) - Widzę bardzo duże zainteresowanie wszystkich. Zatem ja się zgłaszam.
(Joanna) - No to chodźmy do auta, spakujemy wszystko..
5 minut później, główna droga, Gdynia.
Wszyscy spakowali swoje rzeczy do auta. Każdy, oprócz trójka nowych przyjaciół. Joanna wsiadła za kierownice, dając czas, by nowi zastanowili się raz a dobrze, czy chcą jechać do Gdańska. Osa z Mathiasem poszli z nimi na bok, by usłyszeć co ostatecznie chcą zrobić. Nie chcieli wywierać presji przy wszystkich.
(Michał) - Powiedzieliśmy swoje. Mamy własny plan. Nie chcemy większych społeczności.
(Kacper) - Nasza dwójka zmierza do Rynu. Tam można się urządzić.
(Osa) - Może kiedyś wpadniecie do Płocka, jak już byłoby spokojniej. Jeśli po Kataklizmie będziecie chcieli mieć normalne życie w cywilizacji.
(Michał) - Zapamiętamy. Nata, decyduj teraz. Masz swoje zdanie, co powiesz, uszanujemy to.
(Natalia) - Ja już sama nie wiem... - opuściła głowę - Prawdę mówiąc, sama nie wiem...
(Kacper) - Nie możemy tu wiecznie stać. Męska... Ehem... Damska decyzja.
(Osa) - Mamy sporo miejsc. Mamy spore zapasy. Już nie będziesz musiała błądzić. Kwestią jest tylko to, czy chcesz z nami iść. Jeśli przywiązałaś się do swoich, nie mamy prawa ciebie zmusić, byś odeszła. Zostawimy was na kilka minut, ustalcie sobie coś, jak ustalicie, powiadomcie nas - odszedł z Mathiasem
(Mathias) - Coś ją nie ruszyło to.
(Osa) - Mnie martwi jedno. Ona nie wie o Izie. A jak Iza dowie się o niej? Jak myślisz, która którą rozwali pierw lub która ci pierwsza przywali...?
(Mathias) - Zaraz ja tobie przywalę. Za siebie i za Ulkę.
(Osa) - Powiedziałbyś wreszcie na czym ona stoi. Laski nie lubią być okłamywane. Dlatego nikt się nie odezwał, bo liczymy, że ty sam w dobrym momencie powiesz prawdę.
(Mathias) - W swoim czasie. Teraz za wcześnie.
(Osa) - Lepiej jak się Iza dowie? To się wyda, prędzej czy później. Nie jestem tobą, ale ja bym przed zobaczeniem się z Izą, powiedział prawdę Natal