#1 2014-09-23 00:23:16

 Matus95

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-03
Posty: 217
Punktów :   

Rozdział 8 - Póki jest szansa

Mathias obudził się. Był ranek.  Słyszał w tle głosy, ale co ledwo otworzył oczy, spostrzegł, że Uli, Wiktorii i Klaudii nie ma w komnacie zamkowej, w której spały. Zdążył odwrócić głowę i szybko jakieś dłonie zakryły mu oczy, nie zdążył nawet zobaczyć kto go zaskoczył.
(Mathias) - Kto to, Ula?
(Iza) - Nie... - zaśmiała się
(Mathias) - To nie jest możliwe...
(Iza) - zdjęła dłonie - To jest możliwe. Zobacz, dotknij mnie.
(Mathias) - wstał - Przecież powinnaś być w Gdańsku, razem z innymi.
(Iza) - Tęskniłam za tobą. Powiedziałam Osie, że znajdę Cię na własną rękę, pobiegł za mną...
(Mathias) - Osa też tu jest? Co się stało po akcji w ruinach? Co się z wami działo?
(Iza) - Nie chcę byś się tym przejmował, to co było później było gorsze.
(Mathias) - Ktoś ugryziony?
(Iza) - Nie wiem jak to powiedzieć, dopadli Tomka - zaczęła płakać
(Mathias) - zacisnął pieść - Co się stało?
(Iza) - Nie wiem, biegliśmy do przodu, biegł ostatni... Usłyszałam później wołanie o pomoc... Było za późno, leżał na ziemi, a trupy zaczęły go atakować. Zbierało się ich dużo, proszę nie bądź zły... Uciekliśmy stamtąd, nie chcieliśmy sprowadzić ich więcej, zostawiliśmy Tomka...
(Mathias) - Nie zasłużył na to... Nikt nie zasłużył na przemianę...
(Iza) - Jest jeszcze coś... Marzena uciekła, Maks próbował ją powstrzymać, ale pewnego dnia w nocy zniknęła, nie było jej plecaka. Zostawiła tylko list, że nas przeprasza... - zasmuciła się
(Mathias) - uderzył pięścią o ścianę - Grupa się rozpada...
(Iza) - Chodź na zewnątrz, wszyscy na ciebie czekają...
Mathias z Izą wyszli na główny dziedziniec, z góry chłopak zobaczył Osę jak siedzi przy ognisku, a obok niego Ula zawieszona na jego szyi. Było też parę innych osób, ale przez słońce nie było widać kto jest kim. Śnieg nie padał, słońce musiało go blokować. W drodze na dół Iza przytuliła się jeszcze do Mathiasa i pocałowała go w czoło. Mógł na chwilę lekko odchylić chustę z twarzy by pocałować dziewczynę, której nie widział jakiś czas i wreszcie powiedział jej na ucho, że też do niej coś czuje.
(Osa) - Mathias, ty skurwielu. Każesz na siebie czekać.
(Mathias) - założył chustę ponownie - Gdzie Mariusz?
(Osa) - Szczerze gówno mnie to obchodzi. Stał przy bramie od dziedzińca, pewnie nadal stoi, ale co się nim przejmujesz. Wróciliśmy, po was...
(Mathias) - Co to za dwójka, która siedzi na ławce - pokazał ławkę w stronę słońca
(Osa) - Nie poznajesz? Powinieneś do nich iść, martwili się...
(Mathias) - Kto się martwił? Natalia?
(Iza) - Źle spałeś?
(Mathias) - Powiedzcie mi kto tam siedzi.
(Osa) - Tak ciężko podejść i sprawdzić? Twoja matka i ten twój terapeuta. Nic nie zdążyłem podsłuchać, ale pewnie gadali o tobie.
(Mathias) - Jak oni mogą tu być, skoro nie żyją?
(Iza) - Musiałeś mieć zły sen. Jak nie żyją, skoro żyją....
(Mathias) - Może mam coś z głową, ale od kiedy są w grupie?
(Osa) - Odkąd pamiętam. Razem uciekaliście z bloku w Płocku, była ranna, a wszyscy myśleli, że to ugryzienie, pamiętasz?
(Mathias) - Tego nie pamiętam...
(Osa) - Łukasza, tak się chyba nazywa, spotkaliśmy w fundacji razem z Oskarem, to chyba pamiętasz?
(Mathias) - To akurat pamiętam...
(Iza) - Idź z nimi pogadać, denerwowali się o twój stan. Wyglądało to tak, jakby coś w ciebie wstąpiło. Zdążysz się jeszcze nami nacieszyć, idź do nich. To twoja jedyna rodzina.
(Mathias) - do siebie - Czyli te ostatnie miesiące to był sen...
(Matka) - Synku, czekaliśmy na ciebie, usiądź...
(Mathias) - Już się nasiedziałem, co się z wami działo? Co z ugryzieniem, co z fabryką?
(Matka) - Już o tym rozmawialiśmy tamtego dnia. Zraniłam się nożem w samoobronie. Ale czy to ważne, jesteśmy nadal rodziną. Gdyby twój ojciec mógłby tu być...
(Mathias) - Kazałaś mi uciekać bez ciebie, mówiłaś o ugryzieniu... To się nie składa...
(Matka) - To koszmary, każdego z nas nawiedzają. Zobacz, że nic mi nie jest.
(Łukasz) - Może lepiej usiądź. Jesteś jakiś blady.
(Mathias) - usiadł - Jakbyście zobaczyli osoby dla was martwe, też byście się zdziwili...
(Matka) - Wszystko będzie dobrze. Jestem tutaj, tak jak ty. Uratowałeś mnie.
(Mathias) - Możliwe...
(Łukasz) - Przykro mi z powodu twojej drugiej połowy...
(Mathias) - Natalia? Była tutaj?
(Matka) - Wróciła razem z Klaudią, ją też nasz. Chciała Cię zobaczyć, nie zdążyła...
(Łukasz) - Paskudnie to wyglądało. Ugryziona w szyję, a resztę wiemy od twojej koleżanki Izy. Podobno ona ją dobiła na jej prośbę. Szlachetne. Podobno żałowała, że nie mogła Cię ujrzeć po raz ostatni. Spytaj Izy, to mądra dziewczyna, na pewno odpowie na twoje pytania.
(Mathias) - do siebie - To się nie klei...
(Matka) - Jeśli nurtuje Cię ta sprawa, porozmawiaj z Izą, synku. My nigdzie się nie wybieramy na razie.
(Mathias) - wstał - Tak właśnie zrobię. Dziękuję za rozmowę. Dziękuję, że jesteście...
(Łukasz) - Jeśli będziesz miał problem, jesteśmy do twojej dyspozycji - uśmiechnął się
(Matka) - Zmieniłeś się. Masz znajomych, którzy ci ufają. Tego zawsze ci życzyłam. To dobrzy ludzie, jeśli nimi pokierujesz w dobrym kierunku. Nie zachowuj się jak dowódca, zachowuj się jak człowiek, każdy zrozumie, choć ja... Nie muszę ci tego uświadamiać, sam to dobrze wiesz. W końcu dotarliśmy tak daleko.
(Mathias) - Zapamiętam to - wrócił do ogniska
Usiadł przy ognisku, wszyscy oprócz Osy i Izy poszli w swoją stronę, lecz nie opuszczali dziedzińca Malborka. Iza dosiadła się obok, a Osa dał jakiś znak jej i poszedł w stronę bramy. Iza próbowała objąć bliską jej osobę, lecz Mathias jej na to nie pozwolił.
(Iza) - Pokłóciłeś się z mamą?
(Mathias) - Nie, powiedziała mi o Natalii...
(Iza) - Przepraszam... Nie chciałam ci tego mówić. I tak wiele wycierpiałeś.
(Mathias) - Powiedz mi, idziemy na Gdańsk?
(Iza) - Tak jak planowaliśmy przed rozdzieleniem, Mathiasku... Nie pocałujesz mnie?
(Mathias) - Nie Mathiaskuj mi teraz...
(Iza) - Gdzie jest tamten głupek, w którym się zakochałam?
(Mathias) - Nic mi nie jest. Powiedz mi, co powiedziała Natalia przed śmiercią?
(Iza) - Wiesz, że nie chcę o tym mówić. Proszę, nie mówmy o tym...
(Mathias) - Iza...
(Iza) - Chciała Cię zobaczyć przed śmiercią, taka prawda... Był zbyt duży dystans, nie miałam jak Cię znaleźć na czas. Dopiero jak spaliście, znaleźliśmy was.
(Osa) - Pogadaliście sobie, musimy się zbierać.
(Mathias) - Co z chłopakiem i dziewczyną? Wczoraj ich spotkaliśmy tutaj.
(Osa) - Jeden taki mało piękny i taka w szkłach? Wiem o kim mowa. Ulotnili się rankiem, nic więcej nie widziałem. Martwisz się nimi? Nie znałeś ich nawet.
(Mathias) - Tak, ale dostaliśmy od nich trochę informacji.
(Ula) - Wracali z północy, podobno nie mają w Gdańsku miejsca.
(Osa) - Gówno prawda. Wejście zawsze się znajdzie, albo sami je sobie wywalczymy.
(Mariusz) - Zgadza się, razem to zrobimy.
(Łukasz) - Zbierajmy się, śnieg nam na razie odpuścił.
(Iza) - Powinniśmy wrócić na główną drogę i prosto, tak myślę...
(Osa) - Możemy przerżnąć las i trafimy tam szybciej.
(Mariusz) - Masz mózg? Z jednego lasu uciekłeś, chcesz znowu mieć kłopoty?
(Osa) - To nie moja wina, że Tomek wpadł... Kiedy wy uciekliście, ja musiałem go dobić... Iza, biegłaś przed nim, czemu mu nie pomogłaś... Ujebałby sobie łapę, przeżyłby, ale wolałaś uciec... Kurwa, wystarczyło tylko mu pomóc, byłby teraz z nami!
(Iza) - To działo się zbyt szybko...
(Mathias) - stanął między awanturnikami - Osa, dość...
(Osa) - To nie twoja sprawa... To, że dała ci dupy, to nie daje ci prawa, by jej bronić...
(Mathias) - uderzył Osę w nos
(Osa) - Popełniasz błąd...
(Mathias) - Jest jedną z nas... A jak ty próbowałeś zaliczyć Ulę, to było dobrze? Miałem iść za tobą wszędzie? Teraz ty idziesz za mną, więc zamknij pysk lub ci pomogę...
(Ula) - Skarbie, Mathias ma rację. Ochłoń. To niczyja wina.
(Osa) - Podobnie było z Oskarem... Też sobie sam nałożył trupy na ciało?!
(Mariusz) - wyjął nóż - Ogarnij się, albo zaraz zrobię ci drugą dziurę w dupie...
(Iza) - krzyknęła - Proszę, przestańcie! Nie chodzi tu o nas, czemu się kłócimy? Przez tyle miesięcy staraliśmy się przeżyć, chcecie teraz tak skończyć?  Te bestie mają gdzieś wasze sprawy, wasze problemy i wasze słabości... Proszę, chodźmy. Trzymajmy się razem...
(Mathias) - Posłuchajcie jej...
(Ula) - Możliwe, że Iza ma rację...
(Osa) - Możliwe, że ma... Dobra, chodźmy...
(Mariusz) - Drugi raz natknął się na mój nóż - do Mathiasa - Trzeciego razu nie będzie...
Grupa w komplecie opuściła gościnny dziedziniec zamku w Malborku i skierowała się do głównej drogi. W czasie podróży grupa mimo łączności, szła w odstępach. Łukasz z matką Mathiasa wraz z Ulą z przodu. Maks z Wiktorią, Klaudią i Mariuszem po środku. Mathias z Izą i Osą na tyłach. Mimo mrozu, śnieg nie zakłócał pochodu, można było odetchnąć powietrzem, które wiało z chłodnej północy. Byli wszyscy na dobrej trasie, wystarczyło iść prosto, a droga miała ich doprowadzić do Gdańska, który został przekształcony w wielki obóz, dla ocalałych głównie.
(Iza) - Przynajmniej się wszyscy uspokoili.
(Osa) - Dzięki, że mi nosa nie rozjebałeś... - dotknął obandażowanego nosa
(Mathias) - Jesteś sobie winien. Może ja śnie? Może to wszystko jest snem...
(Osa) - Mogę ci przywalić, wtedy się dowiemy.
(Mathias) - To wszystko ma być prawdą? Wcześniej jeszcze miałem inne wspomnienia.
(Iza) - Odpłynąłeś po wizycie we Włocławku, ledwo Cię wyciągnęli. Przestraszyłeś mnie.
(Osa) - Zawsze miałeś talent do pakowania się w kłopoty. Norik, Oskar, Natalia...
(Mathias) - Uwierzę w te przypadki, nie straciłem przecież pamięci przez sen. Ale byłem pewny, że jak wychodziłem... To mama kazała... Zamknąć pokój...
(Iza) - Wszystko do ciebie wróci z czasem, nie martw się. Znów jesteśmy w grupie.
(Ula) - Wiedziałam, że się spotkamy, ale sądziłam, że dopiero w Gdańsku.
(Osa) - Podziękujcie Izie, ona nie patrzyła gdzie lezie, byle przed siebie. Cóż, kosztem jednego z nas, ale trudno... Pewnie gdyby nie jej uparty łeb, nie dotarlibyśmy tak szybko do was. Safe Zone nas popamiętają, tylko ich znów spotkam.
(Mathias) - Goniło was paru, co z nimi?
(Osa) - Chuj ich wie, może trupy ich dopadły. Szczerze jebie mnie ich los. Chcieli nas zabić, a raczej was. Byliście bliżej, widzieliście gdzie spierdolił Mateusz?
(Mariusz) - Cofnął się, to pewne, ale mała widoczność była. Dostał w ramię, widziałem to.
(Ula) - Złamiemy ich, niech się tylko pokażą.
(Łukasz) - Mogę wtrącić swoje trzy grosze? Jak byłem kiedyś w Gdańsku, pewien wojskowy mieszkający tam. potem okazał się być moim starym znajomym, który zniknął z mojego środowiska. Powiedział, że jak będę chciał się dostać do stolicy Północy, mam mieć przygotowane słowa "Niech Bóg czuwa nad tobą gdy nadejdą ciężkie czasy"
(Osa) - To w czymś ma nam pomóc?
(Łukasz) - Może to jakiś szyfr. Rozumiem sens, ale też nie wiem do czego się on tyczy.
(Osa) - Gorsze bzdury słyszałem na kazaniach na religii.
(Ula) - Prawie wyczuwam miasto. Wreszcie bezpieczni. Bez walki. Bez uciekania...
(Osa) - To chwilowe. Raczej nie przetrwamy nocy, więc przyspieszmy tempo.
(Iza) - Jestem głodna...
(Mariusz) - Ula masz coś w zapasie?
(Ula) - Dziś nad ranem skończyło się wszystko. Więc jesteśmy na rezerwie.
(Osa) - Kurwa, musimy się tam dostać, inaczej zdechniemy po kolei.
(Ula) - Gorsze rzeczy przeżywałam, zanim was spotkałam... - z Tomkiem... - zamilkła
(Iza) - Też musiałam sobie radzić, z przerażenia musiałam okradać ludzi, którzy byli na wymarciu... Uciekałam, aż do fabryki...
(Mathias) - Ja miałem zawsze szczęście, miałem od początku swoje zapasy, a potem te, które miał Osa...
(Matka) - do Osy - Tyle minęło czasu, a nie powiedziałam jak bardzo ci dziękuję za pomoc dla mnie i syna...
(Osa) - Dość się nasłuchałem o śmierci moich bliskich, choć Mathias ma kogoś, komu może zaufać.
(Wiktoria) - Bywało gorzej. Jesteśmy blisko, a szkoda, że Karolina nie mogła tego zobaczyć, ani Paulina...
(Mariusz) - Ani ci Rosjanie...
(Mathias) - Ani Natalia...
(Matka) - Trzeba myśleć o tych, których straciliśmy... To nam pomaga...
(Osa) - To tylko poszerza nasz ból. Niby dlaczego nie myślę często o bracie? Bo nie chce rozdrapywać ran, choć on by zrobił to samo, gdym to ja tam leżał.
(Klaudia) - Wiatr wraca, akurat w tym momencie - założyła kaptur
(Osa) - W tym momencie może nawet sam diabeł wkroczyć na ziemię i nam przeszkodzić, jesteśmy za blisko by mnie to obchodziło. Obchodzi mnie tylko nasze przeżycie.
(Ula) - ścisnęło ją w żołądku - Też zaczynam być głodna...
(Mariusz) - Nie powiem, że jestem inny...
Po godzinie marszu grupa dotarła na lekki pagórek, z którego było widać umocnienia Gdańska oraz parę wież. Tylko blask z niektórych okien w mieście był widoczny z daleka, a mała widoczność świateł w nocy sprawiała, że miasto miało być bezpieczne i częste ataki trupów były im nie straszne. Osa gdy zobaczył potężnie otoczone miasto, uronił jedną długa łzę, która przeleciała mu po całej twarzy, póki nie spadła na ziemię.
(Osa) - To musi być to. Dotarliśmy później niż się spodziewałem, ale mniejsza. W zimę dzień trwa krócej. Mathias w końcu musiał pospać do południa...
(Iza) - Spał tyle ile potrzebował.
(Osa) - Wreszcie dotarliśmy do celu. Po tylu miesiącach. Na co czekamy? Idziemy?
(Ula) - Nic nas tu nie trzyma na tym mrozie. Pospieszmy się zanim zacznie padać śnieg.
(Wiktoria) - Biedna Karola, byliśmy tak blisko...
(Łukasz) - Biedna dziewczyna, pamiętam jak zwierzała mi się z problemów. Kochała kogoś?
(Wiktoria) - Nie wiem, tego mi nie mówiła, ale tęskniła za kimś, miała to w oczach.
(Ula) - Rozumiem jakie to musi być ciężkie, zabić najlepszą przyjaciółkę...
(Wiktoria) - Viktor chciał ją zabić, ale ja chciałam to zrobić... Musiałam wyrwać mu broń i zrobić to sama...
(Mariusz) - Ledwo żywi z tego wyszliśmy. Prawie nas pozabijali, bo myśleli, że chcemy ich okraść. Wiki działa pod presją, ale Mathias znów się przydał.
(Mathias) - Przecież ja tylko powiedziałem...
(Mariusz) - Powiedziałeś, że była jedną z nas. Tylko dlatego nas nie zabili.
(Mathias) - Może Alona miała na to wpływ...
(Mariusz) - Między innymi... - zaśmiał się
(Iza) - Spodobałeś się jej, się nie dziwię - uśmiechnęła się
(Mathias) - Skupcie się na drodze... - zmienił temat
(Osa) - spojrzał na bramę - Jezu Chryste... Mario i Józefie... Kurwa mać...
Bramy do wejścia do Gdańska pilnowała dwójka ludzi, chłopak i dziewczyna. Mieli na sobie uniformy podobne do anty terrorystów, kamizelki policyjne z wytartymi napisami. Zaparli się wejścia nie chcieli na początku wpuścić grupy do miasta. Mieli przy sobie karabiny mp5.
(Adrian) - Kolejna grupa?
(Osa) - Wreszcie ludzie...
(Adrian) - Trochę was jest, pewnie chcecie wejść do środka... Tu pojawiają się złe wieści. Z powodu nadmiaru ludzi, nie prowadzimy na razie rekrutacji dla przybywających ludzi. Możemy dać tylko to... - dał znać do kogoś na murze
(Justyna) - Tylko tyle... - złapała spadającą torbę
(Osa) - Co to jest?!
(Justyna) - Jedzenie, Picie, Lekarstwa i różne takie. Powinno wam to wystarczyć na kilka miesięcy, wtedy być może będziemy przyjmować członków.
(Osa) - Że co kurwa proszę? Przeszliśmy tyle, a teraz każesz nam zawracać?
(Justyna) - Jeśli myślisz, że jesteście jedynymi, którzy odeszli, to nie... Sporo osób tu docierało jak wy, wszyscy musieli odejść... Przykro mi, ja nie ustalam zasad...
(Osa) - Może chociaż weźmiecie najstarszych z nas? Ta dwójka dorosłych, ewentualnie ten w chuście, oni potrzebują tego bardziej niż my...
(Mathias) - Co ty gadasz...
(Adrian) - Nie przyjmujemy nikogo więcej. Bierzcie rzeczy i odejdźcie. Nic was tu nie czeka prócz śmierci...
(Łukasz) - Niech Bóg czuwa nad tobą gdy nadejdą ciężkie czasy...
(Osa) - Gdzie niby mamy odejść? Do Płocka, znów mamy się cofać?!
(Adrian) - Chwila, znam te zdanie... Poczekajcie, zaraz wracam - wszedł do środka
(Justyna) - Może jednak los się dla was uśmiechnie...
(Osa) - Co było w tym, że powiedział jakieś porzekadło?
(Justyna) - Skoro zna hasło, to znaczy, że to nie jest zwykłe porzekadło. Od początku każdy kto tu trafia jest dopóki starcza miejsca, ale ci, którzy znają hasło, mogą wejść bez problemu. Musicie należeć do jakieś elity skoro je znacie. A te zapasy... Zatrzymajcie...
(Adrian) - wraca - Macie farta. Macie pozwolenie na wejście do środka.
(Mariusz) - Ot tak?
(Adrian) - Dokładnie. Tylko nie używajcie broni w środku, tam jest dostatecznie bezpiecznie.
(Mathias) - Dzięki, a gdzie możemy spotkać rodziny?
(Adrian) - Istnieje spis ocalałych, którzy nie opuścili miasta, ale z tym nie do mnie. Znajdźcie Sonię, przy ruinach kina ją spotkacie, nie trudno zauważyć. Należy do jednych z najładniejszych dziewczyn, które są w centrum dowodzenia.
(Osa) - Dzięki i sorry za język...
(Justyna) - Nie przepraszajcie. Rozumiemy jaka to sytuacja. Wchodźcie, a i jeszcze jedno. Witamy w Gdańsku... - otworzyła bramę
(Adrian) - Uważajcie na siebie. Tutaj łatwo narobić sobie wrogów, więc nie zaczepiajcie każdego spotkanego nieznajomego...
(Osa) - podniósł torbę z zapasami - Postaramy się nikogo nie wkurwić... Wchodzimy...
Grupa weszła do środka miasta. Było jeszcze większe niż z daleka widziane. Schemat ulic był poplątany, gdzie spojrzeć to wielki obóz tętnił życiem, niczym jakby apokalipsa nigdy się nie zaczęła. Ludzie mijali się, rozmawiali jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Jedynie to auta nie jeździły, tylko tramwaje przymocowane do elektrycznych szyn. Miasto miało wszystko, jedno z tych, w których ostał się prąd i inne potrzebne do życia zasoby. Cel został osiągnięty, miasto miało wszystkich ochronić. Każdy chciał odnaleźć swoich bliskich, więc musieli znaleźć osobę, która prowadzi spis osób przebywających na terenie miasta, także tych nowych, więc grupa musiała także się wpisać, a osobą odpowiedzialną za to miała być Sonia, jedna z centrum dowodzenia. Owe centrum dowodzi całym miastem, a w skład wchodzą osoby, które mają poszczególne zadania. a takie osoby odpowiadają bezpośrednio nad Dowódcą Obozu, którego tożsamości nikt ze zwykłych ludzi nie zna i mało kto z nich się z nim widuje. Sonia siedziała na podniszczonych ruinach na półpiętrze za biurkiem i wypełniała papiery, przez zniszczoną ścianę można było zaobserwować, że tam jest. Wejście do ruin było przez drabinę, gdyż oryginalne schody zostały zniszczone parę miesięcy przed przybyciem grupy Mathiasa. Gdy grupa weszła do budynku, zajmowali oni prawie całe pomieszczenie. Sonia widząc jednorazowo taką ilość osób aż wstała, oderwała się od pracy.
(Sonia) - Witajcie, przepraszam... Zarobiona jestem...
(Osa) - Nie chcemy przeszkadzać, chcemy tylko informacji. Jesteśmy tu nowi.
(Sonia) - Więc muszę was wpisać do rejestru. Ponoć nie było już miejsca, ale ktoś widocznie was tu lubi. Proszę nazwiska, od razu powiem jeśli jest tu ktoś z waszych krewnych.
(Osa) - do Mathiasa - Zacznij, jesteś ważniejszy...
(Mathias) - Mathias Nosarensky.
(Sonia) - Sądząc po wymowie masz coś wspólnego z Rosją, ale tego nie wpiszę. Mam tu cztery nazwiska osób, które są aktualnie i jedno, które niestety nie przetrwało pobytu tutaj.
(Mathias) - Jakie nazwiska? Jestem rodziną, muszę wiedzieć...
(Sonia) - Dziwne to, że dwie rubryki są bez sensu, bo to nie są ludzie. Ciapek Nosarensky i Puśka Grzybowska, dane były połączone.
(Mathias) - Żyją...
(Iza) - To twoja rodzina?
(Mathias) - To mój pies i królik... Ale jak to możliwe...
(Sonia) - Z ludzi to jeszcze Teresa Grzybowska i Antonii Grzybowski.
(Mathias) - Dziadkowie...
(Osa) - Czyli odnalazłeś ich. Widzisz, nikomu nic się nie stało.
(Mathias) - Tylko jak oni tu dotarli...
(Sonia) - Nie powinnam tego zdradzać, ale widzę, że to twoja bliska rodzina... Starcy przyjechali starym czarnym długim mercedesem. Razem ze zwierzętami. Wszyscy są cali. Jeśli chodzi o osobę, która zginęła... Maja Grzybowska, upierali się, że to ich wnuczka. Czyli to musi być twoja siostra...
(Mathias) - poleciała łza - Majka... Biedne dziecko... Tyle ją przeklinałem...
(Iza) - położyła dłoń na ramieniu - Nie wiedziałeś co się stanie...
(Sonia) - Przyczyna śmierci nie jest znana, ale starcy mówili, że miała dziwny ślad na dłoni, próbowali ją leczyć na swoje sposoby. Akurat byłam przy tym jak to się stało. Umarła kilka minut od wejścia do miasta.
(Ula) - Musiała być ugryziona. Nie wiedzieli co to było, chcieli na własny rachunek pomóc, ale z ugryzieniem nic nie wygra... Tylko...
(Mariusz) - Amputacja...
(Mathias) - Gdzie ją pochowaliście?
(Sonia) - Oni ją pochowali, przy cmentarzu, przy północno wschodnim wewnętrznym murze. Rozumiem, że chcesz się zobaczyć z rodziną. Aktualnie są na Oruni, trafisz?
(Mathias) - Tak, byłem tu kiedyś. Powiedz tylko w jakim budynku.
(Sonia) - Jak zobaczysz mały most, skręć w prawo i obejdź objazd. Pierwszy budynek jak odbijesz w prawo, pierwsze piętro, dalej jakoś znajdziesz. Jeśli nie znajdziesz, idź na podwórku za budynkiem, tam często przesiadują nasi mieszkańcy z Oruni.
(Mathias) - Dzięki. Pójdę natychmiast.
(Iza) - Pójdę z tobą...
(Mathias) - Nie. Musisz się zarejestrować. Załatwię to sam. Słyszeliście ją, znajdziecie mnie jak zrobicie swoje. To coś, co muszę zrobić sam.
(Matka) - Dołączymy do ciebie...
(Osa) - podał zamknięte małe pudełko - Daj im to. Nosił to Oskar, a on był kimś. Twoi dziadkowie też są kimś, skoro mają takiego potomka, więc zasługują na to, by też posiadać ten przedmiot. Nie otwieraj go teraz, otwórz go na miejscu i nie pytaj o szczegóły. Dojdziemy do ciebie jak tylko wypełnimy te pierdolone formalności, trzymaj się...
(Mathias) - schował przedmiot do kieszeni - Jasne...
Szedł więc Mathias szlakiem od ruin w prawą stronę, Orunia była przy granicy z wejściem, toteż dotarcie do niej nie wymagało większego trudu. Dzielnica wygląda jak całe miasto dotąd odkryte, bez większych zmian. Przeszedł obok objazdu i skręcił w uliczkę do pierwszego bloku, wejście do bloku było w głąb, w tunelu między owym budynkiem, a podwórkiem. Zajrzał za drzwi, nikogo nie było, wszedł do klatki, potem po schodach. Zaczepiła go obca dziewczyna z przepaską na jednym oku.
(Joanna) - Kolejna przybłęda z zewnątrz?
(Mathias) - Skąd ta pewność?
(Joanna) - Nie jestem pewna. Masz pół twarzy ukrytej, może dlatego.
(Mathias) - A twoje oko?
(Joanna) - podniosła opaskę - Teraz wiesz - zakryła oko
(Mathias) - Przykro mi z tego powodu...
(Joanna) - A ty? Też masz jakaś skazę w ukryciu?
(Mathias) - odkrył twarz - Możliwe, że tylko twarz.
(Joanna) - Nie jest tak źle. Masz przynajmniej parę oczu.
(Mathias) - zakrył twarz - Z przyzwyczajenia noszę. Właśnie zapomniałem po co tu jestem...
(Joanna) - Pewnie kogoś szukasz lub przydzielili ci tu miejscówkę...
(Mathias) - Właśnie już wiem. Przechodzili tutaj starcy... Wiem, że przechodzi tu pewnie takich mnóstwo. Mam na myśli takich ze zwierzętami, pies i królik.
(Joanna) - Pewnie masz na myśli tych, którym ktoś umarł... Tak, domyślam się o kim mówisz. Masz rację, byli tutaj, ale nie ma ich obecnie na terenie tego budynku.
(Mathias) - Poszli na ten cmentarz?
(Joanna) - Mieszkam tu od jakiegoś czasu i jak ostatnio ich widziałam to wychodzili w stronę podwórza, może tam są.
(Mathias) - Dzięki, a tak zapomniałbym... Mathias jestem - podał rękę
(Joanna) - Ania, ale mówi mi Joanna, rozumiesz przez jedno O - zaakceptowała gest - Wiesz, co... Słyszałam o tobie - uśmiechnęła się
(Mathias) - Co w tym takiego zabawnego?
(Joanna) - Nic, tylko miałam wrażenie, że jak mówili o tobie, to w czasie przeszłym.
(Mathias) - Myśleli, że umarłem?
(Joanna) - Pewnie nie przypuszczali, że sobie poradzisz. Moi rodzice byli podobni, a dzień po rozpoczęciu tego czegoś znalazłam ich na drodze z walizkami. Chcieli uciekać, ale nie potrafili się zorganizować...
(Mathias) - Czemu mi to mówisz?
(Joanna) - Bo przeżyliśmy podobne doświadczenia, prawda?
(Mathias) - Ja sam nie wiem co jest prawdą, a co iluzją...
(Joanna) - Nie zatrzymuję Cię, idź do swojej rodziny. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze.
(Mathias) - Właśnie, jakby tu przyszła pewna grupa to zatrzymaj ich tutaj. Miałem się tu z nimi za jakiś czas spotkać.
(Joanna) - Obiecuję. Teraz leć, nie zatrzymuję Cię, a ich spróbuję - uśmiechnęła się
Mathias prędko wybiegł przez tunel na podwórze, wysokie drzewa blokowały mu widoki. Musiał się zbliżyć, usłyszał rozmowę. Powoli stąpał i wyjrzał za drzewo. Na ławkach obok fontanny siedzieli dziadkowie Mathiasa. Wnuk wyszedł z ukrycia i przerwał rozmowę.
(Dziadek Mathiasa) - Ty? Tutaj?
(Mathias) - poleciała łza
(Babcia Mathiasa) - Sądziliśmy, że jesteś...
(Mathias) - wytarł ręką twarz - Martwy?
(Dziadek Mathiasa) - Opuściliśmy mieszkanie,  nie słyszeliśmy nic... Sądziliśmy, że lepiej tam nie wchodzić. Zabraliśmy tylko Ciapka i Puśkę, spotkaliśmy jakiegoś kierowcę, zabrał nas. Nie wiedzieliśmy gdzie nas zawiezie, ale chcieliśmy się wydostać. Podzielił się z nami zapasami...
(Mathias) - Słyszałem o Majce...
(Dziadek Mathiasa) - Nie każ nam tego mówić. Już jej nie ma, ale jeszcze jakiś czas temu miałem ją na rękach.
(Mathias) - Była ugryziona prawda? Kiedy to się stało?
(Babcia Mathiasa) - O czym mówisz? Jakie ugryzienie? Miała tylko zadrapanie na rączce...
(Mathias) - Nawet to wystarczy. Zadrapanie lub ugryzienie już przenosi zarazę. Każdy wie co trzeba zrobić z zarażoną kończyną, jeśli niszczy ona komórki macierzyste w organizmie...
(Dziadek Mathiasa) - Chcesz przez to powiedzieć, że mieliśmy odciąć jej... Rękę? Naszej wnuczce...?! Upadłeś na głowę?
(Mathias) - Powiedzmy sobie szczerze, nie zawsze się lubiliśmy prawda, ale tym razem prawda jest okrutna. Myślicie, że skąd wiem o odcięciu?
(Dziadek Mathiasa) - Zejdź mi z oczu dzieciaku. Jesteś pełnoletni, a zachowujesz się jak przedszkolak. Człowiek cierpi, a ty chcesz go kroić...
(Osa) - To jedyna opcja by uratować życie...
(Babcia Mathiasa) - Kto to? Co to za ludzie... Boże, Córko... - spojrzała na grupę
(Matka Mathiasa) - Dobrze znów Cię wiedzieć matko - uściskała
(Iza) - Wreszcie rodzinka w komplecie, prawda?
(Dziadek Mathiasa) - Co to za ludzie? Kogo wy przywlekliście ze sobą?
(Ula) - Wypraszam sobie. Trzymaliśmy się razem od początku. Niektórzy dołączyli później. Córka i wnuk żyją, a wy narzekacie. Wstydźcie się. Wiemy o wnuczce, ale...
(Dziadek Mathiasa) - Nie mów dalej. Jak śmiesz dziewucho - wstał
(Osa) - Hej dziadek, ogarnij się, dobrze? To ci ukochanego dziecka nie wróci.
(Mathias) - Gdzie zwierzęta?
(Babcia Mathiasa) - W budynku...
(Mariusz) - Zabrać zwierzęta, które hałasują, dobry plan...
(Dziadek Mathiasa) - Odsuń się ode mnie...
(Mariusz) - Nie zarażam. Jestem taki jak ty. Tak, dobrze myślisz. Oszukałem zarazę. Żyję. Tylko z małym defektem.
(Dziadek Mathiasa) - Nigdy bym tego nie zrobił Majeczce, cholerny demonie...
(Iza) - Mogę zobaczyć zwierzaki?
(Mathias) - Które drzwi?
(Babcia Mathiasa) - Pierwsze od wejścia...
(Mathias) - Iza, chodź ze mną. Reszta niech tu zostanie, są w nienajlepszym stanie.
(Mariusz) - Moja w tym głowa, byśmy się nie pozabijali.
(Mathias) - Iza, idziemy...
(Iza) - Dobrze.
Mathias z Izą powrócił do budynku i otworzył drzwi do mieszkanie, gdzie mieszkają dziadkowie Mathiasa wraz ze zwierzętami. Po otwarciu drzwi, od razu rzucił się na niego pies Ciapek, królik nie miał jak, był w klatce, tak jak zawsze. Iza zamknęła drzwi na zamek od środka i poszła za Mathiasem do salonu. Chłopak usiadł na kanapie, wreszcie mógł poczuć się jak w domu, zaznać choć tych warunków, których dawno nie czuł. Iza pogłaskała psa, a ten mimo iż widział dziewczynę pierwszy raz, nie atakował, mimo iż przed apokalipsą robił to namiętnie co dnia.
(Iza) - Piękny pies.
(Mathias) - Przetrwali taki kawał czasu. Nie sądziłem, że ich tu spotkam.
(Iza) - Wreszcie jesteśmy w domu, prawda?
(Mathias) - To nigdy nie będzie dom. Tylko azyl.
(Iza) -No wiesz, można jakiś zacząć już pożytkować ten czas...
(Mathias) - Właśnie to robie, odpoczywam - zamknął oczy
(Iza) - usiadła wznak na kolanach Mathiasa - Też myślę, że trzeba odpocząć. Mam propozycję, mogę na tobie odpocząć, nie lubię spać na kanapie.
(Mathias) - Nie ma jeszcze nocy, ale niech ci będzie...
(Iza) - pocierała tyłkiem o krok w spodniach
(Mathias) - otworzył oczy - Iza, nie pora na to...
(Iza) - chwyciła za twarz Mathiasa - A kto nam zabroni? - zaczęła całować
(Mathias) - Już raz popełniliśmy błąd, Osa słyszał i pewnie inni, a teraz...
(Iza) - wsadziła język do gardła - Cii, wszystko będzie dobrze.
(Mathias) - Nie, proszę. Nie róbmy tego...
(Iza) - To nie była prośba, to był rozkaz. Teraz zamieńmy się rolami. Ja będę panią dowódczynią, a ty moim podwładnym... - próbowała rozpiąć rozporek
(Mathias) - Sam nie wiem...
(Iza) - kucnęła na podłodze - Nie biadol... Przy mnie nie zginiesz - rozpięła rozporek
(Mathias) - Proszę, nie w tej chwili... Tylko nie teraz... - odczuł przyjemne uczucie - Iza...
(Iza) - dźwięk ssania
Para kochała się przez godzinę, a przez zamknięte drzwi nikt nie mógł wejść do mieszkania. Iza przeszła samą siebie, mimo różnorakich pozycji, nie wydawała z siebie głośnych dźwięków, lecz nie obijała się, by nie sprawić ukochanej osobie zawodu. Mathias mimo swoich protestów nie miał wyjścia i musiał się zgodzić na boski akt Izy. Czuł ulgę, że ponownie może się zrelaksować i zapomnieć o problemach, które już miał za sobą, a teraz w bezpiecznym miejscu nic nie miało im zagrażać. Młodzi wiedzieli, że teraz mogą wszystko od nowa zacząć, Iza zaczęła to na swój sposób. Po wszystkim oboje byli zmęczeni i nie mieli siły otworzyć drzwi. Osa musiał wejść oknem i otworzyć drzwi. Zobaczył swojego przyjaciela i Izę pod kołdrą, a pod łóżkiem leżał pies, niczego nie świadomy, a królik przez cały akt miłosny siedział w swojej skrytce w klatce.
(Osa) - Mathias... Znowu się to powtarza... Ale obiecałem, że nie będę się mieszał, w końcu jesteś już świadomie wolny, Natalia nie żyje prawda, a jej zbawczyni jest pod kołdrą.
(Iza) - To nie było potrzebne.
(Osa) - Zapomnieliście by otworzyć drzwi, cieszcie się, że jako jedyny umiem się wspinać. Zaraz tu przyjdzie reszta. Ogarnijcie się jakoś, lub przymknę drzwi do salonu. Nie spodziewałem się takiej willi w mieszkaniu. Rozejrzę się, a wy... Nie przeszkadzajcie sobie. Jakbyście czegoś chcieli, będę za drugą ścianą - wyszedł z salonu
(Mathias) - I znów w tej dziwnej sytuacji...
(Iza) - Nic złego, że się kochamy, prawda? Należy się nam to po tym wszystkim.
(Mathias) - Jednak dziwnie się czuję, jakbym zdradził Natalię. Tak wiem, że jej nie ma... Ale trudno o tym nie myśleć. Może umarła, ale część nadal gdzieś siedzi we mnie, jej część.
(Iza) - Nie kochasz mnie?
(Mathias) - Nie chodzi o to. Z tobą wszystko było inaczej. Seks z tobą nie był taki zwyczajny, było coś w tym wyjątkowego, jakby uczucie...
(Iza) - Dzięki, starałam się, byś nie był zawiedziony...
(Mathias) - Co jeśli ty... Wiesz, zajdziesz?
(Iza) - Odpłynąłeś pod koniec, to prawda, ale nie martw się. Zadbałam o to, byś się nie zapędził za głęboko - zaśmiała się
(Mathias) - Nie zdążyłem się spytać, znalazłaś kogoś z rodziny?
(Iza) - Nie. Albo nikt o nich nie słyszał, albo serio nie żyją... Więc chcesz lub nie, tylko ty mi zostałeś i reszta naszej zabawnej kompanii z Osą na czele.
(Mathias) - Powinniśmy dołączyć do pozostałych, pogadać z nimi...
(Iza) - Może powinniśmy się zebrać grupą i iść na ten cmentarz. Chodzi o twoją siostrę. Na twoim miejscu bym tam poszła. Oddać jej hołd, choć na minutę.
(Mathias) - To na końcu miasta, ale masz rację... Może nie lubiłem jej i często mnie irytowała, to jednak była siostrą... Porozmawiajmy z resztą i chodźmy tam.
(Iza) - Dobrze - uśmiechnęła się
Po ubraniu się, Mathias z Izą dołączyli do pozostałych, którzy rozgaszczali się w mieszkaniu. Ostatecznie starczyło miejsca dla każdego, a jak zabrakło łóżek, niektórzy mogli ze śpiworami spać na podłodze. Dziadkowie rozsiedli się w fotelach i nie odzywali się od wejścia do mieszkania. Widząc wychodzących Mathiasa i Izę z salonu, zmienili wyraz twarzy, ale nadal nie wyrażali zbędnych emocji.
(Osa) - Długo... Rozmawialiście... My rozłożymy się tutaj, wy możecie zostać w salonie.
(Iza) - Co z nimi? - wskazała na dziadków
(Osa) - Mają się nijak z Mariuszem. Zaczęło się od tej gadki z ucinaniem. Ciągle trzymają się twierdzenia, że to nie było ugryzienie zombie.
(Mathias) - Bo nie było, tylko zadrapanie... Efekt ten sam.
(Mariusz) - Przepraszam, ale to nie moja wina, że żyją dłużej o pół roku na świecie i nie wiedzą jak on funkcjonuje teraz? Ugryzienie plus odcięcie równa się przeżycie. Ugryzienie plus gówno robienie równa się śmierć łamana na przemianę.
(Mathias) - Mają inny świat niż przez całe swe życie. Dajcie im czas.
(Iza) - Chcemy z Mathiasem iść na cmentarz.
(Osa) - To idźcie...
(Iza) - My wszyscy, cała nasza grupa.
(Osa) - Serio? Wszyscy? Dopiero co trafiliśmy na lokum, a tu znów trzeba w drogę. Pół roku w trasie, dajcie mi do cholery odpocząć.
(Mariusz) - Ja też zostanę, ktoś musi tego rambo pilnować. Poradzicie sobie?
(Mathias) - Nie pierwsza wizyta na cmentarzu.
(Mariusz) - Pierwsza nie, ale w tym nowym świecie pierwsza. Uważajcie na siebie.
(Osa) - Jakby co to wołajcie, a no tak... Za daleki dystans, po prostu przybiegnijcie.
Większa część grupy wyszła z budynku, Mariusz z Osą i dziadkami zostali w środku. Nikt nie zostawiał broni, wszyscy mieli sprzęt ze sobą. Miasto bezpieczne, ale nie ma zakazu na broń, więc ewentualny atak trupów zakończy się ich eksterminacją. Monika, Klaudia, Wiktoria, Matka Mathiasa, Ula, Łukasz, Maks, Iza i Mathias mieli kawałek miasta do pokonania. Musieli przejść cały Gdańsk wzdłuż prostej linii. Co chwile spoglądali na nich ludzie, niektórzy z nich byli wielce zaskoczeni, gdyż sporo z nich nic nie posiadało, a ludzie w tych czasach chcą być bezpieczni. Społeczność chce się bronić. Ci, którzy łamali zasady, zostali wyrzucani z miasta i nie mieli już do niego wstępu, natomiast mordercy są bici i wypuszczani drugim wejściem do miasta, tym mniej bezpiecznym do podróży, zwykle ci drudzy wracają potem pod mury, lecz jako żywe trupy. W połowie drogi Ulę coś zakuło w żołądku, więc grupa musiała się zatrzymać. Po chwili ruszyli dalej, obserwując teren bardzo dokładnie. Mury najbardziej rzucały się w oczy, wysokie na kilka pięter masywne kolosy.
(Strażnik na murach1) - Alert nr 21a, kontrolujemy sytuację! - do kolegi
(Strażnik na murach2) - Nie podejdą, zaraz wezmę tam ludzi...
(Strażnik na murach1) - Nie ma się czym przejmować. Wszystko wróci do normy.
(Mathias) - Co oznacza alert 21a?
(Strażnik na murach 1) - Wy nie musicie się przejmować. Sytuacja pod kontrolą. Idźcie w swoją stronę... - dźwięk walkie talkie - Tak?
(Strażnik na murach 3) - Ziom, potrzebne wsparcie na zachodniej rubieży... Pędem!
(Strażnik na murach 1) - do radia - Zaraz wyśle tam kogoś, kurwa... Jak zwykle ja...
(Mathias) - Nie ma co, zorganizowani są tu wszyscy.
(Ula) - Nic się nie dzieje bez przyczyny, tak samo jak mój ból...
(Iza) - Może przejadłaś się... Chwila, nic nie jedliśmy od jakiegoś czasu...
(Ula) - Coś muszę wyznać, wtedy w Bydgoszczy... Stało się, nie kontrolowałam tego...
(Wiktoria) - Jesteś w ciąży? Osa wie?
(Ula) - Przecież to jego... - odczuła ból - Z nikim innym tego nie robiłam...
(Iza) - Masz zamiar mu powiedzieć?
(Ula) - Jak wrócimy do mieszkania. Teraz raczej go nie spotkamy.
(Mathias) - Nie pamiętam by do czegoś doszło między wami?
(Ula) - Chyba wiem kto ze mnie wzroku nie spuszczał. Wiem komu chyba robiłam dobrze. Wiem jak najbardziej kto we mnie wchodził...
(Mathias) - Wybacz...
(Ula) - Poza tym, nie myśl, że ty też jesteś święty. Iza wie o czym mowa...
(Iza) - Nie martw się - uśmiechnęła się - Sytuacja opanowana, wiem to.
(Wiktoria) - Taka sama sytuacja jak na murach. Wszystko pod kontrolą.
(Matka Mathiasa) - Dzieci... - odetchnęła
(Łukasz) - Niech rozmawiają, na tym polega relacja z ludźmi.
(Iza) - Ula, teraz musimy martwić się o ciebie.
(Mathias) - Osa jest jej powiernikiem, niech się zatroszczy o swoją kobietę.
(Iza) - Tak jak ty, chyba ja troszczę się o swojego faceta - spojrzała na Mathiasa
(Monika) - Daleko jeszcze? Nogi mi puchną?
(Wiktoria) - W porównaniu z trasą sprzed kilku godzin, to mogę odetchnąć. Kilka minut, może kilkanaście. Jak nie było tych murów, miasto wyglądało inaczej. Teraz można się w nim zgubić.
(Mathias) - Pamiętacie? To było miejsce przy murze. Po prostu się go trzymajmy.
(Klaudia) - usłyszała coś - Słyszeliście coś za murem?
(Iza) - Pewnie trupy słyszą ludzi i kręcą się za nim, żadna nowość.
(Klaudia) - Zaczynam się bać.
(Wiktoria) - Nie bez powodu te miasto jest uważane za jeden z największych azylów dla ocalałych w Polsce. To miejsce trzyma się praktycznie pół roku, dotąd nikt go nie zaatakował.
(Mathias) - Nic nie powinno nam grozić. Słyszeliście tych na górze, mają szybką łączność. Jak pojawi się zagrożenie, oni natychmiast reagują, choć przyznam, ten jeden zachowywał się jakby pierwszy raz trzymał walkie takie.
(Iza) - Też zauważyłeś? Zamiast wyłączyć to włączył i przeklnął przy włączonym.
(Wiktoria) - Wprawdzie, ja też nie umiem korzystać z tego. Paulina umiała...
(Klaudia) - Już jej nie zapytamy...
(Ula) - To był dobry plan by zostawiać starców i zwierzęta z Osą i Mariuszem? To jakby posadzić bombę biologiczną z gazem ziemnym...
(Mathias) - Oboje są na siebie cieci, ale może dlatego nic się otoczeniu nie stanie. Wiedzą, że są w mieście. Każdy odpowiada za siebie, więc mogą jedynie ich wyrzucić.
(Ula) - To nie było zabawne...
(Mathias) - Przepraszam. Nie martw się o nich, przeżywali gorsze rzeczy. Nie pierwsza kłótnia i nie ostatnia.
(Wiktoria) - Chyba widzę cmentarz. Przynajmniej na minutę przestaniemy gadać, wypadałoby. Tylko znajdźmy ten grób, Mathias, jak ona się nazywała?
(Mathias) - Maja Grzybowska. Sam znajdę grób, wy utrzymujcie dystans.
Wszedł na teren cmentarza, gdzie było do tej pory kilkadziesiąt nagrobków, w tym też bezimienne. Niektóre groby były zasypane śniegiem i trzeba było je odsypać by sprawdzić dane. Najbliższe groby były felerne, imienia siostry nie było, ale pod koniec alejki Mathias zauważył wyryte w kamieniu inicjały MG oraz odznaczenie dodawane tylko przy małych pochówkach, białe jasne drewno na przysypanej trumnie. Mathias uklęknął przy mogile, wykonał znak krzyża i zaczął pod nosem recytować "Ojcze Nasz",
(Mathias) - zamknął oczy - zaczął mówić - Ojcze nasz, któryś jest w niebie. święć się imię twoje... Przyjdź królestwo twoje...  Bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi... Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...  I odpuść nam nasze winy...  Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom...  I nie wódź nas na pokuszenie... Ale nas zbaw od złego... Amen... Spoczywaj w pokoju, siostrzyczko... - otworzył oczy - wstał
(Iza) - Amen... - przytuliła Mathiasa
(Matka Mathiasa) - Teraz moja kolej, dobrze? Tylko pomodlę się chwilę i możemy wracać.
(Mathias) - Poczekamy tutaj - do matki
(Łukasz) - Byłeś dzielny, wiedziałem, że to osiągniesz. Stałeś się kimś innym niż byłeś parę lat temu. Pamiętasz tych, o których mówiłeś, że czuli się lepsi od ciebie, bo mieli to czego ty nie miałeś? Teraz ty masz chłopcze to, czego oni nie mają, rozsądnego myślenia.
(Ula) - Jakby nie patrzeć. przeprowadził nas przez to gówno od początku, od fabryki. Próbował pogodzić grupę, pomógł Karolinie, kiedy my wszyscy się od niej odwróciliśmy.
(Iza) - Mój bohater - przytuliła się
(Mathias) - Trudno się nie zgodzić, choć nigdy się nim nie czułem. Robiłem, co musiałem.
(Łukasz) - Robiłeś to, czego oczekiwali od ciebie ludzie.
(Monika) - Pamiętam kiedy mnie z Ulą wyciągnęliście ze sklepu, jak byłam przygnieciona. Współpracowaliście, choć nie wiedzieliście czy oddycham... Jesteś dobrym człowiekiem, Mathias. Wiesz to, a ci co z ciebie szydzili, teraz pewnie cierpią. Błąkają się gdzieś po Polsce, kiedy my jesteśmy tu.
(Ula) - Dobrze, że z nami tu jesteś, a nie gdzieś indziej. Gdyby nie Osa... Nigdy byśmy się nie poznali. Bóg tak chciał, byśmy się połączyli, takie mam przeczucie. Bóg chciał by Iza nas znalazła. Niebiosa są dziś po naszej stronie.
(Iza) - Z ostatnim zdaniem się zgadzam - uśmiechnęła się
(Wiktoria) - Długo się modli - spojrzała na matkę Mathiasa
(Mathias) - Zaraz skończy...
(Ula) - Całe szczęście, mam ochotę się położyć, jak tylko wrócimy...
(Iza) - Ja też, Mathias, robimy powtórkę?
(Mathias) - Nie wypada o tym gadać, nie w takiej sytuacji...
(Iza) - Inaczej ujmę. Zrobimy rekonstrukcję aktu bożego?
(Mathias) - Iza, ty mnie nigdy nie skończysz zadziwiać...
(Iza) - Mathias, mógłbyś wreszcie zdjąć tę chustę - próbowała zdjąć chustę
(Mathias) - chwycił Izę za rękę - Doceniam chęci, ale zostanę przy niej.
(Iza) - Jak chcesz, ale wiedz, że prędzej czy później ci ją zdejmę - spojrzała zalotnie
(Wiktoria) - Iza, nie poznaję Cię. Taka cicha myszka, a tutaj pokazuje pazur...
(Iza) - Nigdy nie lubiłam się wyróżniać.
(Matka Mathiasa) - Skończyłam, możemy wracać.
(Ula) - Wiemy jakie to trudne. Na liście nie było Emilki... Smuci mnie to, ale... Przynajmniej Mathias odnalazł część rodziny. Cieszy mnie to, że choć on coś zyskał po tym wiecznym cierpianiu...
(Mathias) - Jestem tu obok, nie mów tego, jakby mnie tu nie było...
(Ula) - Wybacz mi, przez tego berbecia tracę racjonalne myślenie... Możemy iść nieco wolniej? Jeśli można...
(Iza) - Dobrze, zrobimy co trzeba. Dostosujemy się do ciebie.
Grupa po wizycie na cmentarzu postanowiła wracać. Zakłóciło powrót ich pewne zdarzenie. Gdy trafili do centrum , zauważyli, że ludzie się bali. Wszędzie kręcili się strażnicy. Atmosfera była nerwowa, rozpoczęła się strzelanina słyszana z daleka. Jeden ze strażników wbiegł prawie na grupę.
(Strażnik na murach4) - Z drogi...
(Mathias) - złapał strażnika za ramię...
(Strażnik na murach4) - cofnął się - To boli... Miasto upada...
(Iza) - O czym mówisz? Jak to upada?
(Strażnik na murach4) - Miasto jest niemal zdobyte...
(Mathias) - Jak to zdobyte? Przez kogo...
(Strażnik na murach4) - One wróciły... Pozwólcie mi uciec...
(Ula) - Musimy dostać się do Osy. Za mną!
(Iza) - Nie możemy iść razem, to nas zgubi. Rozdzielmy się. Obejdziemy alejki i spotkamy się przy Oruni.
(Mathias) - Nie ma na co czekać, niemal słyszę te dźwięki... Iza, nie ma dyskusji. Zabierz Matkę i Łukasza ze sobą. Reszta za mną.
(Monika) - Pójdę z Izą, przydam się...
(Iza) - Obiecaj, że spotkamy się na miejscu...
(Mathias) - Obiecuję... Biegiem!
Grupa ponownie się rozdzieliła. Mathias z Wiktorią, Maksem i Klaudią biegli drogą okrężną, gdyż droga powrotna została zablokowana. Skręcili obok studzienki, trafili do kolejnej dzielnicy. Pamiętali, że jedna z wież była w okolicy Oruni, biegli tym śladem. Mijali ludzi martwych lub umierających. Każdy uciekał w pośpiechu. Do tej pory nie napotkali oporu, aż do momentu dostania się na większy teren. Zobaczyli w tym momencie od dłuższego czasu niewidziane trupy, przedzierające się przez dziurę w murze. Bez problemu dopadali poszczególnych ludzi i zagryzali na śmierć. Wiele osób mijanych było zagryzanych żywcem, przez wgryzienie się w ścianę żołądka w poszukiwaniu wnętrzności. Przebiegając obok jednego domu, uruchomili leżącego nieopodal zombie, który się przemienił właśnie w tym momencie. Alarm spowodował pojawienie się większego stada, praktycznie z każdego zakamarka się pojawiali. Droga ucieczki była chwilowo odcięta, trupy zmierzały w ich stronę. Mathias nie wiedząc jak i skąd, wyjął z kieszeni zapalniczkę. Wyciągnął jeden pocisk z magazynka, owinął szmatą i potarł o rozmazaną krew na ziemi. Po czym podpalił i rzucił w zbliżające się stado. To odwróciło tymczasowo uwagę żarłocznych truposzy. Mieli jedyną okazję by przebiec odcinek i dostać się do kolejnej dzielnicy, o krok od Oruni. Niestety Klaudia biegła ostatnia i coś ją chwyciło za nogę, Mathias od razu się odwrócił. Zobaczył jak stado zwróciło uwagę aktualnie na uwięzioną dziewczynę, ale próbował jej jakoś pomóc. Przyłożył snajperkę do twarzy i próbował wystrzelać pojedyncze trupy, aby dać Klaudii czas na szybką ucieczkę w ich stronę.
(Mathias) - Klaudia, jak ci powiem, szybko podnieś się i biegnij w moją stronę...
(Klaudia) - krzyczała - To mnie trzyma, boże... Idą po mnie!
(Mathias) - zdjął jednego - Zaufaj mi. Tylko nie krzycz...
(Klaudia) - Pomóż mi!
(Wiktoria) - To na nic...
(Mathias) - Klaudia, szykuj się... - zdjął drugiego
(Wiktoria) - Mathias - chwyciła za jego broń - Przestań. Marnujemy czas. Zmarnujesz amunicje... Musimy dostać się do Osy i Mariusza, teraz...
(Mathias) - przymierzał się do strzału - Raz popełniłem błąd... Teraz przynajmniej będę próbował - zdjął trzeciego - do siebie - Jeszcze tylko jeden...
(Klaudia) - próbowała uwolnić się z chwytu - Boże, pomóż mi!
(Mathias) - namierzył głowę czwartego - Wreszcie się wychylił - zdjął czwartego - Klaudia! Teraz! Biegnij, nie oglądaj się za siebie!
(Klaudia) - wstała - Dzię... Dziękuję... - odwróciła się odruchowo - Dziękuję
(Mathias) - Teraz między tymi domami, prędko!
(Wiktoria) - Nie wierzę, że to zrobiłeś...
(Mathias) - Póki jest nadzieja... Ja nie zrezygnuję...
(Klaudia) - Poczekajcie na mnie... Poczekajcie na... - coś zza ściany chwyciło ją za ramię
(Mathias) - Kurwa... Klaudia, użyj noża! Masz go w kieszeni!
(Klaudia) - Jak go wyjmę, on mnie wciągnie...
(Wiktoria) - Chodźmy...
(Mathias) - Wszystko będzie dobrze!
(Klaudia) - Dobrze, zaufam ci - sięgnęła po nóż - coś z drugiej ściany ją chwyciło na nogę
(Maks) - Cholera... Te ściany zaraz pierdolną...
(Mathias) - Dobrze, teraz zrób to pokazywał ci Mariusz. Utnij rękę, mocno uderz ostrzem w nią! Potem staraj się uwolnić nogę!
(Klaudia) - Dobrze... - trzęsła się - Zrobię jak mówisz... Zrobię jak... - ściany się wyłamały
(Mathias) - Nie!
(Klaudia) - krzyczała - Mathias! Proszę, pomóż mi... - trupy się na nią rzuciły - Pomóż!
(Wiktoria) - Jest za późno... - chwyciła Mathiasa za rękę - Chodź!
(Mathias) - spojrzał w oczy Klaudii - Przykro mi... Zamknij oczy... Zrób to dla "Niego"...
(Klaudia) - Mathias... Ma... - krzyczała pożerana żywcem
(Mathias) - Zaraz się z nim zobaczysz... - wycelował w głowę Klaudii - strzelił
(Wiktoria) - pociągnęła Mathiasa za rękę - Szybko!
Grupa dotarła do Rudników, przedostatniej dzielnicy, która praktycznie łączy się z Orunią, jeśli obeszłoby się Olszynkę. Droga jednak była zablokowana, a ludzie ginęli w szczynach i we własnej krwi na dole, gdy strażnicy na murach z góry pozbywali się chodzącego ścierwa. Mathias miał pomysł by wejść na dach jednego z budynków i po dachach dostać się na Orunię. Chwycił się krawędzi i podciągnął, po drugiej próbie, gdyż nie był na siłach, a snajperka na plecak mu utrudniała to. Wciągnął po kolei Wiktorię, potem Maksa. Zobaczyli z góry jak coraz więcej trupów wdziera się do miasta, szły za świeżym mięsem w kierunku Oruni. Od razu po dachach i rusztowaniach część grupy pobiegła w tą samą stronę, nie spuszczając oka z sytuacji na dole.
(Wiktoria) - Miasto miało być niezniszczalne, a spójrz. Ledwo co dotarliśmy, chwilę później to się dzieje. Jesteśmy blisko, oby tylko nikomu z naszych nic nie było...
(Mathias) - Nie zwalniajmy, jeszcze kawałek.
(Maks) - dyszy - Jak się dostaniemy na miejsce spotkania?
(Mathias) - Tak jak teraz. Upewnimy się, że Iza z resztą dotarli i dostaniemy się do budynku.
Kilka minut później dotarli w okolice Oruni. Sytuacja wcale się nie polepszała, gdzie nie spojrzeć martwi ludzi, chodząca śmierć i ludzie pożerani żywcem przez trupy. Na ulicach ciągle słychać krzyki, ciągle słychać ten ironiczny szwendacki charkot z krtani, ciągle słychać dźwięki pożerania. Nie było miejsca, gdzie nie było krwi. Zaczął padać deszcz. Cel był o kilkaset metrów od nich. Wystarczyło przeskoczyć z dachu na dach, innej drogi nie było, a zawrócenie nie wchodziło w grę. Mathias rozpędził się i skoczył, przy skoku skurczył nogi i chwycił się wystającej półki skalne. Wiktoria skoczyła druga, z powodu, że była niższa od Mathiasa, ten musiał ją ubezpieczać, lekko się zachwiała, ale poradziła sobie bez pomocy. Maks był ostatni, zawahał się, a pod nimi na ulicy pałętały się trupy bez celu.
(Wiktoria) - Nie jest daleko, skacz...
(Maks) - Chyba nie dam rady, pójdę na około...
(Mathias) - Nie patrz tylko w dół...
(Maks) - spojrzał w dół - Kurwa...
(Mathias) - Nie patrz na nich. Oni są na dole, ty jesteś na górze. Nie dostaną Cię, tylko rozbiegnij się i skocz, złapiemy Cię...
(Maks) - Serio? Myślałem, że...
(Wiktoria) - Jesteśmy przyjaciółmi. Sprężaj się...
(Maks) -Ale złapiecie mnie?
(Mathias) - Tak!
(Maks) - cofnął się - Chyba się zeszczałem...
(Wiktoria) - Skacz wreszcie!
(Maks) - rozbiegł się - skoczył - Łapcie mnie! 
(Wiktoria) - chwyciła za lewą rękę
(Mathias) - chwycił za prawą rękę
(Maks) - Udało się... Udało mi się...
(Mathias) - próbował wciągnąć - Nic z tego, za ciężki... Musisz coś wyrzucić. Musisz rzucić plecak w dół, inaczej wszyscy spadniemy...
(Wiktoria) - Jasna cholera, po co Maks go brałeś...
(Maks) - Tam jest wszystko co mam, wciągnijcie mnie!
(Mathias) - Nie rozumiesz, że nie możemy, jesteś za ciężki... - omsknęła się ręka
(Maks) - Nie! Wiki, proszę nie puszczaj. Wciągnijcie mnie!
(Wiktoria) - Mathias, pomóż mi... - z ledwością utrzymywała dłoń Maksa
(Mathias) - próbował odciąć ramiona plecaka Maksa - Nie ruszaj się...
(Maks) - wiercił się - Nie dotykaj tego... - machał jedną ręką
(Mathias) - Przestań - odciął jedno ramię - Nie wierć się, to może wtedy...
(Maks) - wyślizgnął się z chwytu Wiki - Nie! - upadł na ulicę
(Mathias) - przyłożył rękę do swej twarzy - Cholera... To się nie dzieje...
(Wiktoria) - Chodź, nie marnuj naboi...
Po paru dachach dotarli na miejsce. Na teren Oruni. W okolicy nie było widać żywego ducha, a strzały z murów ustały. Miasto z Azylu przeistoczyło się w wielką zabójczą pułapkę. Dach budynku, gdzie było mieszkanie dziadków Mathiasa, było na wyciągnięcie ręki. Tylko dostanie się do niego, było trudniejsze. Z okna dostrzegli machającą postać. Po dokładnym spostrzeżeniu, była to dziewczyna, którą Mathias spotkał wcześniej na klatce schodowej, dziewczyna z opaską na twarzy.
(Joanna) - szeptem - To ty!
(Wiktoria) - Znasz ją?
(Joanna) - Otworzę zaraz podwójne okno. Moment - otworzyła okno
(Mathias) - Nie można ryzykować. Za duża odległość. Wiesz jak możemy się dostać do środka? Jakaś inna droga?
(Joanna) - Na dół lepiej nie schodźcie. Zamknęłam drzwi i zaryglowałam. Widzicie tą urwaną drabinę pod oknem? To jedyna szansa. Złapcie się jej, a potem was wciągnę do środka...
(Mathias) - Oby to nie był nasz ostatni skok... - cofnął się
(Wiktoria) - Jesteś pewny?
(Mathias) - Wcale... - rozpędził się - skoczył - Blyat... - chwycił się drabiny
(Joanna) - Jeden jest. Teraz ty - do Wiki - Mathias, podaj rękę - pomogła się wspiąć
(Wiktoria) - Ja i moja cholerna gęba... - rozpędziła się - skoczyła - chwyciła się drabiny
(Joanna) - podała rękę Wiki - dyszy - Jesteście wszyscy - pomogła się wspiąć

Offline

 

#2 2014-09-23 00:54:05

Matus951

Administrator

Zarejestrowany: 2014-04-20
Posty: 150
Punktów :   

Re: Rozdział 8 - Póki jest szansa

(Mathias) - Prawie...
(Joanna) - Było was pewnie więcej... Przykro mi. Pewnie chcecie dostać się do pokoju, chodźcie. Nie wejdę z wami, ale poczekam za drzwiami.
(Mathias) - Możesz do nas dołączyć. Nie chcemy by ktoś kto nam pomógł ot tak zginął...
(Joanna) - Wszystko się okaże po czasie. Idźcie do swoich... - zamknęła okno
Wiki wraz z Mathiasem weszli do pokoju, gdzie mieli się zebrać wszyscy po rozdzieleniu. W pomieszczeniu byli tylko Iza, Ula, Osa i Mariusz. Osa siedział z bronią na kolanach, z ręką podparta o szyję. Iza natomiast spoglądała przez okno na chaos w mieście. Nastrój się pogarszał, grupa się rozpadała fizycznie i psychicznie.
(Osa) - Żyjecie... - obojętnie - Gdzie reszta? Gadają z tą laską, Joanną?
(Mathias) - Nie...
(Wiktoria) - Nie żyją...
(Osa) - rozszerzył źrenice - Wiedziałem, że tak będzie...
(Wiktoria) - Dorwali Klaudię... Maks wymsknął mi się z ręki...
(Mariusz) - odetchnął - Wplątaliśmy się w niezłe bagno...
(Iza) - Mathias, twoja mama...
(Mathias) - Co z nią?
(Iza) - zaczęła płakać - Kiedy wróciliśmy, twoich dziadków nie było - wycierała twarz - Łukasz i ona poszli ich szukać, Osa chciał ich zatrzymać, ale nie dało się... Do tej pory nie wrócili...
(Mathias) - Moja rodzina przepadła w tak krótkim czasie...
(Osa) - Tylko zostały ci zwierzęta, ale w tej sytuacji to niewiele zmienia...
(Ula) - Wiesz, że nie przeżyją tutaj. Nie możemy ich stąd zabrać, dobrze wiesz...
(Mathias) - zamknął oczy - Nie może tak się to skończyć...
(Wiktoria) - Jesteś ich właścicielem, tobie wypada to zrobić...
(Osa) - Mogę też to zrobić ja, nie musisz na to patrzeć - wstał
(Ula) - Jesteś pewny?
(Osa) - Spójrz na niego? Nawet jakby chciał, to by tego nie zrobił... Daj nóż...
(Ula) - podała nóż - Zrób to szybko...
(Mathias) - Po to odnalazłem wszystkich, by ich teraz stracić...
(Iza) - Mathias, odwróć się, nie musisz na to patrzeć... - przytuliła
(Mathias) - Chciałbym, aby to się skończyło...
(Osa) - do psa - Nie mam nic do ciebie, ale chcesz cierpieć bardziej niż inni? Wycierpieliście się dużo przez ten czas - klęknął - Obyś spotkał tam kogoś z twoich - podciął gardło
(Ula) - Osa, spójrz na Mathiasa...
(Mathias) - poleciała łza - Nie sądziłem, że tak się stanie... Próbowałem trzymać długo łzy, ale to było silniejsze...
(Osa) - Jeszcze moment, to nie potrwa długo... - kucnął przy króliku - Nie patrz tak na mnie, proszę... Jesteś mały, masz fajne oczy...
(Ula) - wyrwała nóż Osie - Zrobiłeś dość... - kucnęła przy króliku - To zaboli tylko przez moment. Wszystko będzie dobrze - podcięła gardło
(Iza) - Już po wszystkim?
(Ula) - Tak...
(Mariusz) - Nie jesteście ciekawi, co z Moniką?
(Mathias) - otarł twarz - Też ją dorwali, po co nam to wiedzieć...
(Mariusz) - Nie powiedziałem tego. Podobno uciekła, odłączyła się od Izy i reszty...
(Osa) - Trzeba się stąd wyrwać. Proponuję główne wejście.
(Iza) - Oszalałeś, trupy się tam zbierały.
(Osa) - Zbierały się tam, gdzie były strzały. Mamy broń, możemy się przejebać przez stado i wydostać, tylko musimy nie zatrzymywać się, a wydostaniemy się...
(Wiktoria) - Ta dziewczyna z korytarza, Joanna. Jest tu sama, może zabrałaby się z nami?
(Osa) - Ona nie jest z nami... Ale jak wy chcecie, to będzie po waszemu...
(Joanna) - Słyszałam, że gadaliście o mnie.
(Osa) - Możesz się z nami zabrać.
(Joanna) - Macie plan jak uciec? To samobójstwo?
(Mariusz) - Samobójstwo to tu siedzieć i czekać na śmierć. Osa ma plan. Działa mi czasem chuj na nerwy, ale tym razem mądrze pierdoli.
(Ula) - Dziś opuszczamy miasto.
(Joanna) - Którędy?
(Osa) - Główna brama.
(Joanna) - Albo jesteście zdrowo porąbani, albo macie to dobrze przemyślane. Nie mam czasu, by się zastanawiać. Wchodzę w to.
(Mariusz) - Masz broń?
(Joanna) - Nóż w kieszeni to wszystko, co posiadam.
(Ula) - Musi wystarczyć...
(Iza) - Za ile godzin ruszamy?
(Osa) - Z każdą godziną robi się ich więcej, nie mamy chwili do stracenia. Powinniśmy w każdej chwili móc opuścić Gdańsk.
(Mariusz) - Zbieramy się. Utrzymujmy się w dobrych odległościach. Ja z Osą przodem, będziemy oczyszczać teren z kurewstwa. Za nami Mathiasa i Iza, dalej reszta. Nie spuszczajcie gardy, musimy opuścić to miasto za wszelką cenę. Wpakowaliśmy się w to gówno razem i razem z tego gówna wyjdziemy - otworzył drzwi pokoju
(Iza) - Chodźmy...
Grupa w komplecie w drobnych stratach, opuściła gościnny budynek mieszkalny na Oruni. Wokół było pełno trupów, które widząc ludzi, zaczęły się do nich powoli zbliżać. Wszyscy pobiegli, póki szwendacze nie robiły problemy, nie trzeba było interweniować. Gdy zbliżali się do granicy z dzielnicą, zrobiło się nieciekawie. Truposze żerowały na ludzkich zwłokach, wyżerały wnętrzności i wyciągały z martwych ciał ścięgna i jelita. Głowna dzielnica ociekała krwią, a w mieście ni żywego ducha. Były trzy alejki. Z każdej nadciągały stwory. Osa stanął po prawej stronie, Mariusz po lewej. Obaj zdecydowali, że opóźnią pościg i będą grać na czas w alejkach, zabijając po kolei trupy, a reszta miała głównym szlakiem dostać się do wyjścia, gdzie wszyscy by się spotkali.
(Ula) - Osa, Mariusz... Co wy odpieprzacie? To nic nie da, droga jest tędy. Wszyscy możemy uciec... Chodźcie...
(Osa) - Biegnijcie, nic nam nie będzie!
(Mariusz) - Mathias, obiecaj mi coś...
(Mathias) - Co?
(Mariusz) - Zabierz dupę w troki stąd wraz z resztą...
(Mathias) - Ale...
(Mariusz) - Cholera, posłuchaj mnie i tym razem... Bierz grupę i uciekajcie.. Teraz!
Wedle rozkazu, wszyscy oprócz dwójki panów, zaczęli biec przed siebie, Mathias biegł ostatni. Co chwilę się odwracał i widział jak chłopaki mordują po kolei szwendacze, ale trupy z tyłów nie próżnowały, kiedy obaj byli zajęci swoimi, pozostałe trupy idące z głębi miasta zaskoczyły chłopaków. Gdy Osa się odwrócił, jeden ugryzł go automatycznie w szyję. Mariusz zauważył jak Osa pada na ziemię i lekko zastawił alejkę swoją, by pomóc Osie w jego i wybijał tyle trupów ile mógł, dopóty starczyło sił. Jako, że jego proteza na ręce była ciężka, po kilkunastu silnych zamachach, zmęczył się, a gdy spojrzał na Mathiasa kątek oka, trupy zaczęły atakować też jego. Osa leżał nieprzytomny, już żerowały na nim trupy. Mariusz jeszcze miał siłę, wyjął z kieszeni granat, który okradł jednemu ze strażników i rzucił na kamienny pomnik nad nim, po wybuchu pomnik się rozpadł i stopniowo przez wybuch zaczął blokować drogę prowadzącą do wyjścia. To miało spowolnić trupy, ich pościg za Mathiasem i resztą.
(Mariusz) - Nie zbliżaj się... - jęczy z bólu... - Posłuchaj mnie, ostatni raz... Spieprzaj stąd, ratuj innych...
(Mathias) - Wreszcie spotkasz się z Pauliną...
(Mariusz) - Dzięki... Za... Wszystko... - żerowanie zakłóciło rozmowę
(Wiktoria) - Mathias, wszystko ok?
(Mathias) - Uważaj - zobaczył za nią trupa
(Wiktoria) - została ugryziona w szyję - Mathias!
(Mathias) - odciągnął trupa - wbił nóż w głowę - Wiki, biegiem! Do wyjścia!
(Wiktoria) - Co z Mariuszem? Gdzie Osa?
(Mathias) - Nie przyjdą...
(Wiktoria) - Kurwa... Patrz! - pokazała na Izę w potrzasku
(Mathias) - Utknęła... Musimy jej pomóc, ubezpieczaj mnie!
(Wiktoria) - wyjęła pistolet - Gotowa! Tylko szybko, zbliżają się od tyłu!
Mathias musiał wskoczyć na rurę wiszącą przy budynku i dostać się do Izy, którą trupy zapędziły na dach jednego z budynków. Chwycił się i delikatnie przesuwał się z trudem do najbliższego dachu. Dalej skacząc na budynek, musiał uważać by nie przeliczyć swoich możliwości. Doskoczył do ostatniego dachu, który łączył się z budynkiem Izy, lecz mostek, który był, został zniszczony, więc trzeba było zrobić tak jak wcześniej zrobiła Joanna.
(Mathias) - Iza!
(Iza) - Mathias, jesteś tu... Ula, ona... - spojrzała obok na ciało Uli
(Mathias) - Nie krzycz, proszę... Rozpędź się i skocz, złapię Cię!
(Iza) - Nie wiem czy to dobry pomysł...
(Mathias) - Wiki, zdejmij paru... - do siebie - Muszę się do niej dostać... - spojrzał na górę - Bingo, linka elektryczna... - wskoczył
(Iza) - Nie przychodź tu!
(Mathias) - Nie zostawię Cię... - doszedł do połowy - Ręce mi wysiadają...
(Wiktoria) - Został mi ostatni nabój!
(Mathias) - Kurwa... - lina się urwała - chwycił się póki skalnej - wspiął się
(Iza) - To nic nie da. Nie dostaniesz się do mnie... Wiki, użyj tego naboju na mnie!
(Mathias) - Nie!
(Iza) - Oboje wiemy, że z tego nie wyjdę. Jak mam się do ciebie dostać? Jak skoczę, spadnę... Nie chcę umierać z obcych rąk... Chciałabym tak, jak Paulina... Od kogoś bliskiego zginąć...
(Mathias) - Wiki, nie słuchaj jej!
(Wiktoria) - Do kogo mam strzelić?
(Iza) - Strzel do mnie, tylko raz w głowę... Tak, bym nie wróciła...
(Mathias) - rzucił nożem obok stopy Wiki - Nie! Nie zrobisz tego!
(Wiktoria) - wyleciał jej pistolet - No i dupa... Wpadł do jakiegoś budynku... Poza tym...
(Iza) - Wiki, za tobą!
(Wiktoria) - odwróciła się - Jebak... - wyjęła nóż z ziemi - wbiła w głowę trupa
(Mathias) - Iza, skacz! Nie ma innej opcji!
(Iza) - Skoczę, dla ciebie... - rozbiegła się - skoczyła
(Mathias) - chwycił dłoń Izy - Trzymam cię maleńka! Podciągnij się!
(Iza) - Nie mam siły, ty też... Musisz mnie puścić!
(Mathias) - Za dużo straciłem, bym miał stracić ciebie!
(Wiktoria) - Mathias, musimy uciekać!
(Mathias) - Iza, nigdzie bez ciebie nie idę! - próbował wciągnąć - zadyszał się
(Iza) - Wiesz to Ty i wiem to ja... Nic z tego... Puść mnie! Pozwól mi odejść! Jeśli mnie kochasz, pozwól mi odejść...
(Mathias) - poleciała łza - Jak dotrzesz tam... Przeproś moich rodziców...
(Iza) - Masz moje słowo - ześlizgiwała się - Kochałam Cię, Kocham i Będę Kochać nawet po tym... Pozostanę w twoim sercu - puściła dłoń Mathiasa - Teraz twoja kolei. Puść mnie...
(Mathias) - Żegnaj... Wiesz, że przemienisz się...
(Iza) - To wtedy nie będę Ja. Zapamiętaj mnie taką jaką byłam...
(Mathias) - puścił dłoń Izy
(Wiktoria) - Mathias! Idą! Musimy spieprzać, teraz!
(Mathias) - wskoczył na rurę
(Iza) - do siebie - Nie sądziłam... Że Ty, będziesz chciał się... Dla mnie poświęcać...
(Mathias) - wskoczył na budynek startowy
(Iza) - do siebie - Żałuję, że nie mogę już... Spędzić z tobą więcej czasu...
(Mathias) - dołączył do Wiki
(Iza) - do siebie - Powiedziałabym Ci to, czego nie zdążyłam... Że nigdy... Mnie nie zawiodłeś...
Mathias i Wiktoria wybiegli przez główną bramę z Gdańska, lecz też czekały na nich kłopoty. Dzięki nożowi Wiki i snajperce Mathiasa, mogli przedrzeć się przez stado przed miastem. Po tym wszystkim ocalała dwójka wróciła na wzgórze, z którego widzieli wcześniej Gdańsk u chwały, teraz widząc jak się diametralnie zmienił. Wiki była ugryziona, w specyficzne miejsce, którego odcięcie kończy się śmiercią. Wiki wiedziała co ją czeka, objawy zaczęły postępować. Przy ognisku powiedziała, że po jej śmierci, niech zabierze jej plecak i niech znajdzie inną grupę, w której nikt go nie zna i być może zaakceptuje, tak jak jego stara grupa. Wiki umarła parę godzin po wspólnej rozmowie, Mathias został sam. Zgodnie z obietnicą, zabrał rzeczy dziewczyny i ruszył w swoją stronę, pierwotnie chciał wrócić do zamku w Malborku i tam przeczekać zimę. Odszedł zostawiając Wiki, która się miała przemienić, gdyż ostatnim zdaniem jakie powiedziała było, że "Chce odejść jak człowiek". Przeszedł Mathias obok stogu siana, usiadł na chwilę, stracił wszelkie siły na podróż. Lekko przymknął oczy, kiedy spostrzegł, że coś go dotyka, z nerwów odskoczył na siedząco obok, nie miał siły wstać. Próbował wstać, aż w jego stronę padł trup z zamiarem ugryzienia. Podtrzymywał go rękami, tylko to broniło go przed śmiertelną zarazą. Siły go opuściły, stopniowo stracił władzę w rękach. Przez to co się stało w Gdańsku, nie miał kiedy zregenerować sił. Był na wyczerpaniu fizycznym i psychicznym. Stracił wszystkich, których kochał, których szanował. Zamknął oczy, był gotowy na śmierć, by dołączyć do swoich znajomych, by nie czuć już bólu.
(Mathias) - do siebie - Na co czekasz! Ugryź mnie... Nie chcę już z tym walczyć! Daj mi dołączyć do Matki, Osy... Izy i pozostałych! Zostałem sam... Zabij mnie! - poddał się
Poczuł oddech trupa na swojej twarzy, a po chwili zrobiło się ciemno przed oczyma. Ciemność trwała chwilę, po minucie nastała światłość i otworzył trochę oczy. Myślał, że umarł i trafił do nieba, do swoich znajomych, do rodziny.
(Mathias) - do siebie - Czy to koniec... - otworzył oczy całkowicie
(Ula) - Nie... Jeszcze nie koniec. Mamy swoje zdanie do wykonania, ty też.
(Mathias) - Umarłem?
(Ula) - dotknęła ramienia - Spójrz na mnie. To tylko zły sen.
(Mathias) - Co to znaczy sen... Nic nie rozumiem... Co się dzieje?
(Ula) - Nie umarłeś - uśmiechnęła się
(Mathias) - Przecież widziałem to...
(Ula) - To tylko koszmar, nie przejmuj się. To było dla nas spore wyzwanie. Po tym co Mariusz zrobił Paulinie, mam ochotę dupka zostawić... Powinieneś z nim pogadać...
(Mathias) - Czyli wszystko mi się śniło... Widziałem własną śmierć...
(Ula) - Wszystko się ułoży. Do Gdańska niedaleko. Zejdź do ogniska, powinniśmy coś zjeść przed wyjściem. Tak czy siak, ogarnij się jeśli potrzebujesz, ja poczekam na dole - wyszła
(Mathias) - do siebie - Co to było... To wszystko co widziałem... To był sen... Taki prawdziwy... - przyłożył rękę do twarzy - Jeszcze nie umieram - wstał - poprawił bluzkę - Masz rację, jeszcze nie koniec - założył kurtkę - Póki jest cień szansy, będziemy walczyć... - spojrzał w niebo - Dopóki jest o co walczyć, walczmy o to... Walczmy o przyjaźń, walczmy o miłość... - wyszedł z komnaty - Wierzę, że to ludzie kształtują historię, nie zawsze dobrą, lecz to od nas zależy jaką stronę obierzemy. Ja wybrałem - spojrzał na część grupy - Wybrałem życie pełne ryzyka dla nich, związałem swój los z nimi, a oni z moim... Póki oddycham, nie tracę nadziei... Dziękuję mamo - wspomniał twarz matki - Nie zawiodę...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POSTACIE, KTÓRE WYSTĄPIŁY W TYM ROZDZIALE :
- Mathias N
- Ula G
- Wiktoria B
- Mariusz W
- Klaudia L
- Izabela K
- Mateusz C
- Ewa G
- Łukasz J
- Maks G
- Monika S
- Adrian J
- Justyna S
- Sonia T
- Joanna W

Zapraszam do dołączenia do grupy na facebooku : https://www.facebook.com/groups/560968130716467 <<<
Oficjalny fan page: https://www.facebook.com/apokalipsa.zombie.w.polsce <<<

Offline

 
Copyright © 2016 Just Survive Somehow. All rights reserved.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.girlsgames.pun.pl www.zoltysmok.pun.pl www.pozyczki-kredyty-forum.pun.pl www.wol.pun.pl www.przelecz.pun.pl